Dwa dni mozolnie przepływające przez życie Artura doprowadzały go do szału. Dwa długie dni po zerwaniu z Krzyśkiem, którego twarz wciąż miał przed oczami, spojrzenie pełne obojętności, a zarazem skrywanego głęboko smutku. I mimo że tamtego dnia nie odważył się wejść do łazienki, doskonale mógł sobie wyobrazić skuloną postać chłopaka, jego drżące ciało szarpane przez płacz wyrywający się z samego dna piersi. Od tamtej pory mężczyznę dręczyły myśli czy dobrze zrobił, czy dobrze to przemyślał. Wydawało mu się, że nagle odkrywa w sobie uczucia, których istnienia nie był do tej pory świadomy. Rozmowa z Kamilem pokazała mu jednak, że to litość tak mamiła mu wzrok, wmawiając, że ból widziany u Krzyśka wzbudził w nim miłość do niego. Prawda była zupełnie inna, a kiedy dojrzał jej twarz, przekonał się, że właśnie tak wygląda i nie było w niej nic z miłości, a raczej z poczucia winy, że ktoś przez niego cierpi.
Rzucił widelcem i westchnął ciężko, wsuwając palce we włosy. Siedział w salonie, nad śniadaniem, wpatrując się obojętnie w skrót wiadomości na pierwszym programie. Uśmiechnął się krzywo, widząc znowu ten sam zestaw sensacji, w tym atrakcje, które szykowali im politycy. Słuchanie tych bzdur, oskarżeń rzucanych przez przeciwne sobie partie, potok słów ludzi, którym się wydaje, że miano polityka doda im prestiżu i zakryje brak kompetencji, sprawiały, że każdy Polak przełączał kanał, mając już tego po prostu dość. Artur zrobił to samo, natrafiając na powtórkę jednego z seriali, tak życiowych, że często pukał się w głowę. Ale zostawił, przyglądając się rudawej kobiecie przemierzającej korytarz jakiejś firmy. Kogoś mu przypominała i aż się uśmiechnął, widząc podobieństwo do swojej matki.
Właśnie się do niej szykował, z rzeczowym planem dotyczącym jego przyszłości. Obejmował on pracę i studia, a Artur wiedział, że Justynę bardzo to zainteresuje, bo czekała na taką deklarację ze strony syna od paru lat. Miał zamiar podłapać jej propozycję, którą złożyła mu ostatnim razem, kiedy był na obiedzie w rodzinnym domu. Pojechać do Poznania, tam zamieszkać, zacząć studiować, wdrążyć się w prowadzenie nowej restauracji. W sumie nie wiedział, jak matka sobie to wyobraża, ale w głębi był przygotowany na wszystko, nawet poznanie całości od podstaw, czyli pracy w magazynie, ze stopniowym przechodzeniem w inne części branży. Był świadom tego, że wybierając tą drogę, będzie musiał odsunąć na bok swoje zamiłowanie do fotografii, chociaż miał nadzieję, że będzie w stanie to jakoś połączyć. Noszenie aparatu ze sobą w końcu nie było czymś uciążliwym.
Dopił schłodzoną już herbatę i zabrał za, kończenie jajecznicy, którą obsypał startym żółtym sercem, a kiedy ten się rozpłynął, polał całość keczupem. Uwielbiał to danie, choć mogło wydawać się mało atrakcyjne, zważywszy na to co jadał w domu matki.
Kiedy wsunął ostatnią porcję do ust, jego telefon rozbrzmiał donośnie, zagłuszając reklamy, które ostatnio nabrały na intensywności w czasie medialnym. Otarł usta i sięgnął po niego, wzdychając ciężko gdy dostrzegł, że dobija się do niego Ruda. Wahał się czy odbierać, bo jeśli już wiedziała o rozstaniu z Krzyśkiem, to nie miał najmniejszej ochoty wysłuchiwać jakim to jest zimnym draniem. Z drugiej jednak strony, znajomi nigdy nie wtrącali się w jego relacje z partnerami, a nawet jako tako wspierali. Tutaj jednak sytuacja była zgoła inna, bo Krzysiek należał do paczki.
- Co jest? - zapytał od razu, kiedy przyłożył telefon do ucha i podniósł się z kanapy, zagarniając w jedną rękę talerz wraz ze szklanką.
- Hej paniczu carski, dzwonię w jednej ważnej sprawie – zaczęła dziewczyna po drugiej stronie, ale w jej głosie słychać było jedynie ironię, która gościła tam zawsze, a nie jak się spodziewał oburzenie, równego z gradem i trąbą powietrzną. Może to cisza przed burzą.
- No gadaj – ponaglił ją, wrzucając naczynie do zmywarki, na kupkę innych, które zebrały się w dość sporej ilości przez ostatnie parę dni.
- Zaraz, najpierw to powinnam cię porządnie opieprzyć, że nie raczyłeś nic mi powiedzieć, nawet słówka nie pisnąłeś!
- Ruda, streszczaj się dobra?
- Och! I jeszcze nie czuje się winny, proszę proszę.
