– Co kuzyn króla chciał osiągnąć przez śmierć mego męża? – Riven zacisnął pieści.
– Od zawsze chciał doprowadzić do waśni pomiędzy Elros a Lorin. Miał wiele planów, jak tego dokonać, ale nie potrafił nic zrobić. Zgoda pomiędzy oboma królami była ogólnie znana. Dopiero wieści o ślubie sprawiły, że zaczął działać. – Umilkł i otarł usta wierzchem dłoni.
– Co by mu z tego przyszło? Jak śmierć Aranela sprawiłaby, że oboma krainami zawładnąłby chaos? – zapytał Saeros, opierając się o ścianę domostwa.
– Po jego śmierci kuzyn króla zjawiłby się w Lorin z propozycją znalezienia dowodów na to, kim był morderca. Oczywiście dowody padłyby na ciebie, panie. – Ostatnie słowo Michgon prawie wypluł z siebie z odrazą.
– Na mnie? Mój ojciec nie uwierzyłby, że to ja zrobiłem! Zresztą, przyznałbym, że nie ja jestem winien! – Riven coraz gorzej nad sobą panował.
– Znalazłby na to sposób. Wiele sposobów. Twoja siostra to bardzo piękna kobieta. Jej życie jest dla ciebie wiele warte, prawda?
Riven zamachnął się i uderzył mężczyznę w twarz tak mocno, że krzesło przewróciło się i Michgon znalazł się na swojej wiele wartej podłodze.
– Zabilibyście moją siostrę, jeżeli bym się nie przyznał do morderstwa?! I wszystko, aby doprowadzić do wojny?!
– Aby król Margili z Quentar pomógł w zemście królowi Adantinowi, za co ten zgodziłby się, aby Losland pochłonęło Elros i w ten sposób stało się jedną z najpotężniejszych krain tej ziemi! – wykrzyczał Michgon.
Asmand słuchał tego i nie wierzył. Okazywało się, że stał się pionkiem w wielkiej grze o terytorium. Zawarczał, popchnął Ermotha na ścianę i ogarnięty furią podniósł krzesło wraz z leżącym mężczyzną, po czym złapał go za ubranie.
– A jakie miejsce znalazło się dla mnie poza dokonaniem morderstwa?!
– Opuściłbyś miasto, ale po jakimś czasie wąchałbyś kwiatki od spodu. – Perdun Michgon splunął na twarz szarpiącego go mężczyzny, co rozwścieczyło Delretha i gdyby nagle nie powstrzymujące go ręce Yavetila, siedzący człowiek już byłby trupem.
– Daj spokój! Martwy nic nam nie powie. – Sam niewiele rozumiał. Przede wszystkim Yav był zły, że nie miał takiej politycznej wiedzy, co do tego, kim był pan z Saruy.
Asmand zostawił mężczyznę i przeszedł na drugi koniec komnaty, wycierając po drodze twarz rękawem.
– Losland chce być potężną krainą, a raczej ten ktoś? – Riven nie przejął się zachowaniem kompana. Zaczynał lubić tego czerwonowłosego mężczyznę. – Rozumiem. W każdym razie próbuję zrozumieć, o co w tym chodzi, ale co tobie by z tego przyszło? Wszak bogaty mieszczanin nie ma królewskiej władzy.
– Pan z Saruy obiecał mi, że Noir będzie moje. Miałem stać się tu panem, a mój syn miał poślubić jego córkę.
– I za to miał zginąć jeden niewinny młodzieniec. Za większy teren, władzę i twego syna? A ja miałem zgnić w lochu i tam oszaleć. Mój ojciec miał żyć w przekonaniu, że zabiłem męża i zniszczyłem przyszłość rodu?! I sądzicie, że wszyscy by wam uwierzyli? Przecież to dziecinny plan!
– I dlatego by się powiódł. Niby prosty, a jednocześnie skomplikowany w tej prostocie – odparł Michgon.
