Siostrzany wkład 1
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 01 2011 21:26:05
- Wytłumacz się. - Z pozoru i tylko z pozoru opanowany głos. - Już!
- Nooooo więęęcccc... - Uśmiecham się głupkowato, z lekkim przerażeniem. I co mam powiedzieć mojej szanownej rodzicielce? Na pewno nie prawdę... A może właśnie ją?
- Więc co? Dlaczego nie? - Nieustępliwy wzrok.
- A po co ci ona...? Masz mnie... - Oj cienko śpiewam.
- Dlaczego nie chcesz przedstawić swojej matce, dziewczyny która sprawiła, że MÓJ PIERWORODNY stał się mężczyzną?
Bo to nie "ona" a raczej "on". I nie rozprawiczył, tylko rozdziewiczył. No jak ja mam jej to powiedzieć?! Hehehe...
- Bo obecnie jest... - myśl błaźnie, myśl! -...chora? - Oby zabrzmiało przekonująco.
Mama się uśmiecha.
- Dobrze. Przyprowadzisz ją na obiad, kiedy wyzdrowieje. A na razie pozdrów ją, KOCHANIE! - Dlaczego, no dlaczego, Ona musi mówić takie "miłe" rzeczy tak zjadliwie?
- Tak mamo. - Co jak co ale nigdy nie udaje mi się jej zaprzeczyć kiedy się na coś uprze. Wyszła. To teraz ja pójdę i zabiję moją siostrę. W trybie expres!

Puk, puk.
- Proszę... - Słyszę po głosie, że modli się żebym to nie był ja. A ja cham i na siłę i tak bym wszedł. Wchodzę, ona patrzy na mnie i dodaje. - ...nie wchodzić!
Wyszczerzam się radośnie. Ona wie czego może się spodziewać... Razem się formowaliśmy na drodze przemiany z diabła morskiego do rozwrzeszczanej poczwar, popularnie zwanych niemowlakami, razem stawialiśmy pierwsze kroki, razem płakaliśmy i śmialiśmy się. Znamy się nawzajem chyba lepiej niż siebie samych. Urok posiadania bliźniaczki. Heh... Chyba "na szczęście" nie jesteśmy jednojajowi...tego bym nie zniósł. Cenię sobie swoje unikalne (mam nadzieję) DNA. Poza tym wtedy to mógłby być incest. Co o dziwo moim zdaniem jest już niesmaczne. Brrr...
Ona wie, ale milczy jak zaklęta. Hehm... jej problem, ja mam czas. Podchodzę do otwartego okna i siadam na parapecie. Przerzucam obie nogi pora framugę i macham radośnie patrząc w siną dal. Mijają minuty. Jeszcze kilka i będzie powódź. Taaaa... a teraz startujemy... pięć! Cztery! Trzy! Dwa! I jeden!
- Przepraszam! - Jak zwykle niezawodnie. O... widzę pierwsze łzy. Nie będę jej ułatwiał. Milczę jak zaklęty. -Naprawdę nie chciałam! Bo...bo ona weszła tak znienacka... i... i... Boże, wybacz Tico! - Odwracam się łaskawie i patrzę na nią potępieńczym wzrokiem. Od byle przepraszam, mój problem się nie rozwiąże. Ona wyczytuje to w moim spojrzeniu. - Co mam zrobić? - Kolejne moje spojrzenie, którego treść bardzo łatwo odczytać 'A ja? Co JA zrobię?'
- Co jej powiedziałeś? Prawdę? - Staczają się pierwsze łzy.
Prycham uroczo.
- Gdybym powiedział prawdę, to: raz zabiłaby mnie, dwa teraz trwałaby donośna kłótnia, trzy właśnie bym się pakował, cztery już nie miałbym domu. - A jej łzy przybierają postać kałuży na nowych panelach. W pamięci odnotowuję, że są porządne i nie przeciekają. Na nowo piorunuję ją wzrokiem.
- To jak się wykpiłeś? - Z wrażenia łzy zwalniają.
- Kłamstwem a czym? - Pytanie retoryczne.
- Udało się?
- I tak i nie.
- ?
- Tak, ale na krótką metę.
- Jak krótką?
- Tydzień, góra dwa.
- Na czym stanęło?
- Ta tym, że przyprowadzę na obiad, moją DZIEWCZYNĘ jak tylko wyzdrowieje. - Oświadczam cudownie jadowitym głosem.
-...
- I po coś się tak darła?
- Nie wiedziałam, że wróciła. - Naprawdę smutny głos i kolejne łzy. I chyba podłoga jednak zaczyna przeciekać...
- Po kiego grzyba się rozdarłaś? I to TAK! "Powiedz coś swojemu kochankowi!" "Jak to co możesz? Jesteś osobą, która zabrała mu, jego tak długo pielęgnowaną cnotę! Więc dużo możesz!!" - Przedrzeźniałem ją uparcie. Ocho... strumyczek zamienił się w rwącą rzekę. Chyba przesadziłem. - Przepraszam. Chyba (na pewno!) przesadziłem. - Przełożyłem nogi, z powrotem na stronę mieszkania i rozłożyłem szeroko ręce. Po chwili wahania już zamykałem w nich moją drżącą siostrzyczkę.
- Ciiicho... wiem, że nie chciałaś. Tylko po jaką cholerę jak ja rozmawiam z NIM przez ten pieprzony telefon to masz do mnie najwięcej spraw. Nie mogłaś poczekać aż skończę?
- Już pół godziny wisiałeś na tym drucie! - Poskarżyła się cichutko.
- Ale na jego koszt. - W duchu uśmiechnąłem się. Ech ten mój niewyżyty chłopak. - I to nawet (!) nie był sextelefon.
- Wtedy czekałabym cierpliwie...