- Ruda, liczę do dziesięciu, jak nie powiesz mi czego chcesz, to się rozłączę. - Artur przewrócił oczami, wychodząc z kuchni i idąc do sypialni, aby zarzucić na siebie rozpinaną koszulkę oraz zabrać dżinsową kurtkę, bo z tego co widział na dworze zrobiło się nieco chłodniej.
- Krzysiek wrócił, a ty nic nie powiedziałeś. - Głos dziewczyny nieco zelżał, ale nie słyszał w nim pretensji, że nie poinformował ich o powrocie swojego, już byłego, chłopaka.
- Nie mogłem, ok?
- Ok, ok, myślałam, że zmuszę twoją nieczułą duszę do małego, malutkiego „przepraszam” - zaśmiała się, kiedy on próbował z telefonem przyciśniętym do ramienia wciągnąć buty. - Dobra, wytarmoszę cię za to jak się spotkamy.
Nic nie wie, cudownie, pomyślał z goryczą Artur, czując narastający ucisk w piersi. Oblizał usta i ruszył do salonu zgasić telewizor, kiedy Kinga nadal coś paplała.
- Dobra, no ale dzwonię, bo przecież trzeba zorganizować imprezę, że Krzysiek wrócił. Taką małą, no i pomyślałam, czy by nie u ciebie to zrobić? W końcu jako jedyny mieszkasz sam, a do tego skoro wy...
- Stop Kinga – przerwał jej, zatrzymując się tuż przed drzwiami i opierając się o ścianę, tuż naprzeciw lustra. Wbił wzrok w swoje odbicie, dostrzegając nieco poszarzała twarz, podkrążone oczy i kpiący uśmiech.
- Co stop? Remon...
- Zerwałem z Krzyśkiem - przerwał jej ponownie, stanowczo, już mając dość tej rozmowy. Po jego słowach po drugiej stronie zaległa cisza, nie miał zamiaru jej przedłużać, więc dodał: - Więc wesołe imprezy odpadają i cokolwiek innego. Muszę kończyć, cześć.
Rozłączył się i odetchnął głęboko, próbując uspokoić bijące z nerwów serce. Przymknął oczy i zagryzł wargi, przez chwilę wsłuchując się w hałasy dochodzące do niego z budynku. Stał tak jeszcze dobrych parę minut, wyrzucając z głowy wszystko, co mogło go w tej chwili zatrzymać, żeby w końcu zagarnąć klucze ze stolika tuż przy lustrze i wyjść z mieszkania.
- Hej Aneta, jest Justyna? - Artur podszedł do wysokiej dziewczyny, jednej z kelnerek pracujących w restauracji jego matki. Pracownica widząc go, przywołała na twarz czarujący uśmiech, dobrze znając mężczyznę, jak każdy z personalu. Długie, proste włosy miała elegancko upięte w koczek, reszta dziewczyn również, tak samo było z uniformami, w ciepłym bordowym odcieniu.
- Cześć, z tego co wiem, to wyszła załatwić coś w banku, ale ma wrócić, dziś zamknięta impreza dla gości. Zaręczyny, więc będzie masa roboty. - oparła się lekko o barek, przypatrując mu się spod przymkniętych powiek. - Czekamy na dostawę siedmiu skrzyń dorady. Wszyscy chodzą podenerwowani. Szefowa również.
Artur skinął głową Łukaszowi, który kręcił się za ladą, przygotowując jakiegoś drinka. O tej porze ruch był niewielki. W końcu była to restauracja, a nie knajpa, gdzie jadło się jedynie obiad i kolację. Tutaj przychodziło się dobrze ubranym, z jakąś wiedzą o używaniu kompletu sztućców, z zamiarem posmakowania czegoś innego. Do tego do przybyłych gości zawsze podchodził jeden z pracowników, proponował dany stolik, podawał kartę dań i win. Potem przychodził kelner witający klientów, znający się na daniach podawanych przez restaurację i umiejący odpowiednio doradzić, kierując się gustem zamawiających. Luksusowy lokal, mówiąc krótko.
Sam lokal był spory, zaczynając od kawiarni, przez salę bankietową, a kończąc na szatniach.
- Poczekam na nią w biurze – rzucił Artur, kiedy Aneta ruszyła w stronę nowo przybyłych gości i skinęła mu głową na znak, że jak szefowa wróci, to ją o tym poinformuje.
Mężczyzna wszedł w wejście dla personelu, mając nadzieję, że nie będzie musiał czekać całego dnia na rodzicielkę. W sumie dopiero po wyjściu z mieszkania napisał jej, że planuje wpaść i pogadać, a jak do tej pory jeszcze mu nie odpisała. Najwidoczniej musiała być dziś nieźle zapracowana.
Wsunął ręce w kieszenie spodni i ruszył korytarzem, mijając kuchnie, z której uderzyły go niesamowite zapachy. Przeszedł obok szatni dla pracowników, pryszniców i łazienek. Zatrzymał się przy otwartych drzwiach prowadzących do magazynów. Był już tu parokrotnie, doskonale znając układ hali, gdzie na specjalnych półkach umieszczano produkty, a te nie rozpakowane trzymano w kartonach. W głębi znajdował się podjazd, gdzie przyjmowano dostawców. Uwagę Artura przyciągnęło coś innego, a raczej pewna osoba, której sylwetkę od razu rozpoznał. Uśmiechnął się do siebie szeroko, czując jakąś radość na widok Piotra. Ruszył w jego stronę, zastanawiając, się czy ten będzie mieć czas na wyskoczenie z nim na piwo, bo jakoś brakowało mu jego towarzystwa, dziwnych rozmów oraz seksu.
