Zaparz mi herbatę 16
Dodane przez Aquarius dnia Sierpnia 25 2012 12:35:44
Rozdział szósty - nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło
– To minęło zdecydowanie za szybko. – Sebastian skrzywił się, przytulając Łukasza na pożegnanie.
– Musimy coś wykombinować, żeby częściej się tak spotykać – przytaknął brunet. Również czuł straszny niedosyt. Sobota minęła jak oka mgnienie i Łukasz już musiał wracać do domu, a przecież najchętniej spędziłby ze swoim chłopakiem również i tę następną noc. A najchętniej to jeszcze wiele, wiele następnych nocy.
– Cieszę się, że wykazujesz taki entuzjazm… – Sebastian nie mógł się powstrzymać od lekkiej złośliwości. W końcu czym byłby ich związek, gdyby nagle przestali sobie dogryzać?
– Czy ty, zboczeńcu, sugerujesz, że jestem niewyżyty? – oburzył się Łukasz.
– Ja zboczeńcem? – Sebastian uniósł brwi w teatralnym zdumieniu. – A, przepraszam bardzo, kto się ze mną dzisiaj cały poranek tarzał po pościeli? Wydając z siebie głośne „ochy” i „achy”, jeśli dobrze pamiętam… – Ton głosu stworzony z chrupiącej ironii i pokropiony słodkim i niewinnym lukrem – coś, co Sebastian lubił najbardziej.
Łukasz w pierwszym momencie zaróżowił się nieco na policzkach, jednak odpowiednia riposta wpłynęła mu do głowy zaskakująco prędko.
– Słońce, ja wiem. Jestem niedoświadczony i wszystko to było dla mnie nowe – przyznał, spuszczając nos na kwintę. Zaraz jednak spojrzał na swojego chłopaka wyzywająco. – Jednak z nas dwóch to ty lubisz drzeć się na całe gardło, skomleć, wić się, jęczeć, wzdychać, sapać… – Łukasz mógłby wymieniać aż do wieczora.
– Milcz. – Sebastianowi poczerwieniały policzki. Znalazłby mnóstwo ciekawych odpowiedzi na to oskarżenie, jednak nie mógł żadnej z nich użyć, bo był doskonale świadomy faktu, że Łukasz rzuca mu w oczy całą prawdę i tylko prawdę. No ale co on, biedny, mógł poradzić na to, że w łóżku po prostu… No głośny był, no…
– Och, nie krępuj się! – Łukasz machnął teatralnie ręką. – Rozumiem cię przecież! Gdybym miał w łóżku kogoś tak zajebistego jak ja sam, to pewnie też nie mógłbym się powstrzymać od wydawania takich dźwięków!
Na to Sebastian momentalnie znalazł odpowiedź:
– A nie wpadłeś na to, Sherlocku, że po prostu udawałem orgazm i nieco przesadziłem z pewnymi efektami? – odparł brunet zadziornie. Tak, to celny strzał! – Sam rozumiesz, żeby ci nie sprawiać przykrości… – Chłopak pokiwał litościwie głową.
Łukasz aż zacisnął pięści. Nikt mu nie będzie sugerował, że jest marny w te klocki! Niedoświadczony – okej! Ale na pewno nie kiepski! Ku zdumieniu Sebastiana chłopak bez słowa wyciągnął swój telefon i wystukał prędko jakiś numer.
– Halo? Mamo? Słuchaj, bo jest taka sprawa. Tramwaj mi właśnie uciekł, więc się trochę spóźnię… Okej? Jasne, do tego czasu na pewno wrócę… No. Papa. – Łukasz zakończył rozmowę patrząc Sebastianowi prosto w oczy. Stanowczo i wyzywająco. Sebastian przełknął ślinę. Czyżby powinien zacząć się bać?
– Ja ci kurwa pokażę udawanie orgazmów…! – warknął Łukasz zrzucając torbę ze swojego ramienia i ściągając buty, które już miał na nogach. W ogóle cała ta rozmowa miała miejsce już w drzwiach wyjściowych, ale temat był zbyt poważny, żeby chłopak mógł zostawić rozwikłanie go na później.
Sebastian powoli acz systematycznie zaczął się wycofywać do środka mieszkania, widząc determinację na twarzy swojego chłopaka. Łukasz wolnym i równym krokiem podążał za nim.
– Jak cię dorwę to tak będziesz „udawał”, że sobie gardło zedrzesz i więcej ci takie herezje przez usta nie przejdą! – zagroził, rzucając się w pościg za uciekającym.
Przez następne minuty Łukasz tak się zapamiętał w dawaniu Sebastianowi nauczki, że niemalże spóźnił się na następny tramwaj. Jednak czym jest małe „niemalże” przy tak gorącym zakończeniu spotkania?
*
Końcówka października była monotonna. Znana i kochana polska jesień zatruwała nastroje niewinnym uczniom, którzy musieli się uczyć nawet wtedy, gdy pogoda za oknem sprzyjała raczej depresji niż myśleniu. Nauczyciele, nawet gdyby chcieli, nie mogli odpuścić, więc sprawdziany leciały tak często, jak zwykle, chociaż z poprawianiem ich było już więcej kłopotów. W końcu nauczyciel też człowiek i czasem się polenić musi.
Łukasz z perspektywy czasu jeszcze bardziej się cieszył z tego, że razem z Sebastianem wykorzystali ten jeden weekend, kiedy mieli do tego okazję. Później zdecydowanie ciężej było coś zorganizować. Co prawda wciąż spotykali się dość często w domu u Sebastiana – w końcu stwierdzenie „musimy się pouczyć” brzmi bardzo dumnie – jednak to nie to samo co wspólna noc. Łukaszowi cholernie brakowało tej bliskości, chwil, kiedy on i Sebastian zostawali sam na sam, gdy nikt nie miał prawa im przeszkodzić. Seks podczas wypraw Doroty na zakupy do miasta wcale nie załatwiał wszystkiego. Ciało Łukasza może i czuło się zaspokojone, ale emocjom wciąż czegoś brakowało do pełni szczęścia.
