Rozdział 28: Coś się w nim zmieniło
Krajobraz za oknem coraz bardziej się zmieniał. Góry przeobrażały się w pagórki, a pagórki w łąki i pola uprawne, na których jeszcze zalegał śnieg. Ilość białych zwałów jednak z każdym kilometrem stopniowo się zmniejszała, aż wreszcie zniknęły, pozostawiając suche, zgniłozielone połacie. Słońce świeciło wysoko na niebie i gdyby nie bezlistne drzewa, łatwo można byłoby pomylić pory roku.
Całkowicie skupił się na kontemplowaniu tych widoków, bo i tak nie miał niczego innego do roboty. Przez te kilka godzin zobaczył też więcej zwierząt niż przez ostatni miesiąc w mieście, co chwilę gdzieś przemykał jakiś zając czy też polujący lis. Najwięcej jednak widział pasących się na obumarłych łąkach łani.
Dziwiła go własna cierpliwość i ciągłe wpatrywanie się w widoki za oknem. Bezustanne cztery godziny takiego siedzenia znudziłyby najcierpliwszych, a on przecież do nich nigdy nie należał. Szybko się nudził. Bał się jednak spojrzeć naprzeciwko, na przysypiającego Janka. Zrobił to dopiero wtedy, kiedy miał pewność, że Schneider zasnął. Opierał głowę bezwładnie o szybę, bujając się prawie niezauważalnie w takt sunącego po szynach pociągu. Na jego twarzy odmalowywało się zmęczenie, zupełnie jakby poprzedniej nocy nie zmrużył oka. Nie odzywali się do siebie, praktycznie nawet na siebie nie patrzyli, chociaż Białecki i tak od czasu do czasu zerkał w jego stronę.
I czuł się okropnie. Z każdą upływającą godziną, oddalającą go od wczorajszego wydarzenia i pozwalającą mu na trzeźwiejszą ocenę sytuacji, czuł się coraz gorzej. Nawet jeśli czasem próbował sobie wmówić, że jest dorosły, to i tak nigdy w to nie wierzył. Zawsze czuł się jak dzieciak. A teraz dodatkowo miał wrażenie, że nigdy nie dorośnie. Zamiast robić coraz pewniejsze kroki do przodu, on sporadycznie się cofał, uzależniając swoje życie od innych. Przecież gdyby nie Krzysztof, to pewnie nie miałby nawet gdzie mieszkać.
? Masz. ? Z zamyślenia wyrwał go głos Adama. Zdezorientowany spojrzał na kolegę, który podsuwał mu pod nos zapakowanego hamburgera z McDonalda, jakiego kupił przed wyjazdem. ? Nic od rana nie jadłeś ? dodał, patrząc na niego swoim zwyczajowym, omiatającym, ale nic nie wyrażającym spojrzeniem. Białecki przełknął ciężko ślinę, a gardło ścisnęło mu się boleśnie.
Całe czas tylko narzekał, nawet na przyjaciół. Bo nie grają tyle, ile powinni, bo nie poświęcają Dzieciom Ludwiczka odpowiedniej uwagi, bo to i tamto. A oni, mimo wszystko, ciągle byli obok. Adam, który martwił się o niego, bo faktycznie nic nie jadł i nie pił od samego rana, no i Remek próbujący ich cały czas zagadywać. Teraz całe szczęście zasnął, już się nie kompromitując, nie wymyślając głupich tematów rozmowy i nie paplając nerwowo w kółko o tym samym. Każdemu z nich udzieliła się sprzeczka Aleksa z Jankiem, nawet jeśli nie wiedzieli, jaki był jej powód.
? Nie jestem głodny ? powiedział Aleks i uśmiechnął się przepraszająco. Adam nagle zmarszczył groźnie brwi, zupełnie jak nie on.
