Zaparz mi herbat臋 18
Dodane przez Aquarius dnia Wrze秐ia 08 2012 12:37:51
Rozdzia艂 贸smy - Obietnice, kt贸rych nie chcia艂bym spe艂ni膰.


My艣lenie i analizowanie nigdy nie by艂o mocn膮 stron膮 Roberta i ch艂opakowi to nawet nie przeszkadza艂o. Nie przepada艂 za 艁ukaszem i Sebastianem, bo zupe艂nie nie potrafi艂 poj膮膰, jak facet mo偶e spa膰 z facetem, jednak mimo to nic w zwi膮zku z tym nie robi艂. Rzucanie uszczypliwych tekst贸w nie by艂o w jego stylu, a przynajmniej robienie tego zbyt cz臋sto. Poza tym nie chcia艂 podpa艣膰 Anecie. Ona ich lubi艂a, czego Robert nie potrafi艂 zrozumie膰. Ale te偶 nie musia艂 si臋 z ni膮 zgadza膰 we wszystkim. Nie mia艂 problemu z jej znajomymi, zw艂aszcza 偶e z oczywistych wzgl臋d贸w 偶aden jej nie podrywa艂, chocia偶 nie przepada艂, kiedy Aneta chcia艂a go w to wszystko wci膮gn膮膰. Jak na przyk艂ad w Sylwestra.
– Uwa偶am, 偶e jednak powinni艣my tam i艣膰 – uzna艂a na kilka dni przed imprez膮. – Tam musi by膰 chocia偶 jedna dziewczyna, bo jak si臋 w jednym pomieszczeniu znajdzie pi膮tka facet贸w, w tym dw贸ch, kt贸rzy po pijanemu mog膮 zechcie膰 si臋 niepostrze偶enie poca艂owa膰, to sko艅czy si臋 jako jedno wielkie pole bitwy – oceni艂a. – Je艣li jeste艣my ich przyjaci贸艂mi, musimy pom贸c.
– Ja si臋 tam nigdy nie deklarowa艂em – wtr膮ci艂 ostro偶nie Robert. Co jak co, ale on ich przyjacielem na pewno nie by艂 a i nie mia艂 nawet takich ambicji.
– Jak chcesz – fukn臋艂a blondynka i Robert ju偶 wiedzia艂, 偶e na jego niewidzialnej li艣cie wykwit艂 ogromny minus i raczej pr臋dko nie zniknie. Ch艂opak nie lubi艂, kiedy jego dziewczyna by艂a wkurzona.
– Okej, w porz膮dku, co tylko chcesz. – Robert podni贸s艂 przed siebie r臋ce w ge艣cie „poddaj臋 si臋". Z do艣wiadczenia wiedzia艂, 偶e to jedyny spos贸b, by nie wywo艂a膰 d艂ugotrwa艂ej k艂贸tni.
– 艢wietnie. Uwielbiam ci臋!
Robert oczywi艣cie wiedzia艂, 偶e znowu go ustawia艂a jak chcia艂a. No ale przynajmniej dosta艂 buziaka na pocieszenie.
*
– O, jednak jeste艣cie – zdumia艂 si臋 艁ukasz, widz膮c u Sebastiana Anet臋 i Roberta. – Przemek, Dominik, Oskar, a to Aneta, Robert i Sebastian. – Ch艂opak szybko przestawi艂 sobie towarzystwo, wskazuj膮c wszystkich po kolei d艂oni膮.
Robert pomy艣la艂, 偶e chyba nie tylko 艁ukasz jest w tej rodzinie gejem, a przynajmniej takie w艂a艣nie odnosi艂 wra偶enie, patrz膮c na Oskara. Jaki normalny ch艂opak nosi rurki? No, muzykom mo偶na to akurat wybaczy膰, ale tak na co dzie艅? I jeszcze takie jaskrawe? Robert nie w艂o偶y艂by spodni w kolorze trawiasto zielonym cho膰by mia艂o go to kosztowa膰 偶ycie. Chyba, 偶e w jakim艣 kabarecie, ale na pewno nie na co dzie艅. W膮skie spodnie podkre艣la艂y szczup艂e cia艂o Oskara. Ca艂e szcz臋艣cie, 偶e nie mia艂 do tego obcis艂ej koszuli, bo Robert chyba nie wytrzyma艂by tego nat臋偶enia homoseksualizmu w jednym pomieszczeniu. Czerwony T-shirt z czarnym nadrukiem jako艣 da艂o si臋 znie艣膰. Robert zacz膮艂 naprawd臋 docenia膰 fakt, 偶e zar贸wno 艁ukasz jak i Sebastian na pierwszy rzut oka zupe艂nie nie wyr贸偶niaj膮 si臋 z t艂umu. A przynajmniej nie swoim ubiorem.
– Hej. – Oskar przywita艂 si臋 z ka偶dym po kolei z nie艣mia艂ym u艣miechem. Dziwne. Z tego, co 艁ukasz raz po raz wspomina艂, Oskar raczej nie nale偶a艂 do ludzi, kt贸rzy chodz膮 ze spuszczonymi oczami.
– Cze艣膰! – Dominik by艂 weselszy, ale paradoksalnie wcale nie przypad艂 Robertowi bardziej do gustu. Spojrzenie, jakim obdarzy艂 Anet臋, mierz膮c j膮 od st贸p do g艂贸w, szybko zniech臋ci艂o do niego jej ch艂opaka. Zerkn膮艂 wi臋c na Dominika z wyuczon膮 min膮 „ona jest moja i 艂apy precz!”. 呕eby nie by艂o w膮tpliwo艣ci, Robert obj膮艂 Anet臋 ramieniem.