Na początku listopada spadł śnieg. Jedni się cieszyli – głównie dzieci – inni martwili – dorośli, którzy nie zmienili jeszcze opon w samochodach – a sam Łukasz czekał tylko, aż w mediach panicznie ogłoszą, że za chwilę miastom skończą się już pieniądze na odśnieżanie ulic. Jasne, bo kto by wpadł, że w listopadzie może spaść śnieg? Polska pogoda już nie takie rzeczy wyprawiała!
Łukasz oczywiście miał przygotowaną zimową kurtkę, rękawiczki i czapkę, bez której, nauczony doświadczeniem życiowym, nawet nie próbował się wymknąć z domu. Mama na pewno by go dopadła nawet na krańcu świata, gdyby tylko intuicja podpowiedziała jej, że synek daje sobie przedmuchać uszy na mrozie. Łukasz był więc grzecznym dzieckiem i ubierał się ciepło, choć i to nie zawsze pomagało.
W drugim tygodniu listopada chłopak obudził się w środku nocy, kaszląc. Nienawidził tego. Żeby chociaż dało się porządnie odkrztusić – ale nie. Ten kaszel musiał być suchy, ostry i sprawiał, że cholernie piekło potem gardło. Po kilku minutach systematycznego kasłania, kiedy wreszcie mu choć na moment przeszło, Łukasz zwlókł się z łóżka powolnymi ruchami niczym widmo i podreptał do kuchni napić się wody. To chociaż odrobinę nawilżyło mu gardło. Miał nadzieję, że choroba nie rozłoży go za szybko. A jak już, to że nie na długo.
Nadzieje, jak zawsze, złudne – pomyślał kąśliwie rankiem, kiedy budząc się poczuł wszystkie swoje mięśnie i stawy. Niby go nie bolały, ale czuł nieprzyjemne rwanie i ogólnie jakoś ciężej mu się wstawało. Niemniej jednak był dzielny, poszedł do łazienki, umył się i ubrał. Woda omywająca twarz trochę go orzeźwiła i Łukasz poczuł się lepiej. Wciąż jednak czuł nieprzyjemny ucisk w gardle, jakby zaraz miał się rozkaszleć. Chłopak odchrząknął kilka razy i wyszedł z łazienki.
– Kaszlałeś w nocy – oznajmiła Urszula, widząc swojego syna w progu kuchni. – Zechcesz mi to wytłumaczyć? – Kobieta zmierzyła Łukasza czujnym spojrzeniem.
– Przysięgam na moje zajęcia z rysunku, że nie wychodziłem na dwór bez czapki, rękawiczek, porządnej kurtki, szalika, ciepłych butów, skarpetek i…e… No tego wszystkiego, co jest grube i puchate i w założeniu ma chronić przed chorobą – przyrzekł oficjalnie, kładąc rękę na sercu.
– Coś ci nie wierzę – westchnęła kobieta, kręcąc głową. Mimo to podeszła do syna i przyłożyła dłoń do jego czoła, a potem jeszcze do policzków. – Ale chyba nie masz gorączki – stwierdziła po namyśle.
– Więc jeszcze jest dla mnie nadzieja? – zaśmiał się chłopak, ale śmiech płynnie przeszedł w kaszel, co znacznie uszczupliło jego pokłady dobrego humoru.
– Jak widać. – Urszula westchnęła głośno i wygrzebała z jednej z szafek kilka pudełek z lekami. – To weź sobie do szkoły, jest na gardło. – Podała mu tabletki do ssania o miodowym smaku. – A witaminę C łyknij po śniadaniu. – W dłoni Łukasza znalazło się kolejne pudełko. – Więc siadaj i jedz.
Na stole leżały już talerze, pieczywo, masło, wędliny, ser, dżem, pasta z jajek i wielki dzbanek herbaty. Co jak co, ale mama Łukasza zawsze dbała o posiłki – co zresztą było widać w jej posturze, ale to najmniej ważne – i trzeba też przyznać, że umiała gotować jak nikt. Chłopak aż się wzdrygał, kiedy niektórzy mówili, że oni z rana w ogóle nie jadają w domu. Bo nie są głodni, bo wolą sobie kupić coś w szkole, bo coś tam jeszcze. Dla Łukasza to było niewyobrażalne. Wyjść do szkoły bez posiłku? Jak to tak?!
Może i jego rodzina była nieco konserwatywna, Łukasz naprawdę lubił niektóre aspekty takiej sytuacji. Posiłki to jedno. Urszula, choć oczywiście pracowała, była również gospodynią w pełnym tego słowa znaczeniu, krzywiła się na samą myśl o pizzeriach i McDonaldach, sama przygotowywała posiłki, sama jeździła na zakupy, miała stałe miejsca, gdzie kupowała mięso, warzywa, owoce. Pod nadzorem Urszuli wszystko grało i śpiewało. Nie potrzebowała nigdy pomocy domowej, potrafiła znaleźć czas, by sama się zająć porządkami w mieszkaniu lub znaleźć czas, by porządkami zajął się ktoś inny. Na przykład Łukasz raz po raz dostawał odkurzać w łapę i objeżdżał calutki dom, a zaraz za nim leciał jego tata z mopem. Przeważnie jednak robiła to wszystko Urszula sama, ale raz na jakiś czas zdarzało jej się wściec, że – cytując – odwala całą robotę, gotuje, pierze, sprząta, a przecież nie jest tu sama i robi to wszystko dla nich, więc może ruszyliby leniwe tyłki z kanap i zabrali się do roboty, bo teraz ona zamierza się poprzyglądać, jak inni pracują! Wtedy zarówno Łukasz jak i jego ojciec, jako bardzo męscy mężczyźni, spuszczali oczy i mówili, że oczywiście, Urszula ma rację, są obibokami i tym razem oni wszystko zrobią i że od następnego razu wszyscy zaczną razem dbać o czystość w mieszkaniu. Co było oczywistą bzdurą, bo potem wszystko wracało do pierwotnego porządku i trwało, póki Urszula nie wściekła się po raz kolejny.
