***
- Co on kombinuje? – mruknął Mały marszcząc brwi.
- Nie mam bladego pojęcia. Najpierw próba włamania się do pomieszczenia, które zamknąłeś, potem wirus, a teraz to. A przy okazji, do tej pory nie pytałem, bo mnie nie obchodziło, ale coś ty właściwie tam zamknął, ze aż Mimi musiała nałożyć dodatkowe zabezpieczenia?
- Całą nasza kasę.
- Co? – kapitan aż przystanął przestając wydeptywać ścieżkę. – Przecież mieliśmy złożyć w jakimś banku.
- Racja, ale pomyślałem, że tak będzie bezpieczniej. Przecież nie wiemy gdzie i dlaczego wylądujemy. Może się okazać, że nie będziemy mogli wrócić do danej galaktyki. I co wtedy? Nie mogłem pozwolić żeby pieniądze przepadły.
- Masz rację. Wychodzi więc na to, że temu draniowi chodzi o pieniądze. Ale przecież nie mógł wiedzieć, że tam są pieniądze.
- Ja myślę, że po prostu doszedł do wniosku, że skoro wejście jest zamknięte, to musi być tam coś wartościowego.
- To jedyne sensowne wytłumaczenie – mruknął Vartan siadając obok Małego. – Czyli Szczepan jest najzwyklejszym w świecie złodziejem. Tylko po co te podsłuchy?
- Przychodzą mi do głowy dwie możliwości. Pierwsza: liczy na to, że uda mu się coś podsłuchać co do zawartości tego zamkniętego pomieszczenia. Druga: liczy na to, że ktoś z naszych gości wygada się co do wiezionego przez nas ładunku. Biorąc pod uwagę okoliczności, to drugie wydaje się bardziej prawdopodobne.
- Więc dlaczego próbuje się włamać do naszego skarbca? Dlaczego wpuścił wirusa w oprogramowanie statku?
- A ty myślisz, że ja znam odpowiedzi na wszystkie pytania? – Mały skrzywił się. – Mogę tylko gdybać.
- Jak byś zapomniał, moce przerobowe twojego mózgu są większe niż moje, więc to chyba oczywiste, że szybciej kojarzysz fakty.
- Jak na razie to nic nie kojarzę, mimo tego mojego nadprzeciętnego mózgu – odparł spokojnie chłopak. – Za mało faktów. Tu nawet Maks nic by nie wymyślił. Z gdybania mi wynika, że po prostu to pazerny złodziej, który chce jednym rzutem załatwić wszystko co tylko może. Albo bada grunt, co może i potem wybierze najkorzystniejszą dla siebie opcję.
- Czyli musimy czekać na jego kolejny ruch.
- Kapitanie… - Komputer pokładowy odezwał się tak niespodziewanie, że aż Vartan drgnął przestraszony.
- Aleś mnie wystraszył, Maks. Co się stało?
- Właśnie skończyłem analizę wirusa.
- I?
- To bardzo skomplikowany wirus. Wstępna analiza wykazała, że to toporny wirus, który ma uszkodzić określone oprogramowanie, jednak dogłębna analiza pokazała, że jest bardziej skomplikowany. Jego głównym celem jest przejęcie nade mną kontroli w taki sposób żeby nikt się nie zorientował, przez wyłączanie po kolei określonych programów i zastępowanie ich innymi.
- Co? – kapitan poderwał się wzburzony.
- Wstępna analiza… - komputer chciał powtórzyć, lecz został powstrzymany przez Małego.
- Co on knuje? – Vartan zmarszczył brwi. – Zamarzył mu się taki wielki statek?
- Ja mu się nie dziwię, jest odpicowany. Sporo za niego dostanie.
- Kapitanie, co mam zrobić z tym wirusem? - odezwał się znowu Maks.
- Czy program napisany przez Mimi poradzi sobie z nim?
- Powinien. Ale jeśli w moje oprogramowanie zostanie wpuszczony jeszcze jakiś wirus, obawiam się, że to będzie za mało. Analiza dotychczasowych działań Szczepana oraz posiadanej przeze mnie wiedzy na temat ludzkich zachowań wskazuje, że na dziewięćdziesiąt dziewięć koma dziewięć procent dojdzie do kolejnego incydentu. Niestety posiadane przeze mnie informacje nie pozwalają przewidzieć co to może być.
