Ile warte jest życie 4
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 01 2011 14:26:54
Zan westchnął. Skręcił ogień pod garnkiem na malutki i przeszedł do sypialni. Rozebrał się szybko i wsunął pod przykrycie, przygarniając do siebie jasnowłosego. Gorące ciało w wilgotnej od potu piżamie, przylgnęło do jego boku z pomrukiem zadowolenia. Od tej mokrej piżamy jeszcze więcej się przeziębi - pomyślał Zan - Zwłaszcza jak wyjdzie z łóżka przy otwartym oknie... Jeden po drugim zaczął rozpinać małe guziczki, odsłaniając lśniąca pierś chłopaka. Zdjął z jego ramion koszulę i rzucił na podłogę, tak samo postąpił ze spodniami, rozkoszując się dotykiem nagiej, rozpalonej skóry. Nagle dłoń Killo przesunęła się po jego boku w dół, na udo, a następnie ku środkowi. Palce zaigrały w króciutkich włoskach, odnajdując budzącą się pod wpływem dotyku męskość. Zan uśmiechnął się leciutko - Killo, przestań... Ale chłopak wcale go nie słuchał. Ujął mocno twardniejące podniecenie mężczyzny i z wprawą poruszył nadgarstkiem, przesuwając palcami, po gładkiej, aksamitnej powierzchni. Czarnowłosy westchnął i spróbował odepchnąć dłoń Killo, ale ten nie miał zamiaru przestawać. Dotykał wyłącznie tam, gdzie sprawiało to największą przyjemność, powodując u Zana coraz szybszy oddech. Kiedy uznał członek za dostatecznie twardy wgramolił się na biodra kochanka tak, że znalazł się on pomiędzy jego pośladkami, nie wchodząc do środka, a jedynie ślizgając się po trawionej gorączką skórze. Oczy Killo były zamknięte, policzki rozognione, oddech urywany. Pochylił się, odnajdując wargami usta Zana. Jego język śmignął w szybkim tańcu drażniąc i pieszcząc podniebienie, zapraszając do wspólnej zabawy. Dłonie czarnowłosego objęły go mocno za plecy, przyciągając jego pierś do piersi mężczyzny. Mruknął cichutko, wyginając grzbiet niczym kot, pod dotykiem palców. Ręce Zana obrysowały kształt jego żeber, przebiegły wzdłuż kręgosłupa, zatańczyły na obojczykach, by po chwili zsunąć się w dół, ujmując pośladki chłopaka i rozchylając je nieco. Killo jakby tylko na to czekał. Poderwał się i unosząc nieco biodra wprowadził kochanka w siebie, bez pomocy rąk, a jedynie delikatnym balansem ciała. Opadł powoli, wpuszczając go w gorące wnętrze do samego końca, tak głęboko, jak pozwalał mu rozmiar. Odchylił się do tyłu, podpierając na rękach i zaczął powoli, rytmicznie poruszać biodrami. Mężczyzna wyciągnął rękę w stronę jego członka, ale gdy tylko go dotknął, jego dłoń została natychmiast odepchnięta. Killo chciał bawić się sam. Unosił się i opadał powoli, mrucząc przy tym z rozkoszy, odginając głowę mocno tak, że jego włosy łaskotały Zana po nogach. Jak zwykle szybko znudził się tą pozycją. Przechylił się znów do przodu, przywierając do ust Zanazahna, jego biodra ani na chwilę nie wypadły przy tym z rytmu. Czarnowłosy pozwolił mu na taką zabawę dosyć długo, potem jednak postanowił przejąć inicjatywę. Było nie było, to on był stroną dominującą w ich związku. Objął chłopaka mocno w pasie i szybkim skrętem ciała zrzucił go z siebie, momentalnie lądując na nim. Killo roześmiał się radośnie, szeroko rozkładając kolana, ułatwiając mu dojście do siebie. Wszedł w niego mocno, wyrywając z gardła ochrypły krzyk. Teraz to on pracował szybko biodrami. Poczuł, że jasnowłosy znów chce zmienić pozycję i pozwolił mu na to, w dość ograniczonym jednak zakresie. Chłopak podciągnął kolana i powoli oparł łydki o obojczyki Zana, wypychając miednicę wysoko do góry. Robił to wszystko nie wypuszczając z siebie kochanka ani na sekundę. Ciepłe dłonie ujęły jego boki w mocnym uścisku, przytrzymując go w tej, dość niewygodnej pozycji. Biodra uderzyły w jego pośladki jeszcze mocniej. Dojście zajęło im już tylko chwilę. Zan opuścił chłopaka ostrożnie na łóżko i mocno przytulił się do wciąż drżącego, rozpalonego ciała. Killo wymruczał coś sennie mu do ucha. Zasnął, zanim jeszcze jego oddech się uspokoił. Zan przypomniał sobie o rosole. Wyskoczył z łóżka i nie okrywając się niczym pobiegł do kuchni. Na szczęście nie wykipiał z garnka i nie zalał gazu. Wrócił do pokoju po spodnie, po to by zaraz przejść do kuchni. Podłubał mięso widelcem, było już miękkie. Wywar