Kiedy wylądowali, wszyscy wyskoczyli z Mk.21 na ziemię, ciesząc się jak dzieci. Wszyscy, oprócz Krystiana. Był naprawdę załamany faktem, że będzie musiał tu tkwić dwa tygodnie. Rozejrzał się dookoła i jedyne, co zobaczył, to biel śniegu i ich bazę z garażami. „Przynajmniej nie będziemy spać w namiotach” – Pomyślał zrezygnowany. Zabrał swój plecak i wolnym krokiem ruszył za tą roześmianą bandą, która już zdążyła obrzucić się toną tego zimnego cholerstwa, jak od kilku godzin określał w myślach śnieg. Weszli do niskiego murowanego budynku, w którym panowało przyjemne ciepło. Większość ściągnęła już kurtki i teraz ruszała się rozpakować.
- Gdzie klucz do mojego pokoju? – Zapytał Krystian, nadal stojąc w puchowej kurtce i ociekających już butach. Aleksander, który stał już na końcu korytarza, roześmiał się.
- Co cię tak bawi? – Warknął chłopak.
- Klucz? A kto cię tu okradnie? Miś polarny? – Popukał się w czoło.
- Tu są niedźwiedzie polarne?! – Krystian był absolutnie przerażony. Był gotowy wracać do Oslo... co tam, do Poznania, piechotą, przez Finlandię.
- Tak. Ludożercy – Sasza zamknął drzwi nadal śmiejąc się ze swojego pilota. Tomas uspokoił chłopaka, że żadni ludożercy im nie grożą i objął go ramieniem.
- Tak myślę, że zapomniałem wam powiedzieć, ale... – Zatrzymał się przed pokojem, w którym zniknął Alek – Będziecie musieli mieszkać razem... – Pchnął drzwi, wpuszczając do środka chłopaka, a może raczej, wpychając go tam.
- Co znowu? – Mężczyzna wyjrzał zza szafy. Zmierzył wzrokiem zdołowaną postać Krystiana i zorientował się... – Ooo nie! O nie! Nie ma mowy! – Jego gwałtowna reakcja, chociaż nie zdziwiła chłopaka, sprawiła mu jednak przykrość.
- Przykro mi to mówić, ale zgadzam się z nim – Krystian złapał rozbiegany wzrok Tomasa – Przez dwa tygodnie to my się pozabijamy.
- Wiem, ale innej opcji nie ma. Co roku wszyscy dostają te same pokoje.
- I zawsze miałem go tylko dla siebie! – Alek chciał chwycić któregoś z nich i potrząsnąć. Nie wyobrażał sobie spędzenia 14 dni i 14 nocy w pokoju z tym chłopakiem. Sasza walnął głową w drzwi szafy. On albo tego dzieciaka zabije, albo przeleci. Albo oba...
- W tym roku jest większa ekipa badaczy i nie ma więcej pokoi. Jesteśmy maksymalnie ściśnięci. Inaczej się nie da.
- No to zajebiście! – Powiedzieli jednocześnie Sasza i Krystian, po czym spojrzeli na siebie załamani.
Cztery dni z rzędu Krystian właściwie nie wychodził z samochodu. Kiedy zrywał się o siódmej rano, było już jasno. Cholerna noc polarna nie dawała mu się dobrze wyspać, ale miała swoje plusy. Opatulony we wszystko, co nadawało się do założenia na siebie, wychodził trenować. Bez śniadania, tylko po kawie, którą też zabierał do auta. Robił wszystko, żeby tylko nie spotykać się w pokoju z Saszą. Pod pretekstem nauki, wychodził rano i wracał, kiedy żołądek przyklejał mu się do kręgosłupa. Pytany, czemu nie jeździ z kierowcą, odpowiadał, że nie chce narażać jego cennego tyłka, na swoje nieodpowiedzialne uwagi. Słowem, topór wojenny nadal wisiał na ścianie. Jeśli zaś chodziło o Aleksa, doskonale rozumiał aluzje chłopaka i nie narzucając się, po śniadaniu odpoczywał, a dopiero, kiedy chłopak wracał coś zjeść, on wyjeżdżał. Wieczorami przychodził do pokoju, kiedy był absolutnie pewny, że drugi już śpi. Trzymając się tego schematu nie mieli szansy na sprzeczki. Niestety musiał przyjść dzień, w którym wszystko musiało runąć.
