Poranne przygotowania do szkoły spędził z szerokim uśmiechem na twarzy. Wciąż przerabiał w głowie poprzedni wieczór. Miło było spotkać się z Satoru w innym miejscu, nie tylko w szkole. Przygryzł wargę, gdy oczami wyobraźni zobaczył jak się całowali. Znajomy prąd przeszedł po jego kręgosłupie. Dobrze, że Satoru potrafił się w porę zatrzymać, bo białowłosy dla którego pierwsze takie doświadczenia były niesamowitymi doznaniami i rozum odpływał hen za morza, zbyt mocno i za szybko reagował nie zważając na miejsce i konsekwencje. Liczyły się tylko zmysły dotyku i smaku. A Satoru umie dotykać. Gdyby poczuć te jego palce...
- Cholera ogarnij się Meiji. Nie czas i nie pora na takie myśli. Przyjdzie czas i zaznasz tego co ostatnio nie daje ci spokoju. A może ja go tylko pożądam i mylę z tym czymś ciepłym co nazywam miłością? - aż przystanął na szczycie schodów - Nie, moje ciało nie rządzi mną. Wczoraj tak było, ale zazwyczaj jest inaczej. Staram się. Tego się będę trzymał. Jemu było dobrze. Tylko czemu mnie odepchnął? Nie podobało mu się? Wiem, że kompletnie nie mam doświadczenia, ale dało by się to nadrobić - chaotyczne myśli nie opuszczały go, tłukąc mu się po głowie.
Zszedł na parter. Zostawił plecak przy drzwiach i poszedł na śniadanie. Kazu siedział przy stole i jadł kanapki. Dawniej by mu jedną podkradł teraz wolał sam przygotować dla siebie śniadanie. Jego dobry nastrój się ulotnił. Wyjął dwie kromki chleba, posmarował masłem, na to rzucił po plasterku szynki. Gdy kroił pomidora ręka mu zadrżała i omal nie rozciął sobie palca. Tak nie mogło być dłużej. Nie chciał się czuć jak gorszy gatunek człowieka. Rzucił nóż na szafkę. Odwrócił się do Kazunariego.
-Jak długo jeszcze będziesz zachowywał się w ten sposób? - brat drgnął, ale nadal nie podniósł głowy z nad czytanej gazety. Ostatni kawałek kanapki zniknął w jego ustach - Ignoruj mnie nadal. Co ci przeszkadza, że jestem gejem? Pewnie teraz żałujesz, że tamtego dnia nie zginąłem. Nie miał byś brata pedzia. Pieprzony homofob z ciebie! Wiesz byłem wczoraj na randce z facetem i obmacywałem go, a on mnie - nerwy przejmowały nad nim kontrolę - Widziałeś go, to Satoru. Przybrany brat twojej dziewczyny. Ona nie ma nic przeciw gejom. Jak sądzę rozmawiała o tym z tobą. Zostawiła cię, czy ty ją, bo nie widzę, żebyście się spotykali. Odezwij się do mnie - podszedł do stołu i wyrwał bratu z rąk gazetę - Tu jestem - powiedział dwa ostatnie słowa z rozpaczą - Byliśmy tak blisko, a teraz? Co cię obchodzi co i z kim robię w łóżku. Mama akceptuje to. Dlaczego ty nie możesz?!
Kazu wstał nie zaszczyciwszy Meijiego nawet jednym spojrzeniem. Wyszedł.
Białowłosy strącił na podłogę ręką talerz i kubek z których korzystał Kazu. Naczynia rozbiły się o kafelki z głośnym trzaskiem na kilka kawałków.
-Chrzań się braciszku - postanowił go unikać jak się da i nie odzywać tak jak on do niego - Chce udawać, że nie istnieję? Ma to jak w banku!
***
Ojczym Jira zatrzymał go tuż przy wyjściu z domu. Prosząc o małą pożyczkę.
-Oddam przy pierwszej okazji.
-Co znów przegrałeś? A praca nie zapewnia ci takiej forsy, którą jesteś winien w kasynie? - zapytał lodowatym głosem - Nie jestem bankiem. Zwróć się o kredyt. Może ci go dadzą jak spłaciłeś poprzedni.
-Masz forsę, którą zostawił ci dziadek.
