Rozdział trzeci - Pół dziwnego dnia.-
Jego akurat o to nie podejrzewał. Już prędzej na myśl przychodził mu Oskar – mimo że w ciągu ostatnich lat trochę oleju mu wpłynęło do głowy, to jednak pamiętając jego przeszłe wyczyny nietrudno było uwierzyć w kolejny wyskok. Nawet Dominika łatwiej by sobie wyobraził w takiej sytuacji, w końcu znany był z tego, że lubił robić ludziom na przekór.
Ale nie on. Po nim się tego nie spodziewał. Po prostu nie i tyle. Przecież nigdy nie był skory do kłótni, a nawet wręcz przeciwnie – często sam łagodził rodzinne spory. Dlaczego więc tak ni z gruszki ni z pietruszki…?
Tu musiało chodzić o coś więcej – tego był pewien. Jego kuzyn w końcu nie był osobą zbyt impulsywną, nie zrobiłby tego bez namysłu.
Przemek upewnił się, że jest sam w pokoju, a drzwi do niego są szczelnie zamknięte. Musiał spokojnie porozmawiać z Łukaszem, dowiedzieć się czegoś więcej. Ciocia Ula co prawda naświetliła im całą sprawę, lecz chłopak miał wrażenie, że kilka faktów zachowała dla siebie.
I to tych bardziej znaczących faktów.
*
Panele podłogowe tuż za progiem zawsze odrobinę skrzypiały, dlatego też Łukasz witał Sebastiana jeszcze zanim go zobaczył. Tym razem jednak Sebastian wrócił z uczelni przemarznięty do suchej nitki, przemoczony i oblepiony śniegiem, bynajmniej nie próbując wejść do mieszkania po cichu, lecz żaden znak życia od Łukasza nie dobiegł do jego uszu. Student zrzucił z ulgą całą tonę ubrań, którą z powodu nieprzystępnej pogody rozsądnie było na siebie wkładać i powoli skierował się w stronę największego i zarazem jedynego normalnego pokoju w mieszkaniu, tym razem już nieco ciszej. Przyszedł mu już bowiem do głowy pewien w miarę logiczny powód dla tego milczenia.
Tak jak się tego spodziewał, Łukasz spał. Ołówek wciąż spoczywał między jego palcami, a szkicownik zsunął się na podłogę przy sofie. Głowa Łukasza korzystała z oparcia, a jego plecy z wysokiego podłokietnika, co razem tworzyło całkiem ładny i zapewne też dość wygodny kącik.
Sebastian od razu się domyślił, przy jakim zajęciu Łukasz uciął sobie nieplanowaną drzemkę.
Mimo, że było dopiero popołudnie, Sebastian wcale nie planował obudzić swojego chłopaka, zwłaszcza że wtulony w narożnik sofy tworzył raczej uroczy widok. Podszedł bliżej po to, żeby podnieść z podłogi jego szkicownik. Łukasz z pewnością nie byłby zadowolony, gdyby coś mu się tam pogniotło. Ten niewielki ruch okazał się być jednak wystarczający, by młody artysta niepewnie otworzył zaspane ślepia jedno po drugim, zamrugał nimi, po czym z pewnym zakłopotaniem otarł ślinę, która wyciekła mu z kącika ust.
– O, jesteś – stwierdził i przeciągnął się. To sprawiło, że spod koca wyskoczył naburmuszony Mruczek, z miną równie rozespaną jak Łukasz.
– Jestem. Przemarznięty – doprecyzował Sebastian i z czystej przekory dotknął dłońmi policzków Łukasza.
Lodowatymi dłońmi - rozgrzanych policzków.
– Sio! Też ci tak kiedyś zrobię, glisto jedna! – zagroził Łukasz, odtrącając zimne ręce w trybie natychmiastowym. Chłodny dotyk od razu go rozbudził.
– W to nie wątpię – parsknął pogodnie Sebastian. – Słuchaj, jest coś ciepłego na obiad, czy mam robić sobie Gorący Kubek? – spytał już nieco poważniej, bowiem każda sprawa dotycząca studenckiego żołądka miała wagę równą co najmniej polityce międzynarodowej.
– I co ty byś beze mnie zrobił? – zaśmiał się pod nosem Łukasz i ukradkiem ziewając wygramolił się ze swojego legowiska. Przeciągnął się jeszcze raz i skierował swoje kroki w stronę kuchni. – Rosół jest. Wyciągaj makaron i mięso z lodówki.
