Rozdział 1: Most
Drzwi do pokoju Patryka otworzyły się z hukiem, kiedy wparował do niego ojciec.
- A co ty tu robisz, gnoju, o tej porze- Powinieneś być w pracy! - wrzasnął, po tym jak chwilę temu jego syn wrócił do mieszkania i zaszył się od razu u siebie.
- Skończyłem wcześniej, nie mogę? - prychnął Patryk.
- Uważaj, jakim tonem do mnie mówisz.
- Bo co mi zrobisz? - Chłopak popatrzył na niego gniewnie.
Nagle zza pleców ojca wychynęła głowa matki.
- Co to za wrzaski? Jak się odzywasz do ojca? Czemu nie jesteś w pracy?
- Następna... - burknął pod nosem. - Bo rzuciłem tą gównianą pracę! - krzyknął wprost na nich. - Wystarczy?
Ojciec wciągnął powietrze i ryknął na syna zamachnąwszy się pięścią, przez co Patryk zachwiał się prawie upadając, pod siłą ciosu.
- Co ty sobie wyobrażasz szczeniaku? Że będziesz rzucał każdą pracę ot tak sobie? Nikt nie będzie utrzymywał takiego darmozjada, jak ty. Jak nie masz zamiaru dokładać się do domu, to możesz stąd wypierdalać, cioto!
Patrykowi pociemniało przed oczami i dreszcz przeszedł po całym ciele. Spojrzał na matkę, ale ta stała tylko z założonymi rękami i zadartym nosem. Była tyle samo warta, co ten skurwiel, ojciec. I dobrze, w końcu się od nich wyrwie. Nawet zdziwiło go to, że nie wyrzucili go, gdy tylko skończył osiemnaście lat, bo przecież ojciec ?nie będzie mieszkał z ciotą pod jednym dachem?. A jednak został, miał pracę i oddawał im część swoich pieniędzy, to mieli na dodatkową wódę i fajki i nie czepiali się go. Ale jak widać miarka się przebrała.
Nie chciał się odzywać, żeby nie rozzłościć ojca bardziej. Zaczął zbierać swoje rzeczy. Nie miał ochoty znowu oberwać, mimo że to go już nie ruszało, jak kiedyś. Ojciec miał nadzieję, że szczyl mu odpysknie, żeby mógł go zlać porządniej, ale nic takiego się nie wydarzyło. Patryk schował trochę ubrań w swoją wysłużoną ?kostkę?, a nie miał ich zbyt wiele. Bielizna, trampki, portfel, telefon... Zdał sobie sprawę, że już nic więcej nie posiada. Mógłby jeszcze zabrać z łazienki kilka kosmetyków, szczoteczkę do zębów, ręcznik, ale pomyślał, że to przecież może kupić za grosze, a nie miał ochoty pozostawać tutaj choćby sekundy dłużej. Zajrzał jeszcze do szuflady w biurku, skąd wyjął stare sfatygowane zdjęcie przedstawiające go z ukochanym dziadkiem, który zmarł już kilka ładnych lat temu. Mimo bacznie obserwujących go rodziców, stojąc tyłem do nich, sprawnie podważył dno szuflady, które okazało się być skrytką na jego oszczędności i szybkim ruchem schował plik banknotów w majtki.
Wszystko trwało może z minutę, czy dwie, aż w końcu stanął twarzą w twarz z ojcem, wyższym od niego o głowę, rosłym mężczyzną, którego bałby się uderzyć, bo ten zaraz powaliłby go na ziemię. Zresztą, kiedy był młodszy, nieraz mu się obrywało za złe zachowanie lub pyskowanie. Dowodem były siniaki na ciele, które skrzętnie ukrywał przed ludźmi z zewnątrz. Nie było skarg w szkole, doniesień na policję. Jego rodzicom zawsze się jakoś upiekło.
Mierzyli się chwilę wzrokiem, a gdy Patryk już chciał wyjść, ojciec zatrzymał go ręką. - Reszta kasy z pracy - warknął.
Patryk trochę się przeraził, że on mógł widzieć jak wyjmuje pieniądze z biurka, ale zaraz zdał sobie sprawę, że nie, że jemu chodziło o dzisiejsze napiwki.
- Nic więcej nie jestem ci winien! - Nie chciał mu nic więcej dawać.
Ojciec złapał go za kurtkę i przysunął do siebie. Cuchnął wódą.
- Bo zaraz nic ze sobą nie zabierzesz i wyrzucę cię za drzwi. Sprzedam wszystkie twoje rzeczy - warczał.
- Patryś, oddaj tacie pieniądze i więcej nie musimy cię oglądać - zaszczebiotała matka.
