Jedwabny szal 7
Dodane przez Aquarius dnia Wrze¶nia 12 2015 19:40:21


Przebywanie z Justinem było dość przyjemnym spędzeniem czasu. Mężczyzna nie odzywał się za wiele, ale to pozwalało Christianowi zatonąć w świat swoich myśli. Prawdopodobieństwo ciąży było bardzo duże. Lecz czy dwa dni wystarczyły na to? Już była możliwość dowiedzenia się tego? W takim razie jak długo trwa ciąża człowieka-smoka? Tak czasami siebie nazywał.
Justin przyglądał się, jak młody zmienny gładzi swój brzuch. Słyszał, co w domu mówiono. She­oni ciągle powtarzała, że być może Chris będzie miał dziecko, bo ona tak czuje. I po jego zachowa­niu, a bratowa robiła tak samo, mógł się o tym przekonać.
– JesteÅ› w ciąży? – ZapytaÅ‚ prostujÄ…c siÄ™ w fotelu. Obaj siedzieli w salonie nie bÄ™dÄ…c niepokojo­nymi przez Martina i Jacoba, który przyjechaÅ‚ z Justinem. Mężczyźni rozmawiali w gabinecie, a ich bliscy wybrali peÅ‚en sÅ‚oÅ„ca salon.
– Nie wiem. I nie wiem jak siÄ™ mogÄ™ tego dowiedzieć. Martin mówi, żeby poczekać na Daniela.
– Sheoni ci wszystko powie. Wybierzcie siÄ™ do niej.
– Mam taki zamiar. Sama myÅ›l, że to ja jestem przy nadziei napawa mnie strachem. Jestem męż­czyznÄ…. To dar mojej rasy. Mojej matki. ByÅ‚em zrodzony z kobiety i mam ten dar, ale nie wiem jak to bÄ™dzie. – PochyliÅ‚ siÄ™ biorÄ…c kubek z gorÄ…cÄ… herbatÄ…. PopatrzyÅ‚ na pÅ‚yn w Å›rodku i wciÄ…gnÄ…Å‚ po­maraÅ„czowy zapach. – Justin... – przeniósÅ‚ wzrok na towarzysza – dlaczego potrafisz rozmawiać ze mnÄ…, a z innymi nie?
Chłopak wzruszył ramionami i opuścił wzrok na swoje kolana.
– Nie wiem. – WiÄ™cej nic nie powiedziaÅ‚.
– Jak bÄ™dziesz gotów ze mnÄ… porozmawiać, to wal Å›miaÅ‚o. Teraz już sam wiem, że nieraz warto siÄ™ komuÅ› zwierzyć. – UÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ do niego wciskajÄ…c siÄ™ gÅ‚Ä™biej w wygodny fotel i kÅ‚adÄ…c nogi pod siebie.
– Wiem. Ale nie potrafiÄ™. Zatopienie siÄ™ w moim Å›wiecie jest... bezpieczniejsze – wyszeptaÅ‚ Ju­stin chowajÄ…c twarz za kubkiem.
Christian już wiedział, że coś bardzo złego spotkało tego zmiennego wilka. Przez to nie chciał go naciskać. Po prostu spędzą czas razem. A kto wie może narodzi się z tego wielka przyjaźń. To mu przypomniało o Luisie i Sonii. Dwojgu ludziach tak mu oddanych.
– ZostawiÅ‚em w mieÅ›cie przyjaciół – wyznaÅ‚. – Brak mi ich, ale nie mogÄ™ narażać sfory na nie­bezpieczeÅ„stwo i ich na poznanie prawdy.
– SÄ… ludźmi? – ZapytaÅ‚ Justin, a gdy towarzysz to potwierdziÅ‚ kontynuowaÅ‚ dalej: – W Camas lu­dzie o nas wiedzÄ…. Nie wszyscy, ale wiÄ™kszość tak. To maÅ‚e miasteczko, miÅ‚a spoÅ‚eczność.
– Ja... bojÄ™ siÄ™ reakcji moich przyjaciół. BojÄ™ siÄ™, że bÄ™dÄ™ dla nich potworem. Poza tym nie chcÄ™ ich narażać na niebezpieczeÅ„stwo. Stone jest bardzo zÅ‚ym zmiennym.
