Czarne majteczki 8
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 01 2011 13:18:23
Zachęcam do przeczytania również Czerwonych Majteczek autorstwa Niewiadomoco. (Jest to inna wersja - pisana z odmiennej perspektywy. ^__^)
Czerwona koperta migała na monitorze już w momencie, kiedy przyszedłem do pracy. Nie było w tym nic nadzwyczajnego. Zawsze miałem z rana skrzynkę pełną maili - najczęściej spamu i reklamówek, toteż nie zwróciłem na to uwagi. Zrobiłem sobie kawy, przejrzałem gazety leżące na biurku, podpisałem kilka zaległych dokumentów, zapaliłem papierosa i dopiero wtedy puknąłem kursorem w ikonę skrzynki mailowej. Spam. Spam. Spam. Po kolei przenosiłem wiadomości do kosza. Jedna prośba o autoryzację danych, - zostawiłem na później, dwie reklamówki programów, które mnie zainteresowały, również. Kolejna wiadomość była od Sully'ego. "Masz ochotę dziś wieczorem?", a pod tym reklama klubu gejowskiego "Katharsis" opatrzona dużym czerwonym bannerem - DZIŚ OTWARCIE -. Patrzyłem na maila przez chwilę z niedowierzaniem. Klub gejowski? Sully chyba zwariował!!! Nie ma mowy! Co za niedorzeczny pomysł!!! Aż mnie z krzesła uniosło. Klub gejowski... też mi... Jak ja jestem gejem, to on jest artysta baletowy! Nie, nie, nie, nie. Żadnych klubów, nie ma mowy! Zgasiłem papierosa i usiadłem ponownie, żeby wyrzucić wiadomość do kosza. Wtedy zadzwonił telefon. Nie spojrzałem, kto dzwoni.
- Oakley, słucham? - rzuciłem odruchowo
- Cześć słonko - odezwał się Sul po drugiej stronie - Pójdziesz ze mną, prawda?
- Jasne...
- Super! Powinienem być koło piątej, więc o szóstej możemy już iść. Na razie. Kocham cię. Pa!
I się wyłączył. Przez chwilkę przyglądałem się komórce z wyraźnym obrzydzeniem. Zgodziłem się. Co mnie napadło, żeby się zgodzić?! Nigdzie nie idę! Wybrałem numer Sully'ego, żeby mu to powiedzieć. "Abonent czasowo niedostępny, spróbuj ponownie" - oznajmił automat damskim głosem. Spróbowałem ponownie i usłyszałem to samo. No nic, dowie się jak wróci do domu. Ale jak wróci do domu, nastawiony, że idziemy, a ja mu powiem, że nie idziemy.... Źle. Przecież ja się nawet nie mam, w co ubrać!!!
- Niech cię szlag!!! - wrzasnąłem
- Za co? - Betty, sekretarka, która akurat weszła do pokoju, zbladła
- Nie, nie, nie ciebie. Przepraszam.
Podpisałem przyniesioną przez nią umowę i poczekałem aż sobie pójdzie. Puknąłem jeszcze raz w maila z reklamą. Nie było tam żadnych wskazówek, jak powinienem się ubrać. Zadzwoniłem do Sully'ego, ale automat mówiący "Abonent czasowo niedostępny" też nie miał żadnego pomysłu. Po chwili zastanowienia odwróciłem monitor tak, żeby wchodzący nie widzieli, co robię i wszedłem na pierwszy czat gejowski, który udało mi się znaleźć. Bez wstępów przystąpiłem do interesującej mnie kwestii: Jak powinienem się ubrać na otwarcie nowego klubu? Odpowiedzi były różne: elegancko, normalnie, seksownie, nago itd. Ktoś uczynny wkleił mi w końcu linka. Puknąłem w niego i znalazłem reportaż z otwarcia jakiegoś klubu na przedmieściach Chicago. Zachłannie wpatrywałem się w zdjęcia ludzi, starannie omijając przy tym kobiety. Faceci ubrani byli tak różnie, jak różne były odpowiedzi na moje pytanie,. Nikogo nago nie dostrzegłem. Przeważały eleganckie spodnie i koszule, ale były też jakieś upiornie obcisłe krótkie spodnie, jakieś gatki z cekinami, gołe brzuchy, gołe ramiona i tak dalej. Ogólnie nic, co miałbym w szafie. Przydałyby się jakieś zakupy.
