Kiedy Miszka doszedł do drzwi, czekał na nich jeden z szeregowców.
- Idziemy do gabinetu medycznego – mruknął, po czym nie oglądając się za siebie, ruszył. Mimo iż szedł szybkim krokiem, a Miszka miał spory ciężar na plecach, to udało mu się utrzymać tempo marszu. Gdy doszli na miejsce, pot ściekał z twarzy Miszki, lecz oddech był tak samo spokojny jak wcześniej.
Szeregowiec otworzył drzwi. Kiedy przekroczyli próg, pierwszym, co rzuciło im się w oczy, było biurko i siedząca przy nim kobieta w lekarskim uniformie. Dopiero po dokładniejszym rozejrzeniu się można było zobaczyć w pełni nowoczesne wyposażenie. Szeregowiec zasalutował.
- Pani kapitan, mamy rannego.
- Ojej – kobieta wyraźnie zafrasowała się. – Czyżby nasz kochany sierżant przeholował z treningiem już pierwszego dnia? Prawdziwy sadysta z niego.
- Nie, pani kapitan, to nie wina sierżanta. Dzieciak…
- Nieistotne. – Machnęła lekceważąco ręką i wstałą zza biurka. – Posadź go tutaj – wskazała stojącą pod ścianą leżankę. – A ty możesz już odejść – zwróciła się do żołnierza. Ten zasalutował i bez słowa wyszedł.
Miszka ostrożnie usiadł na leżance.
- Obudź się – powiedział łagodnie i potrząsnął lekko ramionami.
- Co? – spytał niezbyt przytomnie Basil.
- Zasnąłeś – stwierdził Miszka uśmiechając się lekko. Basil zaczerwienił się.
- Ojej, przepraszam. Nie chciałem. Ale jakoś tak poczułem się zmęczony.
- Sierżant Polinsky dał wam w kość, co? – zapytała ze śmiechem lekarka. – Więc, co ci jest?
- Coś z nogą – odparł Basil. – Lewą.
Lekarka przez chwilę obmacywała zranioną kończynę.
- Na moje oko to tylko zwichnięcie – mruknęła. – Pięć minut i jesteś zdrowy. Wejdź do diagnozera – wskazała konkretną maszynę – potwierdzimy diagnozę.
- Po co pani obmacywała tą nogę, skoro ma pani diagnozer? – zainteresował się Basil kuśtykając ku maszynie. Miszka chciał mu pomóc, lecz został powstrzymany przeczącym ruchem głowy kolegi.
- Żeby móc bezkarnie obmacywać takie młode ciacha jak wy – odparła lekarka szczerząc się od ucha do ucha i puszczając oczko do rozmówcy. Basil zaczerwienił się zmieszany. Usiadł w diagnozerze i cierpliwie czekał aż laserowe czujniki zeskakują całe jego ciało. Lekarka przez ten czas wpatrywała się w holograficzny ekran nad biurkiem, na którym wyskakiwały zrozumiałe tylko dla niej dane.
- Tak jak myślałam, to zwichnięcie – powiedziała kiedy już badanie zakończyło się. – Przejdź do kabiny – wskazała ręką kolejne urządzenie. Ponieważ stało ono po drugiej stronie pomieszczenia, Basil tym razem skorzystał z pomocy Miszki. Zgodnie z tym, co powiedziała lekarka, pięć minut później po kontuzji nie było śladu.
- Tylko ostrożnie – powiedziała lekarka z uśmiechem, gdy Basil, chcąc się upewnić, że faktycznie jest już po wszystkim, podskakiwał i tupał to jedną nogą, to drugą. – Lepiej uważaj, bo znowu ją sobie zwichniesz. – Wciąż się uśmiechała, mimo iż go strofowała. – Możesz bez problemu wracać do treningu.
- Dziękuję – chłopak uśmiechnął się. – Jest pani niesamowita.
- To nie ja, to maszyna, ale dziękuję za komplement. Szkoda, że nie wszyscy tutaj są tacy mili – westchnęła teatralnie.
- Wcale nie jestem miły – burknął chłopak. – Uważam, że z pani kapitan jest zboczek. Zboczony zboczek.
Lekarka znowu roześmiała się.
- Lepiej już uciekajcie, bo sierżant Polinsky da wam jeszcze popalić.
