Americana 13
Dodane przez Aquarius dnia Stycznia 16 2017 09:28:12


Rozdział 13: Wieczór inny niż wszystkie


Gdy złapał za klamkę od drzwi kamienicy, poczuł nerwowy dreszcz przebiegający po plecach, a przez głowę przebiegło mu multum myśli dotyczących tego, co zrobić dalej. Przyjechał tu pod wpływem impulsu, więc nie miał żadnego konkretnego planu, zrobił po prostu to, co uważał za słuszne. Tylko... co dalej? Zamierzał wziąć Piotra do siebie? Ojcować mu? Przecież to nienormalne. Jak osoba, która nie potrafiła zająć się sama sobą, miałaby niby umieć zająć się ośmiolatkiem?
Wszedł do kamienicy i wyciągnął rękę do znajdującego się po prawej stronie włącznika światła. Żarówka zawieszona na ścianie pstryknęła dwa razy, aż wreszcie rozbłysła żółtym blaskiem, rozświetlając chłodne, nieremontowane od lat wnętrze kamienicy.
– Aleks? – usłyszał czyjś głos. Jego wzrok momentalnie spoczął na chłopcu siedzącym na drewnianym stopniu schodów. Piotrek trzymał w ramionach swój niebieski tornister do szkoły, w którym zapewne miał ubrania. W końcu Aleks kazał mu się spakować (oczywiście wszystko to zrobił, nie poddając tego głębszym przemyśleniom). Dziecko miało nadzieję, że... że co? Że jego starszy brat się nim zajmie?
Na twarzy Aleksandra pojawił się łagodny, mimowolny uśmiech. Po raz pierwszy ktoś naprawdę na niego liczył, był komuś potrzebny. To wcale nie takie złe uczucie, pomyślał i podszedł do dziecka, które podniosło się ze schodów.
– Gotowy na wycieczkę? – zapytał, dobrze wiedząc, że nic się nie stanie, jak weźmie Piotrka do siebie na noc. Jego rodzice pewnie nawet tego nie zauważą. Może mama, ale dopiero rano i pewnie pomyśli wtedy, że Piotr gdzieś wyszedł, a wróci wieczorem.
Aleks doskonale pamiętał, jak będąc w podobnym wieku do swojego brata, specjalnie zabierał koc, coś do jedzenia oraz jakieś zabawki, a następnie na całą noc i pół następnego dnia chował się gdzieś na klatce schodowej (albo jeżeli było cieplej, to w piwnicy). Koczował tam z nadzieją, że ktoś się wreszcie nim zainteresuje, zauważy zniknięcie i zacznie poszukiwania. Na końcu jednak zawsze się zawodził. Nikt się nim nie przejmował.
– Gotowy! – powiedział i kiwnął głową, uśmiechając się szeroko jak zadowolone, beztroskie dziecko.
– A gdzie leci ci ta krew, hm? – zapytał, przypominając sobie, co Piotrek mówił mu przez telefon. Ośmiolatek momentalnie się zmieszał i dopiero po chwili podciągnął rękaw swojej zielonej kurtki, pokazując mu lekkie zranienie na przedramieniu, z pewnością nie wyglądające ani na groźne, ani na wymagające szybkiej reakcji. Widząc to, Aleks aż się roześmiał, po czym, działając całkowicie instynktownie, przyciągnął brata do siebie i przytulił go. – Ty symulancie – rzucił, wcale nie będąc zły, że przez to przerwał koncert. Nawet jeżeli Piotr trochę wyolbrzymił kilka faktów, nie czuł nic prócz rozbawienia i chęci zabrania dziecka do siebie. Zaopiekowania się nim. – Chodź.
– Gdzie? – zapytał chłopiec, patrząc na Aleksandra szeroko otwartymi, błyszczącymi, ciemnymi oczami. Jak na dłoni dało się zauważyć, że dziecko tylko na to czekało, chciało, by Aleks po niego przyjechał i wszystkim się zajął.
