- Co? – wykrzykn膮艂 kapitan podrywaj膮c si臋. – Bejbi, podaj szczeg贸艂y – rzuci艂 w powietrze.
呕e艅ski metaliczny g艂os odpowiedzia艂:
- Z moich danych wynika i偶 jest to kr膮偶ownik klasy M po drobnych przer贸bkach.
- Jak drobnych? Sprecyzuj! – rozkaza艂 biegn膮c w stron臋 mostka.
- Dodatkowe cztery dzia艂a protonowe podrasowane o 100%, nap臋d eonowy kategorii 6, os艂ony kadmowe wyjebane w kosmos.
- Cholera – warkn膮艂 kapitan siadaj膮c w swoim fotelu. – Mimi, ile razy ci m贸wi艂em, 偶e masz nie uczy膰 Bejbi swojego s艂ownictwa?
- Oj, przesadzasz, szefie – dobieg艂o z g艂o艣nika. – By艂a strasznie sztywna, troch臋 j膮 ucz艂owieczy艂am.
- Pogadamy o tym p贸藕niej, teraz powiedz jakie mamy z nimi szanse.
- Spytaj Bejbi, ona tu robi za liczyd艂o – odpar艂a wyra藕nie ura偶ona dziewczyna.
- Bejbi, przekalkuluj nasze szanse w bezpo艣rednim starciu.
- Mam poda膰 dok艂adnie czy w zaokr膮gleniu do jednostek?
- W zaokr膮gleniu.
- Zero – pad艂a bezbarwna odpowied藕.
- Szefie, wywo艂uj膮 nas – odezwa艂 si臋 Kasjan siedz膮cy tu偶 za Ma艂ym ze s艂uchawkami na uszach i wpatruj膮cy si臋 w r贸偶ne monitory.
- Daj na g艂o艣nik.
- Barkas typu X, tu Galaxan. Je艣li nie odpowiecie, nast臋pny strza艂 zdezintegruje wasz nap臋d – zaskrzecza艂 g艂o艣nik stanowczym m臋skim g艂osem.
- Bejbi, jakie s膮 szanse, 偶e zrealizuj膮 t膮 gro藕b臋? – rzuci艂 kapitan.
- A jakie s膮 szanse, 偶e s艂o艅 rozdepcze mr贸wk臋? – odpar艂 zupe艂nie nieprofesjonalnie pok艂adowy komputer.
Kapitan tylko sykn膮艂 zirytowany.
- Co proponujesz, Ma艂y? – kapitan spojrza艂 w stron臋 drugiego pilota.
- Spierdala膰 – odpar艂 kr贸tko zapytany.
- Bejbi, jakie mamy szanse na ucieczk臋? – zainteresowa艂 si臋 kapitan.
- Przy obecnym stanie mojego wyposa偶enia zerowe – pad艂o z g艂o艣nika.
Kapitan bez s艂owa w艂膮czy艂 komunikator.
- Tu Vartan Karden, kapitan Gemini. Kim jeste艣cie, czego chcecie i jakim prawem nas ostrzeliwujecie?
- M贸wi Jervez Volton, kapitan Galaxana – pad艂a szybka odpowied藕 z g艂o艣nika. – Jak by艣cie od razu odpowiedzieli, oby艂oby si臋 bez strza艂u. Macie co艣, co nie nale偶y do was. Lepiej to oddajcie, inaczej odbierzemy to si艂膮.
Kapitan prze艂膮czy艂 komunikator tak by rozm贸wca go nie s艂ysza艂 i gro藕nie spojrza艂 na Kasjana.
- To nie ja, szefie, jak mamcie kocham – odpar艂 wyra藕nie zdenerwowany przemytnik. – Nic nie ukrad艂em, wszystko kupi艂em. A czy dostawca tego nie ukrad艂, nie daj臋 gwarancji.
Kapitan w艂膮czy艂 ponownie g艂o艣nik.
- Nie wiem o czym m贸wisz. Sprecyzuj
- Macie na swoim pok艂adzie dwoje pasa偶er贸w – odpar艂 Volton. – Oddajcie ich, a pu艣cimy was wolno.
- Oni nie s膮 naszymi zak艂adnikami, weszli tu z w艂asnej woli i tak samo wyjd膮.
- Jak by艣cie nie zauwa偶yli, nasz kr膮偶ownik jest tysi膮ckrotnie lepszy od tego waszego z艂omu. Lepiej wi臋c nie dyskutujcie i si臋 podporz膮dkujcie, w przeciwnym razie wedrzemy si臋 i sami ich zabierzemy. Jednak wtedy pozostawimy po sobie tylko trupy. Daj臋 wam dziesi臋膰 minut do namys艂u.
- Niestety maj膮 racj臋 – odezwa艂a si臋 Bejbi.
- Z czym? Z tym, 偶e zostawi膮 po sobie trupy? – sarkn膮 kapitan.
- 呕e ich kr膮偶ownik jest lepszy ode mnie.
- C贸偶 wi臋c sugerujesz, 偶e mamy zrobi膰? Jak psy si臋 podda膰?
- Ja nic nie sugeruj臋, ja tylko analizuj臋 dane – odpar艂a Bejbi.
- I co wynika z tej twojej analizy?
- Pi臋膰 kolejnych wi膮zek protonowych i wysi膮d膮 ca艂kiem os艂ony. Kolejna za艂atwi nap臋d ca艂kowicie.
- Mimi?
- Przeszkadzasz mi – dobieg艂o z g艂o艣nika warkni臋cie. – Pr贸buj臋 przekierowa膰 moc…
- Daruj sobie – Vartan przerwa艂 wywody dziewczyny. – S艂ysza艂a艣 wszystko?
- S艂ysza艂am.
- Co o tym s膮dzisz?
- Niestety Bejbi zna si臋 najlepiej na w艂asnych bebechach. Ja mog臋 to 艂ata膰 nawet na 艣lin臋, ale tylko ona jest w stanie oceni膰 swoje mo偶liwo艣ci.
- C贸偶 wi臋c sugerujesz?
