Jesienny wiatr 5
Dodane przez Aquarius dnia Marca 22 2014 13:03:26


Czerwiec

Dni mijały spokojnie. Zyga w ciągu tygodnia chodził do pracy, zostawiając Kasztana przeważnie ślęczącego nad książkami i uczącego się do ostatnich matur. Chłopak wprawnie zajmował się domem pod jego nieobecność, czasami nawet witając basistę ciepłym obiadem. Weekendy upływały im na próbach. Jaro wyraźnie zachowywał się chłodniej w stosunku do młodszego gitarzysty, ten jednak zdawał się tego nie zauważać, nadal traktując mężczyznę z lekką pogardą, podszytą skrywanym szacunkiem i obawą. Zyga widział subtelne zmiany w zachowaniu swojego przyjaciela. Dostrzegał pełne wyrzutu spojrzenia rzucane w jego kierunku. Nie pamiętał także, kiedy ostatni raz wyszli razem na piwo. Trochę go to martwiło, ale wiedział, że w końcu starszy gitarzysta zrozumie jego decyzję i przejdzie z nią do porządku dziennego.
Nawet się nie spostrzegli, gdy maj dobiegł końca, a czerwiec przywitał ich iście letnią, ciepłą pogodą. Życie w mieście zaczęło skupiać się na skwerkach, przy fontannach i w parkach. Kasztan błogo leniuchował wyczekując na wyniki matur. Przez te dwa tygodnie pobytu w mieszkaniu Zygi stał się o wiele spokojniejszy, bardziej wyciszony. Bywały noce, gdy leżąc obok rozgrzanego ciała mężczyzny nie znajdywał sposobu na zmrużenie oczu, lecz starał się nimi nie przejmować. Starał się nie myśleć o rodzinie, która przez cały ten czas nie zrobiła żadnego ruchu w kwestii pojednania się z nim. Może to i dobrze. Nie tęsknił za nimi. Najlepiej potwierdzały to wszystkie siniaki, które obecnie były już tylko bladymi cieniami tego, jak wyglądały na początku. Piotrek też się do niego nie odzywał, ignorując wszystkie próby nawiązania kontaktu i całą masę wysłanych SMS-ów. Życie powoli toczyło się naprzód, lecz mimo tego młody gitarzysta czuł w sobie niepokój, którego nie był w stanie wytłumaczyć. Było to ciężkie, duszące przeczucie, że sielanka nie może trwać wiecznie i jest tylko pięknym snem, z którego wkrótce trzeba będzie się obudzić. Nie chciał się budzić. Uciekał od przemyśleń dotyczących tego, co będzie musiał zrobić po przebudzeniu. Najchętniej śnił by ten sen do końca życia. Gdzieś jednak w duchu wiedział, że taka opcja nie była możliwa.
Coraz częściej znajdował prostą przyjemność w odkrywaniu małych faktów związanych z Zygą. Wiedział już, że mężczyzna jedząc kanapki z pomidorem bądź ogórkiem, nie używa do nich soli. Któregoś wieczoru przez przypadek odkrył również jego uczulenie na orzeszki ziemne. Ciekawostką było, że mleko lubił niemal tak samo jak piwo, przez co obu tych rzeczy nigdy nie brakowało w lodówce. Jednak żadna z tych rzeczy nie była tak ciekawa, jak jego pokaźna kolekcja filmów porno, ukryta skrzętnie w odmętach jednego z dysków twardych, który tylko na pozór wydawał się niewinny. Młody gitarzysta natrafił na nią pewnego nudnego wieczoru, zaraz po tym, jak Zyga wyszedł do pracy na nockę, co ostatnio zdarzało mu się coraz częściej. Zaskoczeniem dla Kasztana było, że poczta pracuje dwadzieścia cztery godziny na dobę, ale ludzie przecież nadal korzystali z jej usług i ktoś musiał ogarniać wszystkie te przesyłki.
Chłopak przez bite parę minut tępo wpatrywał się w monitor, nie do końca wierząc w to, co widział. Właściwie w samym porno nie byłoby nic dziwnego i zaskakującego, gdyby nie to, że wszystkie filmy miały jeden wspólny mianownik.
Zero kobiet.
Trybiki w jego głowie w jednej chwili zaczęły wirować niczym szalone, podrzucając mu przed oczy pojedyncze gesty i słowa, które mogły być wskazówkami a które ominął w swoich bacznych obserwacjach. Z jednej strony ciężko było w to uwierzyć, a z drugiej… Z drugiej strony był Jaro. Kasztan nie raz zastanawiał się nad tym jak bardzo mocno obaj mężczyźni wydają się być ze sobą zżyci. Znał ich historię. Widział, że znali się od dziecka i właściwie całe życie spędzili, wspierając się wzajemnie. Jednak nigdy by nie podejrzewał, że mogła ich łączyć romantyczna relacja. Nigdy aż do teraz. Tak mu się przynajmniej zdawało. W ten sposób łatwo było wytłumaczyć wszystkie spojrzenia jakie nie raz sobie posyłali i to jak czasem potrafili dogadać się zupełnie bez słów. Idąc dalej tym tokiem, w głowie pojawiała mu się nachalna myśl, związana z dość oziębłym zachowaniem Jarka na ostatnich próbach. Czy mogło to mieć jakiś związek z nim, mieszkającym obecnie u basisty? Może nieświadomie wszedł pomiędzy nich i utrudnił im w jakiś sposób wspólny kontakt? O dziwo, zaraz po sformułowaniu tej myśli nie poczuł się winny. To co go wypełniło zakrawało bardziej na dumę, na poczucie wygranej… Szybko odrzucił od siebie wszystkie niepotwierdzone domysły. W końcu nie wiedział niczego na pewno, a odkryta przez niego kolekcja pornosów sama w sobie nie mówiła nic na temat potencjalnego związku, w jakim mógł być Zyga.
