***
Wszedł do swojej kabiny i aż trzasnął z wściekłości drzwiami. Jak ten dupek śmie twierdzić, że jest do niczego? Kopnął wściekle krzesło aż poleciało i się roztrzaskało na ścianie.
- Byłbym wdzięczny gdybyś nie niszczył mojego wyposażenia. Nie pomoże ci to w żaden sposób w obniżeniu poziomu... - odezwał się Maks.
- Zamknij się, durna maszyno! - wrzasnął zirytowany Szczepan.
- Wypraszam sobie - odparł wyraźnie obrażony komputer. - Może i jestem maszyną, ale nie durną. Posiadam...
- Chuj mnie obchodzi co posiadasz! - wrzasnął Szczepan. - Masz się zamknąć i nie odzywać jak nie pytają!
Komputer nic już nie odpowiedział, a Szczepan wrócił do obmyślania planu zdobycia Marco. Teraz już nie chodziło tylko o przelecenie go. Teraz to była kwestia honoru. I ambicji. Tylko co może zrobić? Gdyby byli na jakiejś planecie, mógłby kupić jakiś specyfik, żeby go uśpić, a w kosmosie? jedyne wyjście to upić go. Tylko czy jest czym?
- Maks, mamy na pokładzie jakiś alkohol? - Niestety pokładowy komputer milczał. - Durna maszyna - syknął wściekle. Trzeba będzie spytać kogoś innego. Wyszedł z kabiny i udał się do kuchni, licząc, że zastanie tam Dalię. I zastał. Kobieta kręciła się po kuchni, jak zwykle coś gotując.
- Cześć.
- Witaj - Dali uśmiechnęła się. - Chcesz coś zjeść?
- Nie, dzięki. Ale chętnie napiłbym się czegoś mocniejszego. Mamy może coś?
- Szczerze mówiąc nie wiem - odparła wyraźnie zmartwiona. - Nigdy nie potrzebowałam alkoholu do gotowania. Ale możesz sam sprawdzić w magazynie spożywczym.
- A gdzie on?
- A tam... - wskazała ręką drzwi znajdujące się na jednej ze ścian kuchni.
- Dziwne - mruknął Szczepan. - Nigdy wcześniej nie widziałem tu tych drzwi.
Dalia roześmiała się rozbawiona.
- One zawsze tu były, tylko nie zwracałeś na nie uwagi.
- Możliwe - przytaknął Szczepan. Nie miał ochoty wdawać się w dyskusje. - To mówisz, że jak znajdę tam jakiś alkohol, to se mogę wziąć?
- No nie wiem- Kapitan nic nie mówił na temat alkoholu. Jak by był zakazany, to by chyba wyraźnie powiedział, nie? - Spojrzała niepewnie na Szczepana.
- Fakt, nic nie mówił - potwierdził. - To idę poszukać.
Wszedł do magazynu i aż przystanął zdumiony. Pomieszczenie było wielkości ładowni. Jedną połowę zajmowały wypełnione po brzegi różnymi towarami, a drugą lodówki, także wyładowane po brzegi. Przeszedł między półkami, zadzierając głowę, by nic nie przegapić. Wprawdzie tych towarów położonych na samej górze nie mógł rozpoznać, jednak nie przeszkadzało mu to. Potrafił odróżnić butelkę od innego opakowania, bez względu na to jaki by miała wymyślny kształt.
Kiedy już zwątpił, że znajdzie jakiś alkohol, na ostatniej półce, na samej górze wypatrzył kilka obłych kształtów. Tylko jak się tam dostać? Rozejrzał się w koło. Zirytował się nie widząc niczego, co by mu mogło pomóc wdrapać się na półkę. Wrócił do kuchni.
- Jak ty zdejmujesz żarcie z najwyższej półki?
- A stoi tam taki niewielki podnośnik - odparła Dalia.
- Gdzie?
- Po prawej stronie wejścia jest niewielka wnęka.
