***
Piękny, słoneczny dzień chłopcy wykorzystali na odpoczynek na dworze czynnie lub biernie. Seiki szalał z Isao na korcie, pragnąc chociaż zremi-sować, podczas gdy jego brat wdał się w interesującą rozmowę z Noriko, która została u nich na noc. Nie wiedział, że mają ze sobą tyle wspólnego. Jednym z marzeń ich obojga są podróże na inne kontynenty. Mimo że była szalona, jak jego brat, to nie przeszkadzało mu to. O rodzicach wolał na razie nie myśleć. Nic mu nie zepsuje takiego cudownego dnia.
Tomiji leżał na leżaku, czując pieszczotę słonecznych promieni na swo-jej skórze. Cieszył się, że lekarz zmienił mu leki, po których nie słabł na słońcu. Powstrzymywał się przed wysłaniem smsa do Akiego. Chłopak był w szkole i nie chciał zawracać mu głowy, chociaż wiedział, że nastolatek bardzo by się ucieszył, a wakacje zbliżały się wielkimi krokami i w szkole panował większy luz. Sam ciągle miał w pamięci filmy i wstępował w niego strach, że jeżeli nie będzie w stanie tego zrobić, kiedy on i Aki... a na-prawdę brał to pod uwagę, zawiedzie go. Owszem sceny, na które patrzył, podnieciły go, ale nie do tego stopnia, by nie mógł zasnąć bez zaspokaja-nia swoich potrzeb. Niestety, przejmował się na wyrost, przez co obawy, że zawiedzie piwnookiego intymnie, nie pozwalały mu na spokojnie przy-stosować się do tego, aby w przyszłości odważyć się go pocałować.
- I jak? - szept przy uchu sprawił, że prawie podskoczył wyrwany ze swych myśli.
- Keizo, nie strasz mnie, człowieku.
- Za bardzo jesteś strachliwy. Ciekawe, o czym to tak intensywne my-ślałeś – przysiadł na jego leżaku, przez co zielonowłosy musiał podkulić swoje długie nogi.
- Nie twoja sprawa.
- Uuuu, podobały ci się – Kei wyglądał na uradowanego.
- Mogą być – bez pytania wiedział, o co przyjacielowi chodzi.
- Ha, mogą, mogą. Teraz już nie powiesz, że nic nie wiesz na temat kontaktów męsko-męskich. Jak się spało?
- Spadaj.
- Nie jesteś dziś rozmowny. Wiesz może, gdzie jest Haruki?
- W kuchni. Zasłaniasz mi słońce.
- Opalaj się, aby pewna osoba miała na co patrzeć – klepnął go w łyd-kę.
- Patrzeć, też mi coś.
- Zadzwoń do niego.
- Jest w szkole. Skąd wiesz, że chcę...
Keizo sugestywnie popatrzył na komórkę w ręce przyjaciela.
- Och, Tomi, wpadłeś – roześmiał się i wstał. – Idę zwiedzić kuchnię.
Wszedł do domu, gdzie było przyjemnie chłodno w porównaniu do upału panującego na dworze.
***
Haruki rozwałkował jeden kawałek ciasta na cienki placek. Miał zamiar zrobić te same ciastka, które upiekł dla lidera, aby mu podziękować. Teraz postanowił je zrobić, by sprawić chłopakowi przyjemność, a i inni na tym skorzystają. Wpadł na to z samego rana, kiedy się obudził. Wtedy Keizo już nie było w łóżku, a on mógł mile powspominać te ciepłe chwile nocą.
- Co robisz? - od razu zapytał Ueda, gdy wszedł do kuchni.
Miał na sobie tylko krótkie szorty i japonki. Haruki zapatrzył się na nie-go.
- Ekhem. Ciastka.
- Czyżby te ciasteczka? - aż mu ślinka pociekła.
- Aha.
- Upiekłeś już jakieś? - Kei przesunął swymi szarymi oczami wokół.
- Nie. Dopiero zacząłem je robić.