-To są moje pieniądze i na pewno nie dostaniesz ich ty, ani ta wywłoka, która przez przypadek została moją matką.
-Nie mów tak o niej. Nie szanujesz matki!
-A ona szanuje mnie? Ty mnie szanujesz? Powinienem wyprowadzić się z tego gniazda jak najszybciej. Nie powinieneś być w pracy? Zarabiać na swoje miejsce w rynsztoku?! Jak myślisz, kiedy się tam znajdziesz? W końcu przegrasz dom i co wtedy?!
-Daj mi kasę, bo mam do dziś spłacić dług! - szarpnął nim.
-Mam to gdzieś. Idź się lecz bydlaku! - odtrącił jego ręce - I nie dotykaj mnie!
Wybiegł z domu prosto do swego samochodu.
-Kurwa co za popieprzona rodzina! - wsiadł do auta i próbował go odpalić. Silnik się nie odezwał. Za którymś przekręceniem kluczyka wnerwił się nie na żarty i wysiadł z pojazdu trzaskając drzwiami i je kopiąc - Kurwa jego jebana mość!!!
-Co tak od rana przeklinasz? - odezwał się Satoru zza niskiego betonowego ogrodzenia.
-Nic mi ostatnio nie idzie. Dziś już pokłóciłem się z ojczymem i teraz to coś co nazywam samochodem się zepsuło.
Aizawa przeskoczył mur i znalazł się tuż przy przyjacielu. Zabrał mu kluczyki.
-Zaraz zobaczymy co mu dolega - włożył kluczyk do stacyjki i zaczął się śmiać.
-Co takiego jest śmiesznego w tym, że moje auto się na mnie uwzięło?
-Paliwo.
-Nie rozumiem.
-Samochód zapali jak dostanie jeść, a czym się żywi?
-Zapomniałem go zatankować - zakrył dłonią oczy.
-Chodź podwiozę cię do szkoły i opowiesz co tam twój ojciec nawymyślał.
-Ale nie wstępujesz po białasa?
-Dziś Hayato po niego przyjedzie.
-Jak tam randka? Rozdziewiczyłeś go?
-Nie będę nic robił, czego on by potem żałował.
Wsiedli do samochodu Satoru.
-Co cię obchodzi co by było potem?
-Twój ojczym znów popadł w nałóg hazardu? - zmienił temat - Słychać was było aż do nas.
-Nigdy z niego nie wyszedł. Obawiam się, że nawet przez ciągłą nieobecność stracił pracę w kancelarii adwokackiej. A mamuśka zdradza go, a on jest ślepy dopóki daje mu kasę na grę.
Westchnął. Ruszyli świeżo odśnieżoną drogą w stronę szkoły.
***
Matsura siedział w klasie jak na szpilkach czekając na koniec lekcji. Nie mógł porozmawiać z Satoru od rana. Tamten ciągle był z Jiro, a że sam wolał unikać tego chłopaka to nie zbliżał się do nich. Nie jeden raz łapał Satoru na przyglądaniu mu się. Zastanawiało go dlaczego pięknooki nie podejdzie do niego. Czyżby czekał aż Meiji to zrobi- W końcu ze stosem domowych zadań z angielskiego wyszedł na upragnioną przerwę jako ostatni z klasy. Zawsze musi się tak guzdrać- Rozejrzał się po korytarzu w poszukiwaniu obiektu swych westchnień. Szarowłosy stał na końcu korytarza opierając się o ścianę wraz z Hayato i Jiro. Raz kozie śmierć. Oshima mu nic nie zrobi w ich obecności. Najwyższy czas chwycić odwagę w garść i nie wypuszczać jej z rąk. Wczoraj wieczorem w pewnym momencie był bardzo odważny, a teraz stanięcie przy Jiro było pestką w stosunku do tamtego. Podszedł do nich. Hayato uśmiechnął się. Zabawne jak to z początku brał go również za drania. Prawda, że nie zachowywał się miło w niektórych sytuacjach, ale każdy ma złe dni i musi się na czymś wyładować.
-Satoru czy możemy chwilkę porozmawiać?
-Nareszcie do nas podszedłeś - uśmiechnął się chłopak - Długo musiałem na to czekać.
-Słucham?