- Dzięki. - Szczepan wrócił do magazynu. Tam gdzie wskazała Dalia znalazł niewielki czterokołowy wózek z panelem z przyciskami. Na szczęście objaśnienia na panelu były jasne, więc nie miał kłopotów z opanowaniem wózka. Szybko podjechał pod wypatrzone wcześniej miejsce i wciskając odpowiedni guzik uniósł się w powietrze. Dopiero wtedy przekonał się, że butelka, którą wypatrzył to kajaho. A gdy zajrzał w głąb półki zobaczył kilka kartonów alkoholu. Uśmiechnął się zadowolony. Wziął jedno pudełko i zjechał na dół. Kiedy wychodził z magazynu okazało się, że Dalii nie ma w kuchni. W sumie nie obchodziło go gdzie ta kobieta chodzi, ale wolał nie spotkać jej by się nie tłumaczyć dlaczego wziął akurat cały karton. Niezauważony przez nikogo przeszedł do swojej kajuty. Otworzył karton. Dwanaście butelek kajaho to był naprawdę wspaniały widok. Wyciągnął dwie i schował karton pod łóżko. Jedną z butelek postawił na stole, drugą schował w szafie. Teraz trzeba było przygotować dalszą część planu.
***
Kasjan siedział na łóżku i intensywnie myślał. Przez cały wczorajszy dzień zastanawiał się czym by tu mógł zaimponować Mimi, żeby spojrzała na niego inaczej, że aż przyśnił mu się ten głupi sen. On i Mimi, wystrojeni, siedzą przy stole, wokół nich pali się mnóstwo świec, wszędzie porozstawiane wazony z kwiatami, na stole talerze z wykwintnymi daniami, szampan w kieliszkach. Jedzą, rozmawiają, a na koniec Mimi przyjmuje jego oświadczyny. Piękny sen, ale jednak głupi. Mimi mu się cholernie podobała i chciał czegoś więcej, jednak nie potrafił jej sobie wyobrazić jako żony. Przecież cały czas tylko grzebie w tych maszynach, wali tymi swoimi narzędziami, demoluje. Nie, stanowczo nie nadaje się do kuchni ani do sprzątania domu. Chociaż... może ona ma jakieś ukryte talenty o których on nie wie? No bo nie miała okazji ich pokazać... tylko jak to sprawdzić?
Przez chwilę jeszcze myślał intensywnie, aż w końcu zdecydowanie podniósł się z łóżka, ubrał i wyszedł z kajuty. Na szczęście nie musiał kluczyć po całej maszynowni szukając Mimi, znalazł ją w laboratorium.
- Mimi, masz chwilkę?
- Aha - odparła nie przestając wpatrywać się w trzymaną w ręku menzurkę z jakimś paskudnie wyglądającym płynem.
- Powiedz, umiesz gotować? - Dziewczyna w końcu spojrzała na niego.
- Co? - zdziwiła się.
- Czy umiesz gotować - powtórzył. - Nie chodzi mi o to tutaj - machnął ręką w stronę stołu - ale o normalne żarcie.
Mimi podrapała się po głowie.
- Z głodu nie umrę - odparła niepewnie - chociaż nie jest to szczyt kulinarnych umiejętności. A na co ci to wiedzieć?
- A tak tylko pytam, z ciekawości - odparł i uciekł bez pożegnania. Na szczęście Mimi zbyt była zajęta tym, co robiła, żeby dłużej sobie zawracać głowę dziwnym zachowaniem kumpla.
Tymczasem Kasjan korzystając z pomocy Maksa namierzył Małego. Cholernie się bał tej rozmowy, ale musiał ją przeprowadzić.
- Mały, masz chwilkę? - zapytał chłopaka siedzącego na podłodze w sali widokowej i wgapiającego się w kosmos.
- Zależy na co - odparł nie zmieniając pozycji.
- Pogadać chciałem.
- A to mam.
Kasjan usiadł obok chłopaka. Przez dłuższą chwilę siedział w milczeniu zastanawiając się jak by tu zacząć i, najważniejsze, jak powiedzieć to, co chce, żeby nie zdenerwować Małego. Chłopak był jedyną osobą, której nie chciał nigdy w życiu denerwować. Na szczęście Mały był wyjątkowo cierpliwy i nie poganiał go, czekając aż w końcu zacznie.
- Słuchaj... - zaczął niepewnie - bardzo kochasz Mimi?