Nie byłem na miejscu koniecznie niezbędny, wyszedłem z pracy koło drugiej i od razu pojechałem do miasta. Samochód zostawiłem na podziemnym parkingu jednego z domów handlowych i ruszyłem na obchód sklepów. Spodobały mi się jedne dżinsy, które natychmiast kupiłem, a później trafiłem na coś, o czym właśnie myślałem. Na wystawie jednego z salonów dostrzegłem manekina w lakierowanych czarnych spodniach. Wszedłem do środka i przyjrzałem im się bliżej. Nie były ani koszmarnie drogie, ani specjalnie wymyślne, nadawały się w sam raz, więc kiedy całkiem ładna sprzedawczyni zapytała mnie, w czym może pomóc, zażądałem spodni do przymierzenia. Zniknęła za ladą przerzucając ubrania, po czy wynurzyła się z przepraszającym uśmiechem
- Niestety, same duże rozmiary. Od L w górę
- A te? - wskazałem na manekina - Powinny być na mnie dobre...
- To są właśnie Lki, ale mogę pokazać jeśli chcesz...
Chciałem. Wisiały na mnie jak czarny lakierowany worek. Szkoda, nie widziałem nigdzie indziej nic podobnego.
- Mam mniejsze, ale czerwone - oznajmiła triumfalnie ponownie niknąc za ladą - Pokazać?
Czerwień nie była nawet wybitnie jadowita.
- Ale te będą na mnie za małe - oznajmiłem autorytatywnie, przykładając spodnie do pasa
- To jest Mka, powinny być dobre
- Nie będą - mruknąłem, ponownie wchodząc do kabiny.
Z powątpiewaniem zacząłem się wbijać w czerwony lakier. W udach spodnie były obcisłe niczym druga skóra, niżej kolan rozchodziły się tak szeroko, że zasłaniały całe buty. W biodrach, do dopięcia się brakowało mi dobrych pięciu centymetrów.
- Nic z tego - oznajmiłem wychodząc z kabiny
- Jak to nic, przecież one się ciągną, a świetnie leżą. Wciągnij brzuch - zakomenderowała, więc posłusznie wziąłem głęboki wdech. Z trudem, bo z trudem dopięła guzik i dociągnęła zamek.
- No widzisz! Bosko wyglądasz!
- Ciasno... - sapnąłem
- Ułożą się.
- Mam nadzieję, bo nie mogę oddychać... - jęknąłem przeglądając się w lustrze. Naprawdę wyglądały nieźle. Nie przepadam za biodrówkami, zwłaszcza takimi, kończącymi się bardzo nisko, ale co tam. Niech będzie Sully'emu, na pewno mu się spodobają. - Jeszcze coś na górę...
- Myślisz o czymś konkretnym?
- Nie, żeby pasowało..
- Jakaś impreza się szykuje? - spytała lekko, odwracając się do regału z koszulkami
- Otwarcie klubu. "Katharsis" mu, czy jakoś tak
- Uhum, słyszałam o nim...
W sklepie spędziłem dobra godzinę przesmradzając i pozując na upierdliwego klienta. Wyszedłem wreszcie z czerwonymi spodniami, białą krótką bokserką i czarną koszulą z krótkim rękawem, biedniejszy o niemal trzysta dolców, ale za to odprowadzany radosnym uśmiechem sprzedawczyni.
Do domu dojechałem o wpół czwartej, wziąłem prysznic, zamówiłem pizzę, po czym ubrany jedynie w ręcznik na biodrach zasiadłem przed telewizorem w salonie. Dostawca nie zdziwił się, gdy mu otworzyłem, więc dorzuciłem do rachunku niezły napiwek, niech się chłopak cieszy. Stanley wrócił pół godziny po mnie, zżarł kawałek pizzy i poszedł do siebie, parę minut po piątej wreszcie zjawił się Sully.
