Kiedy Bolek wchodził, powoli odwrócił głowę by na niego spojrzeć. W oczach miał tyle smutku, że Bolkowi aż ścisnęło się serce.
- Marcin… - zaczął Bolek niepewnie, nie wiedząc co ma powiedzieć czy chociaż zrobić.
Pisarz odwrócił głowę wracając do widoku za oknem.
- Tylko jej na mnie zależy – powiedział cicho.
- Mówisz o Marcie?
- Chociaż wiecznie na mnie krzyczy i marudzi jak nie napisze na czas, to jednak zależy jej na mnie. Tylko jej.
- Słyszałeś naszą rozmowę. – Domyślił się Bolek.
- Niewiele się pomyliła w swoich domysłach. Jest naprawdę bystrą kobietą.
Bolek nerwowo przełknął ślinę. Czyżby jednak Janowska miała rację co do samobójczej próby Marcina?
Marcin ciągnął dalej spokojnym, pozbawionym emocji głosem:
- Po mojej próbie samobójczej można było wszystko jakoś ugłaskać, żebym szybko doszedł do równowagi, jednak oni woleli wysłać mnie do zakładu zamkniętego, żeby ich znajomy lekarz nafaszerował mnie psychotropami i innymi świństwami, które by spowodowały, że mogliby mi zrobić pranie mózgu. Brzmi niedorzecznie, prawda? – spojrzał na Bolka. – Niestety to była prawda. Faszerowali mnie lekami, a gdy pojawił się jakiś niepożądany objaw albo efekt uboczny dodawali mi nową chorobę dzięki czemu mieli pretekst by dołożyć kolejne prochy. Aż w końcu straciłem kontakt z rzeczywistością. Miałem omamy i halucynacje. I niewiele brakowało by im się udało. Wiesz co mnie uratowało? Niewielkie winogrono. Ten lekarz któregoś razu udławił się jedzonym właśnie winogronem. Ironią w tym wszystkim jest to, że jedyną osobą która mogła go wtedy uratować był niezrównoważony psychicznie syn jego znajomych. Tak, w trakcie śmierci miał sesję ze mną – dodał widząc zdziwiona minę Bolka. – A ponieważ byłem niebezpieczny, przywiązano mnie pasami do leżanki. Na jego miejsce przyszedł młody lekarz, który nie dał się ani przekupić ani zastraszyć moim starym. On od razu rozpoznał, że nie mam żadnej z tych chorób, które mi przypisywano, a jedynym moim problemem jest najzwyklejsza w świecie depresja. Pomógł mi z niej wyjść, sprawił, że miałem jakiś cel w życiu. Przez całe życie nikt nie zrobił dla mnie tyle, co ten lekarz w ciągu roku. Jednak to, co przeszedłem odcisnęło na mnie swoje piętno. Zamknąłem się w sobie, zacząłem wypierać ze świadomości niewygodne dla mnie rzeczy. Nie chciałem już więcej cierpieć. Zmieniłem się tak, że inni zaczęli mnie traktować jak psychicznego, albo niedorozwoja. Pasowało mi to, bo dzięki temu miałem spokój. Aż do wczorajszego dnia. Nie wiem jak, ale Karolina – Bolek domyślił się, że Marcin mówi o swojej młodszej siostrze – znalazła mnie. Te parę minut, które zostawiłeś mnie samego wystarczyło jej by wylała na mnie kubeł jadu, kiedy zobaczyła, że nie uda jej się mnie przekonać do porzucenia tego żałosnego pisarstwa i powrotu do rodziny. To mnie załamało. Wszystko, co było potem pamiętam jak przez mgłę, jakby to był jakiś koszmar, a nie moje życie. – W tym momencie Marcin poruszył się, krzywiąc się przy tym. Bolek wiedział co to oznacza. Serce zaczęło mu walić jak oszalałe.
