Grał na skrzypcach melodię, która narodziła się w nim dawno temu, kiedy jeszcze mógł tylko marzyć o jakimś instrumencie. Każda nuta zawierała w sobie małą cząstkę jego samego. Muzyka płynęła z głębi serca, a wraz z nią ujawniały się uczucia tęsknoty, nadziei i pragnienia miłości tak wielkiej, jak niezmierzony był wszechświat. Mówiła za niego. Przekazywała światu to, co sam pragnął powiedzieć, ale nie umiał powiedzieć tego słowami, a czasem sam jeszcze nie odkrył w swej podświadomości. Haruki miał artystyczną duszę i dzięki muzyce przekazywał światu to, co skrywało jego wnętrze. Nieśmiałość chłopaka w takich chwilach znikała, jakby sama chciała uwolnić go ze swoich kajdan, dając mu szansę na coś więcej niż grę w czterech ścianach swego pokoju. Niestety, później wracała i czyniła z niego istotę, która chowa w sobie wszystkie pragnienia. Ostatnie nuty, tak ciche, jak kropla spadającego deszczu na płatek kwiatu, zakończyły utwór.
Odłożył skrzypce do futerału. Warto było uczyć się przez pięć lat, aby móc z nich wydobyć to, co chciał. Pogłaskał instrument i zamknął pokrywę etui. Gdy miał czas, lubił rozpocząć dzień od tego, co kochał. Wstał na tyle wcześnie, żeby móc zagrać i zdążyć do pracy. Wujostwo o tej porze już dawno wyjechało do swojej pracy, a Aki, który teraz pewnie z ociąganiem pakował się do szkoły, mu nie przeszkadzał. Kuzyn był jego stałym słuchaczem za każdym razem powtarzając: „marnujesz w tym domu talent”. Nie uważał tak, bo to tutaj zakochał się w muzyce. W tym domu, tuż po przeprowadzce, zaczął czuć ją każdą cząstką swego ciała, kiedy pierwszy raz usłyszał utwór Aria na strunie G, grany przez ich sąsiadkę. Miał wtedy sześć lat. Pamiętał jesienny, wyjątkowo ciepły wieczór, gdy okno jego pokoju było otwarte i doleciały go pierwsze nuty melodii. Osoba, która wykonywała utwór, obudziła w nim coś, co sprawiło, że chciał iść przez życie z muzyką. Usiadł wtedy na parapecie i słuchał. Następnego wieczoru znów grała. Niestety, niedługo później razem z mężem wyjechali za granicę, ale to, co zostało w sercu chłopaka, było dla niego bardzo cenne.
Zszedł do kuchni. Zrobił kilka kanapek dla kuzyna i jedną dla siebie. W chwili, gdy stawiał je na stole, wszedł Aki. Haruki zawsze miał wrażenie, że chłopak pojawiał się wszędzie tam, gdzie wyczuł jedzenie. Miał na sobie wąskie spodnie koloru khaki i zwykłą białą koszulkę z długim rękawem. Chodził do szkoły, gdzie nie obowiązywały mundurki i był z tego szalenie zadowolony. Hamada nalał wody do elektrycznego czajnika i włączył go.
-Siadaj i jedz. Zaraz zrobię ci herbaty.
-Poradzę sobie. Ty nie chcesz? - Aki wyjął kubek i wrzucił do niego torebkę ekspresowej herbaty.
-Wiesz, że nie lubię – nalał sobie soku pomarańczowego – Ja zaraz pędzę do pracy, a ty nie zapomnij zamknąć domu, jak będziesz wychodził.
-Spoko.
-Ja dziś też wrócę późno – umył po sobie naczynia i opuścił kuchnię.
Wiosenne poranki były jeszcze zimne, więc przed wyjściem narzucił na siebie granatową bluzę. Przed domem wciągnął orzeźwiające powietrze i poszedł na nogach do drukarni. Miał spory zapas czasu, więc się nie spieszył. Dzień zapowiadał się przyjemnie.
***
Aki wysiadł z autobusu i od razu zobaczył idącą od strony parku swoją przyjaciółkę. Pomachał do niej z daleka. Mary miała na sobie krótką sukienkę w szmaragdowym kolorze, biały rozpinany sweterek i letnie sandały na nogach. Długie włosy związała w koński ogon. Piwne oczy i różowe usta uśmiechnęły się do niego.
-Hej, brzydalu – odezwała się pierwsza.
