Z bijącym sercem zajrzał do lodówki. Sądząc po stanie mieszkania, sądził, że w lodówce znajdzie również syf, śmierdzące resztki jedzenia i pleśń pokrywającą swą bujną czupryną wszystkie ściany. I zdziwił się, gdy jedynym, co zobaczył, były puste półki. Czyste, chociaż noszące ślady użytkowania. Odetchnął z ulgą. Przynajmniej odejdzie mu sprzątanie lodówki. Widać Janowska próbowała w jakiś sposób to wszystko ogarnąć i kontrolować, choć, jak widać, z marnym skutkiem. Janowska… Uśmiechnął się rozbawiony na jej wspomnienie. Kobieta miała pewnie ze czterdzieści parę lat, a zachowywała się jak nastolatka. Znaczy nie odmładzała się na siłę, czy próbowała być infantylna niczym małolata, ale było w niej tyle energii, że odruchowo kojarzyło się ją z nastolatką. Albo wiewiórką. Tak, taką małą, cholernie ruchliwą i sprytną wiewiórką. Zachichotał próbując sobie wyobrazić skaczącą po drzewie wiewiórkę z twarzą Janowskiej. To było cholernie zabawne.
Zajrzał do pozostałych szafek, by przekonać się co w ogóle w tym mieszkaniu jest do jedzenia. Okazało się, że to samo, co w lodówce, czyli nic. Westchnął. Oj, trochę się namacha tych zakupów. Wyszedł do sklepu. Na szczęście w pobliżu był hipermarket, więc chcąc uzupełnić zapasy nie będzie musiał latać nie wiadomo gdzie. Niestety musiał obrócić jeszcze ze dwa razy zanim uznał, że produktów żywnościowych w kuchni jest tyle ile powinno być w każdym domu. Dopiero wtedy zabrał się za robienie śniadania dla pisarza.
Z bijącym sercem zapukał do drzwi. Odpowiedziała mu cisza. Westchnął i otworzył drzwi. Powitał go półmrok rozświetlany biurową lampką. Na wprost drzwi, pod przeciwległą ścianą, znajdowało się ogromne małżeńskie łoże z rozbebeszoną kołdrą. Po obu stronach łóżka stały niewielkie szafki z lampkami. Nad łóżkiem wisiał jakiś obraz i coś, co kiedyś było kwiatem, a teraz przypominało smutnego uschniętego badyla. Cała prawą ścianę zajmowała szafa. Prawa strona to było dość duże okno w tym momencie zasłonięte ciężkimi zasłonami, a pod nim ława ze szklanym blatem i dwa ogromne fotele. Pod czwartą ścianą stało biurko, przy którym siedział pisarz i pracowicie stukał w klawiaturę laptopa. Oprócz laptopa na biurko stała jeszcze drukarka i lampka, która w tym momencie była zapalona.
- Przyniosłem śniadanie – powiedział Bolek. Blondyn nawet nie drgnął, wpatrzony w ekran laptopa.
Bolek bez słowa postawił talerz z kanapkami na biurku i podszedł do okna, by je odsłonić. Kiedy pokój rozświetliło słońce, zgasił lampkę. Ale to także nie wywołało żadnej reakcji pisarza. Bolek przez chwilę postał, czytając pojawiające się w błyskawicznym tempie na ekranie laptopa literki. Tekst był na tyle wciągający, że dopiero po chwili zorientował się, że palce autora przestały biegać po klawiaturze. Oderwał wzrok od ekranu i spojrzał na pisarza. Tamten patrzył niego niepewnie.
- Przyniosłem śniadanie – Wskazał na talerz z kanapkami i kubek termiczny. – Chyba wystarczy tyle?
Blondyn popatrzył we wskazanym kierunku.
- Chyba… tak – odparł niepewnie.
- A herbata może być? Czy może wolisz kawę? – dopytywał się Bolek.
- Może… być.
- To dobrze. To jedz i wracaj do pracy, a ja pójdę dalej sprzątać.
Marcin kiwnął niepewnie głową, wsadził jedną kanapkę do ust i wróciło stukania w klawisze. Bolek wyszedł z pokoju. Stwierdził, że skoro ma tutaj mieszkać, to najsensowniej będzie zacząć porządki od „własnego” pokoju. Uważnie go obejrzał i stwierdził, że doprowadzenie go do stanu używalności zajmie chyba cały dzień i pochłonie sporo środków czystości. Westchnął. Obejrzał pozostałe pomieszczenia, w myślach notując, co będzie potrzebował. Miał już serdecznie dość kursowania do sklepu i chciał to wszystko załatwić za jednym zamachem.
