Mając do dyspozycji cały czas świata i władzę nad nim, nie byłby w stanie sprawić, by ten wpierw biegł szybko do pewnej chwili, a potem się zatrzymał i ten kawałek nocy pragnąłby, aby trwał wieki. By mógł siedzieć przed domem, na swym stałym miejscu i czekać. Czekać na niego. Mężczyznę, który od tygodnia, co noc, o tej samej godzinie przychodził na wzgórze. W bezwietrzne noce nie czuł jego zapachu, ale i tak wiedział, że on tam jest. Te krótkie, zaledwie godzinne spotkania powodowały, że Justin zaczynał przyzwyczajać się, do partnera. Nie był gotów zbliżyć się do niego, lecz będąc z daleka, bezpieczny przy domu, strach przestał go paraliżować. Obecność Daria stawała się czymś naturalnym. Wiedział, że jego brat obserwuje go teraz przez okno siedząc przy stole w kuchni. Popijał gorącą czekoladę, której nie mógł sobie odmówić nawet w parną noc, udawał, że pracuje. Zapewne w wolnej ręce trzymał jeden z raportów, by stwarzać pozory zajętego. Justin bardzo dobrze znał swego brata.
Myśli tylko na chwilę skręciły z obranej drogi i ponownie powróciły do Daria. Przyciągnął nogi do swej klatki piersiowej i objął je rękoma. Brodę oparł na kolanach i wpatrzył się w ciemność. Pomimo że czuł się lepiej przez te ostatnie dni, nadal przeklinał siebie za to, jaki jest. Był taki głupi. Dario cierpiał, a on był zbyt słaby, by pokonać lęki. Tamto bolesne wycie ciągle słyszał w głowie i słowa Christiana z wczoraj: „On nie zrezygnuje z ciebie. Na jakiś czas się poddał, ale teraz tego nie zrobi. Widzę go codziennie i to jak bardzo jest zdeterminowany.”
Kiedy dam radę, by zrzucić te krępujące mnie okowy? Wiem, że nic mi nie zrobisz, nie będziesz taki jak on, lecz nie potrafię się przemóc. To wszystko siedzi we mnie i mnie niszczy. Tak bardzo się przeraziłem, gdy się pojawiłeś, a teraz… Teraz to chciałbym być inny. Mieć to, co maja inni. Partnera. Tylko jakbym teraz chciał pójść w twoją stronę nie dałbym rady. Wiem to. Innym się może wydawać, że łatwo jest postawić stopy na deskach, z jakich zbudowana jest podłoga ganku, zejść ze schodów i pójść do ciebie. Sama myśl o tym już napawa mnie trwogą. Moje ręce zaczynają się trząść. Jakbym teraz wstał uciekłbym, a tego nie chcę, więc wolę tu zostać i czerpać z tych ulotnych chwil. Sama świadomość, że jesteś, przychodzisz daje mi ukojenie. Chcę byś to robił, ale nie powinieneś, co noc tu wracać. Przez to bardziej cierpisz. Nie ważne jak cenne są dla mnie te chwile, ty i tak o tym nie wiesz. Powinieneś mieć partnera, którego mógłbyś dotknąć, z którym mógłbyś porozmawiać. Nie kogoś, kto dawno temu umarł. Nie mnie, który jest tylko wrakiem, wspomnieniem tego, co było. Nic nieznaczącą skorupą. Nic nieczującą poza znanym mu strachem.
Oparł czoło o kolana i ciężko westchnął. Wiedział, że użala się nad sobą. Był naprawdę żałosny.
***
Przychodził tu z nadzieją, że zdoła oswoić Justina ze sobą i w przyszłości ten pozwoli mu podejść do siebie. Wystarczyłoby mu tylko to, mimo że bardzo go pragnął. Mimo że za każdym razem jego penis sączył swoje soki i był tak twardy, że mógłby zrobić dziurę w spodniach, to ignorował go. Jak bardzo można ulec przemianie, żeby cielesne potrzeby, jakie zawsze rządziły Dariem, odrzucić i móc pragnąć tylko ujrzeć z bliska partnera? Wystarczyłoby mu tylko muśnięcie skóry na policzku. Zapewne oszalałby nie móc go posiąść i oznaczyć, lecz już to by wolał niż go skrzywdzić, niż zrobić coś wbrew ukochanemu.