Patryk wiedział, że ona go nie kocha, ale żeby aż tak nie obchodził jej los własnego syna? Miał ochotę wydłubać jej oczy. Narastała w nim wściekłość. Złapał tego moczymordę za głowę i z całą siłą, jaką miał, uderzył go z główki, aż ten jęknął, zaklął i puścił chłopaka. Matka krzyknęła. Patryk zwinnym ruchem wyminął zgiętego w pół ojca trzymającego się za obolałe czoło i odepchnął matkę, aż ta poleciała na ścianę i wybiegł za drzwi nie oglądając się za siebie. Słyszał jedynie przekleństwa skierowane w jego stronę, ale już nie mogli go dosięgnąć. Biegł ile sił miał w nogach, byle do przodu, byle daleko stąd.
Kierował się nad rzekę, w swoje ulubione miejsce. Było już późno, wokoło cisza mącona krzykami pijaków i rozrabiających nastolatków. Zwolnił, kiedy dobiegł do ZOO. Potem, nadal niesiony adrenaliną przeszedł szybkim krokiem wzdłuż jego murów, przeszedł przez ulicę i znalazł się na plaży pod mostem Śląsko-Dąbrowskim. Spoglądał na światła miasta po drugiej stronie Wisły, ciężko oddychając ze zmęczenia. Wstrząsnął nim dreszcz zimna. Była wczesna wiosna, w powietrzu wyczuwało się wilgoć.
Światła miasta odbijały się w oczach Patryka, coraz bardziej błyszczących, aż w końcu łzy pociekły po jego policzkach. Otarł je szybko rękawem, nie pozwalał sobie na pokazywanie tej swojej strony nikomu. Nie chciał, aby ktoś myślał, że jest on słaby. Przed ojcem i matką też się nie rozklejał odkąd skończył jakieś pięć lat. Z kamienną twarzą znosił bicie paskiem, czy mocniejsze razy. Dopiero w zaciszu pokoju, kiedy był sam, płakał w poduszkę, cichutko. Na podwórku bił się z innymi chłopakami, zresztą z chłopakami ze szkoły też mu się nie układało, ale wszystkie sprawy załatwiał poza terenem placówki. Żeby tylko rodzice nie musieli być wzywani. Nie skończył liceum rzucając je po skończeniu osiemnastu lat żeby zacząć pracować na własne utrzymanie. Nie wiedział, co chce robić w życiu i na razie nie obchodziło go to, chciał być wolny. Chciał uwolnić się od rodziców.
Wyciągnął telefon. Nadal miał rozmazany obraz przez zbierające się cały czas łzy. Sam nie wiedział, dlaczego płakał, bo chyba nie za rodzicami-sadystami? Chyba nie za facetem, który go właśnie rzucił, a czyją twarz widział na wyświetlaczu komórki. Zdjęcie zrobił zaledwie dwa tygodnie temu. Wstrząsnął nim szloch.
- Kurwa - zaklął głośno z powodu sytuacji, w jakiej się znalazł. Wyrzucono go z domu, była pierwsza w nocy, a jego komórka pokazywała złowrogo jeden procent baterii. Nawet nie zdążyłby zadzwonić do nikogo. Nie wziął też z domu ładowarki.
- Kurwa, kurwa, kurwa - krzyczał.
- Hej! Może trochę kultury?! - usłyszał nagle gdzieś z boku. Spojrzał w tamtą stronę i ujrzał grupkę chłopaków popijających prawdopodobnie alkohol.
- Sorry - odparł podnosząc rękę, chociaż nie czuł wyrzutów sumienia, szczególnie, gdy za chwilkę usłyszał kilka równie soczystych epitetów z ust tamtych. Skrzywił się nieco. Nie miał ochoty zadawać się z jakimiś pouczającymi go gnojkami, którzy właśnie krzyczeli w jego stronę, że może chciałby się do nich przyłączyć. Odmówił i czym prędzej wrócił na ulicę, na chodnik i zaczął iść przed siebie.