Odkrycie wymusiło na nim jeszcze baczniejsze obserwacje, które właściwie nie zaowocowały niczym znacząco przydatnym, a przyniosły ze sobą mocno nieprzewidziany efekt. Noce spędzone przy basiście nagle zrobiły się o wiele dłuższe i o wiele cięższe. Sen nie przychodził łatwo, a myśli Kasztana natrętnie kierowały się na jeden tor, na którym ciężko było zachować spokojny oddech i opanowanie. Pojedyncze dotknięcia i rzucane raz na jakiś czas miłe słowa potrafiły przyśpieszyć bicie jego serca oraz skierować wędrującą w jego ciele krew w bardzo niebezpieczne miejsca. Chłopak coraz częściej łapał sam siebie na bezczelnym wpatrywaniu się w współlokatora. Podejrzewał, że Zyga zauważa te spojrzenia, ale jeśli nawet tak było, to mężczyzna nie dawał po sobie tego poznać. Jego wieczorne kąpiele pod prysznicem wydłużyły się lekko, urozmaicone przez wizje pełne silnych, ciepłych rąk i łaskoczących go w kark długich włosów w kolorze brudnego złota. Pomimo tego, że za każdym razem czuł się winny i w pewien sposób brudny, takie wyzwalanie skumulowanego napięcia była jedyną opcją pozwalającą mu nie zwariować. Przynajmniej tak to sobie tłumaczył.
Obecnie, siedząc przed komputerem i przeglądając tak dobrze już mu znany folder, tłumaczył to sobie w ten sam sposób. Gdy jeszcze mieszkał z Kaśką i z rodzicami, posiadanie jakichkolwiek materiałów takiego typu nie wchodziło w grę. Wtedy zdawało mu się, że zwiększą one szansę na odkrycie jego orientacji przez rodzinę, co było oczywiście nie do przyjęcia. Teraz, patrząc na to co się stało, wiedział, że było to głupie z jego strony. W końcu i tak wszyscy się dowiedzieli tylko i wyłącznie z jego winy oraz głupoty, zakrapianej zupełną nieostrożnością. Odpędził od siebie te myśli, skupiając się na tytułach poszczególnych filmów. O dziwo, były one starannie posegregowane w kategoriach dotyczących aktorów, przez co łatwo było od razu znaleźć to, czego się szukało. Kasztan niejednokrotnie doceniał gust Zygi, bo mimo tego, że jednak było to porno, większość produkcji utrzymana została na bardzo wysokim poziomie, tak aktorskim jak i montażowym. Mężczyźni byli niesamowicie przystojni, a tła przyjemne dla oka i nadające całości mocno intymną atmosferę. Oczywiście, na tyle intymną, na ile było możliwe współżycie z kimś przed całą ekipą filmową i kilkoma kamerami.
Kasztan westchnął głośno, przecierając dłonią twarz i odgarniając włosy na bok. Patrząc na występujących aktorów, miał ochotę coś ze sobą zrobić. Jego włosy znów były za długie, a niebieska farba widocznie pobladła od ostatniego farbowania. Mógłby je mocno przyciąć, tak jak nosił się Jaro, starając się by ich długość nie przekraczała ramion, albo całkiem zapuścić, tak jak obecnie robił to Zyga albo Piotrek. Do Kubka nie miał co się porównywać, bo jego fryzura unikalnością przebijała wszystko i była zupełnie nie do podrobienia. Czuł potrzebę zmiany, ale decyzje o niej odłożył na bok. Przynajmniej na najbliższą godzinę.
Z kolejnym westchnieniem otworzył folder podpisany nazwiskiem Christian Wilde, starając się rozluźnić spięte mięśnie i oczyścić głowę z negatywnych myśli. Nie o to przecież mu chodziło. Miał się odstresować i to jako jedyne liczyło się w tej chwili. Za pierwszym razem, gdy obejrzał film z udziałem Wilde`a, ten od razu wszedł na szczyt jego prywatnej, wolno powstającej listy. Było w nim coś dzikiego, pomijając oczywiście samo brzmienie nazwiska. W filmach jego policzki pokrywał lekki zarost. Spoglądał na swoich partnerów niesamowicie niebieskimi oczami, wzrokiem pełnym dominacji i obietnicy mówiącej o niezapomnianych doznaniach, jakie na nich czekają. Niezwykłe wrażenie robiły też jego tatuaże pokrywające obie ręce oraz część pleców. Był ucieleśnieniem męskości i nigdy nie robił za stronę pasywną. Chodzący, mokry sen każdego homoseksualisty. Właściwie Kasztan był przekonany, że znaleźli by się i goście spod sztandaru hetero, którzy dla Wilde`a skłonni by byli zaryzykować nowe seksualne przeżycie.
Nie myśląc wiele, załączył pierwszy na liście film, w którym Christianowi towarzyszył Max Ryder. Widział go już wcześniej, ale mimo to lubił do niego wracać. Całość utrzymana była w dość tajemniczym klimacie. Historia w tle mówiła o nawiedzonym domu, obciążonym tragiczną śmiercią zamordowanych w nim wcześniej kochanków. Max grał młodego agenta nieruchomości, którego zadaniem było sprzedanie domu po jak najlepszej cenie. Christian wcielał się zaś w rolę ekscentrycznego, poważnego artysty zainteresowanego kupnem. Kasztanowi strasznie podobała się kreowana przez niego postać. Mężczyzna był tajemniczy i sprawiał wrażenie bezlitośnie dążącego do celu, który w owym wypadku obejmował kupno domu i wykorzystanie niewinnie wyglądającego agenta na całą masę różnych sposobów, w całej gamie dostępnych pozycji. Basowy i nasycony erotyzmem głos Wilde`a mówiącego, że ma ochotę pieprzyć się z Maxem w każdym pomieszczeniu tego domu, nie zostawiał dużo wyobraźni i bezpośrednio działał na niższe partie ciała gitarzysty.
