ROZDZIAŁ 2
Udał, że nie słyszy słów mężczyzny. Przecież nie mógł mu ot tak, powiedzieć gdzie znajdzie Christiana. Co z tego, że był jego partnerem, jeżeli tak naprawdę go nie znał. Gorzej, że Christian miał o trzynastej przyjść zapoznać się z obowiązkami i podjąć decyzję w sprawie pracy. Jakoś musi to odwołać i zanim zgodzi się na jego spotkanie z Arionem, musi omówić to z alfami.
Przeszedł do kuchni i zaczął rozpakowywać zakupy.
– Zjesz coś – stwierdził, bo nie zamierzał go o to pytać. Ognisty Smok był wyczerpany, chociaż udawał, że jest inaczej.
– Nie chcę jeść. Wiem, że Christian Elisander jest w Camas. To jest Camas, tak? Jestem w twoim mieszkaniu? – Obudziwszy się nie wiedział, gdzie jest i zdezorientowany chciał uciekać. Wtedy zauważył zostawioną dla niego wiadomość i odetchnął.
– Chcesz. W nocy zemdlałeś. Sądzisz, że miło mi było widzieć, mojego partnera, który wyglądał jak trup?! – warknął Craig rozkrajając bułkę i smarując ją masłem. – Przywiozłem cię do kliniki i zrobiłem badania. Pokazać ci? – zapytał krojąc szynkę. – Gdzie się tak załatwiłeś? Siadaj, bo zaraz się przewrócisz. – Wskazał, ręką trzymającą nóż, pobliskie krzesło.
– Nikt ci nie kazał mnie badać. Jestem przecież tylko Ognistym Smokiem, twoim wrogiem.
– Jesteś przede wszystkim moim partnerem, a to jest silniejsze od klanowych animozji, które rozpoczęły się wieki temu, a dzisiaj nikt nie pamięta, o co poszło. – Spojrzał poważnie na Ariona. – Do tego jestem lekarzem i przysięgałem każdemu pomagać. – Miał ochotę potrząsnąć nim… ale i przytulić, pocałować, kochać się i otoczyć na zawsze opieką.
Arion westchnął i usiadł, aby nie dać po sobie poznać tego, jak jest rzeczywiście zmęczony. Czuł się znacznie lepiej niż wczoraj, ale mimo wszystko nie do końca dobrze. Najlepiej zrobiłoby mu uwolnienie swojej bestii i pozwolenie jej na rozprostowanie skrzydeł, bo dość długo już tego nie robił. Jednak, nie miał zamiaru zmieniać się, kiedy wyczuwał w pobliżu ludzi.
– Jedz. – Craig postawił przed drugim zmiennym talerz z kanapkami i herbatę. Obok nich położył rogaliki, chcąc, aby Arion wzmocnił się cukrem. Ludzkie organizmy potrzebowały cukru, ale ciało zmiennych szczególnie. To on był przekształcany na energię pozwalającą przybierać drugą formę. – Dojdziesz do siebie, a później się przemienisz.
– Zwariowałeś? Tutaj są ludzie! – Nie patrzył na doktorka, lecz z czujnością przyglądał się jedzeniu, jakby zaraz miało się na niego rzucić.
– To miasto należy do zmiennych. Oficjalnie rządzą nim ludzie, którzy nas chronią. Większość mieszkańców lub ktoś z ich rodzin zawdzięcza nam życie. Wielu z nich złożyło przysięgę, która połączyła ich ze zmiennymi i nic ci tutaj nie grozi. Owszem są też ludzie, niemający pojęcia o zmiennych, ale po zachowaniu odpowiednich środków ostrożności, możesz się zamieniać. W najgorszym wypadku zawsze można wyczyścić czyjąś pamięć do odpowiedniego miejsca.
– I tak nie możecie żyć tutaj wiecznie. Przecież się tak szybko nie starzejemy.
– Możemy… przynajmniej dłużej niż gdzieś indziej. Nie przenosimy się tak często. Poza tym, fałszywe dokumenty i zmyślone historie, oraz kasa potrafią zaślepić ludzi. Wiesz, w dzisiejszych czasach są takie techniki operacyjne, że łatwo innym wmówić, że miało się szereg operacji plastycznych i dlatego jest się ciągle młodym.
