Tylko się nie bój 28
Dodane przez Aquarius dnia Kwietnia 05 2014 08:01:12


- Gdzie sobie poszedł? - zapytał Kensei, marszcząc brwi i próbując przetrawić odpowiedzieć Shinjiego na pytanie o miejsce pobytu Shuuheia.
Wciąż czuł się fatalnie. Miał wrażenie, że połowa jego szarych komórek umarła, a druga połowa nie chciała pracować tak jak powinna. Miał wrażenie, że jego mózg nie jest już zdolny do żadnego cięższego procesu – to nie był ból głowy, to była absolutna pustka. Pewnie gorączka, która jeszcze się go trzymała, miała w tej sprawie wiele do powiedzenia. Dobrze o tyle, że w końcu po trzech dniach przestał się tarzać pół przytomny w łóżku. Teraz w końcu mógł w nim usiąść.
Shinji wzruszył ramionami. Siedział na parapecie przy uchylonym oknie i palił, ignorując bezczelnie prośbę Starrka, żeby nie robić tego w domu.
- Poszedł – odpowiedział spokojnie. - Wziął ze sobą tylko komórkę i portfel. Nie odpowiada na telefony, ale wysłał wiadomość, żeby się o niego nie martwić. Poszedł ponoć sprawdzić jakiś kontakt.
Kensei zgrzytnął zębami.
- Co ten cholerny dzieciak sobie myśli? - warknął pod nosem. - I jak to się stało, że nikt go nie powstrzymał.
Shinji znowu wzruszył ramionami.
- Wyszedł i nie wrócił, ciężko było go w taki sposób powstrzymać. Tia podejrzewa, jaki kontakt mógł pójść sprawdzić i twierdzi, że nie powinny mu grozić żadne nieprzyjemności.
- A od kiedy ufasz tego typu informacjom? - zapytał Kensei, patrząc na przyjeciala spode łba.
Shinji wzruszył ramionami i odwrócił się w stronę okna, by wydmuchać dym. Dla siebie zachował to, że Tia za ich plecami, informowała o ich poczynaniach Panterę. Swoją drogą sam nie był pewien, dlaczego właściwie nie wyciągnął tego przy większym gronie, tylko zagadnął ją na osobności. To było po tym, jak się towarzystwo zorientowało, że Shuuhei zniknął. Tia właśnie wyszła z pokoju Lilynette – tej nie było akurat w domu.
- Raporcik złożony, można pić dalej? - zagadnął ją z niesięgającym oczu uśmiechem.
Tia spojrzała na niego poważnie, skrzyżowała ramionami pod biustem i oparła się o framugę drzwi. Nie odpowiedziała, więc stali w półmroku – światło świeciło się jedynie w kuchni – i niemalże w ciszy - gdyby nie liczyć rozmów Grimmjowa i Starrka dobiegających również z kuchni . Obserwowali się uważnie, analizowali. W końcu Tia odwróciła spojrzenie pierwsza.
- O co mnie właściwie podejrzewasz i o co oskarżasz? - zapytała, chyba lekko urażona.
- Od razu podejrzewam, od razu oskarżam... - powiedział jedynie z nutką kpiny i zaraz uśmiechnął się pod chłodnym spojrzeniem kobiety.
- To twoja naturalna cecha, czy wyuczona? - zapytała, niemalże figlarnie przekrzywiając głowę, kilka złotych pasemek opadło na twarz i oczy. - Nieufność względem własnych towarzyszy?
- Uznajmy, że adaptacja środowiskowa – odpowiedział, nie spuszczając spojrzenia. - Ciekawe, że nie zaprzeczyłaś.
- A miałoby to jakiś sens?
Tylko uśmiechnął się szerzej
- Właśnie – powiedziała również z delikatnym uśmiechem. Wyprostowała się. - Owszem składam raporty – powiedziała poważnie - ale trafiają one do osób nam przychylnych. Nie mam w zwyczaju zdradzać swoich towarzyszy.