– Jak bardzo chciaÅ‚byÅ› zobaczyć swoich przyjaciół? – ZapytaÅ‚ Daniel stojÄ…c w progu. Wszystko sÅ‚yszaÅ‚. I obiecaÅ‚ sobie sprowadzić tutaj jego bliskich. Tylko musiaÅ‚ pomyÅ›leć jak to zrobić, by ni­kogo nie narazić na niebezpieczeÅ„stwo.
– Może najpierw przyjdziesz i siÄ™ przywitasz. – Christian wyciÄ…gnÄ…Å‚ do niego rÄ™kÄ™. Przez tyle godzin zdążyÅ‚ siÄ™ za nim stÄ™sknić.
– A byÅ‚eÅ› grzeczny?
– Na tyle na ile mi pozwalaÅ‚ Martin. – PuÅ›ciÅ‚ mu oczko, kÄ…tem oka widzÄ…c zażenowanie Justina. Kiedy czuÅ‚ siÄ™ bezpiecznie i dobrze, to Christian nie byÅ‚ biednÄ…, pÅ‚aczliwÄ… osobÄ…. SÄ™k w tym, że tak siÄ™ czuÅ‚ w domu ludzkich przyjaciół i dopiero tutaj. W swoim domu. Tak Arkadia staÅ‚a siÄ™ jego do­mem. TrochÄ™ obawiaÅ‚ siÄ™, jak przyjmie go sfora, ale byÅ‚ dobrej myÅ›li. ZamruczaÅ‚, kiedy Daniel po­chyliÅ‚ siÄ™ nad nim i pocaÅ‚owaÅ‚ go czule biorÄ…c jego dolnÄ… wargÄ™ w swoje i lekko jÄ… ssÄ…c. ChciaÅ‚ po­gÅ‚Ä™bić pocaÅ‚unek, ale partner siÄ™ odsunÄ…Å‚. Na pożegnanie trÄ…cajÄ…c nosem jego nos.
– Jak siÄ™ czujesz? – UkucnÄ…Å‚ przed nim. Od chwili, gdy domyÅ›liÅ‚ siÄ™, iż jego piÄ™kny Chris może być w ciąży, siedziaÅ‚ w swoim biurowcu jak na szpilkach. Tak bardzo chciaÅ‚ być przy swoich partne­rach.
– Dobrze.
– Martin w gabinecie? – Za nim też siÄ™ stÄ™skniÅ‚. NajchÄ™tniej to zamknÄ…Å‚by siÄ™ z nimi w domu i im towarzyszyÅ‚. Cóż, jutro on zostaje przy Chrisie, a Martin musi jechać do swojej sfory. Za kilka dni zamieszkajÄ… tu wszyscy razem. CaÅ‚e szczęście, że planowaÅ‚ to od dawna. Nie wzbudzi to niczy­ich podejrzeÅ„, że dwie watahy wynoszÄ… siÄ™ z miasta, Å‚Ä…czÄ…c w jednÄ….
– Idź do niego i przyprowadź go. ChcÄ™ jechać do Sheoni. – WidzÄ…c uniesione brwi Daniela, do­daÅ‚: – Ona wie wszystko o ciąży. A Martin mówiÅ‚, że jej lekarz może mnie zbadać. ChcÄ™ to zrobić jeszcze dzisiaj.
– Też tego chcÄ™. – UcaÅ‚owaÅ‚ go jeszcze raz i jakby skrzydÅ‚a go niosÅ‚y poszedÅ‚ do drugiego part­nera.
Chris uśmiechnął się do Justina, a ten nieśmiało oddał uśmiech.

* * *


Jacob z zainteresowaniem obserwował czułości Martina i Daniela. To jak się całują, a później opierają czoła o siebie. Więź partnerska wiele daje, ale tu też wyraźnie widział, że mężczyźni po prostu są sobie oddani pod każdym względem. Nawet bez więzi kochali by się i działali na siebie.
– Mam nowiny i nasz nowy przyjaciel może ich wysÅ‚uchać – powiedziaÅ‚ Daniel odrywajÄ…c siÄ™ w koÅ„cu od partnera. UsiadÅ‚ na brzegu biurka. – Za trzy dni bÄ™dzie przyjÄ™cie z okazji ceremonii paro­wania. Wszystko zaÅ‚atwiÅ‚em. Jeden ze Starszych przyjedzie i umocni naszÄ… więź.