Z cichym westchnieniem sięgnął dłonią do swoich spodni, wolno rozpinając guzik i rozporek. Nie musiał się śpieszyć. Wiedział, że Zyga wróci z popołudniowej zmiany co najmniej za dwie godziny. Jak nie później. Ostatnimi czasy robił zdecydowanie zbyt dużo nadgodzin, wynikających z braku w kadrach. Starając się nie myśleć o Zydze, skupił wzrok na Christianie łapczywie pożerającym wzrokiem Maxa. O tak, to było to czego właśnie teraz potrzebował. Nieśpiesznymi ruchami pogładził się przez materiał bokserek po twardniejącym członku. Zwilżył wargi, bacznie obserwując to co działo się na ekranie. Penis Wilde`a, którego obecnie zachłannie lizał młodszy aktor posiadał iście imponujący rozmiar. Kasztan nigdy nie starał się w żaden sposób mierzyć swojego przyrodzenia, ale nawet na oko był pewny, że nie miał by co startować w szranki z takim potworem. Najpewniej nawet nie byłby w stanie wziąć go całego do ust, bez obawy o zadławienie się. Przełknął głośno ślinę, prawą dłonią sięgając do swoich ust. Wolno, cały czas obserwując monitor, wsunął w nie środkowy i wskazujący palec, ssąc je lekko. Przez chwilę poczuł się jak totalny idiota, jednak myśl, że palce mogłyby być czymś zupełnie innym, czymś bardziej ciepłym, większym i mięsistym, skutecznie odgoniła tę myśl, sprawiając, że jego członek stał się jeszcze twardszy. Zamruczał cicho pod nosem, lewą dłoń wsuwając pod materiał i zaciskając ją mocno na nasadzie penisa. Nie był w stanie powstrzymać cichego jęku, który wydobył się z jego ust. Uniósł się lekko na fotelu, pozwalając by jego spodnie nieco zsunęły się z bioder. Tak było zdecydowanie wygodniej. Mokre od śliny palce same znalazły drogę do jego krocza, muskając mosznę i kolistymi ruchami podrażniając jego wejście. Boleśnie przygryzł sobie wargę, starając się nie jęczeć za głośno. Znał się na tyle, że widział, jak mocno wokalną postacią stawał się w czasie erotycznych zabaw.
Na ekranie Christian brutalnie oparł Maxa o poręcz schodów i nie czekając wsunął się w niego, sprawiając, że młody mężczyzna sapnął głośno, wyginając plecy w seksowny łuk. Kasztan zaczął powoli poruszać dłonią zaciśniętą na swoim penisie. Kciukiem wolno pogładził główkę, jednocześnie napierając palcem wskazującym na swoje wejście. Już kilka razy zdarzyło mu się bawić w ten sposób. Nigdy tak naprawdę nie miał w sobie nikogo ani niczego, nie licząc oczywiście samych palców. Uczucie na początku było obce i nieprzyjemne. Dopiero po chwili, po odpowiednim nakierowaniu i znacznym nacisku na prostatę osiągnął efekt, o którym kiedyś czytał w jakiejś medycznej książce, pożyczonej w bibliotece. Jęknął ponownie, mimowolnie przymykając oczy. Sam przed sobą szczerze mógł przyznać, że chciał by ktoś przeleciał go w ten sposób. Ba, chciał żeby w ogóle ktoś go przeleciał. Wypełnił, zawładnął nim na wyższym poziomie jakim był stosunek. Gdy zaczynał flirtować z Piotrkiem, jasne było, że to on będzie robił za stronę dominującą, jednak w swoich własnych fantazjach nie miał nic przeciwko byciu tą uległą połową. Palce były dobre, ale dużo im brakowało do bycia tym męskim organem, o którym ostatnimi czasy myślał o wiele za dużo. Szczególnie, gdy w pobliży był Zyga. Gdy ich ramiona ocierały się o siebie w trakcie przechodzenia przez próg kuchni, bądź w czasie spania. Gdy ich dłonie, całkowicie niewinnie dotykały się w czasie sięgania po chipsy z tej samej miski. Poza tym ostatnimi czasy zaczął reagować także na głos mężczyzny. Melancholijny, zawsze zamyślony i poważny, głęboki i melodyjny, za każdym razem, gdy basista coś mu tłumaczył. Głos, który…
– Mam nadzieję, że nie zachlapiesz mi klawiatury.
Kasztan mało nie spadł z fotela, starając się w jednej chwili wyłączyć lecący film, wyciągnąć swoje dłonie ze wszystkich miejsc, w których obecnie nie powinny być, i jednocześnie podciągnąć spodnie. Zyga stał w przejściu pomiędzy kuchnią a pokojem, lekko opierając się o framugę i mierząc go parą zamyślonych, brązowych oczu. Ciężko było odgadnąć jego myśli. Na pewno nie wyglądał na złego ani rozczarowanego. Wydawał się być dziwnie smutny… Kasztan nie był w stanie skupić się na tym, zaplątany we własne spodnie i zaczerwieniony po same cebulki włosów. Nie wiedział nawet co powiedzieć, jak się wytłumaczyć, bo właściwie został przyłapany w sytuacji zupełnie jednoznacznej. Westchnął głośno, nerwowo przecierając twarz dłonią. Jego palce nadal wilgotne były od śliny.
– Zyga…
– Nie musisz mi się tłumaczyć – przerwał mu mężczyzna, na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech. Wolno ściągnął z siebie marynarkę i rzucił ją na łóżko, odwracając się plecami do chłopaka. – Jak coś, to jestem na dachu – dodał, po czym wyszedł z pokoju, po drodze otwierając lodówkę i wyjmując z niej dwa piwa.
Kasztan usłyszał cichy zgrzyt zamykających się drzwi. Opadł na fotel zupełnie nie wiedząc co z sobą zrobić. Christian i Max nadal zabawiali się ze sobą, wypełniając ciszę pokoju ciężkimi jękami. Wyłączył film czując, że raczej nie będzie w stanie dokończyć tego, co niedawno zaczął.
Z trudem przyszło mu utrzymanie spokoju po tym, co zobaczył w momencie wejścia do domu. Nie było już niedomówień i podejrzeń. Wcześniejszy obraz jednoznacznie sugerował, jakie dokładnie były upodobania młodego gitarzysty. A z drugiej strony, zawartość komputera Zygi mówiła wprost także o jego orientacji.
