Gówniarz 2 15
Dodane przez Aquarius dnia Stycznia 19 2013 12:38:56


Wiosna to czas zmian nie tylko w przyrodzie, także ludzie na wiosnę często zmieniają swój wygląd. I to nie tylko kobiety. Tego dnia, zarówno Igor, Jak i Gabriel byli wyjątkowo oporni na michałowe budzenie, skutkiem czego śniadanie zjedli w pośpiechu i puszczając mimo uszu michałowe zrzędzenie „jeszcze się zgagi nabawicie”, szybko wybiegli z domu. Gabriel doszedł do wniosku, że szybciej będzie jak odwiezie Igora do szkoły samochodem.
- Tylko nie jedź za szybko! – krzyknął Michał machając im na pożegnanie. Nie był pewien czy jego ukochany usłyszał. Westchnął i wrócił do domu. Posprzątał co miał do posprzątania i wziął się za pracę.
Cztery godziny później stwierdził, że na razie ma dosyć. Zszedł na dół i stanął przed lustrem wiszącym w przedpokoju. Stał tak oglądając swoją fryzurę ze wszystkich stron, gdy nagle na szafkę stojącą pod lustrem wskoczył Sznycel i zaczął się przymilać.
- A ty co chcesz? Śniadanie już dostałeś, a na kocimiętkę nie zasłużyłeś. I nie patrz na mnie tymi swoimi smutnymi ślepkami, dobra? – dodał widząc, ze kot zaczyna się przymilać, ocierając o niego i mrucząc niczym traktor. – No dobra, może dostaniesz wieczorem, ale jak mi w czymś pomożesz. Igor i Gabriel zapomnieli zabrać drugie śniadanie. Musimy im zawieść. Co ty na to?
Sznycel miauknął i dalej ocierał się o swojego pana. Michał roześmiał się.
- Wiedziałem, że się zgodzisz. To idziemy robić kanapki dla Igora i ulubioną sałatkę dla Gabriela. A potem odświeżymy twoją kurtkę i jaaaazda! - Kot miauknął wyraźnie zadowolony, czym rozśmieszył Michała. – Co? Już nie możesz się doczekać? Ja też. Ach, ten wiatr we włosach… - zamknął oczy i rozmarzył się. – Kurcze, to chyba uzależnienie, nie uważasz?
Niestety Sznycel nie odpowiedział. Michał przeszedł do kuchni. Przygotował bułki i zajrzał do lodówki w poszukiwaniu wędliny.
- Którą by tu wziąć… - mruczał. – A może ty mi pomożesz, co? – zwrócił się do Sznycla, który stał pod lodówką licząc na jakiś bonus.
Słysząc słowa Michała kot skoczył i chwilę potem siedział na najniższej półce lodówki.
- O nie, kochany, to nie jest miejsce dla kotów – powiedział Michał i szybko wyciągnął zwierzaka, który zamiauczał z wyrzutem. – To, że chcę żebyś mi pomógł, nie znaczy, że możesz to wskakiwać ot tak, jakby to była kanapa. Rozumiesz? No dobra, to co mamy wziąć na kanapki dla Igora? Tu mamy szynkę, tu polędwicę łososiową, tu kiełbasę krakowską… - Michał wyliczał po kolei wszystkie wędliny z lodówki, pokazując je Sznyclowi trzymanemu na rękach. W pewnym momencie kot machnął łapą.
- Mówisz, ze mam wziąć tą? – Michał upewniał się. – Rolada z indyka. Też dobra. Ale jak Igor będzie marudził, to powiem mu że to twoja wina. - Kot tylko miauknął i zeskoczył z michałowych rąk. – No dobra, dam ci kawałek, jakby co, to będziesz mógł powiedzieć, że sam sprawdziłeś.
Michał ukroił kawałek i sprawnie pokroiwszy go na drobne kawałeczki nałożył do kociej miski. Sznycel dopadł do niej i zaczął szybko wcinać, jakby bał się, ze ktoś mu wyje, mimo iż ani Pana Kota ani Serdelka nie było w pobliżu. Michał szybko zrobił kanapki i zapakował je do papierowej torebki, a potem do malutkiego czarnego plecaczka, który przyniósł z sypialni. Z sałatką dla Gabriela poszło mu równie sprawnie, ale ją zapakował do szczelnego pojemnika, który wsadził do zwykłej reklamówki.
