Rozdział 18 – W poszukiwaniu Wielkiej Miłości
- Można to wykorzystać - szepnął Mateusz, unosząc się na łokciach i przywierając gorącymi, wilgotnymi ustami do wnętrza jego dłoni, by po chwili wsunąć sobie do ust jego kciuk. Spojrzał na Wojtka spod smolistych rzęs zachęcająco, kusząco, mokro.
Serce drugiego mężczyzny zabiło mocno, a ciśnienie od razu mu podskoczyło.
- Mateusz... - mruknął niewyraźnie, czując jak zaczyna palić go twarz. Nie potrafił mu ani przerwać, ani uczynić jakiegokolwiek innego ruchu.
Chłopak zassał się na kciuku, by wypuścić go po chwili z ust z westchnieniem. Jego mózg nastawiony był już w jednym kierunku. Nie potrafił się opanować, widząc Wojtka zmrożonego podnieceniem.
- Przytulisz mnie? - zapytał z miną niewiniątka, częstując chłopaka spojrzeniem błękitnych, niewinnych oczu. Każdy dałby się nabrać.
- Chciałeś... oglądać film – wykrztusił Wojtek, wciąż walcząc ze sobą, między wyjściem a zostaniem. Usiadł jednak przy Mateuszu, złapany przez jego naglący wzrok.
- Za piętnaście minut - szepnął, wpatrując się w niego sondująco. Nie zamierzał naciskać, wiedząc jaki płochliwy jest Wojtek. Splótł z nim palce dłoni, nachylając się ponownie do jego ręki i całując bardzo powoli. Dłoń Wojtka uniosła się i dotknęła jego policzka, przesuwając się po nim delikatnie. W następnej sekundzie już przyciągnął go do siebie i pocałował. Mateusz poddał się posłusznie jego ustom, zamykając oczy i kładąc dłoń na jego karku, delikatnie masując. Był pewien, że każdy gwałtowniejszy ruch może spłoszyć chłopaka, starał się więc umacniać jego dominującą pozycję, by Wojtek mógł poczuć się pewniej i zrelaksować się. Opadł bardziej na plecy, ciągnąc go na siebie i otaczając ramionami. Pocałunek z nieśmiałego przybierał na intensywności. Chłopak odruchowo podrzucił biodrami, czując jak mocno i szybko się nim podniecił.
Wojtek przycisnął go mocniej do kanapy, całkowicie poddając się chwili. Objął go w pasie, przesuwając rękoma po bokach młodszego mężczyzny, całując go pewnie i głęboko. Mateusz ścisnął go mocniej między udami, oddając mu się całkowicie. Otarł się o niego kroczem, czując jak bardzo jest podniecony. Nie mógł się już doczekać, aż Wojtek uwolni go ze spodni.
- O Jezu...- westchnął drżąco, nadstawiając się do jego rąk. Własne drżały mu z emocji. - Przelecisz mnie? - spytał, patrząc mu z bardzo bliska w oczy. Jego usta był wręcz opuchnięte.
Wojtek kiwnął głową, całując go po policzku i szczęce, oddychając płytko. Spodnie silnie już go uciskały, wręcz uwierały pod wpływem ocierania się o Mateusza. Sapnął i nie przestając składać gorącej pieszczoty na szyi chłopaka, przesunął dłonią po jego penisie ukrytym pod materiałem krótkich spodenek.
- Tak mi rób - Mateusz jęknął cicho, cały się aż gotując z chęci oddania się mężczyźnie. Złapał jego ramiona dłońmi, ściskając mocno i wzdychając pod nim rozpalony. Nagle w korytarzu rozległy się ciche kroki.
- Mati, ja... przepraszam - rzucił Piotr, na chwilę nim stanął w drzwiach pokoju. Gdy tylko zobaczył parę na kanapie, otworzył usta w niemym szoku, nie mogąc tak po prostu uwierzyć w to, co widzi. On przychodzi go przeprosić, chce dla niego jak najlepiej, a ta mała kurwa jak zwykle się puszcza! I to w tak bezczelny sposób. - Ty chuju! - wrzasnął, gapiąc się na nich wściekle. Cały aż dyszał.
Wojtek widząc i słysząc go, automatycznie podniósł się, w tej samej chwili niemal całkowicie trzeźwiejąc. W duchu już beształ się za to, że tak dał się ponieść, mimo że przecież obiecał sobie co innego. W zasadzie nie miał jak bronić się przed złością Piotra, całkowicie na nią zasługując.
- Wypierdalaj stąd! - Piotr ryknął na niego, stojąc nad nimi jak wielkie, bardzo złe zwierzę. Mateusz popatrzył na niego okrągłymi ze strachu oczyma, nie wiedząc już zupełnie co ma robić. Uciekać? A co jeśli to bardziej sprowokuje mężczyznę? Siedział jak skamieniały, nie próbując nawet ogarnąć rozchełstanej, pomiętej koszulki i prawie ściągniętych z tyłka spodenek. Miał nadzieję, że nie dostanie mocno w twarz. Bał się bólu.
- Piotr, my... - wykrztusił Wojtek, kompletnie nie wiedząc jak z nim rozmawiać. Serce zamiast z podniecenia, które jeszcze chwilę nim targało, teraz drżało ze strachu. Oczywiście nie miał zamiaru zostawiać ich samych, mogąc tylko sobie wyobrazić, co Piotr może zrobić Mateuszowi w przypływie złości. Stał między nimi zaczerwieniony, czując się trochę jak nastolatek przyłapany przez ojca na zabawie z kumplem.
- Nie zrozumiałeś, co powiedziałem? - warknął złym głosem, łypiąc na niego wściekle. Podszedł do Mateusza i złapał go za bluzkę, unosząc go niczym niegrzecznego psiaka. - Tak ci zależy na tej piździe?
- Daj mu spokój! - krzyknął Wojtek.
Mateusz zerwał się z kanapy, odwracając się przodem do Piotra i wycofując z pokoju pospiesznie. Ręce latały mu niesamowicie, świat podskakiwał z cholernie silnego zdenerwowania. Złapał w korytarzu swoje adidasy, nie próbując ich nawet zakładać na stopy. Nie mógł uwierzyć w to, co się działo, i to tak szybko! Wybiegł, ledwo łapiąc oddech, z klatki schodowej na chodnik przed blokiem, słysząc za sobą ciężkie kroki Piotra. Cały aż się spiął, czując jak jest mu niedobrze ze zdenerwowania. Nie zdążył się nawet rozejrzeć, kiedy twarda, silna dłoń zasłoniła mu usta.
Wojtek ruszył za nimi, zaczynając już mieć dosyć tej sytuacji. I Mateusz i Piotr zachowywali się jak dzieci, a on jeszcze musiał ich pilnować. Zbiegł po schodach i zatrzymał się widząc tą dwójkę na chodniku przed blokiem.
Mężczyzna przycisnął go mocno do siebie od tyłu, górując nad nim i posapując wściekle. Mateusz drżał wyraźnie w jego ramionach, wystraszony.