- A mogę ci pomóc? – może dzięki temu Haruki pozwoli mu pierwszemu skubnąć choćby mały okruszek już upieczonego wypieku? A poza tym spędzi z nim więcej czasu. I pomyśleć, że na początku ich znajomości nie chciał na niego patrzeć. Nie, patrzeć chciał, ponieważ co by nie mówić, jak był nastawiony do nowego wokalisty, to chłopak przedstawiał dość sma-kowity kąsek.
Hamada na jego propozycję uśmiechnął się pod nosem. To będzie cie-kawe doświadczenie.
- Wykroisz ciastka, a ja skończę wyrabiać drugie ciasto – nim się obej-rzał, Keizo już stał obok.
- Pokażesz, jak mam je wykrawać?
Zielonooki popatrzył na niego ze zdziwieniem.
- Żartujesz sobie?
- Nie. No, Haru, wierz mi, że ja nigdy tego nie robiłem.
Chłopak nadal wyglądał, jakby był nieprzekonany, co do prawdziwości jego słów, ale podał mu jedną z foremek.
- To jest foremka. Kładziesz ją na cieście, dociskasz i wykroisz serce lub kółko. Zależy, którą weźmiesz.
- A drzewka też mogę wykroić? - Ueda zapytał jak mały chłopiec.
- Ty sobie żarty stroisz – Haruki zajął się drugim ciastem.
Keizo odwrócił go przodem do siebie.
- Nie wyśmiewam się z ciebie. Z tym drzewkiem to był zwykły, głupi żarcik – pocałował go lekko. - Są tylko foremki okrągłe i w serduszka?
- No... nie mamy innych kształtów.
- To wytnę same serca – stwierdził lider.
Hamada tylko kiwnął głową, ale zauważył, że Kei nic nie robił. Nie wie-rzył, chłopak znał się na wielu rzeczach, ale na tym nie? Westchnął i wziął jedną z foremek.
- Robisz to tak. Kładziesz na przykład tutaj... – przerwał, gdy Ueda po-łożył swą dłoń na jego dłoni, która trzymała foremkę - ... i wykrawasz. O tak.
Razem wykroili serce, po czym spojrzeli sobie w oczy.
- To serce zamawiam dla siebie – rzekł szeptem białowłosy.
- Wiesz... że... no... Wykrawaj – wysunął dłoń spod jego i powrócił do wyrabiana ciasta. – Moje serce też do ciebie należy – pomyślał o tym, czego nie umiał mu powiedzieć. Podrapał się wierzchem dłoni po no-sie. Kiedy sięgnął po kawałki czekolady, Keizo zaczął się śmiać.
- Co znów? - spytał Hamada.
- Masz piękny nosek.
Haruki zmarszczył brwi i podszedł do małego lustra zawieszonego tuż pod dużym prostokątnym zegarem. Mąka na jego nosie wyglądała... dość ciekawie. Wytarł ją i powracając do ciasta, wziął się za rozwałkowanie.
Lider przerwał swoje zajęcie i postanowił się zabawić. A co? Jak Seikie-mu wolno, to jemu tym bardziej. Nabrał na palce trochę białego proszku i narysował dwie smugi w stylu indiańskim na policzku chłopaka.
- Teraz wyglądasz jak wojownik. Pozwól, że poprawię drugi policzek.
- Tak się chcesz bawić? - był naprawdę rozluźniony, więc nabrał trochę śmiałości przy tym chłopaku. Zrobił podobne ślady na twarzy lidera z tym, że dołożył je na nosie i czole.
To zaskoczyło białowłosego, nie spodziewał się tego po tym nieśmiałku i aż mu serce mocniej zabiło na myśl, że chłopak przy nim pozwala sobie na coraz więcej rzeczy. Nie omieszkał nie oddać malunku i już chwilę później obaj mieli twarze, szyje, a nawet włosy upaćkane w mące. Keizo dodatko-wo miał brudny tors, a Haruki koszulkę.
- Te ciastka... - próbował mówić zielonooki, usiłując odepchnąć rękę, która koniecznie chciała zostawić na nim kolejną porcję mąki - ... nie zo-staną zrobione do wieczora. Aj.
