Gemini 14
Dodane przez Aquarius dnia Stycznia 01 2017 22:14:52


Chwilę poczekał aż otworzy się trap galeona.
- Witajcie na Gemini – powiedział do mężczyzny i kobiety, którzy wyszli z wnętrza galeona.
- Witaj – odezwała się kobieta – Jestem Luana, kapitan, a to mój zastępca, Zantarus – wskazała na mężczyznę, który uśmiechnął się przyjacielsko i wyciągnął rękę na powitanie.
- Ja jestem Mały. Niestety nie jestem ani kapitanem ani nawet Drugim, jedynie głównym pilotem. Kapitan czeka na was w sali widokowej, zaprowadzę was.
- Chwileczkę – zaprotestowała Luana – wolałabym najpierw upewnić się, że nasz ładunek będzie bezpieczny dopóki nie dolecimy do celu.
- Czy zamknięcie ładowni bez możliwości wstępu dla nikogo z wyjątkiem kapitana będzie wystarczającym zabezpieczeniem?
- Jeżeli wasz krążownik ma takie wyposażenie jak inne krążowniki które miałam okazję widzieć, to w zupełności wystarczy.
- Maks, przedstaw naszym gościom swoje wyposażenie – rzucił Mały.
- Posiadam silnik klasy dziesiątej, turbo…
- Chodzi mi o oprogramowanie – przerwał Mały – Głównie to odpowiedzialne za bezpieczeństwo.
- Mam najnowsze oprogramowanie dostępne w całej federacji galaktyk. Ostatni upgrade był robiony miesiąc temu. Zaktualizowano program Kappa do wersji siedem zero, do tego usunięto błędy w module ochronnym i dołożono dodatkowy firewall. Ponadto…
- Rozumiem, rozumiem – przerwała kobieta. – Mogę więc być spokojna o ładunek.
- Tak jak powiedziałem.
- A co z kwaterami dla członków mojej załogi?
- A ilu ich jest?
- Oprócz nas jeszcze ośmioro.
- Więc powinniście się spokojnie zmieścić. Chodźmy.
Poczekał aż z galeonu wyjdą wszyscy członkowie załogi i skierował się do wyjścia.
- Maks, zamknij dostęp do ładowni numer jeden i ustaw dostęp tylko i wyłącznie dla Kapitana i Drugiego – powiedział, kiedy już wszyscy byli poza ładownią.
- Zrozumiałem. Zamykam dostęp do ładowni numer jeden. – W tym momencie ze ściany wysunęła się gruba stalowa płyta zasłaniając kompletnie wejście do ładowni, a po chwili przez płytę przebiegł ładunek prądu.
- To takie nasze własne zabezpieczenie, pomysł naszego mechanika – powiedział Mały widząc zdumione miny gości. Przyłożył rękę do płyty i przez jego całe ciało przebiegł potężny ładunek elektryczny. – Ja jestem na to uodporniony już, ale normalnego człowieka może powalić, nawet zabić, lepiej więc nie podchodzić za blisko. A zatem chodźmy. Najpierw pokażę wam wasze kwatery, potem zaprowadzę do kapitana.
Ruszył przed siebie. Szli jakiś czas, gdy nagle do uszu wszystkich dobiegł gwizd, który się przybliżał. Chwilę potem zobaczyli jak z najbliższego bocznego korytarza wychodzi Mimi dźwigając nad głową jakąś ogromną część.
- Mimi, mogłabyś się nie popisywać? – stwierdził Mały z wyrzutem. – To nasz mechanik – przedstawił siostrę pozostałym.
Dziewczyna przestała gwizdać.
- To nasz ładunek? – zainteresowała się. – Doberek – pomachała wszystkim ręką podtrzymując swój „bagaż” tylko jedną ręką. Goście patrzyli na nią zszokowani.
- Co robisz? – zainteresował się Mały
- A wyprowadzam szmulator fibrozowy na spacerek – zażartowała.
- A tak na poważnie?
- Muszę to cholerstwo zamontować na poziomie trzecim, tamtejszy…
- Dobra, dobra, nie tłumacz mi i tak pewnie nic z tego nie zrozumiem. – Mały machnął ręką.
- W każdym razie tędy prowadzi najkrótsza droga – dodała Mimi.
- To jest szmulator? – dobiegł przerażony głos z tłumu.
- No tak, a co? – zainteresowała się Mimi.
Na przód wysunął się czarnowłosy brodaty mężczyzna z przerażeniem w oczach wpatrując się w trzymaną przez Mimi część..
- Przecież to jest cholernie skomplikowane urządzenie, ma zbyt wiele części, które trzeba ustawiać precyzyjnie i na dodatek w określonej kolejności. Jeden błąd i może dojść do wybuchu!
- Poważnie? – zdziwiła się. – A ja się zastanawiałam czemu musiałam użyć młotka żeby to cholerstwo rozmontować. Teraz już wiem. – Wyszczerzyła się. - Dzięki za informację. A teraz wybaczcie, ale ja naprawdę nie mam czasu – stwierdziła Mimi i ruszyła dalej, znowu gwiżdżąc tą dziwną melodię.
Mały poprowadził gości dalej. Jakiś czas szli za Mimi, która co parę kroków wesoło podskakiwała, jakby nie niosła ciężkiego urządzenia. W pewnym momencie ona skręciła w lewo, a Mały z gośćmi poszli dalej prosto, ale schodami w górę.