Młodzieńcy pożegnali się i wyszli. Wzięli z sypialni przybory toaletowe i ruszyli do łazienki. Okazało się, że łazienka należy do archaicznej części stacji. Pierwsze było pomieszczenie w którym można było zostawić ubrania: szafki bez drzwiczek, wieszaki i ławki bez oparć. Potem było sześć niewielkich pomieszczeń w których ze ścian wystawały prysznice, nie było żadnych ścianek działowych ani innych przegród, które mogłyby myjącym zapewnić choć odrobinę prywatności. Pod każdym prysznicem przylepiona do ściany była obrazkowa instrukcja obsługi. Basil podszedł do pierwszego z brzegu prysznica i przekręcił kurek. Trysnęła woda.
- Woda? Tutaj? – zdziwił się. – Powinni raczej oszczędzać wodę. Przecież nie mają tu żadnego naturalnego źródła.
- To sztuczna woda – powiedział Miszka. – Muszą mieć hydrolizator. Inaczej to by nie miało sensu. Bez względu na to czy stacja jest nowocześnie wyposażona czy, jak to któryś z nich określił, „zacofana”, magazynowanie wody na sztucznym satelicie jest nieopłacalne. Wbrew temu, co trąbią media, wody z zasobów naturalnych starcza ledwie na zaspokojenie 20% całego zapotrzebowania, reszta to sztuczna. Więc tam, gdzie mogą, dostarczają sztuczną. Jest ona na tyle dobra, ze ludzie nie odróżniają jej od naturalnej. Ludzkie kubki smakowe są zbyt prymitywne by wychwycić różnice. Nawet te, tak ostatnio popularne na rynku testery wody tego nie potrafią.
- Więc po co je sprzedają? – spytał zdziwiony Basil.
- Bo ludzie zaczęli się buntować. W XXI wieku zaczęto modę na zdrowe odżywianie i kontrolowanie tego, co i w jakich ilościach się je. Ale to wszystko to był jeden wielki pic na wodę. Ludzie „kontrolowali” to na podstawie informacji na opakowaniach. Skąd wiesz, ze na opakowaniach piszą prawdę? Ktoś zadał to pytanie i zaczęto wymyślać te wszystkie urządzenia do kontroli jakości produktów. Na początku, kiedy jeszcze istniała Ziemia, sprawdzały się one i ludzie w jakiś sposób kontrolowali to, co jedzą. Lecz zasoby naturalne szybko się kurczyły. Zbyt szybko. Postanowiono więc wprowadzić sztuczne zamienniki. Nie będę ci opowiadał o wszystkich perturbacjach z tym związanych, bo nie o to chodzi. W każdym razie z pokolenia na pokolenie tych zamienników było coraz więcej, aż ludzie się w końcu do nich przyzwyczaili. A gdy zniszczyliśmy Ziemię i osiedliliśmy się na Ziemi 2, ludzie nie chcąc powtarzać błędu chcieli mieć możliwość kontrolowania tego, co jedzą i wszystkiego innego. Zaczęto więc produkować na skalę masową różnego rodzaju sprzęty sprawdzające jakość produktów. Na początku faktycznie pokazywały skład i producenci dzięki temu ulepszali swoje produkty, ale gdy wszystko się mniej więcej wyrównało i zbliżyło do ideału, zaczęto oszukiwać wprowadzając takie poprawki do tych „sprawdzaczy”, by ludzie myśleli, ze one są wciąż potrzebne i że cały czas korzystamy z surowców naturalnych, podczas gdy coraz więcej i coraz ostrzej wprowadzano sztuczne odpowiedniki. Po jakimś czasie ludzie się przyzwyczaili do sztucznego i przestali zawracać sobie tym głowę, traktując to jako coś naturalnego. I tylko czasami trafia się jakiś proekologiczny oszołom, który nawołuje o stosowanie tylko naturalnej żywności. Wtedy władza mu mówi: „ I czego się drzesz? Przecież masz wszystko naturalne. Jeśli nei wierzysz, to sprawdź sobie skład. Masz tyle urządzeń do wyboru, możesz wszystko rozebrać na najmniejsze molekuły”. Wtedy krzykacz się zamyka i na jakiś czas jest spokój.
Basil przez całą przemowę Miszki patrzył na niego zdumiony. W końcu odezwał się:
- Mówisz to tak, jakby to był jeden wielki spisek.
- Nie spisek, tylko ekonomia, mały. Ekonomia o której wiedza tylko wybrani.
- Nie jestem mały – zaperzył się Basil.
Miszka podszedł do niego i zmierzył ręką. Sięgała mu tylko do ramienia.
