Serca w ogniu 8
Dodane przez Aquarius dnia Wrze秐ia 12 2016 09:17:40


Do domu Briana podjechali samochodem. M臋偶czyzna mieszka艂 w centrum miasta, jak si臋 okaza艂o nie takiego ma艂ego, na jakie wygl膮da艂o przy wje藕dzie. Mieszkanie partnera Ailis mie艣ci艂o si臋 na sz贸stym pi臋trze nowo wybudowanej kamienicy b臋d膮cej zaledwie ma艂ym kawa艂kiem du偶ego osiedla, na kt贸rym wci膮偶 trwa艂a budowa. To z 艂atwo艣ci膮 mo偶na by艂o stwierdzi膰 po ogrodzonym terenie i pozostawionych maszynach budowlanych. Na szcz臋艣cie, oni wjechali do cz臋艣ci ju偶 gotowej i zamieszka艂ej. Zaparkowali na ty艂ach budynku, tu偶 obok samochodu m艂odziutkiego kuzyna Christiana.
– Zawsze tutaj parkuj臋, gdy przyje偶d偶am po niego.
– Twoja mama nie wie o tych wycieczkach? – zapyta艂 Craig.
– Nie. Zamkn臋艂aby mnie w pokoju, a jego uwi臋zi艂a. Wiecie, ona tylko czeka, a偶 Ailis umrze. Tylko udaje, 偶e nie wie, i偶 zaraz po niej, zrobi to Brian. Ona s膮dzi, 偶e wywo艂a u mnie pierwsz膮 ruj臋. – Wyprzedzaj膮c pytanie kuzyna szybko doda艂: – Tak Chris jeszcze jej nie mia艂em, za m艂ody jestem… i dobrze. Ma nadziej臋, 偶e zd膮偶臋 si臋 z nim przespa膰. Powinno si臋 szanowa膰 rodzic贸w, niestety ja nie mog臋 jej szanowa膰 – roz偶ali艂 si臋 m艂ody ch艂opak prowadz膮c ich w stron臋 windy. – Urodzi艂em si臋 wreszcie jakim艣 cudem, ale nie taki jakiego by chcia艂a. Wierzcie mi, 偶ycie z ni膮, to ci臋偶ka sprawa.
– Postaram si臋 to zmieni膰. Droga ciotunia nie wie, 偶e to ostania noc jej w艂adzy.
– Miejmy tak膮 nadziej臋. – Sebastian wcisn膮艂 przycisk z numerem odpowiedniego pi臋tra, kiedy wszyscy znale藕li si臋 ju偶 w windzie. By艂a dziesi臋cioosobowa, wi臋c bez problemu, ich sz贸stka si臋 w niej zmie艣ci艂a. Jason z nimi nie przyjecha艂, bo nie by艂o takiej potrzeby. Spotkaj膮 si臋 z nim jutro.
Po dotarciu na odpowiednie pi臋tro, w milczeniu przeszli pod drzwi mieszkania partnera Ailis Sulivan. Sebastian wyj膮艂 klucz z ma艂ej kieszonki, kt贸r膮 mia艂 w swoim ponczo. Wsun膮wszy kluczyk do zamka przekr臋ci艂 go. Zamek chrz臋stn膮艂 i drzwi si臋 otworzy艂y.
– Brian, jeste艣my – zawo艂a艂, kiedy weszli do 艂adnie urz膮dzonego salonu.
Z pokoju obok, na w贸zku, wyjecha艂 d艂ugow艂osy m臋偶czyzna u艣miechaj膮c si臋 do nich smutno.
– Normalnie to nie je偶d偶臋 na tym – poklepa艂 ko艂o od w贸zka inwalidzkiego – ale moje nogi powiedzia艂y dzisiaj stop. Wol臋 je oszcz臋dza膰 – m贸wi艂 g艂臋bokim, bardzo m臋skim z lekk膮 chrypk膮 g艂osem.
