(nie) tylko przyjaciele 6
Dodane przez Aquarius dnia Wrze¶nia 15 2012 12:02:39
Część 6.
Mikołaj nie raz w swoim życiu czuł się obserwowany. Zdarzało mu się, że idąc ulicą swoim wyglądem zwracał uwagę zarówno płci pięknej jak i brzydkiej. Kobiety często się za nim oglądały, puszczały do niego oczka, uśmiechały się, a nawet składały niemoralne propozycje, z których nigdy jednak nie korzystał. Zdecydowanie wolał, kiedy oglądali się za nim młodzi, przystojni mężczyźni.
Ojciec Radka nie należaÅ‚, co prawda do nieatrakcyjnych, ale coÅ› w jego spojrzeniu mówiÅ‚o MikoÅ‚ajowi, że nie paÅ‚a do niego sympatiÄ…. I miaÅ‚ racjÄ™. GÅ‚owa rodziny WroÅ„skich miaÅ‚a swoje powody by posyÅ‚ać zÅ‚owrogie spojrzenia obcemu mężczyźnie, który jego zdaniem krzywdziÅ‚ jego syna. I choć Radek uprzedzaÅ‚, że ojciec może być nieco przerażajÄ…cy, MikoÅ‚aj nie przygotowywaÅ‚ siÄ™ do aż takiej wrogoÅ›ci z jego strony. Kiedy już wypytaÅ‚ MikoÅ‚aja o caÅ‚e jego dzieciÅ„stwo, rodowód, oceny od podstawówki aż po studia oraz upewniÅ‚ siÄ™, że chÅ‚opak nie pozostaje w konflikcie z prawem ani nie jest seryjnym mordercÄ… - gejem, usiÅ‚owaÅ‚ dobić go milczeniem wlepiajÄ…c w niego nienawistne spojrzenie. DoszÅ‚o do tego, że MikoÅ‚aj baÅ‚ siÄ™ poruszyć czy choćby odezwać. Z matkÄ… Radka też nie byÅ‚o Å‚atwo. Kobieta uÅ›miechaÅ‚a siÄ™ uprzejmie, ale jak do tej pory nie odezwaÅ‚a siÄ™ do niego ani sÅ‚owem, prócz zwyczajowego „dzieÅ„ dobry” na powitanie. Starszy brat Radka, PaweÅ‚, wydawaÅ‚ siÄ™ być obojÄ™tny na wszystko, choć i on zerkaÅ‚ na MikoÅ‚aja niechÄ™tnym wzrokiem. Szczęśliwie, MikoÅ‚aj znalazÅ‚ sprzymierzeÅ„ców w siostrze kochanka, Agnieszce, oraz jego mÅ‚odszym bracie Mateuszu, który nie odstÄ™powaÅ‚ MikoÅ‚aja na krok, co byÅ‚o nieco niepokojÄ…ce, ale wÅ‚aÅ›ciwie nie przeszkadzaÅ‚o to ani jemu ani Radkowi.
Już od progu Mikołaj został powiadomiony o tym, że śpi w pokoju gościnnym na parterze, jak najdalej od Radka i obaj mają bezwzględny zakaz wykradania się z pokoju po zmroku. Gdyby nie to, że starszy Wroński był całkowicie poważny mówiąc to, Mikołaj roześmiałby się w głos. Poczuł się nagle jak dziecko, które dostało szlaban, zgodził się jednak bez wahania. W końcu miał zrobić dobre wrażenie.
Podczas obiadu atmosfera nieco się rozluźniła i Mikołaj mógł sobie pozwolić na chwilę wytchnienia od niewygodnych pytań i złowrogich spojrzeń. Radek wolał jednak poigrać z ogniem i bez skrępowania przytulał się i całował Mikołaja, wzmagając tym samym irytację swojego ojca.
Mateusz twierdził, że Radek i starszy Wroński są podobni jak dwie krople wody, jednak pomimo wyglądu zewnętrznego Mikołaj nie widział między nimi żadnego podobieństwa.