- No dobra – uśmiechnął się do przyglądającego mu się z krzesła Sznycla. – Śniadania gotowe, teraz czas stoczyć walkę. Poczekaj tu.
Poszedł do sypialni. Dziesięć minut potem wszystko było gotowe.
- Serdelek – powiedział do jamnika wesoło merdającego ogonem. – Zostajesz sam w domu. Mam nadzieję, ze podołasz zadaniu i obronisz go w razie czego? Tylko bardzo proszę, nie urządzaj tu żadnych imprez, dobra? Zdążysz jeszcze poznać fajne suczki.
Pies szczeknął i zamerdał jeszcze bardziej ogonem. Michał uśmiechnął się zadowolony. Chwilę potem wyprowadzał z garażu swojego Harleya Davidsona.
- Gotowy? – zapytał Sznycla, który siedział w specjalnie dla niego zrobionym siedzisku tuż przed kierowcą, a kiedy kot miauknął, poprawił mu gogle i strzepał niewidoczny kurz z jego małej kurteczki. – Nieźle wyglądasz. – Uśmiechnął się. – Widać od razu, że nie przytyłeś ani trochę od ostatniego lata. Pan Kot mógłby brać z ciebie przykład. No to jedziemy. Ale najpierw wpadniemy do fryzjera. Wiosna przyszła, dobry pretekst do odświeżenia się.
Ruszył.
- Jest pan pewien co do koloru? – zapytała niepewnie fryzjerka w salonie fryzjerskim do którego udał się Michał.
- Oczywiście – wyszczerzył się.
- Ale on jest… niecodzienny.
- Tak jak i ja – odparł, nie przestając się uśmiechać.
- No dobrze – kobieta westchnęła – ale niech pan nie ma pretensji jeśli wyjdzie coś nie tak.
- Spoko, jakby co, zawsze mogę się zgolić na łyso.
Godzinę potem Michał wychodził z salonu wyraźnie zadowolony, ścigany spojrzeniami trzech fryzjerek i tych kilku obecnych w tym momencie w salonie, klientek.
Parę minut potem zatrzymał się na podwórzu przed liceum Igora.
- No dobra, Sznycel – powiedział do kota zdejmując mu gogle. – Teraz twoja kolej.
Kot zeskoczył na ziemię i zaczął wylizywać swój tyłek.
- Ej – mruknął Michał – nie czas teraz na lizanie. Musisz zanieść Igorowi śniadanie. Chodź tu.
Sznycel posłusznie wskoczył z powrotem na motocykl, a Michał założył mu na plecy ten mały plecaczek do którego wcześniej zapakował igorowe śniadanie. Postawił kota na ziemi.
- No dobra, leć, tylko pamiętaj, masz być grzeczny. Jak wejdziesz do sali, to masz się ładnie przedstawić, żeby nie mówili żeś niewychowany gbur. Rozumiemy się?
Kot miauknął jakby z pretensją i pobiegł w kierunku budynku. Na szczęście drzwi wejściowe były otwarte. Na parterze pokręcił się niepewnie, jakby nie był zdecydowany w którą stronę iść, aż w końcu pobiegł w kierunku schodów na pierwsze piętro. Tam, jak po sznurku, poszedł do klasy w której miał obecnie lekcje Igor. Chwilę stał, gapiąc się na klamkę, jakby zastanawiał się co dalej robić. W końcu skoczył i zawisł na klamce. Chwilę potem przeciskał się przez powstałą szparę. Wszedł do środka, jakby był u siebie, stanął na środku sali, przed tablicą, tuż przed zdumionym nauczycielem, który zastygł z ręką przy tablicy, miauknął, po czym, uznając iż był wystarczająco grzeczny, ruszył między ławkami na poszukiwanie Igora, ścigany zdumionymi spojrzeniami wszystkich obecnych w sali. Nic sobie nie robiąc z tych wszystkich spojrzeń, wskoczył na ławkę i zaczął się przymilać do kompletnie zbaranianego Igora.