- I jak? - spytał przytulając się do moich pleców
- Nijak - odparłem zgodnie z prawdą
- Nastawiony psychicznie na wyjście?
- Nie wiem - wzruszyłem ramionami, sięgając po papierosy leżące na ławie
- Jak nie wiesz?
- Właściwie nie chciałem iść - westchnąłem, zaciągając się głęboko - Twój telefon mnie ogłuszył. Chciałem oddzwonić, że nie idę, ale wyłączyłeś komórkę...
- Właśnie, dlatego wyłączyłem - roześmiał się - Domyśliłem się, że tak zareagujesz, więc wolałem się zabezpieczyć...
- Wredny - dmuchnąłem mu w twarz dymem
- Zapobiegawczy - sprostował - No, to biegaj się ubrać. Mam nadzieję, że masz coś ładnego...
- Coś tam znajdę- ruszyłem powoli w kierunku schodów
Spodnie tym razem dały się ubrać nieco łatwiej. Mając w pamięci walkę z nimi w przymierzalni, zrezygnowałem z bokserek na rzecz slipów, których nienawidzę, chociaż i tak miałem problemy, bo upiorne gacie wciąż wystawały nad pasek. Taaa... Sully bardzo by się ucieszył, gdybym nie miał na sobie bielizny. Nie ma głupich. Wreszcie upchnąłem się jakoś w paskudnie ciasny lakier i poszedłem do łazienki. Nie miałem nastroju na wymyślne fryzury, więc po prostu związałem włosy czarną gumką. Po chwili namysłu powpinałem sobie również kolczyki - dwa w lewe ucho, jeden w brew i jeden w nos. Przyjrzałem się krytycznie kasetce, w której spoczywało jeszcze kilka takich - jak ja mogłem kiedyś nosić je wszystkie? Pół kilo złomu na twarzy! Chociaż... - pokazałem język swojemu odbiciu w lustrze - kolczyk w języku nie byłby taki zły.. - roześmiałem się na myśl o reakcji Sully'ego. Trzeba to będzie przemyśleć. Przez chwilę zastanawiałem się nad butami, ale doszedłszy do wniosku, że i tak nie będzie ich widać spod spodni, zdecydowałem się na zwykłe adidasy. Na koszulkę i koszulę narzuciłem jeszcze skórzana kurtkę i chyłkiem przemknąłem do pokoju Sullyvana. kiedy wszedłem, akurat pochylał się, sznurując buty. Zgrabny tyłek - pomyślałem, tylko po to, by ochrzanić sam siebie - O czym ja myślę!
- Ślicznie wyglądasz - Sul odwrócił się i cmoknął mnie w czoło - Nie wiedziałem, że masz w szafie coś takiego - gestem polecił mi się obrócić
- Nie miałem - mruknąłem - Dopiero dziś kupiłem...
- Mogłeś zadzwonić, poszedłbym z tobą, może bym ci coś doradził - pokręcił głową
- Nie mogłem - dźgnąłem go palcem w pierś - Nie. Było. Cię. I. Miałeś. Wyłączony. Telefon.
- No tak, faktycznie. Przepraszam...
- Zresztą, poradziłem sobie. Nie wiedziałem, że tak się ubierasz....
Miał na sobie dopasowane, skórzane spodnie, kilka tonów ciemniejsze od moich i czarną koszulkę bez rękawa. Na wierzch założył czarny płaszcz.
- Jeszcze dużo rzeczy o mnie nie wiesz. Poczekaj, zadzwonię po taksówkę... - przez chwilę rozmawiał przez komórkę, odwrócony plecami do mnie.
- Myślałem, że jedziemy samochodem - skrzywiłem się
- Jedziemy, ale nie naszym. Ja mam zamiar wypić drinka, ty pewnie zresztą też. Poza tym na pewno nie będzie gdzie zaparkować i wolałbym nie zostawiać auta w nocy w mieście...