– Christian wie o tym? – ZapytaÅ‚ Coleman.
– Jeszcze nie. UznaÅ‚em, że powiemy mu o tym obaj. – WziÄ…Å‚ go za rÄ™kÄ™. – OczywiÅ›cie po wizy­cie u Sheoni.
– U mojej partnerki? – Zaciekawiony Jacob uniósÅ‚ brwi.
– Musimy siÄ™ wszystkiego dowiedzieć o jej lekarzu, zrobić badania i upewnić siÄ™, że Chris jest w ciąży – powiedziaÅ‚ z dumÄ… w gÅ‚osie Daniel.
Jacob uśmiechnął się szeroko i wstał. Wyciągnął rękę do obu alf, a ci po kolei oddali uścisk.
– ZadzwoniÄ™ do Sheoni i powiem, że bÄ™dziemy mieli goÅ›ci. Bardzo siÄ™ ucieszy. WÅ‚aÅ›ciwie to czeka na tÄ™ wiadomość z niecierpliwoÅ›ciÄ…. Nie powiem jej wszystkiego Chris sam to zrobi. Cho­ciaż ona ma przeczucie, że w okolicy pojawi siÄ™ nowy maleÅ„ki zmienny.

* * *


Godzinę później Sheoni, której partner nie zdradził celu wizyty, jak tylko zobaczyła Christiana wiedziała wszystko. Jej kocia natura potrafiła rozpoznać, kiedy ktoś był przy nadziei. Ze wzruszenia łzy stanęły jej w oczach. Tak mało zmiennych się teraz rodziło, a do tego Chris był mężczyzną. Tym bardziej upewniło ją, że natura nie pozwoli na całkowite wyginięcie paranormalnych. Znajdzie sposób, aby dany gatunek przetrwał. Serdecznie uściskała chłopaka.
– Już widzÄ™ jak nasze dzieci bawiÄ… siÄ™ razem. – Sfora Langstona byÅ‚a nie tylko rodzinÄ… we wÅ‚a­snym krÄ™gu, lecz staraÅ‚a siÄ™ żyć z innymi w zgodzie. Wiele gatunków broniÅ‚o swych terenów, nie dopuszczaÅ‚o innych do siebie, ale nie oni. Dlatego bardzo siÄ™ cieszyli, że ArkadiÄ™ kupili tak za­cne i mÄ…dre alfy.
– ChciaÅ‚bym, żebyÅ› mi pomogÅ‚a.
– WidzÄ™, że jesteÅ› przerażony. – ZgromiÅ‚a wzrokiem jego partnerów. Czy oni nie widzieli, jak Chris siÄ™ boi? Powinni być dla niego podporÄ….
– Nie mniej nic do nich. Nie powiedziaÅ‚em im wszystkiego. ZresztÄ… kilka godzin temu... dopie­ro... – plÄ…taÅ‚ siÄ™ w sÅ‚owach nie wiedzÄ…c, co ma w nich wyrazić. – Czy dwa dni to nie maÅ‚o, by okreÅ›lić mój stan?
– Nie stójmy w holu. Najpierw usiÄ…dźmy. ProponujÄ™ gabinet Jacoba, tam jest cisza i spokój, wtedy porozmawiamy. – WskazaÅ‚a rÄ™kÄ… wejÅ›cie do pomieszczenia ukrytego gÅ‚Ä™biej w domu.
– Czego nam nie powiedziaÅ‚eÅ›? – Martin poÅ‚ożyÅ‚ mu rÄ™kÄ™ na plecach prowadzÄ…c do pokoju. Da­niel szedÅ‚ z drugiej strony trzymajÄ…c Chrisa za rÄ™kÄ™.