Mężczyzna przeklął pod nosem, nieco za brutalnie otwierając puszkę piwa. Mętna piana ochlapała jego jasnokremową koszulę i ściekła po dłoni, łaskocząc nieznośnie. Zostawiając Kasztana samego w domu nie podejrzewał, że chłopak zawędruje aż tak głęboko, przeglądając pliki zapisane na jego komputerze. Mógł to przewidzieć, oczywiście, ale obecnie sam nie był pewien, czy specjalnie postanowił zignorować ten fakt. Może. Nie wiedział. Nie chciał o tym myśleć. Obecnie o niczym nie chciał myśleć. A już na pewno nie o tym co przed chwilą zobaczył. Zdecydowanie było to zbyt niebezpieczne. Przez chwilę, stojąc w przejściu, miał ochotę zrzucić z siebie wszystkie rzeczy i wziąć Kasztana tak jak na ekranie monitora Wilde brał Ryder`a. Nie zaprzeczał, że długo, bardzo długo rozważał tę opcję, jak zahipnotyzowany wpatrując się w wolno poruszającą się dłoń gitarzysty. Te palce, które tak sprawnie wędrowały się po gryfie gitary, nie traciły na sprawności gdy chodziło o zupełnie inny sprzęt.
Zyga mocno zacisnął powieki, starając się wymazać spod nich wciąż doskonale widoczny obraz. Nie. Nie będzie szedł w tą stronę. Nie zamierza jeszcze bardziej utrudniać im komunikacji, która i tak już była ciężka i momentami nasycona skrępowaniem niczym stara gąbka brudną wodą. Pociągnął solidnego łyka z puszki. Zimne piwo zakuło w dziąsła, na chwilę ściągając myśli na zupełnie inny tor.
I co teraz? Jeśli wcześniej w jakikolwiek sposób otarli się o niezręczność, to teraz będą taplać się w niej po szyję. Mieszkanie razem nie było łatwe. W końcu człowiek dzielił się z druga osobą całą swoją prywatnością, a oni w dodatku spędzali ze sobą wszystkie wolne chwile, jakie tylko mieli. Teraz do tego dochodziła ich wspólna orientacja i niezdrowe seksualne napięcie, unoszące się w powietrzu niczym ciężki zapach kwitnącego bzu.
Basista westchnął ciężko, otwierając oczy i wzrokiem ogarniając panoramę miasta. Istniało milion osób, które w dupie miały to, co się z nimi stanie. Ta myśl, o dziwo, lekko go uspokoiła. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz był tak bliski utraty całkowitego panowania nad sobą. Tak bliski czegoś co miało kwaśny smak paniki. Raz jeszcze odetchnął głęboko.
Kroki Kasztana zazgrzytały na chropowatej papie. Zyga nie obejrzał się, wiedział, że to on. Nic także nie mówił, dając chłopakowi czas na sformułowanie myśli i przełożenie ich na słowa, które tak niezdarnie je odzwierciedlały.
Gitarzysta podszedł do krawędzi dachu, zapatrując się na jakiś odległy punkt. Ręce trzymał głęboko wciśnięte w kieszenie spodni. Cała jego sylwetka zdradzała jak mocno jest spięty i niepewny tego po co tutaj właściwie przyszedł. Odetchnął głęboko, spoglądając na Zygę zza ramienia.
Mężczyzna nie patrzył na niego. Jego wzrok skupiony był na trzymanej w dłoni puszcze piwa. Kasztan warknął cicho pod nosem. Jasne, przecież życie nigdy niczego mu nie ułatwiało. Nie czekając dłużej, podszedł do basisty i ciężko opadł na tyłek, siadając obok niego. Niemal od razu dostał drugą puszkę, którą Zyga podał, uważając, by ich dłonie się nie dotknęły. Nie umknęło to uwadze chłopaka. Zmarszczył brwi, krzywiąc się lekko.
– Nie mam zamiaru być dla ciebie problemem – warknął Kasztan, nieco bardziej ostro niż zamierzał. Zyga uniósł głowę, spoglądając na niego z zaskoczeniem. – Jeszcze dziś może mnie tutaj nie być, jeśli tak chcesz.
Basista westchnął ciężko, biorąc potężnego łyka z puszki.
– Nie jesteś problemem – odpowiedział spokojnie po chwili. – Nie o to chodzi. Po prostu nie spodziewałem się tego.
– Tego, że wolę facetów? Przecież ty też ich wolisz…
– Nie tego – Zyga wszedł mu w słowo, nieco podnosząc głos. Znów westchnął. Nie lubił takich rozmów i nigdy nie potrafił ich prowadzić. – Pozwalając ci ze sobą zamieszkać nie brałem pod uwagę tego, że taka sytuacja może się zdarzyć.
– Nie wszystko da się przewidzieć. – Kasztan uśmiechnął się lekko pod nosem. Z każdą sekundą miał wrażenie, że Zyga był o wiele bardziej zmieszany całą sytuacją niż on sam, mimo że usilnie starał się tego nie okazywać, znów chowając wszystko za maską pozornej obojętności.
– Większość się da – stwierdził twardo basista, znów patrząc na puszkę. – Właśnie o to chodzi, że większość rzeczy bardzo łatwo jest przewidzieć. Wszystko opiera się na prostej analizie i obserwacji. Na utartej rutynie i schematach, które pielęgnowane, rzadko ulegają zmianom.
– Za dużo myślisz. – Tym razem to Kasztan wszedł mu w słowo, uśmiechając się chytrze pod nosem. – Życie właśnie takie jest, nieprzewidywalne.
– Nie mów mi o życiu, kiedy sam masz co do niego wątpliwości. – Nie do końca chciał by zabrzmiało to tak oskarżycielsko. Młody gitarzysta prychnął lekko pod nosem, jego uśmiech stał się o wiele smutniejszy.
Przez długą chwilę milczeli. Ciszę przerywały odgłosy wieczornego miasta; pozorna kakofonia, do której każdy po jakimś czasie się przyzwyczaja, oswajając się z nią i traktując jak nieodłączny element życia.
Kasztan nie chciał myśleć, wolał w spokoju sączyć piwo, znajdując ukojenie w jego pełnym smaku. Zyga myślał za wiele, starając się w zawrotnym tempie przeanalizować dalsze możliwe posunięcia. Wiedział, że i tak powiedział już za dużo.
– Co byś zrobił, gdyby jutro miał się skończyć świat? – Kasztan spojrzał na niego kątem oka. Mężczyzna mocno zmarszczył brwi, spoglądając na niego z niezrozumieniem.
– W jaki sposób?
– Nieważne w jaki! – Chłopak brzmiał lekką irytacją. – Po prostu. Koniec. Co byś zrobił?
