Krystian budził się powoli, czując na twarzy słońce, które piekło przeraźliwie przez otwarte na oścież okno. Przetarł oczy, opuszkami dotykając blizny, która rozdzierała mu policzek na pół. Codziennie sprawdzał czy tam jest. Miał ich więcej, ale ta, najbardziej widoczna, co rano przypominała mu, że to nie był sen. Już się nawet do tego przyzwyczaił. Wstał z łóżka i starając się nie patrzeć w lustro przeszedł do łazienki. Umył się szybciej niż zwykle, bo dzisiaj miał jeszcze sporo do zrobienia, a na drugą miał umówioną rehabilitację.
- Wstałeś już?
- Tak, zaraz zejdę.
- Co zjesz?
- Cokolwiek, nie jestem specjalnie głodny – Wyszedł spod prysznica. Teraz w łazience wszędzie się widział. Na początku lustra były pozasłaniane, bo nie chciał na siebie patrzeć. Dzisiaj oswoił się z widokiem blizny na policzku, rozgwiazdy na szyi, która przypominała o tracheotomii, poparzonym ramieniu. Powtarzał sobie, że nie jest źle, że mógł zginąć. Zaraz po katastrofie błagał, żeby umrzeć, ale… Pokręcił głową, jakby wytrząsając z niej myśli. Nie może dzień w dzień tego roztrząsać, bo naprawdę zwariuje. Minęło już wystarczająco dużo czasu, żeby przestać.
- Krystian, schodzisz czy nie?
- Już mamo, już idę.
***
Sasza kładł się do łóżka. Chociaż słońce wpadające przez okno raziło go, nie miał siły zasłonić żaluzji. Padł na materac wykończony. Czuł, że śmierdzi. Noc w klubie robiła swoje, ale od odoru alkoholu i papierosów jeszcze nikt nie umarł. Nakrył głowę poduszką, zaraz po tym jak skopał z siebie dżinsy. Po ostatniej takiej imprezie obiecywał sobie, że więcej się nie zaleje, ale komu on to mówił. Po prawdzie to nie pamiętał, kiedy był trzeźwy w stu procentach. Dwa miesiące temu? Może. Z resztą dla kogo miałby być?
Dzwoniący telefon wyrwał go z półsnu, w który momentalnie wpadł. Wygrzebał go z torby leżącej obok łóżka, bo nie mógł zignorować dźwięku, który wwiercał mu się w czaszkę.
- Tak?
- Sasza Ratowicz? – odezwał się damski głos po drugiej stronie.
- Nie
- O, przepraszam, pomyłka – Przeprosiła zaskoczona i odłożyła słuchawkę.
Mężczyzna zadowolony z tego, że udało mu się spławić natręta, znowu zakopał się w pościeli. Niestety telefon zadzwonił po raz drugi.
- Tak?
- Przepraszam bardzo, ale to powinien być telefon Saszy Ratowicza. Przed chwilą dzwoniła do pana koleżanka i chyba zaszła jakaś pomyłka – Inna kobieta, tym razem mówiąc po angielsku, wybudziła go już zupełnie. Po konsultacji najwyraźniej stwierdziły, że problemem jest bariera językowa i głupi kierowca nie zrozumiał własnego nazwiska.
- Kim pani jest?
- Dzwonię z programu telewizyjnego Zwierzenia, nazywam się Hilde Hauksson i chciałam panu zaproponować udział w naszym programie.
Aż sobie przysiadł z wrażenia. Media przestały się nim interesować już jakiś czas temu. W końcu temat zmarnowanego talentu nudzi się szybko i nie jest, aż tak zajmujący jak kryzys ekonomii, żeby go odgrzewać.
- W jakim charakterze?
- W charakterze gościa. Chcieliśmy porozmawiać o panu, Krystianie, wie pan, uczucia, które spowodowało, że skończyliście kariery.
Zatkało go. Autentycznie go zatkało. Gdyby uczucia miały zniszczyć jego karierę, to w ogóle by się nie rozpoczęła.
- Hilde tak? – Otrząsnął się wreszcie. – Zanotuj sobie gdzieś to co powiem i przekaż szefowi. Notujesz?
- Tak – Odpowiedziała niepewna tego co usłyszy
- Pocałuj mnie w dupę, głupia krowo.
