Zgodnie z zapowiedzi膮 dziesi臋膰 minut p贸藕niej w pobli偶u statku pojawi艂y si臋 dwa o wiele mniejsze lecz niezwykle gro藕nie wygl膮daj膮ce statki.
- Gemini, tu Kantali jeden – us艂yszeli w g艂o艣niku.
- Tu Gemini. S艂ucham was – szybko odpowiedzia艂 Vartan.
- Mamy was odeskortowa膰 na Kartan. Przygotujcie si臋 do przej臋cia. Nie r贸bcie nic p贸ki wam nie zezwolimy.
- Zrozumia艂em. I czekamy.
Nikt z cz艂onk贸w za艂ogi tego nie widzia艂, z ruf obu statk贸w wystrzeli艂y dwie wi膮zki 偶贸艂tego 艣wiat艂a, kt贸re otoczy艂y statek Vartana. Nast臋pnie oba skoczki ruszy艂y w drog臋 powrotn膮 ci膮gn膮c za sob膮 wi臋kszy statek. Kiedy znale藕li si臋 kilka metr贸w nad najbli偶sz膮 planet膮 g艂o艣nik znowu o偶y艂.
- Gemini, tu Kantali jeden. Zostali艣cie przeprowadzeni przez barier臋. Kierujcie si臋 na kosmodrom na Kartan. I nie pr贸bujcie zbacza膰 z drogi, inaczej zostaniecie zestrzeleni.
- Zrozumia艂em – odpar艂 kapitan. – Kierujemy si臋 na kosmodrom na Kartan.
Nied艂ugo potem Vartan mi臋kko wyl膮dowa艂 na wskazanym l膮dowisku. Kiedy otworzyli trap zobaczyli czekaj膮cych ju偶 na nich trzech przedstawicieli mieszka艅c贸w. Wszyscy mieli na sobie bia艂e zwiewne spodnie oraz koszule tego samego koloru si臋gaj膮ce do kolan. Kiedy si臋 im bli偶ej przyjrza艂o wida膰 by艂o ich niemal bia艂膮 cer臋, nienaturalnie smuk艂e ko艅czyny, spiczaste uszy i oczy w kolorach niespotykanych u ludzi. Kolejn膮 wyr贸偶niaj膮c膮 ich cech膮 by艂y bia艂e w艂osy.
- Witajcie – odezwa艂 si臋 jeden z nich, o d艂ugich w艂osach spi臋tych z ty艂u ozdobn膮 klamr膮.. – Jestem Szando. B臋d臋 waszym przewodnikiem przez ca艂y czas waszego pobytu tutaj.
- Witam. – kapitan u艣miechn膮艂 si臋. – Ja jestem Vartan, a to moi ludzie – przedstawi艂 po kolei cz艂onk贸w za艂ogi. – A to nasi pasa偶erowie, kt贸rzy chcieliby prosi膰 o schronienie na jednej z waszych planet.
- Manar – Szando wskaza艂 jednego ze swoich towarzyszy – zaprowadzi was do Rady Starszych. Przedstawicie im swoj膮 pro艣b臋, a was – spojrza艂 z powrotem na Vartana – zapraszam do Kantonu. Wy nazywacie takich jak oni Gildia Kupiecka.
Szando odwr贸ci艂 si臋 i poprowadzi艂 cz艂onk贸w za艂ogi. Id膮c za nim rozgl膮dali si臋 ciekawie w ko艂o. S艂yszeli wiele o Altavanach, ale s艂ysze膰, a widzie膰 na w艂asne oczy to dwie r贸偶ne rzeczy. Ulice by艂y niezwykle czyste, pojazdy podobne do tych, kt贸re mo偶na by艂o spotka膰 na planetach zamieszkanych przez ludzi, domy smuk艂e z mn贸stwem zdobie艅 i rze藕b, w pastelowych b膮d藕 bia艂ych kolorach. Ludzie poubierani byli w r贸偶nokolorowe zwiewne szaty, zar贸wno m臋偶czy藕ni jak i kobiety.
Zanim si臋 spostrzegli, doszli do ogromnego okr膮g艂ego budynku ze strzelistym dachem. Do budynku tego wchodzili i wychodzili przez ca艂y czas mieszka艅cy. Przybysze do艣膰 szybko zorientowali si臋, 偶e to musi by膰 lokalne centrum handlu. Kiedy przekroczyli pr贸g, po obu stronach wej艣cia ukaza艂y si臋 korytarze zastawione r贸偶nego rodzaju kramami z towarami. Na wprost nich wida膰 by艂o przej艣cie do nast臋pnego takiego korytarza.
- To jest w艂a艣nie Kanton – wyja艣ni艂 Szando widz膮c zaciekawione spojrzenia towarzyszy. – Zbudowany jest na planie ko艂a. Na pi臋ciu zewn臋trznych kr臋gach porozmieszczane s膮 stoiska kupieckie, a w samym centrum siedziba Rady Handlarzy. Tak si臋 akurat sk艂ada, 偶e jest ona odpowiedzialna za handel w ca艂ej naszej galaktyce. Je艣li wi臋c otrzymacie ich aprobat臋, b臋dziecie mogli handlowa膰 na wszystkich planetach. Niestety taka zgoda jest okresowa, je艣li wi臋c przylecicie nast臋pnym razem znowu b臋dziecie musieli o ni膮 wyst膮pi膰. W szczeg贸lnych przypadkach Rada mo偶e przyzna膰 wam do偶ywotni膮 zgod臋. Mo偶e si臋 te偶 tak zdarzy膰, 偶e dostaniecie zgod臋 na handel tylko na okre艣lonej planecie.
- Rozumiem – skwitowa艂 Vartan, chocia偶 ju偶 teraz korci艂o go by zacz膮膰 dyskusj臋 na temat tych g艂upich, jego zdaniem, zasad. Jednak doskonale zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e jedno nierozwa偶ne s艂owo mo偶e zniweczy膰 wszystko.
Szando poprowadzi艂 ich do centrum Kantonu.. Przeszli przez ogromne rze藕bione drzwi. Ju偶 na progu uderzy艂a w nich cisza, tak bardzo kontrastuj膮ca ze zgie艂kiem na zewn膮trz. Przez chwil臋 szli o艣wietlonym korytarzem. Panuj膮ca tu cisza pot臋gowa艂a ka偶dy odg艂os.