Zbliżył się powoli, stanął krok od niej. Byli niemalże tego samego wzrostu, więc patrzyli sobie w oczy bez zadzierania, czy opuszczania głowy.
- Mam ci uwierzyć? - zapytał.
- Nie musisz – odpowiedziała, usta drgnęły do lekko kpiącego uśmieszku. - Tylko, co w takim razie z tym fantem zrobisz?
- Powiem reszcie – szepnął, pochylając się jeszcze odrobinę w jej stronę.
- Dlaczego nie zrobiłeś tego od razu? - zapytała również szeptem, chwytając się pod boki.
W tym momencie Shinji zdał sobie sprawę z tego, że popełnił błąd już na samym początku tej rozmowy i nie chodziło jedynie o rozmowę sam na sam, raczej o jej ton – całość miała postać pół żartobliwej słownej gierki. W tym momencie ciężko by było rzucić poważne oskarżenie, nie bądąc pobłażliwie wyśmianym. Oczywiście on to zaczął, ale Tia doskonale wykorzystała sytuację.
- Może dlatego – odpowiedziała za niego, kładąc palec na jego piersi i wodząc nimi po koszulce. - Że resztę stanowi Starrk i Grimmjow, którzy bez mrugnięcia okiem uwierzą mi i Ichigo, który weźmie stronę Grimmjowa – zaproponowała uprzejmie.
Gdzieś w międzyczasie zbliżyli się do siebie jeszcze bardziej – szept narzucał bliskość. Shinji mógł wyczuć w oddechu Tii wcześniej wypity alkohol.
- Kensei kiedyś się obudzi? – powiedział, ale nawet nie próbując ukryć własnej niewiary w ten argument. Element gierki, która przestała mu przeszkadzać. Chyba w chwili, gdy ten palec zaczął wodzić po jego piersi.
- A do tego momentu, jesteście zdani na naszą łaskę...
- A więc jednak, chowamy urazę?
- Nie, ale to, że mnie o to podejrzewasz wiele mówi o tobie – powiedziała w końcu normalnym głosem zrywając czar poufałości, którym byli przez chwilę spętani. Odsunęła się.
Shinji poczuł się w absurdalny sposób skarcony. Uśmiechnął się szeroko.
- A teraz wybacz – powiedziała, mijąc go. - Nie mogę panów zbyt długo zostawić bez mojego skromnego towarzystwa.
- Czy to Pantera? - zapytał i jak wcześniej Tia, przekrzywił głowę w niemalże figlarnym geście.
Tia odwróciła się obdarzyła go tym samym uważnym spojrzeniem, co na początku rozmowy.
- Nie potwierdzam, nie zaprzeczam i proszę nie wyciągać z tego żadnych wniosków... Dla własnego dobra – powiedziała poważnie.
- Więc dlaczego ty ryzykujesz? - zapytał poważnie, bez uśmiechu, rezygnując ze wcześniejszej konwencji rozmowy. - Co ta kobieta ma do zaoferowania?
Tia w pierwszej chwili wyglądała, jakby chciała odpowiedzieć kolejnym żarcikiem, ale zrezygnowała. Zapatrzyła się w bok – w czarną otchłań pustego pokoju Lilynette – zamyśliła na chwilę. Z kuchni dobiegł głośny rechot Grimmjowa i jakieś żartobliwie rzucane uwagi Starrka.
- Jesteśmy inni – powiedziała w końcu, wciąż patrząc w bok. - My wszyscy, którzy posmakowaliśmy wojny. Nosimy w sobie ten smak, słodki, jak przegniły owoc. Możemy doskonale udawać, że jesteśmy normalni. Możemy chodzić do tych samych barów, śmiać się z tych samych żartów, czy płakać na tych samych komediach romantycznych, co cała reszta. Ale będziemy inni. Będziemy czuli się obcy, chociażby było to uczucie pielęgnowane tylko w naszych własnych głowach. Bo chcemy czuć się inni, może nawet przez to trochę lepsi. Nie czujesz się lepszy, tylko dlatego że wciąż czujesz smak wojny? - zapytała się, patrząc już na niego.