- Kretyńskie pytanie - stwierdził Mały. - To chyba oczywiste.
- I jak by ktoś chciał ją skrzywdzić, to byś...
- To nic bym nie zrobił. Ona sama by się obroniła i ty dobrze o tym wiesz.
- Nie o to mi chodziło.
Mały popatrzył na Kasjana z zaciekawieniem.
- Chodzi mi o to, że... - szabrownik zaczął się plątać. - Jakby ktoś, tak nieświadomie...Znaczy chciałby dobrze, miło, a wyszłoby inaczej... nie z jego winy, ale przez przypadek?
- Chcesz wiedzieć czy bym ci coś zrobił jak byś spróbował poderwać Mimi, bo się w niej zakochałeś? - wypalił Mały, a Kasjan popatrzył na niego przerażony.
- Skąd... Skąd o tym wiesz? Nikomu nie mówiłem.
Chłopak prychnął rozbawiony.
- Się dziwię, że ona jeszcze tego nie zauważyła. Gapisz się na nią takim maślanym wzrokiem, zabierasz na miasto, do tego jeszcze te spinki...
- Powiedziała ci? - Kasjanowi aż się gorąco zrobiło.
- Musiała. - Mały uśmiechnął się rozbawiony. - Tak jej się podobały, że aż musiała się nimi pochwalić.
- Naprawdę? - Serce Kasjana zrobiło ba-dum.
- Nawet nie miała ochoty grzebać w silniku, tylko pół dnia leżała i się na te spinki gapiła. Sprawiłeś jej dużą przyjemność.
Ba-dum, ba-dum, ba-dum.
Kasjan westchnął i objął rękami kolana, które podciągnął pod brodę.
- Sam nie wiem jak to się stało - wymamrotał. - Zawsze wydawało mi się, że wolę kobiety takie jak Laila. No wiesz, dojrzałe, z dużym biustem. A tu nagle to... Ona tak ładnie się uśmiecha, a jakich wypieków dostaje jak opowiada o maszynach. Chociaż nic z tego nie rozumiem, to jednak lubię słuchać. I mam ochotę ją przytulić, po włosach pogłaskać, pocałować? Ale nic więcej, słowo! - dodał szybko, bojąc się, że Mały będzie chciał mu coś zrobić za zboczone myśli z jego siostrą w roli głównej, których przecież wcale nie miał. Jeszcze...
Mały roześmiał się rozbawiony.
- Jesteś zabawny, wiesz? - Kasjan zapowietrzył się, nie wiedząc co powiedzieć. - To, że kocham Mimi, nie znaczy, że muszę ingerować w jej życie. Wie tyle samo co ja, jej mózg jest rozwinięty w takim samym stopniu jak mój. Potrafi sama podejmować decyzje. Poza tym nie uważam, że kochając ją wyrządziłbyś jej jakąś krzywdę. Na tyle cię znam, więc mogę być spokojny. Niestety nie mogę ci obiecać, że Mimi odwzajemni to w taki sposób jak oczekujesz. Wszystko co wiemy na temat miłości, to tylko wiedza wyniesiona z tych wszystkich bibliotek, które odwiedzaliśmy. Nie mamy żadnego doświadczenia praktycznego. Zwłaszcza że hodowano nas na żołnierzy którym obce są uczucia. Uczucia to słabość. Dlatego też gdybyś mi powiedział, że mnie kochasz, to ja bym ci odparł, że dla mnie to są tylko puste słowa i jeśli chcesz żebym też cię kochał, musisz mnie tego nauczyć.
- Więc nawet nie ma sensu żebym jej mówił "Kocham cię"?
- Tego nie powiedziałem. Po prostu musisz się przygotować na to, że nie będzie łatwo.
Kasjan westchnął ciężko.
- Czemu muszą być słowa, które tak trudno wyrazić? Takie banalne, a jednocześnie trudne. - Zwiesił smętnie głowę.
Mały, chcąc pocieszyć przyjaciela, przysunął się do niego i przygarnął jego głowę do własnej piersi, po czym pogłaskał go po niej.
- Będzie dobrze - wyszeptał uśmiechając się ciepło, czego Kasjan nie mógł widzieć.