– Zrobiłeś rosół? – zapytał Sebastian wolno, z namaszczeniem, jakby Łukasz otworzył przed nim bramy raju.
– Dorota wczoraj podpowiedziała mi co i jak. Wiesz, to nie jest jakieś bardzo skomplikowane, nie musisz na mnie patrzeć jak na jakiegoś Supermena – odparł Łukasz, aczkolwiek podobał mu się podziw na twarzy Sebastiana. Miło jest być docenionym.
Sebastian mimo wszystko nachylił się i cmoknął Łukasza w policzek.
– Uwielbiam cię.
– Łatwy jesteś – parsknął Łukasz w odpowiedzi. – Dać się poderwać… na rosół?
– Ciepłe żarcie to dla mnie towar nieco deficytowy ostatnimi czasy – wyjaśnił Sebastian, wzruszając ramionami. – Na rosół to co najmniej połowa mojego roku by na ciebie poleciała.
– Mam zacząć próbować? – zaśmiał się chłopak.
– Nie – uciął Sebastian momentalnie. – Mój Łukasz – fuknął, obejmując chłopaka ramieniem. – I mój rosół – dodał, zerkając łapczywie do garnka.
– Dobra, skoro już się najedliśmy, to teraz opowiadaj, co dzisiaj robiłeś – rzucił pogodnie Sebastian, wstawiając wodę na herbatę.
– Oprócz rosołu dla ciebie, tak?
– I oprócz zwinięcia się w kłębek na sofie ze swoim szkicownikiem – dodał.
– Hm… – Łukasz podrapał się po włosach, po czym zaczął buszować w szafkach w poszukiwaniu tej herbaty, na którą miał ochotę. W międzyczasie zaczął mówić: – No dobra. Wstałem w sumie zaraz po tym, jak wywlokłeś swój tyłek na uczelnię. Zrobiłem sobie śniadanie z tego, co znalazłem w lodówce i pozwolę sobie zauważyć, że było tego wyjątkowo niewiele. Poszedłem do łazienki, doprowadziłem się do człowieczeństwa...
– Nie musi być aż tak dokładnie – wtrącił Sebastian, wyłączając gaz pod czajnikiem.
– Nie? Na pewne nie chcesz posłuchać o tym, jak to myłem rano ząbki? – spytał zadziornie Łukasz.
– Przeżyję i bez tego – odparł Sebastian. – Jakoś. Byłeś na mieście?
– No właśnie do tego zmierzałem. Chyba nie sądzisz, że zrobiłbym rosół z tego, co było w lodówce?
– Różne dziwne rzeczy dzieją się na tym świecie… – odparł Sebastian filozoficznie.
– Ale czegoś z niczego chyba jeszcze nikt nie wyczarował, co?
– Zawsze w ciebie wierzyłem.
Łukasz wywrócił teatralnie oczami, po czym ciągnął dalej:
– Wylazłem więc na ten nieprzyjazny, zimny świat na zewnątrz mieszkania, żeby zrobić jakieś zakupy i żeby ci, niewdzięczniku paskudny, rosół ugotować…
– Ej no, przecież wyraziłem swą dozgonną wdzięczność! – oburzył się Sebastian.
– Nie podnoś głosu na człowieka, który cię karmi! – oparł Łukasz, uśmiechając się przebiegle.
Tym razem to Sebastian wywrócił oczami.
– No cudownie! Teraz będzie mi ten rosół przypominać do końca świata i o jeden dzień dłużej! – jęknął sam do siebie.
– To całkiem prawdopodobne. A takich sytuacji pewnie będzie więcej, jako że mój zdrowy rozsądek podpowiada, żebym nie daj Boże nie wpuszczał cię do kuchni, bo cały blok pójdzie z dymem.
– Nie cały… – bąknął Sebastian na swoją obronę, lecz niezbyt pewnie, ponieważ jakby prześwietlić jego próby gotowania, nie znalazłby zbyt wielu porządnych kontrargumentów.
– Nie martw się – pocieszył go Łukasz. – Nawet nie zamierzam próbować zrobić z ciebie kucharza. W ogóle się dziwię, jak ty tutaj sam tych kilka miesięcy przeżyłeś… Aczkolwiek te chińskie zupki poupychane we wszystkich szaflach stanowią pewną odpowiedź...
– Dobrze. Bardzo dobrze. Cudownie.