– Czyli tu nie chodzi o ziemię, jak powiedział twój syn – odezwał się Galdor.
– Mój syn?
– Och, nie wiesz. Twój syn po pijanemu ma bardzo rozwiązły język – dodał Delreth, którego ręce świerzbiły, żeby zabić tego marnego człowieczka.
Ojciec spojrzał na syna skulonego w kącie pokoju z okrwawioną twarzą.
– Ty podły zdrajco. Mówiłem, żebyś nie pił. Jesteś nic nie wartą kanalią. A ja ci chciałem dać pannę, szlachciankę i krewną króla za żonę!
– Ojcze, wybacz, ale...
– Milcz! Dorosły mężczyzna, a myśli i zachowuje się niczym bachor!
– Panowie, później rozwiążecie rodzinne sprawy, teraz mamy coś ważniejszego na głowie. Mianowicie chcę usłyszeć odpowiedzi na inne pytania i nie wyjdziemy stąd, dopóki nie zapłacisz za wszystko, Perdun. – Riven nie miał szacunku do tego człowieka. I już zaczął myśleć, co dalej. Czuł, że nie wróci do męża szybko, a teraz okazywało się, że czas się przedłuży. Ludzie związani ze sobą okrutnym planem muszą ponieść karę. – Skąd taka pewność, że król Adantin wywołałby waśń z moim ojcem? Każdy wie, że ten nie był na ślubie syna, ponieważ nie ma do niego ciepłych uczuć. I czy król Losland wie o wszystkim? – Jak wie, to mają poważny problem. Musi coś zrobić.
– Król Margili żyje w swoim świecie, dlatego łatwo daje się manipulować kuzynowi. Nic nie wie. Nie zgodziłby się na coś takiego, za bardzo szanuje twego ojca – powiedział Michgon, nadal mrożąc syna zimnym wzrokiem. – A król Adantin... po swojemu kocha syna i namówiony przez dobre wróżki po otrzymaniu smutnych wieści byłby dobrym pionkiem w grze. – Zaśmiał się szyderczo. – Przecież zawsze chodzi o wpływy, ziemię i władzę. Z ziemią nie kłamałem. Panowie ziemscy dostaliby jej dużo więcej i nikt by nie narzekał, że Elros nie istnieje. A biedacy... Na nich znalazłby się sposób.
Nagle Asmand wbił nóż w biurko, co spowodowało niemały hałas i przerażenie mężczyzny. Perdun wiedział, że to coś może znaleźć się niedługo w jego ciele.
– Jeszcze jedno słowo o biedakach i że należy się ich pozbyć, a stracisz głowę. Jedno moje cięcie i po tobie. – Asmand poklepał się po mieczu, który wisiał u jego pasa. – Jest ostry. Ścina grube konary drzew, a ludzkie ciało jest takie kruche.
Galdor uśmiechnął się pod nosem. Kto by powiedział na początku podróży, że polubi człowieka, którego powinien schwytać i postawić przed sądem za zbrodnie, jakich dokonał. Ale Asmand sam powiedział, że zabijał tylko tych złych, a przecież Aranelowi nic nie zrobił. Tak, polubi go, zwłaszcza widząc, jak jego słowa działają na Michgona. Jego uwagę zwrócił Riven, który wziął czysty zwój papirusu i zaczął coś na nim pisać. Po chwili książę podszedł do niego.
– Tutaj jest wiadomość dla Aranela, a tym samym dla Terrika i tego dzieciaka od Delretha. – Podał mu dokument. – Znajdź w mieście posłańca i niech jak najszybciej dostarczy pismo do pałacu – szeptał. – Muszą wiedzieć, co się dzieje i co będzie dalej. Nie wrócimy do domu wcześniej niż za czternaście księżyców. Postanowiłem już, co zrobimy.
– Losland?