Starszy mężczyzna ściągnął z dłoni robociarskie rękawice i wetknął je do bocznej kieszeni spodni swojego pracowniczego uniformu. Sięgnął do kieszonki na piersi, wyciągając okulary i nasuwając je sobie na nos. Przyjrzał się uważnie fakturze wczepionej w sztywną, granatową teczkę, przesuwając spojrzeniem po długim rzędzie zakupionych wiktuałów. W soboty bywało, że pracował od rana, tak jak dziś, dostarczając warzywa od producentów, po południu rozwożąc dania w cateringu po mieście. Dziś również nie było szans, żeby opuścił pracę przed osiemnastą. Zaalarmowany dźwiękiem zbliżających się kroków odwrócił się powoli, od razu spostrzegając Artura. Zsunął okulary z nosa, nie chcąc prezentować mu się nieatrakcyjnie ze szkłami do czytania. Uśmiechnął się nawet specyficznie, nie odwracając wzroku z jego twarzy. Białe włosy jaśniały w świetle jarzeniówki.
- I jak tam sprawunki, proszę pana? - Artur wyprostował plecy, jakoś tak odruchowo wpadając przy nim w dobry nastrój, nie potrafiąc się dąsać czy przejmować tym, co się działo w jego życiu. Stanął przy nim, mając ogromną ochotę pocałowania Piotra, ale nie zrobił nic, wiedząc, że w magazynie znajdują się kamery, z oczywistych względów.
- Cześć młody, mamusię przyszedłeś odwiedzić? - spytał mężczyzna, uśmiechając się do niego sympatycznie. Na dłoniach miał odciśnięty wzór rękawic, w których zwykle nosił skrzynki z warzywami.
- Taa, chcę z nią pogadać, ale gdzieś wyszła, a ty zajęty? Czy mogę trochę cię zamęczyć gadaniem? - Artur przyglądał mu się z uwagą, czując się tak jakby dawno go nie widział i nie rozmawiał.
- Mogę zrobić sobie chwilę przerwy aktualnie. Skoro tak ci się chce kogoś męczyć to się poświęcę - zaśmiał się nisko, potrząsając swoimi spektakularnymi ramionami. - Chcesz gdzieś iść?
- Jasne, jeśli możesz to skorzystam, zwłaszcza, że ostatnio jakoś nie było szans się zobaczyć.
- No nie, ty wiecznie zajęty, to się nie narzucam - zażartował Piotr, prowadząc go do pracowniczej kantyny, gdzie stał całkiem dobry ekspres do kawy. Pracownicy korzystali też często ze świeżych owoców, całkowicie za darmo.
- Ej no nie mów tak, sam wiesz jaki jestem zajęty – prychnął Artur, przyglądając się niewielkiej salce, a raczej stołówce dla pracowników. Wpadało tu przez dwa, duże okna sporo światła, mimo że w obecnej chwili niebo było poszarzałe. W środku nie było nikogo. - No ostatnio trochę się działo, ale już uspokoiło, więc czasu mam od cholery. Ej, tu też są kamery? - spytał, rozglądając się.
- Nie ma - odparł zwięźle Piotr, wyciągając z kuchennej szafki dwa anonimowe kubki z szarego szkła i wypełniając je kawą. - Miałeś kłopoty? - dopytał, zerkając na niego z poważnym wyrazem twarzy. Od ostrego, letniego słońca na jego policzkach pojawiło się kilka przebarwień mogących przy odrobinie dobrej woli udawać piegi. Podobnie było z jego ramionami, te jednak miał okryte szczelnie materiałem koszuli, po same nadgarstki.
- Kłopoty – mruknął Artur ciężko wzdychając i siadając przy jednym z białych stołów. Na ścianie wisiał duży, prostokątny zegar, z grubymi wskazówkami, a obok kalendarz ze słodkimi, kocimi mordkami. - Nie wiem czy można nazwać zerwanie z facetem kłopotem, raczej nieprzyjemną koniecznością, po której człowiek różnie się czuje – odparł gładko, nawet zdziwiony, że tak lekko mówi o tym Piotrowi, i że w ogóle mu o tym mówi. Pewnie dlatego, że mężczyzna był jakoś poza jego prywatnym światem, stanowił inny, odrębny, gdzie sprawy z tamtego nie miały na niego aż takiego wpływu.
- Przykro mi - odparł Piotr, dolewając mleka wyjętego z małej lodówki stojącej pod szafkami. - Nie mam doświadczeń w związkach, nie potrafię ci nic doradzić - postawił kubek przed Arturem, samemu siadając naprzeciwko mężczyzny i pociągając kilka solidnych łyków. Pomieszczenie było przyjemnie jasne i bardzo czyste. Piotr jako amator porządku czuł się tu niemal jak w domu. Spojrzał kątem oka na zegarek, szacując ile czasu może jeszcze poświęcić Arturowi. Nie było go zbyt wiele.