Na wszelki wypadek wziął każdego z środków czystości po kilka sztuk.
- Czyżby szykował się pan na wojnę? – zażartowała kasjerka. Popatrzył na nią zdziwiony. Dopiero po chwili dotarło do niego, że to ta sama, która kasowała wcześniej przez niego kupowane jedzenie. Była młoda i całkiem sympatyczna. I miała też sympatyczne imię: Ania. Tak przynajmniej wynikało z plakietki jaką miała przypiętą do firmowej koszulki. Zanotował sobie w myślach, że jak tylko będzie miał trochę luzu, trzeba będzie spróbować dziewczynę poderwać.
- Tak jakby – odparł płacąc. Pieczołowicie schował rachunek i upewniwszy się, że jednorazowe reklamówki wytrzymają ciężar, ruszył do domu.
Doprowadzenie tego jednego pokoju do zadowalającego stanu zajęło mu resztę dnia.
- O, kurwa – zaklął, kiedy sobie przypomniał, że jego głównym priorytetem powinno być dbanie o tego nieszczęsnego pisarza. – On tam pewnie usycha z głodu, a ja myślę o własnych wygodach. Wyszedł z pokoju. Już miał wejść do kuchni, by przygotować na szybko coś z gotowych dań, które profilaktycznie zakupił, gdy jego wzrok padł na salon. Na dość dużej powierzchni dywanu porozkładane były wydrukowane karki, z ponanoszonymi czerwonym długopisem poprawkami, oprócz tego pudło po pizzy i plastikowa butelka po jakimś napoju. Wśród tego wszystkiego, z głową opartą o oparcie kanapy, spał właściciel mieszkania. Kiedy Bolek podszedł bliżej stawiając ostrożnie stopy, by nie nadepnąć na żadną z kartek, zauważył z rozbawieniem, że biedak zasnął nie dojadłszy nawet ostatniego kawałka pizzy, który wciąż trzymał w ręce.
- A więc nie jesteś taka sierota, jak mówiła Janowska – stwierdził z rozbawieniem. – Umiesz o siebie zadbać. Chociaż lepiej by było jak byś sobie coś ugotował, a nie zamawiał pizzę.
Ostrożnie wyjął niedojedzony kawałek pizzy z ręki śpiącego. Pierwotnie chciał go obudzić, by ten poszedł spać do sypialni, ale stwierdził, że blondyn tak słodko wygląda, gdy śpi, że aż żal go budzić. Ostrożnie zdjął mu okulary z nosa i położył je na kanapie. Pierwszy raz brał faceta na ręce i nie był pewny czy ten nie będzie za ciężki, albo czy się w trakcie nie obudzi i nie zacznie panikować, że go gwałcą, albo co gorsza mordują. Na szczęście poszło mu w miarę gładko i Marcin nie obudził się. A gdy Bolek ostrożnie stawiał stopy, by nie podeptać kartek, blondyn przytulił się do niego, wzdychając przez sen. To dziwnie rozczuliło Bolka.
Na szczęście udało mu się dotrzeć do sypialni nie budząc śpiącego. Kiedy w końcu położył go na łóżku i przykrył cienkim materiałem, który najprawdopodobniej był narzutą, poczuł się dziwnie. Przez ten krótki odcinek ciało blondyna emanowało przyjemnym ciepłem i teraz, kiedy go zabrakło, poczuł się jakby wychodził z lodowatej kąpieli. Ostrożnie usiadł na brzegu łóżka i zapatrzył się na twarz śpiącego. Janowska nie powiedziała ile właściwie lat on miał, więc Bolek mógł jedynie zgadywać. Delikatne rysy twarzy, lekko rozchylone drobne usta, symetryczne brwi i kształtne uszy wystające spośród zmierzwionych włosów sprawiały, że wyglądał na niewiele więcej niż dwadzieścia lat. Dwudniowy, ledwo widoczny z racji koloru, zarost dodawał mu tylko uroku. Bolek, nie zastanawiając się nawet nad tym co robi, wyciągnął rękę i delikatnie pogłaskał go po policzku. Kiedy cofał rękę Marcin nagle otworzył oczy. Bolek przestraszył się z lekka, że znowu zacznie panikować, że chcą go zamordować, ale na szczęście jego oczy były tylko lekko uchylone i wciąż zasnute mgłą snu.