-Hej, złośnico – lubili obdarzać się pieszczotliwymi słowami. Znali się od kołyski i uważali, że mogą tak do siebie mówić i nie obrażać się przy tym. Tak naprawdę żadne z tych określeń nie było prawdziwe, gdyż Mary bardzo rzadko wpadała w złość, a Aki był ślicznym chłopakiem.
-Przygotowałeś się do testu, czy masz zamiar go oblać? - zapytała gdy już szli obok siebie.
-Powiedzmy, że liczę na cud.
-Ostatnio wciąż na to liczysz. Widziałeś wczoraj występ BlueRiver?
-Byli boscy. Chciałbym pójść na ich następny koncert.
Przekroczyli drzwi szkoły i od razu wspinali się na pierwsze piętro.
-Ja też. Tym bardziej, że odbędzie się w naszym mieście, tylko jest jedna przeszkoda.
-Jaka? - poprawił spadający z ramienia plecak.
-Kasa.
Skrzywił się.
-No. To zawsze był nasz główny problem. Bez tego nie ma biletów, a bez biletów...
-Wejścia na koncert – dokończyła za niego – W tym względzie na pewno musimy liczyć na cud. Teraz chodź, palancie, bo już po dzwonku.
-Ależ ty mnie kochasz, oślico.
-Taa, pewnie – prychnęła i pociągnęła go za rękę wprost do ich klasy. Zdążyli wejść tuż przed nauczycielem.
***
Haruki zatrzymał samochód i wziął dwie pizze. Wszedł po metalowych schodach na drugie piętro motelu. Sprawdził jeszcze raz numer pokoju i po znalezieniu odpowiednich drzwi zapukał.
-Pizza.
Drzwi otworzyły się i wyjrzał dwudziestokilkuletni, dość przystojny brunet. Miał na sobie tylko ręcznik owinięty wokół bioder. Z mokrych włosów kapała woda, a ładnie wyrzeźbiony nagi tors mężczyzny również pokrywały przezroczyste krople. Od brzucha ciągnął się pasek czarnych włosów i kończył... Haruki wolał już o tym nie myśleć, bo czuł, że się czerwieni.
-Szybko się uwinąłeś. A już myślałem, że nie zdążysz i nie będę musiał płacić – wyjął portfel.
-Kochanie, chodź już – z głębi pokoju dało się słyszeć kobiecy głos.
-Trzymaj. Reszty nie trzeba.
Chłopak wziął pieniądze i ukłonił się. Zbiegł na dół. Nadal czuł gorąco rozlewające się po ciele, które odczuł na widok prawie nagiego faceta. Od czterech lat wiedział, że woli mężczyzn i nie był zaskoczony tym uczuciem, ale rzadko zdarzało mu się roztapiać przy kimś obcym.
Wracał teraz do pizzerii i miał nadzieję na chwilę odpoczynku. Chciał coś zjeść. Żołądek usilnie domagał się tego i zielonooki żałował, że tak mało zjadł w domu. Wsiadł do niewielkiego samochodu z logiem ich pizzerii. Wtedy jego wzrok padł na jeszcze jedno pudełko. Jak mógł o nim zapomnieć? Sprawdził adres, pod który miał jechać i ruszył w drogę. Jego drugie śniadanie musiało poczekać.
***
BlueRiver byli w drodze do domu. Mieszkali wszyscy razem w dużej willi na peryferiach miasta, tak było wygodniej. Próby mogli mieć, kiedy chcieli, nie musieli się umawiać na konkretną godzinę, aż któryś z nich przyjedzie do studia. Pochodzili z różnych miast. Salę do prób mieli w piwnicach swojego domu. Doskonale wyciszonych, żeby żaden dźwięk nie wydostał się na zewnątrz. Wysokie ogrodzenie chroniło ich przed ciekawskimi oczami, a duży, kilkuhektarowy ogród mieścił basen oraz kort tenisowy, pomiędzy którymi znajdowały się stare, potężne drzewa oraz małe sztuczne jezioro. Znalazło się też miejsce na coś w stylu lasu, czy też parku, do którego prowadziła żwirowa ścieżka.
-Jestem uroczy – powiedział zachwycony Seiki Nakada. Wgapiał się w ekran laptopa.
-I wyjątkowo skromny – Isao popatrzył na niego.
-To nie ja tak mówię o sobie, tylko dziewczyny. Zobacz – odwrócił komputer w jego stronę i pokazał zdjęcie, które wczoraj Keizo wrzucił na stronę.
Isao wybuchnął śmiechem.
-Wiedziałem, że z ciebie małe straszydło, ale uroczy?
-Był uroczy, jak miał pięć lat – wtrącił Seiji. – Teraz to mały diabełek.