- Nie martw siÄ™, niedÅ‚ugo zauważysz - uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ tejemniczo Mateusz. ChÅ‚opak byÅ‚ uroczy, podobnie zresztÄ… jak jego starszy brat, miaÅ‚ sÅ‚odkÄ…, dzieciÄ™cÄ… buziÄ™ okolonÄ… aureolÄ… jasnych blond wÅ‚osów. Pomimo swoich dwudziestu lat, wyglÄ…daÅ‚ zaledwie na piÄ™tnastolatka. ChÅ‚opak zdawaÅ‚ siÄ™ być zafascynowany MikoÅ‚ajem i spÄ™dzaÅ‚ z nim każdÄ… wolnÄ… chwilÄ™, co nie byÅ‚o zbyt bezpieczne zważywszy na fakt, że nowy „przyjaciel” brata miaÅ‚ sÅ‚abość do sÅ‚odkich chÅ‚opców. MikoÅ‚aj pomyÅ›laÅ‚ nawet, że gdyby nie byÅ‚ tak zadurzony w Radku, Mateusz na pewno znalazÅ‚by siÄ™ na jego liÅ›cie.
- Przynajmniej jest przystojny - stwierdził w końcu ojciec Radka, na chwilę zdejmując z Mikołaja złowrogie spojrzenie.
- Tato - Radek przewrócił oczami. - Przecież nie sypiałbym z pierwszym lepszym brzydalem.
- Brakuje mu tylko blond włosów i cycków, a wyglądałby jak twoja ostatnia dziewczyna - dodał Wroński.
- O tak, teraz chyba widzę podobieństwo - mruknął cicho Mikołaj, tak żeby tylko Mateusz mógł to usłyszeć. Teraz już wiedział, po kim Radek odziedziczył złośliwość i uszczypliwość. Nie wiedział czy śmieć się czy płakać, czy może błagać o litość na kolanach.
– Widzisz - uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ Mateusz. I tu MikoÅ‚aj zauważyÅ‚ kolejne rodzinne podobieÅ„stwo Å‚Ä…czÄ…ce ojca i obu synów. I choć jak dotÄ…d tylko raz widziaÅ‚ uÅ›miechniÄ™tego WroÅ„skiego, to nie mógÅ‚ siÄ™ pomylić, to byÅ‚ ten sam przecudny uÅ›miech, który MikoÅ‚aj widziaÅ‚, na co dzieÅ„ na ustach Radka, i ten sam, którym obdarzyÅ‚ go wÅ‚aÅ›nie Mateusz.
–
Boże Narodzenie spędzili w dość miłej atmosferze, jednak już pierwszej nocy złamali nałożony przez głowę rodziny zakaz wykradania się z pokoi po zmroku. Mimo, że Mikołaj nie zawinił, to i tak wiedział, że jeśli sprawa się wyda, to on za to odpowie. Radek, czy to z powodu chwilowej rozłąki, czy po to by dopiec ojcu, w środku nocy wymknął się ze swojego pokoju i jak rasowy złodziej zakradł się do łóżka kochanka. Mikołaj słysząc ciche skrzypnięcie otwieranych drzwi spodziewał się starszego Wrońskiego z siekierą, ale kiedy czyjaś ręka oplotła go delikatnie w pasie, a ciepłe drobne ciałko przylgnęło do jego pleców, wiedział już, że się pomylił.
- Co tu robisz? - spytał przez sen.
- Naprawdę myślałeś, że pozwolę ci tu spać samemu? - odpowiedział pytaniem Radek. - Jeszcze ktoś by mi cię porwał.
- Bardziej martwiłbym się, że twój ojciec wparowałby tu z wiatrówką.
- Ojciec nie ma wiatrówki - uspokoił blondyn. - W warsztacie trzyma tylko starą dziadkową fuzję i dubeltówkę - dodał po chwili.
- To miało mnie uspokoić?
- Nie sÄ… nabite.
- Ośmielę się wysnuć hipotezę, że gdyby cię tu zastał to naboje jakoś by się znalazły.
- Nie martw się, wstanę wcześniej i wymknę się zanim ktokolwiek zauważy - obiecał Radek.