- Przepraszam – powiedział podchodząc bliżej – nie chciałem ci zrobić krzywdy…
- Nie przepraszaj. Wprawdzie tyłek boli mnie jak cholera i pewnie przez kilka najbliższych dni będę miał z nim problem, ale to chyba dzięki temu zrezygnowałem z ponownej próby samobójczej. - Bolek drgnął. A więc Janowska nie przesadzała. – Nie bój się – dodał Marcin – Już nie chcę. Wbrew temu, co myśli Marta, nie jestem taki słaby jak wcześniej. Ten seks i to, co usłyszałem z waszej rozmowy, pozwoliły mi się pozbierać. To był naprawdę dobry lekarz, sprawił, że stałem się mocniejszy psychicznie. Niestety – westchnął – trochę się przeliczyłem, jeśli chodzi o moją rodzinę. Ale w sumie nie powinienem być zdziwiony. Odkąd pamiętam, Karolina zawsze była twarda i przebiegła. Kiedy byliśmy mali niejeden chłopak bał się jej, a gdy podrośliśmy, opanował do perfekcji sztukę knowania. I świetnie potrafi odczytywać ludzi.
- Odczytywać ludzi? – Nie rozumiał, co Marcin ma na myśli.
- Bezbłędnie odczytywała mowę ciała rozmówcy i wyczuwała jego nastroje. To sprawiało, że potrafiła dość szybko znaleźć czuły punkt i w niego uderzyć. Dzisiaj nie miała zbyt wiele czasu, więc źle zinterpretowała łączące nas stosunki. Pomyślała, że jesteś moim kochankiem. I uderzyła. Gdyby nie to, że mi na tobie zależy, jej słowa nie odniosły by skutku. Załamałem się. W tamtej chwili znowu pomyślałem o tym by ze sobą skończyć. – Na te słowa serce Bolka zaczęło walić spanikowane. – Znowu pogrążałem się w tym chaosie, który towarzyszył mi wtedy w psychiatryku. Nie pamiętam co robiłem ani co mówiłem.
- Przepraszam, nie wiedziałem… - zaczął Bolek, ale Marcin wszedł mu w słowo.
- Nie przepraszaj, nie masz za co. Właściwie to powinienem ci podziękować. Ten ból, który mi zafundowałeś, sprowadził mój umysł na właściwe miejsce. – Odwrócił głowę w stronę okna, jakby czegoś wypatrywał znowu. – Ironia losu, najbardziej skomplikowana część ludzkiego ciała, która przez wieki ewoluowała tak bardzo, została uratowana przez pierwotną, prymitywną rządzę. – Zamilkł na chwilę.
- Co teraz? – zapytał cicho i niepewnie Bolek.
Marcin odwrócił się do niego i uśmiechając się niepewnie powiedział:
- Będziesz musiał przez parę dni niańczyć mnie jak obłożnie chorego.
- Nie o to mi chodziło…
Marcin spoważniał.
- Nie wiem. Może ona ma rację…
- Kto?
- Karolina.
- W czym niby?
- Że to moje pisanie jest gówno warte, że to tylko… - nie dokończył. Wzburzony Bolek podszedł do niego i go z całej siły spoliczkował, aż głowa Marcina odskoczyła do tyłu.
Pisarz był tak zszokowany, że nawet nie ruszył ręką by potrzeć bolący policzek. Bolek bez chwili namysłu szarpnął go za rękę i ignorując jego nagość oraz syki i jęki, pociągnął go do biurka i niezbyt delikatnie posadził na krześle. W oczach Marcina pojawiły się łzy, jednak Bolek był na nie kompletnie nieczuły. Pilnując żeby Marcin nie próbował mu uciec włączył komputer i wpisał adres pewnej strony internetowej.
- Patrz – syknął do pisarza.
- Co to? – wystękał próbując zapanować nad bólem, który pulsująco dawał o sobie znać.
- Czytaj, to będziesz wiedział. Na głos – dodał po chwili, widząc jak Marcin próbuje się skupić na ekranie.