– Udajemy się najpierw do Quentar. Wyjaśnimy wszystko królowi, a potem on zajmie się kuzynem. Ojca i syna zabieramy ze sobą.
– Panie, to rozsądne brać ich ze sobą?
– Inaczej musielibyśmy ich zabić, a wolę w miarę możliwości mieć czyste ręce. Wyruszamy jutro, a dzisiaj pan Michgon nas ugości tak, jak przystało na wspólników w interesach – powiedział głośno, odwracając się do pozostałych mężczyzn. – Inaczej pożegna się z żoną, która zapewne niedługo wróci od przyjaciółki.
– Tylko nie moja Klaudi.
– Będzie żyła, jak będziesz posłuszny. Kobieca szyja jest jeszcze bardziej delikatniejsza – dodał Asmand, nadal trzymając dłoń na rękojeści miecza.
***
Kobieta przekroczyła pałacowe mury, idąc za młodą służką, która utykała. Rozglądała się wokół, oczarowana pięknymi wnętrzami. Żyła w takich miejscach od lat, pracowała, ale ten pałac zachwycał ją tak bardzo, że miała ochotę wzdychać. Dziewczyna wprowadziła ją do niewielkiej salki i poprosiła, by poczekała. To dało jej sposobność na zatracenie się w bogactwie tego miejsca.
Aranelu, mój książę, żyjesz w pięknym pałacu. Mam nadzieję, że równie piękne serca mają jego właściciele, myślała kobieta, muskając palcem sekretarzyk stojący w rogu komnaty.
– Karena? – Aranel wszedł do pomieszczenia często używanego do przyjmowania bliskich. Kiedy otrzymał wiadomość, kto przyjechał, nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Jego niania i przyjaciółka jest tutaj, w miejscu, które sądził, że okaże się piekłem.
– Książę. – Natychmiast podbiegła do niego i zatrzymała się nie wiedząc, czy może go dotknąć. U boku Aranela stała ta sama służka, która ją tu wprowadziła.
– Obejmiesz mnie? Wcześniej nie miałaś przed tym oporów. – Doskonale wyczuwał jej wahanie.
– Wtedy nie byłeś zamężnym mężczyzną, tylko moim podopiecznym. – Mimo swoich słów ostrożnie go przytuliła.
– Co tu robisz? – zapytał, gdy odsunęła się od niego. – Proszę, usiądź. I zwracaj się do mnie mniej oficjalnie.
– Nie wypada...
– Wypada, ale będzie, jak chcesz. Poznaj, proszę, moją osobistą służkę i można powiedzieć, że kogoś, kto zna moje sekrety. – Wskazał ręką na Agathę.
– Książę wiele mi o pani mówił. Wychowała go pani. Jestem Agatha.
– To teraz ty przejęłaś niektóre z moich obowiązków. Proszę, mów mi Karena.
– Czyta mi, rozmawiamy. Pomaga mi we wszystkim. Proszę, przynieś owoców i coś dobrego do picia – poprosił Adantin. Gdy Agathe wyszła, zwrócił się do Kareny: – To co cię sprowadza? Sądziłem, że nie będziesz mogła tu przyjechać.
– Twój ojciec, książę, zgodził się na mój pobyt tutaj przez dwa tygodnie, o ile będę mogła zostać. Doszły go wieści, że twój związek z mężem się układa i uznał, iż twój kontakt z przeszłością nic złego nie uczyni twemu małżeństwu.
– Bał się, że zapragnę powrotu do Risran. Dobrze mi tutaj. Lepiej niż w pałacu u ojca. – Nadal go bolało, że rodzic go nie kochał. – Przyznaję, z początku było źle, ale teraz moje życie pnie się ku dobremu.
– Jak twoje kontakty z małżonkiem? – Bała się o niego w każdym względzie związku. Przecież nie chciał tego, a w dodatku Riven Saeros kochał kobiety.