- A co będziemy robić do tej pory? - zapytał Mikołaj uśmiechając się pod nosem. Dłoń Radka zsunęła się z piersi kochanka i powędrowała pod kołdrę, zatrzymując się jednak tuż nad czułym punktem. Mikołaj poczuł ciepły oddech kochanka na karku, zaraz potem wilgotny język Radka naznaczył ścieżkę na jego szyi.
- Może obudzimy ojca? - spytał Radek zmysłowym szeptem. Mikołaj nie bronił się zbyt długo. I tak miał już przerąbane, w końcu złamali świętą zasadę pana i władcy tego domy, a czy może być coś gorszego od tego? Jeden grzeszek w tę czy w drugą stronę nie zrobi różnicy. Odwrócił się do Radka i poddał się jego pieszczotom.
Obudził ich dźwięk migawki aparatu fotograficznego. Mikołaj podskoczył na łóżku. Radek przeciągnął się, przetarł oczy i usiadł.
- Co jest? - spytał zaspany.
- Przepraszam chłopaki, ale wyglądacie tak słodko, że musiałam zrobić wam zdjęcie- usprawiedliwiła się Agnieszka.
- Która godzina? - Mikołaj sięgnął po zegarek. Było w pół do dziesiątej.
- Ojciec już wstał? - zapytał Radek zaglądając przyjacielowi przez ramię.
- Owszem - odparła dziewczyna uciekając wzrokiem na boki.
- Chcesz nam coś jeszcze powiedzieć? - Radek dobrze znał siostrę, więc od razu zauważył, że Aga chce się z nimi podzielić czymś jeszcze.
- Chyba powinniście wiedzieć, że ojciec zajrzał tu rano. A potem poszedł do warsztatu i od dwóch godzin stamtąd nie wyszedł - powiedziała dziewczyna
- O cholera - zaklął Mikołaj. To tyle, jeśli chodzi o dobre pierwsze wrażenie.
Ubrali się szybko i opuścili pokój. Radek chciał pójść do ojca i załagodzić trochę szok, jakiego rodzić musiał doznać po tym, co zobaczył nad ranem, ale Mikołaj po zatrzymał.
- Pozwól mi pójść - poprosił.
- Chcesz iść do mojego ojca? Sam? - zdziwił się blondyn.
- A co w tym złego? - Mikołaj wzruszył ramionami. Radek przyglądał mu się przez chwilę intensywnie, po czym ujął jego twarz w dłonie i pocałował z uczuciem.
- Za co to? - spytał Mikołaj.
- Za wszystko- Radek uśmiechnął się się. - Idź bohaterze.
Mikołaj wślizgnął się do warsztatu. Ojciec Radka siedział za kierownicą starego Fiata 600 z 1952 roku, uśmiechał się lekko i gładził tapicerkę siedzenia pasażera. Mikołaj podszedł bliżej.
- Znasz się na tym, synu? - spytał starszy mężczyzna nie patrząc w jego stronę.
- Niestety nie - odparł zapytany.
- Kiedy mój ojciec zakładał ten interes, to było pierwsze auto, które tu naprawiał. Tak mu się spodobało, że odkupił je od poprzedniego właściciela. Strasznie się zadłużył by za niego zapłacić, zastawił nawet swój nowy warsztat, ale go kupił. Nigdy nie wyjechał nim z tego garażu.
- Dlaczego? - spytał Mikołaj.
- Bał się go uszkodzić - odparł Wroński.
- Proszę mi wybaczyć, ale to trochę...
- Głupie? - dokończył za niego starszy mężczyzna. Wysiadł z auta i stanął naprzeciw Mikołaja, opierając się plecami o drzwi.
- Troszeczkę - przyznał Mikołaj.
- Masz rację - zgodził się z nim Wroński. - Ale dzięki temu przetrwał aż do dziś w idealnym stanie.
- Ale nie widział nic poza tymi ścianami - stwierdził Mikołaj.
- Twierdzisz, więc że powinien wyjechać? Na zewnątrz, na drogę?
- Myślę, że taki był zamysł jego twórcy. To auto miało jeździć po świecie, a nie robić za mebel. Tak samo jest z dziećmi - Mikołaj odważył się podjąć temat. - Czasami trzeba im pozwolić na więcej, ruszyć w świat.
- Tak? - mruknął Wroński podejrzliwie mrużąc oczy.