Będę z tobą z daleka dopóki nie przyzwyczaisz się do mnie. Będę cię chronił, chociaż nie mogę sprawić, by moje ramiona owinęły się wokół ciebie i w ten sposób dały ci podporę w tym, co cię męczy. Mam ci tyle do powiedzenia i nie mogę tego zrobić.
Nagła myśl wkradła się w umysł i serce Daria sprawiając, że urosła w nim wiara na lepsze jutro. Jak mógł o tym nie pomyśleć? I on się miał za wykształconego człowieka? Tak łatwo może z nim porozmawiać.
Co ci powiem, jak już będę mógł to zrobić? Czy wystarczy mi odwagi, by się odezwać? Sprawiasz, że czuję się jak Robert w stosunku do Karii. Co teraz czujesz, kochany? Położyłeś czoło na kolanach. Boisz się, martwisz? Nie bój się, jestem tutaj, byś już nigdy nie był sam. Powinienem komuś podziękować, że znów wracam na dobrą drogę. Teraz już muszę iść, ale wrócę tu jutro, nocą. W dzień, mam nadzieję, że odbierzesz ode mnie wiadomość.
***
Daniel podniósł wzrok znad dokumentów, kiedy do gabinetu wszedł Christian z Felicją na rękach. Na ustach alfy pojawił się pełen ciepła i czułości uśmiech. Obszedł biurko i odebrał z rąk partnera swoją córkę.
– Chciała do taty Daniela. Nie interesowało jej to, co dzieje się w kuchni, to ile ma tam wujków i cioć. Adam i Steffi bawią się w Martinem i resztą. W każdym razie Martin próbuje ich nakarmić z małą pomocą. Fel zjadła wszystko. Kochanie, masz dużo pracy?
– Niewiele, a co?
– Mógłbyś…
– Przecież to moje dziecko z przyjemnością się nią zajmę. – Pocałował Christiana w czoło. – Masz plany na dziś?
– W sumie to nie wiem. Podobno Dario chce się ze mną spotkać i porozmawiać. – Poprawił spódniczkę Felicji. – Coś czuję, że to będzie rozmowa o Justinie.
– Martwisz się – stwierdził Daniel widząc zmarszczone brwi u swego słoneczka, jak go czasem nazywał. Felicja zacisnęła piąstkę na jego kciuku.
– Szkoda mi ich obu. Staram się spędzać czas z Justinem. Widzę, że to mu pomaga, otwiera się na innych, ale nie jestem w stanie sprawić, by coś więcej się zmieniło. Nie mnie potrzebuje. Nie potrafi zrozumieć, że partner dla zmiennego to lek na cierpienia duszy. Gdyby, chociaż pozwolił mu się do siebie zbliżyć, a on wpada w panikę, kiedy sama myśl o bliskości Daria nawiedzi go. Z partnerem u boku stałby się silny i wolny. – Nie chciał wiedzieć, jaki on miałby trudny powrót do normalności tuż po porwaniu. Bez Daniela i Martina jego świat stałby się tak samo pusty jak był przez pewien czas. Bez nich byłby wrakiem, niczym. Nie istniałby. Objął Daniela uważając na ich córkę i wtulił twarz w jego ramię.
– Ej, kochanie, co się dzieje? – Pogłaskał Christiana po głowie.
– Dobrze, że Martin i ty jesteście. Nie muszę mieć pałaców, klejnotów, złota, chcę mieć tylko was i nasze dzieci. To mi wystarczy. – Nie miał majątku po ojczymie, bo wszystko zabrał Stone, a i tak oddałby go dla potrzebujących zmiennych. Do pieniędzy po mamie dostanie dostęp po ukończeniu dwudziestu jeden lat. Te zostawi swoim dzieciom. On jedyne, czego chciał to być z tymi, których kocha. Ucałował Daniela w szyję, a zaraz potem swoją małą brunetkę w jej małe czółko. – Kocham was. Wiesz gdzie jest Dario?
– Odkąd nie pełni obowiązków bety, co rano przesiaduje w sadzie.