– Siema. – Przemek wydawa艂 si臋 by膰 spoko. Ot, po prostu. Nie krzywi艂 si臋, nie taksowa艂 Anety 偶ar艂ocznie wzrokiem, a po prostu u艣miechn膮艂 si臋 serdecznie do obojga i u艣cisn膮艂 im r臋ce.


Kuzyni 艁ukasza przyj臋li Sebastiana podobnie. Ot, cz艂owiek, znajomy ich kuzyna, posiedz膮 u niego, pogadaj膮, po艣miej膮 si臋, b臋dzie fajna zabawa, a potem wyjd膮 i tyle go widzieli. Mo偶e jeszcze los ich kiedy艣 ze sob膮 zetknie i b臋d膮 mieli kompana do picia. Nie wi臋cej.
Oczywi艣cie wszyscy trzej si臋 cholernie w tym os膮dzie pomylili.


Aneta czasami m贸wi艂a, 偶e Robert jest cz艂owiekiem bardzo prostym. Robertowi za艣 zupe艂nie to nie przeszkadza艂o, poniewa偶 nigdy nie mia艂 aspiracji do bycia kim艣 skomplikowanym. Z艂o偶onej osobowo艣ci nie uwa偶a艂 za zalet臋. Je艣li m贸wi艂 „tak” to mia艂 na my艣li „tak” i nie uznawa艂 sytuacji, w jakiej mia艂oby by膰 na odwr贸t. Po co sobie komplikowa膰 偶ycie?
Cieszy艂 si臋, 偶e ma Anet臋. On sam nie rozumia艂 wielu rzeczy, wi臋c jego dziewczyna pomaga艂a si臋 mu odnale藕膰 w g膮szczu niezrozumia艂ych ludzkich zachowa艅. Czasami uwa偶a艂, 偶e Aneta przesadza. Dziewczyna lubi艂a reagowa膰 bardzo emocjonalnie. Robert stara艂 si臋 j膮 wtedy hamowa膰.
Funkcjonowali jak dobrze naoliwiona maszyna (przynajmniej wed艂ug Roberta, bo Aneta wola艂a u偶ywa膰 bardziej romantycznych metafor). Chodzili ze sob膮 od gimnazjum i zd膮偶yli si臋 ju偶 do siebie przyzwyczai膰. K艂贸cili si臋 艣rednio co miesi膮c – nietrudno dociec dlaczego – ale godzenie si臋 nigdy nie trwa艂o d艂ugo.
Ich rodzice dowiedzieli si臋 niemal偶e od razu o ich zwi膮zku, wi臋c Robert nie umia艂 oceni膰, czy ukrywanie si臋 by艂oby uci膮偶liwe. Z pewno艣ci膮 nie 艂atwe. Nie wg艂臋biaj膮c si臋 w wywody emocjonalne, Robert po prostu nie chcia艂by si臋 kry膰 ze swoim uczuciem. W ko艅cu to tak, jakby wstydzi艂 si臋 Anety!
Czasami rozmy艣la艂 nad zwi膮zkiem 艁ukasza i Sebastiana. Ich sytuacja by艂a tak niecodzienna, 偶e Robert wr臋cz nie m贸g艂 si臋 powstrzyma膰. Nigdy wcze艣niej nie my艣la艂 o homoseksualizmie, bo po co? Nawet je艣li gdzie艣 kto艣 co艣 wspomnia艂, to jednak nie by艂y to zbyt pochlebne opinie. Tym razem jednak nie da艂o si臋 nie my艣le膰, bo przecie偶 wszystko dzia艂o si臋 praktycznie przed jego nosem. Opinii o „normalnym” Sebastianie nie zd膮偶y艂 sobie nigdy wyrobi膰, bo ch艂opak wyj膮tkowo szybko zdecydowa艂 si臋 na coming out. „Normalnego” 艁ukasza Robert zna艂 jednak du偶o wcze艣niej. Normalnego, czyli kiedy jeszcze nie wiedzia艂, 偶e 艁ukasz r贸wnie偶 gra w innej lidze.
Robert musia艂 obiektywnie przyzna膰, 偶e nie widzia艂 kompletnie 偶adnej r贸偶nicy w 艁ukaszu „przed” i „po”. A przynajmniej nie takiej rzucaj膮cej si臋 w oczy. 艁ukasz wci膮偶 nie wyr贸偶nia艂 si臋 ubiorem ani zachowaniem, wiecznie chodzi艂 z nosem w szkicowniku, nadal by艂 nieco nie艣mia艂y. Chocia偶, jak si臋 nad tym zastanowi膰, to ostatnie si臋 akurat zmieni艂o do艣膰 znacz膮co. 艁ukasz by艂 zdecydowanie bardziej weso艂y i otwarty, ni偶 kiedy go Robert pozna艂. U艣miechni臋ty, wyluzowany, pewny siebie – a偶 mi艂o by艂o z nim usi膮艣膰 i pogada膰, bo zawsze si臋 cz艂owiekowi przy nim poprawia艂 humor. Tak jak i przy Sebastianie. A najbardziej to przy nich obu.
Byli w porz膮dku. Kiedy Robertowi zdarza艂o si臋 zapomina膰 o tym, 偶e oni s膮 razem, to naprawd臋 bardzo mi艂o sp臋dza艂 z nimi czas. U艣miechni臋ci, pe艂ni energii – w takim towarzystwie mo偶na by艂o odnale藕膰 ch臋膰 do 偶ycia.
Stan臋艂o na tym, 偶e Robert wci膮偶 nie trawi艂 homoseksualist贸w. Po prostu na t臋 dw贸jk臋 przymyka艂 oko.


– Robert, 偶yjesz? – Jaka艣 r臋ka pojawi艂a si臋 przed nosem ch艂opaka i zacz臋艂a wykonywa膰 ruch drgaj膮cy w fizycznym rozumieniu tego poj臋cia. Ch艂opak zamruga艂 oczami.