- Z opcji, kt贸re chcia艂by艣 wzi膮膰 pod uwag臋, mam tylko jedn膮: mieszanka.
- Ale podobno jej jeszcze nie przetestowa艂a艣. – Kapitan zmarszczy艂 brwi.
- Bo nie by艂o potrzeby – warkn臋艂a Mimi. – Teraz masz 艣wietn膮 okazj臋. Chyba, 偶e wolisz zdechn膮膰 jak pies.
- Ile czasu ci potrzeba?
- Tylko dojd臋 do panelu.
- To dawaj, na ful.
- Si臋 robi, szefie! – wykrzykn臋艂a Mimi, a w jej g艂osie wyra藕nie by艂o s艂ycha膰 podniecenie.
- Wszyscy przypi膮膰 si臋 do czego艣! – rzuci艂 kapitan w powietrze.
- O czym oni m贸wi膮? – zainteresowa艂 si臋 Marco, stoj膮cy w progu.
- Nie wnikaj! – warkn臋艂a Laila siadaj膮c w fotelu i przypinaj膮c si臋 pasem.
Pozostali tak偶e si臋 przypi臋li.
- Ma艂y, stery twoje. Jak dam zna膰, moc na ful i w nogi. – Ma艂y tylko skin膮艂 g艂ow膮.
Kapitan ponownie w艂膮czy艂 g艂o艣nik.
- Przedyskutowa艂em z za艂og膮 wasz膮 „propozycj臋 nie do odrzucenia” i z przykro艣ci膮 stwierdzam, 偶e nie mog臋 si臋 na ni膮 zgodzi膰.
- Wiecie jakie b臋d膮 tego konsekwencje.
- B臋d膮 albo i nie b臋d膮 – odpar艂 kapitan, wy艂膮czy艂 g艂o艣nik. – Teraz! – krzykn膮艂.
W tym momencie wszyscy poczuli jak ogromna si艂a wciska ich w fotele.
- O, kurwa, takiego przeci膮偶enia w 偶yciu nie trenowa艂em – j臋kn膮艂 Marco.
- Ale jazda! – z g艂o艣nika dobieg艂 radosny g艂os Mimi. – Ma艂y, dawaj, szybciej! – krzycza艂a rado艣nie.
-Bejbi, odleg艂o艣膰 od przeciwnika i szanse na prze偶ycie – rzuci艂 kapitan
- Dwa tetrony, pi臋膰 procent. Trzy tetrony, dwadzie艣cia procent – wylicza艂 komputer, a偶 w ko艅cu doszed艂 do stu procent.
- Ma艂y, normalna moc – rzuci艂 kapitan.
Ma艂y powciska艂 kilka przycisk贸w i wszyscy odczuli jak statek wyra藕nie zwolni艂.
W tym momencie 偶o艂膮dek Marco nie wytrzyma艂 i m臋偶czyzna zwr贸ci艂 ca艂膮 jego zawarto艣膰 obok swojego fotela. Laila spojrza艂a na niego i prychn臋艂a lekcewa偶膮co.
- Czas najwy偶szy pogada膰 z naszymi go艣膰mi – mrukn膮艂 kapitan wstaj膮c z fotela. – Ma艂y, w twoje r臋ce. – Ch艂opak nic nie odpowiedzia艂 tylko skin膮艂 g艂ow膮. – Mop jest w kiblu – rzuci艂 gdy przechodzi艂 obok Marco.
- A gdzie ten kibel? – zainteresowa艂 si臋 m臋偶czyzna. – I co to jest ten mop?
***
Tymczasem kapitan poszed艂 do kabiny zajmowanej przez go艣ci. Zapuka艂 kr贸tko i nie czekaj膮c na reakcj臋 wszed艂 do 艣rodka. Kobieta siedzia艂a na 艂贸偶ku, a m臋偶czyzna kl臋cza艂 przed ni膮 i co艣 do niej m贸wi艂. Gdy tylko intruz wszed艂 szybko naci膮gn臋艂a kaptur na g艂ow臋. M臋偶czyzna podni贸s艂 si臋 i gniewnym g艂osem zawo艂a艂:
- Jak 艣miesz wchodzi膰 bez zaproszenia?!
- Jestem u siebie – burkn膮艂 Vartan. – A wy macie mi co艣 do wyja艣nienia.
- Nie musimy ci nic wyja艣nia膰. Zap艂acili艣my 偶eby艣 nas przewi贸z艂 na Kasiopej臋.
- Nic mi nie przyjdzie z waszych pieni臋dzy jak b臋d臋 martwy. Wasi tatusiowie wys艂ali za nami kr膮偶ownik klasy M.
M臋偶czyzna wyra藕nie zblad艂.
- Niemo偶liwe… - zacz膮艂 nerwowo chodzi膰 tam i z powrotem. – Nie mogli tak szybko odkry膰…
- Wi臋c teraz prosz臋 ca艂膮 prawd臋, albo wysadzimy was na pierwszej napotkanej planecie, gdzie b臋d膮 warunki nadaj膮ce si臋 do 偶ycia i nie b臋dzie mnie obchodzi艂o czy prze偶yjecie czy nie.
- Nie mo偶esz! – M臋偶czyzna uni贸s艂 si臋.
– Mog臋, bo to m贸j statek i moi ludzie za kt贸rych jestem odpowiedzialny. I nie mam zamiaru po艣wi臋ca膰 ani ich ani mojego 偶ycia za te marne pieni膮dze.
- Zap艂acimy wam wi臋cej! – g艂os m臋偶czyzny momentalnie si臋 za艂ama艂, a w jego oczach wida膰 by艂o panik臋.
- Areus, uspok贸j si臋 – odezwa艂a si臋 kobieta spokojnym g艂osem i 艣ci膮gn臋艂a kaptur z g艂owy. Oczom Vartana ukaza艂a si臋 drobna twarz okolona wianuszkiem blond lok贸w. – Musimy mu powiedzie膰 prawd臋. Inaczej zrealizuje gro藕b臋
- Czyli to wcze艣niej by艂o k艂amstwem?
