Rozdział 20: Bartek
– Już myślałem, że do mnie nie przyjdziesz – odezwał się Maciej, kiedy Aleks podszedł do stolika i odsunął sobie krzesło.
– Aż tak się za mną stęskniłeś? – zapytał, unosząc brew. Jakoś w ogóle już mu nie zależało na rozmowie z tym mężczyzną, ale nie mógł sobie odmówić zrobienia Jankowi na złość. W szczególności, że nie znajdowali się wcale tak daleko od baru, chłopak miał na nich stamtąd idealny widok.
– Ale się pyskaty zrobiłeś – powiedział Maciej z lekkim rozbawieniem, śledząc uważnie jego ruchy spod przymrużonych oczu. Białecki zerknął na niego zdziwiony, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że może faktycznie jego podejście do mężczyzny się zmieniło. Tak po prostu stracił nim zainteresowanie, co właściwie nawet nie było dziwne, bo w swoim życiu miał już wiele takich przypadków. Często jego wielkie miłości nagle z dnia na dzień bladły, pozostając mu obojętne. Aleks był dość kochliwy, ale tak jak szybko się zakochiwał, tak też potrafił się odkochać. Raczej nie bywał stały w uczuciach.
– Bez przesady – odpowiedział i popił swojego drinka. – Myślałem, że nie lubisz tego typu imprez – dodał i ruchem głowy wskazał na scenę, po której wciąż paradowała Madame Euliette.
– Bo nie lubię – przyznał, wzruszając ramionami. – Ale przyszedłem, bo, jak widzisz, znam tu całą masę ludzi – dodał i zakręcił szklanką na blacie stołu. – A ty? Jest tu gdzieś Krzysztof? – zapytał, na co Aleks skinął głową.
– Siedzi i z kimś rozmawia – mruknął, ruchem głowy wskazując na miejsce, gdzie siedział Rudwiński. Maciej od razu obejrzał się za siebie i uśmiechnął pod nosem, gdy już dostrzegł Krzysztofa.
– No, no. Wreszcie znalazł sobie kogoś w swoim wieku – powiedział, śmiejąc się cicho, zupełnie jakby sam nigdy nie oglądał się za młodszymi. – Może ma kryzys wieku średniego i stwierdził, że najwyższa pora się ustatkować – żartował dalej i mrugnął do Aleksa, który jednak nawet się nie zaśmiał. Jakoś zrobiło mu się żal Krzysztofa. Nie miał ochoty się z niego wyśmiewać, Rudwiński był jaki był, ale wiele mu zawdzięczał. Wyśmiewanie się z niego za plecami było jak cios poniżej pasa. Gdy sam cicho komentował wszystko w myślach, to zawsze pozostawało tylko jego, nie dzielił się tym z nikim i nie szydził na głos z mężczyzny.
– Skąd znasz Janka? – zmienił temat, chcąc dać temu nieszczęsnemu Krzyśkowi spokój. Wystarczająco już się biedaczyna dzisiaj namęczył przy spotkanym znajomym, pomyślał, zerkając w stronę ich stolika. Gdy dostrzegł zniechęcony wyraz twarzy Rudwińskiego, przez moment pomyślał, że właściwie mógłby mu jakoś pomóc i wyswobodzić go z opresji. Szybko jednak stwierdził, że miał przecież inne rzeczy do roboty, mógł się dzisiaj naprawdę sporo dowiedzieć o Jaśku, który wcześniej był dla niego chodzącą zagadką. Nie będzie poświęcać takiej chwili dla ratowania Krzysztofa od jakiegoś nudnego mężczyzny, Krzychu był przecież dorosłym facetem, mógł mu w każdym momencie coś powiedzieć. A skoro nie miał na tyle jaj, by wydusić pod tym swoim nieco kartoflowatym nosem kilku słów, to dlaczego niby Aleks miałby mu lecieć na pomoc?
– Nie słyszałeś? Mówiłem, że z klubów – powiedział spokojnie Maciej, przyglądając się Aleksowi ze zmrużonymi oczami. – A ty? – zapytał i popił swój gin z tonikiem, ani na moment nie spuszczając uważnego wzroku z Białeckiego. Chłopak aż się poczuł nieswojo, kiedy mężczyzna tak lustrował go spojrzeniem. Starał się jednak nie dać niczego po sobie poznać. W Macieju było coś, co jednocześnie niepokoiło i przyciągało. Nie miał pojęcia, jak mógłby to nazwać, ale mężczyzna z jednej strony wydawał się drapieżny i nieobliczalny, a z drugiej wyważony i spokojny. Miał w sobie jakąś taką grację, wydawał się wiedzieć, czego chce od życia i chyba właśnie przez to tak przyciągał do siebie nieopierzonych, młodych gejów.