- Krystian, jeździsz już pięć dni, prawda? – Tomas zerknął znad swojej porcji zupy z mrożonki, na pałaszującego posiłek chłopaka, który tylko pokiwał głową – No to super. Skoro znasz już trasę i masz wprawę, jak zjesz pojedziesz z Saszą. Od dzisiaj zaczynacie wspólne treningi – Wstał, chcąc odnieść swój talerz – I mam nadzieję, że skończyliście już z tymi głupimi kłótniami – Wyszedł z jadalni, nie czekając na odpowiedź. W drzwiach minął się z kierowcą, który natomiast na widok Krystiana zatrzymał się i chciał zrobić w tył zwrot.
- Nie wychodź – Zatrzymał go chłopak – Jadłeś już?
- Tak? – Aleks zaskoczony nagłą troską pilota nie był pewien, co odpowiedzieć.
- To dobrze, Tomas kazał nam dzisiaj razem wyjechać.
- Och... – Spojrzał na niego i zmarszczył brwi. „Och”? Co to miała być za reakcja? Pokręcił głową i wyszedł ubierać kurtkę.
Chłopak szybko przebiegł odległość dzielącą go od garażu, bo nienawidził marznąć. Natychmiast wsiadł do auta i zagrzebał się mocniej w swój szalik. Po chwili dołączył do niego rześki Aleks. Z trudem skrywał uśmiech, kiedy patrzył na pasażera, któremu znad odzienia wystawały tylko oczy i kawałek ust.
- Wyglądasz jak oponka Michelina – Odpalił samochód i zerknął na niego kątem oka.
- Pierwsze zdanie wypowiedziane do mnie od prawie tygodnia i od razu mówisz mi, że jestem gruby jak Michelinek? Podbiłeś moje serce, naprawdę.
- Tobie faktycznie nie można nic powiedzieć, żebyś się nie obraził? – Powoli wyjechał z garażu i ruszył na północ... Z resztą, co za różnica gdzie jechał, wszędzie było tak samo zimno i biało – Po prostu chodzi mi o to, że siedzisz w samochodzie w puchowej kurtce, omotany szalikiem i schowany w czapce, co powoduje, że jest ciebie trzy razy więcej.
- Skąd wiesz ile mnie jest?! – Chłopak nie mógł się przemóc, żeby nie być złośliwym. Postawa kierowcy wzbudzała w nim głęboko skrywane pokłady agresji. Zauważył, że zaczyna zachowywać się jak Pola. Mówi zanim myśli... Sasza obrócił do niego głowę, nie patrząc gdzie jedzie, i uśmiechnął się prezentując całe uzębienie.
- Codziennie podglądam jak wychodzisz spod prysznica – Krystian nie zdążył się zdziwić, bo kierowany odruchem, złapał za kierownicę i odbił samochodem w lewo. Kątem oka zauważył, że jadą prosto na sporej wielkości lodową bryłę, wystającą ze śniegu. Sasza już miał na niego nawrzeszczeć, ale kiedy zrozumiał, przed czym uchronił ich chłopak, momentalnie zbladł jak ściana.