Basista zamyślił się, cicho wzdychając.
– Widzisz? – Głos chłopaka brzmiał ze zdecydowanie za wielką dumą. – Za dużo myślisz. Powiedz szczerze, po prostu, o czym pomyślałeś w pierwszej kolejności.
– Nie wiem – warknął lekko Zyga. Mimo, że starał się panować nad emocjami czuł, że powoli kontrola zaczyna mu się wymykać jak woda przez palce. – Nie wiem. Najpewniej zrobiłbym to, na co akurat miałbym ochotę. Jeśli chciałbym wypić piwo na dachu to bym je wypił. To, że świat by się kończył nie znaczyłoby, że musiałbym robić coś strasznie specjalnego – zakończył, gniewnie biorąc kolejnego dużego łyka z puszki.
Kasztan zaśmiał się głośno.
– Szkoda, że zawsze taki nie jesteś. – W głosie chłopaka brzmiała dziwna, niedająca się zidentyfikować tęsknota. Znów został obdarzony pełnym niezrozumienia spojrzeniem. – Taki jak teraz, szczery. Prawdziwy.
Tym razem Zyga milczał. Nie chciał dać się sprowokować. I to w dodatku komuś, kto był dużo młodszy od niego. Ostatnimi czasy działy się z nim dziwne rzeczy. Rzeczy, których nie rozumiał, a które sprawiały, że czuł się jakby znów był w liceum i znów popełniał na nowo te same błędy. Błędy, które obiecał sobie nie popełniać już nigdy więcej.
– Ludzie nie tolerują prawdy – powiedział cicho pod nosem. – Nigdy jej nie lubili. Kilka razy dość brutalnie się o tym przekonałem. – Nie miał zielonego pojęcia czemu mówił to właśnie jemu. Właściwie nawet z Jarkiem nigdy nie gadał na ten temat. Może i jego przyjaciel domyślał, się niektórych wydarzeń i spraw z jego młodości ale na pewno nigdy nie słyszał ich relacji z pierwszej ręki. Basista westchnął głęboko, dłonią zaczesując włosy do tyłu. Były już zdecydowanie za długie. Będzie musiał w najbliższym czasie odwiedzić dom, poprosić Cinka o ich przycięcie.
– Nie wszyscy. – Kasztan łagodnym tonem przerwał jego rozmyślania. – Nie wszyscy są tacy.
– Jasne, mądralo. Na pewno wiesz to lepiej. – Basista spojrzał na niego karcąco. – Co w takim razie zrobiłbyś ty gdyby świat miał się jutro skończyć?
Zyga nie zdążył ugryźć się w język. Nie zdążył nawet pomyśleć o tym, by w jakikolwiek sposób zareagować. Chłopak spojrzał na niego z lekkim uśmiechem, tak jakby właśnie na to pytanie od początku czekał. Uniósł prawą dłoń, pewnie kładąc ją na szyi mężczyzny, podciągnął się na niej i mocno pocałował go w usta. Basista przez chwilę nie reagował, w oniemieniu starając się wykrzesać z siebie jakąś odpowiedź. Poczuł jak ciało chłopaka spina się lekko, co musiało być zapowiedzią tego, że zaraz się odsunie i cała chwila pryśnie niczym mydlana bańka. Nie chciał tego i uświadomił to sobie z niezwykłą siłą, gdy tylko ta myśl przeszła mu przez głowę. Po raz pierwszy od lat odsunął na bok wszystkie wątpliwości i rozważania, jednocześnie kładąc mu dłoń na policzku i zdecydowanie pogłębiając pocałunek. Kasztan smakował piwem, pachniał wiatrem i lasem. Jego policzek pod palcami basisty był ciepły i miękki. Zyga nie zdawał sobie sprawy z tego, jak mocno tęsknił za tym ciepłem, jak bardzo ostatnimi czasy mu go brakowało i jak silnie go pożądał. Jego dłoń pewnie przesunęła się na kark chłopaka. Włosy pod jego dłonią były zadziwiająco miękkie. Nie czekając, wplótł w nie palce, wzdychając cicho i czując, jak przez ciało Kasztana przechodzi lekki dreszcz. Chłopak jęknął w jego usta, zaciskając drugą z dłoni na jego koszuli. Z każdą chwilą czuli, że zaczyna brakować mu tchu. Oddychanie nosem stało się istną katorgą. Nie mając innego wyjścia zwolni tempo, po chwili zupełnie zamierając.
Dotykali się czołami, starając się złapać ponownie oddechy. Kasztan powoli otworzył oczy napotykając wlepione w siebie leniwe spojrzenie Zygi. Nie potrafił odczytać wyrazu jego twarzy, ale gdzieś podświadomie przeczuwał, że mężczyzna już zaczyna analizować co się stało i jakie skutki może to mieć w przyszłości. Uśmiechnął się lekko pod nosem.
– To tylko pocałunek – stwierdził cicho. Mimo tego, co powiedział wcześniej, nie był pewien czy jest to do końca prawda. Ale na wypowiedzenie prawdy jeszcze nie był gotowy. I może jednak Zyga miał racje, może prawda była zbyt ciężka do przełknięcia. – Nie musi nic znaczyć – dodał, zapewniając o tym tak siebie jak i basistę.
Zyga parsknął pod nosem, odsuwając się lekko i biorąc łyka z puszki, którą nadal ściskał w dłoni. Wiedział, że nie była to prawda. Nic nie znaczące pocałunki tak nie wyglądają. Nie zostawiają człowieka łapiącego oddech w panice, ani nie podnoszą włosów na całym ciele. Mimo tego milczał. Tak było o wiele bezpieczniej i prościej.

* * *

Z każdym dniem przybliżającym go do poznania wyników matur, Kasztan robił się coraz bardziej niespokojny. Coraz gorzej też spał, spędzając duszne noce na wpatrywaniu się w sufit i głaskaniu Saszy, dla której rutyną stało się spanie obok niego. Czasami sufit zmieniany był na śpiącą, spokojną twarzy Zygi. Młody gitarzysta często wracał w myślach do ich pocałunku.