***
- Doktor Marczyk prosi – Młoda recepcjonistka podeszła do Krystiana i z uprzejmym uśmiechem wskazała mu drzwi. Kolejny rytuał, który musiał odbębnić, żeby uspokoić innych. Sam czuł się fatalnie z tym, że chodzi do lekarza, ale jego mama była zadowolona. Sam miał wrażenie, że po tych wizytach jest mu tylko gorzej, nie lepiej. Wszedł do gabinetu, gdzie jak zwykle czekał na niego ten mężczyzna. Zupełnie obcy, profesjonalnie miły i wystarczająco zainteresowany tym co mówi, żeby lokalni celebryci uważali go za boga terapii.
- Dzień dobry – Mruknął i usiadł na specjalnie przygotowanym fotelu. Kozetka odstraszała go na tyle, że na pierwszej wizycie odmówił współpracy z nią.
- Witaj. Jak się dzisiaj czujesz?
- Całkiem nieźle, dzięki.
- Pracowałeś nad tym o czym mówiliśmy w zeszłym tygodniu?
- Tak – Przytaknął zbyt szybko, żeby wyszło szczerze. Lekarz był zbyt dobry, żeby się na to nabrać.
- Krystian, przecież wiesz, jak ważne jest to, żebyś chociaż próbował. Inaczej to strata twojego i mojego czasu.
- Przecież ja powtarzam to od początku. Dobrze pan wie, że mi na tym nie zależy.
- Krystian…
- Wiem jak mam na imię – Burknął zły.
- Czy zawsze musimy zaczynać od nieporozumienia? – Wyważony spokój mężczyzny jeszcze bardziej wyprowadzał go z równowagi. Tak do cholery, zawsze musimy. Mogę tu robić co mi się podoba, bo sam za to płacę. Zamiast wyrzucić to co myśli, ugryzł się jednak w język i pokręcił głową.
- Dobrze. To może zacznijmy, co? – Wzruszył w odpowiedzi ramionami. Co niby miał mu powiedzieć.
- Zainteresowało mnie to, co powiedziałeś o Aleksie ostatnio. Zabrakło nam czasu, żebym mógł o tym wspomnieć, ale dzisiaj chciałem o tym porozmawiać.
- Mówiłem wiele rzeczy.
- Chodzi mi o wyrzuty sumienia.
- A… - Wbił wzrok w swoje dłonie – No tak. Ale o czym tu mówić. Ma wyrzuty bo, wydaje mu się, że to jego wina. Tak bardzo się z tym gryzł, że przestał zwracać uwagę na mnie i skupił się na swoim „dramacie”.
- Mhm. Możesz mi przypomnieć czemu się rozstaliście? – Doskonale wiedział czemu, ale chciał, dokładnie przeprowadzić chłopaka po myśli, która kiełkowała mu w głowie. Krystian westchnął głęboko.
***
- Przestań – Krystian warknął wściekły, patrząc w swój talerz.
- Co? – Sasza udał, że nie wie o co mu chodzi. Chodziło o to samo co zwykle. Ciągle te same rytuały.
- Przestań się gapić z tym współczuciem na twarzy. Wiem jak wyglądam, nie musisz mi o tym przypominać miną smutnego psa – Rzucił sztućce na stół i sięgnął po serwetkę. Odechciało mu się jeść.
- Nie mów tak. Wyglądasz cudownie, nie rozumiem czemu tak przesadzasz.
- Ja przesadzam? Spójrz na mnie!
- Przed chwilą mi zabroniłeś, nie pamiętasz? – Wycedził, starając się zachować spokój.
- Aleks, proszę cię, nie zaczynaj. Nie próbuj mi wmówić, że nic się nie zmieniło, że jestem piękny. Wszystko się zmieniło! Nigdy nie będzie jak kiedyś!
- Codziennie to powtarzasz.
- To czemu jeszcze tego nie zapamiętałeś, co? – Podczas kłótni cały czas odruchowo dotykał poparzonego ramienia, jakby je rozmasowując – Nie mogę znieść tego twojego całego żalu! To nie ty spadłeś do morza z tym pierdolonym samolotem, to nie ty leżałeś pod respiratorem i to nie ty do końca życia będziesz wyglądał jak ofiara katastrofy!