-Ej, a ty braciszku jesteś... jesteś - szukał słowa, ale nie mógł nic na niego znaleźć.
-Sam widzisz, że jestem idealny.
Keizo przysłuchiwał się temu przez chwilę. Bracia zawsze byli blisko siebie. Spierali się o głupoty, ale jeden za drugiego oddałby życie. On sam był jedynakiem i nie wiedział, jak to jest mieszkać z kimś innym poza rodzicami. Marzył o rodzeństwie, ale teraz, gdy zamieszkał z chłopakami, cieszył się, że przez dwadzieścia lat miał wszystko dla siebie. Był pedantem, więc z trudem znosił bałagan, jaki robili koledzy. Szczególnie denerwowały go nieodłożone na miejsce rzeczy i ubrania porozrzucane po całym domu, które zamiast wisieć w szafie, walały się po kanapach, a nawet podłodze. Najgorzej, że sprzątać musieli sami po ostatnich wydarzeniach, gdzie nowa sprzątaczka w zamian za pieniądze rozniosła światu wiadomość o ich prywatnym życiu. Nie wpuszczali teraz do domu nikogo obcego. Może przez to byli czasami nazywani dziwakami, ale tylko w swoim domu mogli mieć spokój i pełen luz.
Nagle prawie spadł z fotela, gdy ich samochód zahamował gwałtownie. Usłyszał tylko odgłos uderzenia, co wzbudziło w nim czujność.
-Cholera, co się stało?! – krzyknął któryś z chłopaków siedzących za nim.
-Panowie, mieliśmy stłuczkę - odezwał się menedżer siedzący obok kierowcy. - Zostańcie tutaj – zaraz też wysiadł z samochodu.
Keizo wstał i popatrzył przez przednią szybę.
***
Hamada jechał główną drogą i nagle uderzył w niego samochód wyjeżdżający z drogi podporządkowanej. Prawie serce mu stanęło, kiedy siła uderzenia odepchnęła go od dużego auta. Miał wrażenie, że jest już po nim, ale wtedy zrozumiał, że nic mu się nie stało. Wysiadł ostrożnie z pojazdu i przeszedł na jego przód. Prawy reflektor był całkowicie rozbity, zderzak spadł, a maska również nie była w dobrym stanie. Wielkie wgniecenie świadczyło, że również mechaniczne części auta są uszkodzone. I co on teraz zrobi? Nawet to nie jego samochód. Wtedy podbiegł do niego mężczyzna z rozwichrzonymi, półdługimi, brązowymi włosami i o opalonej skórze.
-Przepraszam, to nasza wina. Mój kierowca się zagapił i nie widział, że miał czerwone światło. Nazywam się Natsuo Ogata i chciałbym zapłacić za szkody.
-To jest samochód służbowy. Szefowa mnie zabije za uszkodzenie go – powiedział zdenerwowany. Nadal ciężko mu było uspokoić przyspieszone tętno.
-Wszystko załatwimy. Daj mi numer do szefowej i porozmawiam z nią.
Haruki popatrzył na niego, jakby temu wyrosły dwie głowy, wpierw nie wiedząc, o co chodzi temu facetowi. Był jakiś rozkojarzony. Ostatecznie kiwnął głową i podał mu numer. Gdy mężczyzna dzwonił, w końcu spojrzał na winne stłuczki auto. O ile sam samochód może być winien. Duży bus wydał mu się znajomy, a napis na przedniej części uświadomił mu, skąd go zna. We wczorajszym programie, kiedy puszczali filmik o BlueRiver, było to auto. Przełknął ślinę. To znaczy, że ten facet, który obok niego stoi, to ich menedżer. Przemknęło mu po głowie nazwisko, jakim się przedstawił.
Na drodze, na szczęście mało uczęszczanej, zatrzymało się kilka innych aut. Ktoś zapytał.
-Wszystko w porządku? Może wezwać policję, pomoc?
-Nie, dziękujemy. Poradzimy sobie, to tylko stłuczka – odpowiedział Natsuo, który zakończył rozmowę przez telefon. – Trzeba auto zepchnąć na pobocze, żebyśmy nie tarasowali drogi. Zaraz tu będzie twoja szefowa.
-To jak się da, to ja odjadę – powiedział trzęsącym się głosem. Wsiadł do samochodu, przekręcił kluczyk, raz, drugi, trzeci, ale silnik nie zapalił.
-Nie męcz go. Zaraz chłopaki go zepchną.
***
-Zaraz wszyscy będą wiedzieć, że idole młodzieży mieli wypadek – marudził Ueda. – Ślepy byłeś, Kaneko? - zwrócił się do kierowcy.