- Nie ca艂kiem – odpar艂a kobieta. – Areus powiedzia艂 tylko cz臋艣膰 prawdy. Chodzi o nasze bezpiecze艅stwo. Im mniej inni wiedz膮, tym lepiej. Prawd膮 jest, 偶e si臋 kochamy – w tym momencie Areus usiad艂 obok ukochanej i zamkn膮艂 jej d艂o艅 w swoich – i nasi rodzice chcieli nas rozdzieli膰. Sk艂amali艣my jedynie co do przyczyny. Widzisz… jestem mykenk膮.
Vartan rozszerzy艂 oczy ze zdumienia. Mykeni – staro偶ytna rasa s艂yn膮ca ze zdolno艣ci widzenia przysz艂o艣ci i przesz艂o艣ci. Poniewa偶 nie posiadali umiej臋tno艣ci wojennych, do艣膰 szybko zostali wyniszczeni przez inne rasy, kt贸re chcia艂y wykorzysta膰 ich umiej臋tno艣膰 do nieczystych cel贸w. Jak wcze艣niej 偶yli w odosobnieniu, tak potem ich rasa zacz臋艂a si臋 miesza膰 z innymi, przekazuj膮c swoje zdolno艣ci potomkom. Kiedy ostatni z Mykan贸w umar艂, zacz臋to mykenami nazywa膰 tych, kt贸rzy posiadali t臋 sam膮 co oni zdolno艣膰.
- Moje umiej臋tno艣ci objawi艂y si臋 do艣膰 p贸藕no i nagle. Ale to nic nadzwyczajnego. Rzadko kiedy rodzi si臋 myken z wykszta艂con膮 moc膮 ju偶 od samych narodzin. Pochodz臋 z bardzo maj臋tnej i rozga艂臋zionej rodziny. Areus by艂 u nas zaledwie szefem ochrony. Nie b臋d臋 ci m贸wi膰 jak si臋 w sobie zakochali艣my, bo to nieistotne – u艣miechn臋艂a si臋 delikatnie, jakby przez g艂ow臋 przebieg艂o jej jakie艣 mi艂e wspomnienie. – W ka偶dym razie, gdy osi膮gn臋艂am odpowiedni wiek, ojciec zdecydowa艂, 偶e po艣lubi臋 pewnego m臋偶czyzn臋. Na pocz膮tku chodzi艂o tylko o korzy艣ci maj膮tkowe i polityczne, ale kiedy m贸j dar si臋 ujawni艂, ojciec zerwa艂 tamten uk艂ad i zaoferowa艂 mnie m臋偶czy藕nie nazwiskiem Hark. – W oczach kobiety zal艣ni艂y 艂zy. Areus delikatnie otar艂 je zanim jeszcze zd膮偶y艂y pociec po policzkach, po czym poca艂owa艂 j膮 w skro艅.
- Hark? – zainteresowa艂 si臋 Vartan. – Ten stary oble艣ny typ, kt贸ry podobno mia艂 ju偶 pi臋膰 偶on? Do tego jest znany ze swoich zbocze艅 seksualnych?
- Ten sam – potwierdzi艂 Areus, ze z艂o艣ci zaciskaj膮c szcz臋ki. – Uwa偶a, 偶e posiadanie na w艂asno艣膰 mykenki i robienie z ni膮… - w艂a艣ciwe s艂owa nie chcia艂y mu przej艣膰 przez gard艂o - … co mu si臋 偶ywnie podoba, to normalne.
- Potraktowali mnie niczym byd艂o – wyszepta艂a kobieta. Tym razem nie uda艂o si臋 powstrzyma膰 艂ez. – Jak rzecz, kt贸r膮 mo偶na przehandlowa膰. B艂aga艂am ojca 偶eby tego nie robi艂, ale on by艂 niewzruszony, za艣lepia艂a go chciwo艣膰. Postanowili艣my wi臋c uciec. Na Kasjopei Areus ma znajomego, kt贸ry by nam pom贸g艂 si臋 ukry膰. Mieli艣my nadziej臋, 偶euda nam si臋 tam dotrze膰 be偶 偶adnych k艂opot贸w.
- To nie mog艂a艣 tego przewidzie膰? Co z ciebie za mykenka? – zakpi艂 Vartan.
- Nie pomy艣la艂am o tym – wyszepta艂a. – Odk膮d m贸j dar si臋 ujawni艂, musia艂am go bezustannie u偶ywa膰. By艂am ju偶 tym zm臋czona i po prostu go wy艂膮czy艂am. Ja si臋 o niego nie prosi艂am! – wykrzycza艂a ze 艂zami w oczach. – Ch臋tnie go oddam, je艣li znasz spos贸b. Ja tylko chc臋 spokojnie 偶y膰 z ukochanym.
- Zamieszczenie og艂oszenia w miejscu, gdzie ka偶dy mo偶e je zobaczy膰 to faktycznie dobry pomys艂 na ucieczk臋 – mrukn膮艂 kapitan. – Przez to teraz mamy k艂opoty.
- Czy to znaczy, 偶e nam nie pomo偶ecie? – Areus spojrza艂 na kapitana zaniepokojony.
Vartan milcza艂.
- Pomog膮 – powiedzia艂a kobieta u艣miechaj膮c si臋 lekko.
- Sk膮d wiesz? Jeszcze nie zdecydowa艂em – burkn膮艂 Vartan.
U艣miech nie schodzi艂 z twarzy kobiety.
- Teraz to u偶ywasz swojego daru, co? Nie mog艂a艣 wcze艣niej? – kapitan skrzywi艂 si臋.
- Przepraszam.
- Ech – westchn膮艂 Vartan. – Nie mam wyj艣cia, musz臋 wam pom贸c, bo by mnie wszyscy chyba 偶ywcem zjedli, chocia偶 z zupe艂nie r贸偶nych pobudek. – Kobieta zachichota艂a rozbawiona. – Ale b臋d臋 musia艂 wszystko opowiedzie膰 za艂odze, a wiesz co to oznacza.
- Wiem. – Kiwn臋艂a g艂ow膮. – I nie mam nic przeciwko. To niewielka cena za nasz膮 wolno艣膰.