Łukasz w gruncie rzeczy uważał, że nie było tak źle. Przynajmniej będzie wiedział jak się zabrać do sprzątania, kiedy będzie poza domem. Czasami miał wrażenie, że część jego znajomych ledwie poradziłaby sobie z odkurzaczem, o obsłudze pralki nawet nie wspominając. Miał więc jakąś przewagę.
– Właściwie to nie jestem głod… – zaczął, widząc zapełniony po brzegi stół. Choroba zawsze sprawiała, że jego apetyt odlatywał w siną dal.
– Nie chcę tego słyszeć – ucięła stanowczo Urszula. – Możemy pójść na kompromis, że zjesz mniej, ale dobrze wiesz, że cię nie wypuszczę, jeśli nie wciągniesz choć połowy bułki – powiedziała stanowczo. Ona już go dobrze znała. Kiedy Łukasz ominął jakiś posiłek, nie było tak, że chodził pół dnia głodny i jak zjadł to wszystko wracało do normy. W żadnym razie. Łukasz jak nie zjadł to po godzinie potrafił się już zrobić blady jak ściana i osłabiony.
– Pół bułki zjem – mruknął wreszcie chłopak, wybierając jednak najmniejszą, jaka była.
– I masz tu cytrynę do herbaty – dodała Urszula.
– Yhm… – Łukasz kaszlnął kilka razy pod nosem.
– Odpuść sobie dzisiaj w-f, dobrze? – zdecydowała po chwili namysłu kobieta. – Napiszę ci zwolnienie.
– Okej – mruknął chłopak smętnie. Może i nie miał gorączki, ale rwało go w kościach, gardło go piekło i bolało po ostrym kaszlu. Czuł się, jakby go ktoś wyprał w pralce na największych obrotach. Najchętniej wsunąłby się z powrotem pod kołdrę, wtulił twarz w puchatą poduszkę, przymknął oczy i odpłynął. Perspektywa opuszczenia domu, kiedy na dworze padał śnieg z deszczem, a niebo było szarobure, nie napawała Łukasza entuzjazmem.
– Dobrze, że dzisiaj piątek, to przez weekend poleżysz w łóżku i może zażegnamy ten kryzys – westchnęła kobieta. – Tylko od razu po lekcjach przychodź prosto do domu, jasne? – pouczyła go stanowczo. – Nie łaź do żadnych kolegów, przyjaciół, dziewczyny i tak dalej. Wracasz i od razu do łóżka! – poinstruowała go.
Od jakiegoś czasu Urszula podejrzewała, że jej syn znalazł sobie jakąś dziewczynę, a jeśli nie, to chociaż coś się święci pod tym względem. Łukasz jednak uśmiechnął się do siebie pod nosem. Mówiąc o kolegach, miała na myśli Sebastiana. Mówiąc o przyjaciołach, też miała na myśli Sebastiana. Mówiąc o dziewczynie, choć najzupełniej nieświadomie i w innym kontekście, również miała na myśli Sebastiana. A do tego akurat Łukasz doszedł sam – nie wpadnie dzisiaj do swojego chłopaka, bo przecież by go zaraził. I na co to komu?
– W porządku – przytaknął, dopijając herbatę z cytryną. Rozgrzała go, więc poczuł się lepiej. Odrobinę.
*
W szkole Łukasz miał problemy z koncentracją. Większe niż zwykle. Nawet kiedy się starał uważać, nie wychodziło mu. Ciągle rozmyślał o ciepłej pierzynce, która czekała na niego w domu.
– Zimno ci? – spytał Sebastian, kiedy brunet podczas przerwy siadł na parapecie w korytarzu, obejmując dłońmi swoje ramiona.
– No, trochę – odparł Łukasz. Brzmiało to dziwnie, bo miał przecież na sobie całkiem grubą bluzę zapiętą po samą szyję. Nawet kaptur naciągnął, żeby w kark i głowę było cieplej.
– Nie wyglądasz najlepiej – uznał Sebastian, przyjrzawszy się mu dokładniej.
– Dzięki, zawsze to chciałem od ciebie usłyszeć – odparł Łukasz z przekąsem. I zaczął kaszleć. Kiedy po kilkunastu sekundach skończył, wydawał się być bardzo wymęczony.
– Jesteś chory – stwierdził brunet i zanim Łukasz zdążył mu pogratulować spostrzegawczości, dodał: – Powinieneś leżeć w łóżku.
– Jak wrócę, to się położę – westchnął krótkowłosy, opierając policzek o przyjemnie chłodną ścianę. Dziwne. Było mu zimno i gorąco jednocześnie.
Nagle poczuł, że Sebastian kładzie mu dłoń na czoło. Chłopak odskoczył jak oparzony.
– Co ty wyprawiasz? – warknął gwałtownie. – Jesteśmy w szkole – dodał ciszej.
– Sprawdzam, czy nie masz podwyższonej temperatury – wyjaśnił Sebastian. Pod jego troskliwym i zaniepokojonym spojrzeniem Łukasz zmiękł i dał mu dotknąć swojej twarzy. Później stwierdził, że może jednak trzeba było na to nie pozwalać.
– Cholera, masz gorączkę! – Sebastian był co najmniej zmartwiony stanem swojego chłopaka. – Nie wiem, jak dużą, ale masz na pewno – oznajmił. – Słuchaj, weź może zadzwoń do swoich rodziców czy coś. Może mogą cię odebrać? – zasugerował.
Łukasz wywrócił oczami, nie odrywając policzka od zimnej ściany. Nie miał za bardzo siły ani ochoty się stamtąd ruszać.
– Daj spokój. Mamy jeszcze tylko trzy lekcje. Przeżyję je jakoś, potem pójdę do domu i zakopię się w łóżku, dobrze? – mruknął cicho. – Nie trzeba robić rabanu i od razu ściągać moich rodziców z pracy. Zresztą zanim by po mnie przyjechali to i tak minie trochę czasu, więc nie ma nawet sensu – wytłumaczył.