– Nie ma go teraz, musiał wyjechać, ale zaręczam, że jest coraz lepiej. – Traktował ją, jakby nie minęło dużo czasu od kiedy się widzieli. Może to nie była wieczność i miesiące, ale bał się, że gdy ponownie spotka Karenę, nie będzie potrafił z nią rozmawiać. Ale na całe szczęście było inaczej. Była mu matką, przyjaciółką od zawsze i to się nie mogło zmienić. Co to byłaby za więź, kiedy rozstanie ją niszczy? Niedługo później Agathe przyniosła poczęstunek i mógł Karenie opowiedzieć o tym, jak mu się żyje w Antiri. Pominął tylko przykre wspomnienie tamtej nocy z Rivenem. Na szczęście o intymność na razie go nie wypytywała i bardzo się z tego cieszył. Szczególnie z jej przyjazdu.
***
Nadchodził wieczór, a oni mogli uspokoić nerwy po przesłuchaniu Perduna Michgona. Nie obawiali się, że w tym domu ktoś ich zaatakuje. Gospodarz za bardzo się bał i doskonale grał przed służbą uprzejmego. Szczególnie przed żoną, która okazała się nad wyraz niemądrą i naiwną osobą. Uwierzyła, że jego wspólnicy w interesach nie mają gdzie nocować i zaproponowała im pokój. Oczywiście nie mogli ryzykować, że nocą, gdy mężczyzna zostanie sam z żoną, wszystko jej opowie, więc zatrzymali go na całą noc w pokoju pod pretekstem gry w karty.
Teraz mężczyzna wraz z synem spali na podłodze, a trójka mężczyzn siedziała przy drewnianym stole w drugim kącie pokoju, rozprawiając o minionych wydarzeniach i o tym, co mają robić.
– Wybacz, panie, że zapytam, ale kim jest pan z Saruy? – Galdor trzymał w dłoniach glinianie naczynie, w którym była resztka wody.
– To kuzyn króla. Wielki pan. Miasto należy do niego. Ma dom na wzgórzu, z którego widzi całe Saruy. Wszystkie okoliczne ziemie należą do niego, a ludzie składają mu pokłony, jak królowi. Był na ślubie moim i Aranela. Powinieneś pamiętać delegację, jaka przybyła z Saruy.
– Teraz sobie przypominam. Wielcy arystokraci ze sztucznymi minami. – Yavetil powrócił do tamtego wieczoru.
– Teraz wiemy, dlaczego uśmiechali się z przymusu. Nie podobał im się ślub. Ale sądząc po planie, powinni być zadowoleni, dzięki niemu mogli zrealizować cele. Mój mąż byłby teraz martwy, a ja zostałbym oskarżony za jego zabicie i musiałbym się do tego przyznać, chcąc ratować życie siostry. Teść by się wściekł, chociaż w to osobiście wątpię, a potem wojna gotowa.
– Nie ma co rozpatrywać, co by było, gdyby – wtrącił się Asmand. – Jutro z rana wyruszymy do stolicy Losland i miejmy nadzieję, że długa podróż przebiegnie bez problemów, król Margili nas przyjmie i uwierzy w nasze słowa i tych tam. – Wskazał na śpiących.
– I oby król skutecznie zdusił to, na co się zanosiło. Nie chcę, by mój Aranel żył w strachu, że ktoś go może zabić. – Skierował wzrok na gwiazdy za oknem, zatapiając się w myślach. Jutro czeka ich kolejny etap podróży, a potem powrót do domu w ramiona Aranela, bo był pewny, że te go przyjmą bez problemu i strachu. – Idźcie spać – zabrał głos po długiej chwili ciszy. – Pierwszy posiedzę na warcie.
– Dobrze, książę, obudź mnie później, to cię zmienię – zaproponował Delreth.
Riven skinął głową i życzył im spokojnego snu. Sam wiedział, że w tym momencie nie zasnąłby szybko. W głowie kotłowało mu się za dużo myśli, by mógł spać.