- Tutaj będą wasze kwatery. - Mały wskazał korytarz na którym się znaleźli, – To jest sekcja pasażerska, przeznaczona wyłącznie dla gości. Wprawdzie kabiny są różnie wyposażone, ale ich standard jest identyczny, więc wybór ewentualnej kabiny zależy tylko i wyłącznie od gustów kolorystycznych gości czy preferencji co do wyglądu mebli. Każda kabina ma własną łazienkę. Niestety jadalnia jest wspólna dla wszystkich, ale jeżeli chcecie, to posiłki dla dowództwa możemy wyjątkowo przez czas podróży podawać w sali widokowej.
- Nie ma takiej potrzeby – odparł Zantarus – zawsze jemy razem z załogą, o ile pozwala na to sytuacja.
- To tak samo jak u nas. Więc jeden problem mamy z głowy. Zatem wybierzcie sobie, które chcecie. – Mały zachęcił gości ręką do wybrania kwater. Luana z Drugim zaczekali aż wszyscy ich ludzie zniknęli w kabinach i dopiero wtedy wybrali dla siebie.
- Odpowiada? – zapytał Mały zaglądając do kabiny Luany.
- Może być. – Kobieta skinęła głową z uznaniem.
- Zatem zapraszam do kapitana.
Resztę drogi przebyli już bez żadnych przeszkód. Mały wprowadził Luanę i Zantarusa do ogromnej sali w której cała jedna ściana była przeszklona ukazując czerń kosmosu. Wyposażenie stanowiły miękkie sofy, fotele z podnóżkami, stoliki i ogromny płaski telewizor na ścianie. W jednym z foteli siedział Vartan, a w drugim Laila.
- Witam, jestem Vartan, kapitan tego krążownika, a to mój Drugi, Laila – przedstawił się kapitan.
- To ja wracam za stery – powiedział Mały i wyszedł.
Skierował się na mostek.
- Maks…
- Słucham Mały?
- Ogranicz dostęp dla naszych gości.
- Rozumiem. Jakie ograniczenia?
- Poziom drugi kwater mieszkalnych, sala widokowa, jadalnia, mostek. Reszta tylko i wyłącznie w towarzystwie kapitana, Laili, Mimi albo mnie. Dla pewności ustaw napięcie na pięć procent. A jeśli to nie poskutkuje, to przy każdej kolejnej próbie sforsowania zabezpieczenia podnieś o dziesięć procent.
- Zrozumiałem. A przy okazji zabezpieczeń…
- Tak?
- W mój system został wpuszczony wirus. Na szczęście dzięki usprawnieniom Mimi udało mi się go odizolować. Aktualnie analizuję go, ale sądzę, że moje bariery wystarczą by nie narobił szkód.
- Mówiłeś o tym kapitanowi?
- Ponieważ akurat oczekiwał gości więc podjąłem decyzję o nie powiadamianiu go o tym. Mam nadzieję, że słusznie postąpiłem?
- Słusznie, jednak jak już nasi goście udadzą się na spoczynek trzeba będzie powiedzieć kapitanowi. To jest zbyt poważna sprawa by to przed nim ukrywać. A jesteś w stanie powiedzieć w jaki sposób on został wpuszczony?
- Oczywiście, przez jeden z komputerów w maszynowni.
- Co? Mimi by miała ci wpuścić wirusa? – zdumiał się Mały.
- To nie Mimi. Ona w tym czasie była w magazynie.
- Więc kto?
- W tamtym momencie w maszynowni był tylko Szczepan. Na krótką chwilę pojawił się tam Zeben, ale zniknął przed tym incydentem.
- Możliwe jest, że to on wpuścił wirusa z opóźnionym zapłonem?
- Nie. Wirus zaczął pracować zaraz po dostaniu się do moich obwodów. Jedynym odpowiedzialnym za to może być tylko i wyłącznie Szczepan.
- Cholera – zaklął Mały.
- Co mam robić?
- Jesteś w stanie sam usunąć wirusa?
- Tego niestety nie mogę, został napisany tuż po moim ostatnim upgrade. Jedyne co mogę, to odizolować go póki Mimi coś z tym nie zrobi.
- Jesteś pewien, że twoje zapory wytrzymają? – zaniepokoił się Mały.
- Oczywiście. Pierwszym co zrobiła Mimi po przybyciu było wgranie w moje oprogramowanie dodatkowych plików ochronnych jej autorstwa. Dzięki temu wzmocniła moje fabryczne tarcze niestandardowymi zabezpieczeniami. Na szczęście ten wirus nie jest zbyt subtelny i nie jest w stanie ich sforsować.
- To dobrze. Jak już skończysz jego analizę, to wyślij pełny raport do kabiny kapitana. I nie wspominaj innym członkom załogi o tym, zwłaszcza Laili. Jest gotowa posiekać drania zanim się dowiemy o co mu chodzi.
- Zrozumiałem.
- A teraz, jak byś mógł, przekaż Mimi, że znalazłem usterkę w sali treningowej i jest tam pilnie potrzebna żeby ją usunąć. A jak będzie oponować, to powiedz, że grozi to przebiciem jeszcze dzisiaj.
- Rozumiem.
Mały syknął wściekle i zmienił kierunek marszu w stronę sali treningowej.