W ko艅cu przeszli przez kolejne drzwi i znale藕li si臋 w obszernej sali, gdzie za p贸艂okr膮g艂ym sto艂em siedzia艂o pi臋ciu m臋偶czyzn ubranych podobnie do Szando.
- Witajcie, czcigodni. – Szando pok艂oni艂 si臋.
Vartan nie zastanawiaj膮c si臋 nad tym, powt贸rzy艂 ten gest, a za nim jego ludzie.
- C贸偶 ci臋 do nas sprowadza? – zapyta艂 m臋偶czyzna siedz膮cy w centralnej cz臋艣ci sto艂u.
- Ci przybysze chc膮 wyst膮pi膰 o pozwolenie na handel w naszej galaktyce.
- Dlaczego chcecie u nas handlowa膰? – M臋偶czyzna spojrza艂 na Vartana.
- Tak po prawdzie to przywie藕li艣my tutaj par臋 m艂odych ludzi, kt贸rzy chcieliby schroni膰 si臋 na jednej z waszych planet, a handel to tak przy okazji. Ostatnio mieli艣my troch臋 problem贸w i potrzebujemy pieni臋dzy. Doszli艣my do wniosku, 偶e skoro i tak musimy tu przylecie膰, to r贸wnie dobrze mo偶emy spr贸bowa膰 sprzeda膰 u was troch臋 towar贸w i kupi膰 wasze ozdoby. Wy potrzebujecie towary wytwarzane przez ludzi, a ludzie interesuj膮 si臋 wytwarzanymi przez was ozdobami, wi臋c stwierdzili艣my, 偶e mogliby艣my na tym zarobi膰. Wszak o to w艂a艣nie chodzi w handlu, czy偶 nie? O zarobek.
M臋偶czyzna przez chwil臋 patrzy艂 w milczeniu na Vartana a偶 w ko艅cu wsta艂 od sto艂u i podszed艂 bli偶ej, staj膮c zaledwie kilka krok贸w przed kapitanem.
- Jeste艣 wyj膮tkowo szczery. A je艣li przez to nie dostaniesz zgody?
- Wtedy odlec臋 i b臋d臋 musia艂 sprzeda膰 te towary gdzie indziej – odpar艂 kr贸tko Vartan.
M臋偶czyzna sta艂 przez chwil臋 wpatruj膮c si臋 prosto w oczy kapitana. W pewnym momencie podszed艂 do sto艂u i zacz膮艂 cicho rozmawia膰 z pozosta艂ymi m臋偶czyznami.
- Nie podoba mi si臋 to – szepn膮艂 Kasjan. – Zobaczcie jakie maj膮 miny niespecjalne.
- Trzeba by艂o co艣 nakr臋ci膰 – mrukn膮艂 Bzyk p贸艂g臋bkiem. – Przez ciebie, szefie, wykopi膮 nas z wilczym biletem.
- B臋dzie dobrze – pociesza艂a Laila, chocia偶 sama nie bardzo wierzy艂a w te s艂owa.
W ko艅cu m臋偶czy藕ni sko艅czyli dyskusj臋. Ten sam, co poprzednio, podszed艂 do Vartana.
- Wielu ludzi przybywa艂o do nas skuszonych mo偶liwo艣ci膮 sporego zarobku. Jednak ty pierwszy poda艂e艣 prawdziwy cel. Chocia偶 zawarli艣my pakt z wasz膮 federacj膮 galaktyk ca艂kiem niedawno, jednak zd膮偶yli艣my zauwa偶y膰, 偶e ludzie by osi膮gn膮膰 cel gotowi s膮 do k艂amstwa i r贸偶nych niezgodnych z prawem czyn贸w. Jednak zdarzaj膮 si臋 wyj膮tki. Z twoich s艂贸w wnioskuj臋, i偶 jeste艣 jednym z tych ludzi dla kt贸rych prawda jest najwa偶niejsza. Dlatego te偶 zdecydowali艣my si臋 wyda膰 wam zgod臋 na handel w naszej galaktyce. Jednak b臋dzie to zgoda chwilowa, na czas waszego obecnego pobytu u nas. Przy nast臋pnej okazji znowu b臋dziecie musieli wyst膮pi膰 o zgod臋.
- Dzi臋kuj臋. – Vartan sk艂oni艂 g艂ow臋 w podzi臋kowaniu.
- Stosowny dokument zostanie zaraz przygotowany. W mi臋dzyczasie mo偶ecie roz艂o偶y膰 wasze towary w Kantonie. Przydziel臋 wam cz艂owieka, kt贸ry b臋dzie waszym po艣rednikiem. Wszelkie potrzeby zwi膮zane z handlem zg艂aszajcie do niego.
M臋偶czyzna zaklaska艂 w d艂onie. Chwil臋 potem z jednych z bocznych drzwi wyszed艂 m艂odzieniec ubrany w lu藕n膮 szat臋 si臋gaj膮c膮 ziemi, koloru zielonego. Bez s艂owa uk艂oni艂 si臋 i czeka艂 na polecenia.
- Zergin, zaprowad藕 tych przybysz贸w do sektora B15 i udziel wszelkiej pomocy przy wyk艂adaniu ich towaru. – A ty… - spojrza艂 na Szando.
- Szando, o czcigodny – odpar艂 pos艂usznie m艂odzieniec.
- A ty, Szando, zadbaj o kwatery dla nich. Dostaj膮 zezwolenie na siedem s艂o艅c.
- Zrozumia艂em.
M臋偶czyzna wr贸ci艂 do sto艂u uznaj膮c rozmow臋 za zako艅czon膮.
Szando wyprowadzi艂 go艣ci z sali, a m艂odzieniec imieniem Zergin zaprowadzi艂 ich na miejsce im przydzielone, zr臋cznie lawiruj膮c mi臋dzy kupuj膮cymi i sprzedaj膮cymi.
Kiedy dotarli na miejsce, okaza艂o si臋 i偶 jest to do艣膰 spore pomieszczenie z p贸艂kami.
- Mam nadziej臋, 偶e wystarczy wam tyle miejsca? – zainteresowa艂 si臋 Zergin.
- W zupe艂no艣ci – odpar艂 Vartan rozgl膮daj膮c si臋 po pomieszczeniu.
- C贸偶 wi臋c jeszcze potrzebujecie?
- Jaki艣 transportowiec 偶eby艣my mogli przewie藕膰 towar ze statku tutaj.
- Zaraz dostaniecie.