- Poznawać nowe miejsca, zbierać doświadczenia. Jeśli zamknie się je w czterech ścianach tylko dlatego, że ktoś może je uszkodzić, będą po prostu powoli rdzewieć.
- Czy mi się wydaje, czy rozmowa schodzi na zupełnie inny temat?
- Czy nie chciałby pan porozmawiać o tym, co się stało rano? - spytał wprost Mikołaj.
- To znaczy o czym?
- Zdaje się, że widział pan mnie i swojego syna razem w łóżku.
- Owszem, widziałem.
- Nie chce pan o tym porozmawiać?
- Z tobą? - odpowiedział pytaniem.
- Tak, ze mnÄ….
- A ty chcesz o tym rozmawiać?
- Tak, chcÄ™.
- Dlaczego?
- Właśnie zauważyłem zdumiewające podobieństwo pomiędzy panem a Radkiem. Żaden z was nie chce słuchać wyjaśnień.
- Nie muszę ich słuchać, kiedy widzę wszystko jak na dłoni - odparł hardo Wroński.
- Problem w tym, że widzi pan to tylko z jednej strony, ze swojej. Może gdyby spojrzał pan na to z innej perspektywy, zrozumiałby pan.
- Wolałbym nie patrzeć na własnego syna z TWOJEJ strony. To chore!- Wroński skrzywił się z niesmakiem.
- Nie o to chodzi - MikoÅ‚aj już zaczÄ…Å‚ siÄ™ Å‚amać. Nie potrafiÅ‚ dotrzeć do Radka, a co dopiero do czÅ‚owieka, który go wychowywaÅ‚. – NaprawdÄ™ ciężko z wami rozmawiać - pokrÄ™ciÅ‚ gÅ‚owÄ…. Nie wiedziaÅ‚, co ma powiedzieć. WroÅ„ski przyglÄ…daÅ‚ mu siÄ™ przez chwilÄ™ w milczeniu i choć nie miaÅ‚ pojÄ™cia, co odbiÅ‚o jego synowi by wiÄ…zać siÄ™ z mężczyznÄ…, musiaÅ‚ jednak przyznać, że tej konkretny mężczyzna caÅ‚kiem nieźle siÄ™ prezentuje. Poza tym wyglÄ…daÅ‚o na to, że mu zależy.
- Chciałbyś się przejechać? - spytał sięgając do kieszeni po kluczyki.
- Pańskim autem? - upewnił się Mikołaj.
- Tak. Chcesz się przejechać?
- Pozwoli mi pan wyjechać nim z garażu?
Wroński skinął głową.
- Chyba bałbym się, że go uszkodzę - Mikołaj był sceptyczny co do tego pomysłu.
- Nie bądź tchórzem - Wroński uśmiechnął się złośliwie. - Poza tym, gdybyś nie zauważył, mam warsztat samochodowy. Ale widać to całe gadanie o pozwoleniu dzieciom wyruszyć w świat było tylko pustą gadką. Skoro boisz się poprowadzić to auto, to może lepiej zostaw je, niech umiera w samotności - powiedział, patrząc brunetowi prosto w oczy. Mikołaj nie wierzył własnym uszom. Czy ten człowiek rzucał mu wyzwanie? Jeśli dobrze myślał, to rozmowa wcale a wcale nie dotyczyła samochodu. Czyżby Wroński sprawdzał czy Mikołaj nadaje się na partnera dla jego syna?
- Gdzie jest haczyk? - spytał podejrzliwie Mikołaj.
- Jeśli go choćby zadrapiesz, to ci przyłożę - odparł Wroński poważnie. Oderwał się od auta, podszedł do Mikołaja, a że byli podobnego wzrostu ich twarze znajdowali się na tej samej wysokości. Wroński ciągnął dalej lodowatym tonem. - To samo tyczy się mojego syna. Jeśli go skrzywdzisz, jeśli choćby POMYŚLISZ o tym, znajdę cię na końcu świata, będę cię ścigał przez resztę mojego życia, a jeśli umrzesz pierwszy, znajdę twój grób, rozkopię go, wyciągnę twoje zwłoki i napluję ci w twarz. Rozumiesz? - patrzył mu prosto w oczy. Mikołaj zdołał znieść jakoś to spojrzenie, choć przyznał, że było ciężko.