– Racja. Dziękuję, że daliście mu szansę. – Odwrócił się i ruszył do drzwi. Daniel miał doskonały widok na jego sylwetkę. Zmienny smok związał włosy w koński ogon, z powodu panującego upału nie lubił mieć rozpuszczonych. Miał na sobie krótkie, granatowe szorty, które więcej odsłaniały niż zasłaniały, ale Daniel darował sobie dyskusję z nim na temat tego jak się ubiera. Chris zawsze argumentował, że jak mu się nie podoba, to może chodzić nago, więc obaj z Martinem woleli już wersję, jaką dziś prezentował ich partner. Koszulka na ramiączkach odsłaniała cudowną opaleniznę, która taka sama była na długich, prawie kobiecych nogach. Lewa kostka ozdobiona była srebrną bransoletką, a stopy ładnie prezentowały się w japonkach. Wszystko to pokazywało jak jeszcze młodziutki i bardzo dziewczęcy był Christian. Chłopak miał w sobie pierwiastek kobiecości i nie to, że zachowywał się kobieco. On po prostu emanował czymś takim, że zwracał na siebie uwagę nawet hetero mężczyzn. Zwłaszcza, kiedy nie stronił od makijażu. Jakkolwiek by Christian nie wyglądał czy też ubierał się i tak obaj z Martinem będą go kochać. Ktoś by mógł powiedzieć, że facet w garniturze, dziewczęcy chłopak i mężczyzna w skórzanych spodniach, i koszulkach z dziwnymi nadrukami, z ciałem ozdobionym tatuażami, noszącym glany lub inne tego typu buty, nie będą do siebie pasować. Oni wbrew stereotypom pasowali do siebie i tworzyli pełen harmonii związek.
– No to, co, maleńka, robimy? Pomożesz mi w raportach finansowych czy poszukamy tatusia Martina? – Dziecko zapiszczało żywo na wypowiedziane imię. – Masz rację, szukamy tatusia. Jeszcze dziś go nie przytulałem.
***
Znalazł Daria w wielkim ogrodzie, który z jednej strony miał część orną i na niej rozwijały się teraz różne warzywa, a z drugiej był sad, a w nim rosło wiele drzew owocowych. Mężczyzna siedział pod jabłonią i jadł jabłko. Mimo tej postawy „mam wszystko gdzieś”, wyglądał na zamyślonego i stęsknionego.
– Co mogę ci dać, by dowiedzieć się, gdzie wędrujesz myślami? – Christian zerwał z niższej gałęzi jabłko o czerwono żółtej skórce. Otarł je w koszulkę i usiadł naprzeciwko Daria. – Szukałeś mnie.
– Chciałem z tobą porozmawiać, bo… Właściwie chcę cię o coś prosić, partnerze moich alf. – Poruszył się niespokojnie, jakby bał się, że jego prośba nie zostanie spełniona.
– Słucham, więc. – Wgryzł się w soczysty i słodki owoc. Na jego twarzy gościła powaga.
– Wiem, że pewnie proszę o niemożliwe, ale czy mógłbym dostać numer telefonu Justina? Ja nap… – urwał w pół słowa, gdy Christian podniósł rękę.
– Przykro mi, ale bez zgody Justina nie mogę tego zrobić. Chcę wam pomóc, ale sam wiesz jak jest.
– Wiem, dlatego nie wymuszam, żebyś to zrobił bez jego zgody i wbrew zasadom. – Uniósł biodra i sięgnął do tylnej kieszeni spodni. – Dlatego napisałem to. – Pokazał równo złożoną kartkę i podał ją zmiennemu smokowi.
– Rozumiem, że mam mu to dostarczyć? – Wziął wiadomość i zacisnął na niej palce. Zmienny wilk kiwnął głową. – Jeszcze dziś Justin dostanie to do rąk własnych. Nie bój się nie przeczytam listu. Nie mam w zwyczaju czytać czyjejś korespondencji. – Był podekscytowany tym listem. To pierwszy poważny krok ze strony Daria. I jeszcze ten telefon. Justin i Dario żyli blisko siebie, a musieli kontaktować się ze sobą jak ludzie mieszkający od siebie setki mil. Wszystko przez przeszłość, jaka zniszczyła delikatną i wrażliwą duszę.