– Opowiadasz o tym tak, jakby tutaj był raj dla zmiennych. Nikt na was nie poluje, nie ukrywacie się żyjąc w strachu, że ktoś was rozpozna? – Wziął do ręki bułkę z wędliną i ogórkiem.
Craig odetchnął, kiedy jego partner zaczął jeść i sam zabrał się za posiłek.
– To nie jest raj, ale miejsce, gdzie można wychować w spokoju dzieci, posłać je do szkoły. Skąd ty jesteś i dlaczego padłeś mi na środku drogi?
Arion przełknął. Starał się jeść powoli i nie pochłonąć od razu jedzenia, bo nie jadł kilka dni i mogło mu to zaszkodzić. Napił się herbaty dając sobie czas na odpowiedź.
– Nie muszę opowiadać swojej historii. Sam możesz się domyślić, że pokonałem daleką drogę i nie miałem czasu do stracenia.
– Dlatego nie jadłeś, ani nic nie piłeś?
– Piłem, kiedy kąpałem się w rzece, ale nie zawsze woda była odpowiednia do picia. Zamiast mnie wypytywać lepiej powiedziałbyś mi gdzie znajdę Christiana.
– Po ci on?
– Tylko jemu to powiem. – Szybko złapał z talerza rogalik. – Po jedzeniu mogę się wykąpać, partnerze?
Craig wskazał mu łazienkę, a sam posprzątał po śniadaniu nie mogąc przestać o tym wszystkim rozmyślać. Przyznał się, nawet przed samym sobą, że ciężko mu było na sercu, kiedy Arion, tak się zachowywał. Do tego wypowiadał słowo „partner” w taki sposób, jakby nic nie znaczyło, wbijając mu sztylet w serce. Nie potrafił rozgryźć tego faceta. Wiedział, co zazwyczaj się dzieje, kiedy partnerzy trafiają na siebie. Wprawdzie ostatnio to, co zaobserwował pomiędzy jego przyjaciółmi, dowodziło, że nie zawsze to przebiega tak łatwo, ale mimo wszystko zawsze kończyło się zatwierdzeniem więzi.
W ich przypadku, sytuacja wydawała się być jeszcze bardziej niepewna, przez to, kim są ich bestie. Niemniej on nie chciałby z tego robić problemu. Inaczej miała się sytuacja z Arionem – to uparte stworzenie, więc lekarz przeczuwał, że nie pójdzie mu tak łatwo. Jednak nie zamierzał się poddawać. Po tak wielu latach, kiedy już stracił nadzieję, spotkał partnera więzi i nie wypuści go. Niepokoiło go tylko, po co szuka Christiana. Jeśli ma ważny powód może się okazać, że ktoś go przysłał i przyjdzie dzień, kiedy Ognisty Smok będzie musiał wrócić tam, skąd przybył. Uwielbiał Camas i chociaż byłaby to ciężka decyzja, po sprawieniu, że Arion by go przyjął, wyruszyłby wraz z nim. Tylko, gdzie będą bezpieczniejsi niż tutaj? Nie znał takiego miejsca, a sądząc po reakcji Ariona, on nigdy nie zaznał takiego spokoju. Smok zapomniał już, nawet jak to jest swobodnie przeistoczyć się. Zmienni zamieszkujący Camas nie mieli tego problemu. Co prawda, nie robili tego przy ludziach ani w miasteczku, ale okoliczne lasy, jak najbardziej się do tego nadawały i nikt, o nic nie pytał.
Powinien zabrać Ariona na polanę, na której on pozwala swojemu Tygrysowi pobyć we własnej skórze. Tak, to był dobry pomysł – po czymś takim i odpoczynku, emocje zawsze się uspakajają. Może uda im się spokojnie porozmawiać. Tak bardzo chciałby go dotknąć, przynajmniej objąć. W pomieszczeniu obok znajdował się jego partner, a on nie mógł nic zrobić.
