Wjechali na nieznaną mu ulicę, tak jakby jakieś dzielnice spoza tej części miasta w której mieszkał były mu znajome. Satoru zajechał na duży parking i stanął przed piętrowym budynkiem z czerwonej cegły.
-Jesteśmy na miejscu - powiedział.
Wysiedli. Meiji poszedł za nim. Rozejrzał się po okolicy. Nie wydawała mu się przyjazna. Może przez to, że poza jedną latarnią przed budynkiem do którego zmierzali nic się nie świeciło Po przeciwnej stronie drogi był jakiś bar. Przez duże szyby widział, że jest w nim tłoczno. Prawie potknął się o krawężnik i byłby upadł gdyby silne ramiona nie złapały go w pasie. Jednak ku jego rozczarowaniu równie szybko go puściły. Doszli do wejścia przed którym ustawiła się niezła kolejka mężczyzn w różnym wieku. Aizawa ominął ich i złapał białowłosego za rękę prowadząc do potężnie zbudowanego bramkarza.
-Cześć Yuki.
-O kogo my tu mamy. Dawno do nas nie zaglądałeś.
-Wpuścisz nas? Tak po starej znajomości.
-Inni krzywo patrzą, kiedy kogoś wpuszczam bez kolejki.
Satoru wyciągnął coś z kieszeni i podał rękę facetowi. Ten się uśmiechnął i odsunął od drzwi. Weszli do pomieszczenia, które oświetlały lampy fluorescencyjne, w rogach stało kilka fioletowych kanap. Po kręconych schodach dali się na górę.
-Gdzie my idziemy? - zapytał Meiji.
-Jesteśmy w Pegazie. To ukochane miejsce Hayato i moje. Spodoba ci się.
Przeszli korytarzem po którym chodzili nieliczni panowie, często skąpo ubrani. Matsura zmarszczył brwi, ale o nic nie pytał. Do jego uszu dobiegła pulsująca muzyka i z każdym krokiem zbliżała się do nich aż wybuchła z całą swoją siłą.
-Jesteśmy na miejscu.
Weszli do ogromnego pomieszczenia tętniącego życiem, muzyką, rozmowami. Uderzyła go w oczy tęczowa paleta barw na ścianach i w świetle, które migotało po całej sali. Był oszołomiony widokami i dźwiękami. Bał się, że będzie tu ponuro jak w korytarzach po których szli. Satoru zaprowadził go do sali na podwyższeniu. Tam było spokojniej, a oczy można było karmić obserwując wszystko z góry. Rozebrali się i usiedli na kanapie przy stoliku nakrytym czerwoną serwetą na której był rysunek Pegaza.
-Widzę po twoich oczach, że podoba im się to na co patrzą - stwierdził szarooki.
-Chyba tak. Nie wiedziałem, że istnieje takie miejsce pełne tylu zachwycających barw.
-Nadają one klimat miejscu. Odróżniają je od innych tego typu klubów.
-Tego typu?
-Chyba wiesz gdzie jesteśmy? Tęcza sama mówi za siebie.
Do ich stolika podszedł młody chłopak. Poza obcisłymi szortami nie miał na sobie nic. Jego wspaniale zbudowane ciało pokryte było jakimś błyszczykiem, który odbijał światło. Twarz miał niewiarygodnie piękną. Krótkie blond włosy profesjonalnie wycieniowane okalały jego owal. To co najbardziej rzuciło się w oczy białowłosemu to magnetycznie przyciągające oczy, które przypominały letnie burzowe niebo. Zostały podkreślone czarnym tuszem, a powieki pokryte równie ciemnym cieniem. Usta wąskie, ale ładnie zarysowane dodawały mu niezwykłego uroku.
-Co podać? - blondyn zatrzymał wzrok na szarookim.
-Seitaro daj nam na początek najlepszy Orgazm.
-Zawsze i wszędzie. Dla was obu?
-Dziś tylko drinki piękny. Podrzuć nam również menu. Mamy ochotę coś zjeść, a później przynieś coś ze sporą dawką alkoholu. Zdam się na twój gust. Zawsze był rewelacyjny.