-Przepraszam. Słońce mnie oślepiło.
-Daruj sobie tłumaczenia – machnął ręką i usiadł zły na swoim miejscu. Już dawno powinni być w domu.
Drzwi ich samochodu otworzyły się i zajrzał Ogata.
-Trzeba zepchnąć tamten samochód na pobocze, pomóżcie.
-Już się robi, panie menedżerze – wykrzyknął Seiki, za co dostał po głowie od brata – No co?
-Bądź ciszej. Głowa mnie boli.
Wszyscy wysiedli poza Keizo, który przyglądał się całej akcji przez okno. Było ich wystarczająco dużo, żeby sobie poradzić z samochodem. Zatrzymał wzrok na kierowcy tamtego pojazdu. Chłopak wyglądał na mocno poruszonego. Niby wygląda na niewinnego chłopaczka, ale często w takich kryją się osoby, które donoszą dziennikarzom informację o sławnych ludziach. Co będzie, jak zechce sprzedać informacje o stłuczce prasie? Musiał coś z tym zrobić. Wysiadł i podszedł prosto do niego.
-Mam nadzieję, że nie jesteś paplą i łasym na pieniądze idiotą, żeby zaraz popędzić do telewizji, czy gazet, aby nagadać o tym, co zaszło i żądać za to kasy.
-Sss...słucham? – zająknął się Haruki.
-Trzymaj język za zębami.
-Keizo, jak ty się do niego zwracasz? Brak ci uprzejmości. I tak każdy, kto przejeżdżał tędy, może donieść o wszystkim tym sępom – powiedział Natsuo.
Ueda zmierzył mrożącym krew w żyłach wzrokiem zielonookiego i wrócił do samochodu.
***
-Przepraszam za niego – Ogata położył Hamadzie rękę na ramieniu.
-Nasz kolega jest czasami nie do życia – podszedł do nich chłopak z zielonymi włosami.
Haruki'emu przeszło przez myśl, że teraz Aki byłby w siódmym niebie. Chłopcy z zespołu, co do jednego, stali przy nim. Poza jednym, który nie był miły i którego miał nadzieję już nie spotkać.
Podjechał do nich mały, czerwony smart. Wysiadła z niego niska kobieta po trzydziestce. Obejrzała rozbity samochód i zaczęła rozmawiać z menedżerem.
Hamada bał się, co będzie dalej. Mimo, że to nie była jego wina, to i tak nie wierzył w aż tak dobre serce szefowej. W końcu naprawa samochodu będzie trochę kosztowała. Dobrze, że chociaż dostarczył ostatnie zamówienie na czas. Wstrzymał oddech, gdy podeszli do niego.
-Pan Ogata wyjaśnił mi wszystko. Ubezpieczenie pokryje szkody, ale będziesz to musiał jutro załatwić sam.
-Ja?
-Przyjedziesz do nas do studia – Natsuo podał mu wizytówkę. – Jutro około południa. Podasz moje nazwisko i mnie zawołają. Do jutra załatwię wszystko, co trzeba, abyś nie musiał długo czekać.
-Dobrze – opuścił głowę. – A co z tym autem?
-Wezwałem kogo trzeba i zaraz tu będą.
-Haruki, niestety mamy tylko trzy auta i dopóki to nie zostanie naprawione, nie mam dla ciebie pracy – powiedziała kobieta.
-Nawet na zmywaku? - popatrzył na nią prosząco – Nie można czegoś wynająć przez ten czas? - Musiał zarabiać. Czuł się w obowiązku pomagać rodzinie w codziennych wydatkach. Nie umiał nic nie robić.
-Nawet. Znasz sytuację. Auto w mig zostanie naprawione i wracasz do pracy.
-Hej, jestem Seiki – podszedł do niego uśmiechnięty chłopak i podał mu rękę. – Nie martw się. Zawsze mogłoby być gorzej. To co, menedżerze, jedziemy?
-Za chwilę. Chłopcy, wsiadajcie do auta. A ciebie widzę jutro w naszym studiu. Jak się nazywasz?
-Haruki Hamada.
-Miło cię poznać. Szkoda, że w takich okolicznościach. O, już są po twoje auto – podszedł do mężczyzn, którzy przyjechali lawetą.
-Haruki, odwiozę cię do domu – zaproponowała szefowa.
-Dziękuję pani – co on teraz zrobi bez pracy przez tydzień, dwa? Dobrze chociaż, że nadal ją miał. No nie w tej chwili, ale mógł wrócić. To niestety oznaczało mniejszą wypłatę. Teraz jego myśli krążyły wokół tego.