- Nie sądziłam, że zakocham się w jego książkach. One są boskie. To prawdziwy artysta, z takim realizmem opisuje wewnętrzne rozterki bohatera. Przeczytałem wszystkie jego książki i wciąż nie mam dosyć. Właśnie czytam „Leśne zło”, jak zawsze pokazał, że potrafi budować fabułę. Te opisy, to napięcie… - czytał niepewnie. – Co to jest? – Spojrzał na Bolka.
- Twój fanklub, idioto – warknął.- Nie udzielasz się medialnie, to fani sami postanowili założyć twoją stronę internetową.
- Ale dlaczego? – zdumiał się. W tym momencie przypominał tego dawnego Marcina, bezradnego i wiecznie rozkojarzonego.
- Jezu – jęknął Bolek – aleś ty niedomyślny. Bo uwielbiają twoje książki, baranie! Poczytaj to sobie dokładnie, a zobaczysz ilu ludzi z niecierpliwością czeka na każda twoją kolejną książkę.
- Ale dlaczego? – Marcin nie mógł wyjść ze zdumienia. Bolek jęknął. To będzie długa noc…
Obrócił krzesło tyłem do komputera i kucnął tak by móc patrzyć Marcinowi prosto w oczy. Wziął jego twarz w dłonie i powiedział, tym razem o wiele łagodniej:
- Bo uważają, że piszesz wspaniale. Poczytaj sobie dokładnie całą stronę, a sam się przekonasz, że są tam nie tylko opinie ludzi wpatrzonych w ciebie niczym w bożka, ale także takich, którzy przeczytali wiele książek i potrafią przeprowadzić dogłębną analizę danej pozycji. Nawet ludzie o wysokim ilorazie inteligencji i z humanistycznym wykształceniem wyrażają się pochlebnie o twoich książkach. I to jest ważne, a nie gadanie jakiejś głupiej baby, która najzwyczajniej w świecie jest zazdrosna o to, co osiągnąłeś.
- Ona nie jest głupia… - wybąkał.
- Ale z pewnością jest zazdrosna. Sam popatrz: masz piękne mieszkanie, możesz sobie pozwolić na wakacje, gdzie tylko zapragniesz i na jak długo chcesz, a wszystko to dzięki twoim książkom. Sam na to zapracowałeś, nie wziąłeś ani grosza od rodziny.
- To prawda…
- No właśnie. A ona? Co z tego, że jeździ limuzyną, ma super ciuchy, jak i tak cały czas jest zależna od rodziców, tyra w ich firmie.
- Skąd wiesz? – spytał zdziwiony.
Bolek jęknął.
- Domyślam się.
- Aha.
- Oprócz tego masz całe mnóstwo fanów, którzy z niecierpliwością czekają na twoją kolejną książkę, którzy cię kochają. Może nie tak jak byś tego chciał, ale cały czas myślą o tobie z sympatią. A ile osób tak o niej myśli? – Popatrzył uważnie na pisarza, jakby czekał, że tamten cos powie, jednak nie doczekał się. – Więc zapomnij o tym, co ona ci nagadała. Przejrzyj cała tą stronę, poczytaj sobie opinie ludzi o twoich książkach, a zobaczysz, że twoje pisanie nie jest gówno warte, że to tylko zawiść ze strony twoje siostry mająca na celu zniszczenie twojej wiary w samego siebie.
- Tak myślisz?
- Tak myślę. Weź sobie poczytaj, a ja pójdę ci zrobić coś do jedzenie, bo pewnie jesteś głodny, co?
- Nie jestem.
- Ale i tak coś zjesz. Nie jadłeś nic od śniadania. I bez tego jesteś zbyt chudy, trzeba cię trochę podtuczyć.
- A myślałem, że już to robisz… - Marcin bezwiednie się uśmiechnął.
- O wiele lepiej wyglądasz jak się uśmiechasz.
Marcin nic na to nie odpowiedział, tylko kichnął.
- Zimno mi – poskarżył się. – I boli mnie.