– Miejmy nadziej臋, 偶e jutro wszystko si臋 rozwi膮偶e i b臋dziesz m贸g艂 by膰, ju偶 na zawsze, z moj膮 siostr膮.
– Widz臋, 偶e twoja podr贸偶 przynios艂a r贸wnie偶 inne owoce. – Brian popatrzy艂 sugestywnie na ciemnow艂osego m臋偶czyzn臋 stoj膮cego tu偶 obok Ariona.
– Raczej owoc, z kt贸rego chce zrezygnowa膰 – wtr膮ci艂 Craig.
– Arion, ile razy powtarza艂em ci, 偶eby艣 bra艂 byka za rogi? Spotka艂e艣 kogo艣, na kogo niekt贸rzy czekaj膮 latami, co tam, nawet wiekami i nigdy nie krzy偶uj膮 im si臋 drogi z tym kim艣 przeznaczonym. Nie patrz na rodzic贸w, na to, czego oni chc膮, my艣l o sobie.
– My艣l臋, ale nie o sobie, Brian.
– S膮dzisz, 偶e pa艅stwo Sulivanowie zabiliby twojego partnera? – zapyta艂 powa偶nie Brian.
– Tak.
– To zr贸b tak, 偶eby tego nie zrobili, ale 偶eby艣cie byli razem. Wszystko si臋 da, je艣li si臋 chce i je艣li ma si臋 przyjaci贸艂. – Popatrzy艂 ciep艂o na Sebastiana. – A teraz wracajcie do domu. Arionie, nie zmarnuj tego, co los ci da艂.
– W porz膮dku. Co do tego po co tu przyszli艣my…
– Tak, domy艣lam si臋. Jestem jednak zm臋czony. Christianie, wyczuwam w tobie silnego w艂adc臋. Nasza obecna pani b臋dzie musia艂a odej艣膰.
– Wiesz jak mam na imi臋?
– Sebastian mi powiedzia艂. Zreszt膮 trudno ci臋 nie rozpozna膰. Macie takie same oczy i obaj robicie podobne miny. Du偶o obserwuj臋 i zauwa偶am rzeczy, kt贸rych inni nie dostrzegaj膮. Id藕cie ju偶…
– Jutro przed po艂udniem przyjedzie po ciebie Jason – poinformowa艂 Sebastian. – Ja musz臋 by膰 w domu. B臋dziemy mieli go艣ci. – Wyszczerzy艂 si臋 robi膮c to w taki sam spos贸b, jak jego kuzyn.
呕egnaj膮c si臋, na szybko, om贸wili jeszcze kilka wa偶nych spraw, kt贸re nie mog艂y poczeka膰. Kiedy znale藕li si臋 ponownie na parkingu, podzi臋kowali, czule 艣ciskaj膮c, m艂odemu przewodnikowi i wr贸cili do domu Ariona.

* * *


Dochodzi艂a w艂a艣nie dwudziesta trzecia, kiedy w pokoju Ariona zjawi艂 si臋 Craig. M臋偶czyzna wyk膮pa艂 si臋, przebra艂 i postanowi艂, 偶e tej nocy nie odpu艣ci partnerowi. Nie chodzi艂o o seks – bo na to Arion zgodzi艂by si臋 bez wahania – lecz o prawdziw膮, szczer膮 rozmow臋, bez unik贸w, podchod贸w. Jak doro艣li ludzie, a nie dzieci.
Arion sta艂 pod oknem z za艂o偶onymi na piersi r臋koma. Jego mokre w艂osy zaczesane by艂y do ty艂u.
– Co chcesz wiedzie膰?
– Wszystko.
– Chcesz pozna膰 histori臋 Smoczych zmiennych? Ca艂膮, czy tylko t膮 dotycz膮c膮 Ognistych, bo zar臋czam, 偶e bardzo si臋 od siebie r贸偶nimy. Diamentowe Smoki, niby maj膮 podobne zwyczaje, ale jednak r贸偶ni膮 si臋 od nas.