- Znaczy nie masz nic przeciwko? - szabrownik popatrzył uważnie na rozmówcę.
- Nie.
-Mały, kocham cię! - wykrzyknął wyraźnie uradowany i objął chłopaka za szyję.
W tym momencie do sali widokowej wszedł Marco. I przystanął zdezorientowany, widząc scenę jakiej nigdy by nie chciał zobaczyć. Szybko wycofał się. Oparł się o ścianę, czując jak mu się robi gorąco. A więc Kasjan w końcu zdobył się na odwagę i wyznał swoje uczucia? Tylko co na to Mały? Chociaż Marco nadstawiał uszu, to niestety nie usłyszał jego dopowiedzi. Stał nie wiedząc co robić. Nagle Kasjan wybiegł z sali, omal nie wpadając na Marco, który wyraźnie widział jego rozanieloną minę. Czy to oznaczało, że Mały odwzajemnił jego uczucie? Czy to znaczy, że nie ma już żadnej szansy, by Mały był jego, a nie Kasjana?
Nie zastanawiając się nad tym, co robi, wszedł do sali widokowej.
- A coś ty taki wyszczerzony? - zapytał stając obok Małego.
- A tak sobie.
- Czyżby Kasjan powiedział ci jakiś dowcip? - indagował dalej, siadając obok.
- Dlaczego tak uważasz?
- A bo omal mnie nie stratował wybiegając stąd. Z wyszczerzoną gębą.
- Niekoniecznie dowcip - odparł po chwili namysłu Mały. - Po prostu coś miłego.
- Musiało być bardzo miłe, skoro się tak szczerzysz. - No, kurde, czemu on nie może powiedzieć wprost, żeby Marco nie musiał się tak głowić?
- Całkiem.
- Powiesz co to?
- A coś ty taki ciekawski? - Mały popatrzył uważnie na rozmówcę.
- A co, nie mogę? - zapytał zaczepnie.
- Możesz. - Chłopak wzruszył ramionami dając do zrozumienia, że jest mu to zupełnie obojętne. - Ale nie oczekuj, że otrzymasz odpowiedź. Nie musisz wszystkiego wiedzieć.
- No pewnie, bo nie jestem członkiem załogi - burknął Marco, postanawiając zmienić strategię.
- Jesteś, ale to akurat nie dotyczyło załogi, więc nie musisz wiedzieć - odparł spokojnie chłopak i wstał, po czym odszedł bez słowa.
Marco sapnął zirytowany. Teraz by najchętniej komuś przywalił, tylko nie był pewien komu chciał bardziej, Małemu za to, że jest taki nieprzystępny, Kasjanowi, że mu podbiera chłopaka, czy też może sobie samemu za tak debilne rozegranie sprawy. Postanowił rozładować się na siłowni.
***
Zeben siedział na mostku i ćwiczył po raz kolejny obsługę urządzeń, które ostatnio wytłumaczył mu Mały. Szło mu to nad wyraz sprawnie i już nie musiał nawet zaglądać do notatek. Był zadowolony, nie sądził, że tak szybko się tego wszystkiego nauczy, na początku wyglądało na cholernie trudne... Ale to pewnie zasługa nauczyciela. Tak, zdecydowanie Mały jest wyjątkowo dobrym nauczycielem. Powinien mu się jakoś odwdzięczyć. Tylko jak? Prezent odpada. Raz, że nie ma nic, co mógłby mu dać, dwa, że jeszcze chłopak może sobie coś pomyśleć. A to przecież ma być tylko taki mały dowód wdzięczności. Więc co? Zmarszczył brwi, myśląc intensywnie. Nagle uśmiechnął się zadowolony. Zebrał swoje rzeczy i wyszedł z mostka zrealizować pomysł, który właśnie mu wpadł do głowy.
***
- Maks, gdzie jest Marco?
- Sala widokowa - odparł sucho komputer, ale Szczepan się tym specjalnie nie przejął.
Wyszedł z kabiny i ruszył do wspomnianego pomieszczenia. Kiedy tam doszedł, Marco właśnie wychodził.