- W takim razie chodź do łóżka, położysz się, będzie mniej bolało. A ja pójdę do apteki po jakąś maść. – Marcin kiwnął głową, więc wziął go na ręce i zaniósł do łóżka. Przykrył go kołdrą i położył obok laptopa, żeby Marcin mógł obejrzeć stronę o której rozmawiali, po czym wyszedł z pokoju. Poszedł do apteki. Po drodze zadzwonił do Janowskiej.
- Czego? – usłyszał niezbyt miłe warknięcie.
- Czyżbym przeszkadzał? – zapytał ostrożnie.
- A to ty – wyraźnie słyszał zmianę w głosie kobiety. – Wybacz, nie patrzyłam kto dzwoni, a że jestem wkurwiona… sam rozumiesz…
- To może ja później zadzwonię? Nie chcę ci jeszcze bardziej podnosić ciśnienia.
- To zależy z czym dzwonisz.
- Chciałem ci tylko powiedzieć, że kryzys częściowo zażegnany.
- Znaczy? – w głosie agentki wyraźnie było czuć napięcie.
- Rozmawiałem z Marcinem. Miałaś rację, przeszło mu przez głowę by się znowu zabić – Janowska jęknęła z rozpaczy – ale sam z tego zrezygnował.
- Jak?
- Twierdzi, że to przez to, ze go bzyknąłem.
- Teraz to przesadzasz. – Bolek mógłby przysiąc, że widzi, jak kobieta krzywi się.
- Jak chcesz to sama go zapytaj. Poza tym słyszał nasza rozmowę.
- O nieeee – jęknęła. – Teraz pewnie mnie nienawidzi, ze się o nim wygadałam.
- Wręcz przeciwnie, kocha cię.
- No teraz to żeś palnął…
- Kiedy to prawda. Powiedział, że tylko tobie na nim zależy i że jesteś kochana. - Kobieta słysząc to siorbnęła nosem. – Ej, weź mi tu tylko nie rycz – Bolek zaniepokoił się. – Wystarczy mi jedna rozlazła klucha do niańczenia.
- A właśnie, co z nim teraz? Czemu ja słyszę samochody? – zaniepokoiła się.
- Musiałem wyjść do apteki po jakąś maść na ten jego bolący tyłek. Ale nie bój się, dałem mu zajęcie na ten czas zanim wrócę…
- A coś ty znowu wymyślił? – zdziwiła się.
- Pokazałem mu jego stronę internetową.
- Przecież o n nie ma strony internetowej, wiedziałabym gdyby ją założył.
- Ma. Nie wiedziałaś o tym? Jego fani mu ją założyli. Trafiłem na nią przez przypadek.
- Poważnie? Pokaż mi ją! – Bolek podyktował adres.
- Sorki, ale właśnie wchodzę do apteki. Jak chcesz, to najwyżej zadzwoń później.
- Dobra, dobra – mruknęła agentka najwyraźniej już zajęta przeglądaniem strony internetowej.
Kiedy Bolek wrócił do domu, Marcin leżał na boku i przeglądał laptopa, co chwilę coś drukując.
- Możesz mi to podać? – wskazał na drukarkę.
- Co to takiego? – zainteresował się Bolek biorąc kartki z drukarki.
- Nic takiego – Marcin wyraźnie się zmieszał, jednak mimo iż szybko zabrał kartki, to Bolek jednak zdążył zauważyć, że są to komentarze z jego fanpejdża. – No co – burknął widząc rozbawioną minę Bolka – wydrukowałem sobie kilka, tak mi się będzie lepiej czytało.
- Nic, nic – odparł Bolek uspokajająco. – Czytaj sobie jak chcesz. Przyniosłem maść. Mam cię posmarować czy sam to zrobisz?
- Eeee, jak to posmarować? – spytał z lekka zdziwiony. – Gdzie?
- A gdzie cię boli?
Marcin spalił buraka.
- To może ja sam – wybąkał wyraźnie zmieszany.
Bolek oddał mu tubkę.
- To posmaruj szybko, a ja zrobię cos do jedzenia. Bez gadania – dodał szybko, widząc jak pisarz otwiera usta. – Cały dzień nic nie jadłeś, musisz zjeść choćby kanapkę. – I wyszedł nie czekając na sprzeciw ze strony Marcina.