-Już się robi Satoru - posłał dwuznaczny uśmiech Meijiemu i zostawił ich samych.
-Dlaczego on jest prawie nagi? - spytał cicho Meiji.
-Słońce rozejrzyj się i zwróć uwagę na klientów tego miejsca.
Tak też zrobił. Oczy widziały salę wypełnioną mężczyznami. Wielu z nich tańczyło na dużym parkiecie obściskując się. Inni rozmawiali przy barze, całowali. Jeszcze inni znikali za tajemniczymi drzwiami. Na jego policzki wypłynął rumieniec i spojrzał z niedowierzaniem na Satoru.
-Widzę, że już wiesz.
-Pewnie powiesz, że jestem głupi nie domyślając się od razu jakiego rodzaju to klub.
-Nie, spoko.
-Nigdy nie byłem w tego typu miejscu. Dlaczego mnie tu zabrałeś? Spodziewałem się, że zabierzesz mnie do jakiejś dyskoteki.
-Tylko mi nie panikuj. Jesteś ze mną nikt się na ciebie nie rzuci. Chociaż widziałem, że Seitaro, ten kelner, ma na ciebie oko. To dobry lokal. Nie ma tu oszołomów mogących zepsuć zabawę. Jedzenie, nie wszędzie podawane w takich miejscach, jest najlepsze w mieście. Sam zobaczysz, a drinki tylko podkręcają zabawę. Nie przychodzą tu zwyczajni faceci z ulicy, no nie wszyscy. Patrz na tamtego po trzydziestce co siedzi przy barze bez koszulki i w skórzanych spodniach.
-Ten co obmacuje chłopaka w niebieskich włosach?
-Zgadza się. Jest szefem największego w Tokio salonu samochodowego. Ma udziały w wielu firmach i przychodzi tu, aby się wyluzować. Raczej ukrywa swoją orientację i wie, że tu jego sekret jest bezpieczny. Więc, wyluzuj i baw się.
Seitaro przyniósł do ich stolika drinki i menu. Pochylił się nad Aizawą i szepnął mu coś do ucha. To wzbudziło w Meijim ukłucie zazdrości. Blondyn był bezpośredni i okazywał swoje zainteresowanie Satoru.
-Co on ci powiedział? - zapytał, kiedy chłopak odszedł.
-Podobasz mu się i jeżeli chcemy trójkącik to mam mu dać znać.
-Co?!
-Mówiłem, że mu się podobasz.
-Ale ja... nie chcę żadnego trójkącika - pisnął.
-Domyśliłem się i dlatego mu odmówiłem.
-Mam do ciebie prośbę - zaczął po cichu Meiji.
-Słucham.
-Nie zapraszaj mnie do tańca.
-Dlaczego? - dopytywał.
-Nie umiem tańczyć i nie chcę.
-Szkoda, ale może kiedyś. Przyznam w tajemnicy, że umiem tańczyć głównie dzięki Hayato. On porusza się na parkiecie jak nimfa wodna. Urodził się dla tańca.
-Nie chce tego zawodowo robić?
-Stracił by wtedy przyjemność z tego. Nie lubi robić coś z przymusu.
-W sumie ma rację - uśmiechnął się.
Po kilku minutach, kiedy już na stoliku stały ich zamówione dania, a drinki opróżnione Meiji odważył się zapytać oto co go gnębiło od chwili w której zobaczył kelnera.
-Czy ty i ten Seitaro spotykaliście się?
Satoru zaczął się śmiać, ale szybko się opanował.
-To był tylko seks - odpowiedział wprost.
Białowłosy zarumienił się i opuścił wzrok na swój talerz. Po co on w ogóle pyta go o takie rzeczy? Zabrał się w końcu za swoje danie i z rozkoszą smakował rozpływające się po języku pyszności.