? Ja nie pytałem, czy chcesz ? odparł spokojnie. ? Masz zjeść, nie będziesz cały dzień głodować. I tak jesteś już wystarczająco chudy ? dodał, kładąc przed nim jedzenie. ? I ty też. ? Białecki zerknął na Janka, który chwilę temu musiał się przebudzić. ? Nie potrzebujemy was w szpitalu na dokarmianiu ? mruknął, sięgając do swojej torby, by podać zdziwionemu Jasiowi hamburgera.
Aleks pochylił się nad swoją kanapką, rozpakowując ją powoli i przyglądając się ukradkiem zniechęconej minie Schneidera. On też przez cały dzień nie wziął nic do ust, wyglądał na nieobecnego i niezainteresowanego tym, co działo się dookoła.
? Nie jestem głodny ? odpowiedział dokładnie tak samo jak Białecki minutę temu.
? Nie próbuj zaczynać. ? Nawet Aleks nie miałby na tyle jaj, żeby sprzeciwić się takiemu wydaniu Adama. Mężczyzna mierzył ich tak nieustępliwym wzrokiem, że przez moment poczuli się jak pięciolatkowie, których rodzic przymusza do zjedzenia obiadu. Obaj więc już bez słowa zabrali się za hamburgery, a kiedy ich spojrzenia skrzyżowały się, Janek od razu odwrócił wzrok na szybę, nie poświęcając Aleksandrowi większej uwagi.
***
Wrócili do domów, nie zdobywając się na żadną rozmowę. Chociaż Aleks wiedział, że powinien się odezwać, nie zrobił tego. Kiedyś pewnie zwaliłby to na dumę, no bo jak to tak ? miałby pierwszy wyciągnąć rękę do jakiegoś gówniarza? Prawda była całkowicie inna, zdawał sobie z niej sprawę i nawet nie usiłował jej wyprzeć. Najzwyczajniej w świecie się wstydził. Wiedział, że wczoraj stał o krok od zrobienia największego świństwa osobie, którą kochał, wszystko zawalił i właśnie dlatego bał się odezwać do Janka. Zresztą, chyba powinni dać sobie czas.
Jakoś przeżył noc, prawie nie zmrużył podczas niej oka, więc zabrał się za sprzątanie szczurzej klatki. Kiedy wymieniał trociny, uzmysłowił sobie, że ostatnimi czasy trochę zaniedbał te zwierzęta. Oczywiście karmił je, ale właściciel, który tylko daje jedzenie, nie może nazwać się dobrym właścicielem. Spojrzał w czerwone oczka Demona, wspinającego się po jego udzie, by zaraz wcisnąć mu swój łepek pod rękę. Aleks mimowolnie uśmiechnął się i pogładził miękkie, białe futerko. Demon zerkał na niego z dołu, a jego wąsy poruszały się miarowo.
? Wszystko pieprzę ? powiedział Białecki do siebie, nie odrywając swojego wzroku od ufnie wpatrzonego w niego zwierzęcia. W nocnej ciszy mieszkania niemal nie poznał swojego głosu.
Bo chyba już nie był tym samym Aleksandrem Białeckim. Coś się w nim zmieniło.
***
? Jak to do psychologa? ? zapytał, patrząc na stojącą przed nim lekko zgarbioną kobietę tak, jakby widział ją pierwszy raz. Jakby nie przychodził tutaj każdego wolnego popołudnia, jakby pani Lila nie witała go zawsze w progu z lekkim uśmiechem. Dzisiaj jednak na jej naznaczonej zmarszczkami twarzy nie dostrzegł chociażby cienia uśmiechu. Omiotła go jedynie zmęczonymi oczami osoby, która całkowicie poświęciła się dzieciom, tracąc przy tym coś naprawdę bardzo cennego ? własne życie z niezatartą granicą między swoimi problemami a problemami innych.