- No tak - poddałem się - To idziemy?
- Idziemy.
Klub nie znajdował się w samym centrum, toteż przejażdżka żółtym mercedesem, prowadzonym przez około pięćdziesięcioletnia kobietę trwała dobrych kilkanaście minut. Przed wejściem, opatrzonym migającym, czerwono - niebieskim laserowym neonem zgromadził się już spory tłumek. Przeczekałem, kiedy S.J. płacił za taksówkę, po czym zagłębiliśmy się w barwne zbiegowisko. Sul zapłacił za wejście i strażnik o wyglądzie goryla najpierw obmacał mnie, czy nie wnoszę jakichś ostrych przedmiotów, a potem przybił mi na nadgarstku pieczątkę z jakimiś cyferkami. Hawk pociągnął mnie do przyciemnionego, zadymionego już wnętrza. Pomieszczenie, w jakim się znaleźliśmy było ogromne, które to wrażenie potęgowało jeszcze lustro zajmujące całą jedną ścianę. W środku, przy ogłuszającej, rytmicznej muzyce bawiło się już jakieś dwieście osób, a nowi goście wciąż napływali. Na ścianie naprzeciw wejścia znajdował się długi, niklowany kontuar, a za nim dwóch barmanów, uwijających się przy nalewaniu drinków, Na prawo stało kilkanaście niskich szklanych stolików, otoczonych przez brązowe, skórzane kanapy, obsadzone już gwarnym towarzystwem. Parkiet taneczny jarzył się różnobarwnymi światłami, dwie klatki o lśniących prętach zamykały półnagich tancerzy, kelnerzy roznoszący drinki ubrani byli w białe koszule i krótkie czarne spodenki, spod których wystawała niemal połowa pośladków
- Nie zgub mi się - ryknął mi Sully do ucha, ciągnąc mnie za rękę w kierunku baru. Poczekał aż wdrapię się na stołek i zajął miejsce obok, przechylając się przez kontuar i krzycząc coś barmanowi na ucho. Odwróciłem się twarzą do sali i zapatrzyłem zachłannie na tłum. Jeden z facetów gapił się na mnie bezczelnie, kiedy spojrzałem na niego puścił do mnie oko i oblizał usta, więc czym prędzej popatrzyłem gdzie indziej. Przemknęło mi przez myśl, że całkiem dobrze wybrałem sobie strój,. We wnętrzu dominowała czerń i srebro. Skóra, lakier, ćwieki i łańcuchy. Moja biała koszulka w świetle ultrafioletowym aż biła po oczach. Barman dotknął mojego ramienia, stawiając przede mną niską szklaneczkę z oliwką nabitą na wykałaczkę i plastrem limonki. Spróbowałem. Martini było tak wytrawne, że ściągnęło mi policzki, Sul pił czystą whisky.
- Rozbierają cię wzrokiem - krzyknął mi do ucha, śmiejąc się
Popukałem się palcem w czoło na jego użytek, ale im bardziej się rozglądałem, tym bardziej okazywało się, że ma rację. Gdybym był sam, zaczynałbym się bać. Nagle kilka osób zbliżyło się do Sully'ego i zaczęli się witać. Przytulali się całowali w policzki. O Boże, ja jestem zazdrosny - przemknęło mi przez myśl, więc czym prędzej pochyliłem się nad swoim drinkiem, żeby tego nie widzieć.
- Kto to był? - spytałem chwile później, wykorzystując przerwę w muzyce i udając, że wcale mnie to nie interesuje
- Starzy znajomi - machnął ręką
Ponownie udałem, że nie zauważyłem, że mnie zbywa. Muzyka ryknęła na nowo, uniemożliwiając dalszą rozmowę.