- Przyda艂by si臋 te偶 jaki艣 t艂umacz na wypadek gdyby trafi艂 si臋 jaki艣 klient nie znaj膮cy naszego j臋zyka.
- To te偶 dostaniecie. Co艣 jeszcze?
- To wszystko – odpar艂 Vartan. Gdyby przy okazji nie rozgl膮da艂 si臋 po pomieszczeniu zobaczy艂by zdziwion膮 min臋 Zergina.
Kilka minut potem przy ich pomieszczeniu pojawili si臋 dwaj ludzie z transporterem.
- Mamy pom贸c wam przewie艣膰 wasze towary ze statku do Kantonu – powiedzia艂 jeden z nich.
- 艢wietnie! – Bzyk wyra藕nie ucieszy艂 si臋. Chcia艂 jeszcze co艣 doda膰, ale zosta艂 przystopowany gro藕nym spojrzeniem Laili.
Korzystaj膮c z pomocy tubylc贸w szybko przewie藕li ca艂y towar. Poniewa偶 Vartan nie wiedzia艂 co uda艂o si臋 Ma艂emu i Mimi zdoby膰, wi臋c troch臋 si臋 obawia艂 czy faktycznie uda im si臋 cokolwiek sprzeda膰. Pozby艂 si臋 obaw kiedy zobaczy艂 t艂um tubylc贸w k艂臋bi膮cych si臋 przed ich pomieszczeniem. Przez to okaza艂o si臋 i偶 potrzeba dodatkowych dw贸ch t艂umaczy.
- Kto by pomy艣la艂, 偶e zwyk艂e garnki b臋d膮 si臋 cieszy膰 takim powodzeniem – stwierdzi艂a Laila, kiedy wieczorem, po sprzedaniu ca艂ego towaru siedzieli przy stole w pok艂adowej jadalni.
- Ale nocleg to mogli艣my wzi膮膰 – j臋kn膮艂 Bzyk.
- Nie ma takiej potrzeby, 艂贸偶ka na statku te偶 s膮 wygodne – mrukn膮艂 kapitan przeliczaj膮c zdobyt膮 miejscow膮 walut臋. – Mam nadziej臋, 偶e nie zedr膮 przy wymianie waluty na nasz膮…
- A ja si臋 zastanawiam jak idzie naszym zakochanym – stwierdzi艂a marzycielskim tonem Mimi opieraj膮c brod臋 na splecionych d艂oniach opartych o st贸艂 i wgapiaj膮c si臋 ma艣lanym wzrokiem w 艣cian臋.
- No w艂a艣nie – Kasjan do艂膮czy艂 do Mimi. – Nie widzieli艣my ich od momentu jak nas rozdzielono.
- My艣lisz, 偶e co艣 im si臋 mog艂o sta膰? – zainteresowa艂 si臋 Marco.
- Nie ma takiej mo偶liwo艣ci. – stwierdzi艂 stanowczo kapitan. – Altavanie s膮 wyj膮tkowo 艂agodnie usposobieni i praktycznie ca艂kowicie wyeliminowali w swojej kulturze przemoc. Tu mo偶na spokojnie wyj艣膰 w nocy z domu i nie ba膰 si臋, 偶e si臋 zostanie obrabowanym, albo zamordowanym Chocia偶 je艣li trzeba, potrafi膮 walczy膰. Je艣li wi臋c nie dotar艂y do nas 偶adne sygna艂y o tej dw贸jce, znaczy, 偶e wszystko z nimi w porz膮dku.
- Jako艣 mnie nie przekona艂e艣 – mrukn膮艂 Bzyk wstaj膮c. – P贸jd臋 i ich poszukam.
- A co艣 ty si臋 nagle taki troskliwy zrobi艂, co? – Vartan spojrza艂 podejrzliwie na Bzyka. – Czasem nie ty chcia艂e艣 ich wykopa膰 ze statku kradn膮c ca艂膮 ich kas臋? Nagle 偶e艣 si臋 taki troskliwy zrobi艂?
- Eeee, no, ja… - m臋偶czyzna pl膮ta艂 si臋 nie wiedz膮c co powiedzie膰.
- Chuj go sw臋dzi i zastanawia si臋 jakby go gdzie艣 umoczy膰 – stwierdzi艂 beznami臋tnym g艂osem Ma艂y.
- Bzyk… - kapitan spojrza艂 gro藕nie na podw艂adnego.
- No co? – odezwa艂 si臋 tamten 偶a艂o艣nie. – Nic na to nie poradz臋, 偶e mi si臋 chce.
- Zapomnij – wysycza艂a Laila. – Je艣li przez twoj膮 niepohamowan膮 chu膰 wywal膮 nas st膮d, to ci臋 zajebi臋. Rozumiesz?
- Eeeee, no co ty? – m臋偶czyzna spojrza艂 na Lail臋, a zobaczywszy mord w jej oczach i spory n贸偶, kt贸ry „przypadkiem” znalaz艂 si臋 w jej r臋ce, nerwowo prze艂kn膮艂 艣lin臋.
- Laila ma racj臋 – odezwa艂 si臋 kapitan. – Nie mo偶emy sobie pozwoli膰 na popsucie stosunk贸w z nimi. Dlatego te偶 do momentu, gdy nie odlecimy st膮d, masz zakaz wychodzenia ze statku.
- Nie mo偶esz mi zrobi膰 tego szefie! – pisn膮艂 wyj膮tkowo wysokim g艂osem Bzyk.
- Mog臋 i w艂a艣nie to robi臋. Odprowad藕cie go do jego kabiny. Bejbi!
- S艂ucham – odezwa艂 si臋 komputer.
- Do odwo艂ania masz pilnowa膰 偶eby Bzyk nie opuszcza艂 statku.
- Zrozumia艂am.
Bzyk rzuci艂 wszystkim 偶a艂osne spojrzenie licz膮c, 偶e mo偶e zmi臋kczy ono ich serce, ale widz膮c, 偶e nic nie wsk贸ra, poci膮gn膮 nosem i powl贸k艂 si臋 za Kasjanem do swojej kabiny.
- Swoj膮 drog膮 ciekawe, co u nich – rzuci艂 Marco.
- No w艂a艣nie. Mo偶e jednak sprawdzimy? – Mimi spojrza艂a na Vartana nieszcz臋艣liwym wzrokiem.
Kapitan westchn膮艂 ci臋偶ko, ale nic nie powiedzia艂 tylko wsta艂 od sto艂u i ruszy艂 do wyj艣cia.