***
Kolejność wydarzeń, jakie nastąpiły kilka wschodów słońca później, była dla Rivena do przewidzenia. I stało się to dzięki temu, że król Margili nie był tak naiwny i głupi, jak przewidywał jego krewny. Z radością przyjął Saerosa i jego dwóch towarzyszy w swoim pałacu, wysłuchując wszystkiego, co książę miał mu do powiedzenia. Król wpadł w szał na wieść o niecnych planach kuzyna. Riven obawiał się, że ten nie uwierzy, ale stało się przeciwnie, ponieważ od jakiegoś czasu władca podejrzewał, że jego kuzyn robi się coraz bardziej chciwy władzy. Tak bardzo, że był w stanie nawet go zrzucić z tronu. Margili natychmiast wezwał kuzyna przed swoje oblicze, a gości na te kilka dni czekania na przybyłego ugościł tak, jak należało.
Natomiast syna i ojca Michgon wtrącił do pałacowej celi i mieli tam czekać na swój los, a ten dotyczył wywiezienia ich do Risran, a tam ukarania przez króla Adantina, do którego wysłano posłańca z listem.
Riven obawiał się, jak teść zareaguje na wieści, ale nie jego w tym głowa, o ile ukarze mieszkańców swojej krainy i spiskowców pragnących zabić jego syna.
Pan z Saruy przybył uradowany, wielce rad z audiencji u krewnego, spodziewając się nagród i darów w postaci innych miast, do których od dawna zamierzał nabyć prawa. Dlatego był bardzo zaskoczony, kiedy zastał straże, swoich znajomych z Noir i surową minę nieprzychylnego króla. Król wyjaśnił mu całą sytuację, a ten zaczął się bronić.
Asmand stojąc u boku towarzyszy, obserwował krewniaka władcy Losland. Człowiek miał ponad pięćdziesiąt wiosen, długie, białe włosy, niski wzrost, a wiszące na nim szaty wskazywały na wątłą sylwetkę. Mimo niepozornego wyglądu miał w głosie siłę i cała postawa emanowała wielką mocą połączoną z chciwością oraz nienawiścią. Przysłuchiwał się krzykowi mężczyzny.
– Chciałem doprowadzić do rozpadu więzi handlowych i politycznych, które nigdy nie powinny zostać zawiązane! Ponieważ Lorin i Elros połączone w jedno miałyby władzę nad innymi krainami! Jeden zamek, jeden król i nie obchodzi mnie, że miałoby to nastąpić po śmierci jego marnej wysokości Adantina! – Riven w tym momencie z niedowierzaniem uniósł brwi. – Pozbyłbym się wszystkich, byleby zawładnąć tak urodzajną ziemią Elros. Stałbym się panem!
– To chory człowiek, panie – szepnął Rivenowi Galdor. – Szaleniec, który namówił chciwego Michgona na morderstwo.
– Wszyscy zasłużą na swoją karę – powiedział Saeros. – Postaram się o to, zanim wrócimy do domu.
Delreth wiedział, że ich podróż dobiega końca i chciał zrobić jeszcze jedną ważną rzecz. Rzecz, na którą nie miał odwagi, odkąd tu przybyli. Kiedy tylko przesłuchanie dobiegło końca, pokazał się niedługo już byłemu właścicielowi miasta Saruy, mówiąc, kim jest, a to sprawiło, że człowiek się na niego rzucił. Szaleniec natychmiast został schwytany przez królewską straż, a później uwięziony. Czekał go królewski sąd i jak zapewnił Margila, życie w lochach tak głębokich, że więźniowie zapomnieli, co to jest światło słoneczne. Wtedy Asmand mógł wyjść z pałacu za zgodą Rivena i króla Losland.
