Czarne majteczki 2
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 01 2011 12:40:11
Zachęcam do przeczytania również Czerwonych Majteczek autorstwa Niewiadomoco. (Jest to inna wersja - pisana z odmiennej perspektywy. ^__^)
Gdy się obudziłem, byłem w pokoju sam. Z łazienki dobiegało wesołe pogwizdywanie. Pomieszczenie zakołysało się nieprzyjemnie, kiedy usiadłem. Żołądek zaprotestował przeciw gwałtownemu ruchowi, coś mnie zabolało, nie wiem co. Siedziałem dość długą chwilę, po czym niemrawo zacząłem się ubierać. Przez dziwne otępienie zaczęły do mnie docierać jakieś skrawki poprzedniego wieczoru i chwilę zastanawiałem się czy nie był to tylko idiotyczny sen... a potem dotarło do mnie, co mnie właściwie boli... o rany... Przeklinając w duchu, nałożyłem idiotycznie niskie biodrówki i Bogu dzięki długi sweter, po czym ponownie skuliłem się na łóżku z kolanami podciągniętymi pod brodę i twarzą ukrytą w ramionach, wsłuchując się w tępe, jednostajne dudnienie w skroniach i usiłując wmówić żołądkowi, że wcale nie musi się natychmiast opróżnić. Drgnąłem, gdy poczułem rękę S.J. na swoich włosach - W porządku? - spytał ciepło, pachniało od niego mydłem i wodą kolońską - Głowa mnie boli... - jęknąłem dając mu do zrozumienia, że ma do mnie nie mówić. Westchnął i odczepił się. Łomot w głowie narastał. Był nie do zniesienia, zwłaszcza, że Hawk ubierając się i kręcąc po pokoju dodatkowo stukał, szeleścił, drapał i wydawał inne nieartykułowane dźwięki. Zasłoniłem uszy rękami, ale hałas i tak się przedostawał. Podniosłem się z łóżka z zamiarem wyjścia z tego pokoju zanim mnie szlag trafi. Hawk przyglądał mi się ze zmarszczonymi brwiami i ramionami założonymi na piersiach, kiedy wkładałem buty i wrzucałem swoje rzeczy do plecaka.
- Boli? - zapytał. Ciekawe czy chodziło mu o głowę czy o coś innego...
- Odwal się - odpowiedziałem grzecznie, wymijając go i podchodząc do drzwi - Daj kluczyki, zaczekam w samochodzie.
- A śniadanie?
- Nie jestem głodny. - na samą myśl o jedzeniu zawartość żołądka znów zapragnęła ujrzeć światło dzienne
- Ale ja jestem - mruknął rzucając mi kluczyki
- Zaczekam w samochodzie - powtórzyłem wychodząc i zamykając za sobą drzwi. Nie zatrzymywany przez nikogo dotarłem na parking. Recepcjonista zaszczycił mnie skinieniem głowy, kiedy wychodziłem przez oszklone drzwi w objęcia chłodnego wiatru. Oprócz dwóch hotelowych Volvo i niebieskiej Mazdy, którą przyjechaliśmy, parking był kompletnie pusty, o tej godzinie wszyscy goście już dawno udali się do swoich spraw. Wrzuciłem plecak na tylne siedzenie i ze schowka wygrzebałem papierosy. Zapaliłem, siedząc w otwartych drzwiach, zamknąłem oczy i oparłem głowę o boczny słupek. Świeże powietrze podziałało nieco kojąco na mojego kaca. Po kilku chwilach zgasiłem niedopałek nogą i spojrzałem w kierunku recepcji. S.J. właśnie regulował rachunek. Kiedy zbliżał się do auta, usiadłem prosto i zamknąłem za sobą drzwi. Westchnął, wstawiając swoją torbę, koło mojego plecaka, po czym wsunął się za kierownicę. - Jesteś na mnie zły? - spytał przekręcając kluczyki w stacyjce.
- Jedź - mruknąłem cicho odwracając twarz do okna i zamykając oczy.
