Rozdzia艂 37
Rainamar chodzi艂 w te i z powrotem, ewidentnie nad czym艣 si臋 zastanawiaj膮c. Zatrzymali艣my si臋 po艣rodku niczego, gdy偶 m贸j temperamentny ukochany og艂osi艂 wszem i wobec, 偶e potrzebuje czasu do namys艂u. Zapyta艂em go wi臋c, czy 艂askawie nie mo偶e my艣le膰 na koniu, na co on mi odpowiedzia艂, 偶e niestety, ale nie. Mia艂em nadziej臋, 偶e jeszcze dzi艣 wejdziemy do lasu i poczuj臋 si臋 troch臋 lepiej, jednak widocznie nie by艂o mi to dane.
Od p贸艂 godziny Rainamar nie robi艂 nic, tylko chodzi艂 a Cahan prawie od pocz膮tku go obserwowa艂. Nie podoba艂a mi si臋 wcale ta milcz膮ca komunikacja mi臋dzy nimi. Leith sta艂 nieopodal w samotno艣ci a Lilijka rozmawia艂a z Nolanem. K膮tem oka jednak co chwila spogl膮da艂a na jasnow艂osego czarownika. Zapewne te偶 zastanawia艂a si臋, co si臋 wydarzy艂o w karczmie. Wydaje mi si臋, 偶e Leith nie m贸wi nam a w szczeg贸lno艣ci jej wielu rzeczy. Osobi艣cie uwa偶am, 偶e m贸g艂by nam oszcz臋dzi膰 wielu k艂opot贸w, gdyby zdoby艂 si臋 na szczero艣膰.
Rainamar w ko艅cu spojrza艂 w stron臋 Cahana. Ten uni贸s艂 lekko brwi, jakby chcia艂 o co艣 zapyta膰, na co p贸艂ork pokr臋ci艂 przecz膮co g艂ow膮. Revelin o dziwo zrozumia艂 o co chodzi, bo przytakn膮艂 i spojrza艂 na Leitha. Zanim zd膮偶y艂em zobaczy膰 co si臋 dzieje, Rainamar znalaz艂 si臋 przy starszym czarowniku. Leith uni贸s艂 na niego wzrok.
- Kim oni byli? – zapyta艂 m贸j narzeczony, zaskakuj膮c nas wszystkich. Po twarzy Leitha przewin臋艂a si臋 ca艂a masa emocji, od zaskoczenia poprzez wstyd a偶 do z艂o艣ci. Zacisn膮艂 z臋by i podszed艂 jeszcze bli偶ej Rainamara.
- Nie wiem. – odpar艂, staraj膮c si臋 zachowa膰 spok贸j. Stara艂 si臋, ale w jego g艂osie wyczuwa艂o si臋 delikatne dr偶enie. Rainamar u艣miechn膮艂 si臋 z艂o艣liwie i pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Wiesz. Dobrze wiesz, Leith. Widzia艂em twoj膮 twarz, kiedy wypatrzy艂e艣 tego ca艂ego Sirke. Podejrzewam, 偶e on m贸g艂 wcze艣niej o tobie nie s艂ysze膰, ale ty o nim na pewno. Znasz go, Leith. Musia艂em dobrze si臋 przyjrze膰 temu 艂ajdakowi, ale tak偶e go pozna艂em. – m贸wi艂 dalej p贸艂ork.
- Co? – nie potrafi艂em powstrzyma膰 okrzyku zdziwienia.