* * *
Brał prysznic stojąc oparty rękoma o ścianę i ze spuszczoną głową. Pozwalał, aby woda swobodnie spływała po jego ciele zarówno tym fizycznym, jak i psychicznym, dzięki czemu szybko poczuł się lepiej. Nie chciał źle traktować swojego partnera, ale miał teraz ważniejsze zadanie do wykonania. Do tego jego partner okazał się Tygrysem, co jest nie do przyjęcia w jego rodzinie. Co powie w domu? Ojciec go zabije za związanie się z wrogiem. Mógłby odejść – ale nie tego pragnął – bo co miałby robić bez swojego stada? Craig nie może pojechać z nim, a on tutaj zostać, sam bez swoich najbliższych przyjaciół. Chociaż, musiał przyznać, że nęciło go to spokojne miejsce. Dla niego to był raj. Gdyby mogli u siebie stworzyć coś takiego, byłoby wspaniale. Tylko prawdopodobnie w Camas, więzi z ludźmi powstawały przez długie lata, a on nie miał tyle czasu. Nie, nie powinien o tym teraz myśleć.
Tak naprawdę to jeszcze nie przekonał się na własnej skórze, jak wygląda sytuacja. Zresztą pierwsze, co musi zrobić to spotkać się z Księciem Diamentowych Smoków, bo od tego, tak wiele zależy. Rozumiał obawy Craiga, ale nie zamierzał robić Księciu krzywdy. Tak długo go szukał, aż w końcu trafił na ślad i już był tak blisko, że nie chciał dłużej czekać. Najgorsze, że nic nie wiedział o Diamentowym Smoku, poza tym, że żyje.
– Arion, może twój Smok miałby ochotę rozprostować skrzydła na przepięknej leśnej polanie? Pomyśl o tym. – Usłyszał głos Craiga zza drzwi. Czy jego Smok tego chciał? Drapał jego skórę od środka swoimi bardzo ostrymi pazurami domagając się wolności i partnera. To pierwsze mógł mu dać, ale z drugim, coś czuł, że będą problemy.
– Zaraz kończę.
– Poczekam na ciebie.
Odniósł wrażenie, że to „poczekam” nie dotyczyło tylko i wyłącznie tej chwili.
* * *
Wciągnął nosem świeże powietrze delektując się zapachem otaczającego go lasu. Nastawił uszu słuchając śpiewu ptaków, które pewne, że nie zrobi im krzywdy, były zupełnie nieprzestraszone przybyciem drapieżnika. Natomiast wszelkie pełzające, skaczące, czy chodzące po ziemi stworzenia pouciekały – byle być tylko jak najdalej od niego. Potrzebował wypuścić swoją bestię, rozprostować skrzydła i zintegrować się z naturą, ale zwlekał z tym. Nie dowierzał doktorkowi, że może w tym miejscu, tak po prostu się przemienić. Nie wyczuwał w pobliżu ludzi ani żadnego niebezpieczeństwa, ale nauczony ciągłej ostrożności, wolał uważać. Spojrzał na stojącego obok Craiga, aby zaraz ponownie zacząć badać wzrokiem pełen zieleni teren.
– Nie chcesz mi powiedzieć skąd jesteś, ale widzę, że z bardzo niebezpiecznego dla zmiennych rejonu – mówił Craig. – Twój akcent nic mi nie mówi. Zresztą to nie ma znaczenia… Skądkolwiek jesteś to wiedz, że nie narażałbym cię na niebezpieczeństwo. Naprawdę zmienni są tutaj bezpieczni. Owszem uważamy, ale nie musimy ciągle żyć w strachu. – Zdjął koszulkę polo chcąc się przemienić i pokazać partnerowi, że nie jest na nic narażony. Czuł na sobie wzrok Ariona, gdy z dumą prezentował mu swoje dobrze zbudowane ciało. Silne ręce, szerokie ramiona, mocne plecy, biodra oraz gładki tors, na którym chętnie poczułby usta towarzysza. Sięgnął do guzika spodni, ale zanim go rozpiął postać obok niego, w ciągu paru sekund, zdjęła ubranie i zaczęła przemieniać się tak szybko, że oczy Craiga ledwie to zarejestrowały. Wyglądało na to, że przemiany Arionowi idą wręcz po mistrzowsku. On sam opanował sztukę, bezbolesnej przemiany, dopiero w wieku dwudziestu lat – przez pierwsze dziesięć męcząc się i czując ból każdej łamiącej się kości, zrywanych mięśni, które zmieniały kształt. Do dzisiaj na samą myśl o tym wzdrygał się.
