Jak już usiadł na motorze za Kenseiem i objął go w pasie, nie potrafił dłużej powstrzymać uśmiechu, cisnącego mu się na usta. Było to trochę nie na miejscu ze względu na okoliczności, ale czuł się dobrze.
Zbyt szybko, jak na gust Shuuehia, zatrzymali się przed długo nie remontowaną kamienicą, jedną z wielu znajdujących się prz ulicy Bohaterów Wojny. W powietrzu unosił się zapach wilgoci i mułu z pobliskiej rzeki. Po ulicy walały się jakieś papiery i opakowania po chipsach, które musiały uciec z przepełnionego kosza. Ktoś tam śpiewał przy akompaniamencie głośno puszczonej muzyki – miał jeszcze prawo, było lekko po dwudziestej. Chociaż, znając trzecią dzielnicę, impreza potrwa o wiele dłużej niż ustawa przewiduje i raczej nie zmniejszy decybeli. Nie była to może najlepsza okolica, ale i tak o niebo lepsza niż dzielnice po drugiej stronie rzeki.
Zdjął kask i odwrócił się do Kenseia.
- Może poczekaj chwilę – powiedział. - Przyprowadzę go tutaj, żebyście się na neutralnym gruncie spotkali.
- I mieli mniejszą możliwość pozabijania się nawzajem ze względu na ilość świadków? - zapytał mężczyzna i uśmiechnął się półgębkiem.
- To też – odpowiedział szczerze i poszedł w stronę kamienicy.
Wbiegając skrzypiącymi schodami na czwarte piętro, modlił się, żeby Grimmjow był w domu. To by niewątpliwie oznaczało konfrontację niebieskowłosego z Kenseiem, ale a drugiej strony była to ta lepsza opcja.
Zadzwonił do drzwi i poczekał. Zadzwonił jeszcze raz i zaraz chciał powtórzyć, ale usłyszał ruch w mieszkaniu i po chwili w drzwiach stanął wysoki, gruby chłopak z czarnymi włosami przyciętymi na miseczkę na wysokości uszu – współlokator Grimmjowa, którego imię wyleciało Shuuheiowi z głowy.
- Hej – przywitał się. - Jest może Grimmjow?
Grubas przyjrzał mu się dokładnie mrużąc oczy, chyba próbował sobie przypomnieć, czy go zna. Miał prawo nie pamiętać, bo Hisagi rzadko kiedy bywał u kolegi z zespołu.
- Shuuhei – przypomniał gospodarzowi. - Gram razem z Grimmjowem w zespole.
- A – mruknął chłopak i kiwnął głową, zaraz jednak pokręcił nią przecząco. - Nie ma go. - Zmarszczył brwi. - Powiedział, że idzie na próbę razem z Harribel.
Jak tylko usłyszał, że niebieskowłosego nie ma, jego wyobraźnia popędziła w stronę najbardziej nieprzyjemnych obrazów. Zaraz nakazał sobie spokój. To przecież nic nie znaczyło. W końcu mogli jeszcze pójść do Tii.
- Tia też tu była? - dopytał się. - Kiedy wyszli?
- No tak jak zwykle wychodzi – mówił w strasznie w tej chwili irytujący dla Shuuheia sposób, bo strasznie flegmatycznie. Wyciągnął komórkę z kieszeni i zerknął na ekran. Zastanowił się chwilę. Hisagi miał ochotę go udusić. - Myślę, że tak przed szesnastą.
- Dzownił może do ciebie od tego czasu? - zapytał się, ale bez większej nadziei.
Grubas pokręcił tylko głową.
- Okej wielkie dzięki – pożegnał się krótko.
W drodze na dół ponownie próbował skontaktować się z Grimmjowem – użytkownik poza zasięgiem, albo ma wyłączony telefon – i z Tią – po kilku sygnałach, włącza się poczta głosowa. Wychodząc z kamienicy wybrał numer Nel. Widząc pytające spojrzenie Kenseia, dał mu gest, żeby poczekał chwilkę.
- Taaaaak? - odpowiedział po chwili zaspany głos dziewczyny.
- Przepraszam cię strasznie Nel. Pewnie u ciebie jest środek nocy – mówił szybko.
- Shuuhei? - dopytała się nieco zaskoczona. - Coś się stało?
- Jeszcze nie wiem – odpowiedział zgodnie z prawdą. - Dzwonił do ciebie może Grimmjow, albo Tia dzisiaj?