Uśmiechnął się bardziej do siebie i własnych myśli, niż do niej. Nie potrafiłby zaprzeczyć, bo faktycznie tak było. Czuł się na swój sposób wyróżniony, prawie jak rycerz pasowany przez królową.
- Więc, co? Szukasz akcpetacji? - zapytał.
- Nie do końca, po prostu, chcę mieć do czynienia z ludźmi równymi sobie – powiedziała.
Aż zaśmiał się pod nosem. Czy to nie tyczyło się również jego? Bo po co w ogóle ruszył na całą tą wyprawę, po co się pchał do tej szalonej drużyny? Bo miały być w niej osoby równie spaczone co on sam, a może i bardziej. Tia, widząc jego reakcję również uśmiechnęła się przelotnie.
- Wierzysz mi, Shinji? - zapytała.
- Chyba nie mam wyboru – odpowiedział ze wzruszeniem ramion.
Pokręciła tylko głową odrobinę niedowierzająco – jak można być tak nieufnym – i poszła do kuchni.
Shinji uśmiechnął się jeszcze do wspomnienia tej rozmowy – nie wracali później do tego tematu – wychylił się przez okno, zgasił papierosa na ścianie bloku i wyrzucił niedopałek. Spojrzał na dziwnie milczącego Kenseia i zaraz przewrócił oczami.
- Przestań kombinować, jak go znaleźć – powiedział, wyrywając drugiego mężczyznę z jego myśli. Tylko ciche mruknięcie od strony Kenseia potwierdziło, że trafił. - To dorosły facet.
- Dobrze wiesz, że ten argument do mnie nie przemówi. Poza tym, co to w ogóle za pomysł, żeby tak po prostu wychodzić – warknął i walnął pięścią w ścianę. - Totalny idiotyzm!
- I rozumiem, że nie czujesz się ani trochę winny? - zapytał Shinji z półuśmiechem.
- Dlaczego miałbym? Leżałem, kurwa, nieprzytomny!
Shinji nic nie powiedział, po prostu spojrzał na Kenseia z miną "domyśl się, kretynie". Ten opadł na łóżko, nagle zrezygnowany i zmęczony. Nie po to jechał do tego przeklętego kraju, żeby teraz robić za obłożnie chorego. Nie kiedy, ten cholerny dzieciak wyprawia takie rzeczy. Jak niby ma go pilnować, gdy nie ma go w pobliżu.
- On nawet nie wie, w co się pakuje – powiedział Kensei.
- Nie chce nic mówić, ale ty, jakbyś zobaczył go w swoim własnym stanie sprzed trzech dni, zrobiłbyś pewnie coś jeszcze głupszego – zaproponował uprzejmie i zaraz uśmiechnął się niewinnie, gdy Kensei spojrzał na niego morderczo. - Chociaż wróć – dodał zaraz. - Ty już swoją głupotę zrobiłeś, dlatego Shuuhei stwierdził, że będzie działał na własną rękę, żeby cię więcej nie narażać.
- Dobra, dobra, kumam – mruknął. - Daj mi już spokój – westchnął i przetarł twarz dłonią. - Jakie są pozostałe plany?

- Na razie siedzimy cicho, bo po naszej wspaniałej akcji miasto zawrzało. Nie znają nas, więc nie wiedzą z czym to połączyć i uporządkować...