- Śpij – wyszeptał Bolek i pogłaskał go pieszczotliwie po policzku. Marcin uśmiechnął się lekko i powoli zamknął oczy. Bolek jeszcze tylko sprawdził czy jest wystarczająco przykryty i wyszedł z sypialni.
Przeszedł do salonu. Pozbierał porozrzucane kartki. Na szczęście każda z nich miała wydrukowany numer strony, więc mógł je poukładać w odpowiedniej kolejności. Zaciekawiło go, co Marcin teraz pisze, więc zaczął czytać. W niektórych miejscach czerwonego koloru było tyle, ze aż raził w oczy i nie dawał przeczytać tego, co wydrukowane, ale Bolkowi to nie przeszkadzało. Czasami gdy czytał książkę i opisy wydawały mu się zbyt nużące, albo dialogi za bardzo drętwe, przeskakiwał tekst bez czytania. Znajomość fabuły nic na tym nie traciła, a on nie nudził się książką. Kiedy w końcu skończył, po kilku godzinach, żałował, że to nie jest cały tekst. Autor jak zwykle trzymał poziom, chociaż naniesione na czerwono poprawki sugerowały, że sam nie jest z tekstu zadowolony i pewnie jeszcze nieraz go przerobi zanim osiągnie finalną postać. Uporządkował kartki i zaniósł je do sypialni Marcina. Nie zapalając światła, kierując się jedynie wpadającymi przez okno promieniami księżyca podszedł do biurka i położył kartki obok laptopa. Zanim wyszedł upewnił się jeszcze czy Marcin śpi. Sprzątnął pozostałości po tym nieszczęsnym pseudo obiedzie pisarza i z postanowieniem, że jutro na pewno ugotuje coś porządnego, poszedł do swojego pokoju. Pół godziny później spał już.
Wstał o siódmej rano. Wciąż jeszcze lekko nieprzytomny od snu skierował s ię do łazienki, ale widząc jej „czystość” poprzestał tylko na umyciu zębów i opryskaniu twarzy wodą, by obudzić się do końca. Zajrzał do pokoju Marcina, tym razem nie pukając i zobaczył, że ten siedzi już przy biurku i pracowicie stuka w klawiaturę laptopa. Szybko przyszykował mu śniadanie. Tak samo jak wczoraj pisarz kompletnie go zignorował, gdy stawiał talerz z kanapkami na biurku, ale Bolek kompletnie się tym nie przejął. Założył, że ma spokój na parę godzin, więc postanowił pojechać do akademika, umyć się porządnie i zabrać resztę swoich rzeczy.
Cała przeprowadzka zajęła mu czas do obiadu i kosztowała sporo nerwów, bo niestety nie miał pieniędzy na kupno biletów autobusowych, a musiał przebyć drogę trzy razy. Kiedy już w wszystkie pudla i torby stały w jego pokoju, odetchnął z ulgą. Ponieważ nie gonił go już żaden termin, więc stwierdził, że zdąży się jeszcze rozpakować. Teraz najważniejszy był obiad. Poprzedniego dnia zupełnie zignorował burczenie żołądka, teraz nie mógł sobie na to pozwolić. Dwa dni głodówki to dla niego zdecydowanie zbyt dużo. Kiedy już wszystko było gotowe, poszedł do sypialni pana domu i zaanonsował posiłek, lecz jak można było się spodziewać, został kompletnie zignorowany. Normalnie by ten fakt olał, jednak pamiętając, co powiedziała mu Janowska, podszedł do Marcina i postukał go w ramię. Ten podniósł na niego kompletnie nieprzytomny wzrok.
- Obiad – powiedział, a gdy blondyn siedział wpatrując się w niego jak w kosmitę, powtórzył: - Obiad gotowy, chodź jeść.
- A, okej, już idę – odparł i wrócił do pisania.
Bolek zgrzytnął zębami. W sumie mógł się spodziewać takiej reakcji, ale miał nadzieję, że jednak blondyn zachowa się normalnie i grzecznie pójdzie na posiłek.
- Nadzieja matką głupich – mruknął i złapawszy blondyna za ramię szarpnął go do góry.
- Ej, co jest? – wykrzyknął tamten przestraszony i zaczął się szarpać.
- Jajco! – warknął Bolek. – Idziemy jeść!