– Gramy razem w zespole – odparł krótko i zadudnił palcami w blat stołu. Nie chciał się wdawać w szczegóły, w końcu nie rozmawiał z Maciejem dlatego, żeby opowiadać o swoim życiu. To on chciał dostać jakieś informacje. – Jak dokładnie się poznaliście? – zapytał więc, czując się trochę jakby przesłuchiwał Macieja. Mężczyzna najwidoczniej też to zauważył, bo uśmiechnął się szeroko, wyraźnie rozbawiony.
– Gramy w „sto pytań do”? – zakpił i znów popił swój alkohol. Nim jednak powiedział do Aleksa cokolwiek, jeszcze machnął na kręcącego się obok chłopaczka w muszce. – Gin z tonikiem, a dla niego whisky z colą – zamówił. Kelner szybko zapisał wszystko w notesie, po czym ruszył w kierunku baru, za którym cały czas stał Jaś. – Powiedz mi, dlaczego aż tak cię to interesuje? – zapytał, odchylając się na oparcie krzesła.
– Po prostu – odpowiedział i wzruszył ramionami, starając się ukryć nie tylko przed Maciejem, ale także przed sobą, że czuł się niezwykle niekomfortowo podczas tej rozmowy. – Pytam, bo jestem ciekawy – dodał, na co mężczyzna uniósł wysoko brwi, by po chwili zaśmiać się, wyraźnie tą sytuacją rozbawiony.
– Oj Aleks, Aleks – zamruczał. – Kto by pomyślał, że jeszcze chwilę temu świata poza mną nie widziałeś, a teraz zainteresowałeś się takim podrostkiem. Naprawdę? Nie wolisz prawdziwego faceta? – zapytał, na co Białecki popatrzył na niego z niezrozumieniem. Nie spodziewał się takich słów, nie myślał, że... cholera, że to widać. Przecież nie latał za Jasiem z wywieszonym jęzorem, nie wiedział jednak, że Maciej był naprawdę dobrym obserwatorem. Właśnie dlatego tak szybko przyciągał do siebie ludzi, po prostu potrafił wyciągać wnioski z tego, co widział.
– Chyba nie twoja sprawa, kogo...
– No nie moja, nie moja – przerwał mu. – Po prostu trochę mi przykro. Dobrze mi się z tobą spędzało czas – dodał i uśmiechnął się lekko, w taki sposób, że Białecki, czy chciał, czy nie, zapomniał, jak się oddycha. – Jesteś naprawdę inteligentnym, rozgarniętym facetem – mruknął i zerknął w stronę idącego do nich kelnera. – Szkoda, żebyś się marnował dla jakiegoś małolata – zakończył i podziękował chłopakowi, gdy już postawił przed nimi szklanki z alkoholem. Aleks musiał przyznać, że ten drań mimo wszystko wciąż na niego działał. Cholera, jak on to robił, że momentalnie stawał się tak pociągający? Chwilę temu czuł się jeszcze na siłach, by coś mu odpyskować, a teraz miał wrażenie, że jest galaretą, która mogłaby się zgodzić na wszystko. A najgorsza była świadomość, że Maciej doskonale zdawał sobie sprawę, jak oddziałuje na innych. Wszystko robił z premedytacją, jednak Aleks nie mógł zaprzeczyć, że pewnie gdyby zaraz zaproponował mu zabawę w toalecie, pobiegłby do niej z pełnym wzwodem. – Pij – wskazał na szklankę, którą chwilę temu przyniósł mu kelner. Białecki szybko po nią sięgnął i wypił kilka dużych łyków, próbując się uspokoić. – Właściwie to jakbyś namówił Janka na trójkąt, byłoby całkiem fajnie – powiedział, na co Aleks poczuł się tak, jakby ktoś wylał na niego kubeł lodowatej, ale jakże zbawiennej wody. Momentalnie otrzeźwiał.
– Co? – Aż zmarszczył brwi. Sama wizja tego, że Maciej mógłby dotykać Janka, napawała go nieznaną mu dotąd odrazą. Aż coś się w nim zagotowało na samą myśl, że chłopak mógłby spać z kimś takim jak Wyszyński. Wydawałoby się, że każdy młody gej marzy o seksie z dwoma obiektami swoich westchnień naraz, trójkąty w końcu były dość modne, a samo wyobrażenie siebie w takiej scenerii powinno doprowadzić go do wzwodu. Tak się jednak nie stało. Siedział na krześle, które nagle zrobiło się strasznie niewygodne, piorunując przy tym Macieja wzrokiem, zupełnie jakby mężczyzna już coś Jankowi zrobił.
Wyszyński aż uniósł dłonie w poddańczym geście, uśmiechając się przy tym. Morderczy wyraz twarzy Białeckiego musiał go dosyć mocno rozśmieszyć, czego nawet nie ukrywał.