- Poproszę kluczyki - wyciągnął dłoń. Wroński podał mu brelok z kluczami.
- W drogę - wyszczerzył zęby w uśmiechu i odszedł żeby otworzyć bramę. Mikołaj postanowił zaryzykować, choć wiedział, że stawia na szali przyszłość swojego związku. Nie miał jednak wyjścia, żeby mieć Radka, musiał pokonać jego ojca.
Mateusz jako pierwszy usłyszał warkot silnika. Wyjrzał przez okno akurat w chwili, kiedy auto dziadka wyjeżdżało z garażu. Za kierownicą siedział Mikołaj, a obok niego na siedzeniu pasażera Mateusz zobaczył swojego ojca.
- Radek! - krzyknął do brata z kuchni. Kiedy jednak nie dostał odpowiedzi, oderwał się od okna i pobiegł do salonu.
- Radek!
- Co?
- Ojciec i Mikołaj gdzieś pojechali.
- Co?! - odezwali się chórem Agnieszka i Paweł.
- Czym pojechali? - spytał starszy brat Radka. - Auto zabrała mama.
- Tym starociem z garażu - wyjaśnił Mateusz. - Mikołaj siedział za kierownicą.
- Wzięli łopatę? - spytał Paweł.
- A po co im niby łopata? - nie rozumiała Agnieszka.
- Gdyby ojciec chciał go zabić, wystarczyłby mu zwykły sznurek - stwierdził Mateusz.
- Ale bez łopaty nie wykopałby dołu, a zwłoki gdzieś musi ukryć - wyjaśnił Paweł.
- Jest zima, ziemia jest zamarznięta.
- Racja, złamałby łopatę.
- Rzeka też zamarzła.
- Na litość boskÄ…, o czym wy mówicie, chÅ‚opaki! – oburzyÅ‚a siÄ™ Agnieszka.
- Wyluzujcie! - przerwał im wreszcie Radek. - Przecież ojciec go nie zabije! Co w tym złego, że pojechał gdzieś z Mikołajem? Albo, że pozwolił mu prowadzić samochód dziadka, którego nigdy wcześniej nie pozwalał nikomu tknąć, choćby małym palcem... No dobra, to dziwne! Zadzwonię do niego - poderwał się z fotela. Nie sądził, żeby ojciec mógł zrobić Mikołajowi krzywdę, ale lepiej było się upewnić.
Auto świetnie się prowadziło, silnik wydawał miły dla ucha jednostajny warkot, koła połykały kolejne kilometry prostej, gładkiej drogi.
Wroński kątem oka obserwował Mikołaja. Chłopak świetnie sobie radził z samochodem, zupełnie jakby urodził się po to, by go prowadzić; w dodatku całkiem nieźle się prezentował za kierownicą. Komórka w jego kieszeni zadzwoniła lecz mężczyzna nie zareagował. Sygnał powtórzył się jeszcze kilka razy zanim wreszcie umilkł.
- To pewnie Radek - odezwał się Mikołaj zezując na ojca kochanka.
- Zapewne - odparł Wroński z podłym uśmieszkiem.
- Pewnie siÄ™ zastanawia gdzie jestem – podsunÄ…Å‚ brunet po chwili milczenia. MiaÅ‚ nadziejÄ™, że „teść” zrozumie tÄ… delikatnÄ… aluzjÄ™.
- Zapewne – odpowiedziaÅ‚ pasażer wesoÅ‚o.
- Nie ma pan zamiaru odbierać, prawda? - upewnił się Mikołaj.
- Żeby stracić cały ubaw? O nie! - roześmiał się Wroński. Mikołaj tylko skrzywił lekko wargi w niepewnym uśmiechu i skupił się na jeździe. Radek uprzedzał, że ojciec potrafi być podły dla kogoś, kto nie pasuje do jego wyobrażenia świata, ale w sumie nie był chyba aż taki zły.
- Chciałbym żeby pan wiedział, że nigdy nie zrobię nic, co mogłoby zaszkodzić Radkowi - powiedział Mikołaj.