-Najwyższy czas, żebyście ty i Jiro zaczęli się tolerować.
-Chyba żartujesz - prychnął Oshima.
-Co masz do niego? - zapytał twardo Satoru.
-Denerwuje mnie - chłopak popatrzył na białowłosego z pogardą. Sam nie wiedział czemu go nie lubi. Białas mu nic nie zrobił, ale jak powiedział denerwował go sam z siebie. Czuł to do dużej grupy ludzi, a wyładowywał się na nie licznych, wśród nich był Meiji.
-To niech przestanie cię denerwować - powiedział Hayato - Meijuś jest ekstra - przyciągnął go do siebie. To my was zostawimy, a wy sobie pogadajcie.
Satoru odprowadził wzrokiem przyjaciół i popatrzył na niego.
-Co chciałeś mi powiedzieć?
-Ja przepraszam za moje wczorajsze zachowanie.
-O czym mówisz?
-O tym jak cię pocałowałem i tak dalej. Wiesz, co ci będę opowiadał przestąpił z nogi na nogę.
Aizawa uśmiechnął się słodko.
-Nie masz za co przepraszać było fajnie już ci to mówiłem.
-Dlaczego mnie odepchnąłeś? Pytam ponieważ gnębi mnie to.
-To nie miejsce na takie rozmowy - szepnął.
-To może porozmawiamy o tym jak przyjedziesz po mnie o ile nie zmieniłeś zdania co do zakupów.
-O której kończysz zabiegi?
-O siedemnastej.
-Przyjdę po ciebie do Ryutaro - odgarnął mu kosmyk włosów wpadający do oka.
Meiji na ten czuły gest wstrzymał oddech.
-Dobrze. Będę czekał.
***
Jiro Oshima był zły. Matka zadzwoniła do niego, żeby się dziś w domu nie pokazywał bo robią z ojcem imprezę. Trafiła mu się popieprzona rodzinka. Wolałby być sam niż dalej żyć z nimi. Podjął decyzję, że musi znaleźć sobie mieszkanie. Pieniądze, które zostawił mu dziadek starczą na wynajęcie kawalerki. Znajdzie dorywczą pracę i będzie mu lepiej. Nawet wtedy jak zostanie sam. Ma Satoru i Hayato, może spotka jakąś dziewczynę i będą tworzyć zgraną paczkę jak dotychczas. Ryutaro i Mayuko też będą mile widziani w jego mieszkanku. Teraz musi poprosić Satoru o przygarnięcie na noc.
Korytarze się wyludniły. Ostatni uczniowie weszli do klas. Nie wszyscy jednak, tuż przy swojej szafce stał Meiji i wyjmował książki. O tak uśmiechnął się złowieszczo, to będzie dobry instrument na wyładowanie się.
-Białasie!
Matsura obejrzał się.
-Czego chcesz?
Jiro złapał go za szyję i uderzył nim o szafkę. Meiji miał de ya wu tylko tym razem z inną osobą w roli głównej.
-Nigdy więcej nie przeszkadzaj w rozmowie - syknął - Jak nikt cię nie prosi to nie zbliżaj się. I zostaw Satoru w spokoju. Mały, nędzny szczurze!
Usłyszał zbliżające się kroki i odskoczył od białowłosego.
-Masz szczęście, że ktoś tu idzie.
-A wy czemu nie na lekcjach? - zapytała nauczycielka.
-Przepraszam. Ja tylko wróciłem się po książki - rzekł Meiji i odwrócił się do szafki.
-A ty?
-Ja już idę na lekcję. Sorrki.
Nawet nie miał ochoty iść na lekcje, nie potrafił by się skupić. Skręcił w boczny korytarz, chcąc być poza zasięgiem wzroku nauczycielki. Nagle ktoś go złapał za nadgarstek i wciągnął do jasnego pomieszczenia. Został rzucony na ścianę, a drzwi pokoju zamknęły się cichym kliknięciem. Przed sobą zobaczył twarz Ichiro Arato. Stał tuż przed nim, przyciskając mocno jego ramiona do ściany.
-Jiro, Jiro, Jiro widziałem jak zaatakowałeś tego chłopaka na korytarzu. Dlaczego mścisz się za coś co zniszczyło twój nastrój, na słabszym i niewinnym dzieciaku?
