Yarvis bieg艂 do obozu nie zwa偶aj膮c na ga艂臋zie bij膮ce go po twarzy i szarpi膮ce ubranie. Teraz jedynym o czym my艣la艂 by艂, by膰 mo偶e ju偶 martwy, owini臋ty w koszul臋 sok贸艂, kt贸rego desperacko przyciska艂 do piersi.
- Dajcie zna膰 innym! – krzykn膮艂 Siekiera.
Hamloss i Valdiss nie przestaj膮c biec wypu艣cili w niebo strza艂y. Kiedy w ko艅cu dobiegli do obozu, wszystko by艂o sprz膮tni臋te i przyszykowane do drogi, a ludzie tali w gotowo艣ci bojowej po obu stronach karawany.
- Co si臋 dzieje? – pyta艂a nerwowo Julne Ostrovnic wychylaj膮c si臋 z wozu.
- Schowa膰 si臋! – wrzasn膮艂 stoj膮cy najbli偶ej wojownik. Kobieta a偶 wzdrygn臋艂a si臋 i schowa艂a do 艣rodka.
- Gamari! Meldunek! – Krzykn膮艂 Siekiera kiedy ca艂a tr贸jka w ko艅cu dobieg艂a. Ogolony na 艂yso olbrzym z mn贸stwem kolczyk贸w w prawym uchu i ogromnym toporem trzymanym w obu r臋kach podbieg艂 i wyrzuci艂 z siebie:
- Ja艣niepa艅stwo robili problemy, ale ju偶 ok, zagro偶enia z zewn膮trz brak.
- Dzi臋ki, powiedz ch艂opakom, ze ruszamy natychmiast. – Olbrzym skin膮艂 g艂ow膮 i odbieg艂 przekaza膰 polecenie.
Tymczasem Yarvis delikatnie po艂o偶y艂 przyciskane do piersi zawini膮tko na ziemi.
- Ante, nie umieraj, b艂agam ci臋 – powiedzia艂 艂ami膮cym si臋 g艂osem ostro偶nie rozchylaj膮c materia艂.
- Yarvis, nie czas teraz na to. – Siekiera z艂apa艂 go za r臋k臋. Wojownik spojrza艂 na niego nieprzytomnym wzrokiem. – Zostaw go tak. P贸ki jest soko艂em, ma wi臋ksze szanse, ni偶 by wr贸ci艂 do ludzkiej postaci. Spytaj Maryla. Jest le艣nikiem, wi臋c wie jak si臋 opiekowa膰 le艣nym zwierzem.
- To nie zwierze, to cz艂owiek – odpar艂 Yarvis 艂ami膮cym si臋 g艂osem, na co Siekiera westchn膮艂 ci臋偶ko. Odwr贸ci艂 si臋 i krzykn膮艂: - Maryl, chod藕 tu!
Podszed艂 do nich kr贸tko ostrzy偶ony szatyn ubrany w spodnie, koszul臋 i kamizelk臋 koloru zgni艂ej zieleni. Przy pasie mia艂 przytwierdzon膮 pochw臋 z niewielkim no偶em, a w r臋ku trzyma艂 drugi, trzykrotnie wi臋kszy od tamtego.
- Ch艂opaki s膮 gotowi, czekamy tylko na was – powiedzia艂.
- Powiedz mu – Siekiera wskaza艂 na Yarvisa – 偶e w tej postaci Anterus ma wi臋cej szans na prze偶ycie.
Le艣nik podszed艂 do zawini膮tka i ostro偶nie rozchyli艂 materia艂. Zacz艂膮 ostro偶nie obmacywa膰 nieprzytomnego ptaka. Yarvis pilnie 艣ledzi艂 ka偶dy jego ruch i gdy tylko z dzioba ptaka wydoby艂 si臋 偶a艂osny pisk , got贸w by艂 si臋 rzuci膰 na Maryla, jednak zosta艂 powstrzymany przez Siekier臋.