- Idziesz potańczyć? - krzyknął mi po chwili Sul do ucha
Skinąłem głową i podążyłem za nim na parkiet. Lubiłem ten rodzaj muzyki, chociaż niekoniecznie to natężenie dźwięku. Tłum doprowadzał mnie do szału. S.J przytulił się do moich pleców, więc mogłem zamknąć oczy i dać ponieść się ogłuszającemu rytmowi. To było właśnie to, co zawsze lubiłem w dyskotekach. Nie wiem jak długo tańczyliśmy. Kiedy muzyka ustawała wracaliśmy do baru. Przy piątym czy szóstym Martini, poczułem, że muszę nieco zwolnić. Spojrzałem na zegarek. W migocącym barwnym świetle wskazówki wskazywały piętnaście po pierwszej. Tłum zaczął się przerzedzać. Wróciliśmy na parkiet już w nieco mniejszym tłoku. Tańczyłem dalej z zamkniętymi oczami, unosząc ręce do góry czując, co jakiś czas przelotny dotyk Sully'ego
- Idę do łazienki - krzyknął mi do ucha w pewnym momencie. Skinąłem głową nie otwierając oczu. Tańczyłem dalej. Poczułem, kiedy wrócił. Objął mnie od tyłu ręką w pasie, wymuszając nieco większe niż dotychczas kołysanie w biodrach, poddałem się i pozwoliłem prowadzić, uśmiechając się lekko. Nagle ktoś chwycił mnie za nadgarstek i szarpnął mocno. Zawirowałem, zawirowało mi w głowie. Przytrzymałem się ramion tego kogoś i otworzyłem oczy. Sully.
- Rany, myślałem, że to ty! - jęknąłem
Przede mną stał zupełnie obcy facet. Wysoki, nieco wyższy od S.J, nieco szerszy w ramionach. Ciemnoblond włosy miał krótko przycięte i postawione na sztorc, przy dużej ilości żelu. Ubrany był w jasne lniane spodnie i zieloną koszulę, na nogach miał kowbojki. Uśmiechał się szeroko. Zdążyłem zauważyć to wszystko, zanim Sully stanowczym ruchem odsunął mnie za swoje plecy.
- Przepraszam, nie wiedziałem, że jest twój - jakaś ulotna nutka obcego akcentu zadźwięczała w ciszy, kiedy utwór się skończył
- No to teraz już wiesz! - odwarknął Sul, mało delikatnie ciągnąc mnie za rękę w stronę baru - Co ty wyprawiasz? - krzyknął mi do ucha, bo muzyka ponownie ruszyła
- Myślałem, że to ty! - powtórzyłem
- Zostawiam cię na dwie minuty, a ty już się dajesz poderwać obcemu facetowi...
Minę musiałem mieć dziwna, bo po chwili dodał - No żartuję teraz...
- Wredny - jęknąłem, pokazując kelnerowi, że ma nam podać po jeszcze jednym drinku - Głodny jestem - stwierdziłem po kilkunastu minutach - Można tu coś zjeść?
- Tu nie, ale kawałek stąd jest pizzeria - wyjaśnił Sul - Chcesz iść?
Chciałem. Odebraliśmy z szatni nasze okrycia i wyszliśmy na chłodne, nocne powietrze. Sprzedawca w pizzerii nawet się nie zdziwił na nasz widok. Byliśmy o tej godzinie jedynymi klientami.
- Druga pizza w jednym dniu - mruknąłem - Przytyje mi się...
- To ci nie grozi. - roześmiał się Sul
- Jasne... słuchaj... ja naprawdę przepraszam, za tamto... myślałem, że...
- W porządku - przerwał mi - Rozumiem. Masz ochotę tam jeszcze wrócić?
Skinąłem głową, więc kiedy skończyliśmy wróciliśmy do klubu. Ochroniarz przy drzwiach sprawdził nasze, nieco już rozmazane pieczątki i wpuścił nas bez słowa. Muzyka wydawała mi się teraz dużo cichsza, nie trzeba było sobie wrzeszczeć do ucha, żeby cos usłyszeć. Kilka par kołysało się w tańcu na parkiecie. Cały bar był obsadzony, ławki również. Rozejrzeliśmy się i już gotowi byliśmy wychodzić, kiedy przed Sullyvanem wyrósł ten sam blondyn, który zaczepiał mnie na parkiecie. Sul już chyba odruchowo popchnął mnie za siebie
- Przestań - syknąłem do niego, ale mnie zignorował
- Nie ma miejsca, więc może przysiedlibyście się do nas? - zagaił wskazując na jeden ze stolików. Na brązowej kanapie siedział chłopak mniej więcej w moim wieku. - Lawrence jestem. Lawrence Grey. - wyciągnął rękę do Sully'ego. Przez chwile mierzyli się wzrokiem, po czym wreszcie Sul podał mu rękę
- Jason Hawk - przedstawił się - A to jest Patrick...