Vartan nic nie powiedzia艂, tylko wsta艂 z siedzenia i ruszy艂 do drzwi.
- A ty nie chcesz? – zapyta艂a kobieta i nie czekaj膮c na odpowied藕 doda艂a: - Dostaniesz to, czego szukasz, chocia偶 nie tam gdzie patrzysz.
Vartan zatrzyma艂 si臋.
- A on? – zapyta艂 cicho nie odwracaj膮c si臋.
- Ma ju偶 jedno i drugie, chocia偶 z pierwszego nie zdaje sobie sprawy, a o drugim jeszcze nie wie.
- Ale b臋dzie u niego dobrze? – dr膮偶y艂 temat.
- B臋dzie.
- Tyle mi wystarczy – powiedzia艂 po czym wyszed艂.
***
- Zaprowadz臋 ci臋 – mrukn臋艂a Laila. Omijaj膮c zanieczyszczenie na pod艂odze ruszy艂a przed siebie. Marco szybko pobieg艂 za ni膮.
- Tutaj jest twoja kabina – klepn臋艂a jedne z wielu metalowych drzwi, kt贸re mijali. – A 艂azienka jest tam – wskaza艂a r臋k膮 kolejne drzwi. - Drog臋 do 艂adowni znasz. Do maszynowni idziesz podobnie, tylko skr臋casz w lewo, zamiast w prawo. Twoje stanowisko jest za kapitanem. B臋dziesz odpowiedzialny za 艂膮czno艣膰 i zwiad. Mam nadziej臋, 偶e znasz si臋 na sprz臋cie z jakim przyjdzie ci pracowa膰, bo ja nie mam ochoty ci臋 nia艅czy膰. I to w sumie wszystko, co powiniene艣 wiedzie膰. Przynajmniej na razie.
- Mog臋 o co艣 zapyta膰?
- Co?
- Kapitan i Ma艂y. S膮 kochankami?
- Nie tw贸j interes – warkn臋艂a Laila i odesz艂a.
Marco westchn膮艂 i wszed艂 do przydzielonej mu kabiny. Warunki tu panuj膮ce by艂y i艣cie sparta艅skie, nawet jak na przeszkolenie kt贸re on przeszed艂, do tego ilo艣膰 miejsca ograniczona do niezb臋dnego minimum, 偶e trzy osoby to ju偶 by艂 t艂ok. Westchn膮艂 znowu. Wyszed艂 i skierowa艂 si臋 najpierw do 艂azienki po co艣 czym my艂by sprz膮tn膮膰 dow贸d swojej s艂abo艣ci. W niewielkim schowku obok ubikacji znalaz艂 niewielki przeno艣ny dezintegrator na kt贸rym jaki艣 dowcipni艣 wymalowa艂 czerwon膮 farb膮 ko艣lawe literki, kt贸re uk艂ada艂y si臋 w s艂owo „MOPP” : „Mi臋dzygalaktyczny Od艣wie偶acz Powierzchni P艂askich”
- Zabawne – mrukn膮艂, po czym zabra艂 go i wr贸ci艂 na mostek. W pomieszczeniu zasta艂 tylko Ma艂ego, kt贸ry siedzia艂 na swoim miejscu ze skrzy偶owanymi nogami i wpatrywa艂 si臋 w czer艅 kosmosu widoczn膮 na ekranie tu偶 przed nim.
- Ciebie to nie nudzi? – zainteresowa艂 si臋 Marco, kiedy ju偶 zrobi艂 co mia艂 zrobi膰.
- Kapitan zwo艂a艂 zebranie w jadalni – odezwa艂 si臋 Ma艂y zupe艂nie ignoruj膮c pytanie.
- A ty nie idziesz? – zainteresowa艂 si臋 Marco widz膮c, 偶e ch艂opak nie rusza si臋 z fotela.
- Nie. Kapitan p贸藕niej mi wszystko powie. Id藕 ju偶, irytujesz mnie.
Marco sapn膮艂 gniewnie i ju偶 chcia艂 co艣 powiedzie膰, ale zauwa偶y艂, 偶e ch艂opak zupe艂nie go ignoruje, wi臋c tylko sykn膮艂 i wyszed艂.
Kiedy doszed艂 do jadalni kapitan akurat wprowadza艂 pozosta艂ych w sytuacj臋. Kiedy sko艅czy艂, przez chwil臋 panowa艂a cisza, potem wybuch艂a kakofonia g艂os贸w.
- Nie wszyscy naraz! – wykrzykn膮艂 kapitan, ile mia艂 si艂 w p艂ucach. – Najpierw dzieci – doda艂 ju偶 normalnym g艂osem, kiedy wszyscy umilkli i spojrza艂 na Mimi. O dziwo, dziewczyna zupe艂nie nie zareagowa艂a na t臋 wyra藕n膮 obraz臋. By艂a zbyt zaaferowana.
- Mog臋 i艣膰 si臋 zapyta膰 o moj膮 przysz艂o艣膰? – zapyta艂a z wypiekami na twarzy.
- Mo偶esz, zgodzi艂a si臋. Wszyscy mo偶ecie.
Wszyscy poderwali si臋 od sto艂u, chc膮c biec do kabiny pasa偶er贸w, lecz kapitan ich powstrzyma艂.
- Stop! – Stan臋li jakby kto艣 poci膮gn膮艂 za niewidzialne sznurki. – Nie wszyscy naraz. Zanim ich wysadzimy minie troch臋 czasu, wi臋c spokojnie zd膮偶ycie si臋 zapyta膰. Wi臋c b膮d藕cie cierpliwi i we藕cie pod uwag臋, 偶e ona te偶 mo偶e by膰 tym zm臋czona. A teraz macie wolne, ja wracam do ster贸w.
Nie czekaj膮c na reakcj臋 za艂ogi Vartan wr贸ci艂 na mostek.
- Co艣 ciekawego mnie omin臋艂o? – zapyta艂 Ma艂y nie przestaj膮c wpatrywa膰 si臋 w monitor przed sob膮. Vartan pokr贸tce stre艣ci艂 mu wszystko.