Chwila ciszy po drugiej strony.
- Nie – odpowiedziała w końcu. - Nie rozmawialiśmy od czasu mojej ostatniej wizyty.
Tutaj Hisagi się zdziwił. To znaczyło, że Grimmjow nie rozmawiał z Nel o jego mailu z informacjami o Espadzie. Dziwne.
- Dlaczego się pytasz? - zapytała nieco zaniepokojona i już bardziej przytomna. - Coś się stało – bardziej stwierdziła, niż zapytała. - W co się wpakował?
W sumie nie wiedział, czy powinien mówić coś dziewczynie. Nie wiedział, czy wie o małej krucjacie Grimmjowa przeciwko dilerom i czy w ogóle był sens ją martwić.
- Mam nadzieję, że w nic, ale nie można się z nim, ani z Tią skontaktować – powiedział w miarę spokojnie. - Nie zjawili się na próbie, a ponoć na nią poszli, a jeszcze później umówili się z Rangiku w barze i też się z nią nie skontaktowali.
Ruszył w stronę przystanku, z którego odjeżdzał autobus, w który powinni wsiąść. Usłyszał tylko ciężkie, spokojne kroki za sobą. Rozglądał się uważnie po ziemi, chociaż w bladym świetle latarnii wątpił, żeby mógł dojrzeć jakieś ślady.
- Jeszcze byłbym w stanie uwierzyć, że Grimmjow olał wszystko i wszystkich, ale Tia na pewno dałaby jakikolwiek sygnał – mówił dalej.
- Yhymmmm – mruknęła zamyślona. - Zadzwonię do Ichigo, może z nim się kontaktował – zaproponowała. - Niewiele więcej mogę zrobić.
- O to byłoby świetnie. Wielkie dzięki i sorry za pobudkę.
- Nie ma sprawy, czego ja nie zrobię dla ojca swego dziecka – powiedziała z uśmiechem. - Do usłyszania.
Rozłączyła się, a chłopak zaraz przeszukał listę kontaktów i wybrał kolejny numer.
- Dobry wieczór Hisagi – odpowiedział po kilku sygnałach cichy, chłopięcy głos.
- Cześć Hanatarou. Miałbym do ciebie wielką prośbę – przeszedł do razu do rzeczy. - Jakbyś mógł mi sprawdzić, czy w którymś ze szpitali nie wylądował Grimmjow Jaegerjaquez, albo Tia Harribel.
- Oj oj poczekaj, tylko długopis znajdę. Możesz przeliterować?
Powtórzył oba nazwiska i dał jeszcze krótki rysopis obu. Podziękował i rozłączył się.
- Powiesz mi, o co biega? - zapytał się Kensei, zanim chłopak zdążył wybrać kolejny numer. - I czego szukasz?
Shuuhei przeczesał palcami włosy, ale szedł ze wzrokiem wbitym w ziemię.
- Śladów walki – odpowiedział. - A rozbiega się o to, że Grimmjow nie pojawił na próbie.
W kilku krótkich zdaniach wyjaśnił sytuację. Mężczyzna zmarszczył tylko brwi, schował dłonie do kieszeni i tak jak Hisagi, zaczął przyglądać się okolicy w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów. W międzyczasie oddzwoniła Nel i powiedziała, że Ichigo z Grimmim rozmawiał jakoś przed szesnastą i niebieskowłosy zakończył rozmowę szybkim "muszę kończyć, cześć".To mogło znaczyć, że właśnie przyszła Tia i wychodzili na próbę, albo już na nią szli i... No właśnie, co?
Doszli do przystanku i znaleźli to, czego szukali – ślady walki. Pleksiglasowa ściana budki była pęknięta w kilku miejscach. Kensei znalazł ślady krwi na metalowym stelażu i stojącym niedaleko śmietniku.
- I co teraz? - zapytał Kensei, opierając się o budkę plecami i krzyżując ramiona na piersi.
Też się nad tym zastanowił. Można by spróbować podpytać mieszkańców kamienic, ale znając ludzką naturę, to nikt nie zwrócił uwagi. Przyjrzał się jeszcze raz przystankowi i uśmiechnął się, widząc logo firmy ochroniarskiej. Wybrał kolejny numer.
- Cześć Iba – przywitał się, gdy usłyszał głos mężczyzny. - Jesteś może dzisiaj w pracy?