– Nie tego się boję, tylko tego, że on nie przeczyta listu. Umieściłem tam prośbę o numer telefonu i podałem swój. Proszę… – Spojrzał z błaganiem w oczach na Christiana. Chłopak uznał, że w tej chwili ten potężny, zawsze silny Dario wyglądał jak słodziak.
– Dam mu to i resztę zostawię jemu. Ewentualnie zasugeruję, że dobrze by było jakbyś miał jego numer. Nie obiecuję, nawet jak będziesz mógł zadzwonić, że on się odezwie. Zaczął więcej mówić, ale dla niego jesteś…
– Obcym, zagrożeniem. Wiem o tym. Ty wiesz, co mu się przydarzyło?
Długa chwila milczenia dała Dario odpowiedź, a późniejsze słowa potwierdziły przypuszczenia.
– Wiem, ale tylko on może ci powiedzieć, co się wydarzyło. Postaram się dostarczyć mu ten liścik jak najszybciej. – Wstał i otrzepał się z trawy. Właściwie za chwilę dostarczy wiadomość. Musi tylko poszukać kogoś, kto by go zawiózł do Langstonów. Naprawdę musi zrobić prawo jazdy. Na zakupy do miasteczka mógłby sam pojechać. Czasami wybrać się do miasta. Nie był tam od czasu ucieczki przed Stonem. Mógłby się spotkać z Luisem i Sonią. Oboje podjęli pracę i nie mogą się wyrwać, by tu przyjechać. Dobrze, że były telefony i internet, to miał z nimi kontakt. – Czekaj na wiadomość. Nie obiecuję, że będzie dobra, lecz wszystko może się zdarzyć – dodał zanim odszedł.
***
Dario cieszył się w duchu jak dziecko i jednocześnie bał się reakcji Justina. Liczył, że mężczyzna nie wystraszy się. Przecież to tylko list. Przelał w liście małą część tego, co mu chciał powiedzieć. Resztę zamierzał wyznać mu przez telefon i osobiście jak będzie im dane się spotkać. Może powinien więcej napisać. Miał nadzieję, że się nie ośmieszy tym, co mu napisał. Nie ważne, żadne słowa nie powiedzą tego, co ma w sercu. Za mało jest słów na wypowiedzenie tego, co czuł. Na razie to i tak marzył, aby usłyszeć jego głos. Tak, bał się, że Justin może się nie odezwać, ale nawet wtedy będzie do niego mówił. Niech jego partner słucha. O ile będzie taka możliwość. Skończył do końca jabłko i wyrzucił ogryzek. Wykosi trawę, by się czymś zająć.
***
Prywatny samolot wylądował na niewielkim lotnisku za miastem, przywożąc jedyną pasażerkę na pokładzie, która wyjrzała przez okno, by sprawdzić, czy już podstawiono limuzynę. Kobieta czekała na ten powrót bardzo długo i wyczekiwała go każdego dnia. Nareszcie będzie mogła spełnić swą przysięgę. Długo trwało zanim załatwiła wszystko, by mogła dokonać tego, co planowała. Była dumna z siebie, że powoli osiągała zamierzone cele, a one prowadziły do tego wielkiego. Zadowolona odpięła pas i wstała ze skórzanego fotela.
– Panno, Lacosta mamy nadzieję, że jest pani zadowolona z naszych usług. – Do części pasażerskiej wszedł kapitan z szerokim uśmiechem na ustach.
– Jak najbardziej. Mniemam, że będą państwo do mojej dyspozycji?
– W dzień i w nocy. Proszę tylko zadzwonić i zawsze dla pani zostanie podstawiony, któryś z samolotów – odparł szpakowaty, średniego wzrostu mężczyzna.
– Bardzo panu dziękuję. – Położyła rękę na jego piersi uśmiechając się zalotnie. – Niewątpliwie podróż należała do tych najlepszych. – Sugestia tego, co robili, gdy samolot był w powietrzu wyraźnie przebijała w jej głosie i z pewnością nie dotyczyła wyłącznie niewinnego lotu. – Miło było z panem podróżować.
– Przyjemność po mojej stronie.