Po kilkunastu minutach zauważył, że zbliża się do drugiego mostu - Gdańskiego i postanowił pójść na drugą stronę rzeki, jak najdalej od swojego, byłego już, domu. Wszedł na pierwszy poziom, gdzie jeździły tylko tramwaje i zaczął iść wzdłuż torów po starych deskach nadających swoisty klimat temu miejscu. Zatrzymał się bliżej lewego brzegu rzeki i oparł łokcie o balustradę. Wpatrywał się w rozświetlone wieżowce Śródmieścia i majaczące na ich tle Stare Miasto. Wiatr targał jego kurtką i rozwiewał jasne włosy dłuższe na czubku głowy, wygolone po bokach. Dłonie trzymał mocno zaciśnięte na barierce, reszta ciała drżała z zimna a ramiona unosiły się w spazmach płaczu. Próbował być silny, całe swoje życie. W domu rodzinnym nakładał maskę obojętności, ale wśród swoich przyjaciół, których poznał dopiero, gdy poszedł do pracy, ponownie cieszył się światem. Odkrywał na nowo, co to śmiech i radość. A kiedy kilka miesięcy temu poznał Tomka, sądził, że los w końcu się do niego uśmiechnął. Ale teraz, kiedy uwolnił się od tej codziennej tyranii, coś w nim pękło. Nie pamiętał już, kiedy ostatni raz tak płakał. Teraz pragnął, aby ktoś go objął, powiedział, że wszystko jakoś się ułoży. Gdyby mógł, zadzwoniłby do Agaty prosząc o przebaczenie, o azyl, ciepły kubek kawy i ciepłe słowa otuchy. Ale w tej chwili był sam i nie miał nic, oprócz kilku pięćdziesiątek schowanych w gaciach.
Zrzucił z ramion ciążący mu plecak. Gdzieś w oddali przejechała karetka pogotowia na sygnale.
Czy to jadą do mnie? - pomyślał. - Czy już wiedzą, że należy mnie ratować?
Zamknął oczy wsłuchując się w ciemność. Odgłosy przejeżdżających nad nim nielicznych samochodów, szum rzeki w dole, tak odległy, a jednak dochodzący do jego uszu.
Trzymając się stalowej konstrukcji wdrapał się na krawędź barierki i poczuł jeszcze mocniejszy podmuch wiatru. Krzyknął w ciemność. Przez chwilę zastanawiał się czy chce tylko tutaj postać, żeby poczuć dreszcz emocji, czy naprawdę skoczyć w otchłań rzeki, ale po chwili pod palcami nie czuł już metalu i chwiał się na wąskiej barierce.
To takie proste - pomyślał. - Wystarczy mi już cierpień i upokorzeń. I tak nikt po mnie nie zapłacze.
Zacisnął mocniej powieki i uśmiechnął się. Zgiął się w pół, aby polecieć do przodu, ale nagle poczuł mocne szarpnięcie i coś ściągnęło go do tyłu. Stęknął, gdy poczuł ból w plecach, kiedy uderzył o kamienny chodnik. Zabrakło mu tchu w płucach, próbował łapać oddech otwierając szeroko usta. Podniósł się lekko na łokciu i zaklął:
- Ja pierdolę, co do kurwy?
Spojrzał zdziwiony na osobę siedzącą obok niego.
- Rozumiem, że jako niedoszły samobójca nie będziesz mi wdzięczny za uratowanie ci życia? - zapytał mężczyzna spokojnie.
- Ja nie chciałem... - zaczął Patryk, po chwili zdając sobie sprawę, że właśnie jednak chciał. Brakowało sekund, a znalazłby się pod wodą. Gdyby nie ten mężczyzna, nie byłoby go już na tym świecie. A on chciał przecież żyć! Dlaczego to zrobił? Dlaczego chciał skoczyć?
- Upadek chyba nie był zbyt miły, przepraszam. - Mężczyzna podniósł się i wyciągnął rękę do Patryka pomagając mu wstać. Chłopaka wszystko bolało, jęknął i oparł się o barierkę.
- Muszę tylko złapać oddech - wyjaśnił i spojrzał na swojego wybawcę.
Mężczyzna był od niego starszy, ale nie stary. Miał na sobie czarne eleganckie spodnie, lakierowane buty oraz krótki brązowy płaszcz. Spod niego wystawała biała koszula i wąski ciemny krawat. Patryk zastanawiał się, co taki elegancik robi w środku nocy na moście. Z żalem musiał przyznać, że zawdzięcza mu życie.
- Dzięki - wydusił, na co mężczyzna odpowiedział uśmiechem. Miał krótko przystrzyżone jasnobrązowe włosy i kilkudniowy zarost. Może okoliczności nie sprzyjały, ale wydał się Patrykowi przystojny. Gdyby go spotkał na mieście, pewnie obcinałby jego pośladki.
Cisza przeciągała się niezręcznie.
- To ja chyba już pójdę - powiedział w końcu mężczyzna. - Chyba mogę? Nie będziesz znowu próbował skoczyć-
- Nie, raczej nie - odpowiedział Patryk. - Dzięki, że nie wzywasz psów, czy pogotowia.
- Raczej nie ma po co, nie jesteś przecież ranny.
- No nie.
Mężczyzna uśmiechnął się jeszcze lekko i już chciał się obrócić i odejść, gdy usłyszeli kroki za jego plecami.
- No, no, no, kogo my tu mamy? Patrz Paweł, ten pan ma chyba za dużo kasy, którą chciałby nam oddać.