- Lepiej podglądaj gdzie jedziemy, bo nas zabijesz – Krystian odetchnął głęboko, nadal trzymając rękę na kierownicy, stykając się dłonią z kierowcą. Niby jeżdżąc na rajdach ma się o wiele gorsze przygody, ale wtedy jest się skupionym na drodze. Tutaj oboje byli rozkojarzeni i zupełnie nie spodziewali się czegoś takiego. Serce podeszło im do gardła. Gdyby rozbili się na tym zadupiu, to krzyżyk na drogę. Zanim ktoś by ich znalazł i dowiózł do szpitala, to czapa... W pewnej chwili Krystian poczuł, że Sasza przykrywa jego dłoń swoją. Zamknął oczy i przełknął ślinę. To było takie kojące, przywracające spokój, że chłopak chciał, żeby tak już zostało. Powoli otworzył oczy i obrócił głowę. Spojrzał na Aleksa, który wpatrywał się w niego z troską.
- Już dobrze?
- Tak. Jedźmy – Prawie zmuszając się, zabrał rękę i chwycił notatki, które trzymał na kolanach.
Tego dnia złamali tę barierę, którą sami stworzyli kilkanaście dni wcześniej. Każdy z nich uważał, chociaż w życiu by się nie przyznał, że było to męczące. Te wszystkie złośliwości, przytyki i dogryzania. Do wieczora nie pokłócili się ani razu. Co więcej razem ten wieczór spędzili, grając w scrabble. Może nie do końca „razem”, bo w towarzystwie trzech innych osób, ale to zawsze coś... Wprawdzie Dorota czuwała nad nimi, pełniąc rolę mediatora w lingwistycznych sporach, ale niestety nie spełniała do końca swojej funkcji, bo panowie przeforsowali pomysł scrabbli internacjonalnych i układali wyrazy we wszystkich znanych sobie językach.
- Rozumiesz coś z tego? – Tomas stanął obok Andrzeja, który wszedł do salonu z parującym kubkiem. Obrzucił wzrokiem grających i zrobił wielkie oczy.
- Czy ja dobrze widzę?
- Jeśli nie jest to zbiorowa halucynacja, to tak. Oni mnie chyba przerastają – Mężczyzna pokręcił zrezygnowany głową i zwiesił po sobie ręce.
- Jak każdego z nas. Mam nadzieję, że jak się w końcu bzykną, będą znośniejsi.
- Jeśli to ma sprawić, że przestaną ich zamęczać, to ja jestem w stanie wezwać śmigłowiec i skoczyć im po prezerwatywy.
Plujący herbatą Andrzej, chociaż wzbudził w zebranych zainteresowanie, nie był w stanie przerwać ich dobrej zabawy.
Następnego dnia wszystko było jakieś... dziwne. Saszy już o szóstej rano wydawało się, że ktoś zaglądał do ich pokoju. O siódmej był już tego pewien. Rytuał powtarzał się mniej więcej do dziewiątej, kiedy to Krystian narobił rabanu wstając i potykając się o rzeczy współspacza.
- Czy ty do kurwy nędzy nie umiesz układać swoich ciuchów?! – Wydarł się na niego, kiedy już pozbierał się z podłogi i wyplątał ze swetra mężczyzny.
- No co, późno kładłem się spać.
- Co mnie to obchodzi!? Ja mogę po sobie sprzątać, a ty nie? Zabiłbym się przez ciebie! – Zdjął z krzesła swój ręcznik i zmierzał w kierunku łazienki – Posprzątaj ten burdel a ja idę się wykąpać. Po śniadaniu jedziemy – Wydał dyrektywy nadal zaspanemu Saszy, który siedział na środku łóżka, mocniej zakopując się w pościeli. Nagle drzwi odskoczyły i pojawiła się z nich Dorota. Rozejrzała się po pokoju rozbieganym spojrzeniem.
- Wstał już? – Zapytała szeptem.
- A nie słyszałaś? – Nie wiedzieć czemu Aleks też zaczął szeptać, zerkając w stronę łazienki. Dziewczyna nie odpowiadając na retoryczne pytanie, zamknęła drzwi. Sasza chwilę patrzył w miejsce, w którym stała, ale po chwili się ocknął. Zwlókł się z łóżka i pozbierał swoje rozrzucone rzeczy, zgarniając je do torby, która była pod łóżkiem. No co? Czy kiedykolwiek mówił, że porządki to jego mocna strona?