– Jak uważasz – westchnął Sebastian niechętnie. Nie podobało mu się to wszystko. Łukasz wyglądał jak cień samego siebie i Sebastian miał wrażenie, że jakby wstał to by się wywrócił.
Zadzwonił dzwonek.
Łukasz, zamiast wstać z parapetu, zaczął kaszleć. Długowłosy nie mógł tego słuchać. Brzmiało, jakby chłopak zaraz miał sobie wypluć płuca kawałek po kawałku.
– Pomóc ci wstać? – zapytał Sebastian łagodnie, choć w głębi duszy miał ochotę nawrzeszczeć na swojego chłopaka za to, że w ogóle wystawił tego dnia nos poza własne mieszkanie.
– Dam sobie radę – wymamrotał Łukasz i zsunął tyłek z parapetu, stając na nogach chwiejnie. Długowłosy udawał, że wcale nie widzi prawej dłoni Łukasza opartej asekuracyjnie o ścianę. Niech go szlag. Sebastian postanowił, że po skończonych zajęciach osobiście odprowadzi Łukasza nie tylko pod drzwi jego domu, ale i prosto do łóżka. I tym razem, wyjątkowo, bez najmniejszych podtekstów.
Czwartą lekcją była biologia, którą prowadziła kobieta po pięćdziesiątce, stanowcza, wymagająca, surowa, lecz w gruncie rzeczy sprawiedliwa. Wzbudzała postrach lub/i uwielbienie, w zależności od tego, kto jak bardzo lubił jej przedmiot. Bo jedno trzeba było przyznać – uczyć umiała jak nikt. Poza tym była rozsądną babką. Sebastian, choć nie przepadał za biologią, darzył panią profesor sporym szacunkiem.
Łukasz siedział w ostatniej ławce i przeważnie słuchał tylko jednym uchem, niemniej jednak był pogodny i miły, a ponadto nigdy nie próbował nawet ściągać na sprawdzianach pomimo marnych ocen, dlatego też nauczycielka czuła do niego pewną nieokreśloną sympatię. Co oczywiście nie zmieniało faktu, że wymagała od niego tyle samo, co od innych. I biada każdemu, kto jej podpadnie!
Tym razem jednak pomimo najszczerszych chęci Łukasz nie potrafił skupić się na prowadzonej lekcji. Nawet nie miał siły ani ochoty rysować, co było tak rzadko spotykane, że aż niepokojące. Sebastian ciągle zerkał na swojego chłopaka. Bladość rzadko gościła na jego twarzy, dlatego długowłosy za punkt honoru ustanowił sobie doprowadzenie go w jednym kawałku do domu. Sumienie gryzło Sebastiana, że pozwolił Łukaszowi zostać w szkole. Może jednak trzeba go było po prostu wytargać za fraki i zaciągnąć pod kołdrę siłą?
Łukasz najpierw przez kilkanaście minut opierał głowę o ścianę, a później zaczął ją podpierać zgiętą w łokciu ręką. Jego oczy krążyły sennie po klasie, jedynie raz po raz zahaczając o nauczycielkę. Nie miał bladego pojęcia co mówiła. Równie dobrze właśnie mogła prowadzić wywód o kosmitach ze Star Treka, a Łukasz nie zauważyłby najmniejszej różnicy między tym a normalną lekcją. Światło lamp raziło bardziej niż zwykle. Chłopak musiał mrużyć oczy, żeby cokolwiek zobaczyć, a potem żeby go choć trochę przestały piec. Miał również wrażenie, że zaczynają łzawić. Łukasz nie cierpiał, kiedy łzawiły mu oczy. Wyglądało wtedy, jakby płakał, a to przecież nieprawda. Ostatni raz ryczał w głębokim dzieciństwie i to, o ile dobrze pamiętał, przez Oskara. Skurwiel pomalował markerem jego najukochańszego pluszaka! Miał chyba z siedem czy osiem lat. Do dziś pamiętał, jak bardzo miał wtedy ochotę udusić swojego kuzyna. Mama chwyciła go i zaczęła tłumaczyć, że nie wolno się bić, że nic się nie stało i że Oskar na pewno nie chciał i ogólnie mają sobie podać rączki i się pogodzić jak duzi chłopcy. Łukasz myślał wtedy, że wyjdzie z siebie. To przecież nie była jakaś tam zabawka, tylko jego pluszowy miś, który mu towarzyszył chyba od pierwszego roku życia. Tak, dostał go wtedy w prezencie, ktoś mu o tym opowiadał. Jak mama mogła myśleć, że jeden uścisk dłoni załatwi sprawę, zwłaszcza, iż Oskar się przy tym uśmiechał z zadowoleniem, bo wcale nie było mu przykro i cieszył się tylko z uniknięcia kary.
Ach, Łukasz to pamiętał tak dokładnie, że niemalże widział tę scenę przed oczyma. Być może to był przyczyną jego niechęci do Oskara? Nie, niemożliwe! To byłoby wręcz głupie. Jak można żywić do kogoś urazę tak długo z powodu zabawki? Właściwie Łukasz się nie zastanawiał, dlaczego tak często ma dość Oskara. Przyszło mu jednak do głowy, że może podświadomie wciąż pamiętał ten uśmieszek wyższości, kiedy jego kuzynowi udało się uniknąć kary, na którą według ówczesnych standardów Łukasza jak najbardziej zasługiwał.
Niemniej jednak to dziwne. Zresztą Oskar wcale nie zniszczył misia, tylko go popisał mazakiem. Po prostu trochę pobrudził. Co prawda zmyć się tego nie dało, ale przecież do przytulania miś był ciągle w sam raz. Łukasz uświadomił sobie nawet, że wciąż ma tego pluszaka gdzieś na dnie szafy. Nigdy nie mógł się zdobyć na wyrzucenie go lub oddanie. Nie miał wielu zabawek w dzieciństwie, bo żadnych nie chciał nowych, kiedy już dostał tego jednego pluszaka. Uznał więc, że może go sobie zostawić, bo przecież kto mu zabroni chować taką małą pamiątkę? Wszyscy przecież…
Łup!