– Spokojnie, Aleksander, obiecuję, że nie tknę już twojego chłopaczka – rzucił, na co mina Aleksa tylko bardziej stężała. Bo jak to „nie tknę już”? Jakie „już”, do cholery?!, huczało mu w głowie, a wypity alkohol tylko spotęgował jego złość. Po raz pierwszy miał ochotę się podnieść i przywalić Maciejowi w ten jego kretyński uśmiech.
– A dotykałeś go kiedyś? – Nic mu jednak nie zrobił, nie ruszył się ze swojego miejsca ani o milimetr. Śledził za to uważnie Macieja wzrokiem, licząc w myślach do dziesięciu i powtarzając sobie przy tym jednocześnie, że nie znajdowali się w żadnej spelunie. Musiał jakoś się tu zachowywać, jeżeli nie chciał mieć problemów z ochroniarzami... no i nie chciał też, żeby przez niego Krzysztof miał jakieś nieprzyjemności. Co jak co, ale Aleks czasem potrafił myśleć dość rozsądnie i nie stawiać w centrum swoich egoistycznych pobudek.
– Nie – odpowiedział Maciej i pokręcił głową. – Uspokój się, żartuję tylko – dodał, na co Białecki zamarł na moment. – Nie spinaj się tak, między mną a Jaśkiem nic nie było. – W tym momencie Aleks odetchnął z wyraźną ulgą, czego nawet nie spróbował w żaden sposób zamaskować. – Zmieńmy temat, bo to już staje się nudne – stwierdził po chwili Maciej i zapatrzył się na scenę. – Rozumiem, że dzisiaj jednak nie mam co liczyć na to, że mnie odwiedzisz? – zapytał, wciąż nie patrząc na Aleksa.
– Raczej nie – odparł od razu i mimowolnie obrócił się w stronę baru. Jaś właśnie rozmawiał z jakimś klientem, który był widocznie podchmielony i ledwo trzymał się na nogach. Po minie chłopaka szybko zrozumiał, że powoli tracił swoją cierpliwość do pijanego mężczyzny, niedającego się w żaden sposób spławić.
– W porządku – powiedział Maciej, odciągając uwagę Białeckiego od wydarzenia przy barze. – W takim razie było miło, Aleks – rzucił mężczyzna, wstając. Dopił szybko drinka i odstawił pustą szklankę na stół, by zaraz sięgnąć do portfela i wyłożyć na blat dwa banknoty: dziesięcio i dwudziestozłotowy. Wyraźnie nie chciał marnować swojego czasu na kogoś, kogo i tak by nie zaciągnął do łóżka. Zdążył już zauważyć, że teraz to nie on zaprzątał aleksandrowe myśli, więc nie widział sensu w dalszym angażowaniu się. W szczególności, że dzisiaj naprawdę musiał rozładować na kimś swoje napięcie, nie mógł wrócić sam. – Mam nadzieję, że mimo wszystko jeszcze kiedyś się do mnie odezwiesz – dodał, mrugnął jeszcze do niego, jak to miał w zwyczaju, i lekkim krokiem odszedł gdzieś w głąb sali. Aleks chwilę patrzył na jego wyprostowaną sylwetkę, szerokie ramiona i wąskie biodra. Maciej, uosobienie gejowskich fantazji, może faktycznie był zbyt idealny dla niego? Na początku łudził się przecież, że coś z tego wyjdzie, ale chyba zbyt wiele oczekiwał po takim mężczyźnie. Sięgnął po swojego drinka i nie spiesząc się nigdzie, dopił go do końca. Dopiero później wstał, zauważając, że natrętny facet przy barze dawno już sobie poszedł, zostawiając Janka samego.
Najchętniej wróciłby już do siebie, nie widział sensu w siedzeniu na tej imprezie, skoro i tak nie miał tu za bardzo co robić. Ani występy mu się nie podobały, ani też nikogo nie znał. Był tylko jeden powód, dla którego jeszcze nie opuścił lokalu. Ten powód właśnie patrzył na niego, stojąc za barem i udając, że robi coś produktywnego.
– O której kończysz? – zapytał Aleks, kiedy podszedł do Jasia.
– Aż wszyscy się rozejdą – odparł, a Białecki obejrzał się na salę. Aż się skrzywił, gdy dostrzegł, że impreza dopiero się rozkręcała. Madame Euliette właśnie żegnała się z publicznością, a na scenę zaraz miała wyjść jej młodsza naśladowczyni. Szybko oszacował, że najprędzej skończą za jakieś trzy godziny, co wcale nie napawało go zbyt dużym optymizmem.
– Poczekam – powiedział Białecki, na co Janek uśmiechnął się pod nosem.
– Czyli jednak nie wracasz z Maciejem? – zapytał, łapiąc za szklankę i szybko przygotowując jakiegoś drinka. Aleks, trochę już zresztą pijany, a przez to znacznie odważniejszy, pochylił się nad barem i patrząc na Jasia z bardzo małej odległości, rzucił:
– Może powinienem?