- Wiem o tym, synu - przyznaÅ‚ WroÅ„ski i MikoÅ‚aj zauważyÅ‚, że to już drugi raz, kiedy ojciec kochanka nazwaÅ‚ go „synem”. Na dobrÄ… sprawÄ™ nie musiaÅ‚o to nic znaczyć, ale dawaÅ‚o mu odrobinÄ™ nadziei.
- Wiem o tym, ale co byłby ze mnie za ojciec, gdybym nie martwił się o swoje dzieci?
Milczeli przez chwilę, po czym ojciec Radka ponownie zabrał głos:
- Nigdy mu siÄ™ nie ukÅ‚adaÅ‚o z kobietami, wiÄ™c może z tobÄ… bÄ™dzie inaczej. A ja nie bÄ™dÄ™ musiaÅ‚ siÄ™ martwić, że zrobi dzieciaka jakiejÅ› pusto – gÅ‚owej, cycatej blond piÄ™knoÅ›ci i bÄ™dzie musiaÅ‚ siÄ™ z niÄ… ożenić.
- Do tego nie dopuszczę - zapewnił Mikołaj z uśmiechem.
- Chciałeś pogadać o tym, co się stało rano - Wroński postanowił wreszcie podjąć temat, na co towarzysz czekał z niecierpliwością od dłuższego czasu.
- Tak.
– BudzÄ…c siÄ™ rano, wiedziaÅ‚em, że Radka nie ma w pokoju. Dlatego od razu przyszedÅ‚em do goÅ›cinnego.
Mikołaj odetchnął głęboko i uznając, że najlepszą obroną będzie w tej chwili szczera spowiedź, zaczął niepewnie:
- Nie wiem, co pan widział, ale...
- Widziałem dwóch młodych mężczyzn, śpiących razem w łóżku. Nic poza tym - przerwał mu Wroński. - Wyglądaliście dość niewinnie, tak przytuleni do siebie. Pomyślałem sobie wtedy, że to właściwie nic strasznego, a przynajmniej nic, czego nie mógłbym pojąć. Co prawda kościół twierdzi, że homoseksualizm jest grzechem, ale ja nie jestem zbyt religijny - zaśmiał się krótko.
- Czy to znaczy, że nie ma pan nic przeciwko nam? - upewnił się Mikołaj czując, jak serce podskakuje mu radośnie.
- Oczywiście jest mi to nie w smak, ale dopóki mój syn jest szczęśliwy, jakoś wam to podaruję - odparł Wroński krzywiąc się nieznacznie.
- To znaczy, że nie muszę się już bać dubeltówki? - spytał na wszelki wypadek Mikołaj. Wroński roześmiał się w głos.
- Radek ci o niej mówił?
- Coś wspominał...
- Już dawno nie mam do niej naboi, nie masz się czym martwić.
- Dziękuję - powiedział Mikołaj poważnie. Nie miał na myśli dubeltówki czy przejażdżki. Ojciec Radka właśnie go zaakceptował, a to znaczyło, że dokonał niemożliwego. Postawił na swoim i utorował im obu drogę do szczęścia. Wielki ciężar z łoskotem spadł mu z serca.
- Wracajmy - zakomenderował Wroński. - Wszyscy pewnie się martwią - dodał, zerkając na uśmiechniętego od ucha do ucha kierowcę. Miał nadzieję, że dobrze robi.
Radek krążył po kuchni, co i rusz wyglądając przez okno. Siedzące wokół stołu rodzeństwo, w milczeniu śledziło każdy jego krok. Minęło sporo czasu odkąd ojciec zabrał Mikołaja na przejażdżkę. Próby dodzwonienia się do któregokolwiek z nich kończyły się fiaskiem i choć Radek wierzył święcie w to, że ojciec nie zrobiłby nikomu krzywdy, to zaczynał się martwić ich przedłużającą się nieobecnością. Kiedy po domu rozszedł się dźwięk otwieranych drzwi, wszyscy czworo rzucili się biegiem do przedpokoju. Mikołaj i Wroński właśnie weszli do domu, zajęci rozmową nie zauważyli zbiegowiska na korytarzu wejściu.