- Sirke i ta ca艂a banda paraj膮 si臋 zastraszaniem r贸偶nej ma艣ci niewygodnych os贸b. Jaki艣 szlachetnie urodzony tch贸rz p艂aci im grube pieni膮dze i nasy艂a ich na niczego nie podejrzewaj膮cych ludzi. Pierwszy lepszy kupiec, czy samotny podr贸偶nik nie ma szans w starciu z takim stadem. My jednak…
- Chyba ich zaskoczyli艣my. – wtr膮ci艂 Cahan, kt贸ry do tej pory cierpliwie milcza艂. Rainamar rzuci艂 mu urwane spojrzenie, na kt贸re mentalista odpowiedzia艂 dziwnym u艣miechem. Zastanawiaj膮ce, w co oni pogrywaj膮…
- Chcesz powiedzie膰, Rainamar, 偶e ci rozb贸jnicy byli wynaj臋ci? – zapyta艂 z niedowierzaniem Nolan.
- Wszystko na to wskazuje. – odpar艂 p贸艂ork, krzy偶uj膮c r臋ce na piersi. – Twoi prze艣ladowcy, Leith, nie s膮 zbyt subtelni. Ty tak偶e, bo szybko ci臋 wytropili. Nas.
- To niemo偶liwe! – zawo艂a艂 w ko艅cu Leith. – Nikt opr贸cz was nie wiedzia艂, gdzie si臋 wybieram! Nikt! Przysi臋gam na Stw贸rc臋 w niebiosach, czy gdziekolwiek on si臋 znajduje!
- Nie s膮dzisz chyba, 偶e kto艣 z nas im o tym doni贸s艂? – zapyta艂 Rainamar.
- Na wszystkich pot臋pionych Imperium, nie! – wykrzykn膮艂 jasnow艂osy mag.
- Nie pomy艣la艂e艣, 偶e ca艂y czas ci臋 obserwuj膮? 艢ledz膮 ci臋? Mo偶e nawet teraz kto艣 nas wypatruje, s艂ucha naszej rozmowy? – m贸j narzeczony nie dawa艂 za wygran膮. Leith wygl膮da艂 na coraz bardziej zmartwionego. Ukry艂 twarz w d艂oniach i g艂o艣no westchn膮艂, tak, jak bardzo zm臋czony cz艂owiek.
- Oni chc膮 tego artefaktu, tak? – Rainamar postanowi艂 si臋 upewni膰, czy dobrze rozumuje. – Pozostaje tylko pytanie - kto?
- Nie wiem, dobrze! Nie mam poj臋cia! Wiem, 偶e ten artefakt jest uwa偶any za co艣 bardzo wa偶nego, dlatego mia艂em nie dopu艣ci膰 do tego, by wpad艂 w r臋ce nieodpowiednich ludzi! Nie wysz艂o mi to najlepiej, fakt. Nie wiem jednak, dlaczego wci膮偶, po prawie roku od tamtego wydarzenia, mam problemy! Ci膮gle te same problemy! Zazwyczaj 艣wietnie dawa艂em sobie rad臋 sam, nie potrzebowa艂em nikogo i niczego! Teraz jednak… Nigdy nie by艂e艣 w 偶yciu w takiej sytuacji, kiedy wszystkie inne wyj艣cia zawiod艂y i nie wiedzia艂e艣, co dalej zrobi膰, kapitanie? – zapyta艂 w ko艅cu Leith, dr偶膮cym g艂osem.
- By艂em. Do cholery, by艂em, ale to nie zmienia faktu, 偶e ukrywasz przed nami co艣, co mo偶e okaza膰 si臋 kluczow膮 rzecz膮 w tej ca艂ej pogoni za tob膮, Daire.
- Nie mog臋 powiedzie膰 ci czego艣, czego sam nie wiem.
Rainamar wcale nie wygl膮da艂 na przekonanego s艂owami czarownika. Leith wydawa艂 si臋 jednak nieugi臋ty. Wbi艂 wzrok w ziemi臋 i kr臋c膮c g艂ow膮 wyrzek艂 zn贸w:
- Nie wiem. Naprawd臋.
- Wr贸cimy do tej rozmowy, czarowniku. – odrzek艂 Rainamar, wyra藕nie akcentuj膮c ostanie s艂owo.