- Sznycel? – chłopak w końcu odzyskał głos. – Co ty tu robisz?
Słysząc kocie imię, coniektórzy uczniowie parsknęli śmiechem, a nauczyciel wciąż nie mogąc wydobyć głosu stał z uniesioną do tablicy ręką.
- No, co ty tu robisz? I jak żeś się tu dostał?– powtórzył Igor, na co Sznycel otarł się o niego. Wtedy chłopak zobaczył mały plecaczek na jego plecach. Ściągnął go z kota i zajrzał do środka. Chwilę potem na ławce, obok zeszytu leżała torba z kanapkami.
- Zapomniałeś drugiego śniadania, podpisano: Michał – chłopak siedzący obok Igora bez krępacji sięgnął po kartkę, która wypadła z plecaczka.
Wszyscy bez wyjątku parsknęli śmiechem, a Igor zrobił się czerwony, nie wiadomo czy ze wstydu czy ze złości.
- Zabiję gada – mruknął pod nosem.
W tym momencie rozbrzmiał dzwonek. Nauczyciel próbował przekrzyczeć go, zadając pracę domową, ale uczniowie kompletnie go nie słuchali, tłocząc się wokół niecodziennego gościa. Sznycel zupełnie ich olewał, wylizując te części swojego futerka, których nie zakrywała jego czarna skórzana kurteczka. Kiedy w końcu skończył, miauknął do Igora, i zeskoczywszy z ławki, ruszył w stronę drzwi.
- Ej, czekaj! – krzyknął Igor, a widząc, że kot kompletnie go nie słucha, szybko spakował plecak i wybiegł za zwierzakiem. Bał się, że w tłumie tych wszystkich kręcących się po korytarzu uczniów straci go z oczu, ale za każdym razem, gdy jakiś uczeń go zasłaniał, wystarczyło, żeby usłyszał „jaki śliczny kotek” i już wiedział w którą stronę iść. Szybko wyszli ze szkoły. Sznycel podszedł do stojącego w pewnym oddaleniu motocyklu na którym siedział jakiś facet w dziwnym kasku. Kiedy Igor podszedł bliżej, zobaczył na boku kasku wymalowanego różowego kucyka, a z jego czubka wystawała dość spora, powiewająca na wietrze, kita w tęczowych kolorach. Mężczyzna podniósł szybkę kasku.
- Michał? – Igor kompletnie zbaraniał. – Co ty tu robisz?
- Przywiozłem ci drugie śniadanie, zapomniałeś zabrać – mężczyzna wyszczerzył się.
- I przy okazji narobiłeś mi obciachu – wysyczał chłopak.
- Ej – Michał zwrócił się do Sznycla, który siedział na swoim miejscu i znowu się wylizywał – mówiłem ci, że masz być grzeczny. Przyznaj się co takiego zrobiłeś?
Kot miauknął z pretensją.
- Nie on, tylko ty – warknął Igor. – Nie dość, że robisz cyrk, wysyłając kota, to jeszcze pojawiasz się tu w tym kretyńskim kasku. Wszyscy się na nas gapią. – Faktycznie, wokół rozmawiających zaczynali się już zbierać inni uczniowie.
- Podoba ci się mój kask? – Michał wyszczerzył się wyraźnie zadowolony, po czym ściągnął przedmiot sporu z głowy. Igor zbaraniał.
- Coś ty zrobił ze swoimi włosami? – wystękał zdumiony patrząc na głowę mężczyzny. Kiedyś jasny blond, teraz zielone, że aż kłuło w oczu.
- Ufarbowałem je. Stwierdziłem, że czas zmienić swój wygląd.
- Ale na zielono?
- Nie wiesz, że ekologia jest teraz w modzie? Jestem ekologiczny, zielony.
- Chyba debilny – mruknął Igor.
- No dobra, musimy już uciekać – stwierdził Michał. – Musimy jeszcze dostarczyć śniadanie dla Gabriela, zanim Pan Kot całkiem się zezłości.