***
Stary, opuszczony budynek, bardziej długi niż wysoki, wyglądał równie groźnie jak za czasów, kiedy Asmand w nim mieszkał. Mur z jednej strony był pęknięty i to w tej części dawniej znajdowały się pokoje sierocińca. Miejsca, w jakim przyszło żyć jemu i jego bratu. Miejscu, gdzie zamknął swe serce na zawsze, w każdym razie tak do tej pory myślał, zostając całkiem sam. Pamiętał słowa tego człowieka, jakby to było dziś: „Twój brat umarł”. Ale on już wtedy wiedział, że śmierć brata nie była taka, jaką usiłowano mu wmówić.
Przeszedł na drugą stronę placu. W obszar, który stał się jego niewolą. To tutaj prowadziły schody do piwnic, śmierdzących i zimnych. Tu przez długie dni był zamknięty z bratem. Pozwalano tu na ich bicie, gwałcenie, wyzywanie, byle nauczyć ich posłuszeństwa, a przecież wciąż byli dziećmi! To tu pewnego dnia zabrano Asalma i już nigdy nie wrócił. I to tu As popełnił pierwszą zbrodnię. Tu narodził się Szary Wilk. Asmand przysiągł sobie, że prędzej umrze niż da się zamknąć w niewoli. Nie zniósłby zamknięcia.
– Nie wiem, co to za miejsce, ale bardzo cierpisz – odezwał się Galdor. Asmand zgodził się, by mu towarzyszył.
– Sierociniec. Jeden z najstraszniejszych, jakie są. Nie było tu praw, tylko przemoc. Przemoc, która zabiła mi jedyną rodzinę, jaka mi została. Czuję tu płacz dusz osób, jakie tutaj zginęły. – Przesunął palcami po murze. – Minęły lata, a ja widzę każdy szczegół tamtego życia, jakby to było wczoraj. Przyszedłem tu, aby zamknąć tę część siebie. Tę, która się w tym miejscu narodziła i dziś umarła. A wszystko dzięki pewnemu chłopakowi z prawie różowymi włosami.
– Trzeba się starać, by przeszłość nie niszczyła przyszłości. Po kolacji wyruszamy. Będziemy się spieszyć, żeby jak najszybciej dotrzeć do Antiri. Ty przytulisz swego Erkiego, a ja narzeczonego.
– Tak, przytulę moją przyszłość. – A kto wie, może i jego rodzinę.
***>
Ten czas pobytu Kareny w Antiri, a było to wiele dni i nocy, książę Aranel wykorzystał na pokazanie kobiecie miejsca, w jakim został zmuszony zamieszkać, a które zaczynał kochać. Razem z Terrikiem kilka razy wybrali się z nią na przejażdżkę i Karena mogła podziwiać wspaniałe, bezkresne łąki. Dlatego tak ciężko przyszło mu się z nią żegnać. W dniu wyjazdu przytulił kobietę i poprosił ją, aby do niego pisała.
– Powiedz też mojemu ojcu, że... Nie, nic mu nie mów. Pozbył się mnie, więc zapewne nie chce mieć ode mnie wiadomości.
– Rozumiem, książę, ale twój ojciec...
– Nawet się ze mną nie pożegnał, na ślubie go nie było, tym samym jasno powiedział, że jestem odrzutkiem i wszystko przez moje ślepe oczy.
– Masz piękne oczy. Jest mi przykro, że nie widzą, ale po tobie nie widać ślepoty. Doskonale sobie radzisz.
Do rozmawiających podszedł mężczyzna, jeden ze strażników z Risran, który jej towarzyszył.
– Proszę wybaczyć, ale musimy ruszać.