- Potrzebujesz czego艣? – us艂ysza艂 nagle za plecami, kiedy ju偶 zszed艂 po trapie.
- Rany! Ale mnie przestraszy艂e艣. – Kapitan odetchn膮艂 z ulg膮 widz膮c ich opiekuna Szando.
- Wybacz, nie by艂o to moj膮 intencj膮 – odpar艂 Szando k艂aniaj膮c si臋 nisko. – W czym mog臋 ci pom贸c?
- Moi ludzie zastanawiali si臋 co s艂ycha膰 u naszych pasa偶er贸w. Nie widzieli艣my ich ca艂y dzie艅.
Szando u艣miechn膮艂 si臋.
- Nie musicie si臋 martwi膰 o waszych przyjaci贸艂. Czuj膮 si臋 dobrze. Je艣li jednak moje zapewnienia nie uspokajaj膮 twojej za艂ogi, mog臋 was do nich zaprowadzi膰 偶eby艣cie si臋 sami przekonali.
- By艂bym wdzi臋czny.
- Zatem chod藕my. – Szando skierowa艂 si臋 do niewielkiego lewituj膮cego jakie艣 p贸艂 metra nad ziemi膮 pojazdu. W ci膮gu kilku minut bezszelestnie dotarli na miejsce. Stan臋li przed do艣膰 wysokim strzelistym budynkiem. Weszli do 艣rodka. Potem by艂a winda i w ko艅cu byli pod drzwiami pokoju zajmowanego przez zakochanych.
Szando przez chwil臋 rozmawia艂 z kim艣 za drzwiami, a偶 w ko艅cu zostali wpuszczeni.
- Nasz zwyczaj wymaga 偶eby m艂odzi przed ceremoni膮 za艣lubin mieszkali oddzielnie, dlatego te偶 najpierw zobaczysz si臋 z kobiet膮, p贸藕niej z jej towarzyszem.
Kiedy weszli do 艣rodka Vartan najpierw zobaczy艂 niem艂od膮 ju偶 Altavank臋 a dopiero p贸藕niej Slavi.
- Vartan, jak mi艂o ci臋 widzie膰! – dziewczyna wyra藕nie ucieszy艂a si臋. Podbieg艂a do niego i u艣ciska艂a go rado艣nie.
- Do twarzy ci w tej sukni – stwierdzi艂 Vartan. Slavi mia艂a na sobie sukni臋 w b艂臋kitnym kolorze. Od pasa w d贸艂 spada艂a lu藕no a偶 do ziemi, natomiast g贸ra by艂a udrapowana jakby ubranie mia艂o dwie warsty. „spodni膮” warstw臋 stanowi艂 lewy r臋kawek, prostego kroju w kolorze granatu, natomiast „wierzchnia warstwa” to by艂 materia艂 owijaj膮cy biust i zebrany na prawym ramieniu delikatn膮 z艂ot膮 spink膮. Do tego na g艂ow臋 narzucon膮 mia艂a niemal prze藕roczysta chust臋.
- Podoba ci si臋? – u艣miechn臋艂a si臋 wyra藕nie zadowolona, na co kapitan skin膮艂 twierdz膮co g艂ow膮. – Alena pomaga艂a mi wybra膰. Alena to moja opiekunka do czasu ceremonii za艣lubin. – Wskaza艂a r臋k膮 na towarzysz膮c膮 jej Altavank臋.
- Wi臋c uzyskali艣cie zgod臋 na pozostanie tutaj.
- Oczywi艣cie. Rada Starszych by艂a nam bardzo przychylna. Zgodzili si臋 by艣my tu zamieszkali. Musimy tylko przyj膮膰 ich kultur臋, st膮d m贸j str贸j. Ale jestem dobrej my艣li, je艣li tylko nam pomog膮, to nauczymy si臋 panuj膮cych tutaj zwyczaj贸w.
- Na pewno wam pomog膮, skoro si臋 zgodzili.
Kobieta u艣miechn臋艂a si臋.
- Wybacz, 偶e nie przyszli艣my wam o tym powiedzie膰, ale tyle si臋 dzia艂o, 偶e zupe艂nie czasu zabrak艂o. Jest tyle spraw, kt贸rych trzeba dopilnowa膰 przed ceremoni膮.
- Nie przepraszaj. – Vartan poklepa艂 j膮 uspokajaj膮co po r臋ce. – Najwa偶niejsze, 偶e wszystko dobrze si臋 sko艅czy艂o.
- A to wszystko dzi臋ki wam. Chcieliby艣my wam jako艣 podzi臋kowa膰. Nie wiedzieli艣my jak, nie mamy nic, opr贸cz tych pieni臋dzy, kt贸re wam zap艂acili艣my za przewiezienie nas, dlatego te偶 chcieliby艣my by艣cie byli naszymi 艣wiadkami na ceremonii. Jak my艣lisz, czy Laila i Ma艂y zgodz膮 si臋? – zapyta艂a z niepokojem.
- My艣l臋, 偶e b臋d膮 zaszczyceni takim wyr贸偶nieniem.
Salvi u艣miechn臋艂a si臋 szcz臋艣liwa.
- B臋d臋 ju偶 si臋 zbiera艂 – powiedzia艂 Vartan. – Zobaczymy si臋 na ceremonii.
- Do widzenia.
Kiedy wyszli z pokoju, Szando zaprowadzi艂 podopiecznego do pokoju zajmowanego przez Areusa. Rozmowa z nim przebiega艂a w podobnym tonie.
W ko艅cu kapitan wr贸ci艂 na statek i zreferowa艂 wszystko za艂odze.
- Hura! – wykrzykn臋艂a wyra藕nie zadowolona Mimi. – W ko艅cu wezm膮 艣lub. – Chc膮 nas zaprosi膰! Wiecie, 偶e to m贸j pierwszy 艣lub? O nie! – wykrzykn臋艂a przera偶ona, a偶 wszyscy spojrzeli na ni膮 z niepokojem.
- Co si臋 sta艂o? – zapyta艂 kapitan.
- Ja nie mam w co si臋 ubra膰! Przecie偶 nie p贸jd臋 w tym kombinezonie!
- Spokojnie, na pewno na miejscu b臋dzie mo偶na kupi膰 ci jakie艣 ubranie – stwierdzi艂a Laila.