– Proszę mi wierzyć, że po mojej również – rzekła muskając jego usta swoimi. Jaka szkoda, że miał żonę i dzieci, przydałby jej się do łóżka, bo wiązać się nie zamierzała. Pożegnawszy się z kapitanem opuściła samolot. Gdy szła w stronę limuzyny jej obcasy głośno stukały po asfaltowej płycie. Kobieta równo stawiała kroki, poruszając swobodnie biodrami. Cała jej postawa sugerowała pewność siebie i niezłomność. Wiedziała, czego chce i to dostanie.
– Witam szanowną panią. Jak minęła podróż?
– Dzień dobry, Edwardzie. Tak jak planowałam. Mam nadzieję, że tu wszystko w porządku.
– Tak. Wszyscy czekają na przyjazd swojej nowej szefowej – poinformował kierowca. – Jedziemy do domu?
– Najpierw na cmentarz, muszę kogoś odwiedzić. Zatrzymaj się przed pierwszą lepszą kwiaciarnią. Potrzebuję dużego bukietu. Nie pójdę w odwiedziny z pustymi rękoma.
– Jak pani sobie życzy. – Otworzył jej drzwi i mogła zająć wygodne miejsce z samochodzie. Nie przejmowała się swoim bagażem. Zajmą się nim odpowiedni ludzie.
***
– Co to jest?
– List od twojego partnera. Wraz z prośbą czy mógłbyś dać mu swój numer telefonu. Chciałby, chociaż w ten sposób być z tobą. Zanim podejmiesz decyzję i powiesz „nie”, bo wyglądasz jakbyś miał to zrobić, to przeczytaj ten list.
Justin drżącą dłonią wziął kartkę i zrobił to tak jakby była to najcenniejsza rzecz na świecie lub miała go zaraz pożreć. Oszołomienie i niedowierzanie zapanowało nad uczuciami zmiennego wilka. Dario do niego napisał i on miał to przeczytać. Serce mu mocniej zabiło i z ulgą stwierdził, że nie było w tym nawet nuty lęku. To było coś, czego się nie spodziewał, ale trudno mu było określić, co to za uczucie. Zapomniał już jak smakuje szczęście, ale i reszta pozytywnych emocji.
– Chcę to przeczytać w samotności. Bądź niedaleko – powiedział. Minął stojącego w pobliżu brata idąc do swego pokoju. Nie słyszał jak Christian mówi do Jacoba:
– Nie można im przeszkadzać. Są dorośli. Dwaj partnerzy powinni być razem, więc nie rób nic, aby im to utrudnić, dlatego, że boisz się o brata. On już ma swojego anioła stróża, musi tylko się przemóc.
Justin usiadł na łóżku i zanim rozłożył list, długo patrzył na to, co trzymał w dłoni. Przesunął palcem po kartce i w końcu zdecydował się na ostateczną decyzję. Rozłożył kartkę. Od razu rzuciło mu się w oczy ładne i równe pismo. Litery pochylone były lekko w prawo, a duże „J” z imienia, którym zaczynał się list, miało fantazyjny zawijas u dołu. Pierwszy raz spotykał się z czymś takim. Wziął głęboki oddech i zaczął czytać. Jeszcze dwa miesiące temu nie zrobiłby tego. Wszelki kontakt z Dariem uznałby, jako zagrożenie i schowałby się w piwnicy.
Justin
Właściwie nie wiem, od czego zacząć. Po raz pierwszy jestem w takiej sytuacji. Moje serce chciałoby ci tak wiele powiedzieć i nie wiem czy zdołam przynajmniej w małym stopniu przekazać moje uczucia. Bardzo pragnę się z tobą spotkać, lecz wiem, że to niemożliwe. Niemniej zaczekam, aż będziesz na to gotów. Nie chcę cię do niczego zmuszać. Będę czekał nawet do końca życia na choćby jakiś mały znak od ciebie. Muszę ci powiedzieć, że chcę cię chronić i nie tylko, dlatego że jesteś moim partnerem. Zaczęło mi na tobie zależeć tak ogólnie na osobie, jaką jesteś, mimo że cię nie znam. Przychodzę na wzgórze, gdzie zawędrowałem przypadkiem, by, chociaż tak być blisko ciebie. Z radością spijam te kilka kropel szczęścia, kiedy tam jestem. Chciałbym ci pomóc, kochany. Ukryć w swych ramionach przed tym, co cię dręczy i sprawić, byś się uśmiechał. Nie robisz tego, prawda? Widzę cię z tego wzgórza, wiesz o tym. Cały czas patrzysz w miejsce gdzie stoję, gdy siedzisz na ganku. Ja jestem skryty w ciemności, ciebie oświetla światło lampy, która wisi na budynku. Nie mogę dojrzeć twojej twarzy, lecz sama twoja postać pokazuje mi jak bardzo jesteś splątany sidłami strachu, obaw i nieufności. Nie proszę cię, abyś mi zaufał, lecz błagam o choćby jedną szansę na bycie z tobą. Na to byśmy byli razem. Nawet jakby miała dzielić nas odległość.