– Tego, co już wiecie, że siÄ™ bojÄ™ jak cholera – odpowiedziaÅ‚ czujÄ…c ich opiekÄ™ i miÅ‚ość. Dawniej jak mama opowiadaÅ‚a mu o partnerstwie i wielkiej miÅ‚oÅ›ci, która nigdy nie umiera i trwa zawsze, nie wierzyÅ‚ w to. Nie rozumiaÅ‚ jak można tak od razu kogoÅ› pokochać. To dla niego byÅ‚o niewy­obrażalne, sztuczne. Przecież uczucia nie pojawiajÄ… siÄ™ od tak z powietrza. Teraz wiedziaÅ‚, że to siÄ™ dzieje. Przychodzi Å‚atwo jak oddychanie, a po zatwierdzeniu wybucha z ogromnÄ… siÅ‚Ä… godnÄ… zburzyć caÅ‚e miasta. ZresztÄ… Christian i tak odnosiÅ‚ wrażenie, że pokochaÅ‚by swoich partnerów nawet bez wiÄ™zi partnerstwa.
Sheoni usiadła razem z Christianem i swym partnerem na długiej, czarnej kanapie. Wzięła dłoń Christiana w swoją.
– Kiedy ja zaszÅ‚am w wymarzonÄ… ciążę, to byÅ‚ ogromny strach, ale i radość. DÅ‚ugo nie mogÅ‚am począć dziecka. Tobie siÄ™ to udaÅ‚o bardzo szybko ze wzglÄ™du na twój inny cykl powtarzajÄ…cy siÄ™ tyl­ko raz do roku. Kobieta, nawet zmienna ma szansÄ™, jako czÅ‚owiek, co miesiÄ…c na poczÄ™cie. Ty nie. Dlatego twój organizm przyjÄ…Å‚ natychmiastowo nasienie partnerów. Ciesz siÄ™. Jutro twoi partnerzy zabiorÄ… ciÄ™ do mojego lekarza. Ma gabinet w miasteczku. ZadzwoniÄ™ do niego i was umówiÄ™. On ci wszystko powie. Uwierz, nie takie rzeczy robiÅ‚.
– To zmienny? – ZapytaÅ‚ Daniel.
– Tak. Zmienny tygrysa.
– Wolny czy ma partnera? – Tym razem zapytaÅ‚ Martin, a jego wilk zawarczaÅ‚ z zazdroÅ›ci.
– Wolny i bardzo samotny, ale to lekarz i macie mu pozwolić go dotknąć i zbadać – wtrÄ…ciÅ‚ Ja­cob. – Nie zrobi nic waszemu partnerowi i nie odbierze go wam. Chris na caÅ‚e kilometry pachnie waszym zapachem. Wszyscy tutaj wiedzÄ…, że nie jest już wolny.
– ZazdroÅ›nicy. – Zmienny smok puÅ›ciÅ‚ im oczko, a jego kochankowie odchrzÄ…knÄ™li udajÄ…c, że interesujÄ… ich meble w gabinecie pochodzÄ…ce z koÅ„ca dziewiÄ™tnastego wieku. W ogóle antyki byÅ‚y tutaj wszÄ™dzie. Nawet duży zegar nad kanapÄ… zostaÅ‚ niedawno odrestaurowany.
– Sheoni, ale ty jesteÅ› kobietÄ…. Jak ja mam urodzić? – SpytaÅ‚ siÄ™ Chris zmiennej pantery.
– Cesarskie ciÄ™cie – odpowiedziaÅ‚a w dwóch sÅ‚owach.
– Co?! - PisnÄ…Å‚.
– Nie bój siÄ™. Przecież każdy zmienny ma w wiÄ™kszym czy mniejszym stopniu wyksztaÅ‚cony dar samoleczenia. Z tego, co wiem, ty masz bardzo silny dar. Twoje ciaÅ‚o po jednym dniu bÄ™dzie bez skazy.
Chris skinął głową trochę uspokojony. Potrzebował tej krótkiej rozmowy, ale i tak teraz wstydził się, że przyciągnął tu partnerów. Mógł po prostu zadzwonić do kobiety. Powiedział im to jak już byli w swoim domu. A oni się roześmieli i przytulili go. Uwielbiał jak są całą trójką razem i się tulą. Czuł się wtedy taki bezpieczny. I miał wielką nadzieję, że oni też są przy nim bezpieczni.

* * *


Następnego ranka Martin zgłosił Tomasowi, że się spóźni i obaj z Danielem zabrali Christiana do lekarza w miasteczku. Nie chcieli za bardzo go jeszcze pokazywać publicznie, nigdy nie wiado­mo kto go może zobaczyć i donieść Stoneowi. Dopóki nie mieli oficjalnej ceremonii tym bardziej woleli go trzymać z dala od innych. Po powrocie do domu zamierzali mu powiedzieć o małej uro­czystości.