- Nie będziesz ze mną rozmawiał? - silnik zagrał cicho i samochód z wyczuwalnym szarpnięciem ruszył przed siebie. Nie zamierzałem odpowiadać na to pytanie. Nie byłem na niego zły. Chociaż... Chociaż może jednak byłem. Troszeczkę. I nie chodziło mi o seks. Znaczy owszem, o seks również... Nie wiem, możliwe że to kac tak na mnie działał, jednak każde słowo, które do niego powiedziałem groziło wybuchem, a nie chciałem się z nim kłócić. To mnie najbardziej wkurzało. Mieszkaliśmy razem prawie cztery lata. Kłóciliśmy się nie raz, nie dwa, nie dziesięć. Nie raz dostałem po pysku, nie raz oddałem. Bywało, że nienawidziłem go tak, że aż bolało. A teraz? Teraz nie chciałem się z nim kłócić. Nie byłem zły... Miałem żal... żal do niego i do siebie. Za to, że wczoraj tyle wypiliśmy. Za to, że w nocy zaszło to, co zaszło. Za to, że mi to sprawiło taką cholerną przyjemność. Za to, że na samo wspomnienie czułem dziwne mrowienie w dole pleców. Za to, że to nie S.J. bolał teraz tyłek. Za to, że to nie on miał kaca. Za to, że nie mo...głem patrzeć na niego. Za to, że.
- Boże... pić.... - jęknąłem opierając głowę o chłodną szybę. Zjechaliśmy na stację benzynową. Kupił mi sok pomarańczowy. Dużo soku. Za to też miałem do niego żal. Dlaczego on nigdy nie ma kaca? Przez blisko cztery godziny jechaliśmy w kompletnym milczeniu. S.J. próbował mnie zagadywać, ale jego zaczepki zbywałem krótkimi warknięciami. Kiedy dojechaliśmy do domu odetchnąłem z ulgą. Bez słowa wyjąłem swoje rzeczy z tylnego siedzenia i poszedłem w kierunku drzwi. Poczułem czyjąś rękę na ramieniu, to Hawk zatrzymał mnie w miejscu.
- Przecież nic się nie stało, o co ci chodzi? - zapytał lekko, a we mnie aż się zagotowało, odwróciłem się z furią zamierzając trzasnąć go w pysk, ale błyskawicznie chwycił mnie za nadgarstek i przyciągnął mocno do siebie. - Musisz się bardziej postarać, Patrick. - szepnął mi jadowicie prosto w twarz, po czym pchnął mnie tak, że z impetem usiadłem na betonowym podjeździe.
- O co się znowu żrecie? - spytał rozbawiony Robert, kiedy S.J mijał go w otwartych drzwiach
- O nic.
Na resztę dnia zamknąłem się w swoim pokoju. Rzuciłem się na łóżko nawet nie zdejmując butów. "Przecież nic się nie stało" - słyszałem wciąż i wciąż i wciąż. - Właśnie, że się kurwa stało!!!!!! - wykrzyczałem wciskając twarz w poduszkę. Rozpłakałem się z bezsilnej złości i żalu. W końcu zmęczony zasnąłem. Poczułem jego dłonie na swoim brzuchu, jego język, dający niekończącą się przyjemność, jego gorące wargi pieszczące moje usta, szyję, ramiona. Było mi tak dobrze. tak przyjemnie. tak ciepło. Obudziłem się rozpalony i podniecony do granic wytrzymałości. Obcisłe spodnie stały się ewidentnie zbyt ciasne i niewygodne, policzki piekły ognistą czerwienią. - To chore - wmawiałem sobie stojąc w kabinie prysznicowej pod strumieniem gorącej wody. Prysznic nie pomógł. Podniecenie buzowało we mnie niczym mały piec hutniczy, nie pozwalając skupić się na żadnej czynności. W końcu skapitulowałem i zaspokoiłem się. Czułem się podle. Kolejne dni również były koszmarem. S.J. unikałem niczym ognia, a w nocy. w nocy śniłem o jego dotyku. o jego miłości. To doprowadzało mnie niemal do obłędu. W końcu stwierdziłem, że jeżeli cała ta sytuacja potrwa jeszcze trochę, to zwariuję.