– Do mnie – odparł. – Jutro popołudniu odwiozę cię do domu – dodał i otworzył drzwi, przepuszczając chłopca przodem. Wciąż nie mógł się przyzwyczaić do nowej roli. Opieka nad dzieckiem raczej nie była podobna do zajmowania się szczurami, które zazwyczaj do bardzo wymagających nie należały. Ale to tylko jedna noc, pomyślał i zerknął na BMW Jasia – stojące nieopodal i czekające na nich. Przez jedną noc nic się nie stanie, zrobi mu jakąś kolację (nawet jeżeli w lodówce nie miał zbyt wiele prowiantu), każe mu się wykąpać i położy go spać. Ten plan wydawał się całkiem prosty i logiczny, najbardziej jednak przerażała go myśl, że zaraz wsiądą do samochodu Jasia i... no właśnie, co? Cholera, ta sytuacja była tak niezręczna, że Aleksander nie miał pojęcia, jak się w niej odnaleźć. Nigdy by nie przypuszczał, że razem z tym głupim szczylem pojadą po jego brata, wcześniej przerywając koncert.
Coś uległo zmianie w ich stosunkach, jednak Białecki jeszcze nie miał pojęcia, co i dokąd to mogło ich zaprowadzić. Zresztą, nawet jeżeli coś podejrzewał, tak po prostu nie chciał się nad tym zastanawiać, odrzucał to i skupiał się na swoich aktualnych problemach. W końcu miał ich sporo.
– Wskakuj – rzucił, zupełnie jakby zapraszał Piotra do swojego samochodu. Otworzył mu drzwi z tyłu i chłopiec od razu wykonał polecenie z szerokim uśmiechem na ustach. Nim jednak to zrobił, Aleks pomógł mu jeszcze zdjąć plecak i położył go na wolne siedzenie pasażera. Jakoś tak mimowolnie zerknął na Jasia, który odwrócił się do tyłu. W świetle przydrożnej lampy dostrzegł jego lekki, bardzo przyjazny uśmiech.
– Hej. – Usłyszał miękki, zupełnie niepasujący do Janka głos. Nie czekając dłużej, zamknął drzwi i przeszedł do przodu, by już po chwili wpakować się do środka wozu i być świadkiem dalszej rozmowy Jasia z Piotrem. Sam nie wiedział dlaczego, ale chciał ją usłyszeć. – Jak masz na imię?
– Piotr – odpowiedział chłopiec, ściągając z głowy szarą, bawełnianą czapkę. – A ty?
– Jestem Jaś – odpowiedział i wychylił się, by podać dzieciakowi rękę, którą ten zaraz uścisnął.
– Jesteś przyjacielem Aleksa? – zapytał Piotrek, patrząc na Janka z zaciekawieniem, czego jednak Aleksander nie był w stanie dostrzec, gdyż starał się udawać, że wcale go to tak nie interesowało. Specjalnie nawet wyciągnął telefon i udał, że urządzenie całkowicie zaabsorbowało jego uwagę. Kątem oka jednak patrzył na Janka, zdziwiony jego otwartością do chłopca i tym dziwnym ciepłem. Kto by uwierzył, że głupi, zadufany w sobie gówniarz będzie lubił dzieci?
– Można tak powiedzieć – odparł z szerokim, rozbawionym uśmiechem, doskonale zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo nietrafne było określenie ich przyjaciółmi. – Zapnij pasy i jedziemy – poinstruował go jeszcze, po czym odwrócił się przodem do kierownicy. – Remek i Adam coś pisali? – zwrócił się już do Białeckiego, zauważając, że cała jego uwaga skupiona była na telefonie. A przynajmniej takie właśnie odniósł wrażenie, bo skąd mógł wiedzieć, że Aleksander cały czas uważnie ich słuchał?
– Remek pytał tylko, czy wszystko okej. Już mu odpisałem, że tak – mruknął, patrząc kątem oka na Janka, który tylko kiwnął głową i odpalił samochód, a po jego ciepłym uśmiechu, jakim obdarzał Piotrka, nie było już ani śladu. Szkoda, przebiegło przez aleksowe myśli, za co miał ochotę walnąć głową w pulpit przed sobą. Z jasnych przyczyn oczywiście tego nie zrobił, w zamian wpatrzył się w mijane za oknem widoki, mając nadzieję, że podróż minie im szybko.