Keizo chwycił go mocno, przytrzymując w talii i przyciągając do siebie.
- Zaraz je zrobimy, tylko trzeba je troszkę posłodzić.
- A... ale do... dodałem cukru.
- Nie o taki cukier mi chodziło – sięgnął jego ust. Nie obawiał się zapa-lenia gardła, gdyż na takie choroby dziwnym trafem był odporny. Czuł, jak chłopakowi uginają się nogi, kiedy trącił językiem jego język, zapraszając go na wspólny taniec. Oba narządy splotły się ze sobą wręcz w idealnej zgodzie. Ueda musiał przyznać sobie nagrodę, bo to on nauczył Harukiego całowania. Chłopak był pojętnym uczniem.
Kochał te usta, ręce błądzące po plecach i całego chłopaka. Włącznie z jego wadami i zaletami. Gdyby tylko Kei pokochał jego...
- Nie wiedziałem, że robienie ciastek na tym polega.
Odskoczyli od siebie, jakby zrobili coś zakazanego, kiedy w ich intymną chwilę wdarł się głos perkusisty.
– Co się tak odsuwacie? Przecież wiem, co i jak. Nie przeszkadzajcie sobie. Kontynuujcie, panowie. Ja tylko wezmę coś do picia i już mnie nie ma. Mam tylko prośbę, nie dodawajcie specjalnego składnika do ciasta – puścił im oczko.
Haruki przez chwilę myślał, o czym mówi Seiki. Gdy w końcu dotarło do niego, co za składnik miał chłopak na myśli, zarumienił się, co i tak było niewidoczne pod białą maską. Poszedł umyć pod kranem ręce.
Kei tylko przetarł twarz dłonią, brudząc ją dotkliwiej. Udawał, że nic nie słyszał.
Seiki wyjął z lodówki dwie litrowe butelki wody cytrynowej niegazowa-nej i odwrócił się do nich ze swoim firmowym zadziornym uśmieszkiem.
- Mam powiedzieć wszystkim, by przez następną godzinę nikt tu nie wchodził? A może potrzebujecie więcej czasu?
- Zmykaj, zanim coś złego ci zrobię – lider rzucił ostrym spojrzeniem, w którym i tak nie umiał ukryć nuty rozbawienia.
- Kei, ty się dobrze bawisz – stwierdził Seiki. – I do tego potrafisz prze-bywać w takim bałaganie. Nasz pedancik się zmienia.
Ueda wziął łyżkę do przewracania naleśników i rzucił nią w chłopaka. Niestety, ku jego niezadowoleniu, trafiła w ścianę.
- Za nic nie masz cela – rzekł perkusista. – Mam nadzieję, że kiedy jest potrzeba, to potrafisz wycelować dobrze. Wiesz, co mam na myśli – zmył się od razu po wypowiedzeniu tych słów.
Keizo zawarczał, a Haruki prawie spalił się z zażenowania. Doskonale wiedział, co chłopak miał na myśli. Czy to aż tak było widać, że on był „na dole”?
- Co za chłopak – mruknął Keizo. – Stało się coś? – zapytał, widząc dziwną minę Haru.
- Nie. Seiki jest fajny – zabrał się za wykrawanie ciastek. – Proszę, umyj ręce i pomóż mi.
- Jesteś zdenerwowany. O co chodzi?
- No... bo Seiki mówi takie rzeczy... um... no, jakby to było widoczne, że ja... nieważne. Po prostu się wstydzę, jak on otwarcie mówi o pewnych sprawach. Jak chcesz, to pomóż mi, ale nie słodź więcej ciastek.
- Na ten raz wystarczy – nie pytał, o co chodziło chłopakowi, widząc, że to go krępuje. – Posłodzę kiedy indziej.
Tym razem w spokoju dokończyli ciastka i pół godziny później kończyły się piec. Piekarnik był duży, więc z powodzeniem mieściła się w nim bla-cha mieszcząca sto ciastek, dzięki czemu szybko się z tym uporali. Kiedy dopiekała się ostatnia porcja, zabrali się za sprzątanie całego bałaganu.