***

- A to skurwielec jebany! – warknęła Mimi kiedy usłyszała co brat ma jej do powiedzenia. Wściekła walnęła pięścią w ścianę ładowni, że aż powstało w niej spore wgłębienie. Ale ona nie przejęła się tym zupełnie.
- Uważaj, bo zdemolujesz salę zanim zaczniemy ją na dobre używać – bąknął Mały, jednak jego słowa nie dotarły do Mimi. Chodziła tam i z powrotem wymyślając coraz to gorsze sposoby ukatrupienia Szczepana.
- Uduszę go gołymi rękami i będę patrzeć jak szcza w gacie ze strachu – warczała wściekła dziewczyna.
- Nie możesz – stwierdził spokojnie Mały.
- Jak to nie mogę?! – zirytowała się. – Ten chuj chce nam dom rozpierdolić i ja mam na to patrzeć spokojnie?!
- A kto mówi, że masz patrzeć spokojnie? To kapitan musi zdecydować co mamy z nim zrobić. Jeśli się zgodzi, wtedy ty go zlikwidujesz.
- No pewnie, że zlikwiduję! – odparła buńczucznie.
- Na razie wracaj do maszynowni. Jak kapitan skończy rozmawiać z naszym ładunkiem pójdziemy i mu wszystko powiemy.
- Nie mogę – jęknęła Mimi. – Jak pomyślę, że będę musiała tam iść i patrzeć na tę jego wredną gębę i udawać, że o niczym nie wiem, to aż mnie skręca.
- Więc idź do siebie i opracuj program do likwidacji tego wirusa. To jest właściwie teraz najpilniejsze.
- Masz rację! Już lecę! – wykrzyknęła Mimi i wybiegła z sali treningowej. Mały popatrzył na zrobione przez nią wgniecenie i z dezaprobatą pokiwał głową zanim także wyszedł.
Podczas obiadu Mimi poinformowała Szczepana, że resztę dnia ma wolną i może robić co chce, bo ona ma coś pilnego do zrobienia w swojej kabinie. Na szczęście wszyscy zbyt byli zajęci rozmową z załogą galeona i nie zauważyli jej chłodnego tonu, zresztą Mimi szybko zjadła i zmyła się niezauważona.
Po obiedzie Szczepan postanowił pójść trochę poćwiczyć na siłowni. Zdziwił się gdy zobaczył tam Marco.
- Widzę, że też dbasz o kondycję – zagaił siadając do pierwszego z przyrządów.
- Ano – sapnął Marco zajęty bardziej podniesieniem ciężaru niż podtrzymaniem konwersacji.
- Ja codziennie ćwiczę przynajmniej trzy godziny, dzięki temu mam takie mięśnie – pochwalił się Szczepan sądząc, że wzbudzi tym zazdrość Marco. Ten jednak przerwał ćwiczenie, popatrzył na niego lekceważąco i przeszedł do następnego urządzenia.
- Jak myślisz, ta kapitan galeona i jej zastępca są kochankami? Zachowywali się jakby byli.
- Nie mój interes - mruknął Marco ustawiając ciężar na przyrządzie.
- Ale musisz przyznać, że ma czym oddychać. Chociaż nasz Drugi też ma niczego sobie bufory. Chętnie bym je potarmosił – zarechotał ubawiony swoim dowcipem.
