Przebywanie z Justinem było dość przyjemnym spędzeniem czasu. Mężczyzna nie odzywał się za wiele, ale to pozwalało Christianowi zatonąć w świat swoich myśli. Prawdopodobieństwo ciąży było bardzo duże. Lecz czy dwa dni wystarczyły na to? Już była możliwość dowiedzenia się tego? W takim razie jak długo trwa ciąża człowieka-smoka? Tak czasami siebie nazywał.
Justin przyglÄ…daÅ‚ siÄ™, jak mÅ‚ody zmienny gÅ‚adzi swój brzuch. SÅ‚yszaÅ‚, co w domu mówiono. SheÂoni ciÄ…gle powtarzaÅ‚a, że być może Chris bÄ™dzie miaÅ‚ dziecko, bo ona tak czuje. I po jego zachowaÂniu, a bratowa robiÅ‚a tak samo, mógÅ‚ siÄ™ o tym przekonać.
– JesteÅ› w ciąży? – ZapytaÅ‚ prostujÄ…c siÄ™ w fotelu. Obaj siedzieli w salonie nie bÄ™dÄ…c niepokojoÂnymi przez Martina i Jacoba, który przyjechaÅ‚ z Justinem. Mężczyźni rozmawiali w gabinecie, a ich bliscy wybrali peÅ‚en sÅ‚oÅ„ca salon.
– Nie wiem. I nie wiem jak siÄ™ mogÄ™ tego dowiedzieć. Martin mówi, żeby poczekać na Daniela.
– Sheoni ci wszystko powie. Wybierzcie siÄ™ do niej.
– Mam taki zamiar. Sama myÅ›l, że to ja jestem przy nadziei napawa mnie strachem. Jestem mężÂczyznÄ…. To dar mojej rasy. Mojej matki. ByÅ‚em zrodzony z kobiety i mam ten dar, ale nie wiem jak to bÄ™dzie. – PochyliÅ‚ siÄ™ biorÄ…c kubek z gorÄ…cÄ… herbatÄ…. PopatrzyÅ‚ na pÅ‚yn w Å›rodku i wciÄ…gnÄ…Å‚ poÂmaraÅ„czowy zapach. – Justin... – przeniósÅ‚ wzrok na towarzysza – dlaczego potrafisz rozmawiać ze mnÄ…, a z innymi nie?
Chłopak wzruszył ramionami i opuścił wzrok na swoje kolana.
– Nie wiem. – WiÄ™cej nic nie powiedziaÅ‚.
– Jak bÄ™dziesz gotów ze mnÄ… porozmawiać, to wal Å›miaÅ‚o. Teraz już sam wiem, że nieraz warto siÄ™ komuÅ› zwierzyć. – UÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ do niego wciskajÄ…c siÄ™ gÅ‚Ä™biej w wygodny fotel i kÅ‚adÄ…c nogi pod siebie.
– Wiem. Ale nie potrafiÄ™. Zatopienie siÄ™ w moim Å›wiecie jest... bezpieczniejsze – wyszeptaÅ‚ JuÂstin chowajÄ…c twarz za kubkiem.
Christian już wiedział, że coś bardzo złego spotkało tego zmiennego wilka. Przez to nie chciał go naciskać. Po prostu spędzą czas razem. A kto wie może narodzi się z tego wielka przyjaźń. To mu przypomniało o Luisie i Sonii. Dwojgu ludziach tak mu oddanych.
– ZostawiÅ‚em w mieÅ›cie przyjaciół – wyznaÅ‚. – Brak mi ich, ale nie mogÄ™ narażać sfory na nieÂbezpieczeÅ„stwo i ich na poznanie prawdy.
– SÄ… ludźmi? – ZapytaÅ‚ Justin, a gdy towarzysz to potwierdziÅ‚ kontynuowaÅ‚ dalej: – W Camas luÂdzie o nas wiedzÄ…. Nie wszyscy, ale wiÄ™kszość tak. To maÅ‚e miasteczko, miÅ‚a spoÅ‚eczność.
– Ja... bojÄ™ siÄ™ reakcji moich przyjaciół. BojÄ™ siÄ™, że bÄ™dÄ™ dla nich potworem. Poza tym nie chcÄ™ ich narażać na niebezpieczeÅ„stwo. Stone jest bardzo zÅ‚ym zmiennym.