- Wiem o tym, kapitanie. – mrukn膮艂 pod nosem Leith, nie patrz膮c na p贸艂orka.
***
Rainamar siedzia艂 przy jakiej艣 nadgni艂ej stercie drewna, kt贸re bezskutecznie pr贸bowa艂 rozpali膰. Na tym pustkowiu trudno by艂o znale藕膰 cokolwiek, wi臋c te ga艂臋zie uznawa艂em za sukces. Inn膮 spraw膮 by艂o to, 偶e nie dawa艂o si臋 ich zapali膰. Na dodatek nad ranem spad艂 letni deszcz, kt贸ry wszystko zmoczy艂… Podszed艂em do niego i ukucn膮艂em obok.
- Jak ci idzie? – zapyta艂em, spogl膮daj膮c k膮tem oka na jego zaci臋t膮 min臋. P贸艂ork pokr臋ci艂 g艂ow膮 i przerwa艂.
- 殴le, jak wida膰. – odrzek艂 zrezygnowany.
- Rhain, o co chodzi z tymi lud藕mi Sirke? Naprawd臋 my艣lisz, 偶e kto艣 ich nas艂a艂?
- To ju偶 od dawna nie s膮 domys艂y. Pami臋tasz tego cz艂eczyn臋, kt贸ry si臋 tak mnie ba艂 a kt贸rego Leith nazywa艂 Adler? Kto艣 go 艣ledzi艂, wiedzia艂, 偶e przebywa w Aeral. Nie wiem, czy ta wiedza dotyczy艂a te偶 tego, 偶e Leith przebywa艂 u nas w domu, ale to bardzo mo偶liwe. Powiedz, Casius, co przysz艂oby ci na my艣l, gdyby艣 wiedzia艂, 偶e Leitha kto艣 obserwowa艂 i nagle zobaczy艂by艣 stadko najemnych zbir贸w, kt贸rzy zaczepiaj膮 ci臋 bez 偶adnej przyczyny? Nie s膮dz臋, 偶eby艣my z Cahanem zdenerwowali ich staniem przy szynku.
- I co z tym zrobimy?
- B臋dziemy czeka膰. – odpar艂 powa偶nie m贸j narzeczony.
- Chyba si臋 przes艂ysza艂em?
- Co innego mo偶emy zrobi膰. Albo przycisn臋 Leitha, albo ci, kt贸rzy go tak potrzebuj膮 przycisn膮 nas. To kwestia czasu, Casius. Zaufaj mi.
- Skoro tak m贸wisz… - odrzek艂em, cho膰 jego s艂owa nie by艂y zbyt pocieszaj膮ce. – Boli cie to? – zapyta艂em, dotykaj膮c lekko jego policzka, na kt贸rym pojawi艂 si臋 wielki siniak.
- Nie, nie… - powiedzia艂 takim g艂osem, jakby nie zrozumia艂 mojego pytania.
Bez namys艂u pochyli艂em si臋 i poca艂owa艂em go w policzek. Spojrza艂 na mnie bardzo zaskoczony moi gestem, ale po chwili si臋 u艣miechn膮艂.
- Casius, spr贸buj rozpali膰 ten ogie艅, a ja poszukam jakich艣 lepszych ga艂臋zi. Rosn膮 tu pojedyncze drzewa, co艣 musi si臋 znale藕膰. – powiedzia艂 nagle i wsta艂. Chc膮c nie chc膮c musia艂em si臋 zgodzi膰. – Nied艂ugo wr贸c臋. – obieca艂 i zabra艂 si臋 w sobie tylko znanym kierunku. Przez chwil臋 go obserwowa艂em, ale postanowi艂em zaj膮膰 si臋 zadaniem, kt贸re mi poleci艂.