– Zamy艣li艂em si臋 – wyja艣ni艂 wolno.
Aneta za艣mia艂a si臋 偶yczliwie.
– To dobrze o tobie 艣wiadczy! Sebastian pyta艂, czy chcesz gra膰?
– W co?
– Sk膮d mam wiedzie膰? Pewnie w jak膮艣 gr臋! – odpar艂a Aneta, nie przejmuj膮c si臋 zupe艂nie faktem, 偶e jej odpowied藕 zupe艂nie nic Robertowi nie da艂a. Ch艂opak si臋 wi臋c musia艂 sam pofatygowa膰 i spyta膰, o co konkretnie chodzi.
Sylwester mija艂 w mi艂ej i spokojnej atmosferze, a przynajmniej tak si臋 zdawa艂o Robertowi. Nie podoba艂o mu si臋 co prawda spojrzenie, jakim obdarza艂 Anet臋 Dominik, jednak poza tym wszystko by艂o w porz膮dku. Na pocz膮tku atmosfera by艂a nieco dr臋twa, ale przy drugim piwie wszyscy ju偶 byli rozlu藕nieni, wi臋c i jako艣 milej p艂yn膮艂 czas.
Siedzieli na parterze, w du偶ym pokoju. Kuchni臋 odwiedzano raz po raz, 偶eby si臋gn膮膰 po co艣 do jedzenia. Ewentualnie te偶 po to, 偶eby zamieni膰 z kim艣 s艂贸wko na osobno艣ci.
– Je艣li Dominik nie przestanie si臋 na ciebie gapi膰, to mu wpieprz臋 – oznajmi艂 Robert, kiedy wraz z Anet膮 poszed艂 po picie.
– To nie o mnie tu chodzi. – Aneta machn臋艂a lekcewa偶膮co r臋k膮.
– 呕e co prosz臋? – Robert zdumia艂 si臋 szczerze, bo wed艂ug niego je艣li kto艣 si臋 na Anet臋 gapi艂, to raczej nie chodzi艂o o nikogo innego. Jak si臋 okaza艂o, dziewczyna mia艂a jednak inn膮 teori臋.
– Dominik chce wnerwi膰 Przemka – wyja艣ni艂a cierpliwie.
– A jak to si臋 ma do gapienia si臋 na tw贸j dekolt? – warkn膮艂 Robert z irytacj膮.
– Nie mam bladego poj臋cia, ale na pewno chodzi o co艣 mi臋dzy nimi – odpar艂a blondynka.
– To 艣wietnie, bardzo mi tym pomog艂a艣 – prychn膮艂 ch艂opak. – Wi臋c jak? Mam w takim razie wpieprzy膰 im obu? Nie ma sprawy! – Brunet roz艂o偶y艂 r臋ce.
– Nie! Trzeba si臋 dowiedzie膰, o co chodzi! – Aneta wywr贸ci艂a oczami, a po jej wypowiedzi ch艂opak niemal偶e zrobi艂 to samo. Czy偶by jego dziewczynie zn贸w si臋 uaktywni艂a ochota na zabaw臋 w ma艂ych agent贸w? No naprawd臋! Da艂aby sobie ju偶 spok贸j z t膮 wszechobecn膮 psychoanaliz膮.
– I co zamierzasz zrobi膰? – zapyta艂 zrezygnowany Robert.
Blondynka u艣miechn臋艂a si臋 tajemniczo.
– Nic. Tylko sta膰 tu i pods艂uchiwa膰 – za艣mia艂a si臋 cicho, podchodz膮c chy艂kiem do drzwi.
*
– Co im jest? – zapyta艂 zdumiony Sebastian, kiedy wraz z 艁ukaszem poszli na moment na g贸r臋, 偶eby zobaczy膰 c贸偶 znowu zdewastowa艂 Mruczek.
– Nie mam poj臋cia – odpar艂 szczerze 艁ukasz. – Ale ca艂a tr贸jka wygl膮da, jakby mieli si臋 zaraz na siebie rzuci膰 z pi臋艣ciami – mrukn膮艂.
– Oskar na Dominika, Przemek te偶 na Dominika, a Dominik na ich obydwu. Pok艂贸cili si臋 wcze艣niej?
– No Przemek z Dominikiem to mogli, bo przecie偶 razem mieszkaj膮, ale Oskar? Wiedzia艂bym przecie偶.
– Przemek i Dominik to bracia, tak? – upewni艂 si臋 Sebastian.
– Tak, tak. Wi臋c oni mog膮 si臋 k艂贸ci膰 dwadzie艣cia cztery na siedem. Ale ostatni raz jak si臋 we czw贸rk臋 spotkali艣my to mi臋dzy Dominikiem i Oskarem by艂o w porz膮dku… chyba – westchn膮艂 艁ukasz. – Szczerze, nie mam poj臋cia o co chodzi – przyzna艂.
Sebastian chrz膮kn膮艂 cicho, zastanawiaj膮c si臋, jak ubra膰 w s艂owa swoje my艣li.
– A Oskar to tak zawsze? – zapyta艂 wreszcie prosto z mostu.
– Hm… – 艁ukasz w pierwszej chwili nie wiedzia艂 jak zareagowa膰. – Chodzi o jego ubi贸r?
Sebastian kiwn膮艂 enigmatycznie g艂ow膮.
– No, ma ju偶 tak od d艂u偶szego czasu – odpar艂 艁ukasz.
– Mo偶e o to chodzi? – zasugerowa艂 Sebastian. – Rurki, kolorowe pasemka we w艂osach, grzywka na bok. Wida膰, 偶e paznokcie te偶 mia艂 pomalowane, ale niedawno zmy艂. I nie zdziwi艂bym si臋, gdyby mia艂 w kosmetyczce kredk臋 do oczu… – wymienia艂 d艂ugow艂osy. – Gdybym go spotka艂 na jakiej艣 imprezie, od razu bym my艣la艂, 偶e jest gejem – doda艂.