- Słuchaj, co powiesz na... - zaczął, ale nie zdążył skończyć, albowiem dotarły do niego dwie rzeczy. Po pierwsze, Marco kompletnie go ignorował, jakby był powietrzem, po drugie, był wkurwiony. Zaintrygowany Szczepan poszedł za nim. Doszli do siłowni. Wciąż nabuzowany Marco zrzucił niedbale koszulkę i ustawił ciężar na urządzeniu do ćwiczenia bicepsów.
- Aż tyle? - zdziwił się Szczepan. - Ambitnie.
Marco nic nie powiedział, tylko z zaciętą miną zaczął ćwiczyć.
- Coś ty taki nabuzowany? - Szczepan nie ustępował.
- Nie twój interes - warknął Marco.
- Ranisz me serce - westchnął teatralnie Szczepan łapiąc się za klatkę piersiową. - Ja tu próbuję cię namówić na wspólne opróżnienie buteleczki kajaho, a ty tak na mnie warczysz.
Marco przerwał ćwiczenie i popatrzył uważnie na Szczepana.
- W sumie czemu nie? - stwierdził, budząc tym zdumienie blondyna.
- Więc co, u mnie? Zaraz? - powiedział Szczepan. szybko bojąc się, że rozmówca się rozmyśli.
- Tylko się odświeżę - mruknął Marco, po czym zabrał koszulę i wyszedł z siłowni.
***
Kasjan wybiegł z sali widokowej i zatrzymał się dopiero przed maszynownią. Chwilę stał czekając aż oddech mu się wyrówna. Jak się spodziewał, Mimi wciąż była w swoim laboratorium.
- I jak ci idzie? - zainteresował się.
- A różnie - odparła dziewczyna. - Tym razem co ci potrzeba?
- A masz może arkusz cienkiej blachy?
- Arkusza to nie, ale w magazynie jest sporo urządzeń, które wymontowałam na części. Może z nic ci się coś nada. A w ogóle to co ty kombinujesz? - spojrzała na niego podejrzliwie.
- A nic specjalnego - odparł nerwowo i uciekł bez pożegnania bojąc się, że jeszcze chwila, a się wygada. A przecież to miała być niespodzianka. Korzystając z pomocy Maksa znalazł magazyn. I aż jęknął, kiedy zobaczył jego zawartość. Się przeraził, że nie zna przeznaczenia co najmniej połowy tych urządzeń.
- Maks, poproś Małego, żeby tu przyszedł. Potrzebuję pilnie jego pomocy - rzucił po dłuższej chwili namysłu.
- Już przekazuję - odparł komputer.
Kasjan westchnął i zabrał się za przeglądanie zawartości magazynu. Właśnie próbował odsunąć jakąś ciężką część, gdy nagle usłyszał za plecami:
- Co jest?
Drgnął przestraszony, a część wypadła mu z rąk omal nie miażdżąc stopy. Odskoczył wręcz odruchowo.
- Mógłbyś mnie tak nie straszyć? - zapytał z wyrzutem, odwracając się. - Ataku serca przez ciebie dostanę. Skradasz się jak jakiś złodziej? - dodał.
- Ja szedłem normalnie - Mały wzruszył ramionami - to ty byłeś zbyt zajęty tym czymś. To w czym potrzebujesz pomocy?
- No tak generalnie to potrzebuję twojej siły i spawarki - odparł. Mały uniósł w zdziwieniu brwi, więc szabrownik szybko wyłuszczył mu swój pomysł. - Myślisz, ze to się uda?
Chłopak zaczął uważnie oglądać zebrane w magazynie urządzenia przesuwając je niezbyt delikatnie, aż w końcu odparł:
- Myślę, że powinniśmy wszystko znaleźć.
- To pomożesz mi? - zapytał szabrownik z niepokojem.
- Pomogę, pomogę - odparł uspokajająco chłopak, a Kasjan odetchnął z ulgą.
- To od czego zaczniemy?
- A Mimi na pewno powiedziała, ze możesz brać co chcesz?
- Chcesz, to sam ją zapytaj - odparł nieco urażony szabrownik.
- Dobra, to zaczniemy od tego. - Wskazał jedno z urządzeń. - Obudowy powinno starczyć na blat stołu.