- Ona jest zajęta – mruknął Marco.
- A czy ja mówię o umawianiu się z nią? – zdziwił się blondyn. – Szybki numerek i po krzyku.
Marco nic na to nie odpowiedział, tylko skrzywił się i zabrał za ćwiczenie. A Szczepan gadał dalej.
- Ta Dalia też jest całkiem niezła, dupeczkę ma taką, że aż chce się ją wyruchać, nie?
- Tobie to mózg spłynął i dynda między nogami – stwierdził z irytacją Marco. – Nic dziwnego, że żeś przegrał z Mimi skoro myślisz tylko fiutem.
Szczepan wykrzywił się z wściekłości lecz szybko się opanował i powiedział pozornie niedbałym głosem;
- Gadasz tak bo mi zazdrościsz.
- Ja tobie? – zdumiał się Marco. – Niby czego?
- Tego tutaj. – Szczepan złapał się za krocze.
Marco prychnął rozbawiony nie przerywając nawet ćwiczenia.
- A może sprawdzimy czyj jest większy? – zapytał prowokacyjnie Szczepan podchodząc do Marco i łapiąc go za krocze. Ten, ponieważ ręce akurat miał zajęte, odruchowo wykręcił ciało tak, że założył nogę na szyję intruza i przekręcając ją błyskawicznie przygniótł go do ziemi. Szczepan przez chwilę miotał się próbując się uwolnić, lecz Marco, mimo śladów paznokci jakie zostawiał na jego nodze Szczepan, nie puszczał. Aż w końcu blondyn przestał się rzucać. Wtedy Marco go puścił.
Szczepan zaczął kaszleć i masować się po szyi.
- Ochujałeś? – wycharczał kiedy w końcu mógł złapać oddech. – Chciałeś mnie zabić!
- Nie lubię jak byle kto dobiera się do moich klejnotów – warknął Marco.
- Jakby ktokolwiek chciał się dobierać do tak powalonego gościa jak ty.
- Dla twojej informacji, byli tacy co chcieli.
- Byli? A więc gustujesz w facetach? – Szczepanowi rozbłysły oczy. – To co powiesz na szybki numerek? Mogę cię wziąć nawet tutaj, nie przeszkadza mi brak łóżka.
Marco nic nie odpowiedział, tylko wyszedł z siłowni.
- Zgrywasz Pana Niedostępnego? – mruknął Szczepan, kiedy już został sam. – Bardzo dobrze, przynajmniej będę miał więcej zabawy jak cię w końcu złamię – po czym uśmiechnął się drapieżnie. Na koniec wrócił do ćwiczeń.
Tymczasem Marco przeszedł do łazienki. W przeciwieństwie do tej na barkasie, była ona podzielona na kilka pomieszczeń, każde z nich było zamykane, a w środku był albo prysznic albo wanna. Wszedł pod prysznic upewniając się, że zamek jest zamknięty. Zostawił ubranie w dość sporym przedsionku i odkręcił od razu zimną wodę. Miał nadzieję, że ona go ostudzi i uspokoi nadszarpnięte przez tego debila nerwy. Trochę to potrwało i kosztowało go potężne kichnięcie, lecz w końcu ostudził się na tyle by móc wyjść. Wrócił do swojej kabiny i do końca dnia już z niej nie wychodził.