艁ukasz skrzywi艂 si臋, ale nie zaprzeczy艂. Nie by艂o jak. Jego kuzyn naprawd臋 oblecia艂 wszystkie subkultury po kolei i ostatnio stan膮艂 na niezdefiniowanym, emo-gotho-metroseksualnym czym艣. Przesta艂 si臋 co prawda deklarowa膰 jako gej, jednak nadal lubi艂 si臋 wyr贸偶nia膰. I nie wszystkim si臋 to podoba艂o.
– Nie mam poj臋cia, by膰 mo偶e masz racj臋 – odpar艂 z dystansem 艁ukasz. – Co艣 czuj臋, 偶e ju偶 nied艂ugo b臋dzie wielkie BUM mi臋dzy nimi i si臋 dowiemy, o co chodzi.
– Przy nas na pewno nie zaczn膮 si臋 k艂贸ci膰… – zauwa偶y艂 Sebastian.
– Aneta i Robert te偶 wyszli – spostrzeg艂 艁ukasz, ze schod贸w zerkaj膮c na wej艣cie do kuchni.
– Pods艂uchujemy? – zapyta艂 od razu Sebastian.
– No ba!
*
Kiedy w pokoju zosta艂y tylko trzy osoby, Przemek od razu odrzuci艂 joystick na poduszk臋 i zwr贸ci艂 si臋 w艣ciekle do brata:
– Pohamuj si臋 cz艂owieku, no kurwa! Ty my艣lisz, 偶e to nie wida膰, jak si臋 na ni膮 gapisz?!
– A co, zazdro艣cisz mi? – za艣mia艂 si臋 Dominik, zupe艂nie olewaj膮c brata.
– Wal si臋! – warkn膮艂 Przemek. Powiedzie膰, 偶e by艂 na Dominik z艂y, to ma艂o. By艂 wr臋cz w艣ciek艂y. – Jeste艣 obrzydliwy!
Tym razem pucu艂owaty ch艂opak nie pu艣ci艂 uwagi mimo uszu.
– Nie masz prawa mnie ocenia膰, panie 艣wi臋ty! – krzykn膮艂 roze藕lony. – Moja sprawa z kim chodz臋 i na kogo si臋 gapi臋!
– G贸wno prawda! To te偶 moja sprawa, je艣li m贸j brat ma czelno艣膰 umawia膰 si臋 z dwoma dziewczynami jednocze艣nie! A ka偶d膮 inn膮 jeszcze po偶era wzrokiem! Wstydu nie masz! – wykrzycza艂 Przemek. Nerwy mia艂 napi臋te jak struny od czasu, kiedy si臋 o wszystkim dowiedzia艂, ale a偶 do tego momentu nie pozwoli艂 sobie na otwarte wyra偶enie swoich uczu膰.
– Och, wyda艂o si臋! – za艣mia艂 si臋 Oskar wrednie, zerkaj膮c w stron臋 Dominika. – Kto艣 tu nie umie si臋 hamowa膰…! – zanuci艂 bynajmniej nie weso艂o.
– Nawet si臋 nie odzywaj! – zgasi艂 go pr臋dko Dominik. – Jeste艣 ostatni膮 osob膮, kt贸ra mo偶e mi prawi膰 mora艂y!
– Dlaczego? JA jestem na tyle przyzwoity, 偶e nie zni偶y艂bym si臋 do oszukiwania ludzi, na kt贸rych mi pono膰 zale偶y!
– Nie pono膰, tylko naprawd臋! – sykn膮艂 blondyn. – I nie u偶ywaj s艂owa „przyzwoity”, bo w twoich ustach brzmi to jak obelga!
– Czym moje usta si臋 r贸偶ni膮 od twoich?! Przynajmniej potrafi臋 szanowa膰 ludzi! – krzykn膮艂 Oskar, zaciskaj膮c gniewnie pie艣ci.
– Mo偶e tym, 偶e jest na nich b艂yszczyk?! – prychn膮艂 Dominik. – I, prosz臋 ci臋, daruj sobie wywody o szacunku, bo to, jak si臋 ubierasz, kompletnie przeczy definicji tego s艂owa.
– Dominik, ja ci臋 prosz臋…! – wtr膮ci艂 gro藕nie Przemek, ale Oskar odezwa艂 si臋 mimo wszystko.
– 呕e co prosz臋? A co ty masz do mojego ubioru?! W przeciwie艅stwie do ciebie, ja si臋 chocia偶 znam na modzie i odr贸偶niam bluzk臋 od worka na kartofle!
– Ta, jasne! A ta wiedza przydaje ci si臋 do tego, 偶e bez problemu mo偶esz si臋 ubra膰 jak m臋ska dziwka! Patrz, i chyba nawet ci si臋 to podoba! Taki by艂 tw贸j zamiar? – kpi艂 blondyn. – Za ma艂e portki eksponuj膮 tw贸j ty艂ek, wi臋c mo偶e jaki艣 peda艂 na to poleci, co?
– Dziewczynom te偶 si臋 to podoba, wi臋c nie zamierzam nic w sobie zmienia膰 – prychn膮艂 Oskar.
– O, wi臋c ju偶 przesta艂e艣 lecie膰 na ch艂opc贸w? – uda艂 zdumienie Dominik. – Ale zastan贸w si臋, czy na pewno tak od razu chcesz wraca膰 do dziewczyn? Nie lepiej poeksperymentowa膰 najpierw z pieskami, kotkami? Albo mo偶e mamy si臋 zrzuca膰 na operacj臋 zmiany p艂ci? Sukienki ci kupowa膰?