***
- Wiesz, że cię nie cierpię? - zapytał Marco wychylając jednym duszkiem pierwszą szklaneczkę kajaho. - Więc żadnych numerów. Przyszedłem tylko po to, żeby się napić.
- Spoko, spoko - odparł wyjątkowo ugodowo Szczepan napełniając naczynie Marco. - Mnie tylko chodziło o wspólne napicie się. Może przy okazji coś obejrzymy? - zaproponował. - Nudno tak tylko siedzieć i pić. Bo gadać pewnie ze mną nie chcesz?
- Zwisa mi to - mruknął Marco opróżniając kolejną szklankę.
Szczepan pomyślał, ze w takim tempie, to za godzinę Marco już będzie jego. I wyszczerzył się zadowolony. Włączył komputer i puścił jakiś film, który znalazł w jego przepastnych zasobach. Jednak patrzył na niego jednym okiem, przez cały czas pilnując by szklanka Marco była pełna.
***
Vartan właśnie relaksował się w kąpieli, gdy odezwał się komputer.
- Kapitanie, potrzebna jest pańska interwencja.
- Co się stało? - zapytał rozleniwiony.
- Szczepan mówi, że ma problemy.
- Szczepan? Jakoś nie bardzo mi się chce wyłazić z tej ciepłej i przyjemnej kąpieli - odparł niedbale.
- Jeśli mu pan nie pomoże, Szczepan może stracić życie.
- Cholernie kusząca perspektywa. - Kapitan na chwilę aż przymknął oczy uśmiechając się przy tym. - Ale jakim sposobem?
- Marco chce go zabić
- Marco? - kapitan zdumiał się. - Za co i dlaczego?
- Niestety nie wiem kapitanie. Z posiadanych przeze mnie informacji wynika, że siedzieli spokojnie pijąc alkohol aż nagle Marco zaczął być agresywny wobec Szczepana. Jego agresja wzrastała dość szybko i na chwilę obecną Szczepan nie jest w stanie uspokoić Marco.
- Cholera - Vartan westchnął. - Co, twoim zdaniem, powinienem zrobić?
- Bardzo mi przykro, ale to jest decyzja która musi sam pan podjąć. Ludzkie zachowania są dla mnie zbyt skomplikowane. Zależności przyczynowo-skutkowe są dla mnie zbyt abstrakcyjne bym mógł cokolwiek doradzać.
Kolejne westchnięcie i Vartan podniósł się.
- I miły dzień szlag trafił - mruknął wycierając się. Robił to jednak bez zbytniego pośpiechu i nad wyraz dokładnie. - I jak, Marco wciąż próbuje zabić Szczepana?
- Wciąż - odparł komputer. - I chyba w końcu mu się to uda. Głos Szczepana jest coraz słabszy i coraz rzadziej go słyszę.
- Kurde, jaka pokusa - westchnął smętnie Vartan. - Niestety nie możemy pozwolić na to. Jeszcze nie teraz.
Odległość między łazienką a kajutą Szczepana przebył biegiem. Wpadł do środka nie bawiąc się w zabawę z pukaniem i zobaczył Marco siedzącego na Szczepanie. Nogi tego drugiego rozpaczliwie waliły o podłogę. Vartan niemal odruchowo podskoczył do nich i złapawszy Marco ramieniem za szyję ściągnął go ze Szczepana. Zdziwił się, czując siłę Marco, przez moment mu nawet przemknęło przez myśl, że on też nie może pić alkoholu, bo po nim staje się agresywny. Jego myśli jakby potwierdzał sam Marco starając się wyrwać z trzymającego go uchwytu vartanowych ramion. Na nieszczęście dla niego, im mocniej się miotał, tym mocniej Vartan zaciskał mięśnie, aż w końcu brak tlen doprowadził do utraty przytomności pijaka. Vartan, widząc, że Marco zwiotczał, ostrożnie położył go na podłodze, przez chwilę jeszcze obserwując go, czy aby nie symuluje, próbując podstępem uwolnić się. Na szczęście nie udawał. Dopiero wtedy Vartan popatrzył w stronę Szczepana, który leżał na ziemi i charczał trzymając się za gardło.