Tymczasem Maryl si臋gn膮艂 do jednego z przywieszonych do pasa woreczk贸w i wyci膮gn膮艂 z niego s艂oik z sobie tylko znan膮 ma艣ci膮. Posmarowa艂 ni膮 ran臋 soko艂a, po czym owin膮艂 go podart膮 na pasy koszul膮, w kt贸ra by艂 wcze艣niej owini臋ty.
- Hamlos nie b臋dzie zadowolony – mrukn膮艂 Siekiera lecz le艣nik pu艣ci艂 jego uwag臋 mimo uszu. Tym co zosta艂o z ubrania owin膮艂 ptaka tak szczelnie, 偶e by艂o mu wida膰 tylko dzi贸b, po czym poda艂 go Yarvisowi.
- Przez najbli偶sze kilka godzin powinno by膰 spokojnie. Jak dojedziemy do Ureus, p贸jdziemy do medyka, rozumiesz?
Yarvis popatrzy艂 na niego tak bardzo nieprzytomnym wzrokiem, 偶e musia艂 powt贸rzy膰 jeszcze raz, dopiero wtedy wojownik kiwn膮艂 twierdz膮co g艂ow膮.
- Wi臋c wsiadaj na konia i wynosimy si臋 st膮d. Nie wiadomo czy wr贸g nie uderzy ponownie – powiedzia艂 Siekiera podprowadzaj膮c jednocze艣nie konia Yarvisa ju偶 przygotowanego do drogi. Wojownik wsiad艂, uwa偶aj膮c by w 偶adne spos贸b nie urazi膰 soko艂a, po czym ruszy艂 przed siebie.
- Maryl, we藕 go za uzd臋, bo jeszcze got贸w kark se z艂ama膰 – mrukn膮艂 Siekiera do le艣nika widz膮c, 偶e wojownik zupe艂nie nie zwraca uwagi na konia, kt贸ry po paru krokach stan膮艂, wci膮偶 wpatruj膮c si臋 w sw贸j niecodzienny pakunek.
Le艣nik pos艂usznie z艂apa艂 lejce i szybko ruszyli dalej, doganiaj膮c reszt臋 karawany. Mimo obaw Siekiery a偶 do wieczora, kiedy to w ko艅cu dojechali do Ureus, nie napad艂 na nich nikt, ani nic nie zak艂贸ci艂o spokoju. Poniewa偶 Yarvis wci膮偶 nie reagowa艂 na to, co si臋 wok贸艂 niego dzieje, Siekiera przej膮艂 jego obowi膮zki i rozliczy艂 si臋 z rodze艅stwem Ostrovnic, kt贸re z ulg膮 znikn臋艂o w stoj膮cym na przedmie艣ciach domu jakiego艣 bogacza, kt贸ry bardziej przypomina艂 niewielki pa艂acyk ni偶 dom.
Po za艂atwieniu niezb臋dnych formalno艣ci wszyscy stra偶nicy zatrzymali si臋 w gospodzie „Fenix”. Siekiera przykaza艂 Marylowi by mia艂 oko na Yarvisa, a sam poszed艂 szuka膰 medyka.
- Ale偶 panowie, tak nie mo偶na – us艂ysza艂 jaki艣 czas potem le艣nik, kt贸ry siedzia艂 w pokoju na wprost Yarvisa wci膮偶 przytulaj膮cego do piersi soko艂a. Chwil臋 p贸藕niej otworzy艂y si臋 drzwi i wszed艂 Siekiera prawie ci膮gn膮c siwow艂osego staruszka z d艂ug膮 brod膮.
- To rozb贸j w bia艂y dzie艅 – j臋cza艂 staruszek. – Ja mam pacjent贸w. Nie mo偶ecie tak po prostu wchodzi膰 i wyci膮ga膰 mnie z domu.
- Cicho b膮d藕 – mrukn膮艂 zirytowany Siekiera wciskaj膮c w r臋k臋 staruszka wypchany mieszek. – M贸wi艂em, 偶e ci to wynagrodz臋. A teraz bierz si臋 do roboty.
Medyk szybko schowa艂 mieszek w zakamarkach ubrania i wyci膮gn膮wszy z kieszeni okulary, powiedzia艂:
- To gdzie m贸j pacjent?