- Cholera! – Vartan ze złości kopnął ścianę. – Ściągnij tu Mimi, natychmiast. Tylko nic jej nie mów o wirusie. Powiedz, że Mały uszkodził zabezpieczenia w sali treningowej i potrzebna pilna naprawa.
-Przekazuję – potwierdził Maks.
- Wiedziałem – mruknął kapitan i ciężko westchnął.
- Co takiego?
- Sielankowe życie, nawet w drodze, nie istnieje. Zawsze coś musi się spierdolić.
- Przynajmniej się nie nudzimy. – Chłopak wyszczerzył się w szerokim uśmiechu.
- Mały… - kapitan popatrzył na chłopaka z dezaprobatą.
- No co? Przecież prawdą mówię. Poza tym dobrze wiesz, że w razie zagrożenia mogę go załatwić bez wysiłku. Mimi też.
- Wolałbym żeby do tego nie doszło – westchnął cicho Vartan spuszczając głowę.
- Chcesz go tak po prostu puścić?
- Nie o to mi idzie. Nie chcę byście zabijali. Chcę byście byli normalnymi dzieciakami, a nie tymi maszynami do zabijania, którymi was stworzono.
Mały kucnął przed kapitanem i delikatnie podniósł jego twarz tak, by spojrzeć mu w oczy. I zobaczył szklące się w nich łzy. Uśmiechnął się ciepło. Bez słowa objął Vartana i przytulił.
- Czy ja powinnam być o coś zazdrosna? – dobiegło nagle od drzwi. – I czemu kapitan też tu jest?
- Bo nie chodzi o naprawę – odparł Vartan. – Musimy pogadać na temat Szczepana, a tylko tutaj jest bezpiecznie.
- Kapitanie – odezwał się Maks, zanim Vartan zdążył cos więcej wyjaśnić – pojawiło się nowe urządzenie.
- Gdzie?
- Mostek.
- Robi się coraz bardziej bezczelny – syknął Vartan.
- A czy ja bym mogła prosić o wyjaśnienie? Bo nie mam czasu - powiedziała Mimi spokojnym głosem.
Mały beznamiętnym głosem wprowadził siostrę w sprawę. Ta przez chwilę siedziała nieruchomo, jakby dopiero przetrawiała to, co usłyszała, potem nagle wstała i zaczęła walić pięściami w najbliższą ścianę. Zostawiając w niej spore wgłębienia.
- No dobra, uspokoiłam się trochę – stwierdziła po chwili. – Mogę go w końcu ukatrupić?
- Widzisz? – Mały spojrzał na kapitana. – Nawet ona chce go ukatrupić.
Vartan westchnął ciężko.
- Jednak mimo wszystko wolałbym rozegrać to inaczej.
- Inna możliwość, to złapać go na gorącym uczynku i oddać w ręce Sędziów. Oni skażą go na kilka lat, odsiedzi swoje, a jak wyjdzie to na pewno wróci do tego, co robi. Może nawet będzie myślał o zemście. Nie wiem – Mały wzruszył ramionami. – Nie znam go na tyle, by powiedzieć na pewno, ale to jest możliwe. Jedynym wyjściem jest ukatrupić go gdzieś w kosmosie. I nie przejmuj się, nie wypaczy to naszej psychiki. Ale cieszę się, że chcesz nas chronić. To wiele dla nas znaczy.
Mimi skinęła twierdząco głową. Vartan uśmiechnął się niepewnie.
- Więc co, czekamy dalej?
Bliźniaki potwierdziły.
- Niech wam będzie. Ale musisz, Mimi, napisać lepszy program na tego wirusa i pomyśleć o dodatkowych zabezpieczeniach. Maks?
- Tak, kapitanie? – odezwał się komputer pokładowy.
- Możesz w jakiś sposób zagłuszyć działanie pluskiew?
-Mogę. Mam to zrobić?
- Nie, jeszcze nie teraz. Mimi…
Dziewczyna spojrzała wyczekująco na kapitana.