Zaskoczony tym Jaś na moment zamarł z butelką Coca-Coli w ręce. Zaraz jednak się roześmiał, po czym dokończył drinka i postawił przed Aleksem szklankę.
– Na koszt firmy. Te cztery godziny do końca mogą ci się trochę dłużyć – powiedział z tak bezczelnym uśmiechem, że Aleksander nagle nabrał ochoty jakoś go zmazać. Najlepiej ustami. Problem był tylko w tym, że między nimi znajdowała się lada barowa, a oni znajdowali się w samym centrum uwagi. No i oczywiście Białecki nie był jeszcze tak pijany, żeby powtarzać coś, co już raz (a raczej dwa razy) nie wyszło. Złapał za szklankę, nie powstrzymując niechętnego skrzywienia.
– Obyś mnie do tego mieszkania odwiózł – powiedział, wskazując na Jasia ostrzegawczo palcem.
– Spokojnie, mam zamiar najpierw cię upić – odparł rozbawiony Jaś, na co Aleks już tylko prychnął z dezaprobatą. Odwrócił się z drinkiem w ręce i nie widząc innej opcji na spędzenie reszty wieczoru, ruszył do zamęczonego rozmową Krzysztofa. Rudwiński jego przyjście potraktował jak zbawienie, momentalnie się ożywił i nawet zagadnął do niego całkiem wesoło. W końcu jednak okazało się, że Białecki wcale nie miał ochoty ratować go z tarapatów. Chciał jedynie usiąść i dostarczyć sobie jedynej w tym miejscu rozrywki, którą niewątpliwie była rozmowa Krzycha ze swoim starym znajomym. A znajomy, Grześ, jak się okazało, nie wydawał się zauważać, że jest przy tym stoliku niechciany. Są siebie warci, pomyślał niechętnie Białecki, obserwując to jednego, to drugiego.
***
Nie miał pojęcia, w jaki sposób udało mu się wytrwać cztery godziny. Kiedy jednak te minęły, był już całkiem wstawiony, bo w końcu jedyną rzeczą, jaką mógł się tu zająć, było picie. Pił więc drinka za drinkiem, poruszając się jedynie na trasie stolik-toaleta. Mimo to starał się, żeby nie przesadzić z procentami i cały czas być w stanie względnej używalności, bo chciał przecież później porozmawiać z Jankiem. Zapytać, dlaczego miał taki stosunek do Macieja, skąd tak dokładnie go znał, no i jak wyglądało jego „gejowskie życie”. A nawet dyskretnie wypytać o jego chłopaka. Miał świadomość, że druga szansa na zadanie takich pytań może już mu się nie trafić, dlatego gdy poczuł, że jest już naprawdę dobrze, odmówił kolejnego drinka, którego chciał mu postawić Krzysztof. Grzesiek zostawił ich stolik jakąś godzinę temu, tłumacząc się jutrzejszą pracą. Lokal powoli się wyludniał, wreszcie nawet Rudwiński postanowił iść.
– Nie wracasz? – zdziwił się, kiedy Aleks oznajmił mu, że zostaje.
– Nie. – Pokręcił głową. – Znajomy mnie odwiezie – dodał, bawiąc się pustą szklanką. Krzysztof popatrzył na niego dość zaniepokojony, czego już Białecki nawet nie wyłapał. Położył mu dłoń na ramieniu i w opiekuńczym geście je pogłaskał.
– Na pewno? – zapytał jeszcze, a Aleks hardo potaknął. – Jak chcesz, możesz jechać do mnie – dodał jeszcze, co spotkało się z pełnym niechęci prychnięciem chłopaka. Może i był pijany, ale nie głupi. Nie chciał nocować u Krzysztofa. Nawet gdyby wypił jeszcze te trzy drinki więcej, w życiu by się na to nie zgodził.
– Nie, daj spokój – powiedział, przewracając oczami. – Idź już, ja zaraz też będę się zbierać – dodał, odwracając się przodem do sali i odnajdując wzrokiem postać Jasia. Rozmawiał właśnie z jakimiś dwoma chłopakami, wskazując im jednocześnie na bar, coś przy tym objaśniając.
– No... jak chcesz – mruknął zdezorientowany Krzysztof i w pewnym momencie pochylił się do Aleksa. Białecki zdążył tylko ze zdezorientowaniem zmarszczyć brwi, kiedy Rudwiński w bardzo ojcowski sposób pocałował go w czoło. Też był już pijany, więc pozwalał sobie na znacznie więcej. Normalnie pewnie nie zdobyłby się na taki ruch w miejscu publicznym. Możliwe, że nawet w mieszkaniu przyszłoby mu to teraz z trudem, w końcu z Aleksem nie łączyły go już żadne bardziej zażyłe relacje. – Napisz mi, jak wrócisz – dodał z troską, jednak Białecki nawet nie zwrócił na to uwagi. Odwrócił się szybko, patrząc na Jasia z trwogą. Chłopak rozmawiał ze znajomymi z pracy, stojąc przy tym bokiem do Aleksandra, który aż odetchnął z ulgą. Gdyby Janek zobaczył ten pocałunek, on miałby ochotę wydłubać Krzysztofowi oczy albo zafundować mu jakiś inny trwały uszczerbek na zdrowiu.