Czyjaś dłoń wylądowała z hukiem na ławce tuż obok głowy Łukasza, która zdążyła zsunąć się z dłoni chłopaka na podręcznik. Brunet ledwie dosłyszał słowa nauczycielki.
– Nigdy, powtarzam, nigdy jeszcze nie zdarzyło się, żeby uczeń spał na mojej lekcji! – Oburzony ton nie wróżył nic dobrego. Chłopak jednak nawet nie miał siły się poważnie tym przejąć. – W życiu nie spotkałam się z takim brakiem szacunku! I nie chcę słyszeć żadnych historyjek o niewyspaniu! Panie Maleńczuk, popełnił pan dzisiaj ogromny błąd i może się pan nawet nie łudzić, że prędko o nim zapomnę! – nauczycielka nie krzyczała. Mówiła za to głośno i stanowczo, co było tym bardziej przerażające. Chłopak jednak przerwał tę tyradę. Nieumyślnie zresztą. Po prostu się rozkaszlał.
Jeszcze nigdy się chyba tak nie czuł. Miał wrażenie, że jego kończyny przylegają do reszty ciała jedynie na cienkich sznurkach, jakby zaraz mogły poodpadać. Światło go raziło, gardło bolało, mięśnie rwały. Ach, no i wciąż nie przestawał kaszleć. To nie było przyjemne. Łukasz pomyślał, dusząc się prawie, że zaraz sobie zedrze gardło. Gdyby ten kaszel był chociaż mokry! Ale nie! Powietrze świstało po układzie oddechowym chłopaka, gwiżdżąc głośno. Przez dobrą minutę brunet po prostu nie potrafił przestać kasłać. Wyplucie płuc? Dobre sobie! Miał wrażenie, że tym razem polecą wraz z nimi wszystkie narządy wewnętrzne.
– Dziecko, co ci jest? – zaniepokoiła się nie na żarty nauczycielka. Od razu spuściła z groźnego tonu, jednak nawet jej troskliwy głos potrafił przerazić. Oczywiście Łukasz jakoś nie miał głowy, by się nad tym zastanawiać. – Dobrze się czujesz? – zapytała. Była już trzecią osobą, która przyłożyła mu tego dnia rękę do czoła. To zaczynało się robić dziwaczne.
– Nie. – Tylko tyle udało się wykrztusić chłopakowi. Nawet głowy nie mógł podnieść. Opierał ją jedynie na swoim ramieniu, mrużąc oczy. Co za debil ustawił w klasie tak rażące oświetlenie?
– Niech ktoś go weźmie do pielęgniarki – zadecydowała kobieta po krótkiej chwili namysłu. Sebastian, niewiele myśląc, schował swoje książki do plecaka oraz książki Łukasza do jego plecaka, wziął obie torby na plecy i pomógł Łukaszowi ustać na nogach. Nie było to zadanie łatwe, bo osłabiony chłopak ledwie utrzymywał otwarte oczy, o utrzymaniu pionowej postawy ciała nie wspominając.
Sebastian jednak jakoś dał radę utrzymać bruneta i wyprowadził go z klasy. Na korytarzu w pierwszym lepszym miejscu zrzucił na podłogę obydwa plecaki.
– Zostawię je tutaj. Łatwiej będzie dojść na górę bez nich – oznajmił. Gabinet pielęgniarki znajdował się na drugim piętrze, więc czekała ich jeszcze przeprawa schodami dwa poziomy w górę.
– Okej – mruknął Łukasz smętnie. Nogi się pod nim jeszcze nie uginały, ale jakby nie opierał się o Sebastiana, z pewnością straciłby równowagę. Trzeba jednak było zostać w domu.
W każdym stopniem schodów Sebastian stawał się coraz bardziej zły. Na Łukasza, bo powinien nie wyściubiać nosa poza swoją kołdrę, na to, że nie chciał zadzwonić po swoich rodziców, na to, że nie chciał wracać do domu, na to, że ledwo stał na nogach i Sebastian się o niego cholernie martwił i na pielęgniarkę długowłosy też był zły, bo co za człowiek robi gabinet medyczny na drugim piętrze? Idiotyzm!
Przed drzwiami wspomnianej pielęgniarki miarka się już przebrała.
– Nosz kurwa mać! – Sebastian ze złości nie przebierał w słowach. – Jak to: w piątki do jedenastej?! A po jedenastej to kurwa co?! Ludzie przestają chorować?! – wrzeszczał do zamkniętych drzwi przez chwilę, dopóki mu nie zabrakło powietrza w płucach. Wtedy wziął głęboki oddech i zaczął się zastanawiać, co dalej z Łukaszem.
– To wracamy do klasy? – zaproponował niedoszły pacjent szkolnej służby medycznej.
– No chyba żeś oszalał! – zganił go momentalnie Sebastian. – Mowy nie ma! Wracasz do domu w tempie natychmiastowym i nie chcę słyszeć żadnego „ale”! – Chłopak postanowił podjąć męską decyzję i żaden zagorączkowany Łukasz nie będzie mu się stawiał.
– Jezu, no dobra – westchnął z rezygnacją krótkowłosy. – Odprowadzisz mnie na tramwaj? – zapytał.
Sebastian uznał, że oszaleje z tym chłopakiem.
– Jaki tramwaj, idioto! – warknął z irytacją. – Ciekawe jakbyś się do domu doczołgał z pętli? – zakpił. – Dzwoń do swoich rodziców migiem, to cię przywiozą!
Łukasz skrzywił się.
– Po co? Pracują na drugim końcu miasta, prędzej sam dojadę niż oni mnie przywiozą – jęknął chłopak. Sebastian wywrócił oczami. Nie zamierzał się dalej licytować. Wyciągnął swój telefon i zadzwonił do Doroty, nie zważając na sprzeciwy Łukasza.