– To prawda, nic o was nie wiem. Nie chc臋 poznawa膰 teraz waszej ca艂ej historii. Opowiedz mi, o tych wszystkich protoko艂ach, kt贸rych chc膮 si臋 trzyma膰 twoi rodzice. – Craig usiad艂 wygodnie w fotelu wyci膮gaj膮c nogi przed siebie. Przygl膮da艂 si臋 m臋偶czy藕nie, stoj膮cym ty艂em do okna, kt贸ry nawet bez wi臋zi sta艂by si臋 dla niego wyj膮tkowy. Na pewno nie przeszed艂by obok niego oboj臋tnie.
– Nie ma co opowiada膰. W du偶ej mierze jest jak wsz臋dzie. Tylko, 偶e ca艂a ta etykieta i wszystko, co chc膮 zachowa膰 moi rodzice… to co艣 przypomina 偶ycie na dworze kr贸lewskim… tym ludzkim i to dos艂ownie – doda艂. Przysiad艂 na parapecie. – Samo to du偶o m贸wi. Mama i tata, to zmienni starej daty. Oboje my艣l膮 tak samo, wi臋c si臋 dogaduj膮. Nie s膮 partnerami wi臋zi. Nigdy nie spotkali takich os贸b, ale pokochali si臋 ze wzajemno艣ci膮. Ale odbiegam od tematu. Chc膮 za wszelk膮 cen臋 utrzyma膰 nasze tradycje, stare zwyczaje, tak jakby chcieli zatrzyma膰 czas. Jakby wkroczenie w dwudziesty pierwszy wiek by艂o dla nich 艣miertelnym zagro偶eniem. Jak widzisz wci膮偶 偶yj膮 wojn膮 klan贸w. Maj膮 powody. Zmienny Tygrysa zabi艂 brata mojego ojca.
– Przykro mi.
– To by艂o dwie艣cie lat temu. Moim zdaniem tata powinien ju偶 o tym zapomnie膰. Ju偶 wiesz, 偶e dla niego ta nienawi艣膰 jest bardzo osobista. Wracaj膮c do tematu, to jedn膮 z najwa偶niejszych rzeczy jest – bezwzgl臋dny szacunek wobec starszych i tych, co nami rz膮dz膮.
– Rz膮dz膮cy mog膮 to wykorzystywa膰.
– Wiem. Niestety, tak jest od wiek贸w, a dop贸ki przyw贸dcy b臋d膮 trzyma膰 si臋 starych praw, nic si臋 nie zmieni. Jedn膮 z naszych tradycji… z艂ych tradycji, na co m艂odzi si臋 sprzeciwiaj膮, jest zawieranie zwi膮zk贸w tylko ze Smokami. Chodzi o czysto艣膰 krwi. Zawsze z tym by艂 du偶y k艂opot, bo sam po sobie wiesz, 偶e partnera mo偶na znale藕膰 wsz臋dzie.
– Nawet w cz艂owieku. Beta Alessio jest z Luisem, a to cz艂owiek.
– Faktycznie. Zapomnia艂em o tym.
– A jak z waszymi zwyczajami parowania? Chodzi mi o co艣 w rodzaju 艣lubu, nie o seks.
– Nie ma tego. Nie przywi膮zujemy, do czego艣 takiego, wagi. Po prostu chcemy by膰 z kim艣 i z nim jeste艣my. W czasie oznaczania wymawiamy co艣 w rodzaju formu艂ki i hop.
Craig podni贸s艂 si臋 i podszed艂szy do Ariona owin膮艂 r臋k臋 wok贸艂 jego pasa przyci膮gaj膮c m臋偶czyzn臋 do siebie, a nast臋pnie zapyta艂:
– Arionie, chcesz by膰 ze mn膮? Pragn臋 szczerej, ostatecznej odpowiedzi. Po to tu przyszed艂em. Nie odpowiadaj teraz. Zastan贸w si臋. Masz czas do mojego wyjazdu. To musi by膰 twoja decyzja, nie wi臋zi. – Puszczaj膮c go cofn膮艂 si臋. – A teraz dobranoc, musz臋 si臋 przed jutrem wyspa膰.