Siekiera wskaza艂 na Yarvisa. Staruszek popatrzy艂 na niego znad okular贸w.
- Prosz臋 wybaczy膰, ale nie s膮dz臋 by ten m臋偶czyzna potrzebowa艂 mojej pomocy. Mog臋 ju偶 i艣膰? – popatrzy艂 na Siekier臋.
- Nie o niego mi chodzi, tylko o tego soko艂a.
Staruszek wyda艂 bli偶ej nieokre艣lony d藕wi臋k.
- Pan raczy chyba 偶artowa膰 – pisn膮艂 – ja lecz臋 ludzi, nie ptaki.
- Maryl, mo偶esz ju偶 i艣膰 – mrukn膮艂 Siekiera. Gdy le艣nik pos艂usznie opu艣ci艂 pok贸j, tropiciel podszed艂 do Yarvisa i wyj膮艂 mu z r膮k zawini膮tko. Wojownik na pocz膮tku pr贸bowa艂 protestowa膰, ale uciszy艂 go, m贸wi膮c, 偶e przyszed艂 medyk.
Siekiera po艂o偶y艂 soko艂a na 艂贸偶ku i ostro偶nie odwin膮艂 ochronny kokon. Spojrza艂 sugestywnie na medyka. Ten chrz膮kn膮艂, poprawi艂 okulary na nosie i powoli podszed艂.
- M贸wi艂em, 偶e nie zajmuj臋 si臋 ptakami.
- Oddaj pieni膮dze – warkn膮艂 Siekiera wyci膮gaj膮c r臋k臋 w stron臋 medyka.
- Em, to mo偶e ja jednak spr贸buj臋. – podszed艂 do soko艂a i zacz膮艂 go bada膰. Yarvis podni贸s艂 si臋 z krzes艂a na kt贸rym siedzia艂 i napr臋偶y艂 si臋 ca艂y, wpatruj膮c si臋 w r臋ce medyka.
- Przykro mi, ale nawet gdyby to by艂 cz艂owiek, niewiele m贸g艂bym tu zdzia艂a膰 – powiedzia艂 po badaniu medyk. – Potrzebny tu jest pot臋偶ny czarodziej.
- Jak to? – Siekiera zmarszczy艂 brwi.
- To nie jest zwyk艂a rana. Widz臋 na niej 艣lady pot臋偶nej magii. Moje mikstury tutaj nie pomog膮.
- A mo偶esz chocia偶 sprawi膰 偶eby odzyska艂 przytomno艣膰? – odezwa艂 si臋 w ko艅cu Yarvis.
- Mog臋, ale czy warto? – zapyta艂 niepewnie medyk. – On ju偶 teraz cierpi. Jak wr贸ci mu przytomno艣膰, b臋dzie to odczuwa艂 jeszcze bardziej. Tego chcesz?
- Ocu膰 go – warkn膮艂 Yarvis.
- Yarvis… - zac偶膮艂 niepewnie Siekiera.
- Wyjd藕 – mrukn膮艂 wojownik, lecz tropiciel nie ruszy艂 si臋, wi臋c spojrza艂 na niego gro藕nie i wysycza艂: - Wyno艣 si臋!
Dopiero wtedy blondyn bez s艂owa wyszed艂 z pokoju.
Medyk podszed艂 do swojej torby i zacz膮艂 z niej wyci膮ga膰 r贸偶ne buteleczki. Przez chwil臋 miesza艂 ich zawarto艣膰, odmierza艂, pr贸bowa艂. Kiedy sko艅czy艂, podszed艂 do 艂贸偶ka i zatrzyma艂 si臋 zdezorientowany. Podrapa艂 si臋 po g艂owie.
- Co jest? – zaniepokoi艂 si臋 Yarvis.
- Normalnie to bym powiedzia艂, 偶eby wla膰 to – pokaza艂 niewielki flakonik – choremu do ust, ale ptakowi…
- Daj – warkn膮艂 Yarvis i wyrwa艂 zdezorientowanemu medykowi flakonik z r臋ki – i wyjd藕.
