Tamten świat 15
Dodane przez Aquarius dnia Maja 05 2012 13:08:27
Dwa kolejne dni upłynęły dość nerwowo dla wszystkich na zamku, począwszy od zwykłych pomocników kuchenny, a na królu skończywszy. Dla wszystkich z wyjątkiem młodego Akirina. Przez cały czas zachowywał się jakby go to wcale nie obchodziło.
W końcu nadszedł ten szczególny dla wszystkich dzień. Od rana służący biegali jeszcze bardziej nerwowo niż wcześniej. Na szczęście Danao stanął na wysokości zadania i po południu było wszystko gotowe zgodnie z planem. Kiedy wybiło południe, król wszedł do sali tronowej, pełnej zaproszonych gości i stanąwszy przed tronem powiedział:
- Zebraliśmy się tutaj by świętować wspólnie dwa ważne wydarzenia. Ważne nie tylko dla mnie, ale także dla naszego kraju. Pierwsze z nich, to ślub księcia Akirina z księciem Valrisem trzecim – w tym momencie w tłumie rozległy się wiwaty na cześć młodych – a drugim jest moja abdykacja i koronacja księcia Akirina.
- Że co proszę? – stojący obok tronu Akirin popatrzył zdumiony na władcę, który ciągnął dalej, niezrażony pomrukami niezadowolenia dochodzącymi z tłumu:
- Zostałem waszym władcą w niezbyt dobrym dla kraju okresie. Byłem młody i niedoświadczony, na szczęście spotkałem ludzi, którzy wspierali mnie i uczyli jak być dobrym władcą. Dzięki ich pomocy nasz kraj rozkwitł, warunki życia poprawiły się. I jestem z tego bardzo dumny. Jednakże utrzymanie tego stanu też wymaga ogromnego wysiłku, a ja jestem już stary i zmęczony. Dlatego też postanowiłem przekazać pałeczkę młodszemu pokoleniu. Książę Akirinie, podejdź tu proszę. – Akirin posłusznie podszedł do tronu i uklęknął przed nim. Król zdjął koronę z głowy i nałożywszy ją na głowę księcia powiedział: - Od dnia dzisiejszego będziesz znany jako Akirin drugi. Poznałeś życie, wiesz jak żyją twoi poddani, wierzę więc, że będziesz mądrym i sprawiedliwym władcą, że zawsze będziesz wydawał sprawiedliwe wyroki i nigdy nie będziesz kierował się uprzedzeniami. – Na koniec król uklęknął i skłoniwszy głowę powiedział: - Niech żyje król Akirin drugi.
- Niech żyje! – zgromadzeni w sali tronowej goście zaczęli wiwatować.
Król wstał:
- A teraz ostatnia rzecz, którą zrobię jeszcze jako wasz stary król. – Skinął ręką i w tym momencie podszedł do niego Danao z dwoma pierścieniami na srebrnej tacy. – Podejdźcie moi kochani. – Valris stanął obok Akirina. – Tych dwóch wspaniałych mężczyzn miał połączyć dobrosąsiedzki układ polityczny. Los jednak zakpił sobie z nas wszystkich i sprawił, że zakwitło między nimi uczucie, któremu obca jest wszelka polityka i dyplomacja. Mam nadzieję iż uczucie to będzie silne i przetrwa wieki. A teraz, moi kochani, wymieńcie się pierścieniami.
Młodzieńcy wzięli pierścienie z tacy i wypowiedziawszy słowa przysięgi założyli je sobie na odpowiednie palce, po czym pocałowali się. Zebrani zaczęli wiwatować. Kiedy wiwaty ucichły Akirin pierwszy klasnął w ręce i wbiegli służący ze stołami i całą zastawą. Chwilę potem orkiestra zaczęła grać i wszyscy wesoło się bawili. Na honorowym miejscu siedział nowy władca, po jego prawej stronie świeżo poślubiony małżonek, a po lewej poprzedni król. Po pewnym czasie Akirin pierwszy wstał od stołu. Nachylił się do ucha króla i wyszeptał:
- Niestety nie czuję się najlepiej, więc już was opuszczę. Wy bawcie się dalej.
- Trzeba wezwać medyka! – zaniepokoił się młodzieniec. – To może być coś poważnego!
Starzec uśmiechnął się i poklepał króla uspokajająco po ramieniu.
- Już posłałem służącego po mojego medyka, więc nie martw się, tylko baw się. To przecież twój ślub. Powinieneś się cieszyć.
Młody król spojrzał niepewnie na Akirina pierwszego, lecz zobaczywszy jego uśmiech, także się uśmiechnął i skinąwszy twierdząco głową wrócił do zabawy. Król opierając się na ramieniu jednego z doradców, powoli ruszył w stronę swojej sypialni. Kiedy już tam dotarł, Konas już na niego czekał.
- Wasza wysokość nie wygląda zbyt dobrze – stwierdził z niepokojem.