- Chyba zapominasz z kim rozmawiasz – Smutek, który usłyszał w jego głosie oprzytomnił go na sekundę, ale zaraz odzyskał rezon.
- Nie. I właśnie dlatego oczekiwałem zrozumienia z twojej strony.
- Krystian, czy ty masz dwie osobowości do cholery? Czasami nie wiem z kim rozmawiam. Nie pamiętasz jak bardzo wstydziłem się pokazać ci moje blizny? Ty masz kilka, ja setki. Twój wypadek spowodował los, mój własny ojciec. To ja nie wykazuję zrozumienia? Przeze mnie ludzie cierpią, to ja zbieram siebie co pół roku, jak jakieś pieprzone puzzle, a ty mi mówisz, że ja nie okazuję zrozumienia?
Teraz obaj już stali, opierając się o krawędzie stołu.
- Będę spał u siebie – Krystian odwrócił się na pięcie, chwytając w przedpokoju płaszcz. Aleks go nie zatrzymywał. Potem był już tylko jeden telefon, gdzie pilot stwierdził, że ma dosyć własnych problemów, żeby unosić jeszcze jego.
***
- Co pan sugeruje? – Krystian podparł się na łokciach, unosząc się w fotelu odrobinę wyżej.
- Ja nic nie sugeruję, to ty przed chwilą.
- Słucham? – Przerwał mu, krzywiąc się – Sugeruje Pan, że to nie on sam wpędzał się w wyrzuty sumienia… Sugeruje pan, że to ja? Że ja je w nim wzbudzałem specjalnie?
- Nie wiem. A robiłeś to?
- Nie! Przecież to mnie doprowadzało do furii, jak mógłbym… - Zawiesił się, kręcąc głową w niezrozumieniu – To jest bez sensu.
- Z tego co opowiadałeś, Aleks nigdy cię nie pocieszał sam z siebie.
- Jeśli próbuje mi pan wmówić, że specjalnie ściągałem na siebie jego uwagę, to sam pan powinien poszukać terapii.
- Ja nic nie chcę ci wmawiać. Pytam po prostu, czy jest taka możliwość.
- Nie ma. I nie było. Przepraszam, ale uważam, że skończyliśmy na dzisiaj – Nie patrząc więcej na lekarza, wstał i trzasnął za sobą drzwiami. Niemal rzucił recepcjonistce pieniądze i nie czekając na pokwitowanie, wyszedł. Drzwiami od auta też huknął. Mama, która siedziała za kierownicą, nawet nie skomentowała. Syn często wychodzić od Marczyka w takim nastroju, ale po jakimś czasie uspokajał się i myślał nad tym, o czym rozmawiali. Nigdy jej nie powiedział co było tematem, ale uważała, że pomoc specjalisty jest dla jej dziecka zbawienna.
- Coś dzisiaj krócej.
- Tak. Słyszałem w radiu rano, że jest większy ruch, nie chcę się spóźnić na rehabilitację – Znowu dotknął ramienia – Skręć tu w prawo – Pokierował matką.
- Jasne panie pilocie – Uśmiechnęła się, ale zgromił ją spojrzeniem – Przepraszam.
- Jedź już.
***
- Cześć.
- Hej.
- Wszystkiego najlepszego.
- Dzięki, nie myślałem że ktoś będzie pamiętał.
- Widzisz, a jednak. Co słychać?
- Normalnie, jeśli można to tak nazwać. Dzisiaj zadzwoniła do mnie jakaś dziennikarka, że chce zrobić wywiad o moim cierpieniu i tragedii.
- Naprawdę? No jak to miło z jej strony! Serio, nie wiem jacy ludzie chcieliby słuchać czegoś takiego.
- Najwyraźniej jacyś chcą. Ludzi cieszą porażki innych. A właśnie, a propos porażek, to jak idzie nauka do matury?
- O zamknij się! Mój brat sieje taką stypę, że jedyne na co mamy ochotę, to owinąć się w prześcieradła i powolnym krokiem zmierzać na cmentarz.
- Stało się coś?
- No, brał udział w katastrofie samolotu i rozstał się z miłością swojego życia.
- Pola, proszę cię.
- No co. Przepraszam, ale nic nie poradzę na to, że jesteście nienormalni.