Do kuchni wszedł Tomiji.
- Dlaczego Seiki zabronił nam tu wchodzić?
- Powiedział wam coś takiego? - zapytał Ueda.
- To było coś takiego: „Kuchnia zamknięta, ciastka się robią i niech nikt nie waży się im przeszkadzać, bo inaczej nie przeżyjecie, jak im przeszko-dzicie”. Nie wiem tylko, czy miał na myśli wypiek czy was. Jego słowa były dość chaotyczne.
- Sądził, że będziemy tu robić nie tylko ciastka – Ueda przejechał mo-pem po kafelkach.
- Aaaaa. Szukałeś Harukiego, by zrobić ten bałagan?
- Hm? - Kei podniósł głowę.
- Szukałeś go.
- Mnie? - wtrącił Hamada. – Po co?
- Po co... Czekaj... A, lekarz dziś po południu wpadnie cię zbadać. Dzwonił do mnie.
- Aha.
- Wystygły już te upieczone? - zapytał lider, nie określając do końca, co miał na myśli.
- Ostudzą się, a potem chcę jeszcze zrobić polewę lub lukier – odpowie-dział Haruki.
- Wolę lukier – uśmiechnął się... słodko.
Tomi z niedowierzaniem pochylił głowę. Nie poznawał swego przyjacie-la.
- Pomóż nam posprzątać, to dostaniesz ciastko – zaproponował Ikedzie białowłosy.
- Nie tykam mopa, a ciastko i tak dostanę. Coście w ogóle robili, że tak narozwalaliście... dobra, nie chcę wiedzieć – podniósł ostrzegawczo dłoń.
- Nic nie robiliśmy. Na pewno nie to, co sobie wyobraziłeś – powiedział lider.
Haruki uśmiechnął się, zerkając na Keizo. Te chwile, które dla niego by-ły takie zwyczajne i miłe, zapamięta na zawsze.
***
Po południu lekarz zbadał Harukiego i był zdziwiony, że chłopak jest prawie zdrowy.
- Moi pacjenci zazwyczaj chorują na anginę przez dwa, a nawet trzy ty-godnie, więc albo ten nowy antybiotyk jest taki dobry, albo opieka.
- Pewnie jedno i drugie – ubrał koszulkę.
- Przepiszę ci jeszcze jeden lek i witaminy.
- A co ze śpiewaniem? Muszę uczestniczyć w próbach.
- Nie mam zastrzeżeń, co do tego, ale rób sobie długie przerwy i nawil-żaj gardło – doktor uśmiechnął się i podał mu receptę.
- Odprowadzę pana.
- Dziękuję.
Zeszli na dół, po czym Hamada pożegnał się z lekarzem. Wyszedł do ogrodu, gdzie cały zespół siedział wokół stolika i omawiał z menedżerem jutrzejszy program. Zajadali się ciastkami, popijając je kawą. Usiadł obok Uedy i wsłuchał się w rozmowę.
- Mam nadzieję, że nie wystrzelisz ze swoimi nerwami – Natsuo popa-trzył na lidera. – W programie będzie potrzebne opanowanie i spokój.
- Jedyne, co chcę, to wyjaśnić wszystkim pewne sprawy, ale jeżeli ten reporter mnie wnerwi i zacznie jakieś gierki, to nie ręczę za siebie.
- Przyłożysz mu? - zapytał Seiki.
- Pewnie, że nie – zaprzeczył.
- Wy, chłopaki, również musicie powiedzieć, jaki macie stosunek do Ke-izo i Harukiego, a także do tego, co jest między nimi.
- Pewnie, menedżerze, pokażemy im, co znaczy przyjaźń – powiedział perkusista.
Haruki obawiał się tego programu. Nie wiedział, czy będzie w stanie co-kolwiek powiedzieć. Wiedział, że głównie chodziło o przyznanie się oficjal-nie do swego homoseksualizmu i wyjaśnienie osobom piszącym oszczer-stwa paru rzeczy, ale dla niego nie było to łatwe.