– Jak bardzo chciaÅ‚byÅ› zobaczyć swoich przyjaciół? – ZapytaÅ‚ Daniel stojÄ…c w progu. Wszystko sÅ‚yszaÅ‚. I obiecaÅ‚ sobie sprowadzić tutaj jego bliskich. Tylko musiaÅ‚ pomyÅ›leć jak to zrobić, by niÂkogo nie narazić na niebezpieczeÅ„stwo.
– Może najpierw przyjdziesz i siÄ™ przywitasz. – Christian wyciÄ…gnÄ…Å‚ do niego rÄ™kÄ™. Przez tyle godzin zdążyÅ‚ siÄ™ za nim stÄ™sknić.
– A byÅ‚eÅ› grzeczny?
– Na tyle na ile mi pozwalaÅ‚ Martin. – PuÅ›ciÅ‚ mu oczko, kÄ…tem oka widzÄ…c zażenowanie Justina. Kiedy czuÅ‚ siÄ™ bezpiecznie i dobrze, to Christian nie byÅ‚ biednÄ…, pÅ‚aczliwÄ… osobÄ…. SÄ™k w tym, że tak siÄ™ czuÅ‚ w domu ludzkich przyjaciół i dopiero tutaj. W swoim domu. Tak Arkadia staÅ‚a siÄ™ jego doÂmem. TrochÄ™ obawiaÅ‚ siÄ™, jak przyjmie go sfora, ale byÅ‚ dobrej myÅ›li. ZamruczaÅ‚, kiedy Daniel poÂchyliÅ‚ siÄ™ nad nim i pocaÅ‚owaÅ‚ go czule biorÄ…c jego dolnÄ… wargÄ™ w swoje i lekko jÄ… ssÄ…c. ChciaÅ‚ poÂgÅ‚Ä™bić pocaÅ‚unek, ale partner siÄ™ odsunÄ…Å‚. Na pożegnanie trÄ…cajÄ…c nosem jego nos.
– Jak siÄ™ czujesz? – UkucnÄ…Å‚ przed nim. Od chwili, gdy domyÅ›liÅ‚ siÄ™, iż jego piÄ™kny Chris może być w ciąży, siedziaÅ‚ w swoim biurowcu jak na szpilkach. Tak bardzo chciaÅ‚ być przy swoich partneÂrach.
– Dobrze.
– Martin w gabinecie? – Za nim też siÄ™ stÄ™skniÅ‚. NajchÄ™tniej to zamknÄ…Å‚by siÄ™ z nimi w domu i im towarzyszyÅ‚. Cóż, jutro on zostaje przy Chrisie, a Martin musi jechać do swojej sfory. Za kilka dni zamieszkajÄ… tu wszyscy razem. CaÅ‚e szczęście, że planowaÅ‚ to od dawna. Nie wzbudzi to niczyÂich podejrzeÅ„, że dwie watahy wynoszÄ… siÄ™ z miasta, Å‚Ä…czÄ…c w jednÄ….
– Idź do niego i przyprowadź go. ChcÄ™ jechać do Sheoni. – WidzÄ…c uniesione brwi Daniela, doÂdaÅ‚: – Ona wie wszystko o ciąży. A Martin mówiÅ‚, że jej lekarz może mnie zbadać. ChcÄ™ to zrobić jeszcze dzisiaj.
– Też tego chcÄ™. – UcaÅ‚owaÅ‚ go jeszcze raz i jakby skrzydÅ‚a go niosÅ‚y poszedÅ‚ do drugiego partÂnera.
Chris uśmiechnął się do Justina, a ten nieśmiało oddał uśmiech.
* * *
Jacob z zainteresowaniem obserwował czułości Martina i Daniela. To jak się całują, a później opierają czoła o siebie. Więź partnerska wiele daje, ale tu też wyraźnie widział, że mężczyźni po prostu są sobie oddani pod każdym względem. Nawet bez więzi kochali by się i działali na siebie.
– Mam nowiny i nasz nowy przyjaciel może ich wysÅ‚uchać – powiedziaÅ‚ Daniel odrywajÄ…c siÄ™ w koÅ„cu od partnera. UsiadÅ‚ na brzegu biurka. – Za trzy dni bÄ™dzie przyjÄ™cie z okazji ceremonii paroÂwania. Wszystko zaÅ‚atwiÅ‚em. Jeden ze Starszych przyjedzie i umocni naszÄ… więź.
– Christian wie o tym? – ZapytaÅ‚ Coleman.
– Jeszcze nie. UznaÅ‚em, że powiemy mu o tym obaj. – WziÄ…Å‚ go za rÄ™kÄ™. – OczywiÅ›cie po wizyÂcie u Sheoni.