W tym czasie Kensei przejrzał jeszcze najbliższą okolicę. Przeszedł się wzdłuż ściany najbliższej kamienicy. Sam niezbyt wiedział, co mógłby znaleźć, ale też niewiele więcej mógł zrobić. Zerknął w stronę Hisagiego, który właśnie skończył rozmowę. Stał i w zamyśleniu dotykał telefonem ust. W końcu rozpoczął kolejną rozmowę.
- Ciebie też miło słyszeć Akon – mówił chłopak, z delikatnym uśmiechem, czającym się w kącikach ust. - Nie przesadzaj, dzwonię też czasem bezinteresownie. - Chwila ciszy i śmiech. - Ty to jesteś jednak kawał drania. Ha ha ha – mruknął po usłyszeniu odpowiedzi z drugiej strony. - W dobrej formie dzisiaj jesteś, jak widzę. Ale, przechodząc do sedna. Potrzebuję żebyś mi namierzył jeden numer...
Kensei uniósł tylko brew. Ciekawych znajomych dzieciak miał i zapewne w ciekawych miejscach, skoro mógł takie informacje zdobyć.
Na przystanku zatrzymał się autobus i zaraz ruszył dalej, bo i tak nikt nie wysiadał. Światła odbiły się w czymś pod schodami do kamienicy, co w pierwszej chwili wyglądało jak lusterko. Podszedł bliżej i ku swojemu zdziwieniu podniósł telefon z potrzaskanym ekranem dotykowym. Wyłączony. Wrócił ze swoim znaleziskiem do Hisagiego. Chłopak przyjrzał się telefonowi, marszcząć brwi.
- No to już wiemy, gdzie jest telefon Grimmjowa – mruknął. - A przynajmniej Grimmjow miał taki sam model.
- Dowiedziałeś się czegoś? - dopytał się, wyciągając wykałaczki ze spodni i przygryzając jedną.
Shuuhei westchnął i przeczesał włosy. Wyciągnął papierosy i zapalił. Zaczął chodzić wzdłuż przystanku tam i z powrotem.
- Wychodzi na to, że faktycznie się w coś niezłego wpakowali – powiedział po kilku wdechach. - Znajomy z firmy ochroniarskiej powiedział, że faktycznie mieli wezwanie w tą okolicę. Bójka na przystanku, w której brał udział niebieskowłosy chłopak. Jak przyjechali nikogo już nie było. Poprosiłem znajomego, żeby namierzył telefon Tii. Mam tylko nadzieję, że nie zostawiła go w domu. Za chwilę powinien oddzwonić.
- Nie łatwiej byłoby zgłosić zaginięcie? - zapytał się.
Chłopak spojrzał na niego kątek oka.
- Wybacz, ale obawiam się, że zanim policyjna machina by ruszyła, to byłoby już po ptakach.
Mężczyzna wzruszył tylko ramionami, ciężko było się z tym nie zgodzić. Przesunąl wykałaczkę z jednego kącika ust do drugiego.
- Tylko, co zrobisz, jak już będziesz wiedział, gdzie znajduje się telefon Tii?
Zatrzymał się w miejscu, spojrzał na mężczyznę. Otworzyl usta i zaraz je zamknął. Wzruszył ramionami.
- Nie wiem – powiedział cicho. - Ale coś trzeba będzie zrobić.
Zadzwonił telefon. Hisagi odebrał.
- I jak? - zapytał się bez zbędnych przywitań. Przez chwilę słuchał Akona, coraz bardziej marszcząc brwi. - Okej rozumiem – powiedział krótko. Uśmiechnął się lekko. - Dobra, dobra obiecuję, że zadzwonię, już nie zachowuj się jak zaniedbana żona. Cześć. - Rozłączył się i schowal telefon.
Zaciągnął się po raz ostatni papierosem i wyrzucił niedopałek do kosza.
- Problem polega na tym, że sygnał dochodzi z okolic Przyczółka – powiedział, a pod pytającym spojrzeniem Kenseia dodał. - Osiedla, gdzie jest jakieś dwa tysiące mieszkań. Nie ma szans, żeby ich tam znaleźć – pokręcił głową zrezygnowany.
- Pojechać i tak można – powiedział ze wzruszeniem ramion. Chociaż sam się sobie dziwił, miał zamiar pomóc byłemu Espadzie. Coś z nim jest nie tak. - Na pewno to nie zaszkodzi, a może się poszczęści.