- Jak możesz mnie nie znać po takim czasie? - spytał cicho Piotr, wydmuchując mu gorące powietrze prosto do ucha. - Czemu uciekałeś? Myślałeś, że cię skrzywdzę? Nie mogę znieść tego, że traktujesz mnie na równi z nimi wszystkimi. Jakbym nic dla ciebie nie zrobił - sapnął, poluzowując uścisk i teraz po prostu trzymając go w ramionach. Mateusz sflaczał w jego ramionach, prawie słaniając się na miękkich nogach.
- Nie jesteśmy parą - wydusił cicho, wdychając zapach jego ciała. Mężczyzna nie miał na sobie koszulki i grzał go bezpośrednio samym sobą. - Nie należę do ciebie. Do nikogo nie należę! - pisnął panicznie, sam nie wiedząc co się z nim dzieje. - Mogę robić co chcę, nie miej do mnie pretensji. Przecież też ruchasz innych!
Mężczyzna westchnął, odwracając go do siebie przodem i wpatrując mu się w oczy.
- Prawie go przeleciałeś - mruknął, nie wypuszczając go z zasięgu ramion.
- Bo się na to zgodziłeś Piotr, co z tobą! Nie mamy siebie na wyłączność - jęknął, patrząc na niego bez zrozumienia.
- Przepraszam - burknął cicho mężczyzna, trącając go nosem w nos i nachylając się do delikatnego pocałunku. Ciężko było mu stwierdzić, skąd ten nagły napad zazdrości. Chyba się starzeję, pomyślał, wcałowując się w jego miękkie usta.
Wojtek patrzył na nich w milczeniu, czując złość. Znowu zrobił z siebie idiotę, i to na dodatek już któryś raz z kolei. Pokręcił głową i wycofał się z powrotem do mieszkania, chcąc się położyć i zapomnieć o całej tej sytuacji.
***
Mateusz najciszej jak potrafił zamknął za sobą drzwi sypialni, zostawiając za sobą śpiącego Piotra i milion wątpliwości. Przetarł twarz dłonią, czując się źle i słabo. Cały ten wieczór był jakimś koszmarem, chłopak miotał się od uniesienia do strachu, czując się wypompowany psychicznie. Ciało również odmawiało mu posłuszeństwa, głowa bolała od nadmiaru emocji, gardło od gwałtownego fellatio, jakie wymógł na nim Piotr. Nie żeby się opierał. Nie miał już na to siły, będąc zupełnie zrezygnowanym. Wszedł niezdarnie pod prysznic, opierając się tyłkiem o plastikową ściankę i pozwalając wodzie zmywać z siebie pot, wstyd i upokorzenie. Nawet spać mu się odechciało, jedynie nieprzyjemne pieczenie oczu przypominało mu o tak przyziemnej potrzebie. Nie mógł jednak przestać myśleć o tym, co się wydarzyło, czując jak żołądek ściska mu się z nerwów. Poczuł się tragicznie samotny, wyobcowany, opuszczony. Zawsze mógł pójść z problemem do Piotra, ale teraz kiedy mężczyzna sam okazał się źródłem kłopotów, Mateusz poczuł, że grunt pali mu się pod nogami. Zacisnął mocno oczy, obmywając twarz z piany i rozkoszując się gorącą wodą siekącą go w plecy. Miał ochotę zawyć lub zapłakać z frustracji i żalu, jaki czuł. W sumie nie spodziewał się po Wojtku takiego zachowania, nie brał pod uwagę, że mężczyzna mu naprawdę ulegnie, a później, że stanie w jego obronie. Jedynie to, że wycofał się, kiedy Piotr dopadł go już pod blokiem wydało mu się takie do przewidzenia. Przełknął głośno ślinę, wyłączając wodę i rejestrując z przygnębieniem ciszę zalegającą w mieszkaniu. Wytarł się bardzo powoli ręcznikiem, zatopiony w swoich myślach. Ubrał świeże bokserki zabrane z pokoju, nie chcąc zakładać z powrotem tych brudnych, zalanych spermą mężczyzny. Sam się nawet nie podniecił, zbyt podenerwowany. Żałował, że nie udało mu się z Wojtkiem. Na pewno byłoby inaczej, pomyślał, zarzucając sobie ręcznik na ramiona i wychodząc z zaparowanej łazienki. Półmrok korytarza rozcieńczał się powoli światłem napływającym z kuchni. Świtało, w oddali widział fioletową barwę nieba, mimo że gdy spojrzał w górę, zobaczył nadal żywo świecące gwiazdy. Chyba już dziś nie zasnę, westchnął w duchu, cichutko popychając drzwi pokoju Wojtka. Te okazały się oczywiście otwarte.
Wszedł niespiesznie po miękkim dywanie, zatopiony w ciemności pokoju. Przez zasłonięte szczelnie granatowe rolety nie wsączało się żadne światło. Stanął przy łóżku, by po chwili usiąść na podłodze. Oparł się bokiem o drewnianą ramę, kładąc głowę na pościeli. Twarz Wojtka była nierealnie spokojna, jakby zmrożona snem. Wciągnął dyskretnie jego zapach, trąc nosem o miękką poszewkę poduszki. Miał niesamowitą ochotę wleźć mu pod kołdrę i się przytulić, nie wiążąc tego zupełnie z seksem. Czuł się zwyczajnie opuszczony i potrzebował czyjejś bliskości.
- Śpisz? - szepnął, wpatrując się w zarys jego twarzy, mając nadzieję, że mężczyzna nie zdążył jeszcze zasnąć. W duchu miał nadzieję również na to, że nie słyszał jak dławił się Piotrowym penisem.
Wojtek poruszył się w pościeli i wydawałoby się, że śpi nadal, lecz niespodziewanie jego powieki drgnęły i uniosły się wolno. Mężczyzna zerwał się gwałtownie, widząc kogoś obok łóżka, ale przez panujące w pokoju ciemności nie od razu zorientował się, że nie jest to żaden włamywacz czy morderca. Chociaż kiedy w końcu rozpoznał napastnika, jego humor wcale się nie poprawił.
- Mateusz? - mruknął zaspanym głosem, opadając z powrotem na poduszki.
Chłopak westchnął, cały rozżalony i smutny. Nie oczekiwał po tym wszystkim przyjęcia z otwartymi ramionami. Miał tylko nadzieję, że zostanie zrozumiany.
- Chciałem cię przeprosić. Nie chciałem, żeby tak wyszło. Nie kontrolowałem tego co się działo, to wszystko, wiesz... Było poza mną - zaczął nieskładnie, wciskając sobie palce w piekące oczy. - Zdziwiłem się, chciałeś... mnie bronić? - zaśmiał się, bez cienia radości w głosie. - Nie ma przed czym, on po prostu jest jaskiniowcem, nie rozumie mnie - mruknął, spuszczając głowę bardziej na pościel. Wszystko pachniało tu Wojtkiem, aż miał ochotę wtulić się w jego plecy.