również zyskał ładny złocisty kolor. Wyłowił cedzakiem rozgotowane warzywa i wyłożył je na talerzyk, żeby ostygły. Może rano pokroi je do sałatki. Następnie wybrał mięso i ułożył na półmisku, a całość zupy przelał przez sitko do innego garnka. Wyciągnął z szafki ulubiony żółty kubek Killo i nalał do niego rosołu. Pokroił też kawałek mięsa w drobną kostkę. Ustawił naczynia na tacy, dołożył talerzyk z lekarstwami i dwie buteleczki syropu i poszedł do sypialni. Błękitne oczy wyjrzały na niego spod kołdry, wciąż lśniące gorączką - Killo, zrobiłem ci coś pysznego - Zan przysiadł na brzegu łóżka, stawiając tacę na szafce nocnej - Usiądziesz na chwilę? -... - chłopak energicznie zaprzeczył ruchem głowy - Dlaczego nie? - Zimno mi... - Oh poczekaj, przyniosę ci jakąś koszulę... Mężczyzna przeszedł do pokoju obok i otworzył szafę należącą do jasnowłosego. Jego ulubioną puchową bluzę z kapturem faktycznie wyprał i teraz suszyła się na sznurku w łazience, druga, rozpinana nadal tkwiła w wannie, przemoczona przez deszcz, który przyprawił chłopaka o chorobę. Flanelowa koszula również spoczywała w praniu, natomiast reszta ubrań nijak nie nadawała się do łóżka. Zanazahn westchnął i otworzył własna szafę. Po chwili wyciągnął z niej czarnego polara na zamku i ruszył z nim w kierunku sypialni. Odsunął kołdrę i szybko naciągnął bluzę na ramiona trzęsącego się Killo. Pomógł mu usiąść, podpierając znów poduszkami i podał mu kubek, przytrzymując podczas, gdy pił. Kilka kropel ściekło po brodzie jasnowłosego, momentalnie wsiąkając w materiał polaru, jednak resztę wypił łapczywie, do ostatniego łyczka. Zjadł szybko również mięso, podawane mu po kawałeczku przez Zana - Dobre - mruknął otulając się mocno bluzą i kołdrą - Jeszcze lekarstwa - Po co? - Żebyś poczuł się lepiej. No już. Połknij to - wsunął do ust chłopaka dwie tabletki i podał szklankę z letnią wodą do popicia. - Teraz syrop, na ten twój kaszel... - Killo skrzywił się okropnie czując mocny miętowy smak. Stanowczo zaprotestował, gdy Zan wyciągnął w jego kierunku łyżkę z wapnem - Nie chcę - To jest dobre, no spróbuj choć - Nie chcę - odwrócił głowę - Killo proszę... Patrzył na niego uważnie powoli rozchylając usta. Uśmiechnął się lekko przełykając, po czym oblizał spieczone wargi. - No widzisz, mówiłem, że dobre. A teraz się położysz i trochę prześpisz, dobrze? Nie musiał czekać na odpowiedź, powieki Killo sam opadały, zasłaniając błękitne źrenice. Zan strzepnął poduszki i dokładnie okrył go kołdrą, otwierając okno jak szeroko, aby przewietrzyć pokój ze słodkawego, mdłego zapachu. Pozmywał szybko naczynia i przeszedł do salonu, siadając na sofie. Nagłe zmęczenie zmusiło go do położenia się, powieki ciążyły niemiłosiernie. Nic się przecież nie stanie jeśli chwilę się zdrzemnie. Sen przyszedł szybko. Killo poruszył się i otworzył oczy. W pokoju było szaro i monochromatycznie jakby czarno - biało. Świt. Pierwszym co zwróciło jego uwagę był niesmak w ustach. Skrzywił się. To da się szybko zlikwidować. Odrzucił kołdrę i usiadł na łóżku. W pokoju było chłodno. Lekki wiaterek wpadał przez uchylone okno powiewając firaną. Gdy wstał lekko zakręciło mu się w głowie. Powoli, ostrożnie stawiając kroki przeszedł do łazienki i pochylił się nad umywalką. Z kolorowego, plastikowego kubka wyciągnął pomarańczową szczoteczkę i szybko umył zęby mocno miętową pastą. Stopy marzły mu na kamiennej posadzce. Podreptał do sypialni i założył grube, białe, wełniane skarpetki. Zawroty głowy ustały, gdy tylko przywykł do pionowej pozycji. W mieszkaniu panowała absolutna cisza. Zan pewnie wyszedł do pracy - pomyślał. W brzuchu zaburczało mu głośno. W kuchni znalazł ugotowane warzywa i mięso na talerzyku. Zjadł kawałek i jedną gotowaną marchewkę, żołądek umilkł. Nie miał ochoty wracać do łóżka. Przeszedł do salonu z zamiarem włączenia telewizora, na sofie, zwinięty w kłębek, spał czarnowłosy. Killo oparł się o futrynę i patrzył na niego przez chwilę z uśmiechem. Nie budził go, tylko przyniesionym z sypialni kocem okrył go po ramiona i uchylił okno. Usiadł w fotelu i chwycił książkę leżącą na podłodze, którą wcześniej musiał czytać Zan. Nie wyciągał zakładki, zaczął od początku.