- Dzięki, kapitanie, uratowałeś mi życie - wycharczał w końcu. - Jego pojebało kompletnie.
- O co poszło?
- A chuj go wie. - Szczepan wzruszył ramionami i odchrząknął. - Jak mi się przez niego głos zmieni...
- Mam w dupie twój głos - warknął kapitan. - Mnie interesuje dlaczego na moim statku jeden z załogi próbuje zabić drugiego. Więc?
- Nie wiem. Coś mu odjebało i tyle. Siedzieliśmy i piliśmy kajaho...
- Skąd mieliście kajaho? - Vartan zmarszczył brwi.
- Z magazynu.
- Maks, mamy na pokładzie jakiś alkohol?
- Oczywiście kapitanie, został załadowany podczas ostatniego uzupełniania zapasów.
- Kto jest za to odpowiedzialny?
- Nie wiem, kapitanie. Dane do mojego komputera wprowadziła Mimi.
Vartan syknął zirytowany i spojrzał sugestywnie na Szczepana. Ten zrozumiał, że ma kontynuować wyjaśnienia.
- Siedzieliśmy i piliśmy, oglądaliśmy jakieś filmy, już nawet nie pamiętam co, coś tam gadaliśmy, gdy nagle ten rzucił się na mnie wrzeszcząc coś, że mnie zabije.
- Widocznie ci się należało - mruknął Vartan, nie mogąc się powstrzymać, a gdy Szczepan popatrzył na niego zdziwiony, dodał szybko: - Masz nauczkę, żeby nie pić alkoholu na pokładzie bez zezwolenia kapitana. - Po czym wstał i wziął Marco na plecy.
- Pan to tak zostawi, kapitanie? - wykrzyknął zbulwersowany Szczepan. - On chciał mnie zabić, trzeba coś z tym zrobić! Zamknąć go gdzieś, bo jeszcze wymorduje wszystkich.
- Ty mnie lepiej nie kuś, bo zrobię to za niego - mruknął kapitan pod nosem, a głośno powiedział: - Ty mnie nie ucz jak być kapitanem. Lepiej się weź za swoją robotę. Nie po to cię nająłem, żebyś siedział na dupie i chlał.
Nie czekając na reakcję Szczepana wyszedł. Zaniósł Marco do jego kabiny i rzucił niezbyt delikatnie na łóżko.
- A z tobą, to ja już sobie pogadam, jak tylko dojdziesz do siebie - warknął patrząc na nieprzytomnego. Wyszedł na korytarz. - Maks?
- Tak, kapitanie?
- Zamknij kajutę Marco tak żeby nie mógł z niej wyjść, dopóki mu nie zezwolę.
- Rozumiem. - Sekundę potem Vartan usłyszał cichy świst świadczący o tym, że komputer wykonał polecenie.
- I nikt nie ma prawa do niego wchodzić, dopóki ja nie zezwolę.
- Rozumiem - odparł komputer.
***
- Mały, jesteś zajebisty - oczy Kasjana błyszczały.
- Prościzna - prychnął chłopak, nie chcąc przyznać, że ten dość oryginalny komplement sprawił mu przyjemność.
- To pomożesz mi to jeszcze wszystko przenieść?
- A dokąd?
Kasjan podrapał się po głowie.
- Wiem, że to mało romantyczne, ale pomyślałem o sali treningowej. Jest tam dość miejsca, że można nawet... potańczyć - dodał niepewnie bojąc się, że Mały go wyśmieje, ale ten tylko skinął głową i powiedział:
- Słuszna decyzja. To zabierajmy to.
- Mam nadzieję, że nie natkniemy się na nikogo po drodze. - W głosie Kasjana było słychać niepewność.
- Maks, czy jest ktoś na drodze między naszą lokalizacją, a salą treningową? - zainteresował się Mały.
- Nie ma nikogo.
- No to idziemy. - Mały poustawiał wszystko jedno na drugim, następnie wypuścił wiązkę energii, która otoczyła tę osobliwą konstrukcję i uniosła w powietrze.
- Dobra - zwrócił się do Kasjana - robisz za czujkę. Mam nadzieję, że wypatrzysz niebezpieczeństwo odpowiednio szybko.