- Jesteś w stanie napisać jakiś program albo skonstruować urządzenie które by mogło oszukać te pluskwy?
- Jeśli będę miała wystarczająco części, to urządzenie bez problemu.
- A skąd weźmiesz części? –zainteresował się Vartan.
- Jest parę urządzeń, które są kompletnie zbędne.
- Jakie? – zainteresował się Mały.
- A choćby do pedicure czy do robienia trwałej. Że nie wspomnę już o solarium.
- Co? – Vartan parsknął śmiechem.
- Do pedicure albo robienia trwałej i solarium – powtórzyła usłużnie Mimi, na co Vartan śmiał się już na całego.
- No kurcze, ten poprzedni właściciel to chyba był jakiś zniewieściały, albo co – stwierdził w końcu kiedy już nie miał siły się śmiać.
- No i bardzo dobrze – stwierdziła Mimi – przynajmniej mam od cholery części do wykorzystania.
- Tylko nie przesadź i nie rozwal czegoś potrzebnego – przestrzegł kapitan.
- Spoko. Aż tak głupia nie jestem.
- No myślę – Vartan uśmiechnął się.
- To ja idę robić te urządzenie.
- Zaczekaj. Zanim wyjdziesz, Maks powie ci, które pomieszczenia są wolne od podsłuchów.
Mimi skinęła głową, a kiedy Maks wymienił miejsca w których Szczepan założył podsłuchy, wyszła.
- Powinniśmy już powiedzieć Laili? – zainteresował się Mały.
- Nie. Trzymajmy to przed nią w sekrecie tak długo jak się da. Przed resztą też.
- Będą na ciebie wściekli.
- Wiem. – Vartan westchnął. – Ale nie mogę powiedzieć, bo wątpię by mogli udawać, że o niczym nie wiedzą. Nawet gdyby milczeli, to ich spojrzenia by mogły och zdradzić. Poza tym nie wiemy co potrafi Szczepan, więc nie chcę się denerwować, że może komuś coś zrobić. Maks, kiedy dotrzemy do galaktyki Shivu?
- Za siedem dni, sześć godzin, trzynaście minut i czterdzieści osiem sekund.
- Jeżeli faktycznie chodzi mu o ładunek, to przez ten tydzień musimy mieć oczy dookoła głowy – stwierdził Vartan.
- Przecież Maks może monitorować ruchy Szczepana.
- Owszem, ale Szczepan może być w danym pomieszczeniu z błahych powodów. To, że jest w magazynie, nie oznacza, że coś tam kombinuje. Może po prostu Mimi go po coś tam wysłała…
- Masz rację.
- Maks, ten wirus, kiedy ma się uruchomić?
- Kiedy dostanie polecenie. Na chwilę obecną jest w stanie oczekiwania.
- Cholera – mruknął kapitan. – Czyli może go uruchomić w każdej chwili. Będziesz musiał pomóc Mimi, sama nie zdąży ze wszystkim.
- Dobra. To jaki plan działania?
- Mimi robi urządzenia zagłuszające i lepszy program na tego wirusa. Musicie to zrobić jeszcze dzisiaj. Maks, gdzie jest Szczepan?
- Od sześciu godzin trzynastu minut i pięciu sekund nie wychodzi ze swojej kabiny – odparł posłusznie komputer.
- Dobra, jakby się ruszył, daj mi znać. I monitoruj na bieżąco jego ruchy. Raport wysyłaj na komputer Małego, chyba, że wykryjesz w jego kabinie też podsłuch, albo inne urządzenie, którego nie powinno tam być.
- Zrozumiałem.
- To ja idę do Mimi – powiedział Mały i wyszedł.
Vartan jeszcze przez chwilę siedział próbując się uspokoić, aż w końcu tez wyszedł. Pierwszej chwili skierował się na mostek, lecz nagle skręcił i poszedł do kabiny Małego.
- Maks, ściągnij tu Małego – wydał polecenie.
Chwilę potem chłopak zjawił się w kabinie.
- Coś zapomniałeś?
- Najważniejszą rzecz. Co z Zebenem?
- Jak dla mnie nie wydaje się podejrzany. Do tej pory pilnie studiował obsługę urządzeń na mostku, oszczędny w słowach, ale jak już się odezwie, widać, że nie jest głupi. Myślisz, że on może być w zmowie ze Szczepanem?