Zgodnie z planem Krystiana, wyszli na szybkie śniadanie i zaraz ruszyli na trening. Tym razem planowali się naprawdę przyłożyć, więc wzięli ze sobą prowiant, papierosy i dodatkowe rękawiczki dla pilota. „Kwestia priorytetów” powtarzali Dorocie, która umartwiała się nad ich plecakiem. Dziewczyna co rusz odbiegała od nich, przybiegała z czymś w ręce, wrzucała im do bagażu i znowu odbiegała, ciągle ich poganiając. W końcu udało im się wsiąść do samochodu i wyjechać. Tym razem wszystko odbyło się bez przygód. Samochód spisywał się na medal, prowadzony przez świetnego kierowcę, a Krystian radził sobie coraz lepiej. Najpierw Alek pozwalał mu przejechać po odcinku samemu, a potem pozwalał się pilotować. Musiał mu przyznać, że miał to we krwi. Uwielbiał jeździć z Jussim, ale teraz, mając porównanie, uważał, że Jussi nauczył się pilotować, a Krystian z pilotowaniem się urodził. Jeździło im się tak dobrze, że aż nie chciało im się wracać. Nie było ich cały dzień i robiło się szarawo, kiedy zajechali pod garaże.
- Zobacz, światła są pogaszone – Zauważył Sasza – Pojechali gdzieś?
- Nie, wszystkie samochody stoją – Krystian rozejrzał się po garażu – Może poszli spać? Albo światło po prostu wysiadło – Dodał, wchodząc już do bazy – Halooo żyjecie? – Krzyknął ściągając buty.
- Czy zeżarły was niedźwiedzie ludożercy? – Z ironicznym śmiechem dorzucił Sasza. Wtedy nagle światło się zapaliło, a przed nimi wyrósł tłumek wrzeszczący „Niespodzianka!” w czterech różnych językach. Obaj stanęli jak wryci, ale Krystianowi szybciej przeszło.
- O boże! Moje urodziny! Przez to wyrwanie z cywilizacji straciłem rachubę! Boże! Pamiętaliście! – Rzucił się Dorocie w ramiona, a ta przytuliła go tak mocno, jak tylko mogła.
- Jak moglibyśmy zapomnieć o naszym dzieciątku – Roześmiała się, tarmosząc mu włosy.
- Kurcze, ale jak wy to zrobiliście? Impreza pod biegunem?! – Po kolei podchodził do każdego i odbierał serdeczne życzenia. Wtedy Dorota wniosła do salonu tort, który wzbudził w chłopaku taki zachwyt, że zapomniał o prezentach, które przed chwilą właśnie zauważył. Po zdmuchnięciu świeczek wrócił do nich i zaczął rozpakowywać. W tym czasie Aleks porwał na chwilę Dorotę.
- On ma dzisiaj urodziny?! – Zapytał bardzo nerwowym szeptem.
- Jak widać! ...Jakbyś z nim rozmawiał to byś wiedział! – W tym samym czasie z salonu dobiegały radosne okrzyki „Wow!”, „Właśnie takie chciałem!” „Jaa! Dzięki!”. Sasza uderzył się ręką w czoło.
- Skąd wy wiedzieliście, co mu kupić?
- Bo z nim rozmawiamy! – Prawie krzyknęła dziewczyna – Lepiej szybko coś wykombinuj, bo będzie mu przykro.
- Możesz mi powiedzieć, co można wymyślić na kole podbiegunowym?! Tu nie ma nic oprócz tego cholernego śniegu i... – Wtem w jego głowie zrodziła się myśl. Genialna myśl. Uśmiechnął się przebiegle sam do siebie i zupełnie nie zwracając już uwagi na Dorotę podszedł do stolika, na którym leżały jakieś papiery. Wziął długopis i kartkę i szybko coś napisał. Wszedł do pokoju, w którym nadal trwało odpakowywanie prezentów.