Oskar bez s艂owa rzuci艂 si臋 na swojego kuzyna z pi臋艣ciami. Dominik ju偶 by艂 na to przygotowany. Przemek w ostatniej chwili si臋 mi臋dzy nich rzuci艂, odsuwaj膮c ich od siebie na d艂ugo艣膰 wyci膮gni臋tych ramion.
– Nie no, kurwa, spok贸j! Zachowujcie si臋, do cholery jasnej, nie jeste艣my u siebie! – Przemek mia艂 t臋 przewag臋, 偶e by艂 od nich silniejszy, wi臋c jako艣 dawa艂 sobie rad臋 z trzymaniem ich na dystans.
– Sam s艂ysza艂e艣, 偶e skurwiel zacz膮艂! – krzykn膮艂 na swoj膮 obron臋 Oskar.
– Bo a偶 si臋 o to prosisz! – odparowa艂 Dominik.
Przemkowi pu艣ci艂y nerwy.
– Uspok贸j si臋, bo ciebie ju偶 si臋 normalnie s艂ucha膰 nie da! – warkn膮艂 w stron臋 swojego brata. – Wygadujesz tyle obrzydliwych rzeczy, 偶e a偶 uszy puchn膮! Nie wiem, jak ci to w og贸le mo偶e przez gard艂o przechodzi膰! – Ch艂opak by艂 co najmniej zdegustowany. – 呕eby to chocia偶 艣mieszne by艂o, ale nie! Mnie to ju偶 po prostu brzydzi!
– Ja tylko m贸wi臋, jak jest – prychn膮艂 Dominik.
Przemek prawie go za to uderzy艂.
– A ja ci m贸wi臋, 偶eby艣 przesta艂 chrzani膰 o peda艂ach, transach, zoofilach i innych pojeba艅cach, bo si臋 kurwa wszyscy razem wychowywali艣my i dorastali艣my w normalnych rodzinach! I ty bardzo, cholera, dobrze wiesz, 偶e 偶aden z nas dupska nikomu nie daje, wi臋c przesta艅 rzuca膰 tymi bzdurnymi 偶artami, bo nikt z nas nie ma ochoty s艂ucha膰 o takich zboczeniach! Lepiej si臋 zajmij w艂asnym 偶yciem uczuciowym, bo chyba ci si臋 rozlecia艂o, co? – krzykn膮艂 na ca艂e gard艂o, bo inaczej to ju偶 chyba do jego brata nie mo偶na by艂o dotrze膰.
Przemek ju偶 od pewnego czasu nie wytrzymywa艂 z w艂asnym bratem. Zacz臋艂o si臋 w chwili, gdy dowiedzia艂 si臋, 偶e Dominik ma dwie dziewczyny. Jednocze艣nie. I 偶e nic nie zamierza w zwi膮zku z tym zrobi膰, bo taki stan rzeczy mu jak najbardziej odpowiada.
Ch艂opak kompletnie nie rozumia艂 takiego post臋powania. Jak mo偶na kogo艣 tak chamsko oszukiwa膰? Ale Dominik nic sobie z jego s艂贸w nie robi艂 i nadal 偶y艂 w swoim utopijnym 艣wiatku, skacz膮c od jednej 艂adnej dziewczyny do drugiej. Przemek od d艂u偶szego czasu mia艂 ochot臋 mu za to wpieprzy膰. I to porz膮dnie.
– Rodzice wychowali nas na porz膮dnych ludzi. – M贸wi艂 to, w co wierzy艂. Nic jednak nie dociera艂o.
– Nie mieszaj si臋 do mojego 偶ycia, to ja nie b臋d臋 do twojego. – Dominik potrafi艂 w ten spos贸b uci膮膰 wszelkie rozmowy.
Nic dziwnego, 偶e Przemek w ko艅cu nie wytrzyma艂.


Aneta wci膮gn臋艂a Roberta za sob膮 do pokoju, tym samym ko艅cz膮c k艂贸tni臋. Oskar, Przemek i Dominik nie zamierzali wywleka膰 swoich spraw na 艣wiat艂o dzienne. Tylko w tej jednej chwili pu艣ci艂y im nerwy. Przemek podejrzewa艂, 偶e i tak ich krzyki by艂o s艂ycha膰 w ca艂ym domu, ale to jeszcze nie pow贸d, by k艂贸cili si臋 r贸wnie偶 bezpo艣rednio przy 艣wiadkach.
*
– 艁ukasz, ty p艂aczesz?
Na schodach oczywi艣cie ca艂a k艂贸tnia r贸wnie偶 by艂a doskonale s艂yszalna. Sebastian rozumia艂 z tego wszystkiego raczej niewiele, aczkolwiek kwintesencj臋 wy艂apa艂. Co prawda mo偶e dla Przemka te s艂owa wcale nie stanowi艂y meritum, jednak na 艁ukaszu odbi艂y si臋 bardziej, ni偶 jego nie艣wiadomy kuzyn m贸g艂by przypuszcza膰.
– Nie. – Faktycznie, ch艂opakowi 艂zy z oczu nie lecia艂y, jednak to chyba stanowi艂o jedyn膮 r贸偶nic臋, poniewa偶 dr偶a艂 w ramionach Sebastiana i chowa艂 twarz w jego szyj臋.
Oczywi艣cie nie stali ju偶 na schodach, bo 艁ukasz od razu zerwa艂 si臋 i polecia艂 na g贸r臋, byle tylko by膰 dalej od swoich kuzyn贸w. Sebastian pobieg艂 za nim, zamykaj膮c drzwi do swojego pokoju, 偶eby nikt im nie przeszkadza艂.
艁ukasz go potrzebowa艂.