Obydwaj spojrzeli w kierunku, z którego przyszło dwóch mężczyzn ubranych w bojówki i skórzane kurtki. Stojący z lewej bandzior uśmiechnął się ukazując brak prawej jedynki.
- Wyskakuj z kasy lalusiu - rzucił do wybawcy Patryka.
Chłopak najpierw chciał uciec. W końcu do niego się nie przyczepili, a gdyby pobiegł szybko przez most, tamtym na pewno nie chciałoby się gonić go, kiedy mieli w rękach elegancika. Zdążył nawet schylić się po plecak, ale zaraz tknęło go sumienie. Mężczyzna uratował mu życie, a jakie były szanse, że ktoś znajdzie się na moście w środku nocy i odważy się ratować jakiegoś samobójcę? Praktycznie zerowe. Nie mógł go tak zostawić i zwiać. Zaklął pod nosem. Nie miał ochoty się bić, policzek już go zaczynał boleć od wcześniejszego ciosu od ojca. A po wyglądzie tych zbirów wiedział, że to łatwo i przyjemnie się nie zakończy.
Wyszedł przed mężczyznę zagradzając im do niego drogę.
- Może jednak obejdzie się bez tego i sobie pójdziecie? - zapytał buńczucznie.
Bandzior zlustrował go i się zaśmiał na widok chudego chłopaka w spodniach z dziurami i znoszonej czarnej kurtce bomberce.
- Spadaj dzieciaku, jeśli nie chcesz dostać po mordzie - prychnął.
- Chyba jednak chcę. - Patryk uśmiechnął się mrużąc oczy. W tym czasie mężczyzna stał i milczał przyglądając mu się uważnie.
Opryszek, nazwany Pawłem przez swojego towarzysza, ruszył do przodu ze skrzywioną miną. Pod nosem prychnął ?gówniarz?, po czym złapał chłopaka za kurtkę zamierzając rzucić nim w bok. Jednak Patryk zaparł się nogami i mając tak blisko bandziora, zamachnął się i uderzył pięścią prosto w jego szczękę, przez co ten puścił go i upadł na ziemię zaskoczony reakcją chłopaka. Jego towarzysz nie czekał długo w lekkim zdziwieniu, tylko ruszył na młodego i nim Patryk zdążył zablokować cios, dostał potężną pięścią w ten sam policzek, który już przyjął raz od ojca. Chłopak zachwiał się i prawie by upadł, ale złapał go mężczyzna stojący tuż za nim. Dopilnował, aby chłopak nie upadł, a sam ruszył na bandziora wymierzając mu cios w brzuch, a potem łapiąc go za głowę, sieknął o kolano. Patryk spojrzał zdziwiony, nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Jednak za swoim wybawicielem dostrzegł sylwetkę pierwszego bandyty, ale ostrzegawczy krzyk na nic się zdał, bo opryszek rzucił się na elegancika przewracając go na ziemię. Usiadł na nim okrakiem i sprzedał dwa ciosy w twarz. Patryk szybko do niego doskoczył i założył rękę na jego szyję, przyduszając go. Mimo, iż Paweł próbował dosięgnąć go i ciągnąć za głowę, Patryk swoją siłą przytrzymał go tak długo, że ten zemdlał z braku tlenu. Chłopak pomógł wstać elegancikowi chwiejącemu się na nogach.
- Spadamy stąd! - rzucił Patryk sięgając po swój plecak jednocześnie ciągnąc mężczyznę za rękę.
Pobiegli w kierunku ulicy, a potem chłopak chciał się udać w kierunku centrum miasta, ale mężczyzna zatrzymał go i pociągnął w przeciwnym kierunku.
- Tam stoi mój samochód - powiedział zdyszany i Patryk nie oponował, tylko dał mu się poprowadzić.
Zwolnili chód, znajdując się już dalej od mostu, a w końcu Patryk dostrzegł stojące na parkingu samotne auto. Chłopak zrobił wielkie oczy, gdy zobaczył przed sobą ciemne Audi S8, ale próbował zachować spokój i bez słowa sprzeciwu wsiadł z nieznajomym do jego samochodu, usadawiając się na ciemno-brązowym skórzanym fotelu. Po chwili samochód ruszył z rykiem silnika.
Jechali prawie pustą ulicą, mijały ich nieliczne taksówki. Latarnie rzucały bladą smugę ledwo oświetlając wnętrze samochodu. W radio leciała cicho jakaś nieprzykuwająca uwagi muzyka. Pojechali w stronę Żoliborza, ale przy najbliższej okazji zawrócili w stronę centrum miasta. Zatrzymali się na światłach na jakimś większym skrzyżowaniu.
- Jestem Jakub. - Mężczyzna wyciągnął rękę, którą Patryk uścisnął i w odpowiedzi podał swoje imię.