- Gdzie byliście, na litość boską?! - spytała wreszcie Agnieszka. Mężczyźni podnieśli wzrok.
- Dzień dobry wszystkim - przywitał się Wroński wieszając płaszcz w szafie.
- Mogliście nas uprzedzić, że gdzieś wyjeżdżacie! - Naskoczył na nich Mateusz.
- Albo odbierać telefony - wtrąciła Agnieszka.
- PaweÅ‚, zaprowadź auto do garażu. MikoÅ‚aj ma kluczyki – WroÅ„ski zwróciÅ‚ siÄ™ do najstarszego syna, nie wdajÄ…c siÄ™ w wyjaÅ›nienia.
- Jak się prowadzi? - spytał mężczyzna, odbierając klucze od Mikołaja.
- Całkiem nieźle, jak na antyk - uśmiechnął się zagadnięty.
- Szczęściarz! - prychnął Paweł lekceważąco, a lekki ledwo dostrzegalny uśmiech przemknął mu po ustach. Skoro ojciec pozwolił temu człowiekowi wsiąść za kierownicę swojego ukochanego auta, a obaj wrócili cali, zdrowi i uśmiechnięci, mogło to oznaczać, że albo się dogadali, albo w aucie nie było nic, czym można by zabić człowieka.
- Tato, mogłeś nas chociaż uprzedzić - zaczęła swoje Agnieszka.
- O czym? O tym, że chciałem się przejechać swoim własnym samochodem?
- To też. Ale nie porywaj w ten sposób ludzi!
- Mikołaj akurat nawinął mi się pod rękę, więc wziąłem go ze sobą - oznajmił spokojnie Wroński i po przyjacielsku klepnął Mikołaja w plecy. Radek milczał, wpatrując się w kochanla. Próbował wyczytać coś z jego twarzy, coś, co by świadczyło o tym, że on i ojciec się dogadali. Mikołaj również milczał, patrząc blondynowi prosto w oczy. Dopiero, kiedy dłoń Wrońskiego wylądowała na jego ramieniu, uśmiechnął się lekko.
- A niech mnie diabli! - powiedział głośno Radek. - Wy naprawdę się dogadaliście.
- Można tak powiedzieć - przyznał Wroński.
- Alleluja - westchnęła Agnieszka z ulgą, a Mateusz tylko się uśmiechnął pod nosem.
- A teraz zapraszam na śniadanie, szanownych panów, bo zdaje się, że rano o tym zapomnieliście - dodała Agnieszka, odwróciła się i zniknęła w kuchni. Mateusz i ojciec podążyli za nią, zostawiając Radka i Mikołaja samych.
- Co ci powiedział? - spytał Radek.
- Powiedział, że wyciągnie mnie z grobu i napluje mi w twarz, jeśli cię skrzywdzę - odparł Mikołaj. - Najpierw jednak zagoni mnie na koniec świata, gdzie przy odrobinie szczęścia padnę ze zmęczenia i nie będę czuł, kiedy będzie kopać moje zwłoki.
- O tak, to do niego podobne - stwierdził blondyn. Mikołaj podszedł do kochanka i porwał go w ramiona, mocno przytulając. Radek objął go i westchnął z ulgą. Chciało mu się śmiać z samego siebie. Przecież wiedział, że Mikołaj sobie poradzi, a ojciec prędzej czy później będzie musiał zaakceptować ich związek, ale czuł wielką ulgę, że już jest po wszystkim i może bezkarnie obejmować ukochanego.
- Chodź, pewnie jesteÅ› gÅ‚odny – stwierdziÅ‚ i cmoknÄ…Å‚ MikoÅ‚aja w usta.
- Gdzie matka? - spytał Wroński przy śniadaniu.
- Pojechała do kościoła, tato. Dzisiaj drugi dzień świąt - wyjaśniła Agnieszka.
- Do kościoła?! Ileż można się modlić? Wczoraj jej nie wystarczyło?
- Nie każdy jest takim grzesznikiem jak ty, tatku.