– Uspok贸j si臋, to tylko g艂upie gadanie. – Sebastian sam nie wiedzia艂, co m贸wi, skupia艂 si臋 jedynie na przyciskaniu do siebie roztrz臋sionego bruneta. Jedn膮 r臋k膮 obejmowa艂 jego plecy, a drug膮 odruchowo po艂o偶y艂 na g艂owie ch艂opaka, przeczesuj膮c palcami jego kr贸tkie, br膮zowe w艂osy. – Przemkowi na pewno nie o to chodzi艂o. Nie pomy艣la艂.
– G贸wno prawda! – za艂ka艂 艁ukasz gorzko. – Powiedzia艂, bo tak uwa偶a.
– Ale nie ma poj臋cia, o czym m贸wi!
– Co z tego? – prychn膮艂 艁ukasz. – Wa偶ne, 偶e powiedzia艂 i 偶e w to wierzy!
Sebastian nie potrafi艂 wynajdowa膰 coraz to nowych argument贸w, patrz膮c na smutn膮 twarz swojego ch艂opaka. Pierwszy raz widzia艂 go w takim stanie. Jakby kto艣 mu wydar艂 serce i zostawi艂 mu pustk臋 mi臋dzy 偶ebrami.
– Wiesz, 偶e to bzdura – odpar艂 wreszcie, zbli偶aj膮c twarz do szyi 艁ukasza. Przytulaj膮c go w ten spos贸b, mia艂 wra偶enie, 偶e s膮 bli偶ej siebie, cho膰 tak naprawd臋 bli偶ej si臋 ju偶 nie da艂o.
– Ale oni s膮dz膮, 偶e to prawda – odpar艂 gorzko ch艂opak. Nadal dr偶a艂, jak gdyby jego wn臋trze zalewa艂o si臋 艂zami, cho膰 pozostawiaj膮c oczy suche.
Sebastian zaciska艂 pi臋艣ci. Cudem tylko hamowa艂 si臋, 偶eby nie zej艣膰 i nie obi膰 Przemkowi twarzy za te wszystkie s艂owa, kt贸re wypowiedzia艂. Niewa偶ne, 偶e chodzi艂o mu o co艣 zupe艂nie innego. Niewa偶ne, 偶e rozmowa mia艂a inny cel. Wa偶ne, 偶e mimo to powiedzia艂 rzeczy, kt贸re wdar艂y si臋 do serca 艁ukasza i pozostawi艂y na nim tl膮ce si臋, ogniste rany.
– S膮 idiotami – skwitowa艂 ze z艂o艣ci膮 Sebastian. Bo w jego mniemaniu tylko idioci mog膮 si臋 w taki spos贸b wypowiedzie膰 o kim艣, o kim nie maj膮 zielonego poj臋cia. Kim oni s膮, by ich ocenia膰? By nazywa膰 „zbocze艅cami”? By robi膰 psychoanaliz臋 na podstawie idiotycznych, nieprawdziwych przes艂anek?
– To moja rodzina. – I chyba ten fakt bola艂 艁ukasza najbardziej. Te same s艂owa s艂ysza艂 ju偶 wielokrotnie, ale nie z ust ludzi, na kt贸rych mu zale偶a艂o.
– Co wcale nie znaczy, 偶e maj膮 racj臋 – sprostowa艂 Sebastian.
– Kocham ich. Nie chc臋, 偶eby m贸wili o mnie… tak. – 艁ukasz wygni贸t艂 Sebastianowi koszulk臋 na wszystkie mo偶liwe sposoby, przytulaj膮c si臋 do niego coraz cia艣niej i cia艣niej. Jakby Sebastian by艂 ju偶 jego jedyn膮 ostoj膮.
– Skoro s膮 twoj膮 rodzin膮, to nie powinno mie膰 dla nich znaczenia z kim si臋 umawiasz na randki – prychn膮艂 d艂ugow艂osy.
艁ukasz spojrza艂 na niego gniewnie.
– Powinno, nie powinno! I co z tego?! My艣lisz, 偶e to takie proste? 呕e stan臋 w progu, przedstawi臋 im ciebie i rzuc臋: „skoro mnie kochacie to nie powinni艣cie mie膰 nic przeciwko”? I co, my艣lisz, 偶e ot tak przestan膮 si臋 patrze膰 na mnie krzywo?! Kurwa, na jakim 艣wiecie ty 偶yjesz?!
Sebastian zacisn膮艂 usta i w pierwszej chwili nic nie odpowiedzia艂. Je艣li 艁ukasz chce si臋 na nim wy偶y膰, to prosz臋 bardzo. Zamierza艂 by膰 grzecznym workiem treningowym.
艁ukasz jednak nie doda艂 nic wi臋cej. Patrzy艂 tylko zawzi臋cie na swojego ch艂opaka. Gniew powoli znika艂 z jego spojrzenia, za to przedziera膰 si臋 zacz膮艂 zwyczajny smutek. Sebastian naprawd臋 nienawidzi艂 tego wyrazu twarzy. 艢ciska艂 go za serce.
Do d艂ugow艂osego powoli zacz臋艂o dociera膰, 偶e mo偶e w gniewie 艁ukasza by艂o te偶 troch臋 jego winy.
– Przepraszam. Nie powinienem by艂 tak m贸wi膰. Rodzina jest dla ciebie czym艣 troch臋 innym ni偶 dla mnie – westchn膮艂 wreszcie ze skruch膮. On mia艂 przecie偶 tylko matk臋 i nigdy nie musia艂 si臋 martwi膰 o akceptacj臋. Nie mia艂o dla niego znaczenia, czy babcia z dziadkiem toleruj膮 go czy te偶 nie, bo nie by艂 z nimi emocjonalnie zwi膮zany prawie wcale. Oczywi艣cie mi艂o by by艂o, ale jednak jego relacje z rodzin膮 a relacje 艁ukasza to ca艂kowicie r贸偶ne sprawy.