- Ty nie jeste艣 zainteresowany? – zapyta艂 widz膮c, 偶e ch艂opak nie biegnie jak inni dowiedzie膰 si臋 o swoj膮 przysz艂o艣膰.
- Nie – odpar艂 ch艂opak nie zmieniaj膮c pozycji.
- A ty si臋 pyta艂e艣? – zapyta艂 Ma艂y po do艣膰 d艂ugiej chwili ciszy.
- Nie, ale i tak mi powiedzia艂a.
- B臋dzie u ciebie dobrze? – Ma艂y w ko艅cu spojrza艂 na przyjaciela.
- B臋dzie. Chocia偶 nie tak jak chcia艂em – doda艂 po chwili cicho, a z prawego k膮cika oka polecia艂a pojedyncza 艂za.
Ma艂y bez s艂owa wsta艂 i podszed艂 do kapitana, po czym przyci膮gn膮艂 jego g艂ow臋 do swojej piersi. Vartan obj膮艂 go, zaciskaj膮c pi臋艣ci na ubraniu.
- Ludzie nie powinni mie膰 marze艅 – wyszepta艂 bardziej do siebie ni偶 do Ma艂ego. – Obdzieraj膮 cz艂owieka ze z艂udze艅.
- Czasami daj膮 nadziej臋 i si艂臋 by 偶y膰 dalej – odpar艂 Ma艂y te偶 szeptem i pog艂aska艂 Vartana po g艂owie. – To dzi臋ki nim nie oszala艂em. Dzi臋ki nim i tobie - doda艂 po czym podni贸s艂 g艂ow臋 Vartana i spojrza艂 mu w oczy. – B臋dzie dobrze – doda艂 i u艣miechn膮艂 si臋 ciep艂o.
- Wiem, Ma艂y, wiem – odwzajemni艂 u艣miech.
Na koniec ch艂opak pochyli艂 si臋 i delikatnie poca艂owa艂 przyjaciela w czo艂o, po czym usiad艂 z powrotem na swoim miejscu. Vartan par臋 razy poci膮gn膮艂 nosem i przetar艂 oczy.
- Stary dziad ze mnie, a rozklei艂em si臋 jak baba – mrukn膮艂 zawstydzony, na co Ma艂y tylko zachichota艂 rozbawiony. – Nie m贸w innym, bo ju偶 kompletnie strac臋 autorytet.
- Za艂o偶臋 si臋, 偶e jeszcze niejednego m艂odzika zakasujesz.
- Taaa, chyba tylko w marudzeniu – burkn膮艂 kapitan, lecz wida膰 by艂o i偶 s艂owa ch艂opaka wyra藕nie poprawi艂y mu humor.
呕aden z nich nie wiedzia艂, 偶e s膮 podgl膮dani. To Marco, nie bardzo wiedz膮c co ma robi膰 wr贸ci艂 na mostek w momencie gdy Ma艂y w艂a艣nie przytula艂 kapitana. Z miejsca w kt贸rym si臋 schowa艂 nie by艂o s艂ycha膰 o czym szepcz膮, ale wyrazy ich twarzy sugerowa艂y, 偶e to musia艂o by膰 co艣 intymnego. Wi臋c jednak oni byli kochankami. Dziwnie si臋 poczu艂 z t膮 wiedz膮. Nie by艂o to dla niego szokiem, wszak sam nie stroni艂 od kochank贸w obojga p艂ci, jednak ta sytuacja… mia艂 wra偶enie jakby obdziera艂 ich z prywatno艣ci. Po cichu wycofa艂 si臋, modl膮c si臋 w duchu by 偶aden z metalowych stopni nie zaskrzypia艂 w tym czasie i gdy by艂 ju偶 dostatecznie daleko, ruszy艂 w stron臋 mostka, tym razem odpowiednio g艂o艣no, by go us艂yszeli. Kiedy tam w ko艅cu wszed艂, obaj siedzieli na swoich miejscach, jakby nic mi臋dzy nimi nie zasz艂o.
- Co jest? – zainteresowa艂 si臋 kapitan odwracaj膮c w stron臋 przybysza. Na jego twarzy nie by艂o 艣ladu wcze艣niejszej s艂abo艣ci.
- Nic. Chcia艂em si臋 zapozna膰 ze sprz臋tem na kt贸rym b臋d臋 pracowa艂.
- 艢wietny pomys艂 – stwierdzi艂 kapitan, po czym wr贸ci艂 do swoich obowi膮zk贸w.
- Nie powinni艣my ju偶 chyba mie膰 wi臋cej k艂opot贸w, co, Ma艂y? – zacz膮艂 rozmow臋 kapitan.
- Zale偶y gdzie chcesz lecie膰. Je艣li dalej na Kasjopej臋, to pr臋dzej czy p贸藕niej nas znajd膮.
- Wiem. – westchn膮艂. – Dlatego chyba jednak zrobimy jak m贸wi艂e艣. Strefa Zulus wydaje si臋 najsensowniejsza. Ale najpierw dostarczymy zam贸wienie na ksi臋偶yc CX26. Za reszt臋 zap艂aty obskoczymy par臋 planet i na koniec strefa Zulus. Chocia偶 nie podoba mi si臋 twoje podej艣cie.
- Marudzisz – mrukn膮艂 Ma艂y, na szcz臋艣cie kapitan nie ci膮gn膮艂 dyskusji.
- Ale przestarza艂y szrot. Nawet na szkoleniach mieli艣my bardziej nowoczesny – stwierdzi艂 Marco. Wprawdzie nie kierowa艂 tego do nikogo konkretnego, pr臋dzej do siebie, lecz mimo to kapitan i tak odpowiedzia艂:
- Tylko na to nas sta膰, poza tym ten statek jeszcze sporo potrafi.
- No w艂a艣nie s艂ysza艂em – stwierdzi艂 kpi膮co – 艁atacie wszystko na 艣lin臋… Ciekawe kiedy to si臋 rozleci.