- Andrzej – Zawołał przyjaciela – Daj mu to, jak wszystkie paczki się skończą – Wsunął mu w rękę złożoną na pół kartkę.
- Co to? – Chciał zerknąć do środka, ale Sasza zdzielił go po ręce.
- Nie czytaj cudzej korespondencji. Daj mu to jak wszystko odpakuje i nic więcej mu nie mów.
- Jeżeli to karnet na dziki seks, to nie chcę wiedzieć, ale jeśli nie, to jestem cholernie ciekawy co byłeś w stanie wymyślić w dziesięć minut – Sasza nic nie odpowiedział tylko mrugnął do niego. Obejrzał się jeszcze raz na jubilata i zniknął z salonu. Andrzej jak przystało na prawdziwego przyjaciela całą siłą woli powstrzymywał się, żeby nie zajrzeć, co napisał kierowca. Kiedy chłopak siedział już otoczony stertą papierów i drugą kupką prezentów, z wypiekami, jak dziecko w święta, podszedł do niego i podał mu kartkę – Ktoś kazał ci to przekazać – Zaskoczony Krystian chwycił ją, rozglądając się po zebranych, jakby szukał winnego. Powoli rozłożył list i przeczytał go. Znowu poderwał wzrok, szukając nadawcy, ale znowu go nie znalazł.
- Co napisał? – Nie wytrzymał w końcu Andrzej.
- Napisał – Krystian roześmiał się – że jeśli o to zapytacie to mam nie mówić – Przerwał mu jęk zawodu – Ale! – Dodał – Mam powiedzieć, że za godzinę zniknę z przyjęcia.
Godzinę później Krystian zszedł do garażu, trzymając w ręce list. Przeszedł między samochodami, szukając w którymś z nich Saszy.
- Hej, jestem, tak jak napisałeś – Krzyknął w ciemność – Gdzie jesteś? – Nagle w jednym z aut zapaliły się światła, oślepiając go. Chłopak zakrył ramieniem oczy, zbliżając się do niego. Aleks wysiadł i poprowadził go do środka. Kiedy obaj siedzieli już wewnątrz, Krystian w końcu miał okazję dowiedzieć się o co chodzi – Co to ma być?
- Prezent – Odparł krótko Sasza, odpalając samochód i wyprowadzając go na zewnątrz.
- Oryginalnie... po całym dniu siedzenia w aucie, zabierasz mnie na przejażdżkę – Prychnął z ironią w głosie, ale musiał przyznać, że nie wierzył, że tylko o to chodziło. Musiał być haczyk.
- Nie marudź. Zauważ, ze wziąłem 4x4, a nie rajdówkę, żeby Ci się tyłek bardziej nie odbił.
Chłopak roześmiał się, ale po chwili spoważniał. Lubił niespodzianki, ale Sasza chciał go wywieźć po ciemku na śnieżną pustynię. Należały mu się wyjaśnienia.
- Słuchaj, doceniam twój wysiłek, chociaż nie wiem, o co ci chodzi. Może byś mi to wyjaśnił.
- Już spieszę. Chcę ci dać prezent na urodziny, ale niestety nie mam go tutaj. Mogę ci go dać tylko wtedy, jeśli choć trochę mi ufasz – Aleks, chociaż mówił żartobliwym tonem, był śmiertelnie poważny. Krystian przez chwilę milczał, czym zaczynał kierowcę martwić.
- Powierzam ci życie na rajdach, więc muszę ci ufać – Uśmiechnął się. Kierowca wyłączył silnik i włączył ogrzewanie, żeby nie wychłodzić auta. Obrócił się w stronę pasażera.
- To załóż to – Mężczyzna trzymał na wyciągniętej ręce opaskę. Pilot spojrzał na niego zaskoczony.
- Co to?
- Opaska na oczy.