– U mojej partnerki? – Zaciekawiony Jacob uniósÅ‚ brwi.
– Musimy siÄ™ wszystkiego dowiedzieć o jej lekarzu, zrobić badania i upewnić siÄ™, że Chris jest w ciąży – powiedziaÅ‚ z dumÄ… w gÅ‚osie Daniel.
Jacob uśmiechnął się szeroko i wstał. Wyciągnął rękę do obu alf, a ci po kolei oddali uścisk.
– ZadzwoniÄ™ do Sheoni i powiem, że bÄ™dziemy mieli goÅ›ci. Bardzo siÄ™ ucieszy. WÅ‚aÅ›ciwie to czeka na tÄ™ wiadomość z niecierpliwoÅ›ciÄ…. Nie powiem jej wszystkiego Chris sam to zrobi. ChoÂciaż ona ma przeczucie, że w okolicy pojawi siÄ™ nowy maleÅ„ki zmienny.
* * *
Godzinę później Sheoni, której partner nie zdradził celu wizyty, jak tylko zobaczyła Christiana wiedziała wszystko. Jej kocia natura potrafiła rozpoznać, kiedy ktoś był przy nadziei. Ze wzruszenia łzy stanęły jej w oczach. Tak mało zmiennych się teraz rodziło, a do tego Chris był mężczyzną. Tym bardziej upewniło ją, że natura nie pozwoli na całkowite wyginięcie paranormalnych. Znajdzie sposób, aby dany gatunek przetrwał. Serdecznie uściskała chłopaka.
– Już widzÄ™ jak nasze dzieci bawiÄ… siÄ™ razem. – Sfora Langstona byÅ‚a nie tylko rodzinÄ… we wÅ‚aÂsnym krÄ™gu, lecz staraÅ‚a siÄ™ żyć z innymi w zgodzie. Wiele gatunków broniÅ‚o swych terenów, nie dopuszczaÅ‚o innych do siebie, ale nie oni. Dlatego bardzo siÄ™ cieszyli, że ArkadiÄ™ kupili tak zaÂcne i mÄ…dre alfy.
– ChciaÅ‚bym, żebyÅ› mi pomogÅ‚a.
– WidzÄ™, że jesteÅ› przerażony. – ZgromiÅ‚a wzrokiem jego partnerów. Czy oni nie widzieli, jak Chris siÄ™ boi? Powinni być dla niego podporÄ….
– Nie mniej nic do nich. Nie powiedziaÅ‚em im wszystkiego. ZresztÄ… kilka godzin temu... dopieÂro... – plÄ…taÅ‚ siÄ™ w sÅ‚owach nie wiedzÄ…c, co ma w nich wyrazić. – Czy dwa dni to nie maÅ‚o, by okreÅ›lić mój stan?
– Nie stójmy w holu. Najpierw usiÄ…dźmy. ProponujÄ™ gabinet Jacoba, tam jest cisza i spokój, wtedy porozmawiamy. – WskazaÅ‚a rÄ™kÄ… wejÅ›cie do pomieszczenia ukrytego gÅ‚Ä™biej w domu.
– Czego nam nie powiedziaÅ‚eÅ›? – Martin poÅ‚ożyÅ‚ mu rÄ™kÄ™ na plecach prowadzÄ…c do pokoju. DaÂniel szedÅ‚ z drugiej strony trzymajÄ…c Chrisa za rÄ™kÄ™.
– Tego, co już wiecie, że siÄ™ bojÄ™ jak cholera – odpowiedziaÅ‚ czujÄ…c ich opiekÄ™ i miÅ‚ość. Dawniej jak mama opowiadaÅ‚a mu o partnerstwie i wielkiej miÅ‚oÅ›ci, która nigdy nie umiera i trwa zawsze, nie wierzyÅ‚ w to. Nie rozumiaÅ‚ jak można tak od razu kogoÅ› pokochać. To dla niego byÅ‚o niewyÂobrażalne, sztuczne. Przecież uczucia nie pojawiajÄ… siÄ™ od tak z powietrza. Teraz wiedziaÅ‚, że to siÄ™ dzieje. Przychodzi Å‚atwo jak oddychanie, a po zatwierdzeniu wybucha z ogromnÄ… siÅ‚Ä… godnÄ… zburzyć caÅ‚e miasta. ZresztÄ… Christian i tak odnosiÅ‚ wrażenie, że pokochaÅ‚by swoich partnerów nawet bez wiÄ™zi partnerstwa.