? To, co zrobił, jest niedopuszczalne ? wyjaśniła po raz któryś i westchnęła ciężko, kręcąc bezradnie głową. Nie była taka stara, miała jakieś pięćdziesiąt parę lat, mimo że wyglądała na dziesięć więcej. Podopieczni ją tu lubili, a ona lubiła ich. Nawet Piotrek, kiedy o niej opowiadał, mówił z wyczuwalnym szacunkiem. Aleks zawsze gdy nią patrzył, miał w głowie ułożoną historię kobiety, która z jakichś przyczyn nie mogła mieć własnych dzieci, więc zaczęła opiekować się tymi opuszczonymi i niechcianymi. I za każdym razem, mimo że wcale tak łatwo się do tego nie przyznawał, okropnie jej współczuł.
? Ale jak to... jest pani pewna, że to on? ? zapytał, nie potrafiąc przyjąć do wiadomości tego, co usłyszał. Przecież Piotrek... jego Piotrek nie był takim dzieckiem.
? Sam się przyznał ? odparła. ? Myślę, że on próbuje zwrócić na siebie pańską uwagę. I naszą pewnie też. Nie chce być samotny, a przez ostatnie dni nie widywał się z panem ? dodała, podsuwając mu pod nos talerz ciastek. ? Niech pan weźmie jedno.
Aleks uśmiechnął się krzywo i pokręcił głową.
? Dziękuję. ? Chyba nic by nie przełknął.
Jeden problem rodził kolejny i kiedy jedna rzecz się waliła, nagle zaczynało walić się całe życie. Nieszczęścia zawsze chodziły parami, stara, powszechnie znana prawda, której teraz nie mógłby zaprzeczyć. Przetarł twarz dłonią, miał już naprawdę dość. Czuł się tym wszystkim zmęczony, gdyby tylko mógł, odciąłby się od świata, usiadł gdzieś z boku i po prostu poszukał spokoju. ? Nie mogłem ostatnio przyjść, miałem... wyjazd służbowy ? wyjaśnił, nie chcąc zagłębiać się w szczegóły.
? Oczywiście nie mam do pana pretensji. ? Kiwnęła głową. ? Jest pan dobrym bratem, Piotrek pana uwielbia. On po prostu boi się, że i pan go zostawi.
I pan go zostawi ? aż zadudniało mu w uszach. Rozumiał go, sam jeszcze niedawno był dzieciakiem szukającym jakiegokolwiek przejawu zainteresowania u innych. Właśnie przez to co chwilę się zakochiwał, przez to nie mógł przestać myśleć o Macieju, a szukanie sponsorów dla kasy też w pewnym sensie było wymówką, bo znalezienie się z facetem w łóżku to też jakaś forma poświęcanej m uwagi. Boże drogi, pomyślał, wpatrując się w siedzącą naprzeciwko kobietę szeroko otwartymi oczami. Jestem żałosny.
? Proszę pana...? ? zapytała nerwowo, kiedy twarz Aleksa kolorytem przypominała ścianę.
? Przepraszam ? mruknął i wymusił uśmiech.
? Ma pan stałą pracę? ? Spojrzał na nią ze zdezorientowaniem. Pokręcił przecząco głową, nawet nie chcąc udawać, że było inaczej. Na koncie miał niecałe sto złotych, a dzwonienia do Krzysztofa i proszenia go o pieniądze nie można było raczej nazwać stałą pracą.
? A nie myślał pan o znalezieniu czegoś? Jako rodzina Piotrka, miałby pan spore szanse, żeby stać się jego opiekunem prawnym ? powiedziała, na co on aż na moment zamilkł. Po chwili prychnął pod nosem i uśmiechnął się kpiąco.
? Proszę pani, ja ledwo co umiem zająć się samym sobą. ? Słowa tak po prostu, bez żadnej kontroli, opuściły jego usta, swoją szczerością zaskakując samego Aleksa. Zamrugał, widząc jej zdziwiony i nieco skonfundowany wyraz twarzy. Nie odpowiedziała, prawdopodobnie będąc zbyt zdezorientowana.
Chrząknął, czując, jak zaczynają palić go policzki. Wstał szybko, odsuwając krzesło z głośnym skrzypnięciem. ? Pójdę do niego już. Porozmawiam z nim o tym... zdarzeniu ? mruknął i aż się skrzywił, kiedy coś tak okrutnego nazwał ?zdarzeniem?.