- Chyba wszyscy powinni艣my sobie kupi膰 – sprecyzowa艂 kapitan. – W膮tpi臋 by艣cie mieli cokolwiek na tak膮 okazj臋.
Wszyscy pokr臋cili przecz膮co g艂owami.
- No w艂a艣nie. Dlatego te偶 jutro rozejrzymy si臋, co mo偶na kupi膰. Na szcz臋艣cie zysk ze sprzeda偶y przer贸s艂 moje oczekiwania, wi臋c b臋dziemy mogli spokojnie wszyscy co艣 kupi膰. My艣l臋, 偶e nasz opiekun powinien nam pom贸c w wyborze. A teraz wszyscy spa膰.
Za艂oga pos艂usznie rozesz艂a si臋 do swoich kabin. Dziesi臋膰 minut p贸藕niej Marco wychodzi艂 do 艂azienki i zobaczy艂 kapitana znikaj膮cego w kabinie Ma艂ego. Poczu艂 dziwne uk艂ucie gdzie艣 w 艣rodku. Bolesne uk艂ucie.
***
- W艂a艣ciwie to zapomnia艂em spyta膰 czy si臋 zgadzasz – stwierdzi艂 Vardan siadaj膮c na 艂贸偶ku.
- Czemu nie – odpar艂 spokojnie Ma艂y. – Przecie偶 to normalne ludzkie zachowanie.
- Ale tam b臋dzie mn贸stwo ludzi, a ty nie za specjalnie przepadasz za t艂umami przecie偶.
- Jako艣 to prze偶yj臋. Raz na jaki艣 czas mo偶na.
- To dobrze. – Vartan u艣miechn膮艂 si臋. – Przepraszam, ostatnio nie mia艂em dla ciebie czasu.
- Jest dobrze – odpar艂 Ma艂y k艂ad膮c g艂ow臋 na kolanach przyjaciela. Kapitan odruchowo pog艂aska艂 go po niej. – Uwielbiam jak to robisz.
Vartan roze艣mia艂 si臋 rozbawiony.
- Jeste艣 jak dziecko, wiesz?
- Przecie偶 musz臋 nadrobi膰 stracone dzieci艅stwo, no nie?
- A jak Mimi? M贸wi艂a ci co艣? – zaniepokoi艂 si臋.
- Te偶 dobrze. Praca pozwala jej nie my艣le膰 o tym wszystkim. Energi臋 roz艂adowuje tymi wszystkimi narz臋dziami wal膮c raz po raz w kolejn膮 cz臋艣膰 statku.
- Mam nadziej臋, 偶e nie rozwali mi statku na kawa艂ki? Nie sta膰 nas na nowy.
- No co ty. – Ma艂y spojrza艂 na Vartana z wyrzutem. – Mia艂aby rozwali膰 w艂asny dom? Pr臋dzej by si臋 da艂a zabi膰. No chyba, 偶e by艣my zdobyli jaki艣 inny statek, to z ch臋ci膮 by go roz艂o偶y艂a na cz臋艣ci.
Vartan roze艣mia艂 si臋 rozbawiony.
- Czasami wspomnienia i niespokojne my艣li nie daj膮 mi spa膰 – szepn膮艂 Vartan. – Nie s膮dzi艂em, 偶e moje 偶ycie tak si臋 potoczy.
- Ale chyba nie jest 藕le? – Ma艂y spojrza艂 na rozm贸wc臋 niespokojnym wzrokiem.
- Sk膮d! – zaprzeczy艂. – Ale czasami ogarniaj膮 mnie w膮tpliwo艣ci. Nigdy nie mia艂em dzieci, a tu nagle trafi艂a mi si臋 wasza dw贸jka. Nie wiem czy post臋puj臋 w艂a艣ciwie. A co, je艣li robi臋 co艣 藕le? Chc臋 偶eby艣cie byli normalni, a je艣li co艣 robi臋 藕le? Je艣li to p贸藕niej wyjdzie i obr贸ci si臋 przeciwko mnie? Je艣li to was zniszczy?
- Przesadzasz. – Ma艂y przykry艂 d艂oni膮 zaci艣ni臋t膮 w pie艣膰 r臋k臋 Vartana. – Przecie偶 widzisz, 偶e wszystko jest dobrze.
M臋偶czyzna nic nie powiedzia艂, tylko u艣miechn膮艂 si臋 smutno, po czym po艂o偶y艂 si臋 k艂ad膮c g艂ow臋 na kolanach Ma艂ego.
- Jest dobrze – powt贸rzy艂 ch艂opak g艂aszcz膮c przyjaciela po g艂owie. – Mamy 偶ycie o jakim wcze艣niej mogli艣my tylko marzy膰. Jeste艣cie wy wszyscy.
- A nie musisz si臋 czasem roz艂adowa膰? – Vartan z niepokojem spojrza艂 na ch艂opaka.
- Nie, jeszcze wytrzymam.
- Tylko pami臋taj, nie przesad藕.
- Oczywi艣cie, mamusiu – za偶artowa艂 ch艂opak.
- Matti… - Vartan spojrza艂 z wyrzutem na ch艂opaka, na co ten tylko u艣miechn膮艂 si臋 ciep艂o i poca艂owa艂 go w policzek.
- Te偶 ci臋 kocham. A teraz id藕 ju偶 spa膰. Kapitan musi 艣wieci膰 przyk艂adem, nie mo偶esz by膰 jutro niewyspany.
Vartan obj膮艂 ch艂opaka i mocno przytuli艂, potem poca艂owa艂 troskliwie w czo艂o.
- Dobranoc – powiedzia艂 i wyszed艂.
Nast臋pnego dnia rano po szybkim 艣niadaniu wyszli na miasto na zakupy. Jednak nie zd膮偶yli nawet zej艣膰 z trapu, gdy pojawi艂 si臋 ich opiekun Szando.
- Witajcie – jak zwykle mi艂y i u艣miechni臋ty. – Podobno wszystkie towary sprzedali艣cie wczoraj. C贸偶 wi臋c chcecie robi膰 do czasu ceremoni?
- No c贸偶 – zacz膮艂 Vartan – przyda艂oby si臋 kupi膰 jakie艣 ubrania. Niestety te, kt贸re mamy nie nadaj膮 si臋 na jak膮kolwiek uroczysto艣膰. Mieli艣my nadziej臋, 偶e nam pomo偶esz i doradzisz.
- Ale偶 z wielk膮 ch臋ci膮. Z tym, 偶e 艣wiadkowie nie mog膮 z nami i艣膰.