***
Godzinę później Meiji był w połowie trzeciego drinka, rozluźniony i patrzący na Satoru z błyszczącymi oczami. Nie wierzył, że jest z nim na randce. Czy to oznacza, że będą się całować? Chciałby i to bardzo. Jego wzrok spoczął na zmysłowych ustach, które poruszały się opowiadając coś czego w pewnej chwili przestał słuchać. Skupił się zupełnie na czymś innym niż sam głos. Zagryzł wargę i przysunął się bliżej szarookiego. Miał jedną szansę. Co szkodzi mu zaryzykować? Najwyżej zostanie odepchnięty. Ale są przecież na randce i może to zrobić. Przysunął się jeszcze bliżej. Ich ciała się dotknęły. To zwróciło uwagę Aizawy, który przestał mówić i wpatrzył się w twarz białowłosego. Meiji chwycił go za koszulkę i przyciągnął bliżej. Widział jak oczy Satoru otwierają się w szoku i nie obchodziło go co się stanie później. Wpił się w usta chłopaka. Czuł jak serce mu dudni ze strachu i podniecenia, które rozlało się tysiącami iskier po całym ciele, kiedy poczuł tą słodycz na swoich wargach. Poczuł jak Satoru go obejmuje i przyciąga blisko siebie. Język chłopaka wdarł się do jego ust na co Meiji z chęcią mu pozwolił. W tej chwili pragnął oddać mu wszystko. Swoją duszę, serce i ciało. Oszołomiony zapachem słodkich perfum i smakiem alkoholu oraz czymś ulotnym należącym tylko do pięknookiego, wdrapał mu się na kolana i usiadł na nich okrakiem. Nie obchodziło go to, że ktoś może ich zobaczyć. Liczyła się tylko na ulotna chwila, dłonie błądzące po plecach i łapczywe, wręcz głodne pocałunki doprowadzające do szału. Wyrwał mu się zduszony jęk, kiedy ręka Aizawy wylądowała na jego pośladku i ścisnęła go mocno. Jego język na szczęce sunący w stronę szyi i zęby, które kąsając znaczyły sobie ścieżkę ku najwrażliwszym miejscom na delikatnej skórze. W powrotnej drodze ku zaczerwienionym i rozchylonym wargom, gorący język lizał pokąsane miejsca i wrócił do badania wnętrza ust. Splótł się z jego w namiętnej pieszczocie, sprawiając, że Meijiemu zakręciło się w głowie od tych doznań. O tak, teraz Satoru całował zupełnie inaczej. Podobało mu się to, a pewnej części jego ciała nawet bardzo.
-Sa...toru nie przes..ttawaaaj - wyrwało mu się, kiedy mógł pozwolić sobie na chwilę oddechu od tych gorących, namiętnych warg. I natychmiast pożałował tego. Szarooki mimo zamglonego wzroku, wyglądał jakby wrócił do rzeczywistości.
-Meiji co ty robisz?
-Co ja robię? To chyba ty miałeś ochotę zbadać mi migdałki.
-Ale ty się nie opierałeś. Sam zacząłeś.
-Bo chciałem i nie wypieraj się, widzę jak bardzo mnie chcesz. Możesz mnie mieć. Czuję to - spojrzał między ich ciałami na dość widoczną erekcję chłopaka.
-Nie mogę. Zejdź proszę.
Zszedł mu z kolan i widział jak chłopak próbuje się uspokoić. Satoru wlał w siebie całego drinka.
-Ale dlaczego?
-Nie zadawaj głupich pytań - warknął na niego Satoru - Jesteś wstawiony, nie wiesz o co prosisz. A swoją drogą nie rozumiem jak można upić się dwoma...
-Nie jestem pijany! Wiem co robię! Poza tym wypiłem trzy i ten Orgazm.
Odsuną się na drugi koniec kanapy. Frustrację pogłębiała myśl, że jest tak twardy jak nigdy i nic nie może z tym zrobić. Musiał czekać aż podniecenie szybko minie. Miało być tak dobrze. Znów coś zepsuł. Co go natknęło na ten krok? Po co to zrobił? Och jaki głupi był. Nie zastanawiał się dlaczego Aizawa go odepchnął.