– Hej mamo – przywitał się. – Jesteś w mieście? … O, to świetnie. … Tak, stało się. Łukasz jest idiotą. Ma ze trzydzieści osiem albo dziewięć stopni, ledwo stoi na nogach. Wpadłabyś po nas?... On nie chce, a ja przecież nie będę sam do jego rodziców dzwonić…. Tak, wyjdziemy przed szkołę. …. Dziesięć minut? Jasne, spoko. Pa pa. – Sebastian zakończył rozmowę i schował telefon do kieszeni. Z zadowoleniem spojrzał na Łukasza. – Widzisz, tak to się załatwia – uśmiechnął się lekko brunet.
– No i po co tu Dorotę ciągniesz? – westchnął krótkowłosy. – Mało ma spraw na głowie? Jeszcze będzie nie swoje dzieciaki po domach wozić… – wymamrotał. Jego głowa spoczęła na barku Sebastiana i chłopak jakoś nie miał siły, by ją stamtąd zabrać. W ogóle całe swoje ciało opierał o długowłosego.
– Moja mama akurat robi zakupy w markecie tu niedaleko – wyjaśnił Sebastian, nie dając się zbić z tropu. – I zupełnie nie widzi problemu w odwiezieniu cię do domu – dodał. – Więc bądź grzecznym Łukaszem i chodźmy do szatni ubrać kurteczki.
– To, że jestem chory nie znaczy jeszcze, że się cofam w rozwoju – warknął Łukasz zjadliwie. Przynajmniej w założeniu miało być zjadliwie, bo z powodu osłabienia nie do końca mu to wyszło.
*
– Mamo, ja z nim trochę posiedzę. Wrócę później tramwajem. – Tymi słowami Sebastian pożegnał się ze swoją mamą pod blokiem, a sam poszedł z Łukaszem na górę. Czekanie na Dorotę i dojazd na miejsce trwały niecałe pół godziny. Pod koniec drogi Łukasz nawet już nie miał siły dziękować za podwózkę ani przekonywać, że to najzupełniej niepotrzebne. Po prostu przytulał się do Sebastiana i leżał, wyciszony. Już prawie spał, kiedy samochód się zatrzymał.
– Pod kołdrę! – rozkazał Sebastian głosem wprawionego dyktatora, kiedy tylko rozebrał Łukasza z kurtki i pomógł pozbyć się butów. Głównie rozwiązać sznurówki, bo krótkowłosemu zakręciło się w głowie, gdy gwałtowniej spróbował się schylić.
Łukasz z błogim wyrazem padł na łóżko, kiedy tylko się do niego dotoczył, podpierając się dłonią o ściany.
– Nie ruszam się stąd – wymamrotał cicho pod nosem, przymykając powieki. Nawet nie okrył się kołdrą. Po prostu jak padł tak leżał. Cudem tylko wcelował, by poduszka znalazła się pod jego głową.
– I dobrze – przytaknął Sebastian. Odczuł pewną ulgę, widząc Łukasza tam, gdzie od rana powinien się znajdować. – Gdzie masz jakieś ręczniki, z których mógłbym ci zrobić okład? – zapytał po krótkiej chwili. Wtedy jednak ponownie zerknął na krótkowłosego i zobaczył, że chłopak zdążył zasnąć, choć nie minęła nawet minuta od kiedy się położył.
Sebastian w żadnym razie nie zamierzał budzić bruneta. Łukaszowi sen mógł tylko pomóc. Długowłosy rozejrzał się tylko za kocem (znalazł jeden na łóżku w pokoju obok) i przykrył nim chłopaka po samą szyję. Chciał co prawda zmierzyć mu jeszcze temperaturę, ale skoro nie zdążył to równie dobrze może to zrobić, gdy już Łukasz się obudzi. Tymczasem i tak już wiedział przecież, że ma dość wysoką gorączkę, więc nie musiał znać dokładniejszych danych, by zacząć robić zimne okłady.
W łazience Sebastian znalazł miskę, którą przepłukał, po czym napełnił chłodną wodą. Wziął też jeden z mniejszych, czystych ręczników i złożył do kilkukrotnie, po czym zabrał ze sobą do pokoju Łukasza obydwie te rzeczy.
Zamierzał zadbać o swojego chłopaka dopóki nie wrócą jego rodzice, czyli mniej więcej do godziny szesnastej. Może uda mu się do tego czasu choć trochę zbić Łukaszowi gorączkę. Brunet wyglądał, jakby zaraz miał się rozpaść na części, chociaż kiedy spał nie rzucało się to aż tak w oczy. Sebastian przyciągnął sobie pierwsze lepsze krzesło i usiadł na nim przy Łukaszu, maczając ręcznik w chłodnej wodzie. Dobrze, że krótkowłosy spał z głową przechyloną na bok, bo inaczej nie miałby w ogóle dostępu do jego rozgrzanego czoła. Sebastian wycisnął częściowo wodę do miski, po czym ułożył prowizoryczny okład na głowie bruneta.
Śpiący Łukasz wyglądał spokojnie i niewinnie. Sebastian mógłby się mu przyglądać przez wieki, oczywiście gdyby był to normalny sen, a nie taki wywołany przez chorobę. Niemniej jednak kiedy okład już spoczywał na czole chłopaka, Sebastian nie mógł się powstrzymać przed wpleceniem palców we włosy Łukasza. Wiedział, że jest to zbyt delikatny dotyk, by chłopak się obudził, a jednocześnie sam miał straszną ochotę to zrobić. Lubił przeczesywać włosy Łukasza. I Łukasz też lubił, kiedy to robił.
Sebastian więc siedział w domu Maleńczuków, patrzył na swojego śpiącego chłopaka i planował. Głównie to, że kiedy Łukasz się obudzi to Sebastian zmierzy mu temperaturę i napoi gorącą herbatą z miodem i cytryną. Albo gorącym mlekiem z miodem i czosnkiem. Najlepiej, jakby miał też pod ręką rosół, ale to już zostawi mamie Łukasza.