- To omówimy teraz wasz grafik po urlopie – Natsuo wziął spis. - Koń-czycie pracę nad płytą i macie spotkanie w fanami. Autografy, rozmowy... zresztą, wiecie, o co chodzi. W przyszłym miesiącu czeka was kilka kon-certów, w tym jeden charytatywny na rzecz niepełnosprawnych dzieci jed-nego z ośrodków opieki specjalnej. Planujemy, żebyście przed koncertem odwiedzili dzieciaki, które bardzo chcą was spotkać. Z tym, że dyrekcja ośrodka nie chce się na to zgodzić.
- Oczywiście, do zdobycia pieniędzy jesteśmy dobrzy, ale do takich spo-tkań się nie nadajemy, gdyż wyobrażają sobie nas jako złych i okrutnych – powiedział Seiji. – Według nich skrzywdzimy dzieciaki?
- Nie wiem, co tam sobie wyobrażają, ale na pewno nie chcą im sprawić przyjemności. Tylko kasa ma znaczenie. Przejdźmy dalej...
- Ja muszę spadać, to mnie nie dotyczy – Tomiji wstał. – Mam spotka-nie.
Unikał oczu białowłosego, gdyż i tak wiedział, że zobaczy w nich nie-ograniczoną radość.
Haruki odprowadził wzrokiem zielonowłosego. Miał nadzieję, że pierw-sza randka kuzyna będzie udana.
***
Tomiji dokładnie zaplanował cały wieczór. Kolacja, kino, spacer po jed-nej z najpiękniejszych ulic i obejrzenie laserowej iluminacji, która zostanie wykonana na przygotowanym do tego miejscu. Potem odwiezie chłopaka do domu i... no właśnie, i tu jest pies pogrzebany. Co dalej? Pocałuje go? Tego będzie oczekiwał Aki, ale to chłopak i równie dobrze może sam poca-łować jego. Z tym, że randka nie zawsze musi kończyć się pocałunkiem. A może musi... W każdym razie powinna. Pocałować czy nie pocałować, oto jest pytanie. A jak Aki za dużo będzie chciał, a on faktycznie nie będzie w stanie mu tego dać? W kółko o tym myślał. Z drugiej strony, Kaima obie-cał dać mu czas. Zaczynał się denerwować, przez co narastała w nim pa-nika. Uspokojenie się było pierwszą rzeczą, którą musiał wykonać, kiedy parkował przed domem nastolatka. Nie mógł zepsuć mu wieczoru. Poza tym, po co zamartwiać się na zapas? Podobno dobrze jest wszystko zo-stawić naturze.
***
Aki spojrzał ostatni raz w lustro. Oczy mu błyszczały z ekscytacji. Ma randkę ze swoim idolem. Idolem, którego kocha. Ręce pociły mu się z nerwów, a żołądek zawiązał w mały supełek, który zacisnął się na głos podjeżdżającego samochodu. Wziął głęboki oddech i podskoczył na odgłos melodii wygrywanej przez dzwonek. Otworzył drzwi.
- Cześć, Tomi.
- Hej. Gotowy?
- O, panie Ikeda – za plecami piwnookiego ukazała się głowa matki. – Dobry wieczór.
- Dobry wieczór – ukłonił się. – Ja... my...
- Wiem, wiem – machnęła ręką. – Oczy matki wiele widzą. Bawcie się dobrze – wypchnęła syna za drzwi i je zamknęła.
Aki omal nie wpadł na wokalistę, ale utrzymał równowagę.
- Wybacz, ale ona wie. Domyśliła się. Nic jej nie powiedziałem. Nie gniewaj się. Jeżeli nie chcesz już się ze mną spotkać, to zrozumiem – Aki był tak niepewny tego, co łączy go z Tomijim, że w jego wyobraźni każda sytuacja była powodem do zerwania.
- Ej, Akiś, spokojnie. Nie przeszkadza mi, że twoja mama wie. Jedzie-my?
- Na pewno?
- Widzę, że nie ma nic przeciw, więc... No chodź.