Spojrzenie kr贸tkow艂osego z艂agodnia艂o.
– Ja te偶 przepraszam. Nie powinienem by艂 si臋 tak na ciebie rzuca膰. Chcia艂e艣 dobrze – mrukn膮艂 艁ukasz, przytulaj膮c ch艂opaka kr贸tko na zgod臋.
Sebastian jednak wyczu艂, 偶e brunet wcale nie jest jeszcze spokojny. Emocje wci膮偶 buzowa艂y mu pod sk贸r膮, po prostu stara艂 si臋 je maskowa膰.
Sebastian pomy艣la艂, 偶e 艁ukasz ma ostatnio wiele spraw do ukrycia. Zbyt wiele jak na jednego siedemnastolatka.
*
Sylwester jako艣 dobieg艂 ko艅ca, ale Sebastian naprawd臋 nie by艂 w stanie powiedzie膰, jakim cudem oby艂o si臋 bez ofiar w ludziach. Dziwnym trafem atmosfera po wielkiej k艂贸tni Przemka z Dominikiem oczy艣ci艂a si臋, cho膰 tylko powierzchownie. Sebastian nie mia艂 poj臋cia, jak to si臋 dalej potoczy mi臋dzy kuzynami 艁ukasza, jednak sam 艁ukasz odczu艂 to bardzo mocno i brunet wiedzia艂, 偶e skutki b臋d膮 d艂ugotrwa艂e.
Nie myli艂 si臋, rzecz jasna. Po powrocie do szko艂y 艁ukasz chodzi艂 sm臋tny i nachmurzony. Rysowa艂 wi臋cej ni偶 zwykle, a to odbija艂o si臋 na cz臋stotliwo艣ci spotka艅 pozaszkolnych z Sebastianem.
W pierwszym tygodniu po przerwie 艣wi膮tecznej ch艂opak narysowa艂 prace na wszystkie aktualne konkursowe tematy, a mimo to wci膮偶 chcia艂 wi臋cej.
– Nie masz jeszcze czego艣? – dopytywa艂 Agnieszk臋.
– Co ci si臋 sta艂o, 偶e masz taki zapa艂 do pracy? – zapyta艂a zdumiona kobieta, cho膰 niew膮tpliwie zadowolona z takiej postawy.
– Przed 艣wi臋tami ma艂o rysowa艂em. Chc臋 nadrobi膰 – wyja艣ni艂. Jasne, w grudniu szala艂 z Sebastianem. Umawiali si臋 tak cz臋sto, 偶e matka 艁ukasza chodzi艂a zdenerwowana i zarzuca艂a synowi, 偶e zaraz zapomni jak wygl膮da jego w艂asny dom.
Po Sylwestrze by艂o wr臋cz przeciwnie. 艁ukasz siedzia艂 popo艂udniami w pokoju, rysuj膮c i czasem si臋 nawet ucz膮c.
Sebastian czu艂 si臋 kompletnie odci臋ty od swojego ch艂opaka.
*
D艂uga przerwa idealnie nadawa艂a si臋 na kr贸tk膮, acz powa偶n膮 rozmow臋. Sebastian nie by艂 zbyt cierpliwym cz艂owiekiem, dlatego ju偶 w drugim tygodniu szko艂y dorwa艂 swojego ch艂opaka podczas dwudziestominut贸wki i oznajmi艂, 偶e nie pozwoli mu si臋 sp艂awi膰, dop贸ki ze sob膮 szczerze nie porozmawiaj膮.
– Odsuwasz mnie od siebie – stwierdzi艂, krzy偶uj膮c r臋ce na klatce piersiowej.
– Nieprawda. – Wzrok b艂膮dz膮cy po pod艂odze pokazywa艂, 偶e 艁ukasz sam nie wierzy艂 w swoje s艂owa.
– Buja膰 to my, a nie nas – odpar艂 Sebastian. Nie zamierza艂 patrzy膰 bezczynnie na to, jak ich zwi膮zek z dnia na dzie艅 rozpada si臋 coraz bardziej.
– Daj spok贸j, nic si臋 nie dzieje – westchn膮艂 艁ukasz.
– Nie, sk膮d偶e znowu. Po prostu odczu艂e艣 potrzeb臋 zamkni臋cia si臋 na cztery spusty w domu, 艂adowark臋 od telefonu zjad艂a ci mysz, wi臋c nie mo偶esz odpisywa膰 na moje SMS-y ani odbiera膰 telefonu, a kabel od komputera kosmici przelewitowali na Marsa. Dlaczego ja na to nie wpad艂em? – prychn膮艂 Sebastian, uruchamiaj膮c tryb „sarkazm”.
– Po prostu potrzebuj臋 troch臋 czasu dla siebie! – warkn膮艂 艁ukasz bezsilnie, wobec oczywistych zarzut贸w swojego ch艂opaka.
Sebastian spu艣ci艂 na moment g艂ow臋 i wzi膮艂 g艂臋boki oddech. Wreszcie spojrza艂 艁ukaszowi prosto w oczy.
– To nie mog艂e艣 mi po prostu o tym powiedzie膰? – westchn膮艂 艂agodnie. – „Seba, musz臋 przemy艣le膰 par臋 rzeczy, pozw贸l mi si臋 zamkn膮膰 w sobie na jaki艣 czas. Jak wyjd臋, to dam ci zna膰” – zaproponowa艂.
艁ukasz u艣miechn膮艂 si臋 wreszcie, cho膰 bardzo lekko, jedynie k膮cikiem ust.