Nigdy, w najśmielszych snach nie przypuszczał, że basista potrafi tak całkować. W niczym nie przypominało to nieśmiałych, wolnych pocałunków jakie dzielił z Piotrkiem. Zyga był w końcu dorosły i jak dorosły całował – silnie i pewnie, wiedząc dokładnie co robić. Teraz już wiedział, jak wielkim kłamstwem było stwierdzenie, że było to coś nieznaczącego. Wręcz przeciwnie.
Ich relacje nie zmieniły się wiele od tego momentu. Może tylko każdy z nich nieco bardziej zwracał uwagę na to, co mówi i robi. A właściwie sam Kasztan bardziej zwracał na to uwagę, bo wiedział, że Zyga na swój sposób robił to przecież od zawsze. Mimo tego mężczyzna zgrabnie unikał niebezpiecznych tematów, nie dopuszczając by dachowa sytuacja mogła się powtórzyć. Kasztan przysłowiowo czuł to w kościach. Niezręczność nadal wisiała w powietrzu, maskowana zapachem obojętności.
Chciał to zmienić. Nie miał jednak żadnego pomysłu, jak mógłby tego dokonać.
Zaciągnął się mocno papierosem, spoglądając z balkonu na leniwie płynącą Odrę i na miasto w godzinach szczytu. Tramwaje przejeżdżały po moście Grunwaldzkim, głośno stukając po szynach. Ktoś grał pod fontanną na akordeonie. Gdzieś w tle słychać było dzwony z któregoś z kościołów. Pod blokiem stała grupka studentów, głośno rozmawiając ze sobą o końcowych egzaminach. Sasza otarła się o jego nogi, łaskocząc nieznośnie.
Chłopak uśmiechnął się pod nosem. Wszystko było na dobrej drodze… Z zamyślenia wyrwał go dźwięk dzwonka do drzwi. To było coś niespotykanego. Odkąd tutaj mieszkał, tylko raz zdarzyło mu się otworzyć drzwi, by po drugiej stronie znaleźć dwójkę schludnie ubranych, starszych pań chcących porozmawiać z nim o Bogu. Nie mógł wtedy powstrzymać śmiechu i to oraz jego specyficzny wygląd musiały podziałać dość odstraszająco, gdyż panie grzecznie przeprosiły i odeszły, nie mówiąc ani słowa więcej.
Otworzył drzwi z lekkim uśmiechem błąkającym mu się na ustach na myśl o wcześniejszym wspomnieniu. Jednak nie zastał tam żadnych podejrzanie wyglądających osobników, a jednego chłopaka, przyglądającego mu się ze szczerym wyrazem całkowitego zdziwienia. Jego blond włosy miały mocno znajomy odcień, a brązowe oczy wolno przesunęły się po całej sylwetce młodego gitarzysty, mierząc go bezczelnie.
Przez chwilę stali w milczeniu, wzajemnie się na siebie patrząc. Chłopak ponownie spojrzał na numer drzwi, po czym jego wzrok znów spoczął na Kasztanie.
– Nikogo nie ukrywam – parsknął pod nosem nieznajomy, kręcąc z niedowierzaniem głową i uśmiechając się lekko. – Sranie w banie. – Nie czekając na odpowiedź minął gitarzystę w drzwiach i wszedł do mieszkania, od razu kierując się do dużego pokoju.
– Zyga! – wrzasnął z niekrytą groźbą w głosie. – Mama nas uczyła nie kłamać!
– Nie ma go – wytłumaczył Kasztan, zamykając drzwi i również wchodząc do pokoju. Ze słów wykrzyczanych przez chłopaka jednoznacznie wynikało, że był on bratem Zygi. Młody gitarzysta po chwili zdał sobie sprawę, czemu odcień włosów wydał mu się tak znajomy. Byli do siebie strasznie podobni. Te same rysy, takie same oczy. Jedyną różnicą były emocje malujące się otwarcie na twarzy młodszego chłopaka; coś, czego u Zygi nie było widać za często.
Brat basisty odwrócił się w jego stronę, nagle wyglądając na mocno zmieszanego. Ponownie wnikliwie mu się przyjrzał, widocznie bijąc się z myślami.
– Jesteś…? – zaczął niepewnie, nagle odwracając wzrok gdzieś w bok. – Jesteś jego…? – Chłopak spojrzał na niego kątem oka, jego policzki pokryły się ciemnym rumieńcem. – No wiesz… Z moim bratem…
Kasztan mało nie zachłysnął się powietrzem, zdając sobie sprawę, o co pyta chłopak. Po chwili zaśmiał się głośno.
– Nie jestem. – Nie było to kłamstwo. Chciałbym, pomyślał. I to także nie było kłamstwo. Blondyn wyraźnie się rozluźnił, również się uśmiechając. Ruchem identycznym jak u swojego brata, odgarnął dłonią pchające mu się do oczu włosy. Podobieństwo naprawdę było uderzające.
– Sorry, że tak wparowałem bez uprzedzenia – wytłumaczył się szybko, prezentując jasny, szeroki uśmiech. – Miałem po drodze, więc stwierdziłem, że odwiedzę brata, który ostatnio chyba o mnie zapomniał.
Kasztan nie potrafił nie odwzajemnić tego uśmiechu. Z całych sił starał się nie wyobrażać sobie, jakby wyglądał tak uśmiechnięty Zyga.
– Nic nie szkodzi – odpowiedział lekko, podchodząc do łóżka i siadając na nim. – W niczym nie przeszkadzasz, a Zyga powinien zaraz wrócić.
Chłopak zaśmiał się otwarcie, niemal bez wahania zajmując fotel stojący przy biurku.
– Marcin jestem – rzucił, podając mu dłoń.
– Kasztan. – Chłopak na te słowa posłał mu zdziwione spojrzenie, mocno ściskając wyciągniętą w jego stronę dłoń. – W zasadzie Paweł, ale i tak wszyscy mówią Kasztan.
– No nie gadaj! Ty też jesteś Paweł? – Kiwnięcie głowy były wystarczającym potwierdzeniem. Marcin znów głośno się zaśmiał, po czym spojrzał na niego z niekrytą ciekawością. – Jeśli nie jesteś… no wiesz. To o co chodzi? Saszy pilnujesz?
Młody gitarzysta parsknął pod nosem. Z tego co mówił chłopak, jasno można było wywnioskować, że wie o preferencjach swojego brata, więc musieli żyć ze sobą na dość dobrych braterskich warunkach. Nie było więc sensu kłamać.