-To nie miejsce na takie rzeczy. Lepiej wracajmy do domu - powiedział Satoru.
-Chcę jeszcze zostać. Jak chcesz to możesz iść.
-Nie bądź głupi. Nie trafisz sam do domu.
-Za kogo ty mnie masz? Za jakiegoś głupka co nie umie poradzić sobie z powrotem do domu? Przepraszam za to, że zacząłem to... migdalenie się.
Aizawa przysunął się do niego.
-To ja przepraszam - cmoknął go lekko w jeszcze napuchnięte od pocałunków usta - Po prostu zrobilibyśmy coś czego później byś żałował, kiedy podniecenie by opadło.
-Ja nie...
-Nic już nie mów. Zamówię ci sok lub coś innego. Nie powinieneś już pić.
-Mówisz, że mam słabą głowę? - uśmiechnął się.
-Stajesz się wtedy niezwykle odważny. To czego się napijesz-
-Sok pomarańczowy będzie w sam raz - już mu się humor poprawił.
-Zaraz wrócę.
Widział jak pięknooki szybko zapanował nad swoim podnieceniem. On chyba też musi się nauczyć tego. Może jakieś techniki buddyjskie, czy coś takiego by mu pomogło. Myśl o najobrzydliwszych rzeczach na świecie też była dobra. W każdym razie kłopotliwe napięcie minęło i cieszył się z tego. Do sąsiedniego stolika przysiadło się dwóch chłopaków. Szybko do niego dotarło, że byli to ci sami chłopcy, których widział wtedy w pizzerii. Ten co wyglądał prawie jak dziewczyna był ubrany w wąską niebieską koszulkę i spodnie tegoż samego koloru przypominające z wyglądu spódnicę. Budowę ciała miał niezwykle wiotką i delikatną. Usiadł blisko swego chłopaka i wziął go za rękę. Wpatrzony w niego jak w coś najcudowniejszego na świecie przytulił się. Meiji przymknął oczy. Też by tak chciał, może kiedyś?
-Odpływasz... - głos przy jego uchu sprawił, że podniósł powoli powieki. Od razu zobaczył przed sobą sok, miseczkę chipsów, a zielonego drinka w ręce Satoru. Nagle coś do niego dotarło.
-Dlaczego ty pijesz jak masz prowadzić?
-Zamówimy taksówkę. Nie jestem głupi i po kieliszku nie jeżdżę, więc się nie martw.
Uspokojony upił soku. Ich uwagę zwrócił odgłos uderzenia w policzek. Popatrzyli na sąsiedni stolik. Wyższy chłopak trzymał się za policzek, a ten o delikatnym wyglądzie stał nadal z podniesioną ręką.
-Zostawiasz mnie po trzech latach? - powiedział płaczliwym głosem.
-Wybacz, ale mam kogoś innego. Zakochałem się.
-Mnie też kochałeś. Niszczysz to co stworzyliśmy. Pamiętasz przez co przeszliśmy? Jak walczyliśmy oto, żeby być razem?
-Ja przepraszam.
-Po co mi twoje przeprosiny! Zostawiasz mnie w naszą rocznicę!
-Jeszcze dziś zabiorę swoje rzeczy...
-Zamknij się i znikaj z moich oczu! - usiadł na kanapie i rozpłakał się. Jego były partner położył mu rękę na ramieniu, która szybko została strącona - Idź już.
-Wybacz - powiedział i wyszedł.
Meiji patrzył jak ten co został uspokaja się i drżącymi dłońmi przeczesuje włosy. Wtedy ich oczy się spotkały. Makijaż chłopaka rozpłynął się.
-Miłość boli - powiedział nieznajomy - Lepiej jest nie kochać - wstał, uśmiechnął się, ale w jego oczach był bezdenny smutek i żal. Wyszedł wolnym krokiem zabierając ze sobą wierzchnie okrycie.