- Ty moja mała, zboczona yaoistko...
- Skąd mogłam wiedzieć, że weszła do mieszkania? I od razu wyciągnęła złe wnioski...
- Tylko trochę złe. Pomyliła się jej tylko płeć. - Stwierdziłem trochę gorzko.
- Z nią się nie dyskutuje. Co zrobisz z tym obiadem?
-...przeczekam aż zapomni.
- Niemożliwe. Ona do tej pory uważała, że jej syn wstąpi do klasztoru, ja do niedawna też. I ja również dowiedziałam się przez przypadek. Ukrywałeś to NAWET przede mną. - Powiedziała z wyrzutem.
- Nie tak łatwo jest pogodzenie się z tym że zamiast patrzeć na biust koleżanek, ktoś patrzy na tyłek kolegów. Szczególnie jak jest się tej samej płci!
- E tam z pcią...
- Płcią. - Poprawiłem ją mimochodem.
- Pcią.
-... - Ledwo otworzyłem usta ona mi przerwała.
- Walę twoją poprawną polszczyznę. Ja mówię "pci" zamiast "płci" i mi z tym dobrze. - Zamknąłem usta. - Nie zmieniaj tematu.
- Nie zmieniam. Już ci to przecież tłumaczyłem. Mi samemu nie było łatwo.
- Właśnie, samemu. Jakbyś się podzielił tą cudowną nowiną to byłoby ci lżej.
- Zboczeniec. "Cudowna" to ona jest jedynie w twoich chorych oczach. - Osadzę ją na odpowiedniej orbicie.
- Wolałbyś żeby były zdrowe i nietolerancyjne? - Wygrała.
- Nie.
- Właśnie. - I dobrze o tym wie. -Lepiej wykombinujmy co z tym obiadem!
- My? Pomożesz? - Kochana siostrunia...! Uścisnąłem.
- Nabroiłam to pomogę... - Znowu ma rację. Lekko rozluźniam uścisk.
- A co? Wyswatasz mnie z jakąś swoją koleżanką?
- Nie. Do tego się nie nadajesz. Poza tym, one już by się nie odczepiły. - Wgramoliła mi się na kolana.
- Więc co proponujesz?
- Prawdę, szczerą aż do bólu.
- COOO?! - Wstaję gwałtownie a ona uderza tyłkiem o podłogę.
- Ał. Dokładnie tak.
- Ja wiem, że ty mnie nie lubisz i że się czasem kłócimy, ale że aż tak?
- Tico... a co? Całe życie chcesz to przed nią ukrywać?
- Nie całe... Rodzice nie żyją dłużej niż ich dzieci...
- Ty tchórzu!
- To idź do niej i powiedz, że jesteś lesbijką.
- Przecież nie jestem.
- Nie szkodzi. Jutro 1 kwietnia. Zobaczysz co ci powie, a potem powiesz: "prima aprilis!" i będziemy mieli próbkę jej reakcji. A w końcu żart wyjdzie ci pierwszorzędny.
- Nie chcę, żeby dostała zawału...
- A z mojego powodu może?!
-...
-...
- To... może zadzwoń do Adriego i z nim to obgadamy?
- Chcesz, żebyśmy obgadali to we troje?
- Tak, jak co to pogłosujemy.
- Mowy nie ma! Znowu będzie 2 do 1!
- I o to chodzi... Zadzwoń... on wbrew pozom jest inteligentny, może powie coś mądrego.
- Nie "wbrew pozorom"! Mam inny pomysł. Nie przez telefon, ani niech teraz tu nie przychodzi. My pójdziemy do niego. - Stwierdziłem mając pełną świadomość tego, że jego rodzice są w delegacji, wrócą za trzy dni, a Remi jest umówiona na siódmą z koleżankami do kina. Na osi koło w pół do piątej, więc jak coś umyślą, to ona pójdzie i Adri go pocieszy...Hjehje...
- Taaak? - Uśmiecha się cholera, już mnie przejrzała! Buraczę się i odpowiadam:
- Tak.

- Mamo! - Remi puka i bez przyzwolenia wchodzi do łazienki, gdzie po odgłosach i porze domyśliłem się, że Mamcia zażywa relaksacyjnej kąpieli. Słyszę ich głosy zza drzwi. - My już jedliśmy. Zupa czeka na ciebie na kuchni. Trzeba ją tylko podgrzać. My wychodzimy na miasto. Ja wrócę koło 23, bo potem jestem umówiona z dziewczynami do kina. A Tico, prosi żeby przekazać, że najchętniej wróci jutro, bo jakiś tam jego kolega ma nowego kompa i chcą wypróbować wszystkie funkcje... Wiesz jakim on jest maniakiem komputerowym. Może mamo? On cię ładnie prosi...- Do czego to doszło... Siostra za mnie żebrze o wyjście... Ale fakt faktem, że jest na mnie na tyle wkurzona, że MI by nie pozwoliła.
- Bardzo ładnie mamusiu! - Ugrzecznionym głosem odzywam się na tyle głośno, żeby usłyszały. - Będę grzeczny!
- Możecie. Tylko grzecznie. Kieszonkowe dostali, to won! Weźcie klucze.
- Dziękujemy! - Nasze głosy łączą się w jedno.
-...I bawcie się dobrze!
- Będziemy... - Mówię cicho do Remi, która już stoi przy mnie i tak samo jak ja zakłada buty.
- Wszystko masz?
- Bilet, dokumenty, jakieś drobne, przebranie na jutro i ... no nieważne, w każdym razie wszystko mam. - Staram się pozbyć tego ceglanego koloru z twarzy.
- Nieważne...- Jej usta bezgłośnie mnie przedrzeźniają z wiele mówiącym uśmiechem. Psia mać! Policzki pieką mnie coraz bardziej!