- Spoko, raczej nie ma co do radzenia, raczej zapomnienia. Dzięki za kawę. - Artur od razu opił łyk, chociaż dziś to była już jego trzecia. Uśmiechnął się i spojrzał na Piotra. - Masz jutro czas jakoś wyjść na piwo? Czy jesteś zajęty?
- Nie, nie będą mnie wieczorem potrzebować, drugi dostawca przychodzi na osiemnastą, więc teoretycznie możemy skoczyć na jedno. Ale na jedno, Artur, bo rano muszę do... eee, mojej drugiej pracy - dokończył płasko, nie chcąc mówić otwarcie o swoim zawodzie w miejscu, w którym ktoś mógłby go usłyszeć.
- Jasne, zawsze możemy iść do mnie. - Artur spojrzał na niego przeciągle, naraz mając ochotę wprowadzić swój wcześniejszy plan do życia. Uniósł się z siedzenia i przysunął do Piotra, aby go pocałować.
Piotr zaśmiał się w jego usta, zaskoczony nagłym buziakiem, samemu chętnie rozchylając wargi i całując go delikatnie.
- Jaki odważny - powiedział, patrząc mu z bliska w oczy i nie mogąc przestać się uśmiechać. - Nie boisz się, że zaraz któryś z pracowników wpadnie i wszystko zobaczy? - spytał, cmokając go jeszcze raz, krótko, cały zadowolony z okazywanego mu zainteresowania.
- Twoja wina bo się nie mogłem powstrzymać. - Artur przesunął dłonią po tyle jego głowy, przymykając powieki i znowu go całując, chcąc wykorzystać tą krótką chwilę, nawet jeśli dość ryzykowną.
- Tak na ciebie działam? - podrażnił się z nim Piotr, trącając nosem o jego nos, uśmiechnięty i niesamowicie zadowolony z siebie. Złapał go za dłoń, unosząc sobie do ust i całując blade, białe wnętrze nadgarstka. - Jesteś cudownie skonstruowany - mruknął cicho, przesuwając suchymi wargami po skórze tuż nad dłonią, po błękitnych żyłach, dobrze widocznych i cienkich.
Artur odetchnął ciężko, łapiąc się na tym, że strasznie mu się to podoba, zwłaszcza kiedy coś przyjemnego rozlało mu się w piersi na tą pieszczotę.
- Działasz, i to bardzo – odparł ciszej, przygryzając dolną wargę i wpatrując się w mężczyznę z ciepłym uśmiechem. Strasznie mu brakowało Piotra, i odkrycie tego nieco go zaskoczyło, zwłaszcza, że przeobrażało się to w tęsknotę.
Piotr wcałował się czule w jego wargi, przymykając powieki i wczuwając się zupełnie w słodki, miły pocałunek. Z zaskoczeniem zarejestrował podenerwowane chrząknięcie, jakie rozległo się od strony drzwi. Uniósł powieki, w ułamku sekundy orientując się, że w drzwiach kantyny, z ramionami założonymi na piersi stoi nie kto inny, jak Justyna, wpatrując się w nich twardo, poczerwieniała na twarzy i niezbyt zadowolona z tego, co widzi. Mężczyzna niechętnie odsunął się od Artura, opuszczając oczy skromnie na swoją kawę, nie wiedząc za bardzo co powiedzieć.
- Och...hej – mruknął Artur, w duchu w sumie się ciesząc, że to właśnie matka ich nakryła, a nie ktoś z personelu. Chociaż najlepiej było by jakby i to ich ominęło. Odsunął się od starszego mężczyzny, czując jak sam się czerwieni, niczym nastolatek przyłapany na czymś niestosownym.
- Piotr – powiedziała kobieta, a w jej głosie dało słyszeć się wyraźny, metaliczny akcent. Była cholernie zła, że jej pracownik okazał się tak nieodpowiedzialny. O tym, co robi jej syn nie chciała nawet myśleć. - Wracaj do pracy. Natychmiast - warknęła, obserwując mężczyznę wstającego z krzesełka. Widziała, jak spojrzał na Artura przepraszająco, nie mówiąc jednak ani słowa, jak wstawiał kubek do zlewu, z zamiarem późniejszego go umycia. Mężczyzna ulotnił się z kantyny, nie mówiąc ani słowa, zaciskając jedynie lekko usta w wyrazie wymuszonego posłuszeństwa.
Justyna westchnęła, wiedząc, że teraz zostali już sami.
- Przyszedłeś tutaj, żeby się z nim spotkać? - spytała w końcu, pukając paznokciami w swoje ramię okryte płócienną marynarką.
- Nie, chciałem się z tobą widzieć, jego spotkałem przez przypadek. - Artur westchnął, nie mając sił teraz się z nią o to wykłócać. Coś czuł, że mogłoby to zostać wykorzystane przeciwko niemu, kiedy tylko poinformowałby Justynę, że on i Krzysiek już nie są razem, a on już zaczyna adorować Piotra. W sumie jemu to nie przeszkadzało, o dziwo przy mężczyźnie zrozumiał, że zrobił dobrze. Chwycił kubek i popijając z niego podszedł do matki. - To możemy pogadać? Nie jesteś zajęta?