Kensei słuchał jednym uchem, bo wciąż zastanawiał się, jak tutaj skontaktować się z Shuuheiem, skoro ten najwidoczniej postanowił się odciąć od reszty drużyny. Jeżeli dzieciakowi wydawało się, że w tym momencie Kensei zbierze manatki i pojedzie do domu, to się grubo mylił. Przyjechał tutaj i miał zamiar spełnić swoje osobiste zadanie – przypilnować, żeby Shuuhei wrócił do Rukongai w jednym kawałku. I w sumie Shuuhei powinien już wiedzieć, że potrafił być naprawde uparty, gdy się już na coś uweźmie – jak mawiała Lisa: uparty, osioł, Kensei. Szkoda tylko, że jego komórka wzięła i przepadła – tyle dobrze, że dokumenty zostawili wtedy z Shinjim w samochodzie – w końcu telefon od niego powinien odebrać. Chociaż z drugiej strony, dlaczego niby by miał? W sumie to było dobre pytanie. Kim on właściwie był dla Shuuheia? Jeszcze lepsze pytanie. Kim Shuuhei był dla niego? Zaraz otrząsnał się, znalazł sobie czas na jakieś zupełnie nieistotne rozważania. Były w końcu ważniejsze sprawy do załatwienia.
- ... a wtedy ona zrobiła mu loda – dokończył Shinji głośniej.
- Co? - wyrwał się ze swoich myśli i spojrzał na blondyna, marszcząc brwi. - Chyba coś mnie ominęło.
Shinji machnął tylko ręką.
- Przyniosę ci coś do jedzenia – powiedział i wyszedł z pokoju.
Gdy zamknął za sobą drzwi, pokręcił głowa. Dosłownie jak z dzieckiem, albo gorzej jak z kotem, któremu trzeba palcem pokazać miskę ze świeżym mięsem, żeby się zorientował, że dostał jedzenie. W sumie też nie był wielce zachwycony działaniem Shuuheia na własną rękę, ale w przeciwieństwie do Kenseia, wierzył w chłopaka, albo raczej chciał w niego wierzyć. Z drugiej strony pocieszające było to, że Kensei tak szybko się do Shuuheia przywiązał – dobrze wróżyło na przyszłość. A sam Shinji mógł dopisać do swoich licznych umiejętności swatanie.
W kuchni Grimmjow półleżał na stole z ramionami rozrzuconymi na bok i z głową przekręconą na bok, wpatrywał się tępo w zegar. Obok leżała porzucona komórka – znudziło go nawet granie. Minęły dopiero trzy dni, ale on już miał dość bezczynności. W sumie miał w planach zrobić, ta jak Shuuhei i po prostu pójść w pizdu działać na własną rękę, ale Ichigo bardzo szybko go przejrzał i cóż... To pierwszy moment od dwóch dni, gdy rudzielca nie było w pobliżu.
- Możesz mi do cholery jasnej powiedzieć jeszcze raz – odezwał się, gdy zobaczył Shinjiego. - Dlaczego nie mogłem pojechać z Ichigo i Tią na ten cały zwiad?
- Bo nie – odpowiedział Shinji, zaglądając do lódówki i zastanawiając się, co właściwie można by zrobić Kenseiowi. Rosół? Owsiankę?
Grimmjow chyba nie spodziewał się żadnej bardziej konstruktywnej odpowiedzi, bo tylko jęknął przeciągle. Podniósł się i odchylił na krześle. Zaczął się na nim bujać.
- To co robimy w końcu z tym Execiuton? - zapytał się, bawiąc się telefonem.
- A masz ochotę cokolwiek z nimi robić? - odpowiedział pytaniem na pytanie Shinji, rezugnując z przeszukiwania lodówki.
Grimmjow wzruszył ramionami.
- Wróg mojego wroga, te sprawy, wydaje się dość dobrym argumentem – mruknął. - Poza tym, co innego nam zostaje? - zapytał odchylając głowę do tyłu by dojrzeć blondyna.
- Taa tylko nie wiem, czy teraz wartość naszych głów nie jest wyższa od nienawiści Execiuton do Arrancaru.
Owszem możliwość skorzystania z kontaktu zdobytego przez Ichigo i Grimmjowa była kusząca, ale ostatnie, czego teraz potrzebowali, to wpakować się w kolejną aferę. Chociaż Grimmjow nie marzył o niczym innym – tamto odbijanie Kenseia obudziło tłukące się z tylu czaszki zwierzę, które ostatnimi czasy zostało grzecznie włożone do klatki. Nie marzył o niczym innym, jak o uwolenieniu go.