Tomiji zawiózł go pod luksusowy budynek restauracyjny. Kiedy do niego weszli, zostali zaprowadzeni do prywatnej sali. Pośrodku pokoju stał kwa-dratowy stół. Został nakryty białym obrusem, na którym leżała beżowa serweta, której rogi zostały wykończone szydełkiem i przypominały bukiet kwiatów. Porcelanowe talerze i srebrne sztućce czekały na podanie dań, a kieliszki zarówno do wina, jak i wody, stały obok nich.
- Prywatna sala? - zapytał Aki, kiedy zostali sami. Czyżby Tomi się go wstydził?
- Tutaj będziemy mieli spokój. Wybacz, ale dawanie autografów w cza-sie randki nie wygląda dobrze. Proszę, usiądź – wskazał ręką krzesło.
- Wszystko wygląda przepięknie.
Kelner przyszedł minutę po tym, jak zajęli swoje miejsca i podał im menu.
- Zamawiaj, co chcesz, Aki.
- Podać wino?
- Poprosimy wodę – powiedział Tomi. Nie zamierzał rozpijać nastolatka, a sam prowadził. – A ty bierz menu i zastanów się, na co masz ochotę – popatrzył roześmianym wzrokiem na piwnookiego.
Pół godziny później w czasie posiłku rozmawiali o wszystkim i niczym. Aki był szczęśliwy, że za tydzień ma już wakacje.
- Tamtego roku wyjechałem na obóz przetrwania, ale teraz nie zamie-rzam się nigdzie ruszać. Wolę ten czas spędzić z tobą, o ile jeszcze bę-dziemy razem. To znaczy... - zawiesił głos. – Bo, Tomi, ja cię przepra-szam, że tak nagle wtargnąłem w twoje życie z buciorami – kontynuował, nie patrząc na niego, inaczej nie będzie w stanie nic wyznać. – Zburzyłem twój spokój, mówiąc, że cię kocham.
- Aki, jaki spokój? - odłożył sztućce. - Mówiłem ci, że od pewnego czasu nie byłem spokojny. Chyba od czasu pierwszego meczu. Patrzyłem tylko na ciebie. To się chyba wtedy zaczęło. Chyba... za dużo tych chyba – po raz pierwszy poczuł się niezręcznie. – Powiedziałem, że zależy mi na tobie. Inaczej bym nie proponował, żebyśmy byli razem. Dlaczego o tym mówi-my? Przeciez wyjaśniliśmy sobie wszystko.
- Ale gdyby nie ja... to nadal żyłbyś normalnie – przesunął widelcem kawałek szparagi. Po co w ogóle to mówi, zamiast cieszyć się z takiego obrotu spraw?
- Nie wiem, czy do tej pory było „normalnie” - mruknął Tomiji.
- Dlaczego nie wiesz?
- A jeżeli się oszukiwałem? Przecież nie zależało mi na żadnej dziewczy-nie, one były tylko do... no wiesz... a z tobą jest inaczej.
- Pewnie, bo mnie bardzo lubisz, ale nie pragniesz, to nic dziwnego, że jest inaczej – pomyślał piwnooki. – Tomi, ja chciałbym, żebyś nie robił tego, bo...
- Aki, nie robiłbym czegoś, czego nie chcę. Powiedz mi raczej, co bę-dziesz robił w wakacje – chciał zmienić temat, bo nastolatek robił się coraz bardziej smutny i czerwony jak burak.
- Proszę? - podniósł głowę. – Aaaa, wakacje. Jeszcze nie wiem. Chciał-bym, by były wyjątkowe – odwrócił wzrok.
- Dobrze wykorzystamy te wakacje – wokalista wyciągnął rękę i dotknął jego dłoni.
Piwnooki zadrżał.
- Ppp... po zakończeniu roku mam mmmecz, przyjdziesz? - zaczął się jąkać. - Jjeżeli nie chcesz, tto powiedz.