Christian z zaciekawieniem rozglądał się po uliczkach miasteczka i rejestrował kolejne budynki. Sklep, biuro tłumaczeń, bar, fryzjer, kolejny sklep, ale tym razem z ubraniami. Wszystko obok sie­bie lub po dwóch stronach ulic. Były też budynki mieszkalne oraz szkoła. A w oddali na końcu mia­sta ratusz, i gdzieś tam za nim majaczyła kościelna wieża. Od czasu do czasu minął ich jakiś samo­chód, a po chodnikach chodzili ludzie za pewne o tak wczesnej porze śpieszący się do pracy. Co się dziwić, była dopiero siódma rano i pewnie spora liczba mieszkańców jeszcze spała. On sam chętnie po wylegiwałby się w łóżku, najlepiej ze swoimi partnerami, którzy tej nocy odmówili mu seksu. Niech sobie nie wyobrażają, że przez całą ciążę tak będzie. Nie jest przecież chory!
Daniel zaparkował przed budynkiem z dużą tabliczką na drzwiach informującą o tym, że to jest przychodnia i w jakich godzinach jest czynna. Odwrócił się do Christiana, który siedział na tylnym siedzeniu z Martinem.
– Gotowy?
– Nie wiem. Tak szybko siÄ™ wszystko dzieje. Mam wrażenie, że chwilÄ™ temu uciekaÅ‚em, a teraz mam nie tylko partnerów, ale i mogÄ™ mieć dziecko.
– Nie jesteÅ› sam. JesteÅ›my z tobÄ…. – Martin pocaÅ‚owaÅ‚ go w czoÅ‚o. – Idziemy. Pan doktor na ciebie czeka. I mam nadziejÄ™, że jest stary i pomarszczony.

>center>* * *

Luis przekręcił się w łóżku i przeciągnął. Otworzył oczy i wystraszył się siedzącej przed nim postaci.
– ZabijÄ™ ciÄ™ za straszenie mnie.
– No wreszcie siÄ™ obudziÅ‚eÅ›. Za godzinÄ™ masz być na uczelni, a chcÄ™ pogadać – powiedziaÅ‚a sie­dzÄ…ca na łóżku po turecku Sonia.
– Co ty tu robisz? – PodciÄ…gnÄ…Å‚ siÄ™ do góry, a że siostra siedziaÅ‚a na koÅ‚drze, ta zostaÅ‚a w miej­scu i odsÅ‚oniÅ‚a jego nagie ciaÅ‚o.
– O, brat. Musisz pogratulować naturze za obdarzenie ciÄ™ tak hojnie. – WyszczerzyÅ‚a siÄ™.
– O czym ty... – SpojrzaÅ‚ na niÄ…, a potem podążyÅ‚ za jej wzrokiem. Cholera. Jak dobrze, że nie miaÅ‚ wzwodu. ZÅ‚apaÅ‚ za przykrycie i pociÄ…gnÄ…Å‚ na siebie. – ZÅ‚aź!
– Nie wiedziaÅ‚am, że sypiasz nago. – WyciÄ…gnęła spod siebie koÅ‚drÄ™.
– Zamknij siÄ™ i spadaj! – KrzyknÄ…Å‚ zawstydzony. – No, co siÄ™ gapisz?
– Nadal nie wiem jak możesz nosić te wÅ‚osiska na klacie i brzuchu. Wszyscy faceci powinni siÄ™ depilować.
– A wszystkie kobiety powinny być Å‚yse – odwarknÄ…Å‚. – Czego chcesz?
– Nikt nas nie Å›ledzi.
– Co?
– WstaÅ‚am, wyjrzaÅ‚am przez okno i nikogo nie ma. Wczoraj byÅ‚ jakiÅ› facet, a dziÅ› nikt siÄ™ koÅ‚o domu nie krÄ™ci. BojÄ™ siÄ™, że znaleźli Christiana. – W jej oczach pojawiÅ‚y siÄ™ Å‚zy.
– Na pewno nie. To mÄ…dry chÅ‚opak. – DrżącÄ… rÄ™kÄ… przesunÄ…Å‚ po swych bardzo krótko obciÄ™tych, czarnych wÅ‚osach. Grube brwi Luisa zmarszczyÅ‚y siÄ™. – Nie daÅ‚by siÄ™ zÅ‚apać. Znasz go. – PróbowaÅ‚ pocieszać siostrÄ™.