- Maluch – stwierdził, na co Basil prychnął obrażony. Miszka roześmiał się. - Nie chcesz, to nie musisz wierzyć, ale jedno jest pewne: ta woda tutaj jest sztuczna i możesz jej zużyć ile tylko chcesz. Hydrolizator pobiera atomy do jej stworzenia z kosmosu, a tych jeszcze długo nie zabraknie. Poza tym zużyta woda jest rozkładana na czynniki pierwsze, zanieczyszczenia są usuwane i woda jest tworzona na nowo. Tak właśnie działa hydrolizator.
Basil odkręcił wodę i zaczął się myć. Co jakiś czas zerkał w stronę Miszki, który zupełnie nie zwracał uwagi na młodszego kolegę. Nawet mu to pasował, dzięki temu mógł spokojnie podziwiać idealnie rozwinięte mięśnie tamtego. Zazdrościł mu. Tez by chciał takie mieć. Niestety w jego rodzinie nie używano Muskulatora, uważając, że jest on zbędną fanaberią. Przecież polityk nie musi być dobrze umięśniony, u niego ważniejszy jest umysł. Dlatego też, za każdym razem, gdy na rynku pojawiało się nowe urządzenie do stymulacji umysłu, czy też poprawiające wydajność mózgu, rodzice szybko je kupowali i pilnowali by synowie tez ich używali. Chociaż Basil nigdy nie widział różnicy przed i po. Westchnął ciężko i szybko skończył mycie odwracając się plecami do towarzysza.
- A coś ty taki markotny? – spytał Miszka kiedy już wychodzili z łazienki. Basil popatrzył na niego nieszczęśliwie, a zanim zdążył odpowiedzieć, odezwał się jego żołądek. Miszka uśmiechnął się rozbawiony.
- Jeść ci się chce?
- No – potwierdził Basil z ulgą, że nie musi się uzewnętrzniać. Wprawdzie polubił tego dziwnego i wiecznie milczącego chłopaka, jednak nie na tyle by mu się zwierzać ze swoich najskrytszych myśli, Jeszcze nie.
- Więc chodź. – Złapał Basila za rękę i pociągnął w przeciwnym kierunku niż szli do tej pory.
- Dokąd? – z dziwił się.
- Zjeść coś.
- Ale przecież ten sierżant powiedział, że byliśmy najgorsi, więc nie dostaniemy jedzenia. Przeze mnie - dodał cicho spuszczając głowę.
- No i co z tego, że powiedział? – Miszka niedbale wzruszył ramionami.
- No… to, że nam nie dadzą? – odparł niepewnie, próbując odgadnąć dokąd zmierza ta wymiana zdań.
- Więc sami sobie weźmiemy.
- Ale jak?
- Zobaczysz.
Doszli do stołówki. Niestety stalowe drzwi nie otworzyły się same. Basil stanął zdezorientowany. Rozejrzał się na boki i po prawej stronie drzwi zobaczył jakiś czytnik. Odruchowo podsunął pod niego lewy nadgarstek, lecz drzwi nie zareagowały, a na wyświetlaczu pojawił się napis „Nieprawidłowe dane”. Pod wpływem impulsu podsunął pod czytnik bransoletkę założoną podczas ćwiczeń. Wprawdzie drzwi dalej nie drgnęły, lecz napis na wyświetlaczu zmienił się na „Brak dostępu”.
- Mówiłem, że nic z tego nie będzie – jęknął odwracając się do Miszki, który stał nieco z tyłu i z zainteresowaniem obserwował poczynania Basila.
- Odsuń się, ja to załatwię. A ty patrz, czy ktoś nie nadchodzi.
Basil zdziwił się i chociaż zżerała go ciekawość, to jednak posłusznie odsunął się i zaczął obserwować oba końce korytarza. Jednak ciekawość była zbyt silna i za każdym razem, gdy przekręcał głowę z jednej strony na drugą, rzucał okiem w stronę Miszki. I widział jak tamten majstruje przy czarnej metalowej bransoletce, którą nosił na lewej ręce. Chwilę potem z bransoletki wystrzeliły dwa laserowe promienie: niebieski, który Miszka wycelował w panel kontrolny drzwi i zielony z którego uformował się niewielki holoekran.
- Co robisz? – zapytał Basil, z zafascynowaniem patrząc jak po holoekranie przebiegają rzędy cyferek, a Miszka przez cały czas stuka po nim palcami.
- Odprawiam czary-mary – odparł z uśmiechem. – Obserwuj korytarz.
Basil posłusznie wrócił do rozglądania się, aż do momentu, gdy usłyszał szum otwieranych drzwi i głos Miszki:
- Gotowe.