- Cześć miło mi - przywitałem się
Ruszyliśmy wszyscy w stronę stolika. Przesunąłem się do samej ściany, w narożnik kanapy. Sully usiadł obok mnie, natomiast Lawrence koło chłopaka, naprzeciw nas.
- To jest Albert von Hagen, mój kochanek - chłopak uniósł jedną, idealnie wymodelowaną brew na tak bezpośrednie oświadczenie, ale nic nie powiedział
- A to są Jason i Patrick
Podaliśmy sobie ręce nad stołem. Sully gestem przywołał kelnera. Stanowczo zaprotestowałem przeciw kolejnemu martini, więc S.J. zamówił dla mnie coś o nazwie "koktajl Lerby'ego" cokolwiek by to nie było. On sam z Lawrencem poprosili o whisky, natomiast Albert został przy czerwonym winie, które popijał z wysokiego kieliszka już w momencie, kiedy przysiadaliśmy się do stolika. Kiedy przybyły drinki już gadaliśmy w najlepsze. Albert był półtora roku starszy ode mnie, urodził się w Austrii, w miejscowości, której nazwa nic mi nie mówiła, i przyjechał do Nowego Jorku na studia. Poznał Lence'a, na uczelni. Z tego, co mówił wywnioskowałem, że Grey ma albo 29 albo 30 lat, zajmuje się grafiką i do biednych, bynajmniej nie należy. O sobie Albert mówił zwięźle. Koktajl, który Sully dla mnie zamówił okazał się być pysznym niebieskim płynem z różową pianką i parasolką. Chłapnąłem go jak sok - duszkiem i z lubością poprosiłem o następny. Sullyvan szturchnął mnie w bok oznajmiając, że mam przystopować, bo to jednak sokiem nie jest. Zgodziłem się. Mogłem przystopować, proszę uprzejmie.
- Jason - zagadnął nagle Albert - Miałbyś coś, przeciwko, jeżeli chciałbym zatańczyć z Patrickiem??
Zatchnęło mnie. Nagle zapragnąłem, żeby Sul powiedział, że ma przeciwko i to bardzo dużo...
- Cóż, jeżeli on się zgodzi, to proszę uprzejmie...
W tej sytuacji głupio było odmówić. Zapamiętałem, żeby później ochrzanić S.J., ale przyjąłem rękę podaną przez Alberta. Przecisnęliśmy się obok naszych drugich połówek i ruszyliśmy w stronę parkietu. Jak zaczną grać wolne ucieknę z krzykiem - pomyślałem sobie. Na szczęście nie zaczęli. Jakaś latynoska muzyka nie była szczególnie trudna, a Albert nie narzucał się z przesadną bliskością, za co w duchu byłem mu wdzięczny. Niemniej jednak, kiedy tylko muzyka ucichła podziękowałem i ruszyłem do stolika, powstrzymując się, żeby nie biec. Mój koktajl właśnie wylądował na stoliku. Łyknąłem sobie solidnie, muszę koniecznie dowiedzieć się, co jest w środku - przemknęło mi przez myśl
- Nie tak szybko - syknął Sully, uśmiechając się jednocześnie do Alberta
- Co szybko? - zdziwiłem się
- Nie pij tak szybko...
- Aha, no tak. Ok.