Po jakiś piętnastu minutach Sebastian zdjął okład z czoła bruneta, zanurzył w chłodnej wodzie, wycisnął lekko i ułożył na poprzednim miejscu. Trochę chłopaka irytowała sytuacja, w której nie mógł zrobić nic prócz durnych okładów na czoło. Najchętniej przyjąłby chorobę Łukasza na siebie, gdyby tylko była taka opcja, albo chociaż połowę i męczyłby się razem z nim. A tak co? Mógł tylko siedzieć, rozmyślać, poprawiać koc i głaskać swojego chłopaka po włosach albo policzkach. Życie nie było sprawiedliwe.
Sebastian wreszcie zanurzył się we własnych myślach. Jeszcze rok wcześniej nie pomyślałby, że znajdzie człowieka, którego obdarzy takim uczuciem. Miał oczywiście nadzieję, że idąc do nowej szkoły i nowego miasta kogoś sobie znajdzie, jednak nie przyszedł mu do głowy aż tak poważny związek. To dziwne, ale przedtem nie był nawet pewien, czy ostatecznie nie przychyla się do myśli, że miłość po między mężczyznami nie jest możliwa. Jest tylko seks. Kiedy poznał Łukasza, z każdym kolejnym dniem przekonywał się, że to bzdura. Gdyby miłość pomiędzy mężczyznami nie była możliwa, to jak nazwać jego uczucia?
Zastanawiał się, jak dalej potoczy się ich życie. Kiedy Łukasz zdecyduję się powiedzieć rodzicom prawdę, no i co go wreszcie do tego nakłoni? Gdzie obaj pójdą na studia? Czy nadal będą ze sobą? Zamieszkają razem? Jak zareaguje rodzina Łukasza, gdy się dowie o wszystkim?
Sebastian nie znał ich jeszcze zbyt dobrze. Parę razy rozmawiał z rodzicami swojego chłopaka i stwierdził, że są dość miłymi ludźmi. Faktycznie niektóre ich uwagi zalatywały konserwatywnymi poglądami, jednak zdawali się to robić zupełnie nieświadomie. Nie wyglądali na ludzi, którzy chcą kogoś obrażać. Sebastianowi wydawało się, że po prostu nie myślą o pewnych sprawach, bo wydaje im się, że ich to nie dotyczy. To z pewnością będzie dla nich szok, kiedy się dowiedzą. Tylko jak zareagują? Tego chłopak nie potrafił przewidzieć. Kochali Łukasza i nie wyglądali na osoby, które wyrzuciłyby syna z domu, jednak nie takie rzeczy robiono w złości, prawda? Emocje potrafią zaślepić, a już najbardziej te negatywne.
Sebastian chętnie by poznał kuzynów Łukasza. Może i chłopak nie powiedział tego wprost, jednak Sebastian wyczytał między wersami, że byli oni dla niego ważni. Właściwie niczym bracia. Szkoda tylko, że to trójka facetów, bo gdyby mieli w zespole dziewczynę to może choć ona jedna byłaby bardziej przychylna homoseksualizmowi. Oczywiście nikt nie twierdził, że kuzyni zareagowaliby źle, jednak Sebastian z doświadczenia wiedział, że dziewczyny jakoś łagodniej to zawsze przyjmują. Nie, żeby nie było wyjątków, ale jednak. A skoro oni byli dla Łukasza ważni, to ich zdanie będzie się liczyć. No cóż. Trzeba było żywić nadzieję, że Łukasz zdecyduje się na coming out w momencie, kiedy będzie już w stanie odważnie bronić swoich poglądów i przekonań i kiedy nikt już nie będzie mógł mu niczego narzucić.
Rozmyślania przerwał Sebastianowi szczęk zamka w drzwiach. Chłopak błyskawicznie zabrał dłoń z głowy Łukasza, niemalże odruchowo. Przeklął w myślach. Tak się zamyślił, że nawet nie zauważył upływu czasu? Ale żeby minęło już tyle godzin?! Zerknął na zegarek. Faktycznie, była szesnasta, nawet kilka minut po. Musiał nieźle odpłynąć rozmyślając o przyszłości. Dobrze, że chociaż pamiętał o zmienianiu okładów na zimne. Może udało mu się zbić Łukaszowi gorączkę – choć tyle byłoby dobrego z jego pobytu w tym domu.
– Łukasz, jesteś? – zapytała z przedpokoju Urszula głośno. Sebastian wyszedł z pokoju chłopaka, żeby pokazać swoją obecność.
– Dzień dobry – przywitał się. Dziwne, ale przy rodzicach Łukasza zawsze przypominały mu się wszystkie formułki grzecznościowe, nawet te zupełnie niepotrzebne i których nie używał na co dzień.
– Dzień dobry – odpowiedziała zdumiona Urszula. – Przyszedłeś z Łukaszem? – zapytała, choć odpowiedź była dość oczywista. Kobieta pokręciła z niezadowoleniem głową. – Nie powinieneś tu przychodzić, a on cię nie powinien zapraszać. Rano nie czuł się najlepiej, jeszcze cię czymś zarazi.
– Wiem – odparł Sebastian. Miał irracjonalną ochotę warknąć, że skoro nie czuł się najlepiej to może nie trzeba go było wypuszczać do szkoły. Oczywiście nic nie powiedział. Podejrzewał też, że z rana Łukasz czuł się jeszcze dobrze, skoro poszedł normalnie na lekcje. Niemniej jednak widząc Łukasza w takim stanie jak dzisiaj w chłopaku włączał się instynkt obronny i najchętniej wrzeszczałby na cały świat, że pozwolił brunetowi zachorować. – Teraz jest u siebie i śpi. Moja mama przywiozła nas tutaj koło dwunastej. Łukasz miał bardzo wysoką gorączkę, więc po nią zadzwoniłem – wyjaśnił w kilku prostych zdaniach Sebastian.