– Mam nadziejÄ™, że jest bezpieczny.
– Na pewno jest. Wie, że ojciec go szuka i ten Stone. CzytaÅ‚em o tym biznesmenie. Strasznie nieciekawy typ. Dlatego Chris uciekÅ‚. BaÅ‚ siÄ™ o nas. SÄ…dziÅ‚, że z dala od nas ochroni ciebie i mnie. ZaÅ‚ożę siÄ™, że jak bÄ™dzie bezpieczny, to nas zawiadomi.
– Zastanawiam siÄ™, co on teraz robi. Czy ma, co jeść? Nie miaÅ‚ dużo pieniÄ™dzy i pewnie już mu siÄ™ one skoÅ„czyÅ‚y.
– Teraz pewnie dobrze siÄ™ gdzieÅ› bawi lub smacznie Å›pi – odparÅ‚.
– I pewnie Å›mieje siÄ™, że musimy iść do szkoÅ‚y. – RozeÅ›miaÅ‚a siÄ™ ocierajÄ…c niesfornÄ… Å‚zÄ™. – A swojÄ… drogÄ… jak na uczelni? PytajÄ… o niego?
– Ta. Nawet widzieli, że jest poszukiwany. Moja promotorka pytaÅ‚a czy coÅ› wiem, wiÄ™c po­wiedziaÅ‚em, że nic. Bo nic nie wiem. – WzruszyÅ‚ ramionami. – A teraz spadaj, muszÄ™ wstać.
– Wstawaj i tak ciÄ™ widziaÅ‚am. – Mimo słów zeszÅ‚a z łóżka i udaÅ‚a siÄ™ prosto do wyjÅ›cia z poko­ju. Zanim jednak zamknęła za sobÄ… drzwi obejrzaÅ‚a siÄ™ za siebie i rzekÅ‚a: – TÄ™skniÄ™ za nim.
– Ja też. – Bardzo tÄ™skniÅ‚. I bardzo siÄ™ martwiÅ‚. PocieszaÅ‚ siostrÄ™, a kto pocieszy jego? – Gdzie jesteÅ› Chris?

* * *


Pan doktor, wbrew przewidywaniom Martina, nie był wcale stary i pomarszczony. Był to wysoki mężczyzna mierzący jakieś metr dziewięćdziesiąt pięć, zdecydowanie był wyższy od nich. Jego szerokie, męskie ramiona okrywał biały fartuch, a czarne włosy postawione do góry wyglądały bar­dzo seksownie, zdaniem Christiana. Co z tego, że miał partnerów? Miał oczy, a patrzenie na wspa­niałego mężczyznę jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Zwłaszcza, że nie czuł do niego pociągu fi­zycznego. Po prostu patrzył na niego jak na ładny eksponat. Sheoni coś wspomniała, że zmienny jest samotny. Chris miał nadzieję, że kiedyś pan doktor spotka kogoś, kto go uszczęśliwi ze wzajem­nością.
– Jestem Craig Raiford. – Lekarz wyciÄ…gnÄ…Å‚ do nich dÅ‚oÅ„, a czarnymi oczami obrysowaÅ‚ caÅ‚Ä… trójkÄ™. – Sheoni, umówiÅ‚a nas tak wczeÅ›nie, gdyż teraz bÄ™dziemy mieć spokój.
Daniel oddał uścisk i przedstawił się. Miał nadzieję, że ten facet nie będzie dotykał jego Chri­stiana tam gdzie nie trzeba. Chociaż zdawał sobie sprawę, że przecież musi go dotknąć, raczej męż­czyzna nie prowadzi bez dotykowej praktyki.
– Mam nadziejÄ™, że zajmiesz siÄ™ naszym partnerem... stosownie – powiedziaÅ‚ Martin. Ten facet byÅ‚ niebezpieczny. ByÅ‚ wolny i miaÅ‚ dotykać Christiana. Zaborczość jego wilka chciaÅ‚a walczyć o to, co jego. Nikt, kto nie jest zwiÄ…zany nie ma prawa obmacywać jego partnerów. Nawet lekarz. BaÅ‚ siÄ™ swojej reakcji i dlatego powiedziaÅ‚: – Ja lepiej zostanÄ™ w poczekalni.