- No to może teraz ty pozwolisz? - Lawrence skłonił się leciutko przed Sullym. Obserwowałem ich natarczywie, bo taniec, który odstawiali odzywał mi się dreszczem w dole brzucha i byłem zwyczajnie zazdrosny. Ze mną Sul tak nie tańczył!!! Kiedy tylko wrócili do stolika chwyciłem S.J. za rękę i pociągnąłem do łazienki
- Co ty wyprawiasz? - spytałem tym razem ja
- Co wyprawiam? - zdziwił się, chyba nawet autentycznie
- Ten taniec! Wyglądaliście, jakbyście za chwilę mieli się na siebie rzucić!
- No cóż... to nie ja prowadziłem...
- No i co z tego? - założyłem ręce na piersi - Ze mną tak nie tańczyłeś!
Patrzył chwilę na mnie uważnie, po czym na jego ustach pojawił się lekki uśmieszek, który mi się natychmiast bardzo nie spodobał.
- Uhuuuu, ktoś tu jest zazdrosny....
- Wcale nie - zaprotestowałem
- Właśnie, że tak!
- Nie!
- No przyznaj się - uśmiechnął się złośliwie, robiąc krok w moją stronę. Cofnąłem się i poczułem za plecami ścianę. Oparł się o nią rękami, zagradzając mi drogę - No powiedz, że jesteś zazdrosny...
- Nie jestem, zostaw mnie!
Jego usta smakowały whisky i były lekko słone od potu. Nie protestowałem, kiedy pociągnął mnie w stronę jednej z kabin.
- Wiesz, łazienka w knajpie nie jest najromantyczniejszym miejscem - szepnąłem, pozwalając mu na rozpięcie moich spodni. Schodziły zadziwiająco łatwo, jak na trudność, z którą musiałem się w nie wbijać
- Uhum wiem - mruknął gdzieś w moje ramię, całując mnie po obojczykach. W jego dłoni pojawiło się maleńkie, białe pudełeczko - Nie pytaj... - dodał nabierając nieco zawartości na palce
- A jak poproszę żebyś przestał?
- Nie przestanę.
- A jak powiem, że nie chcę...? - spytałem, odwracając się i pochylając z rękami opartymi o ścianę
- Nie uwierzę ci - chuchnął mi w ucho ciepłym powietrzem.
Poczułem go w sobie lekko i miękko, jak jeszcze nigdy, przymknąłem oczy, rozkoszując się jego dotykiem. Poczułem jak ściąga mi gumkę z włosów, które po sekundzie opadły mi na twarz
- Zostaw - jęknąłem
- Tak, cię lubię bardziej - szepnął nieco przyspieszając. Westchnąłem z przyjemności
- Wredny jesteś...
- No, ale za to, jaki przystojny... i cały twój....
Na szczęście nikt nie wszedł do łazienki. Chociaż zamknęliśmy się w jednej z kabin, w środku łatwo nas można było usłyszeć. Z zewnątrz wszystko zagłuszała muzyka.
- Zaplanowałeś to - stwierdziłem z wyrzutem już po wszystkim, spłukując twarz zimną wodą. Ogniste rumieńce, które wykwitły mi na policzkach nic sobie nie robiły z moich zabiegów. Po Sullym nic nie było widać. Jak zwykle....
- Wcale nie! - zaprzeczył
- To skąd miałeś...to coś..
- Wazelina do ust - uśmiechnął się rozbrajająco
- Czyli jednak zaplanowałeś!
- Po prostu liczyłem się z możliwością - odparł wymijająco
- To trzeba było jeszcze pomyśleć o ręczniku - rąbnąłem go w ramię - Marzę o kąpieli!
- To w domu...
- A właśnie, gdzie jest moja gumka - wyciągnąłem rękę
- Gdzieś ją rzuciłem - rozejrzał się - Nie widzę...
- Szukaj!!!
Obszedł wszystkie kabiny prawie na kolanach, zajrzał pod kaloryfer, ale nie znalazł, skutkiem czego, kiedy wróciliśmy na salę, winę miałem wypisaną nie tylko na twarzy, ale i we włosach - nieco rozwianych przez erotyczne ekscesy. Byłem wściekły na Sullyvana i to tak wściekły, jak rzadko.