Wojtek odetchnął ciężko i przetarł twarz dłonią. W ogóle nie miał ochoty na rozmowę o tym, co się stało, w sumie najchętniej to by o tym zapomniał. Zrozumiał gdzie jego miejsce i nie miał zamiaru ingerować w to, co działo się między jego współlokatorami. Najwidoczniej nadepnął Piotrowi na odcisk, zwany męską dumą. Najśmieszniejsze jednak było to, że najpierw zwyzywał Mateusza od dziwek, a potem sam go wykorzystał. Wojtek nie miał zamiaru uświadamiać go, jak bardzo zaprzeczył swoim słowom. A sam Mateusz też nie był lepszy, w ogóle nie myślał o innych, a jedynie o swoich potrzebach. Po prostu absurd za absurdem.
- Mateusz... - zaczął, unosząc się i opierając się plecami o ścianę. Ledwo co zasnął i chciał jak najszybciej wrócić z powrotem do snu. - To co jest między wami nie obchodzi mnie. To co się stało... zapomnijmy o tym, dobra?
- Nic nie ma między nami! Nigdy nie było - szepnął namiętnie Mateusz, aż się unosząc na łóżko z podenerwowania. - Ten dzień to jest jakiś koszmar - chłopak wykrzywił usta w płaczliwym geście, mierzwiąc palcami mokre włosy. To jak chłopięcy się wydawał przy tym, jakim wysokim był facetem stanowiło niesamowity kontrast. - Nie odrzucaj mnie przez niego, chciałem zostać z tobą wtedy przy filmie, Wojtek! - cały wyciągnął się w jego stronę, kładąc mu dłoń na kolanie, które wysunęło się spod kołdry i ściskając je zimną dłonią. Było coś rozpaczliwego w tym geście.
- Słucham? - Wojtek spojrzał na niego zaskoczony, odruchowo odsuwając się. Potarł oczy w zdenerwowaniu. - Mateusz... sorry, ale myślę, że między nami powinno być tak, jak jest teraz. Mnie wtedy też poniosło bo trochę wypiłem, ale chyba dobrze się stało. - Przeniósł spojrzenie na Mateusza, wcześniej błądząc wzrokiem po ścianach pokoju. - Ustalmy jedną rzecz. Między nami nie będzie kontaktu seksualnego i proszę, abyś to uszanował, dobrze? Może dzięki temu nie będzie dochodziło do takich sytuacji, dobra? - mówił spokojnie, mając nadzieję, że chłopak go zrozumie.
- Przecież jesteś dorosłym facetem, wiedziałeś czego chcesz! Nie wierzę, że ci się raptem odwidziało. - Mateusz wstał, rozkładając ręce w geście bezradności. Serce waliło mu jak młotem. Nie mógł uwierzyć, że tak go odrzucono. Prawie go przeleciał, a teraz mówi, że go nie chce. Chłopak nie potrafił ogarnąć logiki Wojtka. - Myślisz, że ja jestem kurwa z kamienia? Całujesz mnie, masujesz mi fiuta, a teraz mówisz nie? Ja pierdolę...- szepnął, zakrywając twarz dłońmi. Tak bardzo nie chciał zostać sam.
- Mateusz. - Wojtek przełknął z trudem ślinę, nie mając jednak zamiaru tracić opanowania. Najwidoczniej musiał powiedzieć dosłownie co myśli, a co zapewne źle odbierze współlokator. Jednak w tej chwili miał to już gdzieś. - Myślę, że nie zrobi ci różnicy czy to ja, czy Piotr. Więc daruj sobie gadki, że mój dotyk jest jakiś wyjątkowy, bo w końcu i tak trafię na listę zaliczonych facetów, a na to jakoś nie mam ochoty.
- Szukasz wielkiej miłości? - spytał chłopak, bez kpiny w głosie, po prostu zdziwiony tym, co usłyszał. - Ja pierdolę...- sapnął, idąc w stronę drzwi. Cały był wręcz zesztywniały. - Myślałem, że z tobą będzie inaczej. Ale jest kurwa jak zawsze - rzucił na odchodne, nawet nie patrząc na niego. Tak źle nie czuł się już dawno.
- Mateusz, ty nie znasz mnie, ja nie znam ciebie. Czego ty ode mnie oczekujesz? - sapnął ze złością Wojtek, mając ochotę zaśmiać się na jego słowa. - Widzę tylko to, co robisz i na tym opieram swoje zdanie. I co ze mną miało być inaczej, Mateusz? Inny seks? No oświeć mnie, bo na razie nic nie powiedziałeś konkretnego.
- Myślałem, że mnie zrozumiesz! Nie potraktujesz jak rzecz, jak jebaną lalkę do dymania, bez własnych potrzeb! Nie spodobałem się, to kurwa na śmietnik - mruknął, mając już dosyć rozmowy z Wojtkiem. - Myślałem, że będziemy blisko... że porozmawiasz ze mną, potraktujesz inaczej... Kurwa! - krzyknął, łapiąc się dłońmi za głowę. - Po chuj ja ci to opowiadam - wydusił zirytowany, zmęczony i zrezygnowany. Wszelkie uczucia spłynęły mu z twarzy.
Wojtek zmarszczył brwi nie spodziewając się takich słów. W ogóle, że Mateusz tak o nim myśli. Nadal jednak czuł opór przed złamaniem się i poddaniem jego emocjom.
- Mówisz serio? - spytał, wyraźnie zaskoczony.
Mateusz popatrzył na niego oczyma bez wyrazu. Wszystkiego mu się już odechciało. Marzył o tym, by wyjść na balkon i zapalić.
- Jest czwarta rano. Myślisz, że przyszedłem cię tu uwieść? - burknął, cały rozgoryczony. Było dosyć duszno i chłopak czuł jak robi mu się niedobrze. Nie rozumiał, po co Wojtek tak to przeciągał. Nie i już, prosta decyzja, sarknął zimno w myślach, zaciskając dłonie na ręczniku przewieszonym przez szyję.
- Kurwa Mateusz, nie znam cię. Nie czytam ci w głowie. Skąd mam wiedzieć, co o mnie myślisz, kiedy się do mnie przystawiasz? - Wojtek zszedł z łóżka, przyglądając się mu z uwagą. Przeczesał włosy palcami, mając nadzieję, że jednak to wszystko sobie wyjaśnią, bo jak nie teraz, to kiedy? - Do tego widzę jak zachowujesz się przy innych, więc... sam widzisz, że mogłem pomyśleć tylko jedną rzecz – dodał na końcu, jakby z wahaniem.
- Jestem tu zupełnie sam - wydusił z siebie Mateusz, przysiadając pod ścianą i odchylając głowę na kark. - Nikt mnie nie rozumie, nie zna, nie potrzebuje. Ja mam to gdzieś - warknął, krzywiąc usta. Wilgotne włosy poleciały mu na oczy. - Nikt nie bierze na serio tego, co mówię - dodał, zaciskając zęby. Czuł się oszukany przez los.