Arionowi zawirowa艂o w g艂owie. Blisko艣膰 cia艂a partnera za szybko si臋 sko艅czy艂a. Stanowczo chcia艂by wi臋cej.
– Poca艂owa艂e艣 mnie dzisiaj i powiedzia艂e艣, 偶e to po to, abym chcia艂 wi臋cej. Chc臋.
– 呕eby艣 zapragn膮艂 wi臋cej – poprawi艂 go. – Nie m贸wi艂em tylko o seksie. Jakkolwiek bardzo chcia艂bym si臋 dzisiaj z tob膮 kocha膰, to nie mog臋. Jeste艣 teraz spokojny, je艣li zbudz臋 przyci膮ganie wi臋zi, oznaczysz mnie, nawet wbrew sobie. Nie tego pragn臋. Dop贸ki nie strac臋 rozumu, jak dzisiaj przed domem Jasona, to jestem w stanie wyj艣膰. Dobrej nocy, m贸j mi艂y.
Arion patrzy艂, jak za Craigiem zamykaj膮 si臋 drzwi. Nie rozumia艂 co si臋 w艂a艣nie sta艂o. Zacz膮艂 opowiada膰 mu o tym, jak to u nich jest i nagle pad艂o to pytanie. Raiford dobrze to uj膮艂 – najpierw musi sam zastanowi膰 si臋 czego chce – i podj膮膰 ostateczn膮 decyzj臋. Przecie偶 nie chcia艂 partnera. Jeszcze d艂ugo, planowa艂 szale膰 nie my艣l膮c o sta艂ym zwi膮zku. Nigdy nie przypuszcza艂, 偶e tak szybko spotka drug膮 po艂ow臋 duszy – i to w zmiennym Tygrysie. W kim艣, kto go poci膮ga艂, interesowa艂, kto pokaza艂, 偶e bez strachu mo偶na zmieni膰 si臋 w swoj膮 drug膮 posta膰, po艂o偶y膰 na polanie i wygrzewa膰. Nawet w jesiennym s艂o艅cu, kt贸re w rejonie Camas grza艂o bardzo d艂ugo. Camas, urocze, spokojne, miasteczko. Gdzie cz臋艣膰 ludzi wie o zmiennych i 偶yj膮 z nimi w zgodzie, chroni膮c si臋 wzajemnie. Miejsce, gdzie nareszcie zyska艂by spok贸j u boku kogo艣, kto z ka偶dym dniem, stawa艂 si臋 dla niego wa偶ny. Czy on naprawd臋 o tym my艣li? Bestia w nim zamrucza艂a z zadowoleniem odpowiadaj膮c na jego pytanie. Oczywi艣cie, przecie偶 to proste. Zna艂 ju偶 odpowied藕 – tylko, co z rodzicami?
Dzisiaj, gdy wr贸cili do domu, dziadek porwa艂 go na chwil臋 rozmowy. Opowiedzia艂 mu o tym jak spotka艂 babci臋, a jego rodzice byli przeciwni ich zwi膮zkowi, bo ona pochodzi艂a z biednej rodziny, a on przecie偶 nale偶a艂 do klanu, kt贸ry jest praw膮 r臋k膮 ksi臋cia Smok贸w. Grozili jemu, jej, robili wszystko, 偶eby zrezygnowali z siebie. Sta艂o si臋 inaczej. Mi艂o艣膰 da艂a im si艂臋 pokona膰 wszystko, co stan臋艂o na drodze do ukochanej osoby. Doda艂, 偶eby on, Arion, z w艂asnej g艂upoty i strachu o partnera, nie zrezygnowa艂 z czego艣, co zosta艂o mu dane. Ostrzeg艂, 偶e b臋dzie m臋czy艂 si臋 do ko艅ca 偶ycia z powodu niedoko艅czonej wi臋zi i ju偶 na zawsze pozostanie sam. Bo nikt nie dor贸wna Craigowi. Nikt nie b臋dzie taki jak on, kt贸ry nawet, jakby mia艂 dwa garby i sk贸r臋 pokryt膮 bliznami, by艂by doskona艂y.