Mama Łukasza wyglądała na co najmniej zaniepokojoną.
– Jak wysoką? – zapytała. – Dlaczego do mnie nie zadzwonił? – dodała zaraz potem, idąc prosto do pokoju syna. Sebastian podążył zaraz za nią, odpowiadając na pytania.
– Nie wiem, nie zdążyłem mu zmierzyć temperatury nim zasnął. Bo śpi od kiedy tu przyszliśmy, nie chciałem go budzić. Mówiłem, żeby do pani zadzwonił, ale nie chciał pani odrywać od pracy i najpierw uważał, że wytrzyma do końca zajęć, a potem chciał sam wracać tramwajem. Sam nie chciałem do pani dzwonić, a moja mama była w pobliżu, więc ją poprosiłem o pomoc – wyjaśnił spokojnie.
Urszula najpierw sama przyłożyła dłoń do czoła syna, uprzednio zabierając zimny okład.
– Faktycznie wysoka – westchnęła i z powrotem przyłożyła mokry ręcznik do czoła chłopaka.
– Wydaje mi się, że i tak sporo spadła – wtrącił Sebastian.
Kobieta wydała się być co najmniej zaniepokojona tym stwierdzeniem.
– To ile on wcześniej miał?!
– Ze trzydzieści dziewięć stopni, tak sądzę – odparł brunet.
– Matko, całe szczęście, że go tutaj przyprowadziłeś! – Mina Urszuli pokazywała tak dużą wdzięczność, że Sebastian aż się speszył. – Nie rozumiem, dlaczego nie chciał po mnie zadzwonić. Niemądry chłopak! – skarciła go, choć oczywiście Łukasz nie mógł tego słyszeć, bo wciąż spał. – Jeszcze by mi zemdlał w tym tramwaju! – Kobieta pokręciła głową z dezaprobatą, po czym zwróciła się z powrotem do Sebastiana. – Naprawdę dziękuję, że się nim zająłeś. Twojej mamie też będę musiała podziękować. Co myślisz o tym, żebyście przyszli do nas na obiad, kiedy ten nicpoń wyzdrowieje? – zapytała, zerkając kątem oka na Łukasza.
Sebastian był, lekko mówiąc, skołowany. Miał ochotę wrzasnąć: „Ale co się dzieje?!”, choć oczywiście powstrzymał ten okrzyk i kiwnął głową z uśmiechem.
– Przekażę jej to zaproszenie – odparł.
– Dobrze. – Urszula pokiwała głową w zamyśleniu. – Cieszę się, że Łukasz ma nareszcie takich przyjaciół jak ty – dodała po chwili.
Sebastian starał się nie pokazać po sobie, jak bardzo ucieszyły go te słowa. Co prawda z samym określeniem „przyjaciel” Urszula się trochę spóźniła, jednak dobre wrażenie to dobre wrażenie i Sebastian zrozumiał, że właśnie naprawdę zapunktował u tej kobiety. A to się liczyło. Lepiej, żeby matka lubiła chłopaka swojego syna, nawet jeśli nie wiedziała, że on nim jest, prawda?
– Ja…ym… nie wiem co powiedzieć – przyznał po chwili z rozbrajającym uśmiechem. – Cóż. Dobrze, że pani przyszła. Jak się Łukasz obudzi, będzie miał lepszą opiekę niż ta moja nieporadna – dodał wreszcie. Czas wracać do siebie.
– Myślę, że nie powinieneś nie doceniać tej swojej, jak ją nazwałeś, nieporadnej opieki. – Urszula uśmiechnęła się do niego ciepło. – Jestem ci za nią naprawdę wdzięczna.
Sebastian odpowiedział niepewnym uśmiechem, ubierając powoli kurtkę i szukając butów. Ten dzień nie należał do najnormalniejszych w jego życiorysie.
– To ja już będę szedł – powiedział, naciągając czapkę. – Do widzenia pani.
– Czekaj! – Powstrzymała go w ostatniej chwili Urszula. – Zapisz sobie mój numer – powiedziała, wyciągając swoją komórkę. Potrzebowała jej, bo nie znała go na pamięć. Wśród tych wszystkich kodów do kart, PINów i innych haseł, tych kilka cyfr naprawdę prędko wylatywało z pamięci. – W razie gdyby jeszcze kiedyś się zdarzyła podobna sytuacja, dzwoń bez obaw. Jak ten mój syn sobie czasem coś ubzdura to nie ma siły. Dobrze, że ma przy sobie kogoś rozsądnego. – Urszula uśmiechnęła się ponownie do Sebastiana.
Brunet czuł się coraz dziwniej. Chyba zapunktował jeszcze bardziej niż myślał. Mama Łukasza naprawdę zaczęła go lubić! Niesamowite, ale się z tego cieszył bardziej, niż można podejrzewać. Byle tylko tej nici sympatii nie przerwał w jakiś bezrozumny sposób. Jeśli tego nie zrobi, będzie dobrze.
– Oczywiście, proszę pani. Już zapisuję. – Sebastian szybko wystukał na klawiaturze kilka cyfr. Zapisał jako „mama Łukasza”.
– To leć, żebyś się nie spóźnił na tramwaj. – Urszula nie chciała go już dłużej zatrzymywać. – I przekaż mamie moje zaproszenie.
– Dobrze, będę pamiętał – obiecał chłopak. – Do widzenia.
– Do widzenia.
Jak tylko drzwi się za nim zamknęły, Sebastian z szerokim uśmiechem, którego nie potrafił powstrzymać, wyjął telefon i zaczął przeszukiwać kontakty. Kiedy znalazł, czego szukał, zmienił prędko wpis „mama Łukasza” na „teściowa” w cudzysłowie i z uśmiechniętą buźką. Oby Łukasz tego nie zauważył, bo Sebastian sam nie wiedział jakby się wytłumaczył z tego przypływu szaleństwa. No cóż. Wszyscy jesteśmy trochę szaleńcami.