Wojtek przygryzł dolną wargę, nagle czując się źle, że tak szybko go ocenił. Mateusz raczej stwarzał wrażenie hulaki, ale najwidoczniej prawda była zgoła inna. Usiadł obok niego wolno.
- Przepraszam … - powiedział, zaciskając palce na kolanach.
- Za dużo przepraszasz. Zaczynam czuć się winny - odparł Mateusz, ogarniając ramionami swoje kolana. Ręcznik nieprzyjemnie ziębił jego kark. - Nie chcę nic od ciebie. Od nikogo. Wierzę, że w końcu samo przyjdzie, co ma przyjść. Po prostu nie umiem żyć bez ludzi.
- Każdy zawinił Mateusz...
- Daj spokój, nic nie zrobiłeś. To wszystko już nieważne - mruknął, wstając powoli z dywanu. Aż mu strzeliło w kościach. - Szkoda, że nie mogę wykasować ci pamięci z ostatnich kilku godzin, byłoby prościej - dodał, kierując się do wyjścia. Był wręcz fizycznie umęczony.
- Możemy spróbować jeszcze raz, jeśli chcesz – powiedział szybko drugi mężczyzna, także się podnosząc.
- Czego chcesz próbować? - spytał Mateusz zrezygnowanym głosem. Nic mu się już nie chciało, czuł się wręcz bezwolny. Podskórnie bał się, że znowu źle się zrozumieją.
- Zaprzyjaźnić się.
- Nie umiem trzymać rąk przy sobie - mruknął chropawym głosem, pochylając się nieco nad starszym mężczyzną. Cień zarostu na twarzy i rozburzone włosy nadawały mu niemal romantycznego wyglądu. - Nie chcesz takiej przyjaźni - Mateusz zajrzał mu głęboko w oczy, bez uśmiechu, poważny jak nigdy. Jego skóra wydawała się niebieskawa w świetle poranka włażącym do pokoju przez rolety.
- Bez tego nie dasz rady? To w końcu na czym ci zależy Mateusz? - Wojtek nie odsunął się, czując ból w piersi. To był ostatni raz, kiedy będzie proponował coś chłopakowi, ostatni raz kiedy będzie chciał mu pomóc, poznać go, a jeśli go odrzuci, da mu spokój i więcej się nie wtrąci. - Na seksie? Czy na zrozumieniu?
Chłopak niewiele myśląc złapał go ręką za kark, ściskając mocno i pochylając się bardziej, wbijając w niego spojrzenie błyszczących, zimnych tęczówek.
- Nie wierzę w połowiczne rozwiązania. Chcę wszystkiego. Chcę ciebie całego. Chcę zobaczyć jak płaczesz i jak się pocisz pode mną. Rozumiesz to? Potrafisz to zrozumieć? - warknął nisko, pochylając się nad nim groźnie. Nie przypominał Mateusza, którego widywało się na co dzień. Nie chciał już niczego udawać.
- Wynoś się. - Wojtek odciągnął jego dłoń, mając już dość tego przedstawienia. Tego było już za wiele - Jesteś żałosny – szepnął ze złością. - Idź do Piotra, najwidoczniej za mało cię wyruchał.
- Boisz się - wymruczał cicho chłopak, postępując do przodu i przytłaczając go sobą. Było w nim coś demonicznego, co trudno było przewidzieć. A może była to jedynie kwestia bardzo wczesnej pory i niewyspania. Nie spuszczał z niego twardego spojrzenia, wydymając usta w złym, brzydkim grymasie. - A ja tak bardzo chciałbym zasnąć przy tobie - jego głos niemal wibrował, sprawiając że cała sytuacja wydawać się mogła wręcz surrealna. Spuścił głowę, przez co Wojtek mógł poczuć na sobie jego chłodny, miętowy oddech. - Dobranoc - dodał, wycofując się w końcu i wychodząc. Zgęstniałą atmosferę dałoby się kroić nożem.
***
- Siema, stary! - Piotr uścisnął rękę jednemu z aktorów, wychodząc leniwie z windy i prawie się z nim zderzając. Dosyć często tu bywał, znał dosłownie wszystkich, był na absolutnym topie, mimo że pracowało tu kilku aktorów o dłuższym stażu niż on sam. Cóż, nie na darmo nazywano go „największą rzeczą” w branży. I nie chodziło tu tylko o jego mięśnie. Rozpiął nieco suwak szarej bluzy jaką miał na sobie, czując jak udziela mu się duszna atmosfera studia. W drugim końcu pomieszczenia mignęła mu rozwichrzona czupryna Przemysława. Scott klną na kogoś nie przebierając w słowach i wyjątkowo dobrze po polsku, prawie wywróciwszy się o jakieś kable rozciągnięte między ściankami poszczególnych planów, niczym pułapka na niedźwiedzia. Mężczyzna pokręcił głową, przekraczając uważnie lawinę kabli i kierując się do tymczasowego biura Andrzeja, jak sobie nazywali maleńką kanciapę ukrytą za drzwiami z dużą, szklaną szybą. Zajrzał do środka rejestrując, że Andrzej najwyraźniej gdzieś wybył. Szkoda, pomyślał, drapiąc się po głowie i pociągając solidny łyk mineralnej z butelki. Chciał pogadać z nim o forsie. Miał wrażenie, że ostatnio się zaniedbał, gorzej szła mu praca na planie. Aktorstwo, jeśli można było tak to nazwać, coraz silniej męczyło. Dotychczas nie mówił jednak nic, zachowując wszelkie obawy dla siebie. A teraz, kiedy chciał pogadać z nim szczerze, tego nie było. Pięknie, sarknął do siebie, odwijając sobie miętową gumę z papierka i wsuwając do ust. Na dużej, brązowej sofie ustawionej w kącie migdaliła się niczym para nastolatków jakaś dwójka aktorów, najwyraźniej szykując się do nagrywania sceny. Nie mieli na sobie nic prócz rozległych tatuaży. Zerknął dalej, wracając niespiesznie w stronę wind i szukając swojego dzisiejszego partnera. Dostrzegł Szymona siedzącego po turecku na dywaniku pod ścianą, jedzącego wolno jakąś bułkę. Klepnął go otwartą dłonią w ramię, uśmiechając się niewymuszenie.
- Jak się masz? - rzucił przysiadając obok i podciągając pod siebie nogi. Oparł tył czaszki o ścianę, zerkając na niego bokiem.
- Dobrze, w końcu remont kuchni za mną – odparł Szymon z uśmieszkiem, który zagościł na jego pociągłej twarz. Miał elegancko przyciętą, ciemną bródkę i wąsy, co w połączeniu z ciemną karnacją skóry sprawiało, że przypominał gorącokrwistego Hiszpana czy Włocha. Ugryzł kolejny kęs, popijając go herbatą z jednego z kubków, jakie można było znaleźć w niewielkiej kuchni. - A jak tam u ciebie? Dawno cię tu nie było. Jakiś urlop? Czy nawał w drugiej robocie?