Dziadek sprzeciwi艂 si臋 rodzicom, babcia nie przestraszy艂a si臋 ich gr贸藕b i do dzisiaj tworz膮 szcz臋艣liwy zwi膮zek. Arion po raz kolejny u艣wiadomi艂 sobie, 偶e s膮 tacy inni od ich najm艂odszej c贸rki, a jego matki i tacy cudowni. On te偶 tak m贸g艂by?

* * *


Craig le偶a艂 w 艂贸偶ku. Nie m贸g艂 zasn膮膰, wi臋c pogr膮偶y艂 si臋 w rozmy艣laniach. Nie kry艂 przed sob膮 obaw, jakie mia艂 w zwi膮zku z decyzj膮 Ariona. Na dziewi臋膰dziesi膮t procent by艂 w stanie odgadn膮膰, jaka b臋dzie, ale naprawd臋 chcia艂, 偶eby ta decyzja by艂a ca艂kowicie podj臋ta przez jego partnera, a nie wi臋zi. Czy Arion jest w stanie odda膰 mu serce?
Uni贸s艂 g艂ow臋 s艂ysz膮c skrzypienie drzwi. W 艂unie 艣wiat艂a z korytarza ujrza艂 znajom膮 posta膰. Nie przypuszcza艂, 偶e tej nocy Arion do niego przyjdzie. Pytanie czy po seks, czy po co艣 wi臋cej… Naprawd臋 chcia艂 tego „wi臋cej”.
– Nie mo偶esz spa膰? – Arion wspi膮艂 si臋 na 艂贸偶ko i nachyli艂 nad Craigiem.
– Trudno mi spa膰 w nowym miejscu, zw艂aszcza, 偶e jeszcze tyle spraw na g艂owie. – Nie powstrzyma艂 si臋 przez wsuni臋ciem palc贸w, w jego, jeszcze mokre kosmyki.
– My艣l臋, 偶e w jednej jestem w stanie pom贸c. – Usiad艂 Craigowi na biodrach i wyprostowawszy si臋 zdj膮艂 z siebie koszulk臋, w kt贸rej zazwyczaj spa艂.
– W czym? W uwolnieniu napi臋cia seksualnego? – Pog艂aska艂 go po umi臋艣nionym brzuchu przypominaj膮c sobie, jak w czasie gor膮czki go ca艂owa艂 i liza艂.
– Te偶. Najpierw jednak chc臋 ci da膰 odpowied藕 na twoje pytanie. – Pochyli艂 si臋 tak, 偶e ich usta dzieli艂o tylko kilka centymetr贸w.
– S艂ucham.
– Tak. Tak, chc臋 by膰 z tob膮. Ja Arion Sulivan nie zmuszany, wy艂膮cznie z w艂asnej woli, akceptuj臋 ci臋 jako mojego partnera. Jedynego i na zawsze – doda艂, a potem odwracaj膮c g艂ow臋 Craiga przytkn膮艂 usta do jego szyi, tu偶 pod uchem. Przytrzyma艂 go i chuchn膮艂, a z jego ust wydosta艂 si臋 p艂omie艅 ognia, kt贸ry si臋gn膮艂 sk贸ry m臋偶czyzny.