– Twój brat, że tak powiem, zaoferował się przechować mnie na jakiś czas – wytłumaczył w końcu powoli, z zainteresowaniem śledząc reakcję siedzącego naprzeciw gościa. – Mam obecnie duży problem z mieszkaniem.
– Kto by pomyślał… – Marcin uniósł brwi w niedowierzaniu. – W życiu bym nie przypuszczał, że ten zgred coś dla kogoś zrobi z dobroci serca. – Parsknął głośno, śmiejąc się z własnych słów – Jak ty z nim w ogóle wytrzymujesz?
Kasztan również się roześmiał, kręcąc głową z niedowierzaniem. Nigdy by nie przypuszczał, że brat Zygi może taki być. Otwarty i szczery, a przy okazji zabawny. Pozytywne emocje aż się z niego wylewały, skutecznie zalewając wszystko wkoło. Gitarzysta chyba po raz pierwszy w życiu spotkał ten typ człowieka i było to niezwykle ciekawe doświadczenie.
– Nie jest tak źle – odpowiedział zgodnie z prawdą. – Jakoś się dogadujemy.
Chłopak w odpowiedzi ponownie szeroko się uśmiechnął. Jego uwaga skupiła się tym razem na włosach Kasztana.
– To ma tak wyglądać? – zapytał ciekawie, lekko przechylając głowę.
– Właściwie nie do końca. – Kasztan mimo tego, że bardzo starał się opanować, poczuł, że się czerwieni. Cholerne włosy. Już dawno miał coś z nimi zrobić. Obecnie wyglądało to dość marnie. Wcześniej wystrzyżony irokez już dawno stracił intensywny, niebieski kolor, obecnie mając wyblakły szarawy odcień, prezentujący się paskudnie na jego oryginalnym jasnym brązie. Wygolone boki zarosły na tyle by zacząć go łaskotać po uszach. Całość szalenie go irytowała, ale jakoś nie potrafił znaleźć okazji, by cokolwiek z tym zrobić. Wolał po prostu unikać lustra, tak było prościej.
– Przydałoby się to odświeżyć, czy coś…– Marcin nie porzucał tematu, mimo widocznego dyskomfortu goszczącego na twarzy gitarzysty.
– Przydałoby się – przyznał cicho, starając się nie patrzeć na chłopaka.
– Jak chcesz… – brat basisty zaczął niepewnie, znów wyglądając na mocno zakłopotanego. – Jak chcesz to mogę ci to podciąć.– Przez chwilę milczeli patrząc się na siebie. Po czym Marcin westchnął głośno, odwracając wzrok. – Sorry, głupio to brzmi. Jak nie chcesz, to…
– Jak potrafisz – przerwał mu Kasztan. – Jak potrafisz, to możemy. Po prostu lekko mnie tym zaskoczyłeś. – Uśmiech powrócił na twarz chłopaka, rozjaśniając przy okazji cały pokój.
– Potrafię! – zapewnił gorliwie, podrywając się z fotela. – Może to głupie, ale jestem w technikum… fryzjerskim.
Brwi Kasztana uniosły się niemal pod linię jego włosów.
– Jesteś…? No wiesz… Jak Zyga?
Chłopak spojrzał na niego lekko się nadymając.
– Cholerne stereotypy – warknął pod nosem. – Nie jestem. Mam w klasie dwanaście dziewczyn i jestem z tego zajebiście dumny. A strzyc po prostu lubię. Coś ci w tym nie pasuje?
Gitarzysta uniósł dłonie w obronnym geście.
– Wszystko gra. Nie mam nic do tego – wytłumaczył się szybko. Jak dziwna była myśl, że mógł mieć coś przeciwko czemukolwiek, będąc tym kim był i mając takie a nie inne upodobania. Uśmiechnął się lekko pod nosem raz jeszcze dziwiąc się, jak mimo podobnego wyglądu Zyga i Marcin całkowicie różnili się charakterami.
Chłopak prychnął lekko pod nosem, wstając całkiem z fotela i podchodząc do plecaka, rzuconego wcześniej w kąt przy biurku, którego Kasztan nie zdążył wcześniej zauważyć.
– Masz szczęście – stwierdził Marcin, w jego głosie pobrzmiewała duma. – Miałem dziś praktyki, także wszystkie potrzebne rzeczy mam przy sobie. – Na potwierdzenie swoich słów wyjął z plecaka czarny, skórzany futerał wypełniony nożyczkami, grzebieniami i całym fryzjerskim ekwipunkiem. Ruszył w stronę kuchni, spoglądając na Kasztana wyczekująco.
– No dawaj – ponaglił. – Jakbym ściął cię na panelach, to Zyga by mnie zabił. Idziemy do łazienki.
Gdy tylko przekroczył próg mieszkania, od razu wiedział, że coś jest nie tak. Muzyka włączona z wieży leciała zdecydowanie za głośno i nie był to żaden rodzaj punku, którego przeważnie słuchał Kasztan, a klasyczny Def Leppard, którego uwielbiał Cinek. Zyga mocno zmarszczył brwi. Drzwi do łazienki były uchylone i dochodził z niej dość głośny, radosny śmiech jego brata i cichszy, bardziej basowy śmiech Kasztana.
Pięknie. Tylko tyle brakowało mu do szczęścia by, ta dwójka się poznała. Będą z tego same kłopoty, oznajmił poważnie w swoich myślach, ściągając buty i wchodząc do pokoju, by przyciszyć muzykę. Jak na komendę z łazienki wyjrzały dwie ciekawskie głowy, szukając sprawcy tak haniebnego uczynku.