- Wiesz, że zapierdalam ile mogę - mruknął mężczyzna, łapiąc go za dłoń i gryząc kawałek bułki. - Z czym to kurwa jest? - mruknął z pełnymi ustami. - Machasz mi tym przed nosem... Pachnie jakoś dziwnie - skrzywił się, memlając powoli i nie mogąc rozpoznać smaku. Coś dziwnego, pomyślał, przełykając.
Grube brwi drugiego aktora ściągnęły się.
- Mortadela z oliwkami, moja ulubiona – odparł, nie przestając się uśmiechać, po czym znowu ugryzł bułkę.
- Nie będę się z tobą całować, póki nie wymyjesz paszczy po tym, kurwa - zaśmiał się pogodnie Piotr, szturchając go w ramię. Palcami grzebał przy sznurówkach swoich butów. - Jedz i chodźmy. Nie chce mi się tu siedzieć całego dnia Szymek. I tak nas pewnie przed piątą nie puszczą - mruknął, pociągając jeszcze kilka łyków i skręcając pustą butelkę po wodzie.
- No mam nadzieję, że Andrzej nie będzie darł mordy, mam dziś na drugą zmianę i raczej nie widzę, żeby tłumaczyć się przed kumplem, że ruchanie mi się przedłużyło – mruknął Szymon z pełną buzią, dojadając ostatni kawałek i dopijając herbatę. Podniósł się i przeciągnął, napinając swoje ładnie umięśnione ciało.
Piotr podniósł się również, poprawiając bluzę, która mu się podwinęła i klepiąc mężczyznę w plecy. - Byłeś u higienistki? - zażartował, ciekawy czy Szymon był już u Sary po zastrzyk pozwalający utrzymać erekcję nawet w tak niekomfortowych warunkach jak plan filmowy. Czasem nazywali to sobie inaczej, na przykład "zaliczyć Sarę". Dziewczyna nie miała zbyt wiele do gadania. Pomagała wykonać iniekcję i na tym kończyła się jej rola. Czasem żałowała, że Andrzej nie wolał zatrudnić prawdziwej pielęgniarki.
- Byłem, byłem, więc można zaczynać. Rozbieraj się. - Szymon puścił mu oczko, zadziornie się uśmiechając. Jakiś rok temu mężczyzna jeszcze próbował zbliżyć się do Piotra, umawiać poza planem, ale nie wyszło z tego nic. Nadal jednak dobrze się im gadało i jak nadarzała się okazja to szli na piwo. Rzadko się to zdarzało, bo obaj pracowali, więc widywali się ostatnio jedynie na planie.
- Scotty się już ogarnął? - spytał Piotr, zerkając w stronę sporego, nakrytego szarą pościelą łóżka. Na stoliczku nocnym wdzięczyła się wielka tuba lubrykantu, kulki analne i duże dildo przyozdobione wyobrażeniem mięsistych żył. Nie trzeba było wielkiej wyobraźni by uzmysłowić sobie jaki był plan na dziś. Kamerzysta cały czas grzebał coś przy sprzęcie, klnąc co jakiś czas bez większego urozmaicenia.
- Hej, Scott! - krzyknął Piotr, zwracając na siebie jego uwagę. - My możemy zaczynać jak coś. Andrzej przyjdzie?
- Chuj z Andrew - warknął mężczyzna, chodząc nerwowo po aranżowanym pomieszczeniu i oglądając czy wszystko gra. - Ja wiem już wszystko, dajcie mi pięć minut.
Piotr zdjął całkowicie bluzę, zostając tylko w wąskiej, czarnej koszulce bez rękawów i jeansach. W tym również miał wystąpić na początku sceny. Nie było większej różnicy jakie ubrania miał na sobie aktor, jeśli kręcono film stylizowany był na scenę z codziennego życia.
- To co, chwilka na kanapie? - zagadał, patrząc pytająco na Szymona. W sumie mogli podniecić się do końca na planie, ale tak mogło być przyjemniej.
- Pewnie, daj mi jeszcze chwilę. - Szymon klepnął go w ramie i skierował się do łazienki omijając wszelkie kable, chociaż i tak zahaczył o jeden na końcu, omal przy tym nie lądując na ziemi. Jego siarczyste przekleństwo rozniosło się wyraźnie po studiu.
Piotr westchnął ciężko, uwalając się na kanapie i od razu zaczynając masować penisa przez spodnie. Zastrzyk zaczynał działać, i chociaż sytuacja nie sprzyjała podnieceniu, budząca się erekcja mogła świadczyć o czymś zupełnie innym. Telefon zawibrował mu w kieszeni przypominając, że powinien zostawić go w szafce razem z portfelem. Cóż, rzuci się gdzieś żeby poczekał. Kto by chciał taki złom, prychnął do siebie, odblokowując wyświetlacz i odczytując wiadomość. Nie spodziewał się, że nadawcą smsa będzie Artur, liczył raczej na Mateusza, ostatnio pokłóconego z całym światem. Chłopak wyraźnie obraził się za niego po tym, jak pogryźli się po pijaku, i na domiar złego stracił wszelki kontakt z Wojtkiem. Owszem, czasem mu świńsko dogryzał, ale oprócz tego młodsi współlokatorzy nie rozmawiali ze sobą wcale. Otworzył wiadomość, odczytując, że Artur ma już dla niego gotowe zdjęcia. Uśmiechnął się pod nosem, myśląc o fotografiach, jakie wykonał sam na koniec. Penis w spodniach żywo zareagował na to wspomnienie.
- Chłopak napisał, że się tak szczerzysz i po kutasie masujesz? - Szymon wrócił dość szybko i teraz rzucał mężczyźnie przyjazne spojrzenie. Usiadł obok niego i od razu dotknął umięśnionego uda Piotra.
- Może i chłopak - uśmiechnął się szeroko, chowając telefon do kieszeni i przyciągając go do pocałunku. Przygryzł jego szczękę, nim wcałował się zdecydowanie w usta, naciskając na jego plecy i pchając go bardziej na siebie. Drugą dłonią złapał za fantastycznie zbudowaną pierś mężczyzny, masując go mocno. Chciał go szybko i intensywnie pobudzić. Zawsze po zastrzyku chciało mu się już tylko ruchać. Wszystkie zbędne myśli opuszczały jego głowę. Szymon sapnął w jego wargi, wczepiając się w jego umięśnioną sylwetkę i z chęcią dodając do pocałunku język. Jego dłoń mocniej ścisnęła krocze Piotra, a druga uszczypnęła sutek kryjący się za materiałem bluzki.
- Jaki napalony - zaśmiał się Piotr, mocując się z jego rozporkiem. - Wypuść już tego potwora - mruknął, klepiąc faceta w tyłek i uśmiechając się do niego pogodnie. Co mu zresztą zależało, jeśli i tak za chwilę Scott miał odrzeć wszystko między nimi z resztek intymności.