- Gdzie cię podwieźć? - zapytał ruszając.
Chłopak nie wiedział, co odpowiedzieć, bo przecież nie miał gdzie iść. Oczywiście nie miał zamiaru mu mówić, że chwilowo nie ma gdzie mieszkać, sam zaczął się zastanawiać gdzie się podziać. Spać na dworcu? Z menelami i bezdomnymi? Udawać, że czeka na pociąg?
Kiedy milczał dłuższą chwilę, zastanawiając się, co ze sobą zrobić, Jakub przyglądał mu się ukradkiem, kiedy mógł, dostrzegając jego strapioną minę. Widział też ciemniejącego siniaka na jego policzku, przypomniał sobie o tym, że jeszcze chwilę temu ten młody chłopak chciał się przecież zabić. Może nie miał dokąd iść? Pytanie Jakuba okazało mu się nietaktowne, ale co miał z nim zrobić? Wyglądał na takiego, który sobie w życiu radzi, ale chyba nie dzisiejszej nocy. Mógłby go zabrać do siebie, ale czy to dobry pomysł? Może Patryk okaże się złodziejem, lub gorzej... Wziąłby do mieszkania zagubionego nastolatka i co potem? Właśnie, czy Patryk w ogóle był pełnoletni?
Jakub zatrzymał samochód e centrum na najbliższym wolnym miejscu.
- Słuchaj - zaczął. - Masz w ogóle dokąd iść? Może ci jakoś pomóc? Chcesz po kogoś zadzwonić? - Patryk spojrzał w jego stronę i Jakub zapatrzył się przez chwilę w jego niebieskie oczy.
- Mogę do kogoś zadzwonić, ale bateria mi padła - odpowiedział zgodnie z prawdą. Mógł przecież zadzwonić do Agaty, na pewno by go przyjęła w sytuacji, w jakiej się znalazł. Ale najpierw musiał z nią porozmawiać, przecież nie zjawi się pod drzwiami jej domu ot tak, a poza tym, mogło jej nie być na miejscu.
Jakub tylko się uśmiechnął w odpowiedzi, a Patryk dojrzał rozciętą wargę po uderzeniu od tamtego bandziora.
- Więc jedziemy do mnie - powiedział i ruszył z piskiem opon.
Chciał bronić mnie przed tamtymi oprychami, a mógł przecież uciec, nie zostawię go gdzieś na ulicy - pomyślał i ucieszył się z towarzystwa tej nocy.
Patryk zdziwił się tą propozycją, ale nie oponował. Mężczyzna wydał mu się w porządku, nie wyglądał na jakiegoś porywacza, ani kolesia, który gwałci młodych chłopaków w swoim mieszkaniu. Poczuł, że na rękach, pod warstwą kurtki i bluzy, pojawiła się gęsia skórka. Spojrzał na Jakuba skupionego na prowadzeniu auta. Mężczyzna był naprawdę pociągający, do tego bogaty i elegancki, taki, który może bierze luksusowe prostytutki na całą noc, a nie dziwki spod latarni na szybki numerek. Zaraz otrząsnął się z tych myśli, po co w ogóle to wpadło mu do głowy?
Wyjrzał za okno i przyglądał się cichemu miastu, pogrążonemu we śnie. Minęli Śródmieście i znaleźli się pod wysokim nowoczesnym wieżowcem, gdzie wjechali do podziemnego parkingu. Patryk zauważył tam w większości tak samo luksusowe auta jak Audi Jakuba. Windą pojechali na jedenaste z czternastu pięter, gdzie znajdowały się tylko trzy mieszkania, w tym jedno Jakuba. Gdy weszli do środka, mężczyzna od razu udał się do kuchni zostawiając Patryka przy drzwiach skąd miał doskonały widok na cały salon połączony z jadalnią jak i kuchnią właśnie. Chłopak stanął jak wryty, nie był nigdy wcześniej w tak dużym mieszkaniu, gdzie za oknami zastępującymi prawie wszystkie ściany, rozciągał się widok nocnej Warszawy. Całe mieszkanie było utrzymane w czarno-białej tonacji. Podłoga w przedpokoju, kuchni i jadalni wyłożona była czarnymi połyskującymi kafelkami. Pod stołem mieszczącym sześć osób znajdował się biały włochaty dywan. Obszerny salon, chyba wielkości mieszkania Patryka, wyłożony był białymi deskami parkietowymi, na których stały białe skórzane fotele, kanapa i niski stolik kawowy. Na ścianie wisiała wielka plazma. Okna, ciągnące się od podłogi do sufitu stanowiły dwie ściany naprzeciwko i po lewej, przy których stało kilka roślin w wielkich donicach. Na prawej ścianie, niedaleko wejścia do mieszkania Patryk zauważył drzwi, prawdopodobnie do toalety i dalej, coś, co wyglądało na przesuwne drzwi, może prowadzące do sypialni.