Piotrek siedział z tyłu cicho, patrząc to na swojego brata, to na prowadzącego samochód Janka, który co chwilę rzucał mu spojrzenia w lusterku. Chłopiec uśmiechał się do niego i za każdym razem odwracał wzrok na okno, mnąc w dłoniach z ekscytacji pasek od swojego plecaka.
– Ile masz lat? – Ciszę panującą w samochodzie przerwało pytanie Jasia.
– Osiem – odpowiedział Piotrek jakby z dumą.
– Chodzisz do drugiej klasy? – pytał dalej Janek, a Aleks przełknął ciężko ślinę, zastanawiając się, czy jego wywiady mają jakikolwiek sens. Czy Jaś chce się dowiedzieć czegokolwiek konkretnego? A może po prostu zależy mu na tym, żeby zabić milczenie?
– Tak – odparł i wypiął pierś przed siebie. W końcu był już dużym chłopcem, chodził do szkoły i się uczył. No, a na dodatek teraz przyjaciel jego brata poświęcał mu uwagę. To sprawiało, że na twarzy chłopca wciąż widniał szeroki, chociaż może już trochę zmęczony uśmiech.
– I jak? Dużo nauki? – Przejechał przez wyłączoną sygnalizację świetlną, zwolnił i skręcił w prawo, wjeżdżając w pustą, mniejszą uliczkę. Coraz bardziej zbliżali się do bloku Aleksa, za co ten dziękował w myślach. Bał się, że Piotrek zaraz coś wypali; świadomość, że Jaś mógłby wiedzieć jeszcze więcej (mimo że i tak wiedział już stanowczo zbyt dużo) przyprawiała go o nieprzyjemne mdłości. Sam nie miał pojęcia dlaczego, ale chciał wyglądać w jego oczach na zwykłego, odpowiedzialnego faceta, bez takich patologicznych problemów. Wolał po prostu, żeby Jaś postrzegał go normalnie, nie przez pryzmat spieprzonego dzieciństwa, które ciągnęło się za nim nawet w dorosłym życiu. Aleks już nie pamiętał, kiedy ostatnio był tak zestresowany. Serce niemal podchodziło mu do gardła, żołądek zaciskał się nieprzyjemnie, a skronie pulsowały tępym bólem. Przysłuchiwał się uważnie rozmowie Piotra i Janka, zupełnie jakby zaraz miało paść coś kompromitującego go w oczach kolegi z zespołu.
– Tak! A pani wychowawczyni jest bardzo wredna! – odezwał się Piotrek i kopnął siedzenie przed sobą.
– Tak bywa – powiedział Jaś i zaśmiał się cicho. – W podstawówce też miałem niemiłe nauczycielki – kontynuował. Dopiero kiedy całkowicie zeszli na tematy szkolne, Aleks powoli zaczął się rozluźniać. Bicie serca powróciło do normalnego rytmu, ucisk w gardle ustąpił, pozostał jedynie ból głowy, który raczej już go nie opuści do końca dnia. Zbyt wiele się zdarzyło.
W pewnym momencie nawet uśmiechnął się pod nosem, przysłuchując ich dalszej wymianie zdań. Było w tym coś... uroczego, ciepłego. Sposób, w jaki Jaś zwracał się do Piotra i na odwrót, sprawiał wrażenie, że ta dwójka po prostu złapała nić porozumienia, mimo że nigdy by się tego po Janku nie spodziewał.
Wreszcie zaparkowali pod wieżowcem. Piotrek aż przysunął się do okna, żeby dokładnie obejrzeć okolicę, nawet jeżeli było ciemno. Aleks odpiął pas, wiedząc, że teraz znowu wypada podziękować. Jaś naprawdę wiele dla niego zrobił, należało mu się, pomyślał, ale jeszcze, jakby dla dodania sobie czasu, zapiął kurtkę po samą szyję, nie spiesząc się z wysiadaniem.
– Skoczę jeszcze do sklepu – odezwał się Jaś, na co Białecki popatrzył na niego z niezrozumieniem.
– Po co? – zapytał niezbyt uprzejmie, na co Janek uśmiechnął się pod nosem i przewrócił oczami, zupełnie jakby chciał mu zakomunikować, że milszej reakcji wcale się od niego nie spodziewał.