- I kto tu jest napalony – prychnął Szymon, masując go po piersi kolistymi ruchami, drugą ręką rozpinając zamek spodni.
- Ten, kto zaliczył Sarę - zażartował Piotr, ugniatając jego ciało i raz po raz wychylając się do pocałunków. Jak dla niego mogli już zaczynać. Czuł się lepiej, niż ostatnimi czasy. A może po prostu był tego dnia bardziej zrelaksowany. Chwycił zdecydowanie ciemnego penisa mężczyzny, pieszcząc go mocno uślinioną dłonią. Cieszył się, że Szymon jest już gotowy i ogólnie pozytywnie na niego reaguje, nawet pomimo tego niewypału, jaki mieli za sobą.
- Po niej zawsze – mruknął gardłowo Szymon, uśmiechając się kącikiem ust. Dotykał z chęcią mięśni Piotra, które zawsze mu się podobały. W ogóle podobało mu się to, że był z niego taki wielki facet. - Twojego kutasa też mogę popieścić? Czy czekamy na Scotta i jak już wezmę twoje zwierzę do ust?
- Nie kurwić się tam, tylko do roboty! - krzyknął Scott, wychylając się zza prowizorycznych drzwi, cały rozczochrany i zdyszany. Ciągle miał problemy ze swoją kamerą, nikt nie mógł zrozumieć o co mu chodzi ani pomóc w naprawie, bo mężczyzna nikogo do niej nie dopuszczał. Piotr zaśmiał się serdecznie, ściskając tyłek Szymona obiema dłońmi i aż unosząc go do góry.
- Dalej Szymek, tak ci się spieszyło do mojego fiuta, to masz - parsknął śmiechem, targając go jeszcze za włosy i popychając przed sobą.
- Oj i tak go dostanę. - Szymon posłał mu zachęcające spojrzenie spod przymrużonych powiek. Widać, że ciałem i umysłem już się nakręcił na ostrą zabawę z Piotrem.
***
Dobry humor tego poranka nie opuszczał Artura ani na krok. Spotkał się z Jackiem, kiedy ten z samego rana zadzwonił do niego z pilną sprawą, którą chciał koniecznie obgadać na żywo. Złorzecząc i przeklinając Artur zwlókł się z łóżka, mordując w myślach kumpla, że każe mu wstawać o siódmej. Miał nadzieję, że powód spotkania okaże się na tyle ważny, że zmusi go do odsunięcie zaplanowanego ochrzanienia Jacka i ukatrupienia go. Na miejscu okazało się, że chodzi o konkurs dla młodych zespołów organizowany przez znane rockowe radio, wraz z magazynem poświęconym mocnym brzmieniom. Trzeba było przejść najpierw kwalifikacje, a potem dostać się do finału, a tam już tylko wygrać i dostać możliwość nagrania płyty oraz zagrania koncertu w Londynie, w jednym z oddziałów znanego klubu Hard Rock Cafe, który także był współorganizatorem imprezy. Entuzjazm Jacka szybko przeszedł na niewyspanego Artura, całkowicie rozbudzając go i poszerzając mu oczy drugą kawą. Wszystko wydawało się być na wyciągnięcie ręki, trzeba było tylko zająć się podstawowymi rzeczami, jak rozreklamowanie zespołu, bo w końcu pierwszy etap konkursu przechodziło się głosami internautów, chociaż najpierw w ogóle musieli się dostać do grona takich zespołów. Jacek w swej wizji jednak widział również perkusistę, bo jak twierdził to super, że obaj wymiatają w kwestii gitarowej, ale lepsze brzmienie i moc dostaną właśnie dzięki talerzom. Dlatego trzeba dać ogłoszenie i to jak najprędzej, bo czasu nie było dużo.
Wychodząc z małego, azjatyckiego baru, których od groma było poukrywanych w bocznych bramach na ulicy Nowy Świat, Artur przypomniał sobie, że stoi przed niezłym dylematem. Wiedział już, co zrobi. Każdy wokalista, marzący o wielkiej sławie tak by uczynił. Niby poprosił Kamila o poszukaniu mu roboty w Anglii, ale skoro za dwa miesiące miał się odbyć pierwszy etap konkursu, to nie było sensu wyjeżdżać. Najwyżej poszuka czegoś tutaj na miejscu i pewnie w najgorszym wypadku trafi do matki. Ale była to ostateczność. Justyna i tak jeszcze nic nie wiedziała o jego planach odnośnie pracy, a tym bardziej wyjazdu za granicę. Najwidoczniej było już to nieaktualne, więc nie musiał się zastanawiać, jak jej o tym powiedzieć.
Wsunął ręce w kieszenie ciemnych spodni, ciesząc się, że pomimo dziewiątej godziny pogoda jeszcze nie męczyła słońcem, które nadal kryło się za niewielkimi chmurami. Podwinął rękawy cienkiej, niebieskiej bluzki i wyjął telefon, mając zamiar zadzwonić do Piotra. W sumie nie odpowiedział mu na smsa, którego wysłał mu jakieś parę dni temu. Chciał mu pokazać zdjęcia, umówić się na konkretną godzinę, na konkretny dzień. Miał nadzieję, że nie robi wrażenia nachalnego, gdy drugi raz wczytał numer mężczyzny, kiedy za pierwszym usłyszał jego pocztę.
- Pracuje, śpi, albo się pieprzy – mruknął do siebie z uśmieszkiem, zagapiając się na wysokiego chłopaka po drugiej stronie ulicy, który wyglądał prawie jak ten znajomy Piotra. Niestety, była to marna kopia. - O matko, dobra, spróbuję później – zdecydował, kiedy telefon nadal uparcie twierdził, że nie może się skontaktować z wybranym numerem.
Skręcił w Chmielną, chcąc przez Domy Centrum dostać się do metra. Lubił tędy chodzić, ciasnymi uliczkami, przyglądając się ludziom i budynkom. Uśmiechnął się do jakiejś grupy gimnazjalistów, którzy zwrócili na niego uwagę, a raczej na jego włosy. Chyba chcieli poczęstować go piwem ukrytym w torbach, ale poszedł dalej, nie mając ochoty na takie znajomości. Aż sobie przypomniał jak z Kamilem, Szczepanem i Borsukiem oraz Wiolettą dość często wybierali się na forty, aby robić sobie wieczorne libacje. O dziwo, rodzice Artura zawsze mu na to pozwalali, bardziej ojciec niż matka, która mimo wszystko zawsze potem uświadamiała syna jak bardzo się o niego martwi. Jednak to ona okazała się być wykwalifikowanym rodzicem, kiedy przyszło do ujawnienia swojej orientacji.