Podszedł do niego Jakub trzymając w ręku paczuszkę małych marcheweczek.
- Nie mam nic w zamrażalniku, to jedyna rzecz, którą mogę zaoferować - powiedział ze strapioną miną. Patryk spojrzał na niego zdziwiony, nie wiedząc, o co mu chodzi.
- Na twoje oko - wyjaśnił. - Przyłóż, żeby nie spuchło.
W domu rodzinnym zwykle na opuchlizny mama przykładała po prostu kuchenny nóż, ale faktycznie, niestosownym by było paradować przy obcym w jego mieszkaniu z wielkim nożem w przy twarzy.
- Dzięki - odparł chłopak z uśmiechem. - Zawsze coś.
- Usiądź, zaraz wracam - powiedział Jakub i udał się za przesuwne, jak faktycznie sądził Patryk, drzwi prowadzące do części sypialnych i gabinetu. Po chwili wrócił i podał chłopakowi telefon.
- Możesz zadzwonić gdzie chcesz. Ja pójdę się odświeżyć.
No tak, iPhone - pomyślał Patryk, prychnął cicho i popatrzył za odchodzącym Jakubem. Na szczęście jego telefon jeszcze całkiem nie padł, więc mógł przepisać numer Agaty. Nigdy nie miał pamięci do numerów telefonów i zawsze sobie obiecywał, że będzie jeszcze nosił w portfelu kilka zapisanych na kartce papieru, co zawsze zapinał zrobić. Zadzwonił do dziewczyny, ale mimo długiego czekania, nikt nie odbierał. Nie chciał nagrywać jej się na pocztę, nie wiedział, co mógłby powiedzieć. Spróbował raz jeszcze i potem sobie darował. Na swoim telefonie najechał na numer Tomka i chwilę się w niego wpatrywał.
Nie, przecież nie zadzwonię do tego skurwiela - zaklął pod nosem i wtedy padła mu komórka. Dobrze, że w telefonie Jakuba będzie miał numer Agaty, bo nie zdążył sobie go nigdzie zapisać.
Rozejrzał się dookoła. Siedział na skórzanej kanapie z iPhonem w ręku, w obcym mieszkaniu z obcym facetem. Nie narzekał w życiu na rozrywki, ale taka sytuacja jeszcze mu się nie zdarzyła. Bolał go policzek. Marchewki dawno przestały być zimne, a jemu zaburczało w brzuchu. Otworzył paczkę i zjadł kilka zaspokajając napad głodu. Czuł się nieswojo w tym mieszkaniu, nie pasował tutaj. Odłożył telefon na stolik, wstał i podszedł do dużego lustra w przedpokoju, zobaczył malujący się pod okiem siniak, lekko napuchnięty policzek, rozczochrane włosy, czerwone oczy. Kurtkę miał brudną od upadku na ziemię. Zdjął ją z siebie i powiesił na wieszaku, nie zauważył wcześniej gdzie Jakub schował swój płaszcz, był zbyt zaaferowany widokiem tego ogromniastego mieszkania. Zdjął również buty, które, jak zdążył zauważyć, pobrudziły trochę wypolerowaną na błysk podłogę. Zajrzał za przesuwne drzwi, znajdował się tam ciemny korytarz z kilkoma drzwiami, a jedne z nich były uchylone, zapewne tam kąpał się Jakub. Patryk wrócił do stolika i wziął do ręki telefon. Nie, żeby był jakoś wścibski, ale nie mógł nie skorzystać z okazji, żeby dowiedzieć się czegoś o swoim wybawcy. Komórka wygasła, ale okazało się, że nie ma żadnej blokady. Patryk zaczął przeglądać jej zawartość jednocześnie nasłuchując kroków właściciela. Niestety nie znalazł na niej nic interesującego. W kalendarzu było pełno spotkań wyglądających na biznesowe, w galerii zero zdjęć.
To chyba służbowy telefon - pomyślał Patryk. - Wolał mi dać taki, zamiast prywatnego? Czyli jednak może mieć coś do ukrycia.
- I jak? Dodzwoniłeś się do kogoś o tej godzinie? - Jakub właśnie wchodził do salonu ubrany jedynie w szare spodnie dresowe. Włosy miał wilgotne.
- Nie, niestety nie. - Patryk szybko usiadł odkładając telefon, próbując ukryć zakłopotanie i odwracając wzrok. - Wszyscy albo śpią i olewają telefon, albo gdzieś balują. - Nie chciał się przyznawać, że próbował dzwonić tylko do Agaty, ale zapomniał, że Jakub bez problemu może sprawdzić wybierane numery. Wzdrygnął się lekko, gdy mężczyzna wziął telefon, ale o dziwo nawet do niego nie zajrzał.