- Po co? – Ton Krystiana przybierał nutkę zirytowania, którą szybko złagodził dotyk Saszy. Mężczyzna zbliżył się do niego i przełożył ręce za jego głowę, wiążąc mu materiał na oczach. – Sasza, czemu mam nie patrzeć?
- Przekonasz się. Nie bój się, nie wywiozę cię i nie rzucę na żer misiom ludożercom – Krystian obrócił w jego stronę głowę i Aleks mógł się założyć, że wie, jak chłopak by na niego spojrzał. „...Ta opaska ma jeszcze jedną dobrą cechę” – Pomyślał – „Mogę się na niego bezkarnie gapić i nie zarobię kopniaka, ani głupiego tekstu.” Jechali trochę więcej niż godzinę jednak nie w kierunku cywilizacji, ale wręcz przeciwnie. Oddalali się od świata jeszcze bardziej. Krystian, który cały czas miał mieć zasłonięte oczy, zasnął po jakimś czasie i wyglądał tak rozkosznie, że Sasza miał problemy z koncentracją. W końcu zatrzymał się na sporych rozmiarach wzgórzu. Po cichu wyszedł z samochodu i położył na jego masce koc, żeby nie poparzyli sobie tyłków, siadając na niej. Z torby, którą pakował przed wyjściem wyciągnął wino i kieliszki. Trzymał je cały czas w ogrzewaczu, żeby nie zamarzło. Kiedy skończył przygotowania, otworzył drzwi od strony jubilata i delikatnie, tak żeby go nie wystraszyć, obudził go. – Wstawaj śpiochu – Pochylił się nad nim, a ten nagle chwycił go za szyję i przyciągnął do siebie.
- Karol, pięć minut. – Zaspany wyszeptał mu do ucha. Zaskoczony Sasza wyplątał się z jego uścisku i jeszcze raz pogłaskał go po policzku.
- Hej, dojechaliśmy.
Krystian przeciągnął się i potarł... miejsce w którym zwykle były tylko oczy.
- Mogę już to ściągnąć?
- Jeszcze sekunda. – Sasza chwycił go za rękę, którą chłopak bez oporów przyjął. Wyprowadził go z samochodu i posadził na ciepłej masce jeepa, a sam usiadł obok niego. – Już. – Powiedział, ściągając mu opaskę z twarzy.
- O Boże....
Krystian z otwartą buzią wgapiał się przed siebie. Miał przed oczami najpiękniejszą rzecz, jaką kiedykolwiek widział. Przecudowna, zielono-niebieska zorza zapierała dech w piersiach. Kiedy odzyskał głos, chłopak spojrzał na Saszę. Mężczyzna siedział na masce obok niego, przygryzając wargi, hamując zbyt szeroki uśmiech.
- Skąd wiedziałeś, że będzie tu zorza?
- Tajemnica zawodowa – Mrugnął do niego Aleks, rozlewając do kieliszków wino.
- Ej – Krystian położył rękę na szkle – Masz zamiar pić i prowadzić? – Kierowca wywrócił oczami.
- Przecież nie będziemy wracać po nocy do bazy – Pokręcił głową zrezygnowany. Krystianowi zrzedła mina. Spojrzał na towarzysza, tak jakby ten kazał mu co najmniej nocować na biegunie! ...Khm... No tak.
- Chyba żartujesz?! – Zsunął się z maski na ziemię. Śnieg zachrzęścił pod jego stopami, a Krystian zachwiał się lekko. Sasza szybko ruszył z odsieczą, podtrzymując chłopaka.
- Nie... – Pokręcił głową, patrząc mu w oczy – Chciałem zostać tu na noc i wrócić do bazy rano. Ale jeśli to dla ciebie taki problem, to ok... – Dodał zmieszany. Myślał, że sprawi chłopakowi frajdę, niestety pomysł nie wypalił.
- Czekaj – Krystian rozejrzał się dookoła – Ale gdzie konkretnie mielibyśmy spać?
- Już nieważne. Wrócimy do bazy.