-Gówno cię to obchodzi. Puść mnie!
-Nie krzycz, bo cię zaknebluję. Jesteś agresywny, ja też mogę taki być. Chcesz na kimś wyładować złość? - cofnął się i wyrzucił ręce na boki - Proszę bardzo, jestem gotów. Zaczep kogoś kto ma z tobą równe szanse.
Jiro dopiero teraz zauważył, że jest w sali w której ma odbywać się kurs samoobrony.
-Jestem zły co nie znaczy, że będę się z tobą bił.
-W porządku. Znam sposób na złagodzenie twojej agresywnej natury.
-Jaki? - zapytał kąśliwie.
Arato podszedł do niego i ponownie zamknął jego nadgarstek w mocnym uścisku swojej dłoni. Wyciągnął zaskoczonego chłopaka z sali.
-Ej gdzie mnie ciągniesz? - chciał wyrwać rękę.
Ichiro milczał. Zeszli na parter do szatni.
-Ubieraj się - rozkazał.
-Po co?
-Nie gadaj tylko się ubieraj inaczej nowy dyrektor dowie się jak traktujesz słabszych uczniów - jego wzrok i głos cięły skórę jak żyletki.
Jiro zrozumiał, że nie ma wyjścia. Miał nadzieję, że nie wywiezie go dokądś, gdzie go zabije. Po raz pierwszy w życiu poczuł strach. Nie znał go. Do tego gość pochodził z nieciekawej okolicy. Mógł mieć związki z mafią, a cały ten kurs prowadził po to, żeby zmylić policję. Gdy się ubrał został pociągnięty do drzwi wejściowych, a później na parking. Wsiedli do czarnego lamborghini diablo.
-Porywasz mnie? Wiedz, że nikt za mnie okupu nie zapłaci.
-Nigdzie cię nie porywam.
-To gdzie mnie wywozisz? - denerwował się.
-Zobaczysz.
Mknęli ulicami z dużą prędkością. Jiro spojrzał na licznik.
-Mógłbyś zwolnić? Chcę jeszcze pożyć. Skąd masz takie auto?
-Kupiłem.
-Rzadko kogo stać na takie cacuszko. Jesteś z mafii, czy jak?
-Bez obaw.
Zatrzymali się pod wysokim wieżowcem. Strzeżonym przez ochronę i kamery.
-Wysiadaj i chodź za mną.
Nie miał wyjścia musiał iść za nim. Ciekawość zwyciężyła.
-Dzień dobry, panie Arato - odezwał się ochroniarz w budynku.
-Dzień dobry. Druga zmiana? - przystanął przy mężczyźnie.
-Tak.
-Jak twoja żona?
-Zdrowa tylko marudzi, za miesiąc zostaniemy rodzicami i trochę się tego boi.
-To już za miesiąc? Jak ten czas leci. Trzymaj się. Chodź - ostatnie słowo rzucił do rozglądającego się wokół chłopakowi.
Wsiedli do windy, która zawiozła ich na czternaste piętro.
-Co to za budynek?
-Tu mieszkam.
-Tu? - zdziwił się. Facet na bank jest mafiozem, albo złodziejem, wliczyć w to też może płatnego zabójcę. Nikogo normalnego nie stać na takie luksusy.
-Tak w jednym z mieszkań - gdy podeszli pod jedne z drzwi otworzył je kartą magnetyczną i wpuścił Oshimę do środka - Konkretnie w tym. Rozbierz się.
-Po co zabrałeś mnie do swojego mieszkania? - nerwy powróciły ze zdwojoną siłą.
-Powiedziałem, że znam sposób na uspokojenie cię - zdjął płaszcz i powiesił go w szafie. To samo zrobił z kurtką Jiro.
-Puścisz mi muzykę relaksacyjną?
Ponownie znalazł się pod ścianą, przyciśnięty przez ciało mężczyzny. Twarz Ichiro była tylko kilka centymetrów od jego.
-Wiesz coby ci się przydało żebyś się uspokoił? - nie usłyszał odpowiedzi - Porządne pieprzenie.
Wszystkie mięśnie Jira napięły się w szoku.
-Masz na myśli ja i dziewczyna?