Jakub patrzył na zagubionego chłopaka, który jeszcze niedawno walczył zaciekle, a teraz wyglądał smutno i mizernie. Patryk pewnie nie chciał tak się czuć i wyglądać jak siedem nieszczęść. Mówił o swoich znajomych obojętnym tonem, jakby to nie miało znaczenia i mógł sobie poradzić sam w środku nocy. Jednak Jakub nie wierzył w taką postawę i zaczął się o niego martwić. Chociaż nigdy nie był w sytuacji, w której musiał zaopiekować się dzieciakiem, to jednak czuł się w obowiązku pomóc mu jakoś, chociażby pozwolić mu zostać na tą noc u siebie. Usiadł koło niego na kanapie.
- Słuchaj, jak nie masz się gdzie podziać... - zaczął, ale chłopak nie pozwolił mu dokończyć.
- Nie jesteś mi nic winien - powiedział głośno wstając gwałtownie. - To ja powinienem ci jakoś podziękować za uratowanie mi życia, ale nie mam kasy. Chociaż ty i tak jej pewnie nie potrzebujesz. - Machnął ręką po mieszkaniu. - Więc będę leciał. Dzięki za wszystko. - Poszedł do przedpokoju i zaczął się ubierać. Jakub poszedł za nim.
- Chciałem ci tylko pomóc - zaczął.
- Już i tak dużo zrobiłeś - fuknął Patryk, zły na siebie, że nie wyszedł od razu, kiedy mężczyzny nie było w pokoju. Powinien był zabrać jego telefon i stąd prysnąć.
- Patryk! - krzyknął Jakub i złapał go za ramiona żeby ten spojrzał na niego. Przez chwilę Jakub wpatrywał się w jego błękitne oczy przepełnione złością. Chłopak miał lekko opadające powieki i krzaczaste jasne brwi, obecnie ściągnięte w grymasie; pociągłą twarz goloną ze dwa dni temu oraz lekko zadarty nos. Wydał mu się bardzo młody i pociągający. Dawno nie miał młodszego od siebie partnera w łóżku. Miał ochotę przyciągnąć go i pocałować, jednak Patryk odepchnął go.
- Odczep się! Nie jesteś moim kumplem! W ogóle po chuja mnie ratowałeś?!
Obraz pociągającego seksualnie chłopaka gdzieś się rozwiał zastępując uczucie podniecenia złością. Jakub zmarszczył brwi i pchnął Patryka na ścianę przytrzymując mu ręce. Ten nie zdążył zareagować zszokowany rozwojem sytuacji.
- Nie wiem ile masz lat, ale zachowujesz się jak rozwydrzony gówniarz! Niewdzięcznik, który odrzuca pomocną dłoń. Pewnie, powinienem był cię tam zostawić, nawet lepiej byłoby umrzeć.
Jakub był trochę wyższy od Patryka i teraz spoglądał na niego z góry. Miał wysportowane ciało, na pewno ćwiczył na siłowni; Patryk widział, że bez problemu zaatakował tamtych oprychów na moście. Teraz jego uścisk zaczynał go boleć, do tego znajdował się w jego mieszkaniu. Przyzwyczajony był do przemocy fizycznej w domu, zamykał się wtedy w sobie i po jednym czy dwóch razach, przyjmowanych w milczeniu, przechodził do porządku dziennego, nie mogąc nic z tym zrobić. Inaczej było na ?podwórku?, gdzie zawsze potrafił oddać wyładowując złość zebraną w domu. Tego mężczyzny nie znał, ale widział jego siłę, więc czekał na jakieś uderzenie, poniżenie, ale nic takiego nie nastąpiło. Uścisk zelżał.
- Zanocujesz tu dzisiaj. Nie mam ochoty mieć cię na sumieniu, jeśli by cię zadźgali na ulicy. Nie po tym, jak uratowałem ci życie na moście.
Nie oglądając się na chłopaka, poszedł do kuchni i z lodówki wyciągnął dwie butelki z piwem, po czym zawahał się.
- Jesteś pełnoletni? - Uniósł brew pytająco.
- Mam dziewiętnaście lat - burknął Patryk.
- To dobrze. - Otworzył kapsle i podał mu jedną butelkę. - Chodź, pokażę ci twój pokój. Tylko zdejmij buty.