Białowłosy przełknął ślinę. A co będzie jak on też tak zostanie skrzywdzony- Nie chciał tego. Obserwował bezimiennego jak przechodzi pomiędzy ludźmi wlokąc za sobą swoje futerko.
-Żal mi go - wyznał.
-Życie.
-Życie? Ten chłopak go zranił. Tak się nie robi. Jak jesteś z kimś, mówisz, że kochasz powinna się liczyć tylko ta osoba. Jej uczucia, marzenia. Kiedy byłbym z kimś chciałbym dać tej osobie szczęście. Sprawiłbym, żeby się śmiała, a łzy były tylko oznaką radości.
-Meiji nie zawsze tak można. Czasami coś się dzieje wbrew nas samym? Nie zawsze jest tak jak pragniemy, żeby było.
-Trzeba umieć nad tym zapanować i starać się. Wszystko jest możliwe, jeżeli się tego chce.
-Ty umiałeś zapanować nad tym co cię spotkało? Umiałeś zatrzymać przy sobie przyjaciół? Ojca?
Meiji zaprzeczył.
-Sam widzisz, że nie zawsze ma się wpływ na uczucia innych, na to co robią. Czegoś by się chciało, ale tak się nie da.
Białowłosy potarł kąciki oczu.
-Mam mętlik w głowie już nawet nie wiem o czym mówimy. Zmieńmy temat dobrze Satoru?
-Z chęcią. Powiedz mi, czy zapiszesz się na te zajęcia samoobrony.
-Nie mogę. Wiesz jak jest ze mną. To nie bieganie. Jeden rzut mną mógłby mnie unieruchomić, a nie chcę znów przez to przechodzić.
-Nadal chodzisz na rehabilitację? - zapytał Satoru opierając się wygodnie.
-Tak i do Ryutaro na masaże. Jutro nawet idę do ośrodka.
-Mogę wpaść po ciebie? Z ośrodka wziął bym cię na zakupy.
Chłopak popatrzył na niego.
-Po co?
-Muszę odkupić ci koszulę. Pamiętasz?
...Dokuczanie komuś sprawia mi przyjemność. To doskonała zabawa, a w oko wpadłeś mi właśnie ty. Będziesz chodził jak zegarek jak z tobą skończę.
-Satoru jesteś okrutny - z błyskiem w oku powiedział Jiro.
-Czyż nie był bym okrutniejszy ignorując go? Zwrócił moją uwagę, więc niech się cieszy, że nie jest niewidzialny.
-Och jakże chciałbym być niewidzialny - pomyślał Meiji - Wal się draniu!
-Lepiej go nie denerwuj - zaśmiał się Jiro.
-Satoru chodź - Daishi chwycił przyjaciela za ramię - zostaw go. Nie chcesz chyba wylądować u dyra, a jakby się twój ojciec...
-Hayato przymknij się! - Aizawa odtrącił rękę długowłosego. Popatrzył na niego ostrzegawczo.
-Jeśli tego chcesz to mogę się już nie odzywać - Hayato obrażony opuścił toaletę trzaskając drzwiami.
-Cholera - popatrzył na Meijiego - wyglądasz fatalnie - złapał ręką jego koszulę i rozerwał ją - tak jest lepiej. Jiro idziemy - wyszedł z pomieszczenia w szybkim tempie. ...
-Tak. Mam wrażenie, że od tego czasu minęły wieki. Nie musisz mi nic odkupywać.
-To chcę. Może tak być?
Białowłosy uśmiechnął się i pokiwał głową. Czuł przyjemne ciepło rozlewające się w okolicach serca, kiedy widział na sobie ten łagodny wzrok. Jakże inny od tego sprzed tygodni. Teraz dotarło do niego jak wiele się zmieniło od tamtego czasu. Nawet jego uczucia uległy wielkiemu przeobrażeniu. Od ogromnej niechęci, strachu do pasji, pragnienia i uczucia miłości. Ten siedzący obok niego chłopak stawał się z dnia na dzień kimś naprawdę bliskim. Pragnął zostać otoczony przez jego opiekę i miłość. Zdawał sobie sprawę, że może to marzenie się nie spełnić, ale nie wycofa się.