- A cholera wie. – Vartan wzruszył ramionami. – Trzeba go też obserwować.
- Maks, gdzie jest w chwili obecnej Zeben? – rzucił Mały.
- W swojej kabinie. Nie opuszczał jej od trzech godzin, sześciu minut i trzydziestu ośmiu sekund.
- Czyli od momentu jak go puściłem – stwierdził Mały. – Dałem mu trochę spokoju żeby mógł przyswoić wszystko czego się do tej pory dowiedział. Może on jednak nie ma z tym nic wspólnego…
- Maks, możesz powiedzieć, gdzie ostatnio był Zeben?
- W jakim zakresie czasowym?
- Od momentu wejścia na pokład.
- Na początku był…
- Nie musisz wyliczać po kolei – Vartan przerwał komputerowi. – Wystarczy jeśli wymienisz pomieszczenia w których przebywał.
- Na początku jego ruchy były dość chaotyczne, do kilku pomieszczeń wchodził po parę razy, ale mam dziewięćdziesiąt procent pewności, że było to związane z faktem iż jeszcze nie znał rozkładu statku. Wskazuje na to również fakt, że dość często musiałem mu wskazywać drogę. W tym okresie był w magazynie, dwóch ładowniach, sali treningowej, siłowni, jadalni, łazience. Później jego ruchy ograniczyły się do jego kabiny, mostka, jadalni i łazienki.
- Więc może on nie jest w zmowie ze Szczepanem? – zapytał Mały z nadzieją. – Szkoda by było, bo to naprawdę kumaty gościu i całkiem sympatyczny. Świetnie mi się z nim gada.
- Mały, tyś się w nim przypadkiem nie zadurzył? – Vartan spojrzał z ukosa na chłopaka.
- Ja? Zadurzył? Bzdury gadasz. – Obruszył się, na co kapitan uśmiechnął się.
- Może to i lepiej, nie będziesz cierpiał gdyby się okazało, że on też w tym siedzi. Maks, porównaj obecność Zebena z pojawieniem się podsłuchów. W jakiej odległości od nich był kiedy się pojawiły.
- Najmniejsza odległość wynosi pięć metrów.
- Wychodzi jednak że to nie on – powiedział Mały.
- Maks, istnieje możliwość zdalnego włączenia podsłuchów? – kapitan drążył temat.
- Nie odnotowałem żadnego sygnału inicjującego.
- Więc Zeben by odpadał – stwierdził kapitan. – Jednak żeby mieć stuprocentową pewność, jego tez musimy mieć na oku. Maks, rejestruj też ruchy Zebena. Raporty tak samo wysyłaj do Małego.
- Zrozumiałem – odparł komputer.
- To wracaj teraz do Mimi.
Mały posłusznie wyszedł, a Vartan udał się do swojej kabiny.
***
Kiedy w końcu się ocknął z zadumy, okazało się, że znajduje się w jadalni. Doszedł do wniosku, ze skoro już tu jest, to może coś przegryźć. Najwyżej nie będzie jadł obiadu. Skrzywił się widząc kręcącego się po kuchni Szczepana.
- Śledzisz mnie? – warknął bez zastanowienia.
- Ja ciebie? – zdumiał się blondyn. – To chyba ty mnie. Pierwszy tu byłem.
Marco nie odpowiedział na tą zaczepkę. Podszedł do lodówki, wyjął składniki i zaczął przygotowywać sobie jedzenie.
- Co robisz? –zainteresował się Szczepan.
- Chyba widzisz – mruknął Marco.
- Chodzi mi o potrawę.
- Sałatkę grecką.
- A może spróbujesz mojego frutti di mare?
- To ty umiesz gotować?
- A co w tym dziwnego? Poza tym ty też chyba umiesz?
- Niespecjalnie, ale z głodu nie umrę.
- No to tym bardziej spróbuj mojego. – Szczepan uśmiechnął się.
Marco przez chwilę patrzył na niego podejrzliwie, wietrząc jakiś podstęp, lecz nic w twarzy tamtego nie wskazywało, że ma nieczyste zamiary.
- Dobra.