- To nie jest takie proste. Ja go rozumiem.
- Skoro rozumiesz, to czemu nie możecie się dogadać?
- Nie wiesz wszystkiego.
- Oczywiście, że nie wiem i nie chcę. Sfiksowałabym jakby było odwrotnie. Tylko, że wy, zamiast pogadać jak ludzie, zagrzebujecie się w te swoje tajemnice i ugh! – Warknęła zirytowana - Czy to moje wrażenie, czy ja za każdym razem powtarzam to samo?
- Powtarzasz. I częściowo masz rację. Tylko niektórych rzeczy nie można cofnąć, ani zapomnieć.
- Ale nie możesz zapomnieć! Naprawdę nie czujecie tego, że tylko wy możecie się zrozumieć? Że tylko wy możecie sobie pomóc głupki? Sasza, nie powiesz mi, że wasze kłótnie teraz, byłyby gorsze niż te sprzed półtora roku?
- Nie wiem. Wtedy nie obchodziło mnie co on czuje, a teraz obchodzi mnie wyłącznie to.
- A może to jest właśnie błąd, co? Jakiego Saszę pokochał mój głupi brat? Ciepłą, nadopiekuńczą kluchę, czy rajdowego drania, który nie dawał mu żyć?
- Co za świetna myśl! Zadzwonię do niego natychmiast i powiem, że jak do mnie wróci to będę na niego wrzeszczał i nienawidził! Myślisz, że kiedy będzie?
- Nabijaj się, proszę bardzo, ale oboje wiemy jak jest. Jeśli go kochasz, to coś wykombinuj.
- To on był od taktycznego myślenia, ja tylko wykonywałem wskazówki.
- To najwyższy czas ruszyć mózgownicą i coś w końcu wymyślić. Najlepiej szybko. O, czekaj, właśnie przyjechał, muszę kończyć. Jeszcze raz wszystkiego najlepszego złośnico.
- Pa, dzięki za telefon.
- Wróciliśmy! – Drzwi prowadzące z garażu do domu trzasnęły i Krystian stanął na progu kuchni.
- Hej, jak tam ćwiczenia? – Zagaiła Pola
- Jak tam nauka? – Chłopak odciął się, wiedząc, że to pytanie znaczy więcej niż odpowiedź.
- Świetnie! Nauczyłam się jak szybko i skutecznie regenerują się ludzkie tkanki, jak wspomaga się je rehabilitacją! – Siostra nie dała się zbić z pantałyku. Krystian skwasił się tylko, ale nie dał się wciągnąć w dyskusję. Nienawidził tych wszystkich troskliwych spojrzeń, ale Pola była na ich drugim końcu. Ostatnio tylko przy niej czuł się zupełnie swobodnie. No i miała rację w tym co mówiła, jego rehabilitacja dawała efekty. Poza tym, on musiał być najlepszy. Nie mógł znieść myśli, że będzie jakimś cholernym kaleką. Wystarczyło, że one straciły ojca i męża. Musiał jakoś znowu zacząć zarabiać, bo oszczędności kiedyś się kończą, a sprawa o odszkodowanie trwa. Przypomniał sobie, że w tej sprawie przyszedł do niego rano list. Sięgnął na półkę, gdzie go zostawił i rozerwał papier.
- Co masz? – Pola jak zwykle wskoczyła na blat i spojrzała mu przez ramię – Szanowny panie, ble ble, wzywać… wezwanie do…
- Od kiedy ty czytasz po norwesku? – Chłopak gwałtownie złożył kartkę i odwrócił się do niej
- Odkąd przestałeś się mną interesować.
Wzruszył ramionami i wrócił do lektury.
- Kurwa – Oderwał w końcu wzrok.
- Co?
- No czytaj – Podetknął jej list
- Aż tak dobrze nie znam, rozumiem co trzecie słowo.
- Muszę pojechać do Norwegii, wzywają mnie na rozprawę.
- Przecież składałeś wyjaśnienia, masz pełnomocnika, czego jeszcze chcą?
- Nie wiem, jakieś norweskie przepisy, czy coś tam.
- Kiedy masz tam być?
- Za tydzień, to najwyraźniej pilne – Krystian odepchnął się od blatu i podszedł do ściennego kalendarza. Zaczynało mu się kręcić w głowie. Zaczynał się ściskać żołądek.