Staruszkowi nie trzeba by艂o dwa razy powtarza膰. Zebra艂 swoje rzeczy i wyszed艂.
- I jak? – w drzwiach ukaza艂a si臋 g艂owa wyra藕nie zatroskanego Siekiery. Yarvis nie odpowiedzia艂, tylko podszed艂 do drzwi i wypchn膮wszy tropiciela na zewn膮trz, zamkn膮艂 drzwi na zas贸wk臋.
Podszed艂 do 艂贸偶ka. Ukl臋kn膮艂 i delikatnie pog艂aska艂 wci膮偶 nieprzytomnego soko艂a po 艂ebku.
- Ante – wyszepta艂 czule – prosz臋, ocknij si臋. Chocia偶 troszeczk臋 – doda艂 艂ami膮cym si臋 g艂osem.
Dzi贸b soko艂a drgn膮艂, jego pier艣 drgn臋艂a nieznacznie.
- Prosz臋, kochany – powt贸rzy膰 Yarvis. Sok贸艂 powoli otworzy艂 艣lipia. Wojownik u艣miechn膮艂 si臋 przez 艂zy. – Tak, kochany. Teraz wlej臋 ci kilka kropel mikstury od medyka, spr贸buj j膮 po艂kn膮膰, dobrze?
Wla艂 kilka kropel do dzioba soko艂a i delikatnie pomasowa艂 go po gardle i brzuchu.
- Prze艂knij, prosz臋 – wyszepta艂 urywanym g艂osem.
Dzi贸b ptaka poruszy艂 si臋 kilkakrotnie.
- Tak, tak – Yarvis u艣miechn膮艂 si臋 przez 艂zy. – A teraz, prosz臋, spr贸buj wr贸ci膰 do swojej postaci. To bardzo wa偶ne.
W nast臋pnej chwili wojownik widzia艂 jak poszczeg贸lne cz臋艣ci cia艂a soko艂a pr贸buj膮 przetransformowa膰 si臋 w bardziej ludzkie. Niestety za ka偶dym razem nie udawa艂o mu si臋 to.
- Dobrze ci idzie – zach臋ca艂 go Yarvis – jeszcze troch臋 wysi艂ku. No!
W ko艅cu po paru pr贸bach Anterusowi uda艂o si臋. Le偶a艂 na 艂贸偶ku w swojej pokrytej 艂uskami postaci. By艂 strasznie blady, a jego pier艣, w kt贸rej widnia艂a spora krwawa rana, unosi艂a si臋 ledwo ledwo.
- Kochany! – Z oczu Yarvisa pociek艂y 艂zy. Zamkn膮艂 d艂o艅 maga w swoich , po czym przytuli艂 j膮 do policzka. M艂ody mag pr贸bowa艂 si臋 u艣miechna膰, lecz jego usta drgn臋艂y tylko nieznacznie. – Wybacz, kochany – wyszepta艂 wojownik, po czym wyci膮gn膮艂 z kieszeni n贸偶 i przeci膮艂 banda偶e na lewej d艂oni maga ods艂aniaj膮c blizn臋. Naci膮艂 w艂asny palec wskazuj膮cy i skapn膮艂 kilka kropel krwi na blizn臋. Sekund臋 potem, tu偶 za jego plecami rozleg艂 si臋 trzask i nagle pojawi艂 si臋 dym.
- Czuj臋 krew. – Yarvis us艂ysza艂 najpierw g艂os, a potem z mg艂y wyszed艂 demon. – 艢wie偶膮 krew – zamrucza艂 wyra藕nie zadowolony. – Ty mnie przywo艂a艂e艣? – zainteresowa艂 si臋 widz膮c Yarvisa. Ten tylko skin膮艂 twierdz膮co g艂ow膮. – O, czy to znaczy, ze chcesz zawrze膰 kontrakt? A wiesz jaka za to jest cena?
- Wiem – odpar艂 spokojnie wojownik, na co demon u艣miechn膮艂 si臋, wyra藕nie zadowolony.
- A wi臋c dobrze. Czego chcesz?