-Postaram się, żebyś mnie nie odpychał od siebie, abyś zrozumiał jaki dla mnie jesteś ważny ? dopiero, kiedy uświadomił sobie te słowa, dotarło do niego, że wypowiedział je na głos. Chciał, żeby ziemia się rozstąpiła pod jego stopami i go pochłonęła. Satoru gapił się na niego z otwartą buzią i szerokimi oczami.
-O czym ty? O czym ty do licha mówisz?
-Nie ja tylko, tak sobie myślałem - rozejrzał się szybko po sali w poszukiwaniu jakiegoś tematu. O dziwo znalazł go bardzo szybko - Zobacz czy to nie czasem ten trener z kursu samoobrony?
Aizawa podążył wzrokiem za jego.
-Faktycznie.
Arato z rozpuszczonymi włosami i ubrany w czarną skórę usiadł przy barze w swobodnej pozie. Widać było jak dobrze się tu czuje.
-Niezły kąsek będzie w naszej szkole.
-Podoba ci się? - zapytał smutno Meiji.
-Nie mów, że tobie się nie podoba. Nie jest jednak w moim typie. To co dzwonię po taksówkę i wracamy do domu. Mam jeszcze lekcje do odrobienia.
-Musiałeś mi przypominać - skrzywił się - Wrócimy tu kiedyś? - zapytał wstając i ubierając kurtkę.
-Kto wie, może.
-Ależ ty jesteś tajemniczy.
-Meiji ja wiem, że to nie była randka twoich marzeń...
-Mnie się podobało. Lubię sobie posiedzieć i pogadać z kimś... - chciał powiedzieć, lubię, kocham, ale wolał z tego zrezygnować. Było miło i nie chciał już nic więcej zepsuć.
***
Taksówka jechała spokojnie ulicą. Śnieg znów zaczął sypać intensywnie i przednie wycieraczki pracowały na pełną parę. Obaj chłopacy siedzieli na tylnym siedzeniu i wyglądali przez okna. Meiji ziewnął.
-Komuś się chce spać.
-Satoru mam do tego prawo, jest około północy. Nie wyobrażam sobie jeszcze odrabiania lekcji. Zajmę się tym rano lub w szkole.
-Ja tam wolę zrobić to po powrocie do domu. Rano i tak muszę jechać po auto.
-Na pewno nic mu się przez noc nie stanie? Ta ulica jest podejrzana.
-Na pewno.
-Może wyjście w środku tygodnia nie było dobrym pomysłem?
-Było najlepszym.
Samochód zatrzymał się przed domem białowłosego.
-No to cześć - zaczął Meiji.
-Powiem ci cześć pod drzwiami.
-Co?
-Wysiądź odprowadzę cie pod drzwi.
-Aha - faktycznie czuł się otępiony alkoholem.
-Proszę zaczekać zaraz wracam - zwrócił się do kierowcy po czym wysiadł za Matsurą.
-Odprowadzasz mnie pod drzwi jak chłopak dziewczynę.
-Nie chcę by coś ci się stało.
-Tak już ci wierzę. Jesteśmy kilka metrów od wejścia. Napewno ktoś mnie wtedy napadnie. Odprowadzasz mnie jak swojego...
-Nie kończ - podniósł palec do góry.
-Tak to wygląda.
-Ale nie jestem twoim chłopakiem.
-Jeszcze nie.
-Następnym razem nie dam ci alkoholu. Gadasz bzdury.
-Jestem trzeźwy w miarę - wyjął klucze i otworzył drzwi - Fajnie było - powiedział rozmarzony.
-Fajnie - pochylił się i pocałował go w policzek. Po czym odwrócił się i nie oglądając za siebie wsiadł do taksówki.
Meiji patrzył jak samochód odjeżdża. W końcu wszedł do domu i zamknął za sobą drzwi. Oparł się o nie z wielkim bananem na twarzy.
-Jeszcze nie, ale będę twoim chłopakiem.