– Nie rób tak – warknął, aż odsuwając się od niego na krześle. – I idź już – dodał, nie próbując nawet ukryć swojej złości. Krzysztof popatrzył na niego jeszcze, kiwnął głową i bez słowa odszedł, zostawiając chłopaka samego. Dla Rudwińskiego to z pewnością nie był dobry wieczór, okropnie się wynudził i nadenerwował. Aleks może kiedyś nawet podpyta go o Grzesia, w końcu historia ich znajomości była dość ciekawa, na razie jednak nie chciał sobie zaprzątać nią głowy. Utkwił wzrok w pustej szklance po alkoholu, zapadając na dłuższą chwilę w pijacką zadumę. Nie wiedział nawet dokładnie, nad czym w tamtym momencie się zastanawiał. Jego myśli krążyły dookoła bliżej niezidentyfikowanych rzeczy, kiedy nagle poczuł dotyk na swoim ramieniu. Prawie podskoczył na krześle, co na szczęście udało mu się ostatecznie opanować, i zerknął na w pełni ubranego Jasia. Nie świecił już gołą klatką piersiową, miał na sobie zwykłą szarą bluzę z czarnym, dość popularnym napisem „human inside”, która w zestawieniu z jego garniturowymi, prasowanymi w kant spodniami wyglądała dość zabawnie.
– Gotowy? – zapytał chłopak, patrząc na Aleksa z góry. Przez moment przyglądał mu się, jakby chciał ocenić, czy Białecki był zdolny do życia.
– Mówiłeś, że zostajesz do końca – zauważył Aleksander, wstając. Udało mu się to zrobić bez chociażby najmniejszego zachwiania się, co więcej – nawet nie wyglądał na kogoś, kto dzisiejszego wieczoru wypił prawie dziesięć drinków. Może i nie były aż tak mocne, jednak ich skutki powinny już dać mu się we znaki.
– Poprosiłem kolegę, żeby ogarnął wszystko za mnie – wyjaśnił Janek. – Chodź – dodał, ruszając przodem, na co Aleks bez słowa potoczył się za nim. Nawet zbytnio nie rozglądał się po sali. Kelnerzy, którzy jeszcze pół godziny temu biegali, roznosząc drinki, teraz stali za barem, dyskutując o czymś żywo. Jak po chwili wyłapał, gdy przechodzili obok nich, dzielili się obowiązkami sprzątania. Nie poświęcił im jednak większej uwagi, nawet na nich nie spojrzał, mimo że przecież jeszcze niedawno wyłapał wśród nich dwa, a może nawet trzy ciekawe okazy. Jego wzrok skupił się na szczupłych plecach Jasia, które okryte workowatą bluzą, wydawały się trochę masywniejsze niż w rzeczywistości. Uśmiechnął się pod nosem, gdy spojrzenie, jakby całkowicie automatycznie, zsunęło się niżej, na pośladki, całkiem dobrze wyglądające w eleganckich spodniach. Miał nawet wrażenie, że ich krój podkreślał krągłość jasiowego tyłka, w końcu nie raz sobie na niego zerkał i nigdy nie wydawał mu się aż tak apetyczny. Albo po prostu nigdy go tak długo nie kontemplował, będąc pijanym. Po chwili namysłu doszedł do wniosku, że ta opcja była całkiem możliwa, nim jednak zastanowił się nad tym jeszcze głębiej, już doszli do szatni, a on musiał oderwać wzrok od jego czterech liter.
***
Zimne powietrze otrzeźwiło go nieco i zamknął na moment oczy, mając nadzieję, że za chwilę odzyska całkowitą możliwość racjonalnego myślenia. Może jednak te dziesięć drinków nie były dla jego ciała wcale takie obojętne?
– Tu mam samochód – powiedział Janek i wskazał na drugą stronę ulicy, gdzie znajdowało się jego BMW. – Wszystko w porządku? – zapytał z wyczuwalną troską w głosie i popatrzył na Aleksa tak, jakby basista zaraz miał paść na chodnik trupem.
– Spoko – odparł Białecki i uśmiechnął się pod nosem, stwierdzając, że Jaś w wełnianej czapce z dużym pomponem wyglądał całkiem zabawnie. – Najnowszy trend w modzie? – zapytał, wskazując na okrycie głowy, które Jaś założył dosłownie kilka chwil wcześniej.
– Nie – powiedział i zaśmiał się, patrząc w górę, zupełnie jakby dzięki temu mógł dojrzeć swoją czapkę. – Prezent od babci – wyjaśnił i wzruszył ramionami.