- Artur... - westchnęła ciężko, przesuwając na palcu obrączkę złotego pierścionka i patrząc na niego niepocieszonym wzrokiem. - Wiem, że nie masz pojęcia o pracy prostych ludzi, ale niech to będzie lekcja numer jeden: tak się nie robi. To praca, miejsce pracy, nie dom schadzek, więc nawet jeśli nawet bardzo, ale to bardzo cię... przycisnęło - wydusiła z niesmakiem, poprawiając po raz kolejny ułożenie pierścionków na palcach. - to nie powinieneś tak się zachowywać. Nigdy. Nie ważne, czy będziesz szefem, czy zwykłym sprzątaczem. Zapamiętaj to sobie, dziecko.
- Koniec, ok? Możemy iść do ciebie? - Artur zacisnął palce na kubku, doskonale zdając sobie sprawę, że to było nieostrożne, ale nie miał zamiaru teraz się nad tym rozwodzić. Nie będzie jej tłumaczyć, że wcale nie miał zamiaru, na tym pięknie białym stoliku dać tyłka Piotrowi, że po prostu chciał go pocałować, niesiony uczuciami, których nie ogarniał i nie miał czasu ogarnąć. I tak zaraz usłyszy, że starszy mężczyzna jest taki i owaki, a na pewno pochodzi z pijackiej rodziny. Czasami naprawdę zaczynał mieć dość, życiowych porad Justyny. Teraz wizja wyjechania jakoś go ucieszyła, chociaż gorzej będzie spotkać się z Piotrem, ale na razie nie miał zamiaru się nad tym zastanawiać. - Chcę pogadać o Poznaniu.
- Dobrze. Bardzo się z tego powodu cieszę. Ale ja chcę również pogadać o Piotrze, i nie myśl sobie, że mnie teraz zbyjesz - syknęła, postukując obcasami wysokich szpilek. Wąskie rurki w gorącym, pomarańczowym odcieniu nadawały jej młodzieńczego charakteru. Na wspomnienie tego, co zobaczyła wchodząc do kantyny zrobiło jej się gorąco. Tolerowała to, co robił Artur, jego orientację i wybory, akceptowała go takim, jakim był, ale nie potrafiła przejść do porządku dziennego nad myślą, że jej syn, jej dziecko, spotyka się z kimś takim jak Piotr. Mężczyzna owszem, był dobrym pracownikiem, ale na tym kończyła się lista rzeczy, w których się sprawdzał. Sama widziała przecież jego CV, nigdzie nie zagrzał na dłużej miejsca, całe dorosłe życie pracując fizycznie w mniejszych i większych zakładach, a po skończeniu zawodówki nie kontynuował nauki na żaden sposób. Była załamana tym, że to kimś takim zainteresował się Artur. - Dalej, do gabinetu.
Kiedy wyszli z pomieszczenia, Artur przewrócił oczami, nie mając zamiaru pozwalać jej wtrącać się w jego relację między nim, a mężczyzną. To było poniżej pasa. Na przyszłość zdecydował się bardziej hamować emocje, kiedy jest możliwość, że matka może go nakryć.
- Co to za impreza dzisiaj? - zagadał, kiedy minęli zaplecze i ruszyli wąskimi schodami na pierwsze piętro, gdzie mieściły się wszystkie biurowe pomieszczenia, w tym pokój Justyny.
- Nie zmieniaj tematu - warknęła, kiedy drzwi gabinetu trzasnęły za nimi. - Ten facet to życiowy przegraniec! Nic sobą nie reprezentuje, pewnie prócz tego, że jest najszerszy na dzielni - zakpiła, obejmując się ramionami. - Artur, on jest poniżej twoich ambicji, uwierz, i daj sobie z nim spokój. Nie mówię już nic na temat Krzysia, ale to nie jest mężczyzna dla ciebie. Musisz w końcu przejrzeć na oczy.
- Możemy porozmawiać o Poznaniu? - Mężczyzna zmarszczył brwi, ale nie pozwolił aby złość, która go ogarnęła na słowa matki, wyszła z niego. Ominął ją i usiadł w ciemnym fotelu, tuż przed biurkiem kobiety.
- Obiecaj mi, że zastanowisz się nad tym, co powiedziałam. Weź pod uwagę, że żyję trochę dłużej niż ty, i więcej niż ty widziałam. Nie chcę dla ciebie źle, Artur... - westchnęła, siadając za biurkiem i obserwując go czujnie spod wytuszowanych elegancko rzęs. Zaczęła bezmyślnie układać papiery na biurku, porządkując je zupełnie automatycznie.
- Nic nie będę ci obiecywał – powiedział stanowczo Artur, posyłając jej poważne spojrzenie. Dla niego nie miało znaczenia, jakie Piotr ma wykształcenie, obcując z nim wiedział jaki jest i jakiekolwiek słowa Justyny nie sprawią, że zmieni o nim zdanie. Nie rozumiał, po co się tak tym przejmuje, bo tłumaczenie tego troską już do niego nie dochodziło. - Możemy już porozmawiać o Poznaniu? Swoją drogą na pewno się ucieszysz, bo dzięki temu mój kontakt z Piotrem się pogorszy, a może nawet zerwie.