- Aki, lubię patrzeć, jak grasz. Wtedy w aucie powiedziałem te rzeczy, aby cię odtrącić. Chcę być na każdym meczu, w którym ty grasz – zabrał rękę i napił się wody. Wykonał ten gest nieświadomie, ale był zadowolony, że to zrobił.
- Fajnie – ucieszył się nastolatek. - Uch, najadłem się. Smaczne jedze-nie tu mają.
- Najlepsze. Nie tak dobre, jak robi Isao, ale wystarczające, by być za-dowolonym z posiłku. To co, zbieramy się i jedziemy do kina? Za godzinę mamy horror.
- Co? - pisnął. Tylko nie to.
Tomiji roześmiał się, wstając.
- Nabrałem cię. Widzę, że boisz się horrorów, więc spokojnie, to kome-dia. A potem zabieram cię w jeszcze jedno miejsce.
- A gdzie? - odłożył serwetkę i podniósł się z wygodnego krzesła.
- Spodoba ci się.
- A rachunek?
- Mam tu otwarte konto – otworzył drzwi i przepuścił chłopaka przo-dem.
- Jak dżentelmen – wymsknęło się piwnookiemu. – Nie jestem dziew-czyną.
- Wiem, że nie jesteś – uśmiechnął się do niego. - Tak zostałem wy-chowany.
- A, to spoko – Aki poczuł, jak policzki pieką go żywym ogniem. Mimo że nie był dziewczyną i po zapewnieniu tego przez zielonowłosego, pochle-biło mu takie zachowanie jego chłopaka. Och, jego chłopaka. Nadal nie mógł w to uwierzyć.
W kinie czas zleciał im szybko. Obaj doskonale odpoczęli przy filmie. Następnym punktem, który był na liście planów wokalisty, była iluminacja. Auto zostawili na strzeżonym parkingu i spacerem podążali w wyznaczone na pokaz miejsce. Aki gadał jak najęty, zacierając tym swoją nerwowość. Miał tylko nadzieję, że nie zanudza zielonowłosego, ale po jego reakcjach i pytaniach, które zadawał, widział, że ciekawiło go to, o czym mówił nasto-latek. Piwnooki najchętniej chwyciłby za rękę swojego chłopaka, ale po-wstrzymywał się przed tym. Obawiał się, że Tomi by się wściekł, a chciał na razie ukrywać ich związek.
Tomi zapłacił za wejście na olbrzymi kilkuhektarowy plac. Przysiedli bli-sko siebie na wysokiej skarpie, czekając na rozpoczęcie świetlnego przed-stawienia. Światła wielkich halogenów pogasły. Wokół zapadła ciemność, a szmer rozmów ucichł, kiedy rozbrzmiały pierwsze akordy instrumentalnej muzyki. Wtedy w górę wzbił się pierwszy snop laserowego błysku i rozsz-czepił się na kilka innych, a za nim podążyły drugi i trzeci. Promienie za-częły się ścigać i oplatać wokół siebie jak kochankowie, po czym zniknęły. Na ich miejscu pojawił się olbrzymi smok i przesuwał się po niebie niczym wielki potwór mający połknąć widzów.
Aki, urzeczony widowiskiem, patrzył w niebo. Nigdy nie był na takim pokazie. Podobało mu się, a najbardziej to, z kim je oglądał. Gdyby jesz-cze Tomi go objął, to poczułby się jak w bajce. Za dużo by chciał na raz. Ważne, że chłopak siedział obok i że stykali się ramionami.
- Jest pięknie.
- Prawda? - popatrzył na nastolatka.
Chłopak kiwnął głową i odwrócił twarz do Tomijiego. Wpatrzył się w je-go oczy. Ikeda prawie zachłysnął się powietrzem, kiedy ich twarze znala-zły się blisko siebie. Jego serce przyspieszyło swój bieg, w ustach zaschło. Oczy nastolatka błyszczały niczym dwie iskierki i patrzyły tak... wyczeku-jąco? Delikatny wietrzyk poruszył włosami nastolatka.
„To jest idealny moment na pocałunek.”
Odezwał się cichy od wczoraj głos w jego umyśle. Idealny moment?