Siedział na łóżku, wpatrując się naburmuszonym wzrokiem w okno. Wiedział, że nie był sam, ale usilnie go ignorował, nie reagując nawet wtedy, kiedy Aleksander zapukał w otwarte drzwi.
? Hej ? powiedział głośno, ale i to nie spotkało się z odpowiedzią. Westchnął ciężko i podszedł do dwupiętrowego łóżka. Na dolnym posłaniu przesiadywał jego brat. ? Wypada coś odpowiedzieć, wiesz? ? zapytał w końcu, nie wiedząc jak inaczej dotrzeć do dziecka. Piotrek wreszcie łaskawie oderwał spojrzenie od okna i przeniósł je na Aleksandra.
? Siema ? warknął, zupełnie jak nie on. Przez twarz starszego Białeckiego przebiegł cień zniechęconego grymasu.
? Co się dzieje, co? ? Usiadł tuż obok, ale nic więcej nie zrobił. Ani go nie dotknął, ani nic więcej nie powiedział. Nie miał pojęcia, jak powinno się obchodzić z takimi dziećmi, nie pamiętał, jak sam chciał, żeby z nim rozmawiano, kiedy miał osiem lat.
? Nic się nie dzieje ? prychnął Piotrek, gromiąc go spojrzeniem.
? Piotr... Pani Lila... ? Otworzył szeroko oczy, wpatrując się w Aleksandra w szoku.
? Ta pierdolona suka ci powiedziała! ? krzyknął, aż zaciskając ze złości pięści, zupełnie jakby zaraz miał się rzucić na starszego brata, żeby go pobić. Aleks wpatrywał się w niego, nie dowierzając w to, co widział i słyszał. Gdzie się podział ten kochany dzieciak?
? Nie mów tak! ? warknął nagle, aż podnosząc się na równe nogi. Prawie też zarył głową w górne łóżko. Sam nie wiedział jak, ale w ostatniej chwili udało mu się uchylić przed zbliżającą się belką. ? Co się z tobą dzieje?! ? powtórzył pytanie, tym razem jednak już ostrzej. ? Zwariowałeś? Kto normalny bierze królika i go patroszy? Przecież bawiłeś się z moimi szczurami, co ci, dziecko, odwala, co? ? zapytał, a jego głos zaczął się załamywać. ? Mi też nigdy nie było łatwo. Niespodzianka! Miałem takie samo życie jak ty, tylko że nie miałem starszego brata, który by się mną przejmował ? syknął, tracąc już kontrolę nad swoim językiem. Monologu nie przerwał nawet siedzący cicho i wpatrujący się w niego z przerażeniem Piotrek. ? Kocham cię, ty durny bachorze. Nigdy nie myślałem, że to komuś powiem, ale jesteś, kurwa mać ? nie panował już nad sobą ? dla mnie bardzo ważny. Może i nie mogę cię wziąć do siebie, bo nie mam kasy, nie mam swojego mieszkania i jestem prawdopodobnie najżałośniejszą osobą na świecie, ale nie zostawię cię. Tutaj nic ci nie grozi, masz ciepłe posiłki, masz gdzie spać, możesz się uczyć, masz kolegów. Czego więcej chcesz? Chcesz wrócić do tamtego śmierdzącego mieszkania, do bijącego cię ojca i chlejącej matki? ? Mówił tak szybko, że już ledwo co nadążał za łapaniem oddechów. ? Jak w ogóle mogłeś zabić bezbronne zwierzę? Cieszyłeś się, kiedy go dźgałeś nożem? Bawiła cię krew i to, że ten pieprzony królik się ciebie bał? Co ci, kurwa, zrobił ten głupi gryzoń? Robiąc coś takiego, wcale nie jesteś lepszy od ojca, jesteś... ? chciał powiedzieć ?potworem?, ale w porę się opanował. Wpatrzył się w wielkie, ciemne oczy brata, zachodzące łzami. W jednej chwili tama pękła i Piotrek rozpłakał się głośno.