Siedzia艂em teraz nad czym艣, co mia艂o by膰 w zamy艣le mego kreatywnego narzeczonego ogniskiem, pr贸buj膮c bezskutecznie roznieci膰 p艂omie艅. Drewno by艂o jednak mokre od przelotnego deszczu. Na dodatek nieco przygni艂e, co dodatkowo utrudnia艂o moj膮 robot臋. Rainamar doskonale wiedzia艂 jakiej pracy si臋 pozby膰! Westchn膮艂em g艂o艣no i ponowi艂em moje dzia艂ania. Nie przynios艂y jednak zamierzonego efektu, a deszcz doczeka艂 si臋 kilku nieprzyzwoitych okre艣le艅 z mojej strony. Zastanawia艂em si臋, gdzie jest Rainamar, gdy偶 straci艂em go z oczu, a mia艂 wr贸ci膰 nied艂ugo! Oczywi艣cie mia艂em zamiar mu to wypomnie膰!
- Potrzebujesz pomocy? - zapyta艂 Cahan, kucaj膮c obok mnie. Zaskoczy艂 mnie sw膮 nag艂膮 obecno艣ci膮.
- Niestety. A ja my艣la艂em, 偶e jestem cz艂owiekiem wielu talent贸w. - powiedzia艂em, patrz膮c na niego k膮tem oka. U艣miechn膮艂 si臋, przesuwaj膮c d艂oni膮 tu偶 nad mokrym drewnem. P艂omie艅 natychmiast wybuch艂, pos艂uszny jego woli.
- Jeste艣 – rzuci艂 艣ciszonym g艂osem.
- Powiedz mi...p艂omienie na twoich d艂oniach...czy to boli? – oczywi艣cie nie potrafi艂em powstrzyma膰 swojej ciekawo艣ci.
- Ja nic nie czuj臋, oczywi艣cie, kiedy mam nad tym kontrol臋. To wydaje si臋 by膰… hmm.. naturalne – odpar艂 i nagle na jego d艂oni zata艅czy艂 p艂omie艅. Odsun膮艂em si臋 odruchowo.
- Mog臋? - zapyta艂em niepewnie, sam nie wiem dlaczego. Nie chcia艂em si臋 przecie偶 poparzy膰… U艣miechn膮艂 si臋 tylko. Ostro偶nie wyci膮gn膮艂em r臋k臋. Nie czu艂em gor膮ca, tylko dziwne mrowienie w d艂oni, jakby przesz艂o po niej stado owad贸w. Powoli po艂o偶y艂em swoj膮 d艂o艅 na jego, obserwuj膮c p艂omienie. - Nic si臋 nie sta艂o... - zastanowi艂em si臋, pr贸buj膮c spojrze膰 w jego czarne oczy. - Dlaczego?
- Dlatego, m贸j drogi, 偶e dla mnie jeste艣 wyj膮tkowy
- Cahan – wyszepta艂em.
- C贸偶, ognisko ju偶 si臋 pali! – u艣miechn膮艂 si臋 nerwowo i wsta艂. Spojrza艂em na niego pytaj膮co, ale on uciek艂 wzrokiem.
- Cahan, je艣li chodzi o…
- Eoin. – poprawi艂 mnie.
- Tak… Chodzi o to, 偶e…
- Wiem, wiem, przecie偶 nie zmieni臋 twojego zdania. – rzuci艂 og贸lnikowo, ale ja od razu zrozumia艂em o co mu chodzi.
- Jeste艣 wspania艂ym cz艂owiekiem, Cahan, na pewno znajdziesz kogo艣 lepszego ni偶 ja. – powiedzia艂em, krzywi膮c si臋 na sam d藕wi臋k tych s艂贸w i to, jak tanio one zabrzmia艂y. Wcale tego nie chcia艂em. On za艣mia艂 si臋 gorzko, kr臋c膮c g艂ow膮.
- Mentalista. – przypomnia艂 mi, zak艂adaj膮c r臋ce przed sob膮.