Faktycznie tylko tyle im pozostawało – liczyć na szczęście.
I szczęście im sprzyjało. Shuuhei nie bywał zbyt często w tych okolicach, jeździł na drugą stronę miasta, tylko wyłącznie kiedy musiał. Dlatego nowoczesny budynek, który wyrósł zaraz obok starych bloków Przyczółka, był dość sporym zaskoczeniem. Budowla była już na wykończeniu, więc nie było wokół blaszanych płotów, które zykle chronią miejsca budowy. Jednak w żadnym oknie nie paliło się światło, więc jeszcze nie zaczęto oddawać mieszkań. Zajechali akurat by zobaczyć, jak z budynku wychodzi dwóch mężczyzn i zapalają papierosy. Któryś z nich zaśmiał się na tyle głośno, że było to słychać dobry kawałek dalej. Kensei oparł ramiona na kasku i nie schodząc z motoru, przyglądał się uważnie budynkowi i mężczyznom. Czuł za sobą, jak Shuuhei również ściąga kask, ale tak samo, jak on nie zszedł, przez co biodra chłopaka wziąż dotykały jego. Nie idź w tą stronę, nakazał sobie w myślach, próbując zachować pełen profesjonalizm.
- Wygląda obiecująco – mruknął w końcu.
- Tak sądzisz? - zapytał się Shuuhei. - Cóż, jest jeden sposób, żeby się przekonać – szepnął i zszedł z motoru. Zanim Kensei zdążył zaprotestować, biegł już w stronę mężczyzn wciąż palących przed niewykończonym blokiem.
Mógł tylko zakląć siarczyście i patrzeć, jak dzieciak, idąc wzdłuż bloku, wyciąga paczkę papierosów, wkłada jednego między wargi i zaczyna obklepywać się po kieszeniach. Dwójka mężczyzn właśnie wtedy go zauważyła i zaczęła mu się bacznie przyglądać. Hisagi podszedł do nich spokojnym, ale pewnym krokiem. Zapytał o coś i wtedy serce Kenseia stanęło. Jeden z mężczyn sięgnął za marynarkę na wysokości piersi. Wyobraźnia widziała już czarny kształt pistoletu, słyszała huk strzału. Obraz martwego ciała Shuuheia był bardziej niż wyraźny.
Mężczyzna wyciągnął zapalniczkę i odpalił dzieciakowi papierosa. Dopiero w tym momencie Kensei zaczął ponownie oddychać. Do cholery jasnej! Kto wpada na pomysł, żeby w takim miejscu trzymać zapalniczkę? Gdyby na miejscu Hisagiego był Kensei, gościu już pewnie leżałby na ziemi ze złamaną ręką. Nawet nie zdążyłby sięgnąć do marynarki. Zadziałałyby dobrze wyuczone odruchy ciała. Zresztą kiedyś miał taką sytuację; między innymi dlatego rzucił palenie; poprosił jakiegoś dzieciaka o ogień, a ten sięgnął do płaszcza w ten sam sposób, jak tamten mężczyzna. Zanim Kensei zdążył zorientować się, co się dzieje, przygniatał dzieciaka do ziemi, wykręcając mu rękę. Te odruchy nie raz uratowały mu życie na wojnie, ale na co dzień bywały odrobinę kłopotliwe.
Hisagi właśnie odwrócił się od mężczyzn i ruszył tą samą stroną, z której przyszedł. Tamci natomiast wrócili się do budynku.
- I? - zapytał się krótko, gdy chłopak znalazł się z powrotem przy nim.
- Coś jest na rzeczy – powiedział. - Byli nieco nerwowi, ale z drugiej strony zachowywali się, jakby byli u siebie. Niezbyt skorzy do pogaduszek. W dodatku w nieumiejętny sposób starali się ukryć coś, co dotyczy tego bloku. Więc naprawdę wygląda to obiecująco.
Kiwnął tylko głową.
- Tylko, jak się tam dostać? - zapytał się Hisagi, gładząc się po tatuażu.
Kensei uśmiechnął się mimowolnie.