- Sasza! Nie zachowuj się jak dziecko. Pytam gdzie chciałeś nocować – Pilot przytrzymał rękę odchodzącego mężczyzny, przyszpilając go stanowczym wzrokiem.
- W samochodzie rozkłada się tylne siedzenie i spokojnie dwie osoby się tam wyśpią – Mruknął niezadowolony Sasza.
- A śpiwory chociaż masz...?
.:Kilka butelek później:.
- Czemu ty mnie właściwie nie lubisz? – Krystian siedział na śniegu, po tym jak przez nieuwagę zjechał z maski na ziemię. Powrót na miejsce leżał poza jego chwilowymi możliwościami, więc starając się znajdować plusy każdej sytuacji, bawił się śniegiem, znajdując w tym sporo przyjemności.
- Czemu myślisz, że cię nie lubię? – Wymamrotał Alek, prosto w swój kieliszek – Przecież przychodzę do ciebie jeść.
- To, że lubisz jak gotuję, nie znaczy, że lubisz mnie – Zdroworozsądkowo podsumował Krystian – Tak, właśnie, tak. – Przytaknął sam sobie.
- Lubię cię. Tylko jestem wredny – Pokonując trudności techniczne, mężczyzna zeskoczył z samochodu, lądując na kolanach obok pilota – A to zasadnicza różnica.
- Zajebiście zasadnicza...
Mężczyźni znowu siedzieli obok siebie, patrząc na wyblakłe pozostałości po zorzy. Aleksander ukradkiem zerknął na towarzysza. Zresztą, chłopak był w takim stanie, że nawet gdyby ten wpatrywał się w niego ostentacyjnie, pewnie nic by nie zauważył. Krystian był tak uroczo przystojny. Miał ciemne włosy (co po tych wszystkich wyblakniętych Skandynawach stanowiło duże urozmaicanie) i zielone oczy. Zupełnie jak kociak. Kiedy mężczyzna patrzył na chłopaka z boku, widział jak jego usta błyszczą się od odrobiny wina, która jeszcze nie została zlizana. Miał ochotę pochylić się nad nim i zebrać te ostatnie krople. W pewnej chwili chłopak obrócił się w jego stronę i popatrzył na niego rozpitym wzrokiem. Uśmiechnął się lekko, sprawiając, że zaróżowione policzki uwydatniły i tak widoczne kości. Boże, był taki uroczy... Głowa kiwała mu się na boki, a tyłek pewnie już mu odmarzł, pomimo kilku warstw ubrań. Sasza wspiął się na wyżyny heroicznej siły i dźwignął na nogi siebie i chłopaka. Łapiąc równowagę, oparli się o samochód. Znaczy, kierowca oparł się o maskę, a Krystian o niego. Gdyby tylko któryś z nich obserwował tę sytuację z boku, to roześmiałby się. Obrazek jak z filmu. Noc w romantycznej scenerii, samochód oświetlony reflektorami i oni, przytuleni, prawie stykający się twarzami. Ale żaden z nich nie stał z boku. Obaj brali w tym udział... Krystian czuł silne dłonie, oplatające go w pasie, przyciskające coraz mocniej. Uniósł rękę i przesunął nią po rozczochranej głowie Aleksandra.
- Dziękuję – Wyszeptał, zbliżając ich twarze jeszcze bardziej i złożył na ustach zaskoczonego Aleksa pocałunek. W żadnym stopniu nie przypominał tamtego poprzedniego, złośliwej zagrywki złego mężczyzny. Ten był pełen emocji, suto zaprawionych alkoholem, prawda, ale prawdziwych. Krystian z zamkniętymi oczami pozwolił sobie na to, żeby pokierował nim instynkt. Sasza niespiesznie przerwał pieszczotę. Ujął twarz chłopaka w dłonie i nie oddalając ich od siebie uśmiechnął się.