Craig poczu艂 obezw艂adniaj膮cy b贸l. Jakby kto艣 mu przy艂o偶y艂 roz偶arzony pr臋t. B贸l si臋ga艂 coraz g艂臋biej, wchodzi艂 w ka偶d膮 kom贸rk臋, sprawiaj膮c, 偶e rzuca艂 si臋 na 艂贸偶ku chc膮c uciec od tego, jak najdalej. Tylko silne r臋ce i 艣wiadomo艣膰, 偶e dosta艂 to, czego tak pragn膮艂, powstrzyma艂y go przed ucieczk膮. Arion go oznaczy艂! Wszystko w nim krzycza艂o, z ka偶d膮 chwil膮, coraz wyra藕niej przebijaj膮c si臋 przez 艣cian臋 fizycznego cierpienia.
– Dlatego Smoki nie oznaczaj膮 podczas kopulacji. Odebra艂oby to wszelk膮 przyjemno艣膰 – szepn膮艂 Arion. – Zaraz przejdzie. P贸jd臋 po zimny ok艂ad.
Oddycha艂 szybko wol膮c nie rusza膰 g艂ow膮. B贸l zmniejszy艂 si臋, lecz nadal istnia艂 – nie daj膮c mu wytchnienia. Przymkn膮艂 na chwil臋 powieki, by odgrodzi膰 si臋 od tego uczucia i my艣le膰 o tym co przyjemne. Arion zgodzi艂 si臋 z nim by膰! Arion jest jego! Zniszczy ka偶dego, ktokolwiek stanie im na drodze.
– Jestem. – Zn贸w usadowi艂 si臋 na udach Craiga, tym razem przyk艂adaj膮c zimny r臋cznik do wypalonego w艂a艣nie znaku. Zrobi艂 to! I czu艂 si臋 z t膮 艣wiadomo艣ci膮 bardzo szcz臋艣liwy. – Wiedz, 偶e to by艂a moja decyzja. Nie wi臋zi, ani mojego Smoka, po prostu moja. Damy sobie rad臋 z moimi rodzicami i ze wszystkimi, kt贸rzy nam przeszkodz膮. Teraz jeste艣my jednym i nikt nie ma prawa nas rozdzieli膰.
– Jak dobrze to s艂ysze膰. – Pr贸bowa艂 unie艣膰 powieki, ale nie m贸g艂. Nagle zachcia艂o mu si臋 spa膰.
– Zaraz za艣niesz. To efekt uboczny naszego oznaczenia.
– Wi臋c, dzisiaj nici z gor膮cej nocy…
– Mamy ich mn贸stwo przed sob膮. Do tego poranki, wieczory, popo艂udnia i ca艂e dni – szepta艂 mu na ucho przytrzymuj膮c jeszcze ok艂ad, dop贸ki r臋cznik nie zrobi艂 si臋 ciep艂y. – Jutro ju偶 nic nie b臋dzie bola艂o. – Zszed艂 z niego i wsun膮艂 si臋 pod ko艂dr臋. – A teraz 艣pij. – Sam u艂o偶y艂 si臋 przy jego boku i patrzy艂 na partnera. Partner. Jego m臋偶czyzna. M贸g艂 si臋 nie zgodzi膰, ale co by to da艂o? Przecie偶 go chce i to by si臋 nie zmieni艂o. Pora przesta膰 z tym walczy膰.
Le偶a艂 jeszcze d艂u偶sz膮 chwil臋, zanim sam pozwoli艂 sobie na pogr膮偶enie si臋 w krainie Morfeusza. Zasypia艂 ze 艣wiadomo艣ci膮, 偶e jutro czeka艂 ich bardzo ci臋偶ki dzie艅.