– A już myślałem, że najnowsza kolekcja Zary – rzucił Aleks, odraczając jak najdłużej moment wejścia do samochodu. Obawiał się, że takie nagłe zmiany temperatur mogą naprawdę źle na niego podziałać.
– Czasem trzeba zostawić Zarę na inne okazje, żeby babci nie było smutno – odparł i wzruszył ramionami. – Na pewno wszystko okej? – zapytał jeszcze raz. – Jak jest ci niedobrze, to może skoczę jeszcze po wodę? – zapytał, robiąc krok w jego stronę.
– Nie, spoko. – Machnął ręką. – Nie myślałem, że taki z ciebie dobry wnuczek – odparł, ciągnąc temat dalej. Nie mówił jednak już ze swoją dawną złośliwością, po prostu stwierdził fakt. Wydawało mu się, że Jaś jest mniej rodzinnym typem człowieka, kojarzył mu się z dość chłodną osobą. W końcu ich kontakty były dość szorstkie, tylko czasem poznawał tę drugą stronę Jaśka. Za każdym razem ten chłopak go zadziwiał... i coraz bardziej do siebie przyciągał. To chore, w szczególności, że Janek dał mu już do zrozumienia, że Aleks z jego strony nie miał na co liczyć, a jednak wciąż kręcili się obok siebie jak takie polujące koty.
– A ty? – zapytał nagle Jasiek.
– Co ja? – odparł ze zdziwieniem, marszcząc brwi w niezrozumieniu.
– Wiem, że nie masz dobrych kontaktów z rodziną, ale masz brata, który chyba wiele dla ciebie znaczy, hm? – zapytał i nagle sięgnął do kieszeni po papierosy. – Normalnie nie palę, czasem się zdarza – wyjaśnił, kiedy Aleks spojrzał na niego zdziwiony. Nic jednak nie powiedział, tylko sięgnął po jednego szluga, gdy Jaś podsunął mu pod nos paczkę.
– Właściwie to od niedawna mam brata – odpowiedział, czekając aż chłopak znajdzie w kurtce zapalniczkę. Jaś posłał mu nierozumiejące spojrzenie, na co on westchnął ciężko, zastanawiając się jeszcze, czy powinien mu tak o sobie opowiadać. – Wyprowadziłem się z domu jak miałem siedemnaście lat – zaczął i włożył sobie papierosa między wargi. Jaś podsunął mu zapalniczkę pod nos i podpalił koniuszek używki, na co Aleks zaciągnął się mocno. Aż westchnął, gdy gryzący dym wypełnił jego płuca, wydmuchując gęsty obłok dymu. – Nie wiedziałem, że mama była wtedy w ciąży. Odsunąłem się od nich, nie miałem pojęcia, co się u nich dzieje, a prawie trzy miesiące temu ona do mnie przylazła i powiedziała, że mam brata – mruknął, wzruszając ramionami i patrząc na tlącą się między jego palcami używkę. Janek zamarł na moment, nie spuszczając wzroku z jego twarzy, aż wreszcie się zreflektował i sam szybko podpalił sobie papierosa.
– Od siedemnastego roku żyjesz sam? – zapytał, udając, że wcale nie dowiedział się tego wszystkiego od Remka. Aleks zaś udawał, że wcale nie podsłuchiwał ich rozmowy.
– Nie rozckliwiaj się nade mną – warknął nagle Białecki groźnie. – Nie ma powodu, dałem radę, żyję i jest mi całkiem dobrze – prychnął i znów się zaciągnął.
– Ale żyjesz sam, tak? – ciągnął Janek dalej, nie odpuszczając mu. – To musi być męczące – dodał, zaraz jednak uniósł dłonie w geście obronnym, kiedy w odpowiedzi otrzymał mordercze spojrzenie Aleksa. – Dobra, dobra. Nic więcej nie mówię.
– Teraz moja kolej – stwierdził Aleks i strzepał nadmiar popiołu. – Skąd znasz Macieja? – zapytał, uznając, że układ informacja-za-informację jest całkiem sprawiedliwy.
– Maciej ci powiedział – odparł Jaś, wzruszywszy ramionami, by po chwili zaciągnąć się papierosem i wpatrzyć w drzwi od lokalu, nad którymi paliła się zwykła lampa halogenowa. Właśnie otworzyły się, a z wnętrza budynku w asyście barczystego (albo raczej po prostu grubego) ochroniarza wytoczyło się dwóch pijanych mężczyzn. – W klubie, jakieś dwa lata temu... Chodźmy już do samochodu, co? – zaproponował nagle, na co Aleks aż zmarszczył z niechęcią brwi, niezadowolony z otrzymania niezbyt wylewnej odpowiedzi.