Sheoni usiadła razem z Christianem i swym partnerem na długiej, czarnej kanapie. Wzięła dłoń Christiana w swoją.
– Kiedy ja zaszÅ‚am w wymarzonÄ… ciążę, to byÅ‚ ogromny strach, ale i radość. DÅ‚ugo nie mogÅ‚am począć dziecka. Tobie siÄ™ to udaÅ‚o bardzo szybko ze wzglÄ™du na twój inny cykl powtarzajÄ…cy siÄ™ tylÂko raz do roku. Kobieta, nawet zmienna ma szansÄ™, jako czÅ‚owiek, co miesiÄ…c na poczÄ™cie. Ty nie. Dlatego twój organizm przyjÄ…Å‚ natychmiastowo nasienie partnerów. Ciesz siÄ™. Jutro twoi partnerzy zabiorÄ… ciÄ™ do mojego lekarza. Ma gabinet w miasteczku. ZadzwoniÄ™ do niego i was umówiÄ™. On ci wszystko powie. Uwierz, nie takie rzeczy robiÅ‚.
– To zmienny? – ZapytaÅ‚ Daniel.
– Tak. Zmienny tygrysa.
– Wolny czy ma partnera? – Tym razem zapytaÅ‚ Martin, a jego wilk zawarczaÅ‚ z zazdroÅ›ci.
– Wolny i bardzo samotny, ale to lekarz i macie mu pozwolić go dotknąć i zbadać – wtrÄ…ciÅ‚ JaÂcob. – Nie zrobi nic waszemu partnerowi i nie odbierze go wam. Chris na caÅ‚e kilometry pachnie waszym zapachem. Wszyscy tutaj wiedzÄ…, że nie jest już wolny.
– ZazdroÅ›nicy. – Zmienny smok puÅ›ciÅ‚ im oczko, a jego kochankowie odchrzÄ…knÄ™li udajÄ…c, że interesujÄ… ich meble w gabinecie pochodzÄ…ce z koÅ„ca dziewiÄ™tnastego wieku. W ogóle antyki byÅ‚y tutaj wszÄ™dzie. Nawet duży zegar nad kanapÄ… zostaÅ‚ niedawno odrestaurowany.
– Sheoni, ale ty jesteÅ› kobietÄ…. Jak ja mam urodzić? – SpytaÅ‚ siÄ™ Chris zmiennej pantery.
– Cesarskie ciÄ™cie – odpowiedziaÅ‚a w dwóch sÅ‚owach.
– Co?! - PisnÄ…Å‚.
– Nie bój siÄ™. Przecież każdy zmienny ma w wiÄ™kszym czy mniejszym stopniu wyksztaÅ‚cony dar samoleczenia. Z tego, co wiem, ty masz bardzo silny dar. Twoje ciaÅ‚o po jednym dniu bÄ™dzie bez skazy.
Chris skinął głową trochę uspokojony. Potrzebował tej krótkiej rozmowy, ale i tak teraz wstydził się, że przyciągnął tu partnerów. Mógł po prostu zadzwonić do kobiety. Powiedział im to jak już byli w swoim domu. A oni się roześmieli i przytulili go. Uwielbiał jak są całą trójką razem i się tulą. Czuł się wtedy taki bezpieczny. I miał wielką nadzieję, że oni też są przy nim bezpieczni.
* * *
NastÄ™pnego ranka Martin zgÅ‚osiÅ‚ Tomasowi, że siÄ™ spóźni i obaj z Danielem zabrali Christiana do lekarza w miasteczku. Nie chcieli za bardzo go jeszcze pokazywać publicznie, nigdy nie wiadoÂmo kto go może zobaczyć i donieść Stoneowi. Dopóki nie mieli oficjalnej ceremonii tym bardziej woleli go trzymać z dala od innych. Po powrocie do domu zamierzali mu powiedzieć o maÅ‚ej uroÂczystoÅ›ci.