– Boi siÄ™ pan, że zemdleje na widok igÅ‚y? – ZapytaÅ‚ lekarz ukazujÄ…c swoje biaÅ‚e zÄ™by.
– On siÄ™ boi, że jak dotkniesz Christiana, to rozszarpie ci gardÅ‚o – poinformowaÅ‚ Alston.
– Przepraszam, jakiej igÅ‚y? – ZapytaÅ‚ Christian majÄ…c w tej chwili gdzieÅ› zaborczość swoich ko­chanków. BaÅ‚ siÄ™ igieÅ‚. MiaÅ‚ do nich awersjÄ™. ChciaÅ‚ wrócić do domu i tam siÄ™ schować przed zÅ‚ym doktorem, co go chciaÅ‚ kÅ‚uć. OdzywaÅ‚ siÄ™ w nim kilkuletni chÅ‚opiec.
– ZarÄ™czam, że nie bÄ™dÄ™ robiÅ‚ nic, co sprawi, że pan Coleman bÄ™dzie miaÅ‚ ochotÄ™...
– Nasza więź dopiero siÄ™ zawiÄ…zaÅ‚a i lepiej, żeby Martin zostaÅ‚ na zewnÄ…trz, jak masz, chociaż jednym palcem tknąć Christiana. – Niby już mieli siÄ™ uspokoić. Zatwierdzili Chrisa, ale czasem na swej drodze spotykaÅ‚o siÄ™ takich zmiennych, że istoty w nich szalaÅ‚y z zaborczoÅ›ci. I wiedziaÅ‚, że Martin takÄ… spotkaÅ‚. Po ceremonii zaÅ›lubin wszystko siÄ™ uspokoi.
– Dobrze. A was zapraszam do Å›rodka. – Lekarz również przeszedÅ‚ na „ty”, skoro ten brunet tak zrobiÅ‚.
– Jakiej igÅ‚y? – Martin jeszcze usÅ‚yszaÅ‚ pytanie zmiennego smoka zanim zamknęły siÄ™ za nimi drzwi. UsiadÅ‚ na dwuosobowej kanapie i wziÄ…Å‚ do rÄ™ki, ze stojÄ…cego obok okrÄ…gÅ‚ego stolika, koloro­wÄ… gazetÄ™. Nie wiedziaÅ‚ ile potrwa badanie, to sobie poczyta o... SpojrzaÅ‚ na artykuÅ‚, o zdrowym od­żywianiu.

* * *


Leżał na kozetce ze strachem w oczach obserwując, jak lekarz zbliża się do niego z przeklętą igłą. Złapał za rękę stojącego obok Daniela i zacisnął powieki. Widząc to Craig pokręcił z rozba­wieniem głową.
– Nie ma Laury, pielÄ™gniarki, ale myÅ›lÄ™, że mam na tyle zwinne i delikatne palce, że nic ciÄ™ nie zaboli. – Craig pochyliÅ‚ siÄ™ i wbiÅ‚ igÅ‚Ä™ w uprzednio zdezynfekowane miejsce. – PotrzebujÄ™ trochÄ™ krwi do badania. O, gotowe.
Christian otworzył oczy i poluźnił uścisk na ręku Daniela, co ten przyjął z ulgą.
– Już? – zapytaÅ‚ blady jak Å›mierć chÅ‚opak.
– Tak, a czego siÄ™ spodziewaÅ‚eÅ›? – Lekarz podpisaÅ‚ i zabezpieczyÅ‚ próbkÄ™ krwi. – Jutro bÄ™dzie­my mieć stu procentowÄ… pewność, ale i tak już dziÅ› siÄ™ wszystkiego dowiemy. Zdejmij koszulkÄ™ zbadam ciÄ™ i zrobiÄ™ usg – mówiÅ‚ Raiford biorÄ…c w rÄ™ce stetoskop.
– Czy nie dziwi ciÄ™, że mężczyzna jest w ciąży? – SpytaÅ‚ Chris pozwalajÄ…c siÄ™ zbadać.