- Dlaczego? – Laila zmarszczy艂a brwi.
- 艢wiadkowie pe艂ni膮 bardzo wa偶n膮 funkcj臋 na ceremonii, dlatego te偶 maj膮 specjalnie szyte szaty. Prosz臋, udajcie si臋 z Barents do kwakr贸w. – Szando wskaza艂 stoj膮c膮 za nim w niewielkim oddaleniu kobiet臋, kt贸ra widz膮c, ze wzrok wszystkich jest zwr贸cony na ni膮, uk艂oni艂a si臋 i u艣miechn臋艂a.
- Zatem chod藕my, Ma艂y – mrukn臋艂a Laila i z艂apawszy ch艂opaka za r臋k臋 ruszy艂a w stron臋 kobiety.
Marco patrzy艂 na nich z zainteresowaniem i zastanawia艂 si臋, czemu jego durne serce siedzi teraz cicho, przecie偶 tych dwoje wygl膮da razem tak… uroczo. Te ich z艂膮czone razem r臋ce… g艂upie serce, czemu teraz milczy?
Kupno stroj贸w posz艂o wszystkim zdecydowanie szybko, mimo zwyk艂ego w takich przypadkach marudzenia, wybrzydzania i przebierania. Za pozosta艂膮 got贸wk臋 kupili ozdoby i r贸偶ne drobne bibeloty, kt贸re mieli nadziej臋 sprzeda膰 z zyskiem na kt贸rej艣 z planet nale偶膮cych do federacji. A kiedy mieli ju偶 wszystko co chcieli, postanowili obejrze膰 miasto. I tak mieli tu zosta膰 jeszcze kilka dni, wi臋c mogli chocia偶 troch臋 lepiej pozna膰 kultur臋 tubylc贸w.
Wieczorem, gdy wr贸cili zm臋czeni na statek, Laila i Ma艂y ju偶 na nich czekali, lecz, mimo nalega艅, przekupstwa, a nawet foch贸w pozosta艂ych, nie chcieli nic powiedzie膰, z wyj膮tkiem tego, 偶e ceremonia odb臋dzie si臋 za trzy dni. Za艂odze nie bardzo si臋 podoba艂o, 偶e musz膮 tu siedzie膰 bezczynnie przez kolejne trzy dni. Jedynie Mimi by艂a wniebowzi臋ta, bo w ko艅cu mog艂a spokojnie popracowa膰 nad swoimi tajnymi projektami.
A偶 w ko艅cu nadszed艂 dzie艅 uroczysto艣ci.
- Nareszcie – j臋kn膮艂 Kasjan, kiedy obudzi艂 si臋 rano.
Pocz艂apa艂 do 艂azienki, gdzie wyj膮tkowo starannie ogoli艂 si臋, a potem do jadalni. Zdziwi艂 si臋 widz膮c wszystkich przy stole.
- Wy te偶 macie do艣膰 tej bezczynno艣ci? – zainteresowa艂 si臋 szykuj膮c sobie 艣niadanie.
- Ja tam nie narzekam – odpar艂a wyra藕nie zadowolona Mimi.
- Ty nie jeste艣 normalna, wi臋c sied藕 cicho – burkn膮艂 Kasjan siadaj膮c przy stole. – Ochuje膰 tutaj mo偶na. 呕adnego pokontnego handlu, 偶adnego hazardu, nic kompletnie. Bzyk to ju偶 pewnie po 艣cianach 艂azi.
- A sk膮d – odezwa艂a si臋 Laila z dziwn膮 satysfakcj膮 w g艂osie. – Przypomnia艂 sobie jak to jest samemu wali膰 konia. Chocia偶 osobi艣cie sugerowa艂am mu by skorzysta艂 z mopa. Jak mu chuja zdezintegruje to mo偶e w ko艅cu zm膮drzeje.
- Sadystka jeste艣, wiesz? – stwierdzi艂 kapitan, na co kobieta tylko wzruszy艂a lekcewa偶膮co ramionami.
Marco a偶 oplu艂 si臋 pit膮 w艂a艣nie herbat膮. Sam nie wiedzia艂 co go tak zbulwersowa艂o, czy swoboda i spos贸b w jaki Laila si臋 wypowiada艂a o m臋skich genitaliach, czy te偶 jej sadystyczne sk艂onno艣ci.
- Ma艂y, czas ju偶 na nas – stwierdzi艂a Laila, na co ch艂opak tylko kiwn膮艂 g艂ow膮 i odstawi艂 kubek. Wsta艂 od sto艂u i ruszy艂 do wyj艣cia z jadalni nie czekaj膮c nawet na Lail臋.
- My te偶 musimy si臋 nied艂ugo zbiera膰 – stwierdzi艂 kapitan.
Przebrali si臋 szybko i w towarzystwie Szando ruszyli do budynku w kt贸rym mia艂a si臋 odby膰 ceremonia za艣lubin.
Troch臋 si臋 rozczarowali widz膮c podest z przybranym kwiatami 艂ukiem i kilka rz臋d贸w krzese艂 ustawionych po dw贸ch stronach czerwono-z艂otego dywanu, na kt贸rych ju偶 siedzia艂o kilkoro nieznanych im tubylc贸w. Jeden koniec dywanu nikn膮艂 pod podestem, natomiast drugi prowadzi艂 do zamkni臋tych, bogato rze藕bionych drzwi. Nie bardzo wiedzieli gdzie mog膮 usi膮艣膰, na szcz臋艣cie Szando rozwi膮za艂 za nich ten problem, wskazuj膮c im pierwszy rz膮d.
- Kurde, tak na widoku – szepn膮艂 Bzyk rozgl膮daj膮c si臋 niepewnie w ko艂o.
- Przynajmniej b臋dzie pewne, 偶e nie nawywijasz nic g艂upiego – odpowiedzia艂 tak samo kapitan.
Siedzieli ju偶 jaki艣 czas, gdy nagle rozleg艂 si臋 d藕wi臋k tr膮b, a po nich d藕wi臋k otwieranych drzwi. Odruchowo spojrzeli w ich stron臋. I zd臋bieli, chocia偶 ka偶de z innego powodu.
W drzwiach stali Ma艂y i Laila. Szli powoli przed siebie, nios膮c w r臋kach delikatne z艂ote diademy. Kilka krok贸w za nimi sz艂a ma艂a dziewczynka z czerwono-z艂ot膮 poduszk膮 na kt贸rej le偶a艂y dwa z艂ote pier艣cienie.