– Byłem u ciebie w domu – rzucił z kpiną, rozsiadając się w fotelu i nie spuszczając z Aleksa swoich przenikliwych oczu. Białecki miał przez chwilę wrażenie, że Jaś go nimi przewierca na wskroś i że już za chwilę dowie się o nim dosłownie wszystkiego. – Wiem, jak żyjesz. Po tym, co widziałem w twoim pokoju, nie spodziewałbym się, że w lodówce masz cokolwiek jadalnego – zadrwił. – Co dasz dziecku na kolację? Spleśniały chleb? – zapytał i trafił w samo sedno. Sukinkot, pomyślał Aleks, naburmuszając się. Bo faktycznie, w szafce miał tylko jakiś czerstwy chleb, w lodówce może ze dwa plastry sera, starą szynkę, no i to byłoby na tyle. Nie miał się więc jak wybronić, dlatego milczał i jedynie wzruszył ramionami. – Obok widziałem stację benzynową, zobaczę, co mają. Będę u ciebie za jakieś piętnaście minut, otworzysz mi, hm? – zapytał, a Aleks popatrzył na niego niepewnie. Tak, jak jeszcze nigdy tego nie zrobił, bo chyba po raz pierwszy czuł się przy Janku nieswojo, mimo że ten chłopak naprawdę chciał mu pomóc. Nie dość, że pojechał z nim po Piotra, a później jeszcze ich tu dowiózł, to teraz planował zakupy. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak w tamtej chwili bezbronnie wyglądał, siedząc zgarbiony na siedzeniu pasażera i patrząc na Janka z wdzięcznością. Wcale nie wydawał się być dwudziestoparoletnim facetem, prędzej można byłoby to przypisać Jasiowi, który, nie ma co ukrywać, o wiele lepiej zadbałby o Piotra. Mimo swoich osiemnastu lat był naprawdę bardzo dojrzały i wydawać by się mogło, że Aleks dopiero w tamtym momencie zdał sobie w pełni z tego sprawę.
I nagle Jaś tak po prostu uśmiechnął się. Bez kpiny, bez ironii, wcale nie złośliwie. Ale co było w tym wszystkim najważniejsze – Jaś uśmiechnął się do Aleksa, nie do Piotrka, Remka, czy nawet Adama. To lekkie, pełne zrozumienia i jakiegoś takiego ciepła wykrzywienie ust było skierowane tylko do Białeckiego, którego momentalnie oblało gorąco nieznanego pochodzenia.
– Mieszkanie numer czterdzieści dwa, druga klatka, jakbyś zapomniał – powiedział i sięgnął do klamki w drzwiach. Chciał coś jeszcze dodać, nawet już otwierał usta, ale zrezygnował. Spojrzał jeszcze tylko w te jego duże, niebieskie oczy, po czym szybko wyskoczył z samochodu i rzucił do Piotrka:
– Chodź, młody. – Dziecko momentalnie odpięło pas i wygramoliło się z pojazdu, a Aleks przez ten czas stał obok i ani na chwilę już nie zwrócił swojego wzroku na Jasia, który – tego Białecki miał świadomość – nie spuszczał z niego oczu. Patrzył na niego jakby zaciekawiony, a gdy wreszcie bracia ruszyli w kierunku klatki, Janek odpalił silnik, wycofał i ruszył na stację benzynową, myśląc o tym, że w Aleksie było coś, co przyciągało. Sam jeszcze nie bardzo wiedział co, bo niestety momenty, w których jego postać odpychała, przeważały wszystkie inne.

***

– Mieszkasz tu sam? – zapytał Piotrek, rozglądając się po zagraconym przedpokoju.
– Mhm – odmruknął Aleks i odwiesił jego kurtkę, podczas gdy ośmiolatek zrobił spory krok nad mieszaniną butów, jakichś plastikowych worków po zakupach i szmat, którymi kiedyś Aleks sprzątał mieszkanie (oczywiście w zamierzchłych czasach, kiedy jeszcze to robił), po czym zajrzał do pokoju, ale tam wcale nie było lepiej, jeżeli chodziło o porządek.