- Chyba mam pewien pomysł – powiedział i tym razem on wyciągnął telefon, wybral numer i już po chwili rozmawiał. - Hej, szykuje się mała czarna. Piszesz się? Świetnie, jeżeli się uda to zgarnij też Rose, przyda się trzeci. Dwóch, a przynajmniej taką mam nadzieję. Na pewno dwóch, a przynajmniej tylu na razie widziałem. Przy ulicy... - odsunął telefon i zwrócił się do chłopaka. - Jaka to ulica dokładnie? - zapytał i wrócił z powrotem do telefonu, gdy otrzymał odpowiedź. - Aleja Społeczności Dusz, koło Przyczółka. - Przez chwilę nic nie mówił i nawet zasępił się nieco. - Taaaa – mruknął w końcu niechętnie. - Chyba nie mam zbytnio wyboru. Tak, tak wiem. Zbieraj swoje wąskie dupsko. Zawsze do usług. - Rozłączył się.
- Mała czarna? - zapytał się Shuuhei, patrząc na mężczyznę nieco podejrzliwie.
Kensei prychnął pod nosem rozbawiony.
- Taktyka czarna – wyjaśnił. - Tak się mówi na antyterrorkę i walkę w budynkach. Nie wiedziałeś? Ponoć się tym interesowałeś.
- Wiem, ale jakoś mała czarna nie pasowała mi do tego. Brzmi to trochę, jakbyście zamierzali pójść tam na herbatkę. Brzmi to tak – zamyślił się na chwilę, szukając odpowiedniego słowa. - Lekkodusznie.
Mężczyzna wzruszył ramionami i uśmiechnął się krzywo.
- Można jeszcze brać wszystko na poważnie – powiedział. - Ale wtedy szybciej, niż byś chciał, nabawisz się jakiegoś załamania nerwowego.
Zsiadł z motoru i przeciągnął się.
- Posiłki powinny być w przeciągu pół godziny – powiedział. - Obejdę ten blok, może zobaczę coś jeszcze. Gdyby w międzysie podszedł do ciebie blondyn i koń, nie bój się, to będzie Rose i Shinji.
Shuuhei postarał się utrzymać powagę, ale i tak nie powstrzymał się przed rozbawionym prychnięciem, gdy przypomniał sobie uśmiech Hirako. I jak niby teraz ma zachować powagę, gdy blondyn się pojawi.
Kensei ruszył powoli osiedlem, przyglądając się dokładnie blokowi w budowie.
Wszędzie było ciemno. Prawdopodobnie siedzą w jakieś piwnicy, albo w parkinu podziemnym. Z drugiej strony mogliby równie dobrze siedzieć na klatce schodowej – chociaż nie, z drugiej strony klatka jest przeszklona. Postał dłuższą chwilę w jednym miejscu, przyglądając się dokładnie oknom. Chyba dojrzał jakiś ruch na jednym z górnych pięter. W sumie pytanie, w którą stronę iść było dość istostne. W trójkę przeszukanie całego budynku zajmie im wieki. Chyba, że udałoby im się kogoś złapać w środku i zasięgnąć języka. Przy okazji dowiedzieliby się, czy w ogóle warto jest się w to pchać. Niedługo minie pięć godzin od domniemanego porwania i jeżeli faktycznie tamta dwójka wpadła w ręce mafii, to równie dobrze mogą być juz martwi. Jedyna nadzieja w tym, że chcieli się nad dzieciakami poznęcać. Zacisnął pięści i warknął, gdy wyobraził sobie, co mogą chcieć zrobić dziewczynie.
Skończył obdchód, zatrzymując się jeszcze dwa razy i czekając kilka minut na jakikolwiek ruch. Jeszcze raz miał wrażenie, że coś poruszyło się na górnych piętrach, ale równie dobrze mógł to być odblask w szybie. Ciężka sprawa, ocenił w myślach i westchnął niewesoło.
- Nie ma ryzyka, nie ma zabawy – mruknął pod nosem, wyciągając wykałaczki i idąc w stronę, gdzie zostawił Shuuheia.
Chłopak stał, oparty o motor i palił. Kensei po raz kolejny zapytał sił wyższych, jak to jest możliwe, że ten dzieciak, nawet stojąc sobie byle jak i paląc, wyglądał tak seksownie. W tym momencie usłużna wyobrażnia podsunęła mu obraz Hisagiego, przerzuconego przez motor, nago tyłek wypięty w jego stronę, gotowy do zerżnięcia. Aż się zatrzymał i przetarł twarz dłońmi. To były te straszne momenty, kiedy penis przejmowal mu kontrolę na mózgiem.