Artur westchnął i nie chcąc zagłębiać się w tamte chwile zajrzał jeszcze do Empiku, w celu zbadania czy pojawiło się coś ciekawego w dziale z muzyką. Do mieszkania dotarł przed jedenastą, robiąc po drodze małe zakupy na drugie śniadanie. Max od tygodnia szalał w Markach, w rodzinnym domu Duńkowskich, więc nie musiał dokupować żarcia dla niego. W sumie miał wpaść w weekend do matki do domu, zostać na noc i spać z psem uwalonym na jego brzuchu. Musiał przyznać, że brakowało mu tego naturalnego ogrzewacza oraz po prostu samego psa, któremu przecież można było opowiedzieć o wszystkim i jaka by nie była to bzdura, zawsze jej wysłuchał. Uśmiechnął się do siebie, dochodząc do bloku. Uniósł brwi, wiedząc, że główne drzwi są otwarte na oścież. Czyżby panu ochroniarzowi było za duszno? Szybko jednak zorientował się, że chodziło o coś zupełnie innego. Ujrzał faceta oraz dość sporą wersalkę, którą zapewne ten miał zamiar wtaszczyć na któreś z pięter. Gdy Artur podszedł bliżej, rozpoznał sąsiada, chociaż widział go raz na oczy i wtedy wyrobił sobie o nim dość nieprzyjemne zdanie. Był to ten sam dziwny mężczyzna, który jechał z panią Stułkowską windą. Teraz widząc go lepiej, musiał przyznać, że wrażenie to się pogłębiło, chociaż twarz nie okazała się tak stara, jak zakładał Artur. Widząc jak mężczyzna próbuje wnieść mebel przez drugie drzwi, a raczej wciągnąć go, szybko podszedł do nich i od razu się nachylił do tego końca, który sunął po ziemi.
- Może ja pomogę? - zaoferował się uprzejmie, nie łapiąc jednak za ramę, woląc otrzymać od nieznajomego pozwolenie na to.
Mężczyzna spojrzał na niego zimnym, taksującym wzrokiem, nadal pochylony. Na twarzy, tuż pod okiem miał różową, półkolistą bliznę. Żylaste, poczerwieniałe ręce zaciskał mocno na materiale kanapy.
- Może i tak - odparł, głosem dudniącym jak z głębi studni. Wyprostował się, wyciągając do niego rękę. - Zbyszek - przedstawił się krótko, nie spuszczając z niego wzroku. Było to nieprzyjemne, natarczywe spojrzenie.
- Artur. Pan chyba mieszka na piątym piętrze? - spytał, kiedy już uścisnęli sobie dłonie. Musiał przyznać, że nieznajomy był dziwny do kwadratu, chyba tak samo jak pani Stułkowska. Nie wiedział, co ich łączyło, gdyż trudno było mu odnaleźć jakieś wspólne rysy świadczące o tym, że są rodziną.
Facet jedynie kiwnął nieznacznie głową, przyglądając mu się badawczo. Żuł do tego coś bardzo powoli w ustach. Spojrzenie jego oczu nie zostawiało na Arturze suchej nitki, w szczególności na jego farbowanych włosach. Sam mężczyzna ogolony był niemal na zapałkę, czarne włosy mocno kontrastowały z bielą jego skóry. Był blady, jakby od dawna nie widział słońca, wręcz niebieskawy.
- Pomożesz, Artur? - spytał, bez cienia emocji w głosie. W jego twarzy było coś żmijowatego.
- Jasne. - Artur zmusił się do lekkiego uśmiechu, zaczynając się zastanawiać, czy dobrze zrobił podchodząc. Ale z drugiej strony olać to też było niegrzeczne, no i pewnie dostałby kolejnego minusa u starszej pani. Nie wiedzieć czemu nadal mu zależało na kontakcie z nią. Przesunął rączki reklamówki bardziej na nadgarstki, aby mieć wolne ręce i złapać wersalkę od spodu. Zerknął w stronę budki ze strażnikiem, dziwiąc się, że ten nie pokwapił się aby pomóc. Musiał być w środku, bo słychać było włączony telewizor, choć jego samego nie było na widoku. - Do windy się chyba nie zmieści – stwierdził Artur, oceniając rozmiary mebla oraz pojemność windy.
- Nie zmieści - powtórzył za nim dudniąco, niosąc kanapę bez większego zasapania, mimo że wyraźnie poczerwieniał na twarzy. Duża żyła na jego czole aż zapulsowała. Skupił się widocznie na targaniu mebla, rozluźniając wzrokowy kontakt. Na jego twarzy widniały wytatuowane łezki i kropki, w okolicach obu oczu. Spojrzenie czarnych, zimnych tęczówek było wręcz gadzio powolne.
Artur skupił się na dobrym chwycie oraz idealnym trafieniu stopą na stopień. Musieli zabrać się schodami i młody mężczyzna już czuł, że jego kondycja może tego nie wytrzymać. W głowie szybko odgadnął znaczenie tatuaży sąsiada, które jasno mówiły, że musiał spędzić kawałek życia w więzieniu. To mam ciekawego sąsiada, pomyślał z przekąsem, mając nadzieję, że tym dobrym uczynkiem jakim było wspólnie tachanie wyra zaskarbi sobie jako taki szacunek. Odetchnął ciężko, kiedy udało się im przekroczyć pierwsze piętro, a on już miał dość, zwłaszcza bólu w nadgarstkach, ale marudzić nie miał zamiaru.
Zbyszek spojrzał na niego z byka, mrużąc niebezpiecznie oczy. W jego powolnych, wyważonych ruchach było coś niedobrego, co nakazywałoby go raczej unikać, niż zabiegać o jakąkolwiek formę jego przychylności. Wydął wargi w pogardliwym geście, zerkając na Artura spod powiek. Nawet nie zasapał głośniej, kiedy krople potu wolno spłynęły mu z czoła po twarzy. Kanapa, jakby nie patrzeć, była ciężka. Zrobili małą przerwę na trzecim piętrze, z czego Artur był bardzo rad, bo ręce, a raczej palce nieprzyjemnie paliły go bólem, nie mówiąc o innych częściach ciała. Do tego rączki foliowej torebki dość mocno wbiły mu się w skórę, pozostawiając czerwone pręgi. W końcu ruszyli znowu i Artur zaczynał żałować, że nie zjadł czegoś więcej kiedy siedział z Jackiem i ciągle nakręcał się tym konkursem. Do tego jego komórka zaczęła dzwonić, co jeszcze bardziej go zdenerwowało. Pomyślał, że pewnie to Piotr się dobija, ale odebrać nie mógł. Też wybrałeś moment, dodał w myślach, zaciskając zęby i z ulgą widząc piąty numerek tuż przy wejściu na kolejne piętro. Musiał wybrać się na siłownię, bo słabo było z jego formą, jeśli jakaś w ogóle istniała.
Mężczyzna pociągnął mebel przez drzwi na piętro, nie oglądając się już wiele za Arturem i spiesząc się do mieszkania. Drzwi były uchylone, Zbyszek zerknął w ich stronę raz i drugi, jakby spodziewał się że za chwilę wylegnie stamtąd potwór albo ktoś podłoży mu nogę. Nic takiego się jednak nie stało, tuż przed wejściem do mieszkania spojrzał jeszcze na Artura z byka, jakby sprawdzając, czy ten spostrzegł jego zakłopotanie.