Odwrócił się. Drzwi stołówki stały otworem. Popatrzył z podziwem na Miszkę, na co ten tylko uśmiechnął się lekko i wszedł do środka. Basil szybko podążył za nim.
- To co chcesz? – zapytał Miszka podchodząc do jednej z molekularnych kuchenek.
- Nie wiem co jest – odparł Basil dołączając do niego. – Wczoraj wziąłem pierwsze z brzegu, żeby tylko jak najszybciej coś zjeść.
- Nie patrz na to, co jest, tylko co byś chciał.
- Bo co, jak powiem, że chce arbuza, którego tu pewnie nie ma, to znowu odprawisz te „czary-mary” i arbuz będzie? – zapytał z przekąsem.
- A chcesz arbuza? – Miszka zupełnie nie zwrócił uwagi na zaczepkę.
Basil westchnął ciężko.
- Chciałbym pieczone udko z kurczaka, pure z ziemniaków, groszek z marchewką i trzy gałki lodów czekoladowych z duża ilością polewy czekoladowej – odparł niemal na jednym wdechu.
Miszka znowu zaczął majstrować przy swoje bransoletce. I znowu Basil zobaczył dwa promienie lasera. Tym razem bez skrępowania zaglądał mu przez ramię. Niestety pojawiające się na holoekranie symbole nic mu kompletnie nie mówiły. Mimo to patrzył zafascynowany na palce Miszki śmigające niemal z prędkością światłą.
- Gotowe – powiedział w pewnej chwili Miszka i zaczął wciskać po kolei kilka przycisków.
- Ale to jest pasta z patatów, kotlet schabowy i szarlotka – stwierdził niepewnie Basil odczytując napisy przy poszczególnych przyciskach.
- Nie dzisiaj. Specjalnie dla ciebie zmieniłem oprogramowanie.
- Nie musiałeś – burknął dziwnie zawstydzony.
- Ale chciałem.
Chwilę potem danie było gotowe. Zaczekali na druga porcje i usiedli przy najbliższym stoliku.
- Mogę o coś zapytać? – odezwał się Basil po krótkiej chwili.
- Tak?
- Jak ty to zrobiłeś? No wiesz, te czary-mary z drzwiami i kuchenką. Pierwszy raz coś takiego widzę.
Miszka uśmiechnął się rozbawiony widząc zaaferowaną minę rozmówcy.
- Może kiedyś ci opowiem, ale nie dzisiaj.
- Czemu?
- Bo to czary-mary, muszą zostać tajemnicą.
Basil prychnął zwiedziony.
- A powiesz mi coś innego?
- Co takiego?
- Nie żal ci było golić takich pięknych włosów?
- Nie. Były syntetyczne. Moich własnych było tylko tyle by tamte można było przyczepić.
- To po co je przyczepiłeś?
- Bo fajnie wyglądały.
- Aha.
I znowu nastała cisza. Jednak nie trwała ona długo.
- A mogę jeszcze o coś zapytać?
- Tak?
- Dlaczego przytransportowali cię w kajdankach? Ten kapitan, który nas przyjmował, mówił, że jesteś kryminalistą.
- Bo jestem. Przynajmniej według prawa.
- A nie według prawa?
- Zależy od punktu widzenia.
- To co właściwie zrobiłeś?
- No cóż… - Miszka zawahał się. – Powiedzmy, że zrobiłem trochę zbyt dużo czarów-marów.
- Nie rozumiem. – Basil miał wyraźnie zawiedzioną minę.
- A ty byś chciał mi zdradzać swoje sekrety? Wybacz, ale zbyt krótko się znamy. Kiedyś może ci opowiem. Teraz wcinaj. – Przesunął w stronę Basila pucharek z lodami. – Widzę, że lubisz czekoladę – stwierdził widząc z jakim zapałem chłopak pochłania deser.
- Uwielbiam.
- To może posmakuje ci też to? – Basil spojrzał w stronę Miszki i zmieszał się. Rozmówca trzymał w ręku czekoladowego lizaka w kształcie męskiego penisa.
- Nie, dziękuję – burknął skupiając się bardziej na swoim deserze aby tylko ukryć rumieńce, które na pewno pojawiły się na jego policzkach. Miszka roześmiał się rozbawiony i wsadził lizaka do ust.
- Wyglądasz strasznie uroczo jak się czerwienisz – stwierdził. Basil popatrzył na niego bykiem, już szykując się na powiedzenie czegoś ostrzejszego, ale zobaczył ciepłe spojrzenie i delikatny uśmiech i zrezygnował.