? Przepraszam ? załkał. ? Przepraszam, ja... ja myślałem, że ty m-mnie już n-nie chcesz. Nie dzwoniłeś. N-nie przyjechałeś ? jąkał się, zanosząc coraz głośniejszym płaczem. Aleks przez chwilę patrzył na niego, jakby nie wiedząc co robić. Kiedy jednak chlipanie przybrało na sile, zreflektował się. Usiadł obok, przytulił chłopca do siebie mocno, obejmując go ramionami tak, jakby miał już nigdy nie puszczać.
? Już dobrze ? powiedział zupełnie innym tonem niż chwilę temu. Znacznie łagodniejszym. ? Już dobrze, Piotr ? powtórzył i ucałował czubek jego głowy. ? Obiecaj mi, że już nigdy nic takiego nie zrobisz. Zwierzęta to nie zabawki. Ten królik musiał się potwornie ciebie bać. Pamiętasz, jak ty bałeś się ojca, kiedy wracał do domu pijany? ? zapytał, cały czas gładząc go po plecach. Piotrek kiwnął głową. ? Ten królik musiał czuć się podobnie. Nie rób tego więcej, dobrze?
? Przepraszam ? powiedział po raz kolejny, nie przestając płakać.
? Nigdy cię nie zostawię. Nigdy ? zamruczał Aleks, bujając go w swoich ramionach całkowicie odruchowo. ? I to były tylko trzy dni ? dodał, odsuwając chłopca od siebie, żeby spojrzeć na jego czerwoną, zasmarkaną twarz.
? Cztery ? poprawił Piotrek.
? Jak będziesz tak co cztery dni zabijał królika, to coś mi się wydaje, że zaraz znajdzie się na liście gatunków zagrożonych ? chciał zażartować, ale dopiero gdy to powiedział, zdał sobie sprawę, że dowcip nie bardzo mu się udał. ? Słuchaj, nigdy tego nie rób, okej? Musisz pamiętać, że dla mnie jesteś najważniejszy.
? Ja... ja nawet nie wiem, jak to się stało ? powiedział cicho Piotrek. Tak cicho, że Aleks, gdyby nie patrzył na ruch jego ust, pewnie nawet by nie zrozumiał. ? Zabrałem z kuchni nóż i... to się stało. Ja nie chciałem, naprawdę. Ten królik miał dziesięć lat, wszyscy go lubili, a ja go zabiłem. ? Znów zaniósł się płaczem, a Aleks znów go przytulił. Znów go bujał w swoich ramionach, uspokajając. Głaskał jego plecy, całował w głowę i nic więcej nie robił, ale to wystarczyło. Piotrek, kiedy już się opanował, wcisnął się bardziej w pierś brata, nie puszczając jej przez długą chwilę i wcierając w sweter Aleksandra swoje smarki.
? Wiem, że już nigdy tego nie zrobisz ? powiedział w końcu starszy Białecki, przerywając ciszę, jaka między nimi zapadła. ? Ale pani Lila chce, żebyś zaczął regularnie spotykać się z psychologiem.
? Z kim?
? Taka pani lub pan, którzy będą z tobą rozmawiać, albo dawać ci różne ciekawe zadania do zrobienia. Obiecujesz, że będziesz grzeczny? ? zapytał, cały czas gładząc jego plecy.
? Obiecuję. ? Do uszu Aleksa dobiegła cicha, stłumiona przez sweter odpowiedź. Uśmiechnął się pod nosem.
? A ja obiecuję, że nigdy cię nie zostawię. Kupię ci telefon i będziemy ze sobą rozmawiać, co ty na to? ? zapytał nagle i aż się uśmiechnął, zadowolony ze swojego pomysłu. ? Zawsze jak będzie źle, to będziesz mógł do mnie zadzwonić.