- Ale ja muszę pisać! – Im bardziej starał się z powrotem usiąść przy laptopie, tym bardziej Bolek zaciskał rękę na jego ramieniu.
- Gówno musisz, a nie pisać! – Siłowanie się z blondynem zirytowało Bolka na tyle, że zaczął być niemiły. – Jak mi zdechniesz z głodu, to Janowska mnie zabije, więc rusz tą swoją kościstą dupę do kuchni. Ale już! – Ostatnie zdanie wykrzyknął z taką pasją w głosie i wściekłością w oczach, że aż Marcin przestraszył się i szybko wybiegł z pokoju. Bolek odetchnął z ulgą. Przeszedł do kuchni i nałożył jedzenie dla nich obu.
- Wystarczy tyle? – spytał już normalnym głosem, kiedy stawiał talerz przed pisarzem. Ten tylko pokiwał twierdząco głową i szybko zabrał się za jedzenie. – Nie jedz tak szybko, bo się jeszcze udławisz – powiedział, widząc z jaką szybkością blondyn pochłania jedzenie. Tamten posłusznie zwolnił, a gdy skończył, odsunął talerz i spojrzał na Bolka ze strachem w oczach. – Chcesz dokładkę? – Pokiwał przecząco głową. – No to idź pisać dalej.
Marcin bez słowa wstał od stołu i prawie wybiegł z kuchni. Bolek westchnął. Spokojnie skończył swoją porcję, pozmywał po obiedzie i wziął się za sprzątanie mieszkania. Był właśnie w trakcie szorowania wanny, gdy zadzwoniła jego komórka. Zignorował ją zupełnie. Żeby móc porządnie wyszorować wannę musiał się rozebrać do bielizny i wejść do środka, a konieczność ciągłego korzystania z wody sprawiła, że był kompletnie przemoczony i nie miał ochoty wyłazić z wanny i moczyć wszystkiego w koło tylko po to by odebrać jakaś głupią komórkę. Może gdyby łazienka była mniejsza… Niestety była ogromna, na tyle, że mieściła się w niej wanna, prysznic, pralka, dwie umywalki i spora szafa. Telefon dzwonił jeszcze kilka razy zanim zupełnie zamilkł.
- No i, kurwa, dobrze – mruknął. – Jak skończę, to może oddzwonię. – Po czym wrócił do szorowania kafelków, które pierwotnie były białe, teraz bardziej szare.
- A co ty robisz? – usłyszał nagle czyjś głos. Serce walnęło mu niczym kafar, przez co aż podskoczył. Odwrócił się i zobaczył stojącą w drzwiach Janowską.
- Ale mnie pani przestraszyła. Mogłaby się pani tak nie skradać? Ataku serca o mało nie dostałem.
- Pukałam. – Kobieta wzruszyła ramionami.
- Coś się stało?
- To ja bym chciała wiedzieć, co się stało. Marcin do mnie zadzwonił, że go bijesz.
- Ja? To chuchro? – Wybałuszył na rozmówczynię oczu. – Przecież toto jest takie chude, że wystarczy w niego dmuchnąć a się przewróci.
- Nie wiem – znowu wzruszyła ramionami – Powtarzam tylko co on mi powiedział. A właściwie wybeczał w słuchawkę. Podobno nie pozwalałeś mu pisać. Więc? – Spojrzała z wyczekiwaniem na chłopaka.
Bolek patrzył na nią intensywnie przez chwilę zanim zrozumiał o co chodzi kobiecie.
- No bez przesady… - burknął. – Wcale mu nie zabroniłem pisać. Powiedziałem tylko, ze ma iść na obiad, a że nie chciał się ruszyć… Może byłe trochę za ostry, ale sama pani powiedziała, że mam pilnować by jadł. No to co miałem zrobić, jak zupełnie mnie olał?
Kobieta westchnęła.
- Mówiłam ci, że z nim trzeba ja z dzieckiem. Upośledzonym dzieckiem. Bo inaczej będzie do mnie non stop wydzwaniał, a ja naprawdę nie mam czasu by lecieć tutaj za każdym razem jakby się paliło. Mam robotę, mam terminy, których muszę dotrzymać.