- Dzięki... sąsiedzie - wycedził, rozcierając sobie dłonie o materiał dżinsów. Wszystkie czynności wykonywał niesamowicie flegmatycznie.
- Spoko, nie pomóc wnieść do środka? - spytał Artur, mimo że wolał już się oddalić. Zanim jednak mężczyzna zdążył odpowiedzieć, drzwi otworzyły się i z mieszkania wyszła pani Stułkowska.
- Już przydźwigałeś? - mruknęła z uśmiechem, spoglądając na Zbyszka, lecz szybko cała radość zniknęła z jej oblicza, kiedy dostrzegła Artura. Twarz się jej nachmurzyła, a usta zacisnęły. Wydawał się jeszcze starsza niż normalnie. Grube bruzdy i zmarszczki uwydatniły się na czole i tuż przy oczach. - Czego pan chce? - warknęła, patrząc z oburzeniem na młodego sąsiada, jakby wkroczył na jej teren nieproszony.
- Pomagałem panu Zbyszkowi wnieść mebel... - odparł spokojnie Artur, czując ucisk w żołądku z powodu złości, że ta baba miała coś do niego najwyraźniej, skoro nadal traktowała go jak intruza.
- Sam sobie poradzi! - przerwała mu starsza kobieta, wyraźnie zaciskając kościste palce z masą złotych pierścionków, na pomarańczowym, długim swetrze.
- Wejdź do środka - warknął Zbyszek, łypiąc na kobietę złym wzrokiem. Jego usta zacisnęły się w wąską, bladą linię, tak bardzo przypominającą grymas starszej pani. Oprócz mimiki, nie mieli chyba fizycznie nic ze sobą wspólnego. - Bez awantur - sapnął groźnie. Koszulka uniosła się na jego mocno zbudowanej piersi w rytm oddechu. - Sąsiad pomógł, i już sobie idzie - mruknął nisko, zerkając na Artura, jakby szukał u niego potwierdzenia swoich słów.
Kobieta zmarszczyła barwi, ale nic nie dodała, posyłając jedynie Arturowi niechętne spojrzenie, a nawet pogardliwe, wchodząc z powrotem do mieszkania.
- Właśnie – mruknął Artur, próbując hamować jakiś gorszy komentarz dotyczący jej zachowania. Ukłonił się mężczyźnie i ruszył w stronę swoich drzwi, czując, że humor mu się przez to babsko popsuł. Głupia krowa, pomyślał zagryzając wargę i wyciągając klucze. Za sobą słyszał jak Zbyszek wciąga wersalkę do środka, a po chwile uniesiony głos starszej pani.
- Stara wiedźma – sapnął Artur, wchodząc już do środka i do razu ruszając do kuchni. Stanął przy oknie i odetchnął ciężko, uspokajając się i dochodząc do wniosku, że nie będzie się przejmować tą sytuacją. Najwidoczniej sąsiadka fiksowała na stare lata. Jego rozmyślenia przerwał dzwonek telefonu. Odetchnął i sięgnął po niego. Gdy zobaczył, że dzwoni Piotr nieznacznie się uśmiechnął.
- Hej – przywitał go, gdy tylko odebrał.
- Cześć, młody - powiedział Piotr, odchrząkając po chwili. W tle słychać było ulicę, samochody, dźwięki syreny. - Dzwoniłeś. Nie mogłem odebrać, bo aktualnie brałem prysznic. Coś się stało?
- Zatęskniłem – rzucił wesoło Artur, opierając się tyłem o blat kuchenny. - No chciałem spytać kiedy masz czas na pooglądanie zdjęć, bo wtedy nie odpisałeś, więc stwierdziłem, że zadzwonię.
Piotr zaśmiał się, nieco zakłopotany.
- Nie odpisałem? - spytał, próbując sobie to przypomnieć. Dopiero po kilku sekundach w głowie zaświtało mu wspomnienie filmu z Szymonem, i jak próbowali się wczuć w role na kanapie. Skądinąd miłe wspomnienie. - Przepraszam, musiało mi wypaść z głowy. Ja pracuję, więc nie jestem pewien czy poranny nalot by ci odpowiadał?
- Eee... - Artur podrapał się w brodę, jakiś niepocieszony wizją porannego wstawania, ale najwidoczniej nie miał wyboru. Chociaż taki poranek przecież będzie bardzo miły. - Może być, tylko kiedy i o której chcesz zrobić nalot?
- No kiedy chcesz młody, ale raczej nie w piątek, i nie w weekend. Przynieść ci świeże bułki? - zażartował, dobrze wiedząc, że nie o śniadanie tu chodziło. Z obrażonym Mateuszem nie mógł się ostatnio dogadać, Artur stanowił więc miłą alternatywę w tej sytuacji. W sumie mógł go przelecieć przed pracą, zjeść coś i do roboty.
Artur zaśmiał się na wzmiankę o bułkach.
- Tak, zwłaszcza taką długą he he – prychnął, podchodząc do zakupów i wyjmując pomidory, parówki, Nutellę i dżem. - To może w czwartek?
- Bagietkę? - mruknął Piotr, zagłuszany co rusz przez odgłosy miejskiego życia. - Może być i czwartek, obudzę cię z kurami - zaśmiał się, mając w głowie wizję jak pomęczy chłopaka. - Zdjęcia się udały? Wiesz, o które mi chodzi - dodał, mając nadzieję, że dla postronnych osób na ulicy nie brzmi jakoś dwuznacznie.
- Myślałem, że zapytasz jak sam wyszłeś, a nie jak moja dupa wyszła. - Artur od razu przypomniał sobie właśnie te ujęcia, a wraz z nimi poczuł przyjemne ciepło w podbrzuszu. - Wpadniesz, to zobaczysz.
- A ja myślałem, że chcesz się tym pochwalić - zażartował, dosyć rozluźniony jak na siebie. - Wiem, jak wyglądam, ty bardziej mnie interesujesz. Nic nie powiesz na zachętę?
- Aż tak swojego tyłka nie wielbię, ale... – Artur przygryzł dolną wargę, wkładając produkty do lodówki, zostawiając jedynie parówki. - Ale... tam wyszedł naprawdę nieźle – dodał wesoło, po czym dorzucił jakimś głębszym głosem: - Bardziej jednak podobają mi się twoje zdjęcia Piotrze, więc wpadaj o dziewiątej ze swoją bułką.
- Przez ciebie zrezygnuję chyba z pieczywa dzisiaj - zażartował, śmiejąc się cicho. - To tymczasem młody, do zobaczenia.
Artur również się zaśmiał, rozumiejąc o co mu chodzi.
- Dobra, to miłego dnia i trzymaj się – rzucił do telefonu i rozłączył się, dochodząc do wniosku, że sympatycznie się im gadało, a przynajmniej na tyle, że wcześniejszy incydent z sąsiadką przestał go obchodzić.