Christian z zaciekawieniem rozglÄ…daÅ‚ siÄ™ po uliczkach miasteczka i rejestrowaÅ‚ kolejne budynki. Sklep, biuro tÅ‚umaczeÅ„, bar, fryzjer, kolejny sklep, ale tym razem z ubraniami. Wszystko obok sieÂbie lub po dwóch stronach ulic. ByÅ‚y też budynki mieszkalne oraz szkoÅ‚a. A w oddali na koÅ„cu miaÂsta ratusz, i gdzieÅ› tam za nim majaczyÅ‚a koÅ›cielna wieża. Od czasu do czasu minÄ…Å‚ ich jakiÅ› samoÂchód, a po chodnikach chodzili ludzie za pewne o tak wczesnej porze Å›pieszÄ…cy siÄ™ do pracy. Co siÄ™ dziwić, byÅ‚a dopiero siódma rano i pewnie spora liczba mieszkaÅ„ców jeszcze spaÅ‚a. On sam chÄ™tnie po wylegiwaÅ‚by siÄ™ w łóżku, najlepiej ze swoimi partnerami, którzy tej nocy odmówili mu seksu. Niech sobie nie wyobrażajÄ…, że przez caÅ‚Ä… ciążę tak bÄ™dzie. Nie jest przecież chory!
Daniel zaparkował przed budynkiem z dużą tabliczką na drzwiach informującą o tym, że to jest przychodnia i w jakich godzinach jest czynna. Odwrócił się do Christiana, który siedział na tylnym siedzeniu z Martinem.
– Gotowy?
– Nie wiem. Tak szybko siÄ™ wszystko dzieje. Mam wrażenie, że chwilÄ™ temu uciekaÅ‚em, a teraz mam nie tylko partnerów, ale i mogÄ™ mieć dziecko.
– Nie jesteÅ› sam. JesteÅ›my z tobÄ…. – Martin pocaÅ‚owaÅ‚ go w czoÅ‚o. – Idziemy. Pan doktor na ciebie czeka. I mam nadziejÄ™, że jest stary i pomarszczony.
>center>* * *
Luis przekręcił się w łóżku i przeciągnął. Otworzył oczy i wystraszył się siedzącej przed nim postaci.
– ZabijÄ™ ciÄ™ za straszenie mnie.
– No wreszcie siÄ™ obudziÅ‚eÅ›. Za godzinÄ™ masz być na uczelni, a chcÄ™ pogadać – powiedziaÅ‚a sieÂdzÄ…ca na łóżku po turecku Sonia.
– Co ty tu robisz? – PodciÄ…gnÄ…Å‚ siÄ™ do góry, a że siostra siedziaÅ‚a na koÅ‚drze, ta zostaÅ‚a w miejÂscu i odsÅ‚oniÅ‚a jego nagie ciaÅ‚o.
– O, brat. Musisz pogratulować naturze za obdarzenie ciÄ™ tak hojnie. – WyszczerzyÅ‚a siÄ™.
– O czym ty... – SpojrzaÅ‚ na niÄ…, a potem podążyÅ‚ za jej wzrokiem. Cholera. Jak dobrze, że nie miaÅ‚ wzwodu. ZÅ‚apaÅ‚ za przykrycie i pociÄ…gnÄ…Å‚ na siebie. – ZÅ‚aź!
– Nie wiedziaÅ‚am, że sypiasz nago. – WyciÄ…gnęła spod siebie koÅ‚drÄ™.
– Zamknij siÄ™ i spadaj! – KrzyknÄ…Å‚ zawstydzony. – No, co siÄ™ gapisz?
– Nadal nie wiem jak możesz nosić te wÅ‚osiska na klacie i brzuchu. Wszyscy faceci powinni siÄ™ depilować.
– A wszystkie kobiety powinny być Å‚yse – odwarknÄ…Å‚. – Czego chcesz?
– Nikt nas nie Å›ledzi.
– Co?
– WstaÅ‚am, wyjrzaÅ‚am przez okno i nikogo nie ma. Wczoraj byÅ‚ jakiÅ› facet, a dziÅ› nikt siÄ™ koÅ‚o domu nie krÄ™ci. BojÄ™ siÄ™, że znaleźli Christiana. – W jej oczach pojawiÅ‚y siÄ™ Å‚zy.
– Na pewno nie. To mÄ…dry chÅ‚opak. – DrżącÄ… rÄ™kÄ… przesunÄ…Å‚ po swych bardzo krótko obciÄ™tych, czarnych wÅ‚osach. Grube brwi Luisa zmarszczyÅ‚y siÄ™. – Nie daÅ‚by siÄ™ zÅ‚apać. Znasz go. – PróbowaÅ‚ pocieszać siostrÄ™.
– Mam nadziejÄ™, że jest bezpieczny.