- Jak cię nie było – odezwal się Hisagi, gdy Kensei w końcu do niego doszedł. - To podjechał samochów – Wskazał dłonią, w której trzymal papierosa na zaparkowanego niedaleko mercedesa. - I dwójka gości weszła do środka. Zdążyłem nawet sprawdzić, kto to taki, ale nazwisko niewiele mówi, więc nie żadna gruba ryba.
Zaciągnął się powoli i równie powoli wypuścił dym. Przed kolejnym zaciągnięciem, przygryzł czubek kciuka, zastanawiając się nad czymś. Kensei musiał się odwrócić, żeby przypadkiem nie zrealizować swojej fantazji sprzed chwili.
Odwrócił się akurat, żeby dojrzeć zmierzających w ich stronę dwóch blondynów.
- To tu? - zapytał się Shinji bez zbędnego przywitania. Kiwnął tylko głową w stronę Hisagiego i błysnął uśmiechem.
- Ta – mruknął w odpowiedzi Kensei. - W tej chwili wiemy, że jest czterech czerwonych, ale pewnie jest ich więcej. Niedawno przyjechał ktoś ważnniejszy, więc możemy podejrzewać, że nasi zakładnicy jeszcze żyją.
- A kogo będziemy odbijać? - zapytał się Rose, przyglądając się budynkowi. - I wiemy, gdzie są przetrzymywani.
Kensei odetchnął głębiej. Nie ważne, że to były Espada, nie ważne, że to były Espada, powtarzał sobie w myślach.
- Jednego męzczyznę i jedną kobietę – powiedział spokojnie. - Tak naprawdę, to nie jesteśmy pewni, czy na pewno tam są – dodał zaraz. - Co do miejsca, podejrzewam górne piętra, albo piwnice, ale też nie jestem w stanie powiedzieć.
Dwaj męzczyźni pokiwali głowami.
- No dobra – powiedział Shinji, zacierając dłonie. - My tu gadu gadu a chłopy w wierzbie śliwy zbierają. - Sięgnął za marynarkę i podał Kenseiowi pistolet. Samemu wyciągając własny z drugiej strony.
Siwowłosy przyjął broń i gdy tylko poczuł znajomy ciężar i kształ beretty, zadziałał odruchowo. Wyciągnął magazynek, sprawdził, czy jest pełen; naboje siedziały grzecznie niczym cukierki w tubce; przeładował i zabezpieczył. Sama ta czynność w jakiś dziwny sposób uspokajała i jednocześnie budziła w żyłach adrenalinę. Schował broń wewnętrznej kieszeni w kurtce. Dopiero wtedy na sobie wzrok. Zerknął w bok i napotkał spojrzenie Hisagiego. Chłopak przez sekundę patrzył mu prosto w oczy, ale w końcu odwrócił wzrok.
- Idziemy – polecił Kensei.
Ruszyli wszyscy, więc siwowłosy się zatrzymał, patrząc na Hisagiego. Uniósł brew.
- A ty dokąd? - zapytał się chłopaka. - Ty zostajesz.
- Idę z wami – powiedział spokojnie i pewnie.
- Chyba cię popierdoliło. Nie będziesz mi się kręcił pod nogami – warknął.
- Idę z wami – powtórzył tylko. - Tam są moi znajomi, nie będę tu czekać z założonymi rękoma.
- A przepraszam bardzo, co masz zamiar zrobić tam... Co?! - ostatnie pytanie skierował do Shinjiego, który położył mu rękę na ramieniu.
- Niech idzie – powiedział spokojnie blondyn.
- Ciebie też popierdoliło, nie puszczę go tam.
Hisagi obserwował wymianę zdań z pewną nadzieją, jak i podejrzliwością. Nie za bardzo wiedział, dlaczego Hirako stanął po jego stronie. Wyglądało to jakby chudzielec miał jakiś mroczny plan.
- Puścisz – stwierdził krótko i pochylił się do ucha drugiego mężczyzny. Szeptał. - Niech zobaczy, jak to jest w akcji. - Głośniej dodał. - Poza tym, jak oboje tam będą nieprzytomni, to przyda się jeszcze jedna osoba do wyniesienia, no nie? - klepnął przyjeciala po ramieniu i wyszczerzył się do Shuuheia.
Kensei prychnął tylko gniewnie.
- Dobra – zgodził się. - Ale to twój VIP. - Wskazał palcem najpierw na Hisagiego, a później na Shinjiego. - Ja prowadzę, Rose pilnujesz nam tyłków. Idziemy.