– Nie ciesz się tak – Łukasz bardzo szybko sprowadził swojego chłopaka do parteru. – Bo jeśli ja mam gotować, to ty robisz pranie. I odkurzasz. Resztą porządków jakoś się podzielimy, ale odkurzanie to twoja działka. Stoi?
Sebastian nie był zbyt zadowolony, ale też nie zamierzał się kłócić z człowiekiem, który potrafił zadbać o to, żeby po przyjściu z uczelni miał ciepły posiłek pod nosem.
– No stoi, stoi – zgodził się niechętnie.
– To wracając do mojego dnia – odezwał się Łukasz, kiedy już zalali sobie herbatę i zasiedli na sofie w pokoju. Sebastian wreszcie naprawdę się skupił na słowach swojego chłopaka, bo odniósł wrażenie, że ten dąży do czegoś konkretnego. – Połaziłem sobie trochę po sklepach, żeby dokładnie obejrzeć to wszystko, na co mnie w tym momencie nie stać, a i pewnie nigdy mnie nie będzie stać, potem zrobiłem te zakupy w spożywczaku. I teoretycznie to by było na tyle, z tym że jak już wracałem to zobaczyłem jak w oknie małej kawiarnio-restauracji ktoś wystawia kartkę „zatrudnię kelnera”.
– I? – zapytał Sebastian, ponieważ Łukasz przerwał w tym momencie i ewidentnie czekał, aż jego towarzysz się w jakikolwiek sposób wypowie.
– No co? Miałem czekać, aż się reszta studenciarni zleci, żeby sobie dorobić co nieco? Poszedłem tam wypytać się co i jak. Się ludzie trochę zdziwili, że taka błyskawiczna reakcja. Kierowniczki nie było, będzie jutro, więc mam wpaść i zobaczymy, co z tego wyjdzie – wyjaśnił spokojnie.
– Nie mówiłeś, że zamierzasz szukać pracy – mruknął Sebastian.
– Parę razy mi to przyszło na myśl, tylko nie sądziłem, że coś mi się uda znaleźć. No wiesz, mam trochę czasu do egzaminów wstępnych, nie mogę siedzieć całymi dniami w domu. Poza tym naszemu budżetowi nie zaszkodzi, jeśli trochę grosza wpadnie, w końcu to głupio mi wisieć na twojej mamie. Wystarczy, że płaci czynsz za mieszkanie.
– Ale twoi rodzice przesłali ci na konto trochę kasy, nie? – przypomniał sobie Sebastian. Ta sprawa akurat była dość świeża, bo z poprzedniego wieczora. Łukasz zerkał na swoje konto w banku przez Internet i zobaczył, że najnowszy przelew ma od swojej mamy.
– Wolę za bardzo na tym nie polegać – przyznał Łukasz. – Fajnie, że mi podesłali kilka stów, ale wiesz dobrze, że sytuacja na tym froncie nie jest zbyt stabilna. Chyba lepiej będzie, jeśli chociaż spróbuje się trochę uniezależnić od tego, czy postanowią mi wysłać pieniądze, czy nie – westchnął.
Sebastian spojrzał na nieco przeciągle.
– Jak wolisz.
Łukasz nachmurzył się.
– Miałem nadzieję, że poprzesz ten pomysł. O co chodzi?
Sebastian wziął łyk herbaty, stukając niespokojnie palcami o podłokietnik.
– O nic. Po prostu… – westchnął niepewnie. – Miałeś rysować, pamiętasz? I ogólnie przygotowywać się do tych egzaminów wstępnych i rozwijać się, że tak to ujmę, artystycznie...
– Okej, ale w czym problem? Przecież nie będę pracować szesnaście godzin na dobę. Wstanę, pójdę do pracy, wrócę i będę rysować. Ewentualnie na odwrót.
– Po prostu obiecaj mi, że rysowanie, malowanie i cała ta artystyczna reszta nie zejdzie ci na drugi plan, dobra? – wymógł na nim Sebastian.
– Spokojnie, jeszcze nawet nie dostałem tej pracy. Nie musisz się o to martwić. Tym razem doskonale wiem, do czego dążę i nie jest to stanowisko menedżera restauracji, tylko dyplom z ASP – oznajmił stanowczo Łukasz.
– No – ucieszył się Sebastian szczerze, od ucha do ucha. – I właśnie to chciałem od ciebie usłyszeć.