- Oj na pewno dałoby się tak zrobić, żebyśmy to my mieli lepszą pozycję – powiedział Grimmjow, szczerząc się drapieżnie. Z odwróconej perspektywy wydawał się jeszcze bardziej dziki.
- Na pewno – potwierdził Shinji.
Swoją drogą fascynujący był fakt, że jeszcze się wszyscy nie pozabijali w ciągu tych dwóch dni. Bez Shuuheia, który był niejako łącznikiem pomiędzy byłymi członkami Espady, a byłymi Vizardami, stanowili naprawdę ciekawą drużynę. Co ich w tej chwili trzymało razem? Wspólny problem? Trochę mało, żeby nie rzucić się sobie do gardeł. Chyba Tia miała rację – potrzeba towarzystwa, przy którym nie trzeba udawać.
Drzwi do mieszkania otworzyły się, a Grimmjow poderwał się z krzesła i niemalże wybiegł.
- I jak? - zapytał się, zanim Tia i Ichigo zdążyli zdjąć buty, czy kurtki.
- Spokojnie, kociaku – powiedziała Tia. - Zaraz wszystko opowiemy, chociaż nie będzie wiele nowego. Widać, że wszyscy są w trybie alarmowym – kontynuowała, gdy juz usiedli w salonie. - Praktycznie nie widzieliśmy osób, które poruszałyby się w pojedynkę. I aż widać, jak ludzie są nerwowi i czujni.
- W sumie mogliśmy się spodziewać – wtrącił się Shinji. Stał za fotelem na przeciwko Tii. - Że nasze działanie będzie jak wsadzenie kija w mrowisko.
- Nie zajeżdzaliśmy na obrzeża – mówiła dalej. - Ale podejrzewam, że tam jest jeszcze gorzej i absolutnie się nie dziwię, że pogotowie i Starrk mają pełne ręce roboty.
- Przy okazji – wtrącił Ichigo. - Ten klub, który z tobą sprawdzałem – zwrócił się do Grimmjowa – poszedł z dymem. Ludzie twierdzą, że wybuch gazu, ale... - dokończył wzruszeniem ramion.
- Ha! Jeżeli przyjemiemy, że był to lokal Execiution – zasugerował Grimmjow, patrząc na Shinjiego.
- Niby tak...
- Do cholery jasnej, jak długo masz zamiar tak siedzieć w norze? Trzeba odzyskać inicjatywę!
- Zgadzam się z tobą, ale...
- Byliśmy również w centrum – przerwała im Tia spokojnie, nawet odrobinę zamyślona. - Widzieliśmy Shuuheia. Tak, jak podejrzewałam, był razem z tym znajomym, o którym wam wspominałam.
- W garniaku, w towarzystwie jeszcze kilku innych facetów – wszedł jej w słowo Ichigo. - Wyglądał, jakby generalnie dobrze się bawił. Tak teraz się zastanawiam – powiedział, pochylony do przodu z przedramionami opartymi na kolanach, patrzył na swoje splecione dłonie. - Braliście pod uwagę, że on od początku do tego dążył, że to nie jest jakiś wybieg, tylko na całkiem serio...
- Powtórz to.
Wszyscy spojrzeli w stronę drzwi, skąd padły ostatnie słowa. Kensei stał oparty o framugę i patrzył na Ichigo intensywnie i bynajmniej nie przyjaźnie. Rudzielec niezbyt sie tym przejął.
- Nie znam tak naprawdę gościa – powiedział ze wzruszeniem ramion. - A ty go znasz na tyle, żeby stwierdzić, że jest to zupełnie bez sensu? - zapytał się Kenseia.