Patryk posłusznie zrobił, co Jakub kazał i poszedł za nim w głąb korytarza. Minęli kilkoro drzwi i na końcu Jakub otworzył jedne z nich, naprzeciwko lekko uchylonych, zapewne sypialni właściciela. Pokój okazał się spory, większy niż salon w jego mieszkaniu. Podłoga wyłożona była jasną wykładziną, na środku stało duże podwójne łóżko przykryte narzutą. Przy nim szafki nocne z lampkami, na jednej ze ścian wielka biała szafa, a na wprost podwójne okno prowadzące na niewielki balkon.
- Tutaj masz łazienkę - powiedział Jakub otwierając drzwi znajdujące się w pokoju. - To pokój gościnny, więc jest wszystko, co byś potrzebował, jak szczoteczka do zębów i pasta.
- Mam własną łazienkę? - zdziwił się Patryk, ale szybko ukrył podekscytowanie. Nigdy nie miał łazienki tylko dla siebie. Nigdy też nie był w żadnym hotelu.
- Przecież nie będziemy korzystać z jednej - Jakub odpowiedział tonem, jakby to było najoczywistszą rzeczą na świecie. - Ja idę spać, jakby co, jestem naprzeciwko, ale mam nadzieję, że nie będę ci już dzisiaj potrzebny.
Patryk tylko kiwnął głową. Gospodarz już miał zamknąć za sobą drzwi, kiedy jeszcze rzucił:
- Mam nadzieję, że nie wpadniesz na pomysł rzucenia się z balkonu - rzucił sarkastycznie i wyszedł.
Patryk prychnął pod nosem, wściekły na jego ostatnie słowa. Zostawił plecak na podłodze, przygasił światła w pokoju i wyszedł na balkon. Noc była ciemna i zimna, zatrząsnął się i złapał za ramiona. Przestąpił z nogi na nogę, był w samych skarpetkach, jednak chęć zapalenia papierosa była silniejsza niż zmarznięcie. Oparł się o oszkloną balustradę, zapalił i spojrzał na miasto popijając piwo. Widać było całe centrum, z jego wysokimi biurowcami i Pałacem Kultury. Kiedyś marzył o takim życiu, ale rzeczywistość skutecznie ściągała go na ziemię. Zastanawiał się, co zrobi rano. Pewnie spróbuje jeszcze raz zadzwonić do Agaty, jeśli Jakub da mu sposobność. Jeśli nie, pójdzie pod jej mieszkanie i będzie czekał aż się pojawi, a potem będzie błagał ją na kolanach żeby pozwoliła mu u siebie pomieszkać. Nie ma na tyle pieniędzy, aby coś wynająć, a właśnie rzucił pracę.
Czuł się zmęczony, za dużo się dzisiaj wydarzyło. Dopalił papierosa i wyrzucił peta przez balkon, nie znalazłszy popielniczki. Wrócił zmarznięty do pokoju i przejrzał plecak próbując ogarnąć, jaki jest właściwie jego dobytek. Poza ubraniami, nie miał właściwie nic. Telefon, który mu padł, nie zabrał ładowarki; portfel, do którego przełożył pieniądze wcześniej schowane w majtkach. Udało mu się wcisnąć wysłużone trampki do plecaka, wyjął zdjęcie dziadka, na widok którego się skrzywił. Złożył je starannie i wcisnął w portfel. Guma do żucia, druga zapalniczka, paczka fajek, paczka chusteczek i nic więcej. To było całe jego życie. Dopił piwo, schował wszystko z powrotem i rzucił plecak w kąt. Udał się do łazienki, niewielkiej i skromnej. Proste meble, znowu biały kolor. Umywalka, kibel i prysznic. W szufladzie szafki znalazł zapakowane oryginalnie szczoteczkę do zębów, pastę, mini żel do golenia i maszynkę, grzebień oraz szczotkę, mini dezodorant. Na blacie stały również mini żele pod prysznic i szampon do włosów. Patryk zaśmiał się na ten widok. Zupełnie jak w hotelu - pomyślał. Chociaż nigdy nie był w żadnym, to wiedział, po zdjęciach w internecie, że tak właśnie mogłaby wyglądać hotelowa łazienka. Była też rolka papieru toaletowego i jedna w zapasie. Brakowało tylko puchatego szlafroka. Nie grymasząc, z chęcią wszedł do kabiny i wziął długi prysznic, umył włosy, umył zęby. Zastanawiał się czy by nie poprosić Jakuba, żeby oddał mu te rzeczy, skoro i tak ich już użył. Albo po prostu je sobie weźmie, jako souveniry. Wślizgnął się nagi do świeżej pościeli pachnącej lawendą. Chwilę kotłował się po łóżku ciesząc się jak dziecko z tak wielkiego mebla. W domu musiał kisić się na wąskim skrzypiącym tapczanie, także teraz czuł się bardzo luksusowo. Wpatrywał się w sufit z uśmiechem na ustach, szybko zamknął zmęczone powieki i od razu zasnął.