- Przywr贸膰 go do 偶ycia – wskaza艂 na Anterusa.
- O, m贸j ulubieniec – demon jakby dopiero teraz zobaczy艂 maga – zakl臋ty dzieciak. Przykro mi, ale nic z tego. Zawar艂 ze mn膮 kontrakt i nadszed艂 czas aby za niego zap艂aci艂.
Yarvis skoczy艂 i b艂yskawicznie wyci膮gn膮艂 z pochwy sw贸j miecz, po czym przystawi艂 go do gard艂a demona.
- Przywr贸膰 mu 偶ycie, ale ju偶! – wykrzykn膮艂, na co demon tylko roze艣mia艂 si臋 drwi膮co.
- Bo co? Zabijesz mnie? No wybacz, ale pr臋dzej od 艣miechu porobi膮 mi si臋 zajady ni偶 ty mnie cho膰by zranisz.
Yarvis zamachn膮艂 si臋 i ci膮艂 demona. Kilka kropel czarnej niczym smo艂a krwi spad艂o na pod艂og臋 i z sykiem wypali艂o dziury. Demon popatrzy艂 zdumiony na ran臋 na ramieniu.
- No, no – stwierdzi艂 ze zdumieniem – zaskakujesz mnie. Nie wiem czy to determinacja, g艂upota czy te偶 mo偶e co艣 innego.
- Przywr贸膰 go do 偶ycia – wysycza艂 Yarvis znowu nakierowuj膮c miecz na demona – bo znowu to zrobi臋 i b臋dzie mi oboj臋tne czy mnie przy tym zabijesz czy nie.
- A偶 tak ci zale偶y na tym zakl臋tym dzieciaku? Doprawdy – demon westchn膮艂 teatralnie – nigdy nie zrozumiem ludzi. Ale dobra, niech ci b臋dzie, zawr臋 z tob膮 kontrakt. W zamian za jego 偶ycie ty oddasz mi swoj膮 dusze, kiedy nadejdzie pora.
- Dobrze – powiedzia艂 Yarvis wci膮偶 trzymaj膮c miecz blisko gard艂a demona.
- Wi臋c zabierz mi ta wyka艂aczk臋 sprzed oczu, bo mnie irytuje – mrukn膮艂 demon, a kiedy wojownik schowa艂 miecz, doda艂: - daj mi r臋k臋.
Yarvis wyci膮gn膮艂 w jego stron臋 lew膮 d艂o艅. Demon z艂apa艂 j膮 i przejecha艂 po nim d艂ugim niczym w膮偶 j臋zykiem. Yarvis wzdrygn膮艂 si臋 i odruchowo chcia艂 wyszarpn膮膰 r臋k臋, lecz demon trzyma艂 j膮 zbyt mocno.
- Mniam – wymrucza艂 demon – pyszna duszyczka. Ju偶 nie mog臋 si臋 doczeka膰 a偶 do艂膮czysz do mojej kolekcji – zachichota艂 zadowolony. Ostrym k艂em nak艂u艂 sw贸j palec, po czym przesun膮艂 go nad d艂o艅 wojownika tak, by spad艂a na ni膮 kropla krwi. Zasycza艂o i rozszed艂 si臋 sw膮d palonego cia艂a. Yarvis krzykn膮艂 z b贸lu i chcia艂 znowu wyszarpn膮膰 r臋k臋. Mia艂 wra偶enie jakby tysi膮c ps贸w rozszarpywa艂o go na strz臋py. B贸l by艂 przera偶aj膮cy, 偶e a偶 skuli艂 si臋. I chocia偶 trwa艂o to zaledwie kr贸tk膮 chwil臋, to jednak zostawi艂o wyra藕ny 艣lad na duszy Yarvisa.
- Gotowe – stwierdzi艂 demon puszczaj膮c d艂o艅 Yarvisa. – Ta blizna b臋dzie ci codziennie przypomina膰 o naszym kontrakcie, a gdy nadejdzie czas, przyjd臋, by odebra膰 co moje. I lepiej dobrze wykorzystaj czas jaki ci zosta艂, bo nie wiesz, kiedy znowu si臋 spotkamy – zachichota艂 niezwykle rozbawiony swoim dowcipem, po czym znikn膮艂 w tumanach bia艂ej mg艂y.