- Jest w nim coś, co budzi we mnie niepokój... Sama nie wiem, wydaje mi się, że byłby zdolny do czegoś... Nie wiem jak to określić. Zdolny do zrobienia czegoś złego. Nie wahałby się. Czuję coś takiego, jak na niego patrzę... - odparła cicho, błądząc niewidzącym wzrokiem po dywanie na podłodze gabinetu. - Zdecydowałeś się na przeprowadzkę jednak, to bardzo mnie cieszy. Będziesz mógł zacząć wszystko od nowa - dodała, mając ochotę jakoś dotknąć syna, przytulić, objąć. Nie zrobiła jednak nic, takie gesty nie były zbyt często między nimi obecne.
- Tak, oraz zacząć tam studiować w następnym roku, tylko jeszcze nie wiem co konkretnego, ale adekwatnego do prowadzenia restauracji – powiedział spokojnie, nie komentując obaw, które mu ujawniła. Mogłoby się jej nie spodobać, że on czuł się wręcz odwrotnie przy Piotrze, bezpiecznie i dobrze, a przede wszystkim swobodnie.
- To bardzo dobra decyzja. Rozumiem, że jesteś gotowy, żeby spędzić tu ze mną trochę czasu i nauczyć się wszystkiego? To bardzo ważne Artur, i zajmie nam więcej niż jeden tydzień, więc musisz się na to przygotować.
- Jasne, jestem do twojej dyspozycji od jutra – zadeklarował się. - Ale… nie muszę być tu już o ósmej rano? - zapytał z nadzieją w głosie, patrząc na Justynę błagalnie.
Kobieta roześmiała się dźwięcznie, ukazując ładne, białe zęby i miękki róż języka w rozchylonych ustach. Byli do siebie podobni jak rodzeństwo, a wrażenie potęgował młodzieńczy wygląd Justyny.
- Wystarczy, że przyjdziesz na razie na dziesiątą, chociaż z biegiem czasu będę chciała pokazać ci rzeczy, którymi zajmuje się z samego rana, jeszcze przed otwarciem, więc nie ciesz się na zapas, synku.
- Mam nadzieje, że do tego czasu się przyzwyczaję. - Mężczyzna również się uśmiechnął i nieco rozchmurzył, poprawiając wygodnie na fotelu. Dziesiątą jeszcze jakoś zniesie, chociaż i tak będzie musiał wstawać jakoś przed dziewiątą, a to jak dla niego i tak wczesna godzina. - Od podstaw będę szedł? Bo chyba dostanę jakieś stanowisko? A nie, że będę za tobą biegać?
- Ho ho, stanowisko się marzy, no proszę - zaśmiała się ponownie, posyłając mu roziskrzone rozbawieniem spojrzenie. - Właśnie kochanie, że będziesz za mną biegać, jak prawdziwy praktykant, krok w krok, aż mi się nie znudzi i nie każę ci siąść i poczytać gazety. No chyba, że chcesz być w Poznaniu dostawcą, wtedy pewnie praktyki bardziej by ci się podobały - dodała zgryźliwie, wyciągając z szuflady biurka krem do rąk i zaczynając smarować sobie grzbiety dłoni.
- O matko, chodziło mi czy na przykład mam wszystko poznać od podstaw, czyli nie wiem – wzruszył ramionami, wodząc wzrokiem po ścianach gabinetu, na których prezentowały się dyplomy, czy to nagrody, jakie restauracja otrzymała w ciągu swojego czasu trwania, ale prócz tego był jeden wieli obraz, przedstawiający ogromne, nowoczesne miasto, namalowany w hiperrealistycznym stylu. - … że będę właśnie zaczynać od dostaw, magazynu, a potem stopniowo poznawał dalej – wytłumaczył swoją wizję.
- Coś ty się tak uparł na ten magazyn? Będziesz ze mną, ja będę decydowała co i kiedy zobaczysz. To bezcelowe, żebyś pracował w magazynie, jeśli twoim targetem jest zarządzanie całą inwestycją. Rozumiemy się?
- Dobra, powiedziałem ci tylko, że chcę zacząć od początku i tyle. - Artur pokręcił głową, nie mogąc uwierzyć, że odczytała to jak chęć widzenia częściej Piotra.
- Skarbie... Po prostu wyśpij się porządnie i nie zawracaj sobie głowy bzdurami. Będę czekać na ciebie rano - powiedziała Justyna, patrząc po jego zdegustowanej twarzy i nie mogąc pojąć, kiedy ten mały dzieciak tak strasznie urósł, kiedy zrobił się taki uparty i zamknięty w sobie. Westchnęła, podnosząc się z fotela i strzepując pyłki z poły pomarańczowej marynarki. - Proponuję lunch - uśmiechnęła się pokrzepiająco, kładąc dłoń na ramieniu syna i ściskając delikatnie.