Ten nie odpowiedział, zmarszczył brwi. Prawda była taka, że nie znał Shuuheia na tyle, żeby z czystym sumieniem zaprzeczyć. W końcu należało pamiętać, jak w ogóle dzieciaka poznał – obserwował go, jako podejrzanego w sprawie Tousena. Poza tym, czy Shuuhei kiedykolwiek jasno i wyraźnie wyłożył, co właściwie chce osiągnąć w Hueco Mundo? Zaklął tylko w myślach.
- Właśnie – stwierdził Ichigo. - Najdłużej z nas zna go Grimm i Tia...
- Gdyby faktycznie był jednak po drugiej stronie barykady, to nie siedzielibyśmy tutaj i nie rozważali takiej możliwości – stwierdził Shinji.
- Chyba, że to nie my byliśmy istotni – powiedziała Tia zamyślona. Założyła nogę na nogę, dłonie splotła na podołku.
- Co masz na myśli? - zapytał sie Kensei.
- Tak tylko się zastanawiam. Nie wydaje wam się dziwne, że te trzy miejsca, które odwiedziliśmy okazały się takie... płodne. Ichi i Grimm zdobyli kontakt do Execiuton, ja i Shuu spotkaliśmy Findora, z którym nie miałam kontaktu od lat, Shinji i Kensei wpadli na gości od Arrancaru. O tych miejscach Shuuhei wiedział teoretycznie od tego Ikkaku i Yumichiki, ale od kogo wiedział o tych gościach? Wolałabym, żeby to wszystko okazało się jedynie mniej lub bardziej nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności, ale jeżeli nie jest... - resztę zostawiła w domyśle.
Zaraz też podniosła wzrok, czując się bardzo intensywnie obserwowana, i napotkała spojrzenie Shinjiego. Patrzył na nią z miną, jakby bardzo chciał zadać jakieś pytanie. Mogła tylko podejrzewać, że byłoby coś w stylu "czy to co właśnie powiedziałaś faktycznie jest twoim przemyśleniem, czy czymś, co kazała zasugerować Pantera?". Cóż, jeszcze w Gargancie otrzymała instrukcję by uważać na Shuuheia. Pantera nie wykluczała, że chłopak może chcieć ugrać coś przeciwko nim. Tia nie chciała w to wierzyć, ale teraz?
- Gdzie go dokładnie widzieliście? - zapytał się Kensei, przerywając ciszę, która zapadła na dłuższa chwilę po słowach Tii.
- Kensei – odezwał sie Shinji poważnie, patrząc chłodno na przyjaciela. - Wyłącz tryb "bad matherfucker" i tak nigdzie nie pojedziesz. Nie w takim stanie. Sprawę Shuuheia na razie zostawiamy. Nadal uważam, że gdyby mial być tym złym, juz byśmy to w jakiś sposób odczuli. Ale trzeba wziąć pod uwagę i taką możliwość. W związku z tym trzeba się ruszyć. Tia wskocz po jakąs farbę do włosów dla Grimmjowa, za bardzo rzuca się w oczy. Kensei, jak już stoisz na własnych nogach, to idź coś zjeść. Ja i Grimmjow zaczniemy nas pakować. Ichigo skontaktuj się z Execiuton, później znajdź jakiś motel, najlepiej gdzieś w północnych dzielnicach. Poszli – zakończył i nie powstrzymał uśmiechu, gdy Grimmjow z największym z ekipy entuzjazmem zabrał się za wykonanie polecenia, zupełnie jak znudzone dziecko, któremu powiedziano, że jest zabieranie na wycieczkę. W sumie skłamałby, gdy stwierdził, że i jemu myśl o powrocie do działania, nie sprawiała pewnej radości.

* * *

Shuuhei odruchowo poprawił szarą marynarkę. Znowu tu był, przed wejściem do klubu "Arogancja". Tym razem nie musiał bujać biodrami w krótkiej spódniczce. Tym razem po prostu wyciągnął z kieszeni zaproszenie, tak samo jak towarzyszący mu Findor.