Szczepan uśmiechnął się i nałożył danie na dwa talerze.
- Całkiem dobre – stwierdził Marco po kilku kęsach.
- Widzisz? Może więc nie jestem taki zły jak ci się wydaje?
- To jeszcze nic nie znaczy – mruknął zmieszany, pomyślawszy, że tamten może mieć rację. Już nawet nie pamiętał skąd się wzięła ta jego niechęć.
- Chcesz jeszcze?
- Ale tylko trochę. – odparł Marco już bez wcześniejszej złości. – Ty ugotowałeś, to ja pozmywam – powiedział po skończonym posiłku.
Kiedy stał przy umywalce, Szczepan podszedł do niego od tyłu.
- Co robisz? – zapytał przerwawszy na chwilę zmywanie, gdy Szczepan niemal przywarł do jego pleców.
- Nieźle pachniesz – wymruczał blondyn z nosem we włosach Marco. – To jakiś specjalny szampon?
- Zwykły, truskawkowy.
- Nie wiedziałem, że lubisz takie zapachy – stwierdził Szczepan obejmując Marco rękami.
- Dużo o mnie nie wiesz.
- To może mi opowiesz? – wymruczał, a jego ręka wsunęła się pod koszulę. Druga zawędrowała na krocze Marco. Ten przyjął to wszystko z dziwnym spokojem, czekając co będzie dalej.
Szczepan zachęcony brakiem jakiegokolwiek oporu sprawnie rozsunął rozporek i zaczął pieścić wybrzuszenie w bieliźnie. Drugą ręką błądził po piersi Marco. Delikatnie pocałował go w kark. Marco poczuł jak Szczepan napiera biodrami na jego tyłek i najwyraźniej jest napalony. Przymknął oczy i zaciskając palce na krawędzi zlewu zaczął kontrolować swój oddech oraz przywoływać w pamięci pewne określone obrazy, by kontrolować swoje emocje tak jak go uczyli na treningach Igorów. Szkolenia te były jednymi z podstawowych jakim poddawani byli rekruci już na początku służby. Chociaż często korzystał z tych umiejętności, to jednak nigdy nie musiał ich wykorzystywać w takim stopniu i bał się, że może nie dać rady. Jednak na razie wszystko szło dobrze.
- Ej, co jest? – zapytał w pewnym momencie Szczepan odsuwając się do Marco. Ten szybko powrócił do rzeczywistości. Odwrócił się przodem do Szczepana.
- Co się stało?
- W ogóle nie chce ci stanąć.
- No co ty nie powiesz? – zapytał kpiąco zasuwając rozporek. – Czyżbyś jednak przecenił swoje umiejętności?
Szczepan wykrzywił się z wściekłości, lecz nic nie powiedział, tylko ruszył w stronę wyjścia. Tak był wściekły, że brutalnie odepchnął wchodzącego właśnie Kasjana. Szabrownik nieprzygotowany na taką agresję upadł na podłogę.
- A temu co? – zdumiał się podnosząc. – Biliście się czy co?
- Właśnie się przekonał, że nie jest takim ogierem jak myślał – odparł Marco, a w duchu odetchnął z ulgą.
- Eeee, znaczy w czymś wam przeszkodziłem? – Kasjan niepewnie popatrzył na Marco.
- Nie, skąd. Szczerze mówiąc przyszedłeś w odpowiednim momencie. Miałem już go dość. Chociaż obawiam się, że teraz zwiększy intensywność ataków, żeby mi udowodnić, że jednak uda mu się mnie przelecieć.
- Może powinieneś powiedzieć o tym kapitanowi?
- Zdurniałeś? – Marco obruszył się. – Co ja, małe dziecko? Jak byś zapomniał należałem do Igorów, a tam nie przyjmują byle kogo.
- No tak, wybacz, zapomniałem. – Kasjan zaśmiał się nerwowo. –A przy okazji… Czy już może coś…
- Szczerze mówiąc niewiele się dowiedziałem. – Marco przekazał Kasjanowi co dowiedział się od Mimi.
- Choroba – westchnął Kasjan siadając przy stole. – I co ja mam teraz zrobić?
- Tego niestety nie wiem. Sam musisz zdecydować.