– Czyli nie masz nic przeciwko pracowaniu, o ile rysunek będzie zawsze pierwszy? – upewnił się Łukasz.
– I jeśli tak zostanie – potwierdził Sebastian – to idź kelnerzyć ile wlezie, bo jeśli myślisz, że poczujesz się dzięki temu pewniej, to ja naprawdę nie śmiałbym się przeciwstawiać.
A jako że Sebastian mówił poważnie i od serca, to Łukasz od razu poczuł się lepiej. Nie chciał robić czegoś, co nie spodoba się Sebastianowi, ale z drugiej strony wcale nie odpuściłby tej pracy tak łatwo, więc tym bardziej się ucieszył, że nie wyniknął z tego żaden problem.
Jak to dobrze, że jednak nie wszystko w tym jego życiu się musi gmatwać.
Choć oczywiście Łukasz doskonale wiedział, że nie należy chwalić dnia przed zachodem słońca, a do tego brakowało jeszcze z pół godziny. I jak się okazało, trzydzieści minut wystarczyło aż nadto, żeby się rozdzwonił łukaszowy telefon.
Chłopak zlokalizował swoją komórkę z niejakim zdumieniem, ponieważ przez te półtora tygodnia, które spędził w Poznaniu, relatywnie rzadko korzystał z tego urządzenia. Ewelina kontaktowała się z nim dość często, ale tego dnia akurat rozmawiał z nią z rana, więc nie sądził, by to ona dzwoniła. Z Sebastianem był w jednym pomieszczeniu, co tak naprawdę sprowadzało listę potencjalnych dzwoniących do jego rodziny. No mógł się odezwać również Emil, ale Emil preferował Gadu-Gadu. Matka się do niego nie odzywała – co prawda nie było to żadne oficjalne „nie rozmawiam z tobą”, ale od kiedy wyszedł z ich domu w Szczecinie, nie zadzwoniła. Łukasz z resztą też nie, bo nie za bardzo wiedział jak ewentualnie mógłby zacząć rozmowę. Postanowił więc czekać i się nie odzywać, aż przyjdzie mu wena. Minęły jednak niecałe dwa tygodnie i chłopak zupełnie nie czuł się na siłach, a i też jeszcze nie czuł presji, by te siły w sobie odnaleźć. Może za pół miesiąca. Albo i za miesiąc.
Ojciec też nie. Ten to z całą pewnością znajdował się na szarym końcu listy prawdopodobieństwa, ale Łukasz w duchu się z tego cieszył. Jedno głośne starcie z ojcem w ciągu dwóch tygodni mu całkowicie wystarczało. Na kolejne ze szczerą chęcią był w stanie poczekać kilka kolejnych.
Chłopak zerknął wreszcie na wibrujący i skrzeczący telefon.
– Niech to szlag, Przemek – jęknął głośno do sufitu.
– A to bardzo źle? – zapytał niepewnie Sebastian.
– Mocno-średnio-nie-wiem jak bardzo źle – burknął Łukasz. Komórka znów wydała z siebie irytującą sekwencję dźwięków.
– Odbierzesz?
– Nie mam pojęcia. – Łukasz nerwowo przeczesał sobie włosy palcami. – Nie wiem, co mu powiedzieli moi rodzice. Cholera, Sebastian, co ja mam…
Sebastian wyrwał mu telefon z ręki, nacisnął zieloną słuchawkę i przytknął mu do ucha.
– … cześć – bąknął Łukasz niepewnie do głośniczka.
– Halo, Łukasz? Kiepsko cię słyszę. – Głos Przemka również był nieco niewyraźny.
Łukasz odebrał telefon od Sebastiana i sam przyłożył go sobie do ucha.
– Teraz lepiej?
– Lepiej – potwierdził Przemek.
Łukasz odchrząknął.
– To co tam u ciebie?
– Nic nowego, kuzynie, ale u ciebie wręcz przeciwnie, prawda? – odparł Przemek i niestety w jego głosie wcale nie brzmiały wesołe nuty. – Łukasz, co ty do diabła wyprawiasz?
Łukasz westchnął głęboko, sadowiąc cztery litery wygodniej na sofie i pozwalając Sebastianowi objąć się ramieniem.
– A ile wiesz?