Daję ci mój numer telefonu. Jest tylko mój i nikt inny go nie odbierze. Czuję, że pierwszy nie zadzwonisz. Dlatego jeżeli dasz mi szansę bym mógł zdobyć twe serce i sprawić, że się uśmiechniesz pozwól Christianowi podać mi twój numer komórki. Dziś, gdy będę na wzgórzu zadzwonię. Mam cię o to błagać na kolanach, kochany? Chyba już to robię.
Dario. Twój Dario, jeżeli mi na to pozwolisz.
Przeczytał list dwa razy i każde słowo rysowało się w jego sercu. Wyczytał jak bardzo mężczyzna potrzebuje z nim kontaktu, a to, co działo się do tej pory, włącznie z tym rozpaczliwym wyciem, pomogło mu podjąć decyzję. Na drżących nogach opuścił pokój, wcześniej starannie składając i chowając list. Christiana znalazł w salonie, a jego pytający wzrok mówił wiele.
– Podaj mu numer, ale niech się do mnie nie zbliża. – Chciał dodać „jeszcze”, ale, po co miał robić Dariowi nadzieję? Tak jakby właśnie jej nie zrobił. A może sobie dał szansę na coś lepszego niż powolne umieranie?
***
Bukiet czerwonych lilii spoczął na czarnym marmurze. Kobieta, która je zostawiła spojrzała na napis na płycie nagrobnej. Oprócz daty urodzenia, która była fałszywa z oczywistych przyczyn, i daty śmierci widniało na niej: Gabriel Stone żył lat 40, był prawym obywatelem, dobrym przyjacielem. Zginął brutalnie zamordowany przez nieznanego sprawcę.
– Wróciłam, najmilszy. Pomszczę twoją śmierć tak jak ci przysięgłam. Mam teraz środki na wypełnienie obietnicy. Pewnie nie spodziewałeś się, że biedna Star zajmie twoje miejsce i stanie na czele stada taurenów? Napracowałam się, by móc być tym, kim obecnie jestem. Ten, co cię zabił odpokutuje za wszystkie czasy. Pożałuje, że się urodził. – Spojrzała w niebo, z którego lał się żar. – Nienawidziłeś upałów. Ja je kocham. Dlatego mieszkałam tu, gdzie zimy prawie nie ma. Wracając do tematu, zdradzę ci, co planuję. – Doskonale wiedziała, kim jest zabójca jej szefa i kochanka. Dobrze mieć dłużników pracujących w różnych kręgach. Chciała działać szybko, ale musiała się uzbroić w cierpliwość. Nie ma, co się śpieszyć. W ten sposób mogła zniszczyć swój plan. Czasami czekanie odnosi większy skutek. – Uderzę w odpowiednim momencie. Bardzo liczę na pomoc naszego starego przyjaciela – skończyła opowieść o tym, jaką zemstę zaplanowała. – Wrócę, jak będzie po wszystkim.
Rzuciła jeszcze okiem na grób Stone’a, zanim nie poszła wąską alejką w stronę samochodu, by udać się do jej nowego domu. Domu, który stanie się ostatnim przystankiem Daria Monahana.
***
Gdy Christian przekazał mu tę wspaniałą wiadomość nie wierzył własnym uszom. Kazał się uszczypnąć, a potem z radości złapał Christiana i wyściskał.
– Dziękuję, dziękuję, dziękuję – powtarzał.