- Jak tam dojedziesz? – Pola świdrowała jego plecy tak intensywnie, aż w końcu się odwrócił.
- Normalnie. Do Niemiec, promem do Szwecji i do Norwegii – Latanie odpadało. Nie wsiadłby jeszcze do samolotu.
- Jechać z tobą? Będziemy się zmieniać – Zaproponowała nieśmiało, a ku jej zdziwieniu Krystian przytaknął skinieniem, ciągle wpatrując się w kalendarz. Znowu miał tam być. Znowu w Norwegii, znowu w Oslo, tak blisko niego.
- Ej – Pola przytuliła się do jego pleców i też przyjrzała się datom.
- Ej co?
- Może pojedziemy tak, żeby być tam na weekend, co?
- Musielibyśmy wyjechać jutro. Co chcesz tam robić tyle czasu?
- Zakupy! Poza tym lubię Oslo
- A nie masz ty czasem matury?
- Nie mam! Jedźmy szybciej! – Zaczęła tuptać w miejscu jak dziecko.
- No nie wiem. Mam umówioną wizytę w wariatkowie
- Będziesz tęsknił za facetem, który wmawia ci, że masz problem z ojcem, matką i wszystkimi świętymi?
Nie będzie tęsknił. Zwłaszcza po dzisiejszym.
- Ok. Sprawdzę prom, kupię bilety i w nocy będziemy jechać. Idź się spakuj, ja powiem mamie.
Dziewczyna podskoczyła z piskiem, ściskając brata i poleciała do pokoju. Nie wierzył, że się zgodził. I pewnie tego pożałuje. Smętnym krokiem poszedł za siostrą, spakować walizkę. O trzeciej w nocy, kiedy siedział już w aucie, Pola jeszcze biegała przed domem, pakując bagaże do SUVa.
- Nie mogę uwierzyć, że się zgodziłeś – Pełna energii wskoczyła do środka.
- Ja też. Tylko umówmy się – westchnął. Nie chciał o tym wspominać, ale czekało ich tyle kilometrów, że temat na pewno by wypłynął - Nie zaczynaj o nim. Nie pouczaj mnie, nie dawaj dobrych rad. Jedziemy do Oslo, nie do niego.
- Wiem – Pola zupełnie poważnie wstrząsnęła ramionami – Nie miałam zamiaru.
- To dobrze.
Tysiąc dwieście kilometrów dalej nadal udało im się tę zasadę zachować. Pola spała na fotelu za nim, a oni przejeżdżali właśnie przez most między Szwecją a Norwegią. Serce załomotało mu jak przy jakimś ataku. Zatrzymał auto na poboczu i wysiadł. Zapalił papierosa, patrząc na krajobraz przed sobą, zalesiony, bezludny. Żołądek ścisnął mu się jeszcze bardziej niż dotychczas. Nie mógł jechać dalej. Nie sam. Obudził Polę, która bez pytania usiadła za kierownicę. Uchyliła okno, żeby orzeźwić się świeżym powietrzem. Też zapaliła. Kątem oka patrzyła na swojego brata, który pustym wzrokiem wodził po mijanych drzewach. Kilometry biegły nieubłaganie, zbliżając ich do celu.
- Nadal nie chcesz o tym porozmawiać? – Pola przecięła ciszę pytaniem, którego się obawiał.
- Nie. To miasto jest ogromne. Nie spotkamy go. Umówmy się, że nie istnieje.
Niedoczekanie – Pomyślała dziewczyna, przytakując mu jednocześnie. Znając ich pokrętne szczęście na rogatkach miasta znajdą auto Aleksa. Wyciągnęła telefon i szybko naskrobała sms „Jesteśmy w Norwegii. Myśl szybciej”.
***
„Jesteśmy w Norwegii. Myśl szybciej”.
- Co? – Sasza usiadł na łóżku, bo wiadomość wybudziła go z popołudniowej drzemki. Światło już od kilku godzin nie wdzierało się do jego sypialni. Ledwo widział na oczy. Kliknął na zieloną słuchawkę i zaczął łączyć się z Polą, która odebrała dopiero po kilku sygnałach.
- Cześć mamo – usłyszał w telefonie.