Mateusz obudził się skoro świt, dręczony ostrymi promieniami słońca rażącymi go prosto w twarz. Do tego było mu cholernie zimno. Suwak śpiwora po jego stronie rozpiął się malowniczo podczas nocnej przepychanki, powodując że jego nogi wystawały niemalże całe poza posłanie, będąc obecnie niemal sine. Wojtek spał sobie w najlepsze obok, odwrócony tyłem, posapując cicho przez nos i nie mając pojęcia o tragedii jaka działa się tuż obok. Chłopak postawił nogi na wilgotnym piasku, krzywiąc się niemiłosiernie i próbując wstać. Cały był odrętwiały i na domiar złego chciało mu się sikać. Założył na stopy japonki i wspiął się niezdarnie na dosyć stromy brzeg, na którym rósł las, jaki mieli za sobą od strony lądu. Żałował teraz bardzo, że nie spędzili nocy wśród drzew, na pewno było by mu cieplej. Wysikał się pospiesznie przy pierwszym lepszym drzewie, zastanawiając się która może być godzina. Na pewno po szóstej, skoro słońce zdążyło już wzejść, jednak niezbyt późno, ponieważ trawa była mokra od rosy. Zirytowany i niedospany poszedł obmyć dłonie w wodzie z butelki, mając już trochę dosyć soli wżerającej mu się w ranki na skórze, których ciągle się nabawiał z niewiadomych dla niego przyczyn. Może od przesuszenia, pomyślał, pijąc dosyć łapczywie wodę, dosyć ciepłą dzięki temu, że leżała w plecaku. Wytarł twarz suchą częścią ręcznika, zdając sobie sprawę, że muszą całkiem poważnie myśleć o powrocie do Warszawy, choćby z takich względów jak zimne noce i brak czystych ręczników. Wszystko było w cholernym piasku. Może lubił spędzić trochę czasu z dala od cywilizacji, ale jak na jego gust spędzili go już wystarczająco wiele. Zaczął marzyć o czystej pościeli i gorących obiadach. Cieszył się, że przynajmniej nie ma kaca. Z bólem głowy wszystko wydawałoby się sto razy bardziej męczące.
Wpełznął do wnętrza śpiwora, założywszy uprzednio na siebie bluzę. Zasunął go do samiutkiego końca, mając nadzieję, że nie czeka go kolejna przykra niespodzianka, kiedy obudzi się ponownie. Z lekkim wahaniem przylgnął do pleców Wojtka, mając nadzieję ugrzać się trochę od niego. Stopy miał wręcz lodowate. Otarł je o nagie łydki kumpla, szukając dobrego źródła ciepła, gdzie mógłby dojść do siebie. Na szczęście współlokator grzał jak piec i już po paru chwilach Mateusza zaczęło ogarniać błogie ciepło i senność. Przymknął oczy, obejmując go ramieniem w pasie i wciskając zimną dłoń pod jego ciało. Morze szumiało uspokajająco.
Nie minęła chwila, kiedy Wojtek poruszył się, i poczuł jak wolno próbuje się przekręcić na drugą stronę. Jego zaspane spojrzenie spoczęło na Mateuszu, kiedy znalazł się twarzą do niego.
- Hej – mruknął niewyraźnie, przymykając powieki przed słońcem, które teraz świeciło prosto na niego.
- Nie ruszaj się, kurwa - sapnął Mateusz, przyciskając go do siebie w łapczywym uścisku, rozkojarzony i śpiący, a przez to dodatkowo zły. Otarł się stopami o jego stopy, czerpiąc ciepło jak najbardziej się dało. Miał świadomość, oczywiście, że to co robi jest beznadziejnie głupie, ale równie beznadziejnie się czuł, więc w sumie było mu wszystko jedno. Pryszniców z gorącą wodą i automatu z kawą tu przecież nie było.
Wojtek jakoś tak automatycznie zamarł, pozwalając mu dopasować się i wtulić według własnego uznania. Kiedy w końcu miał pewność, że Mateusz nie będzie się już kręcił, objął go ramionami wokół pleców. Pogładził go po nich, w jakimś uspokajającym geście. Zerknął na długie pasma potarganych, czarnych włosów, które nieco łaskotały go w brodę i uśmiechnął się lekko.
- Jak kot numer trzy – zaśmiał się cicho, nieco się rozbudzając próbując nie myśleć o ciele Mateusza. Westchnął przez nos, wsuwając go w jego włosy i wdychając zapach morza, który ich obu przeniknął na wskroś.
- Cicho siedź - burknął w jego ramię chłopak, starając się podążać za sennością, która niebezpiecznie się rozmywała, zostawiając go z piekącymi oczami i lekko nieprzytomnego. Jeszcze, kurwa, konwersacji mi brakuje, pomyślał zjadliwie, życząc sobie gorąco, żeby Wojtek zamknął się i nie komentował jego zachowania. Przycisnął go do siebie długim ramieniem, opuszczając powieki. Miał zamiar udawać, ze śpi, gdyby Wojtek nie chciał dać mu spokoju.
- Dobrze, już dobrze książę – powiedział Wojtek, ziewając i także zamykając oczy, chociaż słońce nieco zaczynało mu przeszkadzać. Nie wiedzieć dlaczego wsunął dłonie po bluzę Mateusza na plecach, przyciskając go bliżej siebie.