- Jak ci si臋 nie podoba, trzeba by艂o si臋 tu nie pcha膰. – Na mostku pokaza艂 si臋 Kasjan. – Jak lecimy, szefie?
- Najpierw odstawimy zam贸wienie, a potem strefa Zulus.
- Okej. Mimi chcia艂a 偶eby zahaczy膰 o Gharvad.
- A po co? – zdziwi艂 si臋 Vartan.
¬- Musi uzupe艂ni膰 sk艂adniki do mieszanki. Je艣li mamy zamiar odstawi膰 tych dwoje w jednym kawa艂ku, to b臋dziemy jej sporo potrzebowa膰. B臋d臋 tu potrzebny?
- Ma艂y? – Vartan spojrza艂 w stron臋 ch艂opaka.
- Jak wygl膮da sytuacja w eterze, Igor? – rzuci艂 Ma艂y w powietrze.
- Nie jestem Igor, tylko Marco – warkn膮艂 zapytany, lecz Ma艂y nie zareagowa艂.
- Czysto – odpowiedzia艂 zamiast niego Kasjan spogl膮daj膮c w monitory. – Chyba 偶eby rozszerzy膰 zakres radaru.
- Rozszerz na 50 tetron贸w.
- Su艅 si臋 – mrukn膮艂 Kasja, niezbyt delikatnie odsuwaj膮c Marco na bok, po czym poklika艂 kilkoma przyciskami. Obraz na monitorach zmieni艂 si臋. – Czysto. 10 tetron贸w od nas wida膰 jakie艣 jednostki, ale nie jest to nic co by przypomina艂o kr膮偶ownik klasy M, raczej jednostki handlowe.
- Mimi, ile mieszanki ci jeszcze zosta艂o? – rzuci艂 Ma艂y w powietrze.
- Jeszcze jeden taki skok jak poprzednio damy rad臋 – pad艂o z g艂o艣nika – ale wola艂abym uzupe艂ni膰 zapasy wcze艣niej 偶eby si臋 p贸藕niej nie obudzi膰 z r臋k膮 w nocniku.
- Do ksi臋偶yca CX26 powinni艣my dolecie膰 bez problemu – stwierdzi艂 Ma艂y.
- To najwa偶niejsze – skomentowa艂 kapitan. – By艣my si臋 do ko艅ca 偶ycia nie wyp艂acili jak by艣my stracili ten 艂adunek. Powiedz innym – zwr贸ci艂 si臋 do Kasjana – 偶e chwilowo s膮 wolni. Po przylocie na ksi臋偶yc zobaczymy co dalej.
Kasjan tylko skin膮艂 g艂ow膮 i wyszed艂.
- Ja te偶 id臋 – stwierdzi艂 Vartan. – Je艣膰 mi si臋 zachcia艂o. Ty co艣 chcesz, Ma艂y?
- Nie, dzi臋ki.
Kapitan wyszed艂. Przez chwil臋 trwa艂a cisza a偶 w ko艅cu Marco zapyta艂:
- Jak to si臋 sta艂o, 偶e tu jeste艣? Nie jeste艣 na to za m艂ody czasem?
- Nie – odpar艂 Ma艂y bezbarwnym g艂osem nawet nie odwracaj膮c si臋 w stron臋 pytaj膮cego.
- To ile masz lat? – indagowa艂 dalej Marco.
- Wystarczaj膮co.
- Nie jeste艣 zbyt rozmowny.
- Nie.
Marco prychn膮艂 wyra藕nie zirytowany, jednak nie pr贸bowa艂 ju偶 wi臋cej nawi膮zywa膰 rozmowy. Jeszcze jaki艣 czas bada艂 swoje stanowisko pracy a偶 w ko艅cu stwierdzi艂, 偶e wszystko wie i nie ma tu ju偶 wi臋cej nic do roboty. Postanowi艂 wr贸ci膰 do swojej kabiny. Mia艂 ma艂o rzeczy wi臋c ich roz艂o偶enie nie zaj臋艂o mu du偶o czasu. Postanowi艂 obejrze膰 dok艂adnie statek. Poszed艂 do maszynowni. Ju偶 od progu dobieg艂 go odg艂os pracy silnika, kt贸ry pozna艂 z 艂atwo艣ci膮, mimo i偶 kompletnie nie zna艂 si臋 na silnikach, do tego inne urz膮dzenia, kt贸rych nawet nie pr贸bowa艂 rozr贸偶nia膰 i jeden, wyra藕nie go intryguj膮cy. Jakby kto艣 miarowo w co艣 wali艂 z wielk膮 si艂膮. Szed艂 przed siebie staraj膮c si臋 zlokalizowa膰 藕r贸d艂o ha艂asu. W ko艅cu mu si臋 uda艂o i si臋 zdumia艂. Na pod艂odze, opieraj膮c si臋 o jakie艣 urz膮dzenie, siedzia艂a Mimi i z zaci臋t膮 min膮 wali艂a wielkim m艂otkiem w jak膮艣 pogi臋t膮 blach臋 le偶膮c膮 mi臋dzy jej nogami.
- Cze艣膰! – krzykn膮艂 Marco, staraj膮c si臋 przekrzycze膰 szum maszyn.
W tym momencie Mimi przesta艂a wali膰 m艂otkiem i spojrza艂a w jego stron臋.
- O! Cze艣膰! – u艣miechn臋艂a si臋 wyra藕nie ucieszona. – Przyszed艂e艣 obejrze膰 maszynowni臋?
- Tak jakby. Po prostu nie mam co robi膰, wi臋c stwierdzi艂em, 偶e obejrz臋 se statek, je艣li mam tu sp臋dzi膰 jaki艣 czas.
- S艂uszna decyzja. – Pokiwa艂a g艂ow膮 i od艂o偶y艂a m艂otek.
- Co robisz? – zainteresowa艂 si臋.