– Ależ nie ma, za co. – Ledwie dotykał placami stóp podłogi w salonie. – Ale mnie puść, bo mnie udusisz i… – Zanim dokończył zdanie w pokoju dało się słyszeć warczenie. Bardzo znajome warczenie. – Ups. Lepiej mnie wypuść. – Dario odstawił go ostrożnie i cofnął się. Natomiast Christian podszedł do stojącego w przejściu Martina i zarzucił mu ręce na szyję.
– Co moje oczy widziały? – zapytał Coleman.
– To jak twój beta jest szczęśliwy i mi dziękuje.
– To nie może trzymać łap z dala od ciebie?
– No, wilczku tylko bez zazdrości mi tu. – Zaczął składać pocałunki wzdłuż szczęki związanego z nim partnera.
Martin uspokoił swego wilka, który zareagował dość nieprzychylnie na takie czułości. Dario nie był związanym mężczyzną i nie lekarzem, by mógł dotykać Chrisa. Teraz tylko się droczył z ukochanym obejmując go mocno.
– Tylko zostawić cię samego i zaraz wyczyniasz dziwne rzeczy.
– Oj tam. No już spokojny? Nie zagryziesz Daria?
– Pomyślę nad tym, mamuśka. – Wiedział jak bardzo tym słowem denerwuje Chrisa.
– Jak jeszcze raz powiesz mamuśka to nie przekroczysz progu sypialni przez następny miesiąc. I ty też. – Wskazał na Daniela, który przechodził obok i roześmiał się słysząc groźbę.
– Ciekawe czy wytrzymałbyś tyle. – Martin chwycił Christiana za pośladki i podniósł go do góry. – Zabieram, co moje. – Puścił oczko do stojącego z dala Daria i wyniósł Christiana z salonu.
Mężczyzna poczuł niewyobrażalną tęsknotę za partnerem. Za tym, co mogliby mieć. Siłę, by teraz nie wybiec, nie przemienić się, aby wyżalić się światu przez wycie, dodawała mu świadomość dzisiejszej nocy. Za kilka godzin będzie mógł szeptać do ucha Justina. O ile ten odbierze telefon, ale gdyby miało być inaczej nie dawałby mu numeru.
***
Minuty ciągnęły się niczym godziny, a godziny jak wieczność. Naprawdę chciałby być władcą czasu. Kiedy jednak słońce zaszło, a nad Camas nadciągnęła noc Justin pragnął, żeby znów był dzień. Niemniej jednak nie poddał się zostawiając telefon w pokoju lub sam chowając się przed tym, co miało być. I tak już był na tyle żałosny, że nie powinien dokładać do tego cierpienia Daria. Usiadł i objął się ramionami. Cokolwiek się wydarzy znajdzie w sobie moc, aby odebrać telefon. Chociaż na razie ten mały aparat, który położył na stoliczku wydawał mu się czymś, co mu zagraża. Cały czas powtarzał sobie, że Dario to nie tamten… Dario to partner, który cierpi nie mogąc być z nim. Partner, który chce go chronić, nie sprzedać. Ten list bardzo pomagał mu, by tu siedzieć i czekać.
Minęło kolejne pięć minut, gdy Dario pojawiał się na wzgórzu, teraz nie czuł jego obecności, a telefon milczał. Justin powoli zaczynał czuć tęsknotę i wątpić, że mężczyzna się pojawi. Zaczynał rozumieć jak wiele dawały mu te spotkania i gdy nagle miałoby ich zabraknąć równie dobrze mógłby już nigdy nie wstać z łóżka. Podskoczył, gdy telefon zaczął dzwonić w chwili, kiedy do głowy zaczęły mu przychodzić czarne myśli. Kiedy sięgał po komórkę spostrzegł, że jego ręka dygocze. Na wyświetlaczu pojawiło się to wyczekiwane imię. Przez chwilę miał ochotę nie odebrać, ale kim by się stał, jakby tego nie zrobił? Telefon uparcie dzwonił zmuszając go do naciśnięcia przycisku odbioru. Przyłożył aparat do ucha, ale się nie odezwał. Nie potrafił wypowiedzieć słowa. Jak się okazało chwilę później Dario nie potrzebował słów powitania, bo jego męski, lekko zachrypnięty głos posłał prąd przez każdy kawałek ciała Justina i młody mężczyzna poczuł, że żyje.