- No bez przesady, dobra? – Bolek zirytował się. Walka z zasyfiałą wanną wystarczająco go wkurwiła i teraz był na granicy nerwów. – To jest dorosły facet i niech pani go tak traktuje! Co z tego, że genialnie pisze i że ma pieniądze? Nie wszystko można kupić za pieniądze. Niech on się w końcu nauczy, że nei może się wysługiwać innymi! Jeśli jest tak bardzo upośledzony, to niech go oddadzą do jakiegoś zakładu! To jest normalny facet, a nie upośledzone dziecko – dodał na koniec już nieco spokojniej, widząc dziwną do odgadnięcia minę kobiety. – naprawdę, pani Marto, ja…
- Mów mi po imieniu – kobieta weszła mu w słowo. – W ostateczności może być Marchewa, chociaż nie lubię tego przezwiska. Ale i tak wszyscy go używają. – Machnęła z rezygnacją ręką.
- Wolę „Baśka” – odparł zanim zdążył zastanowić się nad tym co mówi.
- Baśka? A dlaczego? – zdziwiła się.
- A bo mi przypominasz wiewiórkę. Taką małą, ruchliwą wiewiórkę. A na wiewiórki kiedyś wołano właśnie „Baśka”. Sam nie wiem czemu.
Janowska patrzyła przez chwilę na Bolka, po czym wybuchnęła śmiechem.
- Czy ty mnie aby czasem nie podrywasz? – zapytała
- Ja? – zdumiał się. – Z takim wyglądem? Baśka… - pokiwał z dezaprobatą głową.
Kobieta spojrzała na niego uważnie. Wprawdzie był w samych bokserkach, ale spocony i brudny nie wyglądał zbyt „apetycznie”. Jednak mimo to Janowska parsknęła śmiechem.
- Oj, Bolek, Bolek…
Chłopak uśmiechnął się przepraszająco.
- A wracając do Marcina… – spoważniała.
- Nie bierz na serio tego, co on ci wygaduje w słuchawkę – odparł Bolek. – Może trochę przesadziłem, ale przecież wiesz, że go nie skrzywdzę. Po prostu za bardzo go rozpuściłaś i teraz to się mści na tobie. Jego po prostu trzeba nauczyć znowu żyć normalnie.
- Możliwe, że trochę przesadziłam z tym dbaniem o niego – westchnęła – ale potrzebowałam mieć spokój, by móc robić, co do mnie należy, a to gwarantowało mi tylko robienie tego co on chce, a nie wychowywanie go.
- Więc teraz, gdy mnie zatrudniłaś, pozwól, że ja się nim zajmę.
- Dobra, tylko weź to rób tak, żeby jednak do mnie nie wydzwaniał. Teraz chyba przez godzinę będę go musiała uspokaja, żeby znowu mógł siąść do pisania.
- A ty czasem nie za bardzo go ciśniesz o to pisanie? Nie uważasz, że czasami powinien robić też coś innego?
- Terminy go gonią. Może przy następnej książce dam mu trochę oddechu, ale teraz nie mogę. Za dużo czasu zmarnował na początku, gdy nagle po pierwszym rozdziale zabrakło mu koncepcji na ciąg dalszy. Teraz musi to podgonić. Będę więc wdzięczna jeśli weźmiesz to pod uwagę.
- Postaram się, ale nie gwarantuję na sto procent.
- Dobre i to – mruknęła i odwróciła się by wyjść.
- Baaaśka – Bolek zagwizdał – chcesz orzeszka?
Janowska stanęła zdumiona, by po chwili odwrócić się i z udawanym oburzeniem powiedzieć:
- Ja ci dam orzeszka…
Bolek roześmiał się i wrócił do pracy, a agentka poszła uspokajać swojego podopiecznego.
Kiedy w końcu Bolek uporał się z wanną i prysznicem, stwierdził, że na dzisiaj ma dość. Z prawdziwą przyjemnością zmył z siebie cały brud pod prysznicem i odświeżony poszedł do kuchni przygotować jakąś kolację. Doszedł do wniosku, że w ramach przeprosin, no i urozmaicenia, przygotuje Marcinowi coś specjalnego.
- Lubisz omlet? – spytał, gdy wszedł do sypialni tamtego. Marcin drgnął na dźwięk jego głosu i przestał stukać w klawiaturę. Spojrzał na Bolka z wyraźnym strachem w oczach. – Pomyślałem, że w ramach przeprosin, że byłem trochę niemiły wobec ciebie, zrobię ci omlet. Lubisz?
- Z rodzynkami? – zapytał blondyn, a strach w jego oczach szybko zastąpiła ciekawość.