– Na pewno jest. Wie, że ojciec go szuka i ten Stone. CzytaÅ‚em o tym biznesmenie. Strasznie nieciekawy typ. Dlatego Chris uciekÅ‚. BaÅ‚ siÄ™ o nas. SÄ…dziÅ‚, że z dala od nas ochroni ciebie i mnie. ZaÅ‚ożę siÄ™, że jak bÄ™dzie bezpieczny, to nas zawiadomi.
– Zastanawiam siÄ™, co on teraz robi. Czy ma, co jeść? Nie miaÅ‚ dużo pieniÄ™dzy i pewnie już mu siÄ™ one skoÅ„czyÅ‚y.
– Teraz pewnie dobrze siÄ™ gdzieÅ› bawi lub smacznie Å›pi – odparÅ‚.
– I pewnie Å›mieje siÄ™, że musimy iść do szkoÅ‚y. – RozeÅ›miaÅ‚a siÄ™ ocierajÄ…c niesfornÄ… Å‚zÄ™. – A swojÄ… drogÄ… jak na uczelni? PytajÄ… o niego?
– Ta. Nawet widzieli, że jest poszukiwany. Moja promotorka pytaÅ‚a czy coÅ› wiem, wiÄ™c poÂwiedziaÅ‚em, że nic. Bo nic nie wiem. – WzruszyÅ‚ ramionami. – A teraz spadaj, muszÄ™ wstać.
– Wstawaj i tak ciÄ™ widziaÅ‚am. – Mimo słów zeszÅ‚a z łóżka i udaÅ‚a siÄ™ prosto do wyjÅ›cia z pokoÂju. Zanim jednak zamknęła za sobÄ… drzwi obejrzaÅ‚a siÄ™ za siebie i rzekÅ‚a: – TÄ™skniÄ™ za nim.
– Ja też. – Bardzo tÄ™skniÅ‚. I bardzo siÄ™ martwiÅ‚. PocieszaÅ‚ siostrÄ™, a kto pocieszy jego? – Gdzie jesteÅ› Chris?
* * *
Pan doktor, wbrew przewidywaniom Martina, nie byÅ‚ wcale stary i pomarszczony. ByÅ‚ to wysoki mężczyzna mierzÄ…cy jakieÅ› metr dziewięćdziesiÄ…t pięć, zdecydowanie byÅ‚ wyższy od nich. Jego szerokie, mÄ™skie ramiona okrywaÅ‚ biaÅ‚y fartuch, a czarne wÅ‚osy postawione do góry wyglÄ…daÅ‚y barÂdzo seksownie, zdaniem Christiana. Co z tego, że miaÅ‚ partnerów? MiaÅ‚ oczy, a patrzenie na wspaÂniaÅ‚ego mężczyznÄ™ jeszcze nikomu nie zaszkodziÅ‚o. ZwÅ‚aszcza, że nie czuÅ‚ do niego pociÄ…gu fiÂzycznego. Po prostu patrzyÅ‚ na niego jak na Å‚adny eksponat. Sheoni coÅ› wspomniaÅ‚a, że zmienny jest samotny. Chris miaÅ‚ nadziejÄ™, że kiedyÅ› pan doktor spotka kogoÅ›, kto go uszczęśliwi ze wzajemÂnoÅ›ciÄ….
– Jestem Craig Raiford. – Lekarz wyciÄ…gnÄ…Å‚ do nich dÅ‚oÅ„, a czarnymi oczami obrysowaÅ‚ caÅ‚Ä… trójkÄ™. – Sheoni, umówiÅ‚a nas tak wczeÅ›nie, gdyż teraz bÄ™dziemy mieć spokój.
Daniel oddaÅ‚ uÅ›cisk i przedstawiÅ‚ siÄ™. MiaÅ‚ nadziejÄ™, że ten facet nie bÄ™dzie dotykaÅ‚ jego ChriÂstiana tam gdzie nie trzeba. Chociaż zdawaÅ‚ sobie sprawÄ™, że przecież musi go dotknąć, raczej mężÂczyzna nie prowadzi bez dotykowej praktyki.
– Mam nadziejÄ™, że zajmiesz siÄ™ naszym partnerem... stosownie – powiedziaÅ‚ Martin. Ten facet byÅ‚ niebezpieczny. ByÅ‚ wolny i miaÅ‚ dotykać Christiana. Zaborczość jego wilka chciaÅ‚a walczyć o to, co jego. Nikt, kto nie jest zwiÄ…zany nie ma prawa obmacywać jego partnerów. Nawet lekarz. BaÅ‚ siÄ™ swojej reakcji i dlatego powiedziaÅ‚: – Ja lepiej zostanÄ™ w poczekalni.