– Ale tu syf – skomentował Piotr bezpardonowo, marszcząc nos niczym rodzic wyrażający dezaprobatę.
– No niestety – odpowiedział Aleks, wcale nie czując się ani winny, ani zawstydzony, że coś takiego zostało mu wytknięte przez ośmiolatka. – Ale chyba da się przeżyć, hm? – mruknął i zdjął swoją kurtkę, po czym ruszył do kuchni, żeby wstawić wodę na herbatę. Dzieciak powinien już iść spać, pomyślał jeszcze, zerkając na zegarek wskazujący kilka minut po pierwszej w nocy. Tylko że tu się rodził kolejny problem, stwierdził i wydął wargi w zastanowieniu, zalewając czajnik wodą. Bo niby gdzie miał położyć dzieciaka spać? Jasne, kanapa była w miarę szeroka, ale tak... że niby razem? Zerknął kątem oka na Piotra, który rozglądał się ciekawsko na boki. Może i w Aleksandrze przebudziły się nieznane mu dotąd pokłady braterskiej czułości, ale, cholera, nie wyobrażał sobie siebie śpiącego tuż obok brata, okrywającego go kołdrą i znoszącego jego senne kopniaki. Ta wizja stanowczo była zbyt różowa, za bardzo godziła w pielęgnowany przez lata odpychający wizerunek Aleksa.
– Ile miałeś lat, jak się wyprowadziłeś od rodziców? – zapytał nagle Piotrek, przerywając rozważania brata o spaniu. Białecki obejrzał się na chłopca, kiedy wstawiał czajnik na gaz i aż przełknął ślinę, gdy zdał sobie sprawę, że dziecko jest naprawdę szczęśliwe. Patrzyło na niego swoimi błyszczącymi oczami, całe zadowolone, że znalazło się w tym małym, strasznie zagraconym mieszkaniu.
– Siedemnaście – odparł, odwracając się tyłem do blatu kuchennego. – Kiedy masz urodziny? – zapytał, zakładając ręce na piersi. Piotrek podszedł do krzesła stojącego przy wąskim stoliku pod ścianą i usiadł na nim.
– Miałem w listopadzie – mruknął, machając nogami w powietrzu, a Aleks już wiedział, dlaczego nie miał pojęcia o ciąży mamy. Wyprowadził się jakoś na przełomie maja i czerwca, brzuch musiał nie być jeszcze duży, zresztą ta kobieta ciągle chodziła w jakichś workowatych ciuchach. Nic dziwnego, że nie zauważył dopiero kształtującego się, ciążowego brzucha. Ale nawet gdyby zauważył, to co? – to pytanie pojawiło się w jego głowie, a palce zacisnęły się mocniej na krańcach blatu. Nic, odpowiedział sobie, nie chcąc czuć się winny. Nie był osobą, która mogłaby roztrząsać takie rzeczy. Przecież teraz mu pomaga, zresztą, nie ma nawet obowiązku tego robić.
Niemal podskoczył, gdy za jego plecami rozbrzmiał pisk wskazujący na to, że chwilę temu wstawiona na gaz woda zagotowała się. Szybko odwrócił się, by wyłączyć palnik, po czym, jakby automatycznie, sięgnął po szklanki i herbatę.
– Cieszę się – usłyszał cichy głos Piotrka. – Zawsze chciałem cię poznać. Mama ciągle mi mówi, że mamy ten sam uśmiech.
– Kochasz ich? – zapytał i dopiero po chwili zdał sobie sprawę, jak durne było to pytanie. Piotrek miał osiem lat, dopiero zaczynał uświadamiać sobie to, że jego życie wcale nie wyglądało tak, jak setki innych dzieci. Że rodzice nie byli wzorem do naśladowania i że tak naprawdę zasługiwał na coś lepszego.
– To rodzice... – odpowiedział zmieszany Piotrek i w tym momencie rozległ się dźwięk domofonu.
– Poczekaj chwilę – rzucił szybko Aleks, po czym wyszedł z kuchni, obiecując sobie, że już nie poruszy tych tematów. Podniósł słuchawkę, ale nawet nie zapytał, kto jest po drugiej stronie, tylko od razu wcisnął guzik otwierający zamek w drzwiach. – Zaraz zrobię ci kolację, później pójdziesz się wykąpać i spać, hm? – zapytał głośniej i obejrzał się na wejście do kuchni, w którym stał Piotrek. Chłopiec kiwnął głową i uśmiechnął się szeroko, a Aleks odetchnął. Obaj będą musieli jakoś odnaleźć się w tej nowej sytuacji.