- Pan Kot? – zdumiał się chłopak.
Michał odwrócił się lekko i wtedy Igor zauważył, że mężczyzna ma na plecach plecak, z którego wystaje wyraźnie niezadowolona morda kota.
- Po cholerę żeś go brał? – zdumiał się Igor.
- Żeby zaniósł Gabrielowi drugie śniadanie.
Igor tylko popukał się w czoło i mrucząc coś pod nosem wrócił do szkoły. Chwilę potem rozbrzmiał dzwonek na lekcje.
- Dobrze się spisałeś – powiedział Michał do Sznycla, upewnił się, ze kot ma dobrze założone gogle i jest bezpiecznie przypięty w swoim siedzisku, po czym ruszył dalej.
Pół godziny później uśmiechał się do strażnika w budynku w którym pracował jego ukochany
- Dzień dobry, my do Gabriela Krajeńskiego. Może nam pan powiedzieć gdzie go znajdziemy?
- My? – zdumiał się strażnik, który przez cały czas wgapiał się w „ekologiczną” fryzurę Michała.
- No, ja, Pan Kot – odwrócił się i pokazał coraz bardziej niezadowolonego kota z plecaka – oraz Sznycel. Sznycel, przedstaw się ładnie, bo inaczej ten pan nas nie wpuści.
Kot posłusznie wskoczył na kontuar i zamiauczał. W tym momencie strażnik nie wytrzymał i zaczął się śmiać jak opętany, czym wyciągnął z dyżurki drugiego strażnika.
- Co tu się dzieje? – zainteresował się.
- Nic takiego – odparł strażnik zza kontuaru wycierając łzy, które w międzyczasie zdążyły mu pociec. – Jeden z informatyków ma gości.
- I to cię tak rozśmieszyło? – drugi ze strażników skrzywił się i wrócił do dyżurki, dalej drzemać.
Pierwszy strażnik tylko machnął ręką i wciąż się śmiejąc zapisał w zeszycie wejść: „ Michał Jarecki, nr dowodu…, kot Sznycel i kot Pan Kot”, po czym wydał wszystkim trzem identyfikatory z napisem „gość” i pokierował do pokoju informatyków.
- No dobra – mruknął Michał, kiedy już byli pod drzwiami. Ściągnął plecak i wyciągnął Pana Kota, który wściekłym miauczeniem dał mu do zrozumienia co o tym wszystkim myśli. – Bądź grzeczny, dobra? Wiem, że za mną nie przepadasz, ale mamy zanieść drugie śniadanie twojemu panu, więc na ten czas chyba mógłbyś zakopać topór wojenny, co?
Pan Kot nie odpowiedział, patrząc krzywo na Michał, a jego ogon latał tam i z powrotem, pokazując wyraźnie w jakim nastroju jest jego właściciel. Michał wziął kota na ręce, wsadzając mu w łapki reklamówkę ze śniadaniem dla Gabriela i z niemałym trudem zapukał. Kiedy usłyszał „proszę!”, wszedł do środka. Pierwszym co mu się rzuciło w oczy, było biurko z dwoma rozbebeszonymi komputerami i mnóstwem kabli.
- Dzień dobry, my do Gabriela Krajeńskiego – powiedział do mężczyzny, który właśnie wychyną spod biurka.
- Eeee – odparł mężczyzna mało inteligentnie, wgapiając się w Michała, jakby był kosmitą.
- Zastaliśmy Gabriela? – powtórzył Michał. – Przynieśliśmy mu drugie śniadanie.
- Poszedł do użytkownika, nie wiem kiedy wróci – odparł niepewnie mężczyzna, wciąż wpatrując się zszokowanym wzrokiem w gościa.
- To my może na niego zaczekamy.
- A proszę bardzo, znajdź sobie jakieś miejsce – odparł rozmówca, po czym zanurkował z powrotem pod biurko, jednak, jak można było zauważyć, uczynił to z wielką niechęcią, wciąż się wpatrując w fryzurę Michała.