Kiedy wrócił, Marcin dalej leżał na boku, tym razem wpatrując się w kartki.
- No i jak, przekonałeś się? – zapytał Bolek stawiając talerz z kanapkami na nocnym stoliku.
- No… - odparł niepewnie Marcin – chyba tak.
Bolek uśmiechnął się zadowolony.
- No to teraz wracaj do pisania.
- Kiedy… nie mogę – jęknął Marcin.
- Jak to?
- No, mam kompletnie czarną dziurę, nie potrafię nic wymyślić. Choćbym nie wiem jak się starał, nic nie wiem, nic nie pamiętam i nie potrafię wymyślić nic nowego – dodał z rozpaczą w głosie.
Bolek usiadł na łóżku i poklepał go po ręce.
- To wiesz co, przestań na razie o tym myśleć. Zapomnij, że jesteś pisarzem, rób cokolwiek innego, a pisanie z czasem samo wróci do ciebie.
- Ale co mam robić?
- Cokolwiek. Co zajmie twoje myśli. Jest tyle rzeczy, które można robić, musisz tylko znaleźć taką, która zajmie cię na dłużej. Co ty na to żeby spróbować poukładać puzzle?
- Puzzle? – zdziwił się.
- To takie małe tekturowa kwadraciki…
- Wiem co to są puzzle – przerwał mu naburmuszony. – Się tylko zastanawiam dlaczego akurat puzzle.
- Bo trzeba się na nich skupić. Ale jeśli ci nie odpowiadają to możesz na przykład spróbować sklejać modele statków.
Marcinowi zaświeciły się oczy.
- Takie w butelce?
Bolek roześmiał się rozbawiony.
- No może nie od razu w butelce, bo do tego trzeba wprawy. Na początek coś łatwiejszego, a potem, kto wie… Nawet sklejenie takiego niepozornego statku i pomalowanie go może przynieść wielką frajdę.
- A jeśli się okaże, że mi się to nie spodoba?
- Wtedy poszukasz cos innego. A może w międzyczasie zniknie ta czarna dziura.
- A posklejasz ze mną? – popatrzył na Bolka tak jak patrzył wcześniej, przed tym całym incydentem.
- Posklejam, posklejam – uśmiechnął się ciepło, a Marcin odwzajemnił uśmiech.
- Mógłbyś mi zrobić gorącej czekolady? – spytał pisarz kiedy Bolek już wychodził z pokoju. – Takiej twojej, no wiesz…
- Z większą ilością mleka i kawałkami czekolady – dokończył za niego Bolek, na co Marcin uśmiechnął się promiennie. – Oczywiście, zaraz ci zrobię.
Kiedy chwilę potem przynosił czekoladę w kubku termicznym, Marcin leżał na boku i oglądał jakiś film pogryzając leniwie kanapkę. Uśmiechnął się zadowolony i wycofał po cichu. Jeszcze tylko zadzwonił do Janowskiej by ją trochę uspokoić i wziął się za książkę.
Żaden z nich nie domyślał się nawet, że to, co tak groźnie się zaczęło wywoła wielką rewolucję w ich życiu.
***
- Jest pani pewna? – Szyba oddzielająca kierowcę od pasażera spłynęła bezszelestnie, a kierowca spojrzał w przednie lusterko. Jednak szybko odwrócił wzrok, gdy zobaczył zaciętą minę chlebodawczyni.
- Tak - warknęła wpatrując się w światło bijące z jednego konkretnego okna.
- A jeśli on się na to nie nabierze? – tym razem spojrzał na szefową bezpośrednio, jednak szybko odwrócił się, gdy ta spojrzała na niego lodowatym wzrokiem. – Przepraszam – wybąkał.
- Ruszaj – rozkazała cicho.
- Do domu? – zapytał odpalając silnik.
- Do biura.
Limuzyna bezszelestnie ruszyła.