Kapitan w pierwszej chwili zatrzyma艂 wzrok na Ma艂ym, jednak szybko przesun膮艂 go na Lail臋. I nie m贸g艂 od niej oderwa膰 wzroku. Nie s膮dzi艂, 偶e jego zast臋pca mo偶e wygl膮da膰 tak zjawiskowo. Ubrana by艂a w b艂臋kitn膮 sukni臋 z wysokim stanem. Rozci臋cia po bokach ukazywa艂y zgrabne nogi okryte delikatn膮 siateczk膮 po艅czoch. Go艂e plecy ukazywa艂y jej tatua偶 mitycznego stwora – smoka. Udrapowany z przodu materia艂, kt贸rego ko艅ce zawi膮zane by艂y na karku kobiety, zakrywa艂 kszta艂tne piersi ods艂aniaj膮c spory dekolt. Jej szyj臋 zdobi艂 misternie wykonany naszyjnik, kt贸rego wisz膮cy element nikn膮艂 mi臋dzy piersiami. We w艂osy mia艂a powpinane bia艂e kwiaty. Do tego delikatnie umalowan膮 twarz. Serce Vartana zabi艂o dziwnie podejrzanie. Do ko艅ca ceremonii nie m贸g艂 od niej oderwa膰 wzroku. Jak przez mg艂臋 pami臋ta艂 nowo偶e艅c贸w id膮cych po dywanie i od艣wi臋tnie ubranego Altavanina kt贸ry co艣 m贸wi艂. Potem oboje 艣wiadkowie przez chwil臋 trzymali diademy nad g艂owami nowo偶e艅c贸w podczas gdy oni sk艂adali jaka艣 przysi臋g臋, by na koniec wymieni膰 si臋 pier艣cieniami. Jeszcze tylko odprawili Rytua艂 Ofiarowania przed stoj膮cym z podestem wysokim na dwa metry g艂azem ze 艣wiec膮cym na z艂oto kamieniem na wysoko艣膰 oko艂o p贸艂tora metra od ziemi i Mistrz Ceremonii og艂osi艂 uczt臋. Vartan szed艂 na ni膮 jak nieprzytomny. Ca艂y czas mia艂 przed oczami Lail臋, jej zgrabne cia艂o, jej powabne ruchy. A serce wali艂o mu coraz bardziej.
Na uczt臋 przeszli do pomieszczenia obok. Sta艂y ju偶 tam sto艂u zastawione r贸偶nego rodzaju jedzeniem. Kasjan zatar艂 r臋ce z zadowolenia i z niecierpliwo艣ci膮 czeka艂 a偶 sko艅cz膮 si臋 formalno艣ci i b臋dzie mo偶na zacz膮膰 wy偶erk臋.
Vartan patrzy艂 na Lail臋 tak intensywnie, 偶e a偶 ta spojrza艂a w jego stron臋, jakby 艣ci膮gn膮艂 j膮 my艣lami. I zmieszana odwr贸ci艂a g艂ow臋. W tym momencie siedz膮ca obok niego Altavanka poprosi艂a o podanie jednej z potraw i Vartan z 偶alem musia艂 odwr贸ci膰 wzrok od Laili. Kiedy znowu go skierowa艂 w jej stron臋, ze zdumieniem stwierdzi艂, 偶e kobieta znikn臋艂a! Wsta艂 od sto艂u i przeszed艂 przez jedne z dwojga drzwi, kt贸re zauwa偶y艂, zak艂adaj膮c, 偶e skoro pierwsze z nich prowadzi艂y do sali, gdzie odby艂a si臋 ceremonia, to te by膰 mo偶e b臋d膮 prowadzi膰 gdzie艣 na zewn膮trz. I nie pomyli艂 si臋 a偶 tak bardzo. Po przekroczeniu drzwi znalaz艂 si臋 w ogrodzie. Ruszy艂 jedyn膮 艣cie偶k膮 jaka by艂a dost臋pna. Dotar艂 do ogromnej fontanny na brzegi kt贸rej siedzia艂a Laila i przelewa艂a wod臋 mi臋dzy palcami.
- Dlaczego uciek艂a艣? – zapyta艂 cicho.
Na d藕wi臋k jego g艂osu kobieta drgn臋艂a nerwowo i wsta艂a jakby chcia艂a odej艣膰.
- Nie uciekaj. – Podszed艂 bli偶ej. Laila wyra藕nie unika艂a jego wzroku odwracaj膮c g艂ow臋. – Wszystko w porz膮dku? Dobrze si臋 czujesz? -zapyta艂 delikatnie 艂api膮c j膮 za brod臋 i odwracaj膮c jej g艂ow臋 ku sobie.
- Dobrze – odpar艂a niepewnie – tylko… dziwnie. – Z艂apa艂a si臋 za ramiona jakby chcia艂a si臋 ogrza膰 albo zakry膰 biust.
- Laila, ty si臋 czerwienisz. Nie poznaj臋 ciebie – zdumia艂 si臋.
- To przez t膮 kieck臋 – mrukn臋艂a zawstydzona odwracaj膮c si臋 ty艂em do rozm贸wcy. – G艂upio si臋 w niej czuj臋.
- Ale dlaczego? – zdumia艂 si臋. – Wygl膮dasz w niej zjawiskowo.
- Nie kpij ze mnie. – Popatrzy艂a gniewnie na Vartana.
- Wcale nie kpi臋. Uwa偶am, 偶e wygl膮dasz przepi臋knie. Nie widzia艂em tak pi臋knej kobiety przez ca艂e moje 偶ycie, a wiesz, 偶e ju偶 troch臋 偶yj臋.
Nie odpowiedzia艂a nic, tylko spojrza艂a znowu w stron臋 fontanny, wci膮偶 otulaj膮c si臋 r臋kami. Vartan z艂apa艂 j膮 za ramiona i zdecydowanie obr贸ci艂 w swoj膮 stron臋. I zanim zd膮偶y艂a zareagowa膰 delikatnie poca艂owa艂 j膮.
- Nie zabi艂a艣 mnie – wyszepta艂 kiedy w ko艅cu ich usta si臋 roz艂膮czy艂y.
- Ja… - nie wiedzia艂a co powiedzie膰.
- Po raz pierwszy brak ci s艂贸w – Vartan u艣miechn膮艂 si臋 rozbawiony. – Zawsze jeste艣 taka wygadana i w wojowniczym nastroju.