Michał westchnął ciężko, rozglądając się po pomieszczeniu w poszukiwaniu jakiegoś miejsca na którym mógłby usiąść, a co najważniejsze, ułożyć w miarę wygodnie Pana Kota, który zaczynał już mu lekko ciążyć. Niestety wszędzie, jak okiem sięgnąć walały się różne części komputerowe i pełno kabli. Nawet na czterech biurkach i stojących przy nich krzesłach. Ale jedno biurko było w miarę czyste, stał na nim komputer, przybory biurowe i jakieś kuwetki na dokumenty. Stało ono na pod ścianą, na samym końcu pokoju. I nawet stojące przy nim krzesło było wolne od komputerowych akcesoriów. Michał usiadł na krześle, a Pana Kota położył na biurku.
- Bądź grzeczny – powiedział do niego – Gabriel niedługo wróci, oddamy mu śniadanie i wracamy do domu.
Pan Kot miauknął niezbyt uszczęśliwiony i ułożył się wygodniej.
- Sznycel, gdzieś ty polazł? – zainteresował się Michał rozglądając się po pomieszczeniu.
- Mówiłeś coś? – mężczyzna wychynął spod biurka.
- Nie, szukam tylko mojego drugiego kota, gdzieś tu się plącze.
- Acha – mruknął mężczyzna i znowu zanurkował pod biurko, skąd chwilę potem zaczęły dobiegać dość niewybredne inwektywy.
Chcąc zabić czas, Michał zaczął oglądać stojące na biurku przybory. I zobaczył wśród nich ramkę ze zdjęciem. Z jego zdjęciem. Uśmiechnął się rozanielony.
- A więc to biurko Gabriela – wyszeptał.
Pod wpływem impulsu poruszył myszką. Komputer był zablokowany przed niepożądanym użyciem, ale miał ustawiony wygaszacz, zdjęcie z jednej z ich wycieczek, na którym obejmowali się, uśmiechnięci od ucha do ucha. Wzruszenie ścisnęło mu gardło. Z czułością pogłaskał postać Gabriela na monitorze. Nie wiadomo jak długo by się wpatrywał w ten wygaszacz, gdyby nagle nie dobiegł go pełen wściekłości głos:
- Kurwa mać! Kto tu wpuścił tego cholernego kota?! – Chwilę potem zobaczył uciekającego w popłochu Sznycla zamotanego w kable komputerowe. Część z nich musiała być do czegoś podłączona, bo nagle rozległ się rumor, a mężczyzna spod biurka znowu wściekle zaryczał i rzucając przekleństwami próbował złapać kota, żeby uniemożliwić mu zrobienie jeszcze większej demolki. Jak można się było spodziewać, Sznycel, który po drodze zdążył zgubić wszystkie kable, w które był zaplątany, wskoczył Michałowi na kolana i zaczął się łasić. Michał nie zdążył zareagować, gdy nagle drzwi się otworzyły, a ktoś wchodzący właśnie do pomieszczenia powiedział:
- Rany, jaka głupia ta baba. Laptop był brudny, to wzięła mokrą ścierkę i zaczęła go myć, na dodatek jak był włączony do prądu. Wywaliło korki na całym piętrze.
Michał uśmiechnął się, on znał ten głos. Rozpoznałby go wśród tysiąca innych, podobnych, z zamkniętymi oczami.
- A ty coś się tak nabzdyczył? Tez trafiłeś na jakąś idiotkę? – zainteresował się Gabriel widząc współpracownika stojącego na środku pokoju i wściekle oddychającego.
- Ten cholerny kot… - zaczął tamten, ale był tak wściekły, ze nawet nie mógł skończyć.
- Jaki kot? – zdziwił się Gabriel.
Mężczyzna bez słowa wskazał ręką w stronę winowajcy.
- Michał? – zdumiał się Gabriel. – A co ty tu robisz? I co ty masz na głowie?
- Moja nowa fryzura. Podoba ci się? Tak w ogóle, to Pan Kot przywiózł ci drugie śniadanie. Zapomniałeś zabrać.
Gabriel parsknął śmiechem.
- Pan Kot? Jak ci się udało go namówić do ruszenia tyłka z łóżka?
- No miałem trochę problemów – dotknął ręką świeżej rany na policzku w postaci czterech krwawych szram – ale jakoś udało mi się go przekonać.