Szabrownik siknął głową i ruszył do wyjścia. Na szczęście drogę do sali treningowej przebyli bez żadnych zakłóceń.
- Uf - Kasjan otarł z czoła wyimaginowany pot. - jeszcze nigdy w życiu nie miałem takiego pietra jak przed chwilą. - Mały uśmiechnął się rozbawiony. - To jeszcze tylko pomóż mi to rozstawić.
- Maks, powiedz Mimi, że przebiłem warstwę ochronną w sali treningowej i musi to szybko naprawić - powiedział Mały kiedy już wszystko zostało porozstawiane zgodnie z koncepcją Kasjana.
- Przekazuję - odparł komputer.
- To ja się zmywam. I powodzenia - Chłopak uśmiechnął się i wyszedł. Szybkim krokiem ruszył w stronę przeciwne do tej, z której miała nadejść jego siostra.
- Maks, nie wpuszczaj do sali treningowej nikogo z wyjątkiem Mimi. Chyba, że Kasjan ci powie inaczej.
- Zrozumiałem, Mały.
Tymczasem w sali treningowej...
- Musiałeś tak szaleć Mały? - zapytała wyraźnie niezadowolona Mimi wchodząc do środka. - Myślisz... - urwała widząc Kasjana zamiast brata. - A ty co tu robisz? I gdzie jest Mały?
- Eeee, nooo, to był tylko taki mały podstęp żeby cię tu ściągnąć - wybąkał Kasjan.
- Po co? - zmarszczyła gniewnie brwi.
- Bo tego... ja chciałem... pomyślałem, że jak ja cię poproszę, to się nie zgodzisz...
- Na co?
- Na to. - Wskazał ręką za siebie.
Dopiero teraz Mimi uważnie popatrzyła.
- Ojej, a co to? - zdziwiła się.
Jej oczom ukazał się metalowy stół, dwa krzesła, na stole dzbanek z metalu, a w nim trzy metalowe kwiaty. Go tego dwa metalowe lichtarze z metalowymi świeczkami. Dalej stało coś z daleka wyglądające na niewielką szafkę, a na niej metalowa staromodna lampka i ...
- Ojej! - pisnęła Mimi podchodząc bliżej. - Czy to...
- Niestety tylko wygląda jak staromodny gramofon - odparł przepraszająco Kasjan. - Nie jestem taki mądry jak ty i nie potrafiłbym skonstruować prawdziwego, tak żeby działał i grał, więc pomyślałem, że chociaż zrobię coś takiego. Na szczęście Maks miał w swojej pamięci obrazy starodawnych gramofonów. Teraz tylko wystarczy zamknąć oczy i wyobrazić sobie, że on gra.
W tym momencie do uszu Mimi doleciała delikatnie brzmiąca nastrojowa muzyka. Mimi zamknęła oczy i przez chwilę stała wsłuchując się w muzykę.
- Masz rację - powiedziała po chwili. - Jak zamknę oczy, to widzę jak ten gramofon gra. Ale... - otworzyła nagle oczy i popatrzyła uważnie na Kasjana. - Czemu pokazujesz mi to wszystko?
- A bo... - szabrownik zająkał się i zmieszał - Chciałem cię gdzieś zaprosić. Niestety jesteśmy setki tetronów od najbliższej planety, a w naszych magazynach nie ma tego, co potrzebowałem. Więc pomyślałem, że zrobię coś, co ci się powinno najbardziej spodobać. Wszystko jest zrobione z tego, co lubisz najbardziej, z części urządzeń. Mały mi trochę pomógł. Bo wiesz... chciałem spędzić z tobą miło czas, bo ja... bardzo cię lubię i pomyślałem...
Niestety Kasjan nie zdążył dokończyć, bo Mimi nagle bez słowa wybiegła z sali treningowej. Szabrownik stał ogłupiały, nie wiedząc jak ma zareagować. Gdyby go wyśmiała, albo naskoczyła, że jej głowę durnotami zawraca, to jeszcze by zrozumiał, jakoś zareagował, a tak? Westchnął ciężko i usiadł na jednym ze zrobionych przez siebie krzeseł. Nagle opuściły go wszystkie siły.