– Ale jak się poznaliście? – nie odpuszczał. – I dlaczego go nie lubisz? – zapytał, na co Jaś uśmiechnął się krzywo pod nosem, przysunął filtr papierosa do ust i zanim cokolwiek mu odpowiedział, zaciągnął się ostatni raz. Niespalonego do połowy peta rzucił w zaspę śniegu, jaka znajdowała się niedaleko, po czym powtórzył:
– Chodź do samochodu. – Nie czekając już na odpowiedź Aleksandra, ruszył w stronę zaparkowanego pojazdu. Białecki aż zmełł przekleństwo pod nosem i, jeszcze nie pozbywając się papierosa, bo to przecież marnotrawstwo, ruszył za Jaśkiem, dopalając używkę tak szybko, jak mógł. Zaraz jednak okazało się, że to wcale nie taki dobry pomysł. Zaczęło go niesamowicie drapać w gardle, aż zakasłał i wreszcie wyrzucił papierosa na chodnik, by po chwili zająć miejsce pasażera.
– Nie odpowiesz mi? – Naprawdę nie miał zamiaru dać mu spokoju, sam chwilę temu uzewnętrznił się bardziej niż powinien, więc Jaś mógłby zrobić to samo.
Janek westchnął ciężko, odpalając silnik i podkręcając temperaturę. Nie ruszył jednak od razu, w zamian odwrócił się do Aleksa z trudnym do odgadnięcia wyrazem twarzy.
– Maciej był z moim... znajomym – powiedział w końcu.
– Znajomym? – ciągnął, marszcząc z niezrozumieniem brwi, a na jego czole powstało kilka dużych zmarszczek.
– Z Bartkiem – wyjaśnił. Trybiki w głowie Aleksa zaczęły pracować na najwyższych obrotach, bardzo powoli łącząc fakty. Po raz kolejny tego wieczora pożałował, że tyle wypił. Całe szczęście, że miał dość dobrą pamięć do imion, bo już po chwili puzzle ułożyły się w mniej niż bardziej (ale zawsze jakąś) logiczną całość.
– To o nim mówiłeś Maciejowi? – zapytał. – Że mógł go dzisiaj spotkać?
– Mhm – mruknął Jaś i odwrócił się do kierownicy. Zapiął pas, przygotowując się do jazdy.
– I dlatego masz taki stosunek do Macieja? Ten Bartek to jakiś twój lepszy znajomy? – wypytywał dalej.
– To mój chłopak. – Padło, a Aleks przez moment miał wrażenie, że się przesłyszał. Zamrugał, wpatrując się w profil Jaśka. Gdy dostrzegł jego nerwowo zaciśnięte wargi, szybko zrozumiał, że nie miał problemów ze słuchem. Zwilżył wargi i oparł się głową o zagłówek, tępo wpatrując się przed siebie.
Miał wrażenie, że ten wieczór to jeden wielki żart. Najpierw spotkał tu Jaśka, później Macieja, okazało się, że ta dwójka się znała, a teraz dowiadywał się, że Maciej miał kiedyś na celowniku białowłosego kretyna? Całe szczęście, że w tym ferworze zbiegów okoliczności nie natknął się na tego Bartka, bo pomyślałby, że to czyjś nieudany dowcip.
– Maciej go... – zaczął Jaś i urwał nagle. Wrzucił bieg wsteczny, wycofał i wreszcie zjechał na ulicę. – Maciej to straszny skurwiel – powiedział wreszcie. – Traktuje wszystkich jak zabawki. Bartek miał wtedy siedemnaście lat, zakochał się w nim po uszy, a ten go najpierw wykorzystał, a później tak po prostu rzucił – prychnął, a Aleks z całych swoich sił starał się nie uśmiechnąć z rozbawieniem. Jakoś go ta historia wcale nie łapała za serce, właściwie to aż miał ochotę przybić Maciejowi piąteczkę.
– Długo z nim jesteś? – zmienił temat, bo złamane serce Bartka w ogóle go nie interesowało. Jaś zerknął na niego krótko, a później przeniósł wzrok na drogę.
– Niezbyt – mruknął i chrząknął. – Co u twojego brata? – zapytał nagle, przenosząc ich rozmowę na zupełnie inne tory. Nie chciał rozmawiać o swoim chłopaku i nawet pijany Aleks był w stanie to zauważyć.
– Wesoło. Mama pije, tata pije, w szkole ma zaległości – odparł beztroskim tonem i wzruszył ramionami, dochodząc do wniosku, że nie ma co już tego podkolorowywać.
Jaś zacisnął zęby, milknąc na chwilę. Wyraźnie nie wiedział, co na to odpowiedzieć, no bo co by mógł? Aleks nawet nie miał mu tego za złe, właściwie to nawet lepiej, że milczał, niż miałby mu teraz wygadywać jakieś brednie.
– Dobrze ci z nim? – zapytał więc, uznając, że skoro Jaś nie pociągnął dalej wątku Piotrka, mógł zmienić temat.