- Czy ja cię przypadkiem skąd nie znam? - zapytał się ochroniarz, oddając Shuuheiowi jego zaproszenie i przyglądając mu się uważnie, zwłaszcza jego tatuażowi.
- Mnie? - zdziwił sie uprzejmie. - Mogłeś mnie widzieć w swoich snach, co najwyżej – odpowiedział z uśmiechem i nawet puścił ochroniarzowi oczko.
Na twarzy tamtego po sekundzie pojawiło się zrozumienie, zamrugał i chyba chciał coś powiedzieć, ale nie zdążył, bo Findor złapal Shuuheia pod ramię i pociągnął w głąb klubu. A tam miękkie fotele, dym drogich cygar, rozmowy przyciszone do uprzjmego niemalże szeptu, dystyngowane uśmiechy i gesty, zupełnie jakby to miejsce i ci ludzie nie mieli absolutnie nic wspólnego z tym, że na zewnątrz świat jest na krawędzi wojny. Enklawa wyjęta z XIX wieku - wojska już są stawiane w stan gotowości, wszyscy już wiedzą, że lada dzień ruszą na pole bitwy, ale oficerowie bawią się jeszcze na spotkaniach towarzyskich, opowiadają dowcipy i rozmawiają o literaturze – w końcu elita – dopiero jak przyjdzie posłaniec z wezwaniem uścisną sobie dłonie, ukłonią się, życzą powodzenia i rozejdą, by jutro do siebie nawzajem strzelać.
Siedli, o ironio, przy tym samym stoliku w rogu, co za pierwszym razem. Findor zaśmiał się nawet pod nosem.
- Nic, nic – odpowiedział z machnięcem dłonią, na uniesioną w pytającym geście brew Shuuheia. - Przypomniałem sobie, jaka śliczna była z ciebie dziewczynka... Shun – dodał z zaczepnym uśmiechem.
- Mogę jeszcze bardziej odświeżyć ci wspomnienia i opluć cię drinkiem – powiedział sucho Shuuhei.
- Och spokojnie, spokojnie nie ma co sie wstydzić swoich fetyszy...
- Ja ci dam fetysz.
Findor zaśmiał się tylko i pokręcił głową. Shuuhei się nie odzywał, zatopiony w swoich myślach, raczył się whisky. Wcześniej tego dnia, gdy siedzieli w ogródku kawiarni, razem ze znajomymi Findora, wydawało mu się, że mignął mu samochód ekipy i mógłby przysiąc, że widział w nim Ichigo. Jeżeli faktycznie to był ktos z ekipy i jeżeli go zobaczyli, to jakie wnioski wyciągneli z tego, że siedział tam gdzie siedział z takimi, a nie innymi ludźmi? Z drugiej strony, czy miało to aż takie znaczenie? Tia, Grimmjow i Ichigo powinni być zajęci szukaniem Aizena, a Shinji i Kensei, jak tylko ten drugi poczuje się lepiej, wrócą do Rukongai, bo w sumie co ich teraz tutaj trzymało? Kensei będzie mógł wrócić do swojej Złotowłosej, o Shuuheiu zapomni i wszyscy będą żyli długo i szczęśliwie.
- Przepraszam, że musieli panowie czekać.
Shuuhei podniósł wzrok znad szklanki wyrwany ze swoich myśli. Wstał, by przywitać się z właśnie przybyłym mężczyzną – na oko trzydziestokilkuletnim, szczupłym, o ascetycznej twarzy, z jasnymi włosami zaplecionymi w warkocz i niebieskimi, chłodnymi oczami.
- Ależ nic nie szkodzi – powiedział Findor z uśmiechem, witając się z mężczyzną. - To my byliśmy za wcześnie, w końcu osoby takie jak ty, zawsze przychodzą we właściwym czasie. Pozwolę sobie przedstawić Shinjuku Sosuke.
- Hisagi Shuuhei jak mniemam – powiedział Shinjuku, wyciągając dłoń. - Miło poznać – dodał z uśmiechem, od którego Shuuheiowi przeszedł dreszcz po plecach.