- Wejdźmy do środka – Zaproponował, zerkając w stronę samochodu. Nastolatek tylko kiwnął głową. Bez słowa podeszli do tylnych drzwi i otworzyli je. W środku faktycznie było dużo miejsca. Kiedy mężczyzna rozłożył wszystkie siedzenia, obaj spokojnie mogli położyć się i wyspać...Z resztą nie tylko wyspać. Krystian na czworaka, pokonując przeszkody natury pijackiej, przedostał się w głąb auta i pociągnął za sobą Saszę. Ten, niemal bezwładnie opadł na niego, przygniatając go swoim ciężarem. Chłopak objął mężczyznę za szyję i nie pozwolił się odsunąć, ani na milimetr. Zatopił dłoń w jego włosach i znowu pocałował. Tym razem pewniej, nie tak nieśmiało. Czuł słodki ciężar mężczyzny, na swoich biodrach. Dłonie Saszy powoli wędrowały wzdłuż brzucha pilota. Chłopak był tak zaaferowany, że nawet nie zauważył, kiedy mężczyzna zdjął kurtkę z niego i z siebie. Skóra drżała pod chłodnymi palcami, pieszczącymi jego odsłonięte ciało. Cały czas nie przerywali pocałunku, Aleks poczuł na podniebieniu wibrujący jęk, który wydostał się z ust, wijącego się pod nim chłopaka. Krystian rozsunął nogi i oplótł nimi mężczyznę. Jego ruchy były coraz bardziej nerwowe. Wsunął ręce pod bluzę Saszy i zaczął mu ją ściągać. Nagle kierowca zerwał się, uwalniając od dotyku chłopaka. Niestety zrobił to tak szybko, że wyrżnął głową w sufit samochodu
- Au! Kurwa! – Złapał się za potylicę.
- Co jest? – Krystian, który nie dość, że ciągle był pijany, a teraz na dodatek odurzony ilością odczuć ostatnich kilku sekund, podpierając się rękoma, klęknął obok mężczyzny i objął go – Nie podoba ci się? – Zapytał zalotnie. Sasza miał wrażenie, że stoi przed nim zupełnie inny chłopak, niż ten, z którym się przed chwilą całował. Tamten wydawał mu się taki uroczy i uwodzicielski, a ten był pijany w sztok, nieświadomy tego, co robi, a jutro zapewne nie będzie tego pamiętał – Sasza? Co jest? – Krystian uniósł głowę i ponownie zbliżył się do ust mężczyzny.
- Zostaw – Chwycił go za ramiona i nie pozwolił się pocałować. Nie odepchnął go jednak do końca, tylko przytulił do siebie.
- Nie chcesz mnie? – Chłopak wymamrotał w jego koszulę, ze smutkiem w głosie.
- To nie tak – Pocałował go w czubek głowy, głaszcząc po plecach. – Ja nie mogę...
- Ale czemu? – Krystian spojrzał mu w oczy ze zdziwieniem, a po chwili pojawiło się w nich zrozumienie - ...Ahaa... – Zrobił wielkie oczy i skrzywił się.
- Nie! Nie, nie! Nie jestem... uch... – Aleks zwiesił głowę, próbując zebrać myśli – Po prostu nie mogę tego z tobą zrobić. Zamarzniemy, jeśli nie włączę agregatu i w ogóle…
- Aha – Mężczyzna usłyszał ziewnięcie, a kiedy spojrzał w dół, zobaczył, że Krystian właściwie śpi, wczepiony w jego bluzę. Uśmiechnął się uspokojony, a kiedy próbował pomóc ułożyć się chłopakowi do snu, stwierdził, że przez to wszystko wytrzeźwiał w pół minuty. Położył się obok pilota i nakrył ich dwoma przykryciami. Nagle zrobiło się cicho. Słychać było tylko wiejący za oknem wiatr i spokojny oddech Krystiana. – Zimno mi – Usłyszał jeszcze tylko, zanim sam zasnął i poczuł, że nieco drobniejsze ciało wtula się w niego, jakby chciało wyssać całe ciepło.