Gdy zapukałem do jego pokoju nikt nie odpowiedział. Delikatnie nacisnąłem klamkę i wszedłem do środka. Z łazienki dobiegał jednostajny szum prysznica. Usiadłem na brzegu łóżka i podciągnąłem kolana pod brodę. Bawiąc się sznurówkami słuchałem jak zakręca wodę i kręci się po łazience. Jakieś dziesięć minut później wszedł do pokoju ubrany w dżinsy i luźną czarną koszulę, z małym ręcznikiem frotte na głowie.
- Co ty tutaj robisz? - spytał zdziwiony opierając się o futrynę i energicznie pocierając ręcznikiem mokre włosy.
- Ja. - zacząłem, ale jakoś mi nagle zabrakło pomysłu co chcę powiedzieć.
- No? - uśmiechnął się - Chciałeś coś ode mnie?
- Znaczy. - zająknąłem się znów - . musimy porozmawiać. - wstałem z łóżka i podszedłem do okna.
- No przecież rozmawiamy - zauważył złośliwie .
- No tak. ale. - zrobiłem krok w jego kierunku, po czym znów cofnąłem się pod okno.
- Ale? - nie dawał za wygraną.
- Ja chciałem zapytać. - wbiłem mocno ręce w kieszenie i dokończyłem na jednym wdechu nie chcąc, aby mi przerwał - Czy ty wtedy przespałeś się ze mną tylko dlatego, żeby mnie zaliczyć, czy chodzi ci o cos więcej? - rozejrzałem się nerwowo po pokoju, skrzętnie omijając S.J. wzrokiem.
- A co, jeśli powiem, że chciałem cię tylko przelecieć?
-. - Zatchnęło mnie. Ręce opadły mi wzdłuż boków, mimo, że poniekąd spodziewałem się takiej odpowiedzi, patrzyłem na Hawka osłupiały, bo w głębi duszy oczekiwałem, że jednak zaprzeczy. Odwróciłem, się gwałtownie, żeby nie widział łez, które nagle napłynęły mi do oczu, zupełnie wbrew mojej woli. Postąpiłem kilka kroków i wyciągnąłem rękę w kierunku klamki.
- Zaczekaj - chwycił mnie za ramię i stanowczym gestem odwrócił twarzą do siebie. Spuściłem wzrok, wbijając go w swoje adidasy. - Pytałem tylko, co wtedy. - stwierdził cicho. I ciekawe, co ja mu miałem powiedzieć. Wzruszyłem jedynie ramionami i nadal wpatrywałem się w szalenie interesujące teraz obuwie. - A co jeśli chodzi mi o coś więcej? - gestem zmusił mnie do patrzenia sobie w oczy. Poczułem jak na policzki wypełza mi zdradliwy rumieniec.
- Możesz mówić jaśniej? - wykrztusiłem, bo nagle mi tak jakby dech zaparło
S.J. milczał. Zagryzł dolną wargę i przyglądał mi się ze zmarszczonymi zabawnie brwiami. Kilkakrotnie otwierał usta, jakby chciał cos powiedzieć i zamykał, jakby nie mógł się zdecydować co. Patrzyłem na niego w napięciu, czując się coraz bardziej niezręcznie. Ta sytuacja była doprawdy krępująca.
- Jesteś dla mnie kimś ważnym. - powiedział w końcu powoli, jakby z namysłem dobierając słowa - I przepraszam. za wtedy.- dodał po chwili - Za dużo wypiłem i nie mogłem się pohamować. Przepraszam. Nie powinienem był.
- Ale. ja zawsze myślałem. zawsze myślałem, że mnie nie znosisz. - powiedziałem cicho, czując że z minuty na minutę robi mi się coraz bardziej gorąco
- Ależ skąd! - oburzył się - Zawsze cię bardzo lubiłem i wciąż bardzo lubię głuptasie. - poczochrał mi włosy przyjacielskim gestem, po czym skinął głową w stronę wyjścia. - Późno już. Idź spać. - otworzył przede mną drzwi, popychając mnie lekko na korytarz. Zamknąłem drzwi opierając się o nie plecami, przełknąłem z trudem, po czym szepnąłem tylko:
- Kochaj się ze mną Sully..