- Os艂on臋 na katalizator cz膮steczkowy. To cholerstwo si臋 przegrzewa za bardzo, wi臋c pomy艣la艂am, 偶e…
- Wybacz, ale a偶 tak szczeg贸艂owo nie potrzebuj臋 – szybko przerwa艂 dziewczynie widz膮c, 偶e ta zaczyna si臋 coraz bardziej rozkr臋ca膰. – Zapyta艂em tylko z grzeczno艣ci, 偶eby jako艣 rozmow臋 zacz膮膰.
- Aha.
- Mam nadziej臋, 偶e ci臋 nie urazi艂em?
- Ale偶 sk膮d. – U艣miechn臋艂a si臋. – To normalne, 偶e nie ka偶dy ma takiego hopla na punkcie maszyn jak ja i mo偶e by膰 kompletnym ignorantem. Chocia偶 czasami mi艂o by by艂o spotka膰 kogo艣 z kim by mo偶na by艂o spokojnie pogada膰. – Westchn臋艂a ci臋偶ko i zrobi艂a smutn膮 min臋.
- Nie martw si臋 – poklepa艂 j膮 pocieszaj膮co po plecach. – Na pewno kiedy艣 w ko艅cu spotkasz kogo艣.
- Tak my艣lisz? – spojrza艂a na niego z nadziej膮 w oczach, po czym u艣miechn臋艂a si臋. – Mi艂y facet z ciebie.
- Ty te偶 jeste艣 mi艂a. Nie to, co inni tutaj.
- A co, czy偶by Laila ju偶 ci臋 objecha艂a? – zainteresowa艂a si臋 Mimi.
- Nie, ale traktuje mnie jak z艂o konieczne, kapitan toleruje, Kasjan i Bzyk ignoruj膮, a Ma艂y wr臋cz okazuje sw膮 niech臋膰.
- A czego ty 偶e艣 oczekiwa艂? 呕e wszyscy b臋d膮 ci臋 艣ciska膰 i obca艂owywa膰 niczym w jednej wielkiej rodzinie? Na zaufanie trzeba zapracowa膰, m贸j drogi. Poka偶 im, 偶e mog膮 ci ufa膰, wtedy zobaczysz, 偶e zmieni膮 swoje nastawienie. A tak przy okazji, jakby Ma艂y ci okazywa艂 swoj膮 niech臋膰 to ju偶 by艣 mia艂 nerwy zszargane. On tylko traktuje ci臋 jak co艣, co musi u偶ywa膰, ale bez czego te偶 m贸g艂by si臋 oby膰.
- No pi臋knie – mrukn膮艂 Marco siadaj膮c obok Mimi – zosta艂em zdegradowany do niechcianego mebla.
Dziewczyna roze艣mia艂a si臋 rozbawiona, po czym poklepa艂a m臋偶czyzn臋 pocieszaj膮co po ramieniu.
- Nie przejmuj si臋, jak przekonasz Ma艂ego do siebie, to zobaczysz jak zmieni si臋 jego nastawienie. Pami臋taj: jak zacznie ci m贸wi膰 po imieniu b臋dzie znaczy艂o, 偶e zaakceptowa艂 ci臋 jako cz艂onka za艂ogi.
- Jeste艣cie bardziej pokr臋ceni ni偶 my艣la艂em.
- Czy偶by艣 偶a艂owa艂?
- Jeszcze nie wiem. – Wzruszy艂 ramionami
- To czemu艣 zg艂osi艂 si臋 akurat do nas?
- Kapitan nie wnika艂 w szczeg贸艂y.
- Aha, ciemna strona przesz艂o艣ci, kt贸r膮 chcesz zachowa膰 w sekrecie? – domy艣li艂a si臋 Mimi.
- Dok艂adnie. A przy okazji, mog臋 o co艣 spyta膰? – Marco szybko zmieni艂 temat.
- O co?
- Co to za mieszanka po kt贸rej mieli艣my to zakurwiste przyspieszenie? A偶 si臋 porzyga艂em od przeci膮偶enia.
Mimi zachichota艂a rozbawiona.
- M贸j w艂asny pomys艂 – odpar艂a wyra藕nie z siebie zadowolona. – 艢ci艣le tajna receptura. Jej jedyny egzemplarz jest tutaj. - Postuka艂a si臋 w g艂ow臋.
- Nie m贸w, 偶e ci si臋 kiedy艣 nagle przy艣ni艂a – zakpi艂 m臋偶czyzna.
- No co ty, a偶 tak genialna nie jestem. Po prostu kiedy艣 dostarczali艣my towar na pewien ksi臋偶yc. By艂a tam kopalnia, a 偶e statki zawija艂y do nich bardzo rzadko, no i oczywi艣cie mieli embargo na wszelkiego rodzaju u偶ywki, to jeden z g贸rnik贸w postanowi艂 up臋dzi膰 bimber z tego co by艂o dost臋pne. Po latach pr贸b i b艂臋d贸w, jak ju偶 by艂 niemal jedn膮 nog膮 w grobie, w ko艅cu mu si臋 uda艂o. A poniewa偶 nie mia艂 potomka, postanowi艂 przekaza膰 t臋 procedur臋 mnie. Polubi艂 mnie za to, 偶e tak uwielbiam maszyny, chocia偶 czasami my艣l臋, 偶e troch臋 mu przypomina艂am jego w艂asne dziecko, kt贸re zmar艂o jak mia艂o 15 lat. Wygada艂 si臋 kiedy艣 jak si臋 upi艂 tym swoim bimbrem – doda艂a celem wyja艣nienia. – Wi臋c zdradzi艂 mi t臋 receptur臋. Musz臋 przyzna膰, 偶e cholerstwo dawa艂o niez艂ego kopa. Ju偶 po dw贸ch szklaneczkach mog艂e艣 chodzi膰 po 艣cianach – zachichota艂a. – Przez przypadek odkry艂am, 偶e daje kopa nie tylko ludziom, ale i maszynom. Wiesz jakie to by艂o zajebiste uczucie? Ty nawalony, kierujesz nawalona maszyn膮. Odlot na maksa. – Dziewczyna najwyra藕niej rozkr臋ca艂a si臋, a poniewa偶 Marco by艂 wyra藕nie zainteresowany, wi臋c jej nie przeszkadza艂. – Musisz kiedy艣 spr贸bowa膰. Znaczy tego bimbru, bo kierowa膰 maszyn膮 to kapitan ci raczej nie da. Ale Ma艂y kiedy艣 kierowa艂. Znaczy on nie by艂 nawalony, bo on nie pije, ale ja tak. Wi臋c, wiesz, ja nawalona, maszyna nawalona i Ma艂y pr贸buj膮cy okie艂zna膰 dwie pijane baby. – Znowu zachichota艂a rozbawiona. – Ale wracaj膮c do sedna sprawy: wprawdzie ten bimber dawa艂 ca艂kiem niez艂ego kopa, ale niestety niszczy艂 cz臋艣ci. Po pewnym czasie silnik nadawa艂 si臋 tylko do dezintegracji. Szkoda by by艂o zmarnowa膰 taki potencja艂, wi臋c zacz臋艂am pracowa膰 nad ulepszeniem bimbru, i po paru latach pr贸b i b艂臋d贸w, dw贸ch rozwalonych statkach, wrogach na czterech planetach i ca艂ej galaktyce trup贸w, w ko艅cu mi si臋 uda艂o opracowa膰 w艂asn膮 mieszank臋. Niestety nie wiem jakie s膮 jej w艂a艣ciwo艣ci, bo jak zwiewali艣my to Ma艂y da艂 tylko 50% mocy silnika. B臋d臋 musia艂a dorwa膰 jaki艣 obcy statek i go spr贸bowa膰. Tylko gdzie? – zas臋pi艂a si臋.