– Po co pytasz? – odparł Jaś, przyspieszając trochę. Miasto o tej godzinie wydawało się wymarłe, mijały ich tylko nieliczne samochody i jeden nocny tramwaj. Sygnalizacje świetlne błyskały pomarańczowym światłem, a największe skrzyżowania, które za dnia bywały nieprzejezdne, teraz aż świeciły pustkami. Czasem tylko na chodnikach widzieli zmierzających skądś albo dokądś ludzi czy też pijanych bezdomnych bujających się od jednej krawędzi deptaka do drugiej. Aleks uwielbiał taki nocny obraz miasta. Wydawał mu się znacznie ciekawszy od dziennego, mimo że przecież dobrze odnajdywał się w zgiełku i gdyby mógł, już dawno z chęcią zamieszkałby w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu albo w innej, równie sporej miejscowości.
– Muszę mieć konkretny powód? – odpowiedział mu kolejnym pytaniem, a Jaś westchnął ciężko.
– Powinieneś – stwierdził. – Inaczej byś nie wypytywał – zauważył, bardzo trafnie zresztą, ani razu nie przenosząc spojrzenia na Aleksa. – To moja prywatna sprawa – mruknął, a Białecki zmarszczył brwi, niezbyt przekonany. Był jednak na tyle pijany, żeby wypytywać, ale na tyle trzeźwy, żeby wciąż umieć łączyć pewne kwestie.
– Jakbyś nie zauważył, cały czas rozmawiamy o prywatnych sprawach. – Prychnął. – Nie zaglądam ci do łóżka, nie pytam, kto na górze, kto na dole. Pytam, czy ci z nim dobrze – warknął, czując mocne ukłucie zazdrości na myśl, że Jaś mógłby mu odpowiedzieć „tak”. Wiedział jednak, że tu nie chodziło o białowłosego kretyna. Na jego miejscu mógłby być ktokolwiek, o każdym kolorze włosów. Irytował go sam fakt, że Jaś miał kogoś. I mógł tego kogoś kochać. Bo on... on, cholera, już się zakochał.
I właśnie teraz, w stanie lekkiego upojenia, o prawie czwartej nad ranem, zdał sobie z tego w pełni sprawę. Nie wiedział jednak, czy jest to takie samo zakochanie jak w przypadku Macieja, miał jednak świadomość, że najchętniej powiedziałby mu „zostaw tego kretyna i chodź dzisiaj do mnie”. Nic takiego oczywiście nie przeszło mu przez usta, może gdyby wypił te trzy drinki więcej, sytuacja wyglądałaby inaczej.
– Dobrze – odparł wreszcie krótko Janek, a Aleks poczuł, że nie to chciał usłyszeć. Nie potrafił powstrzymać skrzywienia, a w piersi coś go nieprzyjemnie zakuło.
– I okej – mruknął, wzruszając ramionami i starając się nie dać niczego po sobie poznać. Całe szczęście, że powoli zbliżali się do jego osiedla. W samochodzie zapanowało długie milczenie, słychać było tylko brzęczenie silnika i dźwięk opon przedzierających się przez nieodśnieżoną, blokową drogę. W końcu pojazd zatrzymał się przed blokiem, a Aleks już odpinał pas, gdy Jaś się odezwał:
– Właściwie to niezbyt – mruknął, na co Białecki aż zamarł. Jaś, widząc jego minę, roześmiał się nagle cicho. – No już się tak nie patrz – powiedział i pokręcił z rozbawieniem głową. – Idź już, bo późno. Jutro możesz się odezwać, jak tam kac – dodał, a Aleks prychnął urażony.
– Jaki kac?! – Aż wypiął dumnie pierś. Jaś go nie doceniał, zakładając, że jutro będzie się zmagać z chorobą poalkoholową.
– W poniedziałek widzimy się u mnie, tak? – zapytał jeszcze Jasiek, nim Białecki, którego humor nagle diametralnie się poprawił, sięgnął do klamki.
– Tak – odparł Aleks. – Przygotuj sobie coś do zagrania na pianinie, jestem ciekawy, jak ci wyjdzie – dodał. – Można by całkiem poważnie pomyśleć o jakimś kawałku ze wstawkami klawiszowymi – stwierdził, wydymając wargi z zastanowieniem.
– Okej, okej. – Uśmiechnął się lekko pod nosem. – Pomyślimy o tym później. Dobranoc. – Aleks zerknął na niego i zastanowił się chwilę. Wystarczyło tylko, żeby się pochylił... Jaś i tak siedział całkowicie odwrócony do niego. Złapałby go za brodę i po prostu musnął jego usta... Miał z tym jednak bardzo niemiłe wspomnienia, w zamian sięgnął więc do klamki i rzucając ciche „dobranoc”, wysiadł z samochodu. Do klatki ruszył dziwnie lekkim krokiem, a w głowie wciąż krążyły mu słowa Jasia.
Właściwie to niezbyt.
I dobrze. Bardzo dobrze, pomyślał, wpisując kod na domofonie.