Powrócił do rzeczywistości, aby ujrzeć przed sobą Smoka – znacznie większego od Smoka Christiana i potężniejszego – pokrytego połyskującymi łuskami koloru krwi i wielkimi błoniastymi skrzydłami, których rozpiętość mogła sięgać pięciu metrów. Zwierzę rozłożyło je na boki, aby zaraz złożyć na plecach. Ogromne cielsko poruszyło się, a trójkątna głowa – której czubek zdobił rząd kolców, niczym fryzura irokeza – umocowana na długiej szyi odwróciła się w jego stronę.
Craig wstrzymał oddech, nie poruszał się, nie będąc pewnym, na ile Arion panuje nad swoją bestią, a na ile Smok nad nim. Wolałby nie zostać rozszarpanym, szczególnie teraz, gdy odnalazł swoją cząstkę duszy. Co z tego, że Arion był jego partnerem, skoro go nie zaakceptował i nie oznaczył, a tym samym nie pozwolił mu nosić zapachu właściciela Smoka. Pozostawała mu nadzieja, że mimo wszystko, bestia wyczuwała w nim partnera i to ona pierwsza poinformowała Ariona kim dla niego jest Craig, inaczej jeden zły ruch może być początkiem końca jego życia.
Smok pochylił łeb wypuszczając powietrze. Powietrze uderzyło prosto w twarz Craiga. Lekarz patrzył prosto w oczy, które miał okazję zobaczyć w nocy. Były naprawdę imponujące. To mu przypomniało, że przecież Smok już go widział i znał – to on patrzył na niego kilkanaście godzin temu. Mimo wszystko nadal nie poruszył się, pozwalając się obwąchiwać. Odchylił głowę, odsłaniając się, kiedy Smok powąchał go w miejscu łączenia szyi z ramieniem, tak jakby szukając oznaczenia.
– Nie sparował się ze mną. Jeszcze nie – szeptał. Smok zamruczał trącając go nosem, na co odetchnął. Wyciągnął rękę i pogłaskał ognistego zmiennego po pysku. – Hej, wiesz, że jesteś piękny? – Skóra pod palcami była bardzo gorąca, chropowata, ale pomimo łusek, miękka. – Jesteś cudny. Wiele w życiu widziałem, ale ty jesteś wyjątkowy. – Smocza istota wydała z siebie chrapliwy dźwięk, przypominający zadowolenie z komplementu i położyła ciężki łeb na jego ramieniu. – Zaakceptowałeś mnie, to teraz musimy zrobić wszystko, aby twoja ludzka połowa została ze mną. Czekałem na niego prawie trzysta lat i nie pozwolę mu tak po prostu odejść. – Smok znów zamruczał dla potwierdzenia. – Nie wiem ile Arion słyszy z tego, co mówię, bo mógł się wyłączyć pozwalając tobie działać, tak jak ja czasami robię ze swoją bestią. – Nie każdy zmienny wycofywał się, woląc zawsze pozostać tuż pod powierzchnią i mieć kontrolę nad tym co robi – szczególnie Wilki – ale nie on. – To, co, zmienię się i pobędziemy tu sobie. Rozprostuj swoje wspaniałe skrzydła. Jeżeli chcesz polatać to zrób to, ale nie unoś się ponad drzewa, raczej nie wyglądasz jak samolot.
Nagle Smok odsunął się i w mgnieniu oka zamiast niego, stał przed Craigiem nagi człowiek.
– Nie mogę latać. Nigdy nie mogłem. I nie spruję się z Tygrysem – poinformował zimno Arion. – Zawieź mnie do Christiana.