***

Wieczorem, kiedy wszyscy już myśleli nad snem, w kabinie kapitana odbywała się poważna narada.
- Laila o tym wie? – zapytał, na chwilę zaniechując wydeptywania ścieżki od ściany do drzwi.
Mimi pokręciła przecząco głową.
- Stwierdziłem, że lepiej będzie jeśli nie będzie wiedziała – powiedział Mały. – Ona czasami podchodzi do sprawy zbyt impulsywnie.
- Słuszna decyzja. – Vartan z znaniem pokiwał głową. – A pozostali?
- Nic mi na ten temat nie wiadomo.
- Mnie też – powiedziała Mimi.
- Maks wie, że ma o wszelkich incydentach meldować tylko tobie, tak żeby inni nie słyszeli – dodał Mały.
- A jak program antywirusowy? Udało ci się go napisać? – Kapitan popatrzył na Mimi.
- Tak i nie.
- Możesz mówić jaśniej?
- Pomyślałam, że jeśli mamy się dowiedzieć, co ta menda kombinuje, musimy pozwolić mu uruchomić tego wirusa. Więc nie likwidowałam go zupełnie tylko zmodyfikowałam tak, żeby nic nie zniszczył, a jedynie włączył symulację tych zniszczeń. Wpuściłam wirusa do wirusa – zachichotała wyraźnie zadowolona.
Vartan z uznaniem popatrzył na dziewczynę.
- Coraz bardziej mnie zaskakujesz Mimi.
- Znaczy dobrze zrobiłam? – upewniła się.
- Idealnie. – Podszedł i pocałował Mimi w czoło. – Nawet ja nie wpadłem na taki prosty a jednocześnie genialny pomysł.
Mimi zaczerwieniła się dziwnie zakłopotana.
- Czyli co robimy? – Mały przywrócił ich do rzeczywistości.
- Zachowujemy się jakby nic się nie stało i uważnie go obserwujemy.
- Że co? – zbulwersował się Mimi. – Ty myślisz, że ja będę tak po prostu mogła wrócić tam i się do niego uśmiechać jak bym nic nie wiedziała?
- Mimi, powiedz mi kim ty jesteś?
- No – zawahała się, nie wiedząc o co chodzi Vartanowi. – Sobą.
- Nie o to mi chodzi. Jako co cię stworzono?
Twarz Mimi stężała.
- Jako idealnego żołnierza, maszynę zdolną do zabijania bez okazywania uczuć – odparła sucho.
- No właśnie. Kamienną twarz masz zapisaną w genach, więc powinnaś dać sobie radę.
- Nie wiem – wybąkała cicho Mimi. – Tak dawno tego nie używałam… Wy wszyscy sprawiliście, że prawie zapomniałam. – W jej oczach zalśniły łzy.
Kapitan delikatnie ujął jej twarz w dłonie.
- Mimi – powiedział łagodnie. – Nawet nie wiesz jak mnie cieszy to, co powiedziałaś, jednak natury nie oszukasz. Doskonale wiemy, że to zawsze w tobie będzie i tylko od ciebie będzie zależeć jak i kiedy wszystkie te twoje umiejętności się ujawnią. I ty na pewno sobie z tym poradzisz.
- Myślisz? – spojrzała na niego niepewnie.
- Oczywiście. – Vartan uśmiechnął się.
Mimi go objęła i uścisnęła mocno.
- Kocham cię – wymamrotała.
- Ja ciebie też. Chcesz bajkę na dobranoc?
- Nie jestem już dzieckiem – prychnęła Mimi.
- Więc idź i udawaj, moja ty dorosła kobietko – powiedział z uśmiechem Vartan i pocałował ją w czoło.