– No trochę wiem – warknął Przemek. – W dużym skrócie tyle, że nagle rzuciłeś studia w cholerę, z wielkim hukiem spakowałeś manatki i wyjechałeś do Poznania, do swojej dziewczyny, jak się domyślam, o której jakoś nigdy nikomu nie zechciałeś powiedzieć! Coś ciężkiego ci w łeb przygrzało?!
– Wiesz, że wypadałoby wysłuchać obu wersji historii, zanim się zacznie oceniać… – zauważył chłopak, choć nie czuł się zbytnio na siłach, żeby się kłócić z kuzynem. Chociaż w sumie siły to może by i znalazł, ale nie posiadał chęci. Z ojcem to jednak co innego. Ojciec działał mu na nerwy przez dłuższy czas i wywrzeszczenie kilku rzeczy prosto w jego twarz przyniosło Łukaszowi niewyobrażalną ulgę oraz dumę, że wreszcie mu się udało. Z Przemkiem za to przeważnie był po jednej stronie, trzymali się razem i chłopak niezbyt dobrze czuł się z myślą, że kuzyn jest nim rozczarowany. Nawet jeśli tak naprawdę nie wiedział jeszcze wszystkiego.
– No i po to właśnie do ciebie dzwonię, nie? – odparł Przemek nieco pogodniej. – Opieprzyć cię musiałem, tak dla zasady. Sam rozumiesz. Jednak wierzę i mam nadzieję, że nie naiwnie, że jakiś powód miałeś i nie jest to opóźniony przejaw nastoletniego buntu. Powiesz mi wreszcie o co chodzi?
Łukasz wypuścił z płuc powietrze, choć nawet nie wiedział, kiedy je zaczął wstrzymywać. Oczywiście słowa Przemka wcale nie znaczyły, że będzie między nimi w porządku, jak już Łukasz mu wszystko wyjaśni, mimo to chłopak cieszył się, że jego kuzyn podchodzi do sprawy raczej z otwartym umysłem.
Otwarty umysł zawsze się przyda.
– Powiem ci. Jasne, że ci powiem – obiecał. – Tylko słuchaj… to nie jest rozmowa na telefon. Lepiej, żebyśmy się gdzieś spotkali… Bo sprawa jest nieco bardziej zagmatwana i lepiej, jak wyjaśnię ci wszystko prosto w twarz, rozumiesz? – zaproponował Łukasz.
Na jego twarzy malowało się zmartwienie, ale według Sebastiana i tak się nieźle trzymał podczas tej niezapowiedzianej rozmowy.
Przemek przełknął głośno ślinę i przez moment milczał. Wreszcie się odezwał niemalże błagalnie:
– Dobra, Łukasz, co tylko chcesz. Powiedz mi tylko teraz, że nie chodzi o dziecko. Proszę cię, naprawdę. Nie chodzi o dziecko, prawda?
Łukasz parsknął śmiechem i poczuł, że całe napięcie z niego uchodzi, mimo że Przemek zadał to pytanie śmiertelnie poważnym tonem i wcale nie dla żartu.
– Matko! Co wy wszyscy z tymi dziećmi? Jakby ludzie nic innego nie robili, tylko produkowali nieplanowane ciąże! – Chłopak pokręcił głową z niedowierzaniem i rozbawieniem jednocześnie. – Nie, Przemek. Dwa palce w serce, że żadne ciąże, żadne dzieci i żadne kobiety nie mają z tym nic wspólnego!
Łukasz po chwili ugryzł się w język i zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem tym ostatnim zdaniem nie wygadał Przemkowi kluczowej sprawy. Bądź co bądź jego kuzyn wciąż podejrzewał, że Łukasz mieszka u jakiejś przedstawicielki płci pięknej. Gdyby drążył ten temat, zapewne mógłby się już domyślić, że jak nie kobieta, to facet, ale Łukasz naprawdę nie podejrzewał, żeby Przemek poświęcił tyle czasu na rozważanie kilku słów Łukasza i to jeszcze rzuconych pół-żartem.
Mimo to chłopak zdążył przeżyć miniaturowy zawał serca, zanim Przemek odezwał się ponownie, wyrażając swoją ulgę w związku z faktem, że nikt nie uczynił go wujkiem.
W sumie rozmawiali jeszcze kilka minut, już bardziej na luzie, ponieważ Przemek już nie drążył sprawy i zadawał raczej ogólne pytania dotyczące samopoczucia.
– Coś czuję, że nie wybierasz się w najbliższym czasie do Szczecina, co? – odgadł starszy z kuzynów już pod koniec rozmowy.