Piotrek odsunął się od niego, ale tylko na tyle, by oderwać twarz od jego piersi i spojrzeć na brata z dołu. Uśmiechnął się i kiwnął głową.
? Wcale nie jesteś żałosny. Jesteś najlepszy ? szepnął, a po sekundzie znów się w niego wczepił, nie puszczając przez kilkanaście naprawdę długich minut.
***
Usiadł na kanapie, czując się tak zmęczony, jak jeszcze nigdy. Ostatnie dwa dni należały chyba do jednych z najgorszych. Najchętniej położyłby się teraz, zakrył kołdrą po sam czubek nosa i zasnął, zapominając o wszystkim. Nie chciał się jednak nawet łudzić, że mógłby spokojnie odpłynąć, skoro sen nigdy nie przychodził mu z łatwością.
Na domiar złego brakowało mu pieniędzy. Wystarczyłoby mu na przeżycie góra tygodnia, zakładając tę najbardziej optymistyczną wersję. Nie widząc innego wyjścia, sięgnął po telefon i już wybierał numer Krzysztofa, kiedy nagle zamarł, wpatrując się w ekran telefonu.
Całe jego życie właśnie tak wyglądało. Ciągle dzwonił do Krzycha, kiedy nie miał kasy. Wcześniej to chociaż jeszcze jakoś na to zarabiał, a teraz tak po prostu żądał.
I cholera, nie miał prawa żądać. Rudwiński już i tak bardzo mu pomógł, a on co dał w zamian (oczywiście nie wliczając w to swojego tyłka)? Skrzywił się, odrzucając smartfona na bok. Nawet tę głupią komórkę zawdzięczał Krzysztofowi. Wszystko miał dzięki niemu, mieszkanie, jedzenie, ubrania.
? Boże ? sapnął, kiedy jego myśli i rozważania postępowały coraz dalej. Uzależnił od siebie tego faceta. Sprawił, że Krzychu się w nim zakochał, co zresztą wcale nie było żadnym wyczynem, wykorzystał jego naiwność. To nie Piotr był potworem, zabijając królika. Królik to niewielka strata przy tym, co Aleksander zdążył zrobić.
Miał wrażenie, jakby spadła na niego cała lawina nie problemów, ale konsekwencji tego, co namieszał.
Nie wiedział, jak długo siedział, wpatrując się bez celu w jeden punkt. Wreszcie jednak, gdy się ocknął, sięgnął po swojego laptopa. Bez większego zastanawiania się, wpisał adres portalu z ofertami pracy.
***
Była godzina dwudziesta, kiedy zamknął kartę, zmęczony rozsyłaniem swojego marnego, nic nie zawierającego CV. Wątpił, żeby ktokolwiek przychylnie na nie spojrzał, ale nie miał innego pomysłu jak zmienić swoje aktualne położenie. W tej chwili przystałby chyba na każdą pracę, mógłby zgodzić się na kasę w Biedronce, sprzątanie kibli na dworcu, obojętnie, byleby tylko poczuć, że wcale nie był tak żałosny. Wszystko wydawało się lepsze niż żebranie od prawie pięćdziesięcioletniego faceta i żerowanie na jego naiwności.
Otrząsanie się z życiowego bagna, w którym zdążył już naprawdę głęboko ugrząźć nie było niczym prostym ani przyjemnym. Wciąż czuł, że jakaś jego cząstka próbuje to wszystko odeprzeć. Wmówić mu, że wszystko jest okej, że może złapać za telefon, zadzwonić do Rudwińskiego, że nawet może obciągnąć Rychlickiemu, byleby tylko mieć z tego spore zyski.
Ale za każdym razem, gdy tylko o tym pomyślał, przed oczami pojawiał mu się Janek nie mogący złapać oddechu, cały roztrzęsiony, słaniający się na nogach. Tuż obok stał zapłakany Piotrek, powtarzający ?przepraszam? i Aleksowi udawało się odpędzić od swoich starych demonów, dobrze wiedząc, że to najwyższa pora, żeby coś ze sobą zrobić.