- Wiem. Ale i tak dzięki za pomoc. Lepsze to niż nic, nawet jeśli mi niewiele pomogło. Jestem twoim dłużnikiem.
- Nie musisz – odparł Marco. Nie chciał mówić, że zrobił to tez dla siebie.
- Ale i tak dzięki – powtórzył szabrownik, po czym wziął się za robienie herbaty.
Marco nie miał powodu by siedzieć dłużej w kuchni, więc wyszedł. Poszedł do maszynowni.
- Cześć Mimi – przywitał się z siedzącą na ziemi dziewczyną. – Co robisz?
- A taki mały projekcik – odparła. – Ale to tajemnica. Powiem dopiero jak wyjdzie. Coś potrzebujesz?
- Miałem nadzieję, że może ty potrzebujesz.
- Znowu nie masz co robić?
- Droga spokojna, to i nie ma co robić.
- Twoja nuda, mój zysk – Mimi wyszczerzyła się. – Chodź.
Przeszli do laboratorium.
- Więc tak jak wcześniej, na komputerze masz napisane co masz robić. Robisz dokładnie i zapisujesz obserwacje – powiedziała Mimi. – Niestety musisz wszystko sam od początku przygotować, ja nie miałam kiedy. Jak byś miał jakieś wątpliwości, to wołaj.
Marco skinął głową. Mimi wyszła.
Jakieś dwie godziny później do maszynowni wszedł Zeben.
- O, cześć. Pierwszy raz cię tutaj widzę. Czyżbyś też chciał pomóc? – zainteresowała się Mimi.
- Nie, szukam Małego – odparł okularnik dziwnie zmieszany. – Maks powiedział, że jest tutaj.
- Mały! – wrzasnęła dziewczyna gdzieś za swoje plecy.
- Czego? – odpowiedź przyszła dość szybko.
- Rusz dupę, zjebie, Zeben ma do ciebie interes!
Mały nie odpowiedział tylko pojawił się osobiście.
- Co jest?
- Wybacz, że przeszkadzam, ale mam problem z jednym zagadnieniem. – Otworzył trzymany w rękach zeszyt. – Jakoś nie mogę tego zrozumieć. Mógłbyś mi wytłumaczyć jeszcze raz?
- Które? – Chłopak zajrzał do zeszytu. – Nic dziwnego, źle to zapisałeś.
- Źle? Wydawało mi się, że tak właśnie mówiłeś.
- Nie, mówiłem, że kompensacja dyfuzora jest zależna od sumy drgań wachacza i tahjonometru. Nie tafjometru. Mówiłem, ze źle to zapisałeś.
- Aaaa – Zeben ucieszył się i w powietrzu poprawił błędny zapis. – Widocznie źle cię zrozumiałem. Dzięki serdeczne. Teraz wszystko wydaje się jasne. Już wszystko opanowałem, możemy lecieć dalej z nauką.
- Chwilowo jestem zajęty czymś pilnym, więc znajdź sobie jakieś zajęcie. Będę mógł, to dam ci znać.
- Może mogę pomóc? – zaoferował się dziwnie ożywiony Zeben.
- Nie, ale dzięki za chęci.
- To nie przeszkadzam. Jeszcze raz dzięki. – Zeben uśmiechnął się i wyszedł z ładowni.
Ani on ani Mały nie zauważyli, że ich rozmowie przygląda się wyraźnie zaniepokojony Marco.
Akurat musiał czekać pół godziny aż wyprodukowana przez niego substancja zacznie reagować z odczynnikiem. Postanowił więc zajrzeć do Mimi i trochę z nią pogadać, by zabić czas. Jednak nie doszedł do niej, bo nagle zobaczył jak do maszynowni wchodzi Zeben. Sam nawet nie wiedział czemu się schował, ale zrobił to wręcz odruchowo. Na początku stał i nasłuchiwał, lecz w pewnym momencie ostrożnie wychylił się. I skrzywił się widząc minę Zebena. Facet patrzył na Małego z uwielbieniem. Na jego Małego. Zazgrzytał zębami. Cholera! Jeszcze tego brakowało żeby ktoś startował do jego Małego. Musi go zniechęcić. Tylko jak?