– Seba, musz臋 przemy艣le膰 par臋 rzeczy, pozw贸l mi si臋 zamkn膮膰 w sobie na jaki艣 czas. Jak wyjd臋, to dam ci zna膰 – powt贸rzy艂. To dziwne, ale humor mu si臋 troch臋 poprawi艂, kiedy wydusi艂 z siebie te s艂owa. Nie chcia艂 by膰 nie w porz膮dku wobec Sebastiana, ale wcze艣niej nie wiedzia艂, co mu powiedzie膰, wi臋c po prostu wybra艂 taktyk臋 unik贸w. M贸g艂 jednak przewidzie膰, 偶e ta strategia nie podzia艂a na Sebastiana zbyt d艂ugo.
– Chodzi o Sylwestra, prawda? – westchn膮艂 d艂ugow艂osy, siadaj膮c na parapecie swobodnie. Wreszcie uda艂o mu si臋 porozmawia膰 z 艁ukaszem i czu艂 si臋 ju偶 nieco lepiej ni偶 przez ostatnie dni. Lepiej wiedzie膰, 偶e nie jest dobrze, ni偶 nie wiedzie膰 nic.
– Tak – przyzna艂 艁ukasz sm臋tnie. – Ale nie chc臋 o tym gada膰, okej? – mrukn膮艂.
– Okej – westchn膮艂 Sebastian. Nie zamierza艂 naciska膰. Sukcesem ju偶 by艂 fakt, 偶e 艁ukasz mu w og贸le powiedzia艂, co go trapi. No, mo偶e niezupe艂nie powiedzia艂, raczej da艂 z siebie wydusi膰, ale i tak grunt, 偶e Sebastian co艣 wiedzia艂. – Ale nie r贸b mi tak wi臋cej, dobra? – doda艂 po chwili d艂ugow艂osy.
– Jak? – zdziwi艂 si臋 艁ukasz.
– Kiedy masz jaki艣 problem, mo偶esz mi o tym powiedzie膰, wiesz? – wyja艣ni艂 Sebastian. Mia艂 ochot臋 przytuli膰 kr贸tkow艂osego, lecz z oczywistych wzgl臋d贸w nie m贸g艂 tego zrobi膰. Niech szlag trafi tych wszystkich ludzi pa艂臋taj膮cych si臋 po korytarzach. – Nie musisz ze wszystkim si臋 boryka膰 sam – ci膮gn膮艂 dalej. – Masz teraz mnie. Jestem twoim ch艂opakiem i to... no wiesz, znaczy, 偶e je艣li co艣 ci臋 trapi, to mo偶esz zawsze mi powiedzie膰 i pog艂贸wkujemy nad tym razem. Co dwie g艂owy to nie jedna. W ko艅cu zwi膮zek jest nie tylko po to, 偶eby tarza膰 si臋 po pod艂odze w mieszkaniu, kiedy rodzic贸w nie ma, ale te偶 po to, 偶eby mie膰 t膮 drug膮 osob臋 kiedy jest 藕le… 艁ukasz, prosz臋, nie patrz si臋 na mnie z tak膮 g艂upi膮 min膮… – j臋kn膮艂 na zako艅czenie Sebastian, speszony do granic mo偶liwo艣ci. Przecie偶 nie codziennie trzeba wyg艂asza膰 takie mowy, prawda?
– Nie wiedzia艂em, 偶e z ciebie jest taki natchniony m贸wca – za艣mia艂 si臋 艂agodnie 艁ukasz.
– Nie 偶artuj sobie – westchn膮艂 Sebastian. – M贸wi艂em powa偶nie. Przez ostatni tydzie艅 mia艂em same najgorsze my艣li, 艂膮cznie z t膮, 偶e chcesz ze mn膮 zerwa膰 – przyzna艂, 艣ciszaj膮c g艂os przy ostatnim s艂owie, jakby ba艂 si臋 je w og贸le wymawia膰.
W 艁ukaszu co艣 drgn臋艂o, kiedy to us艂ysza艂. A偶 nie wiedzia艂 co powiedzie膰, wi臋c patrzy艂 na swojego ch艂opaka, sortuj膮c w艂asne my艣li.
– Ale nie chcesz ze mn膮 zerwa膰, prawda? – odezwa艂 si臋 Sebastian s艂abo, widz膮c baczne spojrzenie 艁ukasza.
– Nie – odpar艂 szybko kr贸tkow艂osy. By艂o mu wstyd, poniewa偶 w ostatnich dniach naprawd臋 przesz艂o mu to przez my艣l, ale kiedy Sebastian zapyta艂 go wprost, 艁ukasz nie waha艂 si臋 ani przez moment.
Sebastian dojrza艂 jednak t臋 nut臋 niepewno艣ci w jego oczach. Zabola艂o.
– Obiecaj mi – wydusi艂 przez zaci艣ni臋te gard艂o – 偶e je艣li kiedy艣 zdecydujesz si臋 zerwa膰, to przyjdziesz i mi o tym powiesz prosto w oczy. 呕e nie dowiem si臋 przez Gadu-Gadu albo przez Facebooka, albo jeszcze lepiej: przez jak膮艣 twoj膮 dziewczyn臋. Po prostu masz stan膮膰 przede mn膮 i mi powiedzie膰, rozumiesz? – Pi臋艣ci Sebastiana nie mog艂y by by膰 ju偶 bardziej zaci艣ni臋te na parapecie, na kt贸rym ch艂opak siedzia艂. Mia艂 wra偶enie, 偶e na tym kamieniu zaraz powstan膮 odciski jego palc贸w.
– Nie wyobra偶am sobie, 偶e m贸g艂bym zrobi膰 to inaczej – wyzna艂 艁ukasz.
– Ale obiecujesz? – Sebastian musia艂 to us艂ysze膰.
– Obiecuj臋. Masz moje s艂owo.
Sebastian zna艂 mn贸stwo innych, przyjemniejszych rzeczy, kt贸re mogliby sobie przysi膮c. Dlaczego stan臋艂o akurat na tym?