- Znowu si臋 ze mnie nabijasz - mrukn臋艂a odwracaj膮c g艂ow臋.
- Nie nabijam si臋 z ciebie. Po prostu ciesz臋 si臋, 偶e widz臋 tak膮 stron臋 ciebie. Ona jest naprawd臋 s艂odka. Zawsze jeste艣 taka twarda i harda, a teraz pokazujesz mi swoj膮 艂agodniejsz膮 stron臋. To mnie cieszy.
Spojrza艂a na niego niepewnie i zanim si臋 zorientowa艂 znowu j膮 poca艂owa艂, delikatnie muskaj膮c jej usta swoimi. Niepewnie odda艂a poca艂unek.
- Jeszcze 偶yj臋 – stwierdzi艂 z u艣miechem.
- Ja… nie wiem… - j膮ka艂a si臋 – Co mam robi膰? – Spojrza艂a na Vartana niepewnie.
- Powinienem chyba powiedzie膰 by艣 pos艂ucha艂a serca, ale to chyba raczej kiepski doradca?
- Pos艂ucha艂am gdy 艢liski m贸wi艂 tak samo jak ty – mrukn臋艂a. – Da艂am si臋 omami膰 jego s艂odkim s艂贸wkom i co z tego mam? B贸l po tym jak nas zdradzi艂.
- Jeszcze nadejdzie czas, gdy si臋 na nim zem艣cisz. Kosmos nie jest taki wielki, w ko艅cu go znajdziemy i b臋dziesz mu mog艂a wypru膰 bebechy.
Laila u艣miechn臋艂a si臋 niepewnie.
- Gdy ty to m贸wisz, brzmi tak prosto…
- I b臋dzie proste, zobaczysz. Ja ci pomog臋 zem艣ci膰 si臋 za to, 偶e 艣mia艂 zdradzi膰 tak wspania艂膮 kobiet臋.
- Nie m贸w tak, g艂upio si臋 czuj臋 – wyb膮ka艂a znowu otulaj膮c si臋 ramionami.
Vartan obj膮艂 j膮 od ty艂u.
- B臋d臋 m贸wi艂 – wyszepta艂 jej prosto do ucha. – B臋d臋 powtarza艂 przez ca艂y czas.
Laila a偶 zadr偶a艂a od tego szeptu.
- Vartan… - wyszepta艂a niepewnie. Jakby ten szept j膮 zahipnotyzowa艂 pozwoli艂a si臋 odwr贸ci膰 i znowu poca艂owa膰. Jednak tym razem ju偶 nie broni艂a si臋. Obj臋艂a kochanka, jakby ba艂a si臋, 偶e jej ucieknie.
- Kocham ci臋 – wyszepta艂 Vartan mi臋dzy jednym a drugim poca艂unkiem.
- Kochaj – odpowiedzia艂a niemal niedos艂yszalnie – i nie puszczaj.
***
Otworzy艂y si臋 drzwi i oczom zabranych ukazali si臋 Ma艂y i Laila. Ba-dum! Serce Marco zabi艂o na widok ch艂opaka. Ubrany by艂 w b艂臋kitn膮 tunik臋 si臋gaj膮c膮 do kolan, z g艂臋bokimi rozci臋ciami po bokach i spodnie tego偶 samego koloru. Wprawdzie jego str贸j mia艂 prosty kr贸j, lecz z艂ote zdobienia sprawia艂y, 偶e ch艂opak wygl膮da艂 w nim zjawiskowo. Do tego delikatne kwiaty we w艂osach. Ba-dum! Ba-dum! Serce oszala艂o. Zrobi艂o mu si臋 gor膮co. Przez ca艂膮 ceremoni臋 nie m贸g艂 si臋 skupi膰. Z niecierpliwo艣ci膮 czeka艂 a偶 b臋dzie m贸g艂 si臋 wymkn膮膰, 偶eby chocia偶 troch臋 m贸c och艂on膮膰. Okazja nadarzy艂a si臋 kiedy wszyscy usiedli przy stole. Chcia艂 wymkn膮膰 si臋 na statek i wzi膮膰 lodowaty prysznic, lecz przez nieuwag臋 pomyli艂 drzwi. Znalaz艂 si臋 w jakim艣 ogrodzie. Chcia艂 wr贸ci膰, ale poczu艂, 偶e kto艣 chwyta za klamk臋 z drugiej strony. B臋d膮c na granicy wytrzyma艂o艣ci i nie my艣l膮c logicznie, pobieg艂 przed siebie, szukaj膮c jakiej艣 kryj贸wki. Na szcz臋艣cie w pewnym momencie 艣cie偶ka rozwidla艂a si臋. Skr臋ci艂 w prawo i jeszcze przez chwil臋 bieg艂 a偶 w ko艅cu znalaz艂 si臋 na niewielkim terenie otoczonym zewsz膮d 偶ywop艂otem. I jego serce znowu zacz臋艂o sw贸j szale艅czy taniec. Na samym 艣rodku na trawie siedzia艂 Ma艂y i podpieraj膮c si臋 r臋kami wpatrywa艂 si臋 w niebo. Nie zastanawiaj膮c si臋 nad tym co robi, podszed艂 i usiad艂 obok. Nie by艂 pewny czy ch艂opak zarejestrowa艂 jego obecno艣膰. Jego pozycja nie zmieni艂a si臋 ani o milimetr.
Siedzia艂 przez chwil臋 w ciszy patrz膮c przed siebie a偶 w ko艅cu nie wytrzyma艂 i odezwa艂 si臋:
- Nie lubisz mnie.
Ma艂y przez chwil臋 nie reagowa艂 a偶 w ko艅cu odpar艂, wci膮偶 nie zmieniaj膮c pozycji:
- Nie.
- Dlaczego? Masz co艣 do mnie? Nic ci przecie偶 nie zrobi艂em – zapyta艂 gniewnie.
Ch艂opak w ko艅cu spojrza艂 na niego.
- Bo nie musz臋 – odpar艂 po chwili milczenia. – Lubi臋 cztery osoby i kocham jedn膮. Tyle mi wystarczy – doda艂 po czym wr贸ci艂 do kontemplowania nieba. Marco prychn膮艂 zirytowany, a serce zak艂u艂o, nie wiedzia艂 czy z b贸lu czy z irytacji. Jednak Ma艂y kocha艂 kapitana.