- Tw贸j argument na wszystko! – stwierdzi艂em bezradnie. Spojrza艂 na mnie ch艂odno, ale nic nie odpowiedzia艂. Gdzie艣 w tle s艂ysza艂em g艂os Leitha, kt贸ry opowiada艂 Nolanowi i Lilijce jeden ze swoich kiepskich 偶art贸w. Szybko mu przeszed艂 poranny z艂y nastr贸j, kt贸ry nawiedzi艂 go po rozmowie z Rainamarem. Wbi艂em wzrok w traw臋 pode mn膮. Atmosfera wok贸艂 nas zg臋stnia艂a nie do wytrzymania.
- Ja… nie jestem ju偶 taki pewien. Nie by艂em. – wyzna艂em po d艂u偶szej chwili. Cahan wzdrygn膮艂 si臋 nieznacznie, ale nadal milcza艂. Nie potrafi艂em wyczyta膰 偶adnych uczu膰 z jego twarzy, zapewne nikt nie potrafi艂. Nie wiedzia艂em, co dalej robi膰. Chcia艂bym, 偶eby kto艣 mi powiedzia艂 wprost, co b臋dzie najlepsze.
- Ja wiem, co czuj臋, Casius.
- To nie jest takie proste, jak ci si臋 wydaje.
- Mo偶e jednak jest? – zapyta艂 tajemniczo. Zapatrzy艂em si臋 w niego, nie chc膮c wiedzie膰, co ma na my艣li.
- P贸jd臋 zaj膮膰 si臋 ko艅mi. – rzek艂 w ko艅cu i wsta艂.
Ogie艅 pali艂 si臋 jasnym p艂omieniem.
***
Rozmowa z Cahanem, cho膰 niewinna, nieco mn膮 wstrz膮sn臋艂a. Rainamar wydawa艂 si臋 by膰 bardzo zdziwiony tym, 偶e uda艂o mi si臋 rozpali膰 ogie艅. U艣miechn膮艂em si臋 tylko, maj膮c nadziej臋, 偶e ten grymas cho膰 troch臋 przypomina u艣miech i wygl膮da szczerze. Chcia艂em jak najpr臋dzej si臋 czym艣 zaj膮膰, wi臋c zacz膮艂em namawia膰 Rainamara, 偶eby jak najpr臋dzej znale藕膰 si臋 w lesie. Wiem, 偶e nie by艂 zbyt zadowolony z tego powodu, bo wymy艣la艂 coraz to nowsze argumenty przemawiaj膮ce za tym, 偶eby do lasu wej艣膰 jutro z samego rana. Nie chcia艂em jednak czeka膰. Co艣 nie dawa艂o mi spokoju. Koniec ko艅c贸w p贸艂ork zgodzi艂 si臋 i po obiedzie znale藕li艣my si臋 nieopodal lasku. Rainamar sprawdzi艂 jeszcze mapy, aby znale藕膰 dogodn膮 drog臋. Wkraczanie do przygranicznego lasku nigdy nie nale偶a艂o do najbezpieczniejszych wypraw. Zdaj臋 sobie spraw臋, 偶e niedawno granice otworzy艂y si臋 dla kupc贸w i podr贸偶nik贸w bardziej ni偶 przez ostatnie dwadzie艣cia pi臋膰 lat, jednak smak tamtych czas贸w pozosta艂.
Czu艂em, 偶e przekraczaj膮c granice lasu co艣 w moim 偶yciu si臋 zmieni. Nie wiem, czy b臋dzie to zmiana na lepsze, czy na gorsze, ale czu艂em, 偶e co艣 si臋 wydarzy. Las do mnie m贸wi艂. S艂ysza艂em jego szepty, jak dziecko s艂yszy g艂os rodzica. Ojciec nauczy艂 mnie s艂ucha膰, wi臋c to robi艂em. Odetchn膮艂em g艂臋boko 艣wie偶ym, le艣nym powietrzem. Potrzebowa艂em tego.