- Masz mnie grzać, a nie macać - warknął Mateusz, leżąc przy nim sztywno jak kłoda. No już kurwa po spaniu, pomyślał wściekły na siebie, że nie uważał bardziej, żeby nie obudzić Wojtka. Nie chciał przy nim wychodzić na jakiegoś mięczaka, który tuli się do maminego cyca. Może gdyby kumpel go wcześniej nie odepchnął, traktowałby to inaczej. W takiej sytuacji wiedział, że mieli jakąś tam, nieformalną umowę, i nie miał ochoty wychodzić poza jej granice, a też żeby sam Wojtek robił coś więcej, niż powiedział kilka ładnych tygodni wcześniej. Dla Mateusza sprawa była prosta, coś się powiedziało, trzeba się tego trzymać.
- Śpij, przecież nic nie robię – wymamrotał Wojtek w jego włosy, najwidoczniej nie widząc problemu.
- Ja pierdolę, niewygodnie - zamarudził Mateusz, kręcąc się w śpiworze, z uporem maniaka szukając komfortowej pozycji. Wojtek stanowczo nie był Anastazją, którą mógł zgiąć sobie w pół i przycisnąć pod sobą. No i nie miał piersi. W końcu odwrócił się do niego plecami, chwytając swoją zmaltretowaną poduszę i wciskając w nią twarz. Zawsze kiedy się nie wyspał był cholernie poirytowany. - Weź się jakoś połóż inaczej - burknął rozkazującym tonem obrażonego dziecka.
Wojtek posłał mu zniechęcone spojrzenie, po czym obrócił się z powrotem do niego tyłem, mimo że lewa strona ciała nieprzyjemnie ścierpła mu przez noc. Jedyny plus był taki, że słońce nie świeciło mu w oczy.
- Tak, obrażaj się teraz. Nie moja wina, że jesteś jak ten klocek - kontynuował Mateusz, niezrażony wiercąc się pod przykryciem. Tak też było mu źle, a przede wszystkim źródło ciepła uciekło na drugą stronę. Ponownie położył się przodem do jego pleców, wciskając mu udo między nogi. Tak przynajmniej coś na tym korzystał. Westchnął cierpiętniczo, widząc brak współpracy ze strony mężczyzny. No naprawdę, gorzej jak baba. Cisza przedłużała się znacząco, mącona odgłosami płynącymi z lasu, jak i szumem fal. Był pewien, że Wojtek nie zasnął, tylko udaje, bo się na niego głupio zdenerwował. A przecież nic takiego nie powiedział. - Śpisz? - spytał w końcu, wpychając się całym sobą w jego plecy.
- Nie, bo się kręcisz – odparł z ciężkim westchnieniem Wojtek, cały czas wpatrując się w pustą plażę i zlatujące na nią od czasu do czasu mewy. Obrócił głowę w stronę towarzysza, coś czując, że już nie zaśnie, ale będzie musiał leżeć grzecznie, aby Mateusz mógł pospać. Nie umiał go od siebie odsunąć. To jak go poznawał każdego dnia, sprawiało, że już nie myślał o nim jak o puszczalskim dzieciaku, który umie wykorzystać swoją urodę. - Wygodnie?
- Dostatecznie. Odechciało mi się już spać - odparł, nie mając ochoty odklejać się jednak od towarzysza. Sapnął marudnie w jego kark, czując, że jak na złość zaczyna go podniecać ta sytuacja. A tak solennie sobie obiecywał, że nie da się już ponieść emocjom. Dotyk gorących pośladków na jego kroczu i podbrzuszu był bardzo przyjemny i wcale nie pomagał. Wątpił, żeby Wojtek był na tyle głupi i nie połapał się, co jest na rzeczy. Odsunął się od niego odrobinę, nie chcąc stykać się z nim swoim kroczem. To wszystko było dla niego wręcz surrealne.
- Ale przytulać już nie? - Wojtek uśmiechnął się do siebie, doskonale odczuwając reakcje ciała za nim. Musiał przyznać, że nie miał nic przeciwko jeśli miałoby dojść między nimi do czegoś w śpiworze. Chociaż może lepiej poza, aby go niepotrzebnie nie pobrudzić. Na tą myśl, również poczuł podniecenie, ale nic nie uczynił w sumie zdziwiony, że teraz nie widzi problemu w przespaniu się z Mateuszem. Może to kwestia zaufania jak się wytworzyła między nimi, chociaż może tylko on je dostrzegał?
- Już mi cieplej, dzięki - mruknął pod nosem chłopak, puszczając go zupełnie, nagle speszony. Strasznie dawno nikogo nie miał, przynajmniej jak na siebie. W sumie nie było czemu się dziwić, że zareagował tak a nie inaczej na ich bliskość. Nie czuł się z tym jednak komfortowo.
Wojtek wolno obrócił się w jego stronę, zastanawiając się, czemu tak nagle przestał się przytulać.
- Mateusz... - mruknął oblizując dolną wargę. Nie dodał jednak nic, porzucając pomysł, który zakwitł mu w głowie. Na pewno drugi mężczyzna wyśmiałby go, gdyby pytał o seks, a nie zaczął po prostu działać. Bo kto prosi o pozwolenie na to? Chyba tylko taki kloc jak ja, pomyślał ze zrezygnowaniem, przysuwając się do Mateusza. Objął go w pasie, przyciągnął do siebie i... pocałował.
Chciał zaryzykować.