- Długo was nie było - oznajmił Lawrence z domyślnym uśmiechem
- Tak, straszna kolejka - odparł Sully, jak gdyby nigdy nic, po czym gestem zawołał kelnera.
Wytrąbiłem swój koktajl od razu i natychmiast poprosiłem o następny.
- Słońce nie tak szybko...
- Spadaj! - siłą powstrzymałem się od użycia bardziej dosadnego polecenia
Sul wzruszył ramionami, a Albert i Lence wybuchnęli śmiechem. O wpół czwartej wreszcie pożegnaliśmy się i wyszliśmy z opustoszałego lokalu. Sul usiłował złapać taksówkę, a ja przysiadłem na krawężniku i zapaliłem papierosa. Tego, że Hawk miał wszystko zaplanowane byłem tak pewien, jak tylko można. Teraz wyszedłem na dziwkę, a on się zachowywał, jakby nic się nie stało. Cholera! Któraś z taksówek zatrzymała się wreszcie. Sullyvan podszedł i pomógł mi wstać.
- Zostaw, sam pójdę! - warknąłem
- Tak, wiem - nie puścił mnie i słusznie, bo ziemia wybitnie odmawiała współpracy, kołysząc się i wirując przy każdym moim kroku. Aktualnie byłem zbyt wściekły, żeby docenić jego gest. W taksówce ostentacyjnie odsunąłem się na drugi koniec siedziska i nie odzywałem się. Odchyliłem głowę do tyłu i oparłem ją o zagłówek, zamykając oczy.
- Zapomniałem kurtki.... - oznajmiłem triumfalnie kilka minut później
- Mam twoją kurtkę. Nie przejmuj się.
- Aha. Dzięki. - warknąłem
Dalej jechaliśmy już w milczeniu. Obudziło mnie lekkie potrząśnięcie za ramię.
- Słonko, jesteśmy na miejscu - Sul otworzył moje drzwi i podał mi rękę pomagając wysiąść. Stanąłem na nogach i nagle coś z impetem uderzyło mnie w biodro. Ujrzałem świat z dziwacznej perspektywy i zorientowałem się, że leżę na trawniku przed domem. Taksówka odjechała a Hawk pomógł mi się gramolić z ziemi.
- No ładnie - zrzędził - Mówiłem, żebyś tak szybko nie pił
- Wcale szybko nie piłem - zaprotestowałem, pozwalając chwycić się pod ramię i pociągnąć w kierunku drzwi wejściowych. Chwilę zajęło Sullyvanowi otwarcie wszystkich trzech zamków. Puszczone drzwi trzasnęły zgoła niczym wystrzał armatni. Hawk szybko wepchnął mnie do swojego pokoju, nie bacząc, że lecę na łeb, na szyję na dywan i zamknął drzwi. Słusznie. Po kilku sekundach usłyszałem głos Stanleya
- Cholera, która jest godzina?
- Dziesięć po czwartej
- Musisz tak trzaskać?
- Drzwi mi się wymsnęły
- Idź spać... - ziewnięcie.
- Idę - odparł Sully, ale nic nie wskazywało na to, żeby się ruszył, choć na krok.
Próbowałem stłumić nagły wybuch śmiechu, kiedy wyobraziłem sobie jak musi wyglądać sytuacja na, zewnątrz, ale mi się nie udało.
- Jesteś z kimś? - spytał Stan podejrzliwie
- Jestem.
- Z kim?
- A czy ja ci się musze opowiadać, z kim sypiam?
- No tak... dobranoc
Nie mogłem się powstrzymać. Kiedy Sul wszedł do pokoju wyłem, piałem i płakałem ze śmiechu. Nie pomogło uciszanie, prośby groźby i inne takie. Uspokoiłem się dopiero, gdy po ciężkim boju z rozebraniem mnie, zostałem wepchnięty pod prysznic. Potem mokry położyłem się w pościeli i czekałem aż Sullyvan się wykąpie. Nie doczekałem się. Zasnąłem.