***
Ku wielkiej irytacji Uedy, nadal nie odjeżdżali. Następnym razem pojedzie własnym autem. Obok niego usiał Tomiji.
-Nie denerwuj się tak. To ci w niczym nie pomoże. Nasz samochód nie został uszkodzony. Tylko małe zadrapanie i urwany zderzak.
-Tomi, ten temat i tak nie odciągnie ciebie od wyznania wszystkim prawdy.
-Dzwoniłem do lekarza – szepnął na ucho. – Umówiłem się dziś z nim.
-Sądzisz, że twój lekarz da inną diagnozę? Jak chcesz – spojrzał w boczną szybę po swojej stronie.
-Jak chcesz? Temat zakończony? – chciał przesiąść się na inne siedzenie, ale Keizo go zatrzymał.
-Przecież wiesz, że mi też jest ciężko. Uwielbiam z tobą śpiewać.
Ich rozmowa została przerwana nadejściem pozostałych członków zespołu.
-Zaraz jedziemy – poinformował Isao i zwalił się na fotel za nimi. Już się nie mógł doczekać, kiedy wkroczy do swego królestwa zwanego kuchnią. Gdyby nie mógł grać, to byłby kucharzem.
Trzydzieści minut później podjechali pod swój dom.
Seiki wpadł do salonu wesoły jak skowronek.
-Nareszcie po trzech tygodniach własny kąt. Buziaczki, moje kochane ściany, mój telewizorku...
-Idiota – mruknął Keizo i udał się prosto do swego pokoju. Wszystko w nim miało swoje miejsce. Starannie i alfabetycznie poukładane książki, płyty, z których jedna miała honorowe miejsce. Był to krążek, który dostarczał mu wenę do pisania. Wysprzątane biurko czekało aż napisze przy nim kolejną piosenkę. W pokoju królowała biel łamana beżami. Najpierw w oczy rzucał się komplet wypoczynkowy składający się z kanapy i dwóch foteli. Później duży telewizor, głośniki, odtwarzacze płyt i wspomniane biurko. Łóżko znajdowało się na drugim poziomie, na które prowadziły trzy schody dobrze komponujące się ze stylem pokoju.
Warknął, gdy bez pukania ktoś otworzył drzwi. Nie cierpiał tego i nie lubił też, jak ktoś tu wchodził bez zaproszenia. Szczególnie, jak go nie było w pokoju. To był jego świat i zakłócanie porządku, który tu stworzył, burzyło jego wewnętrzny spokój.
-Czego?
-Natsuo robi zebranie – powiedział Isao.
-Zaraz będę, a następny raz pukaj.
-Co on, jeszcze nie idzie? Natsuo powiedział: „natychmiast“ - Seiki wsunął głowę pod ramię stojącego w drzwiach bruneta.
-Spadać. Zaraz będę! - zniknął w łazience. – Już nawet człowiekowi nie mogą pozwolić być chwilę samemu.
***
Aki podniecony słuchał relacji kuzyna ze stłuczki. Nie wierzył, że Haruki spotkał zespół osobiście i jutro idzie do ich studia nagraniowego. Owszem, cieszył się, że kuzynowi nic się nie stało, ale żałował, że jego samego tam nie było.
-Zabierz mnie tam jutro – padł na kolana i objął jego nogi – Błagam, Haruki. Proszę, weź mnie tam.
-Masz szkołę.
-Chrzanię szkołę, jak mogę poznać BlueRiver. Weź mnie – zamrugał słodko powiekami. – Taka okazja się nie powtórzy. No zabierzesz mnie?
-Pewnie ich tam nawet nie będzie. Mam spotkać się z menedżerem.
-A jak będą? Proszę. Będę ci usługiwał przez tydzień. Przyniosę nawet śniadanie do łóżka. Błagam – złożył ręce jak do modlitwy.
Hamada westchnął zrezygnowany. A miał to być taki dobry dzień. Jutrzejszy pewnie będzie jeszcze gorszy. Musiał załatwić sprawę z tym ubezpieczeniem i odwiedzić warsztat, do którego zawieziono auto. Przeczesał czarne włosy palcami i przeniósł spojrzenie na Akiego. Może jak go weźmie, to będzie mu raźniej iść w nowe miejsca?
-Dobrze, pójdziesz ze mną, ale w szkole masz nadrobić jutrzejszy dzień.
Wdzięczność, która wykwitła w oczach kuzyna i na jego twarzy sprawiła, że podjął słuszną decyzję. Ciekawe, czy tak będzie myślał jutro.