- Skoro faktycznie jesteś kryminalistą, to dlaczego przywieźli cię tutaj, a nie do więzienia?
- No cóż, ktoś wysoko postawiony doszedł do wniosku, że powinno mi się dać drugą szansę. I dostałem wybór: albo więzienie albo szkoła wojskowa.
- To ty masz takich wysoko postawionych znajomych? – Basil popatrzył na Miszkę ze zdumieniem. – Zazdroszczę ci.
- Nie ma czego. Uwierz mi, czasami takie znajomości są niezbyt wygodne.
- Jak to?
- Może kiedyś ci opowiem.
- Strasznie tajemniczy jesteś.
Miszka roześmiał się i potargał Basila po szczecinie na głowie.
- A ty strasznie słodki. Najadłeś się już? – Basil skinął twierdząco głową. – W takim razie poczekaj chwilę, tylko przywrócę kuchenkę do jej pierwotnego stanu i możemy iść spać.
Chwilę potem wyszli z jadalni. Wrócili do sypialni, z której gwar można było usłyszeć już dobre kilkadziesiąt metrów od wejścia. Kiedy weszli głosy umilkły, a oczy wszystkich zwróciły się w ich stronę. Miszka zignorował ten fakt i położył się na swoim łóżku. Basil zmieszał się, lecz szybko wziął się w garść i poszedł za przykładem towarzysz. Z dumnie podniesioną głową wdrapał się na swoje łóżko i włączył książkę. Jednak nei dane mu było spokojnie się na niej skupić. Nagle usłyszał ciche chrząknięcie. Podniósł wzrok i zobaczył chłopaka imieniem Nenart, do wczoraj jeszcze jego przyjaciela, a teraz…
- Um, wiesz, Basil.. pomyślałem… To dla ciebie – wyciągnął przed siebie rękę w której trzymał niewielki pojemnik z jedzeniem. Basil rozpoznał kaszę, niewielkie kawałki mięsa i jakaś surówkę. – Każdy z chłopaków odłożył dla ciebie trochę ze swojej porcji.
Basilowi przyszło do głowy, że kapitan postanowił im także dyktować co mają jeść? No bo jak inaczej można było wytłumaczyć słowa Nenarta? Przecież wszyscy nie mogli się zmówić i wziąć tego samego, ktoś im to musiał narzucić. I dziwna satysfakcja ogarnęła Basila. Jak wcześniej miał wyrzuty sumienia, że przez niego Miszka nie dostał jedzenia, tak teraz cieszył się. Tamci wsuwali jakąś kaszę, a on miał chrupiącego kurczaczka…
- Nagle wzięły was wyrzuty sumienia, co? – zapytał z przekąsem. – I stwierdziliście, że pozbędziecie się ich dając mi to? Wybacz, ale nie potrzebuję ani tej jałmużny, ani waszej pseudoprzyjaźni. – Po czym wrócił do książki, przypominając sobie smak i zapach posiłku „wyczarowanego” specjalnie dla niego przez Miszkę. Na początku chciał pochwalić się im wszystkim, nawet tym lizakowym żartem Miszki, ale po tym tekście Nenarta zmienił zdanie.
- Nie powiedziałeś im – usłyszał nagle i aż podskoczył. Spojrzał w bok i zobaczył twarz Miszki obok swojej, tak blisko, że chłopak mówił szeptem.
- Rany, aleś mnie wystraszył. Musisz się tak skradać i szeptać? – Odruchowo też zniżył głos.
- Bo to sekret. – Położył palec na ustach.
- Co? Te twoje czary-mary? Ale dlaczego?
- Bo są nielegalne. Nie pamiętasz? Mówiłem ci, że za te czary-mary dorobiłem się więziennych bransoletek.
- Ale przecież te nie są groźne… - bąknął niepewnie.
- Ale tez zabronione. Poza tym one były tylko dla ciebie.
- Tylko dla mnie? – Zaczerwienił się dziwnie zmieszany. – Ale dlaczego?
- Już zapomniałeś? Jesteś przecież moim młodszym bratem. A starszy brat powinien dbać o młodszego.
Basil znowu zaczerwienił się i chcąc ukryć zmieszanie włączył książkę, mrucząc przy okazji:
- Głupol.
Miszka roześmiał się głośno i wrócił na swoje łóżko. Pół godziny później zgasło światło, jednka nie przeszkodziło to chłopakom w kontynuowaniu rozmów i śmiechów. I tylko Miszka i Basil starali się zasnąć.