***

Następnego dnia rano Szczepan usiadł obok Marco.
- Słuchaj – zaczął wyjątkowo miło i ugodowo – Źle zaczęliśmy naszą znajomość, Możemy zapomnieć o tym co było wczoraj i zacząć od nowa? – wyciągnął w kierunku Marco rękę i popatrzył na niego wyczekująco uśmiechając się przy tym.
Marco przez chwilę patrzył na Szczepana, próbując odgadnąć jego intencje, potem na jego rękę, aż w końcu uścisnął ją, na co blondyn uśmiechnął się jeszcze szerzej i poklepał Marco po plecach. Igora niezbyt to ucieszyło, lecz nie pokazał tego po sobie.
- Może wędlinki? – usłyszał nagle słodki głos Szczepana i omal się nie udławił kawą widząc jak tamten z uśmiechem na twarzy wyciąga w jego stronę półmisek z wędlinami. - Wszystko w porządku? – zaniepokoił się Szczepan i walnął Marco w plecy. – Lepiej?
- Dzięki – wycharczał Marco kiedy już mógł złapać oddech.
- Jeszcze kawy? Masz dość chleba? Może spróbujesz tego? Całkiem dobre. – Szczepan co chwila z przyklejonym na twarzy uśmiechem podawał Marco kolejny półmisek. Na szczęście nie widział tego nikt z wyjątkiem Mimi, która siedział naprzeciwko i wykorzystując swoje umiejętności podzieliła uwagę na trajkotanie z gośćmi i uważne podsłuchiwanie tego, co mówi Szczepan.

***

- Nosz ja nie mogę! – Mimi łaziła wściekła po kabinie brata. – Tyś widział jak on się ślinił do Marco? Padalec jeden. Może tego, może tamtego, a smakuje ci to? – przedrzeźniała Szczepana. – Myślałam, że się tam porzygam.
- Nie widziałem, rozmawiałem z tą kapitan galeona – odparł spokojnie Mały.
- Więc ja ci mówię!
- Mimi, a tyś się czasem nie zakochała w Marco? – Mały spojrzał podejrzliwie na siostrę. – Co cię obchodzi, że Szczepan się do niego podlizywał?
Mimi aż przystanęła zszokowana tym, co usłyszała.
- Mózg ci chyba zjełczał, bo fermentujesz – warknęła stukając się w czoło. – Ja bym miała się zakochać w Marco? Nie mam czasu na takie idiotyzmy. – Wzruszyła ramionami i wznowiła swoją wędrówkę.
- To czego tak się pieklisz? Powinno ci to zwisać, tak samo jak mi.
- No bo… - Mimi nie wiedziała co powiedzieć. – Bo mnie wkurwia samą swoją gębą.
Mały prychnął rozbawiony.
- No co? Nie mów, że pochwalasz to, co on robi. Jak byś zapomniał, chce nam nafajdać.
- Nie zapomniałem i nie podoba mi się to. Po prostu nie podchodzę do tego tak emocjonalnie jak ty.
- Nic na to nie poradzę. Już taka jestem – burknęła dziewczyna. – Przecież pamiętasz jak się podzieliliśmy…
- Pamiętam i nie mam o to pretensji, siostrzyczko. Dokonaliśmy świadomego wyboru i teraz musimy z tym żyć. - Mimi podeszła i bez słowa przytuliła brata. – Więc nie myśl już tak o tym. Po prostu zachowuj się jakby to była tajna misja naszej dwójki. Dobrze?
Skinęła twierdząco głową.
- To idź teraz i grzeb w tych swoich maszynach, żeby on nic nie zaczął podejrzewać, a jak nadejdzie odpowiedni czas, załatwimy go.

***

- Co to, kurwa, miało być? - wysyczał wściekle Marco przyciskając Szczepana do ściany zaraz po tym jak wyszli z jadalni i zniknęli innym z widoku.
- No jak to co? – Szczepan udał zdziwionego. – Przecież powiedziałem, że chciałbym zacząć od nowa nasza znajomość. Chciałem być tylko miły. Jeśli przesadziłem to przepraszam.
Marco jeszcze przez chwilę mierzył go wzrokiem, w końcu sapnął gniewnie i puścił Szczepana. Poszedł do siłowni poćwiczyć. A Szczepan uśmiechnął się tryumfalnie do jego pleców.