Craig przyglądał się pięknemu ciału, usiłując usłyszeć to, co mówił mężczyzna. Dopiero po dłuższej chwili potrafił oderwać wzrok od szczupłej, ale doskonale zbudowanej klatki piersiowej, wąskich bioder, płaskiego brzucha, na wpół twardego penisa. W ustach mu wyschło, przez całe ciało przeszedł prąd, potem ekscytacja. Pragnął paść na kolana, pokazać jak bardzo go pragnie, ale zapanował nad sobą i zmusił się do spojrzenia Arionowi w oczy. Nie będzie nim kierowała chuć i chęć sparowania się, jak to bywało z wieloma zmiennymi, którzy łączyli się prawie od razu w pary, po spotkaniu ze swoją drugą połową. Sam chętnie zrobiłby to, ale partner nie chciał niczego więcej poza seksem. Obawiał się, że w takiej chwili mógłby nad sobą nie zapanować i go oznaczyć, a tym prawdopodobnie wzbudziłby wściekłość Ariona. Mimo że czasami trzeba się chwytać różnych sposobów, aby kogoś zdobyć, on nie chciał zmuszać Ariona do bycia z nim w taki sposób. Nikt mu jednak nie zabroni rozkochać go w sobie… Najpierw jednak musiał się dowiedzieć, o co chodzi z tą obsesją na punkcie Christiana. Lubił Diamentowego Smoka i nie chciał narażać go na niebezpieczeństwo.
– Po co ci on?
– Tylko jemu to powiem – warknął Arion z powrotem zmieniając się w Smoka, odszedł kawałek na polanę, tam gdzie słońce przebijało się przez drzewa i najmocniej grzało. Położył swoje wielkie cielsko w jego promieniach chcąc odpocząć i powrócić do pełni sił.
Craig westchnął zerknąwszy na zegarek. Powinni już wracać, ale uznał, że pozwoli smoczej bestii wygrzewać się w słońcu jeszcze chwilę. Mając w pamięci stan Ariona, domyślił się, że skoro mężczyzna nie miał czasu nawet napić się wody, to tym bardziej, nie miał go, aby znaleźć bezpieczne miejsce i przeobrazić. Da mu czas na zregenerowanie sił.
Ubrał koszulkę polo i wyciągając z kieszeni spodni telefon. Wykonał połączenie do Christiana i powiadomił go, żeby nie przychodził dzisiaj do niego, bo on przyjedzie z gościem. Później zadzwonił do Daniela i opowiedział o sytuacji. Alfa zgodził się poczekać na nich w domu wraz z Martinem i kilkoma Wilkami gotowymi bronić Chrisa do ostatniej kropli krwi.
– Ej Smoku, za dwie godziny zabieram Ariona do Diamentowego Smoka. Odpocznij, a potem mi go zwróć. Jesteś piękny, ale wolę go jako człowieka – krzyknął rozsiadając się pod drzewem i przymykając oczy.
* * *
Zmienny Ognistego Smoka ubrał się i przykucnął przy śpiącym mężczyźnie. Otaksował spojrzeniem rysy twarzy Craiga nie zostawiając żadnego skrawka, którego by nie zapamiętał. Ten mężczyzna bardzo mu się podobał. Gdyby tylko nie był zmiennym Tygrysa, może skusiłby się na związanie z nim. Może – to było sedno tego zdania. Nie pora o tym myśleć, ponieważ czas uciekał, a on nawet nie dotarł do celu. Pytanie, co stanie się później.
– Doktorku, pobudka. Mamy jechać do Christiana – dodał, kiedy Craig otworzył oczy.
– Tak, pamiętam. – Ziewnął i przetarł dłońmi twarz, żeby się rozbudzić. Nie spodziewał się, że tak zaśnie. – Zanim się z nim spotkasz, musisz mieć zgodę jego partnerów.
– Daj spokój. – Wyprostował się. – Nie przyjechałem tutaj po to, aby go zabić, czy zrobić jakąś krzywdę.
– To po co? – Podniósłszy się otrzepał ubranie z trawy.
– Nie próbuj wyciągać ze mnie tego, co mam powiedzieć najpierw jemu lub chociaż w jego obecności.