- Jaka mamo? Oszalałaś?
- No jedziemy, niedługo będziemy w Oslo.
- Pola, dobrze się czujesz? Co ty gadasz?
- Dobrze się czujemy. Teraz ja prowadzę, Krystian sobie siedzi. Jak dojedziemy do miasta to dam ci znać gdzie się zatrzymamy
- Czekaj. Przyjechaliście do Norwegii naprawdę?
- Tak.
- Długo zostaniecie?
- No, to do zobaczenia w środę mamo.
- Odezwij się, jak będziesz mogła normalnie pogadać.
Odłożył telefon. Są tu. Przez chwilę wydawało mu się to tak nierealne jak sen. Albo koszmar, zależy jak spojrzeć na sytuację. Miał ochotę strzelić się w pysk, żeby się obudzić. Trzeba szybko coś wymyślić.
***
Po szesnastu godzinach drogi byli już w Oslo. Ponieważ od zjechania z promu nie zatrzymywali się na dłużej niż dziesięć, piętnaście minut zdążyli zgłodnieć. Zanim poszukali hotelu, Krystian zarządził zorganizowanie czegoś do jedzenia. Chociaż mieli zimowe ubrania, to jakby trochę zapomnieli jak wygląda skandynawska zima. Prawie biegiem dotarli do restauracji od której zaparkowali tylko sto czy dwieście metrów. Dygotali siadając do stolika. Mała, sieciowa restauracyjka oferowała im ciepły i szybki posiłek, co w stu procentach ich satysfakcjonowało.
- O Boże, jak ja dawno nie słyszałem tego języka – Westchnął Krystian, kiedy złożył zamówienie.
- Brakowało ci tego?
- Wiesz, jak nie mówisz w jakimś języku to przestajesz go pamiętać, więc trochę mi szkoda.
- Nie wiem po cholerę ja się go uczę, skoro i tak nigdy tego pewnie nie wykorzystam
- Żebyś umiała w norweskim internetowym sklepie kupić sobie buty – Machnął w jej stronę skrzydełkiem kurczaka.
- No w sumie to jakiś argument – Wyszczerzyła się do niego – Ej – Kątem oka zauważyła w telewizorze znajomą twarz – Czy to nie ten gościu, któremu Sa… yy.. – Zaplątała się, przypominając, że nie miała wymieniać jego imienia. Zanim zdążyła się wycofać albo chociaż wytłumaczyć, Krystian spojrzał w ekran i zobaczył na nim Loeba. Aż się wzdrygnął z niechęci. Co ten łoś robi w telewizji? Chciał wsłuchać się w słowa, ale właśnie wypowiedź przerwano. Pojawiła się prezenterka, która podziękowała mu za komentarz i oddano głos do studia, gdzie sprawy więcej nie komentowano. Nagle go olśniło. Była zima. Leżał śnieg. Właśnie kończył się Rajd Norwegii. Z głębi gardła wydobyło mu się coś na kształt mruknięcia niezadowolenia. Podszedł do lady, żeby dowiedzieć się kto wygrał.
- Oczywiście Loeb. Gdyby Sasza nie przestał jeździć, to sprawa wyglądałaby inaczej, ale tak, musieliśmy oddać zwycięstwo w jego ręce – Kelner prychnął, pogardliwie machając ręką w stronę telewizora. Po chwili zawiesił wzrok na chłopaku – Ej, a czy ty nie jesteś przypadkiem
- Nie. Często mnie z nim mylą – Natychmiast zaprzeczył.
- Nawet nie wiesz o kogo chciałem spytać – Ironicznie uśmiechnął się drugi .
- O Krystiana Szejne, co chwila to słyszę – Bez słowa więcej odwrócił się do siostry – Ten głupi ciul wygrał zawody. Kasjer ma rację, gdybyśmy my startowali to gryzłby ziemię – Zirytowany wepchnął sobie frytkę do ust. Pola przyglądała mu się z zaciekawieniem.
- To może…
- Nawet nie próbuj – Spiorunował ją wzrokiem, nie dając dokończyć. Nie miał zamiaru nawet tego rozważać, bo jeszcze nie daj boże wpadłby mu do głowy pomysł, że Pola ma rację. A on już nie chciał mieć z rajdami nic wspólnego.