Wrócił do kuchni, dokończył robienie herbaty i już po chwili znów musiał wyjść do przedpokoju, żeby wpuścić Jasia. Kiedy otwierał mu drzwi, poczuł się obco. To wszystko było tak cholernie dziwne i nieznane. Piotrek w jego mieszkaniu, Jaś przychodzący z zakupami, pomagający mu, a może nawet... martwiący się? Nie, to niemożliwe, stwierdził, ale kiedy spojrzał na chłopaka z zakupami w ręku, znów się zmieszał. Który to już dzisiaj raz, holender?! Dlaczego nie potrafił do tego podejść normalnie, z dystansem? I dlaczego, do jasnej cholery, Jaś tak na niego patrzył? Nie ze współczuciem, ale z rozumieniem? Jakby sam kiedykolwiek miał takie problemy! A nie miał, żył sobie w tym cudownym świecie stworzonym przez jego rodziców, w domu, otoczony ciepłem, wychuchany, wymuskany, bogaty i szczęśliwy. Nie mógł mieć najmniejszego pojęcia, co przeżywał Aleks i Piotrek, nie miał okazji tego poznać, bo posiadał normalną mamę i normalnego tatę.
W Aleksie znów wezbrała złość. Pojawiła się nagle, zupełnie niekontrolowanie, a jednak miał świadomość, skąd się wzięła. Była reakcją na jego niemoc, zawsze wolał wybuchnąć, niż pokazać swoją słabość.
– Co się z ciebie taki samarytanin zrobił, hm? – zapytał, nie wpuszczając Jaśka do swojego mieszkania. Ostatnio zbyt często pojawiał się w jego życiu. Stanowczo zbyt często, stwierdził, patrząc na niego z nieco zadartą głową. Czasem nienawidził jego wzrostu. Albo prędzej nienawidził swojego wzrostu, przy Janku wyglądał na bardzo niskiego.
– Ocknąłeś się i powracasz do żywych? – zapytał Janek i wyciągnął dłoń z białym workiem.
– To raczej ty zachowujesz się jak Teresa z Kalkuty – odpowiedział, ale zabrał zakupy. W końcu musi dać coś Piotrkowi na kolację. – Nie myśl, że przez to zacznę cię lubić. Fajnie, że pomogłeś, ale...
– Skończ – prychnął Jaś i przewrócił oczami, wyraźnie zmęczony już zagrywkami Aleksa. – Nie wiem co chcesz osiągnąć, ale „dziękuję” by wystarczyło – mruknął i wsunął ręce w kieszenie swojej czarnej, puchowej kurtki, a Aleks zachował kamienną twarz i udał, że wcale go to nie ruszyło. Za bardzo już się spoufalił z tym szczylem, powinni zachować dystans do siebie, a nie patrzeć sobie nawzajem w oczka i wzdychać, jak to miało miejsce w samochodzie jakieś pół godziny temu.
– Ile płaciłeś? – zapytał Aleks i już się odwracał do swojej kurtki, z której chciał wyciągnąć portfel.
– Nie oddawaj mi – odparł Jaś. – Napisz tylko rano, czy udało ci się nie zabić dzieciaka – dodał, po czym odwrócił się i ruszył do schodów. Aleks wpatrzył się w jego nieco przygarbioną sylwetkę, która już po chwili zniknęła mu z pola widzenia.
Pogubił się w tym wszystkim, pomyślał, kiedy zamknął drzwi i na kilka sekund zamarł w bezruchu. Wpatrzył się w worek z zakupami, jaki trzymał w dłoni, po czym westchnął i zawrócił do kuchni.
Może powinien inaczej podejść do Janka? Tylko że przecież obdarzenie kogoś zaufaniem wcale nie było takie proste, a przynajmniej nie dla Aleksa, ale...
Dzisiaj po raz pierwszy naprawdę czuł, że nie jest sam.