- Może być z rodzynkami.
- I z kawałkami czekolady. – Niczym w kalejdoskopie ciekawość przeskoczyła na struny głosowe, a w oczach pojawiła się iskierka radości.
- I z kawałkami czekolady. Takimi ogromnymi. – Radość w oczach blondyna eksplodowała, wylewając się na twarz i rozciągając ją w szerokim uśmiechu.
- I z polewą czekoladową?
Bolek pomyślał, że jajka i polewa czekoladowa to dość dziwaczna mieszanka, ale widząc nadzieję w oczach Marcina przestał wnikać w szczegóły techniczne i odparł:
- Z mnóstwem polewy czekoladowej
- Uwielbiam – odparł z namaszczeniem.
- No to ci zrobię omlet z rodzynkami i kawałkami czekolady i polewą czekoladową. Nawet dwa – dodał widząc jak uśmiech tamtego rozszerza się do niebotycznych wręcz rozmiarów, a radość aż bije po oczach.
Bolek wyszedł z sypialni. Będzie musiał szybko lecieć do sklepu. Uzupełnianie zapasów żywnościowych nie przewidywało czegoś takiego i najzwyczajniej w świecie nie kupił ani rodzynek ani czekolady.
Kiedy wkładał produkty do koszyka, przypomniała mu się szczęśliwa mina blondyna. Zrobiło mu się dziwnie ciepło na sercu. Pomyślał, że takie dbanie o kogoś to całkiem przyjemna rzecz. Jednak chwilę potem przypomniał sobie to wszystko, co mówił Janowskiej i westchnął cierpiętniczo.
- Tyle się nagadałem, a i tak w końcu przegrałem – mruknął.
Kiedy przygotowywał potrawę zdziwił się ogromnie, gdy zobaczył stojącego w drzwiach kuchni Marcina.
- Jeszcze nie gotowe – powiedział.
- Wiem – odparł tamten niepewnie – ale… już nie mogłem się doczekać. No i pachniało już tak apetycznie…
Bolek roześmiał się.
- To siadaj przy stole, zaraz będzie gotowe.
Kilka minut potem rozbawiony patrzył jak Marcin je omlet. Tym razem nie pochłaniał go, lecz wręcz celebrował każdy kęs, najpierw maczając go dokładnie w polewie, a potem wkładając powoli do ust i przeżywając długo i powoli. Na szczęście Bolek postanowił zrobić omlet na największej patelni jaką tylko znalazł i nie żałować składników, więc pisarz zapchał się tylko jednym kawałkiem.
- Było pyszne – stwierdził z namaszczeniem, kiedy już wylizał talerz z resztek polewy.
- Cieszę się – Bolek uśmiechnął się rozbawiony.
- Spać mi się chce – dodał wyraźnie rozleniwiony.
- To idź spać. Jutro skończysz pisanie – dodał widząc niepewny wzrok Marcina. – teraz i tak byś nic nie wymyślił, twój mózg jest zbyt rozleniwiony po jedzeniu. Poza tym musi odpocząć, by mieć nowe, jeszcze lepsze pomysły.
- Masz rację – mruknął leniwie Marcin i podniósł się od stołu. Ruszył wolnym krokiem do swojej sypialni.
Bolek szybko umył naczynia po kolacji i położył się spać. Już prawie zasypiał, gdy zadzwonił telefon.
- Słucham? – odebrał nie sprawdzając nawet kto dzwoni.
- To ja.
- Baśka? Coś się stało?
- Marcin do mnie dzwonił.
Bolek momentalnie się obudził.
- Nic mu nie zrobiłem, słowo – powiedział siadając na łóżku.
- Wiem. Dzwonił, żeby się pochwalić, że zrobiłeś mu super jedzenie i że był wniebowzięty.
- Oj tam, zaraz super jedzenie – mruknął Bolek dziwnie zawstydzony – zwykły omlet. Tylko on sobie wybrał dodatki.
- Zwykły czy nie, ważne, że on był wniebowzięty. Tak bardzo, że aż musiał mi się pochwalić – zachichotała. Bolek odruchowo też się uśmiechnął. – Takie telefony mogę dostawać przez cały czas. Tak trzymaj – dodała, po czym rozłączyła się.
- Dzięki – mruknął Bolek, po czym wrócił do tego, co mu przerwano. Zasnął dość szybko. To był mimo wszystko dość wyczerpujący dzień.