- PowiedziaÅ‚a ta, co siedzi w domu zamiast towarzyszyć rodzicielce - odciÄ…Å‚ siÄ™ WroÅ„ski. – WiÄ™c dzieciaki, co zamierzacie dzisiaj robić? - spytaÅ‚ parÄ™ goÅ‚Ä…beczków, która gruchaÅ‚a sobie po drugiej stronie stoÅ‚u.
- Å»eby sobie odbić to poranne porwanie, zabieram MikoÅ‚aja na spacer po obiedzie – oznajmiÅ‚ Radek.
- Świetnie. Weźcie przyzwoitkę - uśmiechnął się wrednie Wroński.
- Nigdy w życiu - Radek idealnie skopiował jego minę.
- A może jednak?
- Tato, nie będziemy uprawiać dzikiego seksu w śniegu, na mrozie, więc daj sobie spokój - odparł spokojnie Radek. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, w końcu starszy Wroński skapitulował.
Tak jak zapowiedzieli, po obiedzie wyruszyli w drogę. Na przedmieściu nie było zbyt wielu rzeczy, które warto by zobaczyć, ale Radek chciał pokazać Mikołajowi tylko jedno konkretne miejsce. Przeszli kawałek chodnikiem, po czym zeszli na wydeptaną w śniegu ścieżkę. Kiedy cywilizacja ustąpiła miejsca gładkiej, białej połaci śniegu, Mikołaj wreszcie spytał:
- DokÄ…d idziemy?
– Jeszcze kawaÅ‚ek - odparÅ‚ Radek usiÅ‚ujÄ…c przekrzyczeć hulajÄ…cy po pustym polu wiatr.
– Wreszcie dotarli na wzgórze, z którego rozciÄ…gaÅ‚ siÄ™ widok na caÅ‚e przedmieÅ›cie. MikoÅ‚aj uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ oczarowany. Jak okiem siÄ™gnąć widziaÅ‚ skupisko maÅ‚ych domków poÅ›ród Å›niegu, w oknach bÅ‚yskajÄ…ce kolorowe Å›wiateÅ‚ka i udekorowane choinki, dym wylatujÄ…cy z kominów. Obrazek jak żywcem wyjÄ™ty ze Å›wiÄ…tecznej opowieÅ›ci.
- Piękne! - powiedział Przez materiał rękawiczki poczuł dotyk. To Radek złapał go za rękę. Mikołaj spojrzał na niego. Blondyn opatulony szalikiem aż po sam nos, tępo wpatrywał się w śnieg pod swoimi stopami.
- Co się stało? - zapytał Mikołaj. Radek od rana dziwnie się zachowywał, był jakiś rozkojarzony i nieobecny, jakby myślami był zupełnie gdzie indziej. W końcu jednak mocniej ścisnął dłoń Mikołaja i powiedział coś, czego przyjaciel nie dosłyszał przez grubą warstwę szalika oplatającego jego twarz. Mikołaj usłyszał tylko jego głos, niestety słów już nie.
- Co mówisz? – spytaÅ‚. Nie wiedziaÅ‚ dlaczego, ale wydawaÅ‚o mu siÄ™, że coÅ› mu wÅ‚aÅ›nie umknęło. CoÅ› ważnego, co powinien byÅ‚ usÅ‚yszeć. Radek spojrzaÅ‚ na niego. Bardzo dÅ‚ugo patrzyÅ‚ mu w oczy, jakby oczekiwaÅ‚ odpowiedzi, albo jakiejkolwiek reakcji ze strony kochanka. Kiedy jej jednak nie dostaÅ‚, odwróciÅ‚ siÄ™ na piÄ™cie i skierowaÅ‚ z powrotem do domu, ciÄ…gnÄ…c za sobÄ… przyjaciela. MikoÅ‚aj baÅ‚ siÄ™ zapytać. BaÅ‚ siÄ™ usÅ‚yszeć „żegnaj”, choć przecież nie wiedziaÅ‚ czy to na pewno miaÅ‚o być wÅ‚aÅ›nie to sÅ‚owo. Szli w milczeniu, trzymajÄ…c siÄ™ za rÄ™ce. Jedynym dźwiÄ™kiem, jaki zagÅ‚uszaÅ‚ ciszÄ™, byÅ‚ skrzypiÄ…cy pod ich butami Å›nieg.