- Uch, co si臋 dzieje? Gdzie ja jestem? – us艂ysza艂 nagle cichy g艂os za plecami, a Yarvisowi mocniej zabi艂o serce.
Podskoczy艂 do 艂贸偶ka i przykl臋kn膮艂 艂api膮c le偶膮cego za r臋k臋.
- Ante? – w jego oczach pojawi艂y si臋 艂zy. – 呕yjesz.
- No pewnie, ze 偶yj臋, g艂upolu, chocia偶 nie pami臋tam jak si臋 tu znalaz艂em. I gdzie w艂a艣ciwie jest to „tu”?
- Ja ci臋 przywioz艂em. Jeste艣my w Ureus.
- Doprowadzili艣my karawan臋?
- Tak. Uda艂o nam si臋 doprowadzi膰 ich bezpiecznie.
- To dobrze – Anterus u艣miechn膮艂 si臋 s艂abo. – Chocia偶 martwi mnie, 偶e nic nie pami臋tam.
- A co ostanio pami臋tasz? – zainteresowa艂 si臋 Yarvis.
- Jak szybowa艂em w g贸rze sprawdzaj膮c okolic臋. Nagle poczu艂em b贸l. Nast臋pne co pami臋tam to ta komnata.
- Nie zauwa偶y艂e艣 k艂usownika. Trafi艂 ci臋 strza艂膮. Unieszkodliwi艂em go. Niestety strza艂a by艂a zatruta i Maryl nie m贸g艂 sobie poradzi膰 z ran膮, wi臋c przywioz艂em ci臋 tutaj i miejscowy medyk da艂 specyfik, po kt贸rym doszed艂e艣 do zdrowia. Jednak jeste艣 jeszcze zbyt s艂aby, musisz pole偶e膰 par臋 dni 偶eby doj艣膰 do siebie – powiedzia艂 Yarvis chowaj膮c przed wzrokiem ukochanego d艂o艅 z blizn膮 podobn膮 do tej, kt贸r膮 nosi艂 m艂ody mag.
- Przepraszam – wyszepta艂 Anterus.
- Za co? – zdziwil si臋 wojownik.
- Pewnie przeze mnie mieli艣cie op贸藕nienia…
- Ale偶 sk膮d. Dotarli艣my o czasie, wi臋c nie my艣l ju偶 o tym.
Anterus zamkn膮艂 oczy i pr贸bowa艂 ukry膰 za zas艂on膮 sw贸j wygl膮d. Niestety by艂 zbyt s艂aby i co chwila ludzki wygl膮d znika艂, by ukaza膰 jego prawdziw膮 posta膰.
- Zostaw – Yarvis czule pog艂aska艂 go po policzku – jeste艣 zbyt s艂aby. Nikt nas nie widzi, nie musisz si臋 ukrywa膰. Zu偶yj si艂y na uleczenie si臋.
- Ale… - Anterus pr贸bowa艂 protestowa膰, lecz Yarvis zamkn膮艂 jego usta poca艂unkiem.
- Ju偶 ci m贸wi艂em, nie obchodzi mnie jak wygl膮dasz, wi臋c nie marnuj si艂 na t膮 g艂upot臋 – powiedzia艂 k艂ad膮c si臋 obok i okrywaj膮c ukochanego ko艂dr膮. – Mo偶e si臋 prze艣pisz? M贸wi膮, ze sen jest najlepszym lekarzem na wszystkie dolegliwo艣ci cia艂a i duszy.
- Dobrze – Anterus u艣miechn膮艂 si臋 i przewr贸ci艂 na bok, by wtuli膰 si臋 w pier艣 ukochanego.
Yarvis obj膮艂 go i poca艂owa艂 w g艂ow臋. Postanowi艂, 偶e bez wzgl臋du na wszystko, nigdy nie powie ukochanemu za jak膮 cen臋 powr贸ci艂 do 偶ycia.