– Boi siÄ™ pan, że zemdleje na widok igÅ‚y? – ZapytaÅ‚ lekarz ukazujÄ…c swoje biaÅ‚e zÄ™by.
– On siÄ™ boi, że jak dotkniesz Christiana, to rozszarpie ci gardÅ‚o – poinformowaÅ‚ Alston.
– Przepraszam, jakiej igÅ‚y? – ZapytaÅ‚ Christian majÄ…c w tej chwili gdzieÅ› zaborczość swoich koÂchanków. BaÅ‚ siÄ™ igieÅ‚. MiaÅ‚ do nich awersjÄ™. ChciaÅ‚ wrócić do domu i tam siÄ™ schować przed zÅ‚ym doktorem, co go chciaÅ‚ kÅ‚uć. OdzywaÅ‚ siÄ™ w nim kilkuletni chÅ‚opiec.
– ZarÄ™czam, że nie bÄ™dÄ™ robiÅ‚ nic, co sprawi, że pan Coleman bÄ™dzie miaÅ‚ ochotÄ™...
– Nasza więź dopiero siÄ™ zawiÄ…zaÅ‚a i lepiej, żeby Martin zostaÅ‚ na zewnÄ…trz, jak masz, chociaż jednym palcem tknąć Christiana. – Niby już mieli siÄ™ uspokoić. Zatwierdzili Chrisa, ale czasem na swej drodze spotykaÅ‚o siÄ™ takich zmiennych, że istoty w nich szalaÅ‚y z zaborczoÅ›ci. I wiedziaÅ‚, że Martin takÄ… spotkaÅ‚. Po ceremonii zaÅ›lubin wszystko siÄ™ uspokoi.
– Dobrze. A was zapraszam do Å›rodka. – Lekarz również przeszedÅ‚ na „ty”, skoro ten brunet tak zrobiÅ‚.
– Jakiej igÅ‚y? – Martin jeszcze usÅ‚yszaÅ‚ pytanie zmiennego smoka zanim zamknęły siÄ™ za nimi drzwi. UsiadÅ‚ na dwuosobowej kanapie i wziÄ…Å‚ do rÄ™ki, ze stojÄ…cego obok okrÄ…gÅ‚ego stolika, koloroÂwÄ… gazetÄ™. Nie wiedziaÅ‚ ile potrwa badanie, to sobie poczyta o... SpojrzaÅ‚ na artykuÅ‚, o zdrowym odÂżywianiu.
* * *
LeżaÅ‚ na kozetce ze strachem w oczach obserwujÄ…c, jak lekarz zbliża siÄ™ do niego z przeklÄ™tÄ… igÅ‚Ä…. ZÅ‚apaÅ‚ za rÄ™kÄ™ stojÄ…cego obok Daniela i zacisnÄ…Å‚ powieki. WidzÄ…c to Craig pokrÄ™ciÅ‚ z rozbaÂwieniem gÅ‚owÄ….
– Nie ma Laury, pielÄ™gniarki, ale myÅ›lÄ™, że mam na tyle zwinne i delikatne palce, że nic ciÄ™ nie zaboli. – Craig pochyliÅ‚ siÄ™ i wbiÅ‚ igÅ‚Ä™ w uprzednio zdezynfekowane miejsce. – PotrzebujÄ™ trochÄ™ krwi do badania. O, gotowe.
Christian otworzył oczy i poluźnił uścisk na ręku Daniela, co ten przyjął z ulgą.
– Już? – zapytaÅ‚ blady jak Å›mierć chÅ‚opak.
– Tak, a czego siÄ™ spodziewaÅ‚eÅ›? – Lekarz podpisaÅ‚ i zabezpieczyÅ‚ próbkÄ™ krwi. – Jutro bÄ™dzieÂmy mieć stu procentowÄ… pewność, ale i tak już dziÅ› siÄ™ wszystkiego dowiemy. Zdejmij koszulkÄ™ zbadam ciÄ™ i zrobiÄ™ usg – mówiÅ‚ Raiford biorÄ…c w rÄ™ce stetoskop.
– Czy nie dziwi ciÄ™, że mężczyzna jest w ciąży? – SpytaÅ‚ Chris pozwalajÄ…c siÄ™ zbadać.