- Jeste艣 pewien? – zapyta艂 mnie Rainamar, spogl膮daj膮c na mnie.
- Tak. – odpar艂em, u艣miechaj膮c si臋 w odpowiedzi. My艣liwy si臋 nie waha.
- Nie ma si臋 co ba膰, kapitanie! Zaprawd臋, 偶aden las nam nie straszny, mamy przecie偶 Casiusa! - zawo艂a艂 rado艣nie Leith, klepi膮c lekko swoj膮 klaczk臋 po szyi. Zwierz臋 uraczy艂o go niezadowolonym parskni臋ciem i potrz膮sn臋艂o 艂bem.
- Nie entuzjazmuj si臋 tak, Leith! - wtr膮ci艂em beznami臋tnie, wpatruj膮c si臋 w le艣n膮 drog臋 przed nami. Odwr贸ci艂em si臋, sam nie wiem po co. Zn贸w jednak by艂em 艣wiadkiem spojrze艅, jakimi nawzajem obrzucali si臋 Rainamar z Cahanem. Przez chwil臋 zastanawia艂em si臋 nawet, kiedy dojdzie mi臋dzy nimi do kolejnej otwartej k艂贸tni, ale oni jak wida膰, znale藕li lepszy spos贸b na wyra偶anie w艂asnej niech臋ci do siebie nawzajem.
Westchn膮艂em i kucn膮艂em. Zacz膮艂em przesypywa膰 piasek z drogi w r臋kach, rozmy艣laj膮c, jak przeprawi膰 si臋 przez ten lasek mo偶liwie najlepsz膮 drog膮. Przerabia艂em ju偶 to z Rainamarem, ale mapa i prawdziwy teren to by艂y dwie odmienne rzeczy. Bardzo prawdopodobne by艂o te偶, 偶e mog臋 natkn膮膰 si臋 na druid贸w, a oni, mimo i偶 nie pragn膮 przemocy, nie byli by bardzo zadowoleni z naruszania ich terytorium. Ja tak偶e nie chcia艂em si臋 z nimi widzie膰 po ostatniej wizycie… Jacy oni s膮 pewni siebie!
- Zastanawiam si臋, czy nie by艂oby lepiej, gdyby艣my zboczyli z traktu i udali si臋 w g艂膮b lasu. B臋dzie znacznie bezpieczniej - powiedzia艂em nagle, przerywaj膮c dziwn膮 cisz臋, kt贸ra zaleg艂a w艣r贸d moich towarzyszy.
- C贸偶, przez chwil臋 my艣la艂em, ze obawiasz si臋 druidzkich szale艅c贸w, kt贸rzy jak tylko mnie zobacz膮 dostaj膮 delirium tremens i innego rodzaju schorze艅. - rzek艂 swym zwyk艂ym, lekcewa偶膮cym tonem starszy czarownik.
- Nie wygl膮dasz, jakby艣 sie tym przejmowa艂 – parskn膮艂 pod nosem Rainamar.
- Nie myli艂e艣 si臋 – odrzek艂em, umy艣lnie ignoruj膮c komentarz mojego narzeczonego – Nie zale偶y mi na spotkaniach z druidami. Ale oni przecie偶 nie chodz膮 po g艂贸wnej drodze, Leith.
Daire skrzywi艂 si臋.
- Te偶 prawda… - odrzek艂 zrezygnowany.
- Chodzi mi o to, 偶eby nikt za nami nie poszed艂. – doda艂em bardziej do siebie, ni偶 do niego.
- No tak… - rzuci艂 bezradnie.
- Nie ma na co czeka膰. – powiedzia艂 w ko艅cu Rainamar. – Wcale nie u艣miecha mi si臋 nocowanie w lesie. – doda艂.
- Nie b臋dziesz sam. – odrzek艂em i ruszy艂em przed siebie, ci膮gn膮c za uzd臋 Czerwonego Demona. Wreszcie czu艂em si臋 dobrze…