- A mogę cię o coś spytać zupełnie poważnie?
Krystian pokiwał głową, chociaż domyślał się, co to za pytanie.
- Jeśli nie samochody, to co?
- Jeszcze nie wiem. Ale coś wymyślę. Nie zostawię Was.
Pola prychnęła urażona
- Wiesz co, lepiej pomyśl o sobie, bo jeśli nie zauważyłeś, to mama radzi sobie świetnie, a ja po maturze wyjeżdżam do Francji pracować jako au pair, więc będę miała kasę.
- Jak to wyjeżdżasz? – Krystian był autentycznie zszokowany. Czy naprawdę tyle go omija, kiedy zamyka się w sobie?
- Normalnie. Ty też sobie pojechałeś i nikt nie miał pretensji.
- No oprócz tego, że nie odzywałaś się do mnie przez tydzień, to nikt.
- Ty wiesz jak to jest, więc tym bardziej nie będziesz mi robił uwag.
Chłopak machnął ręką na tę kłótnię, bo ze swoją siostrą raczej nie wygra. W spokoju dokończyli swoje posiłki i znowu biegiem ruszyli przez ulicę. Teraz pozostała kwestia noclegu. Mogli podjechać do każdego hotelu w okolicy, ale oczywiście jego genialna siostra musiała wtrącić swoje trzy grosze.
- Krystian, a nie moglibyśmy nocować w twoim starym mieszkaniu?
- Pewnie jest dawno wynajęte – Włączył migacz i wjechał na ulicę.
- Ale nie masz pewności – Drążyła.
- Nie, ale umawialiśmy się, że on się nie dowie, że tu jestem. Informując o tym Tomasa, poinformowalibyśmy jego. Jedziemy do hotelu – Uciął stanowczym tonem.
- Ale ja lubię twoje mieszkanie – Ciągle jęczała.
- To już nie jest moje mieszkanie, do cholery! – Krystian uniósł się, odwracając wzrok od drogi. Nie zauważył przez to zmiany świateł i o mały włos nie wjechałby na skrzyżowanie na czerwonym – Widzisz co robisz?! Przyjechaliśmy tu dzisiaj, tylko dlatego, że ty chciałaś. Teraz zrobimy coś po mojemu – Pola trochę się wystraszyła gwałtownej reakcji brata, ale wolała nie ciągnąć tematu. W ciszy dojechali do Grand Hotelu. Chłopak odezwał się do niej dopiero, kiedy siedzieli już w pokoju.
- Co będziesz dzisiaj robić? – Nie miał zamiaru jej pilnować. Znała miasto jak Poznań, trochę rozmawiała po Norwesku. On ten wieczór chciał spędzić śpiąc.
- Nie wiem, poszwendam się trochę. Może wyskoczę na jakąś imprezę – Odpowiedziała mu, nie wystawiając głowy znad walizki, w której szukała rzeczy na przebranie – Zdecydowanie muszę sobie kupić jakieś kozaki na tę pogodę.
- Daj znać, jeśli będziesz wracać późno – Rzucił tylko w jej stronę, kierując się w stronę łazienki. Puścił wodę pod prysznicem i czekał, aż pomieszczenie wypełni gorąca para. Dopiero wtedy wszedł pod natrysk. Kilkanaście minut później usłyszał tylko trzaśnięcie drzwiami.
***
Pola dreptała po chodniku, uważając na lód pod nogami. W obcasach wcale nie było to łatwe. W końcu przedarła się przez Karl Johans Gate i dotarła w głąb parku. Trzęsąc się z upiornego zimna, które wieczorem dawało się we znaki jeszcze bardziej, zapaliła papierosa i czekała niecierpliwie na swojego spóźniającego się, wspólnika w zbrodni. Kilka minut później dojrzała nadbiegającego z naprzeciwka Aleksadra.
- Jasna dupa, czemu musieliśmy się spotykać na dworze! – Powitała go ciepło jak zwykle
- Bo trudno jest biegać w środku – Mężczyzna wyszczerzony w uśmiechu ciągle truchtał wokoło niej.
- Zatrzymaj się i weź mnie gdzieś, gdzie mój oddech nie paruje
- Może być moje mieszkanie?
- A będę musiała biec za tobą?