– Dużo wiem o diamentowych smokach i ogólnie o smokach. Mężczyzna zrodzony z kobiety otrzymuje po niej dar. Tak piszÄ… na wielu stronach zmiennych. A teraz cisza. To znaczy oddychać możesz. – ZaÅ›miaÅ‚ siÄ™, kiedy zmienny smok wstrzymaÅ‚ oddech. StaraÅ‚ siÄ™ nie za bardzo dotykać dÅ‚oniÄ… Christiana, gdyż widziaÅ‚ twardy wzrok Daniela. Może byÅ‚oby lepiej jakby ten zmienny też wyszedÅ‚. CeniÅ‚ sobie swoje życie.
Daniel patrzyÅ‚ na badanie i staraÅ‚ siÄ™ utrzymać swojego wilka w spokoju. PostanowiÅ‚, że już juÂtro sprowadzi tu kogoÅ› ze Starszyzny i odbÄ™dÄ… ceremoniÄ™. Nie ma sensu czekać skoro on i Martin zatwierdzili Chrisa. On miaÅ‚ ich znaki na ramieniu i oni chcieli mieć jego. ZamyÅ›liÅ‚ siÄ™ o tym, co juÂtro planuje i dopiero, kiedy Chris ponownie chwyciÅ‚ go za dÅ‚oÅ„ mógÅ‚ ujrzeć, jak Craig smaruje brzuch jego partnera żelem, a potem uruchamia USG.
– To zobaczymy czy już coÅ› widać.
– A widać? Po dwóch dniach? – Zmienny smok uniósÅ‚ z niedowierzaniem brwi.
– WidzÄ™, że niewiele wiesz o swej rasie. Tak, bÄ™dzie widać. Dziecko bÄ™dzie szybko rosÅ‚o i siÄ™ rozwijaÅ‚o. Musi. Ciąża zmiennych nie trwa tak jak ludzka nawet, kiedy sÄ… w ludzkiej postaci.
– To ile moja bÄ™dzie trwać? – ZapytaÅ‚ przeÅ‚ykajÄ…c Å›linÄ™. – OczywiÅ›cie jak jestem w ciąży. – PróÂbowaÅ‚ spojrzeć na monitor, ale nic tam nie widziaÅ‚.
– Za trzy miesiÄ…ce bÄ™dziesz trzymaÅ‚ maleÅ„stwo na rÄ™kach – odpowiedziaÅ‚ lekarz patrzÄ…c na maÅ‚y punkcik na ekranie.
Pod Danielem ugięły się nogi. U wilczych zmiennych ciąża trwa pięć miesięcy. Tu trzy i za trzy miesiące będzie ojcem. Czy to znaczy już nim jest?
– MogÄ™ wam...
– Zaraz. Cokolwiek chcesz nam powiedzieć Martin musi przy tym być. – Daniel przerwaÅ‚ lekarzowi. PodszedÅ‚ do drzwi i uchyliÅ‚ je woÅ‚ajÄ…c drugiego alfÄ™.
– Już? – Martin wszedÅ‚ do gabinetu. UjrzaÅ‚ pół nagiego Chrisa i lekarza, który coÅ› mu robiÅ‚ przy brzuchu. ZawarczaÅ‚, a wtedy ramiona Daniela objęły go od tyÅ‚u.
– On go tylko bada. PamiÄ™taj, kochanie. – PocaÅ‚owaÅ‚ go w szyjÄ™. Dla niego urocza byÅ‚a ta zaÂborczość. KtoÅ›, kto chciaÅ‚ Chrisa odrzucić, teraz szaleje, by nie dopuÅ›cić obcego na swój teren.
– Wiem, ale mój wilk jest silny.
– Podejdźcie tu panowie. – Lekarz nic sobie nie robiÅ‚ z tego jak zachowuje siÄ™ Martin. Gdyby miaÅ‚ tak uroczego partnera sam, by go chciaÅ‚ schować przed Å›wiatem. – Zobaczcie. – WskazaÅ‚ na monitor. – Ta maÅ‚a kuleczka to wasze... – Craig zmarszczyÅ‚ brwi. PrzesunÄ…Å‚ gÅ‚owicÄ™, którÄ… jeździÅ‚ po brzuchu.
– Co siÄ™ staÅ‚o? – Zaniepokojony Chris napiÄ…Å‚ siÄ™.
– Leż spokojnie. To nic zÅ‚ego. – UÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™, a jego oczy bÅ‚yszczaÅ‚y, kiedy spojrzaÅ‚ na trójkÄ™ mężczyzn. – GratulujÄ™ trojaczków panowie.