– Dużo wiem o diamentowych smokach i ogólnie o smokach. Mężczyzna zrodzony z kobiety otrzymuje po niej dar. Tak piszÄ… na wielu stronach zmiennych. A teraz cisza. To znaczy oddychać możesz. – ZaÅ›miaÅ‚ siÄ™, kiedy zmienny smok wstrzymaÅ‚ oddech. StaraÅ‚ siÄ™ nie za bardzo dotykać dÅ‚oniÄ… Christiana, gdyż widziaÅ‚ twardy wzrok Daniela. Może byÅ‚oby lepiej jakby ten zmienny też wyszedÅ‚. CeniÅ‚ sobie swoje życie.
Daniel patrzył na badanie i starał się utrzymać swojego wilka w spokoju. Postanowił, że już ju­tro sprowadzi tu kogoś ze Starszyzny i odbędą ceremonię. Nie ma sensu czekać skoro on i Martin zatwierdzili Chrisa. On miał ich znaki na ramieniu i oni chcieli mieć jego. Zamyślił się o tym, co ju­tro planuje i dopiero, kiedy Chris ponownie chwycił go za dłoń mógł ujrzeć, jak Craig smaruje brzuch jego partnera żelem, a potem uruchamia USG.
– To zobaczymy czy już coÅ› widać.
– A widać? Po dwóch dniach? – Zmienny smok uniósÅ‚ z niedowierzaniem brwi.
– WidzÄ™, że niewiele wiesz o swej rasie. Tak, bÄ™dzie widać. Dziecko bÄ™dzie szybko rosÅ‚o i siÄ™ rozwijaÅ‚o. Musi. Ciąża zmiennych nie trwa tak jak ludzka nawet, kiedy sÄ… w ludzkiej postaci.
– To ile moja bÄ™dzie trwać? – ZapytaÅ‚ przeÅ‚ykajÄ…c Å›linÄ™. – OczywiÅ›cie jak jestem w ciąży. – Pró­bowaÅ‚ spojrzeć na monitor, ale nic tam nie widziaÅ‚.
– Za trzy miesiÄ…ce bÄ™dziesz trzymaÅ‚ maleÅ„stwo na rÄ™kach – odpowiedziaÅ‚ lekarz patrzÄ…c na maÅ‚y punkcik na ekranie.
Pod Danielem ugięły się nogi. U wilczych zmiennych ciąża trwa pięć miesięcy. Tu trzy i za trzy miesiące będzie ojcem. Czy to znaczy już nim jest?
– MogÄ™ wam...
– Zaraz. Cokolwiek chcesz nam powiedzieć Martin musi przy tym być. – Daniel przerwaÅ‚ lekarzowi. PodszedÅ‚ do drzwi i uchyliÅ‚ je woÅ‚ajÄ…c drugiego alfÄ™.
– Już? – Martin wszedÅ‚ do gabinetu. UjrzaÅ‚ pół nagiego Chrisa i lekarza, który coÅ› mu robiÅ‚ przy brzuchu. ZawarczaÅ‚, a wtedy ramiona Daniela objęły go od tyÅ‚u.
– On go tylko bada. PamiÄ™taj, kochanie. – PocaÅ‚owaÅ‚ go w szyjÄ™. Dla niego urocza byÅ‚a ta za­borczość. KtoÅ›, kto chciaÅ‚ Chrisa odrzucić, teraz szaleje, by nie dopuÅ›cić obcego na swój teren.
– Wiem, ale mój wilk jest silny.
– Podejdźcie tu panowie. – Lekarz nic sobie nie robiÅ‚ z tego jak zachowuje siÄ™ Martin. Gdyby miaÅ‚ tak uroczego partnera sam, by go chciaÅ‚ schować przed Å›wiatem. – Zobaczcie. – WskazaÅ‚ na monitor. – Ta maÅ‚a kuleczka to wasze... – Craig zmarszczyÅ‚ brwi. PrzesunÄ…Å‚ gÅ‚owicÄ™, którÄ… jeździÅ‚ po brzuchu.
– Co siÄ™ staÅ‚o? – Zaniepokojony Chris napiÄ…Å‚ siÄ™.
– Leż spokojnie. To nic zÅ‚ego. – UÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™, a jego oczy bÅ‚yszczaÅ‚y, kiedy spojrzaÅ‚ na trójkÄ™ mężczyzn. – GratulujÄ™ trojaczków panowie.