– Tak, Virin. Aranelu, mój książę, będę pisać i dziękuję, że spędziłam tutaj z tobą i twoimi bliskimi czas. Jestem spokojna o twoją przyszłość. Tu mieszkają dobrzy ludzie. Mam nadzieję, że twój małżonek powróci szybko do domu. Z listu wynikało, a przyszedł dawno temu, że sprawy zajmą im jeszcze wiele dni, ale te już minęły i tylko czekać, aż się pojawi. – Wzięła jego rękę w swoje. Trudno było wyjeżdżać. – Mam nadzieję, że będę mogła go szybko poznać i pamiętaj, co ci mówiłam.
– Zapamiętam. – Doskonale pamiętał chwilę, kiedy Agathe przyniosła wiadomość od Rivena i przeczytała mu ją. Oczywiście Terrik i Erkiran także mieli wgląd na pismo. Riven opisał w nim sytuację oraz o co chodziło, także Aranel miał ogólne pojęcie o całej sprawie. Teraz tylko nocami siedział na balkonie i czekał na przybycie partnera oraz na nowe wieści. A rozmowy z Kareną, kobietą, która wiedziała o nim wszystko i była doświadczona, będą mu bardzo pomocne po powrocie małżonka. Pożegnał się, a później już tylko wsłuchiwał w oddalający się odgłos końskich kopyt.
Dłoń na ramieniu dodała mu otuchy.
– Wspaniała kobieta – powiedział Terrik.
– Cudowna. Wróćmy do środka, mam do nadrobienia pracę u zielarza. – Pokochał to zajęcie. Co z tego, że był księciem i nie powinien się zajmować takimi rzeczami? Przecież zanudziłby się na śmierć, a nie był w stanie trudnić się pracą z dokumentami, jak to robił Melisi, do której potrzebne były oczy.
Ledwie zawrócili ku wejściu do pałacu, po drodze odpowiadając na pozdrowienia dam dworu, jakie spacerowały po dziedzińcu i innych ludzi, a za plecami rozległ się hałas. Przystanęli, nie wiedząc, co się dzieje.
– Konie? Czyżby zawrócili?
– To nie oni, Terriku. – Rozpoznał po odgłosie liczbę zwierząt.
– Masz rację, to nie twoja była niania, to ktoś znacznie ważniejszy.
***
Widział go. Stał wraz z Melisim u wrót budowli, taki piękny. Tak bardzo się za nim stęsknił. Rozstanie wskazało mu drogę do uczuć i do tego, co robić. Powrotna podróż dała im się we znaki. Kilka dni, a okazały się cięższe niż te wcześniejsze, gdyż wracali i nie mogli się doczekać bycia z tymi, których zostawili. Wszystko się ułożyło tak, jak chcieli. Jeszcze tylko ma przyjść decyzja króla Adantina, ale trzech podróżnych było dobrej myśli, że winni zostaną ukarani.
Zatrzymali konie na placu, a on zeskoczył z Anwara, jakby był piórkiem. Zostawił broń i podbiegł do Aranela.
– Wróciliśmy, kochany. – Ujrzał radość na twarzy męża, a w tych zawsze pustych oczach pojawiły się łzy.
– Riven. – Co za cudowna chwila. Pożegnał się z przyjaciółką, a w nagrodę dostał tę wyczekiwaną osobę.
– Tak, to ja. – Objął lico partnera swymi gorącymi dłońmi, kątem oka widząc, jak Terrik rzuca się na Galdora, a Asmand rozgląda w poszukiwaniu tego młodego chłopaka. Ale i tak w centrum jego uwagi był Aranel, do którego ust pochylił się i złożył wytęskniony pocałunek, a mąż wpierw zaskoczony po chwili oddał pieszczotę warg, czerwieniejąc na policzkach.
Aranel opuścił kij i chwycił za koszulę na piersi męża, delektując się pocałunkiem i tym, że nareszcie znów byli razem, a postanowienia, jakie powziął, będą mogły się urzeczywistnić. Bardzo tego chciał i wielu innych rzeczy też. Rzeczy, na myśl których ogarniał go wstyd. Lecz odrzucił te myśli, ciesząc się obecnością męża.