Ciszę w mieszkaniu przerwał dzwonek komórki. Sięgnął po nią, nie mając pojęcia, kto mógłby próbować się z nim skontaktować. Gdy zobaczył migające na ekranie ?Remek?, zdziwił się. Raczej nieczęsto do siebie telefonowali.
? Halo? ? odebrał.
? Słuchaj, bo mam już serdecznie dosyć ? odezwał się rozeźlony głos przyjaciela, a Aleks, słysząc go takiego, na chwilę aż zamarł. Remigiusz stosunkowo rzadko się gniewał, na palcach dłoni mógłby policzyć momenty, w których naprawdę się zdenerwował. ? Wczorajsza podróż to jakaś ma-sa-kra ? wysylabizował. ? I sam już nie wiem, kto jest większą masakrą, ty czy Janek. Jesteście tak tępi, że już, kuźwa, muszę coś zrobić, chociaż Adam mi nie kazał. Ale Adam to Adam, wielki, niemy goryl, więc mniejsza o niego. Albo ty się, Białecki, ogarniesz, albo zaraz jestem u ciebie i obiecuję ci, nie zdążysz się ze mną przywitać, a już na dzień dobry posmakujesz podeszwy mojego buta. ? Białecki, słysząc to, nie mógł się nie uśmiechnąć. Może i Remek właśnie mu groził, ale robił to w swój dość zabawny, absolutnie remkowaty sposób, kiedy nawet z odgrażania się potrafił uczynić parodię.
? Więc? Co mam robić? ? zapytał z rozbawieniem.
? Masz zebrać swoją kościstą dupę, wsadzić ją w autobus i jechać do Janka. Nie róbcie z tego dramy i drugiego Romea i Julii, co? ? prychnął, a Białecki niemal widział, jak Remek właśnie przewrócił ze zgorszeniem oczami. ? Nie jesteś Julią, kochana, a on nie jest Romeem. Nie mam pojęcia. o co poszło, ale już się na was napatrzyłem. Ślinisz się do niego jak pies. Janek zresztą wcale nie jest lepszy. I serio, ja wiem, że staraliście się ukrywać, ale trzeba chyba mieć wypalone oczy, żeby nie zauważyć waszych końskich zalotów. Wasze nocne wchodzenie sobie do łóżka już przemilczę. ? Aleks już nawet nie próbował powstrzymywać śmiechu. Remek wpadł w ten swój słowotok zdradzający, że naprawdę się zdenerwował. I zmartwił o ich dwójkę.
? Jesteś najgorszą swatką ever ? powiedział, kiedy już wydawało mu się, że przyjaciel skończył.
? Najgorszą, ale mam nadzieję, że skuteczną ? odparł i odetchnął ciężko. ? Jedź do niego ? dodał już spokojniejszym głosem. ? Im prędzej, tym lepiej. ? Białecki uśmiechnął się. O dziwo po tych wszystkich słowach poczuł się znacznie lepiej. Bo przecież nie był sam, zawsze znajdzie się ktoś, kto mu pomoże.
? Remek? ? Aleks w wolnej dłoni, w której nie trzymał telefonu, zaczął nerwowo miąć pościel.
? Hm?
? Co właściwie jest Jankowi? ? zapytał w końcu. Dużo wcześniej chciał zadać mu to pytanie, ani na moment jednak nie znaleźli się sami.
? Nie wiem ? odpowiedział od razu. ? Serio, nie wiem. Wiem, że jak był młodszy, miał jakieś problemy, rodzice ciągle jeździli z nim po lekarzach. Jak miałem kilkanaście lat, to pierwszy i ostatni raz widziałem jego atak, zresztą, wiesz, nie jestem jego bliskim kuzynem i... ? zawiesił się. ? Spierdalaj do niego, okej? A nie ode mnie próbujesz wyciągnąć takie info ? prychnął. W słuchawce zapanowała cisza. Rozłączył się.