– To nie ciekawość, to chęć chronienia przyjaciela.
– Nie skrzywdzę go – podkreślił Arion coraz bardziej się niecierpliwiąc. Już mogliby jechać, a tak to stoją i bezsensownie powtarzają w kółko te same słowa. – Nie obchodzi mnie, co myślisz. Jeśli nie chcesz mnie tam zawieźć, wskaż kierunek. Pójdę na nogach, a przy okazji sprawdzę co z moim samochodem.
– Kompletnie o nim zapomniałem – mruknął pod nosem Craig, a głośniej dodał: – Powiedziałem, że cię tam zabiorę.
– Jedźmy więc. Szkoda czasu. – Smok z ulgą przyjął zakończenie tej rozmowy i pierwszy ruszył w kierunku zostawionego przy wjeździe do lasu samochodu Craiga Raiforda.
* * *
W ciszy przybyli przed główną siedzibę jednej z tutejszych watah. Arion cały niespokojny z oczekiwania, a Craig pełen niepokoju o to, co może się wydarzyć. Pewnie przesadzał, ale wolał dmuchać na zimne, a na pewno nie chciał się przekonać, że jego partner jest kimś, kto przybył do Camas, w celu wyrządzenia komuś krzywdy. Los byłby naprawdę złośliwy robiąc mu coś takiego.
– Jesteśmy na miejscu.
– Domyślam się. To powitanie na moją cześć? – Arion wskazał ruchem głowy wychodzącą z domu grupkę ludzi.
– Zrozum…
– Rozumiem i nie mam nic przeciw temu. Jestem obcy, a środki ostrożności są wskazane pod warunkiem, że pozwolą mi spotkać się z Księciem Diamentowych Smoków. Niczego więcej nie żądam.
– Niczego nie mogę ci obiecać. – Craig otworzył drzwi i razem z Arionem podeszli do czekającego na nich komitetu powitalnego.
– Jestem Arion Sulivan, przybyłem z północy, ze stada założonego przez Samuela Marshalla i rządzonego obecnie przez mojego ojca Evana Sulivana, chcąc spotkać się z Christianem Elisander. Przysięgam, że nie skrzywdzę go w żaden sposób, pragnę tylko z nim porozmawiać.
– Nazywam się Daniel Alston, a to jest mój partner, Martin Coleman. Obaj zostaliśmy związani z Christianem i jako jego partnerzy oraz alfy tej sfory nie pozwolimy, abyś spotkał się z naszym partnerem dopóki nie powiesz, czego od niego chcesz.
Arion zazgrzytał zębami, rozumiał potrzebę ochrony ukochanego, ale nie mógł im niczego zdradzić.
– Przysiągłem, że tylko jemu lub w jego obecności wyznam powód, dlaczego go szukam – powtórzył słowa, które skierował wcześniej do Craiga. – Próbujecie przeszkodzić nam w spotkaniu, nie wierzycie mojej obietnicy, że nie spadnie mu włos z głowy. Jesteście dumnymi alfami, ale nie wtrącajcie się w sprawy Smoków. – Ledwie panował nad sobą, a właściwie nad swoim Smokiem. Gdyby się przemienił z łatwością odnalazłby Christiana.
– Chronienie go jest celem dla każdego z tu obecnych – głos zabrał Martin. – Jesteś obcy, nie ufamy ci.
– Co z tego? Swoim też nie można ufać – burknął Luis stojący obok swojego partnera i od razu się spiął gdy Arion spojrzał na niego. – Nic nie mówiłem.
– Pozwólcie mi na spotkanie z Księciem. – Nie chciał błagać, ale gdyby zaszła taka potrzeba, zrobi to.
– Nie…
– Co tu się dzieje? – Christian przepchnął się do przodu pomiędzy partnerami i resztą zbiegowiska. Spóźnił się, bo musiał zająć się dziećmi. Ledwie go zabrakło, a jego partnerzy już chcieli za niego decydować. Tak jak próbowali to robić we wszystkim.
Arion zobaczywszy go, a przede wszystkim wyczuwszy jego Diamentowego Smoka, padł przed nim na kolana.
O tych reklamach