Zyga stanął jak wryty, czując, że całe jego rozdrażnienie w jednej sekundzie przemienia się w skrajne zdziwienie. Kasztan spuścił głowę, wlepiając wzrok w jakiś odległy punkt w kącie kuchni. Wyglądał… inaczej. I tylko tym słowem mógł to określić basista, któremu nagle słownik przymiotników mocno zubożał. Młody gitarzysta nie miał już na głowie rozczochranej szopy, która kiedyś była ładnie przyciętym i zafarbowanym irokezem. Obecnie jego włosy były wyrównane do jednej długości, paru centymetrów i ładnie układały się na jego głowie, dotknięte zapewne magicznymi palcami Marcina. Jasnobrązowy kolor był żywy i przyjemnie się na niego patrzyło, w niczym nie przypominał wcześniejszego błękitnoszarego mopa do podłogi. Cinek uśmiechał się za to szeroko, pozwalając, by rozpierająca go duma wychodziła z niego wszystkimi otworami. Zyga parsknął głośno, nie mogąc się powstrzymać. Może jednak nie będzie tak źle, pomyślał przelotnie.
– Pozwoliłem sobie naprawić Kasztanowi wygląd – stwierdził radośnie, wychodząc z łazienki i łapiąc za stojącą w kącie zmiotkę i szufelkę.
– Właśnie widzę.
Kasztan nadal na niego nie patrzył, a na jego policzkach widoczny był lekki rumieniec. Zyga także odwrócił wzrok przenosząc go na swojego brata.
– A poza tym co tutaj robisz?
– Aleś ty niemiły – prychnął chłopak zamiatając włosy z jasnych kafelek. – Odwiedzić cię wpadłem. Mam po drodze z praktyk. Nie wkurzaj się.
– Nie wkurzam się. – Mężczyzna wyciągnął z szafki kubek i nalał sobie do niego wody, lekko opierając się o blat. Kątem oka widział jak Kasztan wychodzi z łazienki i siada przy stoliku w kuchni. Milczał, nadal omijając go wzrokiem. – Pytam się po ludzku.
– Jasne, widzę przecież jak się patrzysz spod byka. – Marcin zamaszyście pozmiatał włosy, zgrabnie nabierając je na szufelkę. Podszedł do swojego brata i spojrzał na niego z wyczekiwaniem. Zyga opierał się o blat dokładnie w miejscu, gdzie były drzwiczki do śmietnika. Basista spojrzał na chłopaka karcąco, odsuwając się lekko.
– Wydaje ci się – rzucił krótko, dopijając wodę i myjąc po sobie kubek.
– Widzisz? – Cinek zwrócił się bezpośrednio do Kasztana, odstawiając zmiotkę i miotełkę. – Właśnie o to mi chodziło. – Kasztan uśmiechnął się lekko pod nosem. Nie chciał tego komentować, jego relacje z basistą wyglądały zupełnie inaczej.
– Już zdążyliście mnie obgadać? – Zyga prychnął pod nosem. – Pięknie.
– Wyjąłbyś kijek z tyłka, to nie byłoby powodów, żeby cię obgadywać – stwierdził butnie chłopak, splatając ręce na piersi. Mężczyzna nie skomentował. Sięgnął do lodówki po piwo, kierując się do drzwi. – A ty gdzie?
– Jak najdalej od ciebie – wytłumaczył prosto, nawet nie oglądając się na brata.
– Ej, Zyga! Wracaj tutaj! – zawołał za nim nieco za głośno. – A co z obietnicą nie olewania rodziny?
– Zmieniam zdanie – odkrzyknął mu basista, znikając za drzwiami.
Kasztan obserwował całą scenę ze zdecydowanie za szerokim uśmiechem. Pokręcił lekko głową samemu podchodząc do lodówki i wyciągając z niej piwo.
– Chodź – rzucił krótko, łapiąc za klucze i wychodząc na klatkę. Marcin przez chwilę patrzył na niego z niezrozumieniem, po czym podążył w jego ślady dając się posłusznie prowadzić po schodach wiodących na dach.
Dach rozgrzany był od słońca. Zyga siedział w cieniu jednego z wielkich kominów, powoli pijąc ziemne piwo. Westchnął ciężko, gdy po jego prawej stronie w pełnym słońcu z radosnym uśmiechem rozsiadł się Marcin, a tuż obok niego zajął miejsce Kasztan.
– Ale zajebista pogoda! – Cinek odetchnął głęboko, przeciągając się leniwie. – Całe lato mogłoby tak wyglądać.
– Minąłby miesiąc i byś narzekał, że jest za gorąco – Zyga kątem oka spojrzał na brata.
– Jak na razie to ty narzekasz – parsknął chłopak. Raz jeszcze się przeciągnął. – Gorąco – dodał po chwili wzbudzając jednoczesne parsknięcie tak ze swojej lewej jak i prawej strony. Sam również się zaśmiał, zdając sobie sprawę z tego, jak głupio to zabrzmiało. – Fajnie mieć w chacie takie miejsce – zmienił temat, ciekawie rozglądając się wkoło. – Muszę częściej do ciebie wpadać. Do was. – poprawił się po chwili.
Zydze nie uszło szybkie spojrzenie posłane mu znad puszki przez Kasztana.
– W ogóle nie mówiłeś, że macie nowego gitarzystę. I to kogoś znacznie młodszego niż wy. – Cinek paplał wesoło, cały czas się uśmiechając. Basista westchnął pod nosem, czując ogarniające go wyrzuty sumienia. Na prawdę powinien bywać w domu o wiele częściej. Marcin ostatnimi czasy rzadko promieniował taka radością, a mimo pozornie obojętnego podejścia mężczyzna zdążył zauważyć jak bardzo zależy mu na braterskiej bliskości i zrozumieniu. Przytaknął głową w milczeniu. Widocznie Kasztan już wcześniej rozmawiał z chłopakiem na swój temat, co oszczędziło mu zbędnych wyjaśnień.
– Mówiłem, wpadnij kiedyś na próbę. – Młody gitarzysta uśmiechnął się lekko. Jemu też dobrze robił kontakt z kimś w jego wieku i to także nie uszło uwadze basisty. – Nikt nie powinien mieć nic przeciwko, tak długo jak nie będziesz przeszkadzał.
Marcin, o ile było to możliwe rozpromienił się jeszcze bardziej.
– Mogę? – zapytał z nadzieją, patrząc na swojego brata, który skinął lekko głową.
– Tak długo, jak nie będziesz przeszkadzał – powtórzył za Kasztanem.
– Obiecuję, że nie będę. – Chłopak uniósł prawą dłoń i położył ją sobie na klatce piersiowej w miejscu, gdzie znajdowało się serce. Zyga i Kasztan znów lekko parsknęli.