Craig obudzi艂 si臋 kilka godzin p贸藕niej stwierdzaj膮c, 偶e za oknem ju偶 wzesz艂o s艂o艅ce, a obok niego 艣pi ukochana osoba. Wspomnienia z ostatniej nocy natychmiast wr贸ci艂y. Dotkn膮艂 miejsca pod uchem. Nic go ju偶 nie bola艂o, a do tego wyczu艂 bardziej szorstk膮 sk贸r臋. Wsta艂 ostro偶nie, 偶eby nie obudzi膰 Ariona i podszed艂 do lustra w 艂azience. W odbiciu, nad uchem m贸g艂 zobaczy膰 co艣 w rodzaju tatua偶u. By艂 to czerwony obraz smoka si臋gaj膮cy od ucha a偶 do szyi. Z dum膮 b臋dzie nosi艂 ten symbol oznaczenia. Przypomnia艂 sobie o swoim znaku i wr贸ci艂 do sypialni. Arion zd膮偶y艂 si臋 ju偶 u艂o偶y膰 na brzuchu. Dzi臋ki temu mia艂 doskona艂y widok na jego 艂opatki, a w szczeg贸lno艣ci na znak, kt贸ry ju偶 nie by艂 zaczerwieniony, opuchni臋ty. Wszystko si臋 pi臋knie zagoi艂o, potwierdzaj膮c, 偶e dope艂ni艂o si臋 to, na co czeka艂 tyle niesko艅czenie d艂ugich lat.
Partner.
Jego Tygrys zamrucza艂 rozkosznie.
– Partner. Na zawsze. – Po艂o偶ywszy si臋 przy nim zacz膮艂 mu obca艂owywa膰 szyj臋. – Kr贸lewiczu, obud藕 si臋.
– Odejd藕, jeszcze pi臋膰 minut.
– Nie ma nawet minuty, partnerze. – Przesun膮艂 d艂oni膮 po plecach Ariona czuj膮c jak jego mi臋艣nie napinaj膮 si臋.
– To mo偶e m贸j partner zrobi mi lodzika na dzie艅 dobry. – U艂o偶y艂 g艂ow臋 tak, by jednym okiem spojrze膰 na Craiga.
– Z przyjemno艣ci膮, ale nie mamy czasu. Zaraz 艣niadanie, a po nim jedziemy zrzuci膰 z tronu pewn膮 w艂adczyni臋.
– Ale gdy wr贸cimy…
– Gdy wr贸cimy zaci膮gn臋 ci臋 tutaj, nawet jakby艣 si臋 opiera艂. – Wycisn膮艂 na jego ustach poca艂unek i da艂 mu mocnego klapsa w jeden z po艣ladk贸w. – Wstawaj, ognisty ch艂opcze.
– Jak masz by膰 taki ca艂e 偶ycie, to, co ja zrobi艂em? – zamrucza艂 w poduszk臋, a potem zawarcza艂 s艂ysz膮c 艣miech partnera.
Na 艣niadanie zeszli p贸艂 godziny p贸藕niej. Siedz膮cym przy stole zmiennym nie umkn膮艂 fakt, 偶e tej nocy doko艅czyli swoje po艂膮czenie. Christian, kt贸ry ca艂膮 noc skupia艂 si臋 na tym, co go czeka, z ca艂ego serca pogratulowa艂 im obu, zadaj膮c pytanie gdzie b臋d膮 mieszka膰. Jednak na razie, obaj woleli si臋 nad tym nie zastanawia膰. O tym jeszcze nie rozmawiali, a nie chcieli podejmowa膰 decyzji bez wzajemnej konsultacji.
Babcia i dziadek Ariona r贸wnie偶 z ca艂ego serca im pogratulowali i pob艂ogos艂awili zwi膮zek. Otrzymali tak偶e 偶yczenia od Martina i Daniela, kt贸rzy wygl膮dali na bardzo zm臋czonych.
Wszyscy razem zasiedli do obfitego 艣niadania rozmawiaj膮c o tym co ich czeka, kiedy nag艂y ha艂as zwr贸ci艂 ich uwag臋. Szybko wysz艂o na jaw, co, a raczej kto, by艂 藕r贸d艂em ha艂asu. Do jadalni wpad艂 rozsierdzony Evan Sulivan z broni膮 w r臋ku, kt贸r膮 wycelowa艂 prosto w g艂ow臋 Craiga.