– Szczerze, wolałbym nie. Ale zapraszam do Poznania. Z noclegiem nie będzie problemu, przynajmniej dla jednej osoby, bo to niewielkie mieszkanko i z większą ilością byłoby trudniej. Ale ty się jak najbardziej zmieścisz, więc… No jak będziesz mógł, to wpadnij na dzień czy dwa. Jest o czym rozmawiać – uznał Łukasz, wtulając się mocniej w Sebastiana, który przez cały czas w ciszy przysłuchiwał się tej konwersacji.
– W weekend. Nie ten, tylko w następny – oznajmił po chwili Przemek. – Przyjadę w piątek wieczorem, w sobotę wrócę. Pasuje ci?... albo wam? – dodał, ponieważ wciąż nie był pewien, czy jest w to wszystko zamieszana osoba trzecia, czy też nie.
Łukasz wymienił szybkie spojrzenie z Sebastianem, który kiwnął głową. Siedział wystarczająco blisko, żeby słyszeć wszystko, co mówił Przemek.
– Pasuje.
Kiedy połączenie zostało przerwane, Łukasz jeszcze przez moment patrzył w ekran telefonu. Następnie wypuścił głośno powietrze i zacisnął pięści, po czym trzasnął komórką o podłogę.
– Nosz kurwa mać! O niczym innym teraz nie marze, jak o powtórce sprzed dwóch tygodni! No po prostu zaje-kurwa-biście! – wrzasnął, podnosząc się gwałtownie z sofy i zaczął krążyć nerwowo po pokoju.
– I chyba nawet nie ma sensu, żebym cię próbował uspokoić, co? – westchnął Sebastian, wzrokiem śledząc swojego poddenerwowanego chłopaka.
– Ale ja jestem spokojny! Spokój bije ode mnie na kilometry! Jestem spokojny jak pieprzony Budda! – warknął Łukasz, splatając ręce na klatce piersiowej.
Sebastian wyciągnął ręce w jego stronę.
– Chodź no tu.
– Nie. Szlag mnie trafia. Zaraz coś rozpieprzę – zaprotestował Łukasz, lecz zbliżył się o kilka kroków, więc Sebastian był już w stanie chwycić go za nadgarstek i przyciągnąć do siebie.
– Chodź tu, nie marudź – uciął i szarpnął Łukasza za rękę, a ten już nie opierał się tak bardzo i usiadł mu okrakiem na kolanach.
Sebastian od razu objął ramionami jego plecy.
– Poradziłeś sobie z ojcem, a z kuzynem sobie nie poradzisz?
– Ale z ojcem w chwili obecnej nie rozmawiam – fuknął Łukasz gorzko. – I z mamą, tak przy okazji, też nie. I właściwie miło by było mieć kogoś w tej rodzinie, kto jednak zamieni ze mną parę zdań.
– Może przyjmie to lepiej, niż sądzisz – zasugerował Sebastian.
– Przemek w życiu geja nie spotkał! – warknął Łukasz. – A przynajmniej nie świadomie – dodał po namyśle. – Cholera wie, jak na to zareaguje, ale dam sobie rękę odciąć, że wszystkiego najlepszego to on nam raczej życzyć nie będzie.
Sebastian westchnął, nie bardzo wiedząc, jak temu zaprzeczyć. Sam kiedyś słyszał, jak to Przemek wyraził swoje zdanie w tym temacie i nie było ono zbyt pochlebne, łagodnie mówiąc. Inna sprawa, że z całą pewnością nie przyszło mu wtedy do głowy, że owym zdaniem mógłby skrzywdzić kogoś bliskiego.
Nie za dobrze znał Przemka. Spotkał go, jednak swoją opinię o nim raczej wyrobił sobie na podstawie tego, co Łukasz opowiadał. I z tego wynikało, że Przemek woli łagodzić spory, niż je wywoływać. Poza tym, Sebastian nie sądził, żeby z namysłem odsunął się od Łukasza.
Oczywiście nie jeden rozsądny facet dostawał małpiego rozumu, spotkawszy się z parą gejów. Sebastian miał jednak przeczucie, że reakcja Przemka może Łukasza pozytywnie zaskoczyć. Wręcz na to liczył.
Łukaszowi przydałoby się wreszcie jakieś światełko w tym ciemnym tunelu, jakim w tamtym momencie były jego relacje z rodziną.