- Wy chyba stoczyliście regularną walkę, co? – mruknął Gabriel podchodząc bliżej, po czym, zupełnie nie zwracając uwagi na współpracownika, objął Michała i pocałował w ranę na policzku. – To żeby nie bolało tak bardzo.
- Już nie boli – Michał uśmiechnął się. – Ale co na to powie twój kolega?
- A zwisa mi to – odparł Gabriel, ale dla pewności odwrócił się w stronę współpracownika. Na szczęście tamten znowu schował się pod biurkiem, wciąż mamrocząc coś wściekle.
Gabriel wykorzystał to i pocałował Michała głęboko i namiętnie.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę.
- Ja też. Mam nadzieję, że nie będziesz miał problemów?
- Że do mnie przyjechałeś? – zdumiał się. - No skąd, nie ty jeden przyjeżdżasz.
- Nie o to. O to co Sznycel narozrabiał.
- Sznycel? To jego też wziąłeś??
- No. Bo Sznycel zawiózł śniadanie Igorowi, a Pan Kot tobie.
Gabriel roześmiał się.
- Niemożliwy jesteś, wiesz?
- Ale i tak mnie kochasz, nie?
- Oczywiście, że kocham i ty dobrze o tym wiesz – mruknął Gabriel i znowu pocałował Michała – To co takiego narozrabiał Sznycel?
- A nie wiem – Michał wzruszył ramionami – ale twój kumpel był cholernie wściekły. Właściwie to jeszcze jest – mruknął słysząc gniewne pomruki dochodzące spod biurka.
- No to musiało być coś porządnego, skoro aż wkurwił Marka. Jego zwykle jest trudno zdenerwować, nie mówiąc o doprowadzeniu do szewskiej pasji.
- No cóż, Sznycel zawsze miał talent od pakowania się w kłopoty. Ale dosyć gadania o nim. Zabieraj się za śniadanie. – odsunął się od biurka, dając Gabrielowi dostęp do krzesła. Ten posłusznie usiadł, pogłaskał Pana Kota po grzbiecie i zabrał się za jedzenie. Michał stał obok i czekając, aż ukochany skończy, zabawiał go rozmową. Na koniec zebrał wszystko co musiał i wyszedł, na odchodnym jeszcze całując Gabriela głęboko i namiętnie, po wcześniejszym upewnieniu się, ze jego współpracownik wciąż jest zajęty naprawianiem komputera i zupełnie nie zwraca na nich uwagi.
- No i jak tam Serdelek? – Spytał psa, który powitał go merdającym ogonem po powrocie do domu. – Byłeś grzeczny? – Pies szczeknął. – Nikt nie próbował nas okraść? – kolejne dwa szczeknięcia. – To dobrze. W nagrodę dostaniesz dodatkową porcję mięsa.
W tym momencie Sznycel przypomniał o sobie.
- Spoko, ty też dostaniesz. Dobrze się dziś spisałeś. Pan Kot tez dostanie – mruknął do drugiego z kotów – za to, że był taki dzielny i jednak wyszedł z domu.
Nałożył zwierzakom obiecane mięso i zabrał się za pracę, którą przerwał dopiero po powrocie pozostałych członków rodziny do domu. Jak można było się spodziewać, Igor był jeszcze naburmuszony, a pod wpływem podchodów Michała wygadał się, że Sznycel spodobał się wszystkim w klasie i na każdej przerwie musiał no stop o nim opowiadać i że wszyscy zapowiedzieli się z wizytą na najbliższy weekend. Gabriel z własnej woli opowiedział jakie plotki zaczęły krążyć po jego firmie. O kocie podróżującym w plecaku, drugim, szpanującym skórzaną kurtką i zwariowanym facecie z zielonymi włosami i uśmiechem od ucha do ucha. Na szczęście nikt z pracy Gabriela nie wpadł na pomysł żeby wpaść do nich i osobiście poznać bohaterów tych opowieści, które pod koniec dnia były tak bardzo ubarwione, że stały się niczym bajki opowiadane dzieciom przed snem.