-Nie. Ty i ja. Powiedziałem ci, że mnie kręcisz. Chciałem z tym czekać, ale nie dajesz mi wyboru.
-Wyboru?
-Pokażę ci czego potrzebujesz. Podświadomie tego chcesz. Czuję to - przejechał dłonią po jego torsie w dół i zatrzymał się nad linią spodni.
-Zostaw mnie - panikował - Nie jestem gejem. Podobają mi się dziewczyny.
-Masz rację nie jesteś gejem. Bliżej ci do biseksualisty, ale boisz się spróbować i wypierasz to ze swoich myśli, ale fantazjujesz o tym. Mam rację? - wyszeptał mu do ucha owiewając je ciepłym oddechem - Nie zrobię nic czego nie będziesz chciał.
-Masz ochotę mnie poniżyć - popatrzył mu hardo w oczy - proszę bardzo, ale nie rób tego tak.
-Mam ochotę cię przelecieć.
Jiro zamachnął się i uderzył mężczyznę w twarz. Nawet nie zauważył kiedy Arato zrobił to samo dopóki nie poczuł piekącego bólu na lewym policzku.
-Widzisz ja mogę ci oddać.
-Ja też - ponownie spróbował go uderzyć, ale Ichiro był szybszy i zrobił unik. Kolejny cios skutecznie zablokował następną próbę. Zaczęli się szamotać. Wtedy Arato się zdenerwował z całej siły naparł na chłopaka mocno go przytrzymując i wpił mu się w usta. Jiro szarpnął się gwałtownie, chcąc uwolnić się z jego żelaznego uścisku, ale bezskutecznie. Ichiro był silniejszy od niego. Jeszcze starał się wyrwać, ale jego usta brutalnie zostały rozchylone przez napierający język. Pocałunek był drapieżny, a agresor wprawnie potrafił całować i ten zapach, który roztaczał wokół siebie był nieporównywalny z niczym innym jak z czystym pożądaniem. Kolano wsunęło mu się miedzy nogi, a udo otarło o twardniejąca męskość. Wtedy poczuł, że przegrał, długo starał się opierać, ale w końcu uległ. Przecież marzył, żeby zostać przyciśniętym do ściany i... Teraz miał to, mógł spróbować. Podniecał się i nie myślał racjonalnie o tym co będzie później. Zdusił w sobie jęk, kiedy mężczyzna otarł się o niego. Nieznacznie rozluźnił się i oddał pocałunek. Arato zamruczał zadowolony puszczając ręce chłopaka i położył je na jego plecach, tym gestem przysuwając go do siebie bliżej.
Oshima niewiele myśląc wczepił palce we włosy mężczyzny. Zdjął z nich wstążkę i rozpuścił je. Jedyne co teraz czuł to żar. Żar, który rozchodził się po każdej komórce ciała, rozpalając większy ogień. Brakowało mu tchu co Ichiro wyczuł i rozłączył ich usta. Jiro wciągnął powietrze widząc zamglony wzrok mężczyzny pełen pożądania. Nie umknął jego uwadze zwycięski uśmiech.
-Nigdy się nie mylę.
-W czym? - jego głos był cichy.
-Wiesz ? pogładził mu kciukiem wymęczone wargi ? Nie oddałbyś pocałunku, gdyś nie chciał. Chodź za mną, albo wyjdź, drzwi są otwarte. Za tamtymi drzwiami ? wskazał kierunek palcem ? już mi nie uciekniesz.
Arato odwrócił się ruszył przodem. Chłopak zwrócił większą uwagę na jego ciało i mięśnie pracujące pod koszulką, kiedy mężczyzna przerzucił włosy przez lewe ramię. Również pośladki w obcisłych spodniach wyglądały na twarde i jędrne. Jakby tak się w nich zagłębić. Nie da się przelecieć, ale jakby on... Słyszał i czytał jak to jest i chciał to poczuć, być w nim. I to jak Arato chodził, ta drapieżność w jego ruchach... Cholera ten facet emanował takim seksem, że miał ochotę to zrobić. Później będzie myślał nad swoim zachowaniem. Teraz był ciekaw co go czeka, jak przypuszczał, w sypialni. Poszedł do tych wrót i zamknęły się one za nim. Oddzielając go od zwykłego życia i dając nadzieję na nowe doznania.