- Ej – zaprotestowa艂 Marco – z t膮 galaktyk膮 trup贸w to chyba przesadzasz.
Mimi wyszczerzy艂a si臋.
- Przesadzam, ale nie uwa偶asz, 偶e to fajne uczucie jak wszyscy wytrzeszczaj膮 ga艂y jak opowiadasz?
Marco prychn膮艂 rozbawiony
- A mog臋 jeszcze o co艣 spyta膰? – zapyta艂 po chwili milczenia.
- Mo偶esz. – Kiwn臋艂a przyzwalaj膮co g艂ow膮.
- Co jest mi臋dzy kapitanem i Ma艂ym? Wygl膮da jakby to Ma艂y tu rz膮dzi艂 a nie kapitan.
- Wydaje ci si臋. Po prostu ich relacja jest… do艣膰 specyficzna.
- To znaczy?
- Nie wnikaj – mrukn臋艂a Mimi bior膮c ponownie do r臋ki m艂otek. – To ich sprawa, je艣li kt贸ry艣 z nich b臋dzie chcia艂 ci powiedzie膰, to powie, nie to nie. Bejbi! – wrzasn臋艂a nagle, 偶e a偶 Marco wzdrygn膮艂 si臋. – Powiedz temu g艂upkowi, 偶eby si臋 w ko艅cu podrapa艂 po jajcach bo mnie cipa sw臋dzi 偶e a偶 oszale膰 mo偶na!
- Mam przekaza膰 dos艂ownie? – odezwa艂 si臋 pok艂adowy komputer
- Dok艂adnie.
Sekund臋 p贸藕niej z g艂o艣nika, kt贸rego Marco nie potrafi艂 zlokalizowa膰 w panuj膮cym tu ha艂asie, dolecia艂 wyra藕nie rozbawiony g艂os Ma艂ego:
- By艂em ciekaw jak d艂ugo wytrzymasz. Skoro tak ci臋 sw臋dzi czemu si臋 nie podrapiesz?
- A we藕 spadaj na bambus, zjebie jeden – warkn臋艂a Mimi, po czym zacz臋艂a si臋 intensywnie drapa膰 miedzy nogami, na co wyra藕nie zak艂opotany Marco odwr贸ci艂 g艂ow臋 w bok.
- Ooooch, jaka ulga – teatralnie westchn膮艂 Ma艂y. – Nie ma to jak podrapa膰 si臋 u偶ywaj膮c cudzych r膮k.
- A 偶eby ci臋 parchy oblaz艂y – warkn臋艂a Mimi i zako艅czy艂a rozmow臋. – Jeste艣my bli藕niakami – powiedzia艂a widz膮c zszokowan膮 min臋 m臋偶czyzny. – To znaczy, 偶e co jedno czuje to i drugie – doda艂a, kiedy wyraz twarzy Marco dalej si臋 nie zmienia艂. – Widzisz… - zawaha艂a si臋 - … jeste艣my do艣膰 specyficznymi bli藕niakami. U normalnych bli藕niak贸w ta tak zwana wi臋藕 bli藕niacza jest silniejsza lub s艂absza, czasami s膮 to tylko przeb艂yski na zasadzie niepokoju, przeczu膰, itd. U nas, z pewnych przyczyn, jest ona do艣膰 silna. Mia艂e艣 tego 艣wietny przyk艂ad przed chwil膮: ten dra艅 przez kilka godzin 艂azi艂 ze sw臋dz膮cymi jajcami i czeka艂 jak d艂ugo ja wytrzymam. Dra艅 lubi si臋 tak ze mn膮 dra偶ni膰. Zreszt膮 to dzia艂a te偶 w drug膮 stron臋, tylko, 偶e wiecznie to ja przegrywam. To ja musz臋 si臋 podrapa膰 i wtedy jego te偶 przestaje sw臋dzie膰. Ale kiedy艣 w ko艅cu przetrzymam t臋 choler臋 – warkn臋艂a i waln臋艂a m艂otkiem we wcze艣niej przerabian膮 cz臋艣膰.
- A co to za przyczyny? – zainteresowa艂 si臋 Marco.
- Nie tylko ty masz tajemnice nie przeznaczone dla cudzych uszu – mrukn臋艂a dziewczyna i wr贸ci艂a do przerwanej pracy. – Lepiej ju偶 id藕, mam w ciul roboty – doda艂a.
Marco, widz膮c, 偶e nie ma co wi臋cej liczy膰 na rozmow臋, wsta艂 i wyszed艂 z maszynowni. Postanowi艂 p贸j艣膰 co艣 zje艣膰.