- Nic dziwnego – odparł spokojnie Akirin siadając na łóżku – mój czas już nadszedł.
- Wasza wysokość nie powinien tak sobie żartować.
Akirin uśmiechnął się słabo.
- Pamiętasz ten dzień, kiedy się upierałem, że musimy sprowadzić Akirina powrotem do domu, bo zostało mi już niewiele czasu? Kiedy powiedziałem ci, że zostało mi tylko siedem dni życia? – Medyk skinął twierdząco głową. – Tamtego dnia przyszedł do mnie Śmierć, żeby mnie zabrać ze sobą. Nie patrz tak na mnie – mruknął widząc niedowierzającą minę medyka. – Już go raz spotkałem, wtedy gdy o mało nie straciłem życia, kiedy Solan zaginął. Nie mówiłem ci nigdy o tym, bo nie było sensu. Powiedział mi wtedy, że spotkamy się znowu, kiedy moja świeca życia się wypali. No i wypaliła się siedem dni temu. Na szczęście udało mi się go uprosić żeby dał mi jeszcze kilka dni, żebym uporządkował swoje sprawy. Zgodził się. Zostawił mi klepsydrę, która miała mi codziennie przypominać u upływającym czasie. – Spojrzał w kierunku komódki na której stała wspomniana klepsydra. – Zostało już niewiele piasku. W tych ostatnich chwilach chcę żebyś mi pomógł się odpowiednio przygotować. Chciałbym założyć moją najlepszą szatę. Gdzieś na dnie szafy powinna być druga korona – zachichotał rozbawiony. – Nigdy nie przykładałem wagi do tego, gdzie ona się znajduje. Na koniec położę się, a ty ułożysz wszystko, żeby wyglądało idealnie. Nie byłem zbyt dobrym władcą, wiec chciałbym przynajmniej odejść jak na prawdziwego króla przystało. Zrozumiałeś?
- Tak, wasza wysokość, chociaż z tym ostatnim się nie zgadzam. Wasza wysokość był bardzo dobrym władcą.
Akirin uśmiechnął się.
- No to mamy różne zdania, chociaż teraz to już nie ma znaczenia. Pomóż mi się ubrać.
Kiedy już założył swoją najlepszą szatę oraz zapasową koronę, położył się na łóżku i splótł ręce na piersiach. Medyk wygładził wszystkie nierówności.
- Dziękuję ci Konas. Za to, że byłeś przy mnie i że miałeś tyle cierpliwości. I przede wszystkim za to, że mnie tu sprowadziłeś. – Akirin uśmiechnął się i zamknął oczy. Na koniec jeszcze wyszeptał: - jeszcze tylko chwila i w końcu spotkam się z Kirimem. – Po policzkach spłynęły mu łzy.
Medyk bez słowa wyszedł z komnaty, a na zaniepokojone spojrzenie służącego siedzącego pod drzwiami, powiedział:
- Jego wysokość będzie teraz spał. Dostał silne leki. Możesz iść spać.
Służący odetchnął z ulgą i usiadł na stołeczku. Medyk bezwiednie uśmiechnął się. Mimo iż tyle razy król wyganiał służących, twierdząc iż na pewno nie będą w nocy potrzebni, ci zawsze wracali i czuwali pod drzwiami. Przeszedł do swojej komnaty. Kiedy szedł, słyszał odgłosy zabawy. Uśmiechnął się. Mimo upływu tych lat Akirin wciąż pozostał tym upartym chłopakiem, jakim był kiedy tu przybył. Zawsze chciał robić wszystko po swojemu, nawet odejść po swojemu. Jeśli to wszystko co król mówił, jest prawdą, to on nie będzie tu już miał nic do roboty, w końcu też będzie mógł odejść. Wszedł do komnaty i zamknął za sobą drzwi. Wziął stojącą przy łożu niewielką szkatułkę wypełnioną okrągłymi czerwonymi tabletkami i przeszedł do tajemnej komnaty. Odpowiednim zaklęciem przywołał swojego następcę Jarenusa Korneli. Pojawił się dość szybko.
- Jeśli potwierdzi się to, co podejrzewam, zostaniesz oficjalnie jedynym królewskim medykiem – powiedział Konas.
- Rozumiem.
- Udasz się ze mną do siedziby bractwa, żeby to potwierdzić.
Wypowiedzieli odpowiednie zaklęcie i znaleźli się w ogromnej komnacie z dużą ilością drzwi. Konas przeszedł przez jedne z nich, na których widniała tabliczka „Komnata czasu”, a Jarenus tuż za nim.
- Witaj Karasi – uśmiechnął się do brodatego staruszka siedzącego przy pgrpmnym, bogato zdobionym stole.
- Witaj – staruszek odwzajemnił uśmiech. – Co cię sprowadza? Czyżbyś potrzebował więcej Tabletek Życia?
- Raczej chciałbym zwrócić to, co mi zostało. Ale najpierw chciałbym się upewnić co do słuszności tej decyzji. Mógłbyś zajrzeć do księgi życia króla Akirina pierwszego i sprawdzić czy pojawiła się już data jego śmierci?
- Oczywiście. Poczekaj chwilę. – Staruszek odszedł od stołu i zniknął miedzy regałami na których stały jednakowe księgi i tylko napisy na grzbietach odróżniały je od siebie.
Karasi wrócił dość szybko taszcząc dość grube tomiszcze. Z hukiem położył je na stole i zaczął kartkować, aż w końcu się zatrzymał.
- O, jest data – powiedział. – Chociaż to ciekawe – mruknął.
- Co takiego?
- Tu są dwie daty, z czego jedna była siedem dni temu. Ale ona jest przekreślona. Ta druga jest na dzisiaj.
- A więc to wszystko prawda. Nawet Śmierć potrafił przekabacić. Słusznie zrobiłem wybierając go – mruknął Konas i roześmiał się cicho. Staruszek i Jarenus spojrzeli na niego dziwnie, ale nic nie powiedzieli. – Jest tak jak się spodziewałem. W takim razie nie będę już tego potrzebował. – Położył na stole szkatułkę.
- Zaczekaj, muszę przeliczyć, a ty musisz pokwitować.
- Ależ oczywiście, nie spieszy mi się – odparł Konas z uśmiechem na twarzy.
Staruszek odniósł księgę na swoje miejsce, po czym wyciągnął inną. Uważnie policzył pigułki przyniesione przez medyka i zapisał ich liczbę w księdze, po czym podpisał się on i Konas.
- Jesteś pewien, że słusznie robisz? – zapytał Karasi, kiedy już dopełnili formalności.
- Oczywiście. Żyłem tylko w jednym celu. Teraz, kiedy on odchodzi, ja też mogę zakończyć swoje życie.
- Rozumiem. – Staruszek uśmiechnął się. – W takim razie żegnaj. I wiedz, że byłeś moim ulubionym klientem.
Konas odwzajemnił uśmiech i wyszli. Przeszli kilka metrów dalej i weszli w kolejne drzwi.
- Witaj, Sandero.
- Witaj, Karasi już mi powiedział - odparł siedzący za biurkiem czterdziestoletni mężczyzna. – Czego ci potrzeba?
- Chcę żeby przenieść wszystkie moje uprawnienia na Jarenusa Korneli. Jest moim następcą.
- Rozumiem – mężczyzna pokiwał głową. Otworzył leżącą obok księgę, umaczał pióro w atramencie i zaczął coś pisać.
Na koniec pod tym wszystkim podpisali się Konas i Jarenus. Na koniec Sandero posypał stronę księgi złotym proszkiem wyciągniętym ze stojącego obok słoika. Strona rozbłysła niezwykle jasnym światłem i po chwili zgasła.
- Uprawnienia zostały przeniesione – powiedział Sandero.
- No to teraz zostało mi już tylko jedno – Konas uśmiechnął się. Przenieśli się z powrotem do zamku i Konas położył się na łóżku.
- Jesteś pewien, że nic więcej nie potrzebujesz? – zapytał Jarenus.
- Jestem pewien – odparł. – Już dawno przejąłeś wszystkie moje obowiązki, dla mnie został tylko nasz władca. Kiedy on odejdzie, moja obecność tutaj będzie bezcelowa. Dlatego też weź ten klucz – podał Jarenusowi niewielki klucz – i zamknij komnatę od zewnątrz. A kiedy już mnie pochowają, przeniesiesz się tutaj. I pamiętaj, żeby dotrzymać sekretu. Nikt nie może się dowiedzieć kim tak naprawdę jesteś.
- Król Akirin pierwszy się dowiedział – bąknął niepewnie młody medyk.
Konas zaśmiał się.
- Akirin to był specjalny przypadek i drugi taki się nie trafi.
- Rozumiem.
- No dobrze, uciekaj już się bawić.
Jarenus wyszedł. Jeszcze tylko Kona słyszał jak zamyka drzwi od zewnątrz. Odetchnął z ulgą. Już nie będzie musiał codziennie brać Tabletek Życia. Każda z nich przedłużała życie o jeden dzień. Zaczął je brać w dniu, w którym miał umrzeć. Od tamtego czasu żył z dnia na dzień, nie będąc pewnym, czy następny dzień nadejdzie czy nie. Jednak musiał to robić. Musiał być przy Akirinie do końca, wszakże obiecał mu. Na szczęście teraz może już odpocząć. Ciekawe co będzie po śmierci. Przymknął oczy, chwilę potem spał.
***
- Hej, obudź się. – Dochodzący do Akirina głos był strasznie niewyraźny. – Obudź się, już czas na ciebie.
Skoncentrował się i powoli otworzył oczy. Chwilę zajęło mu zrozumienie, że to, że widzi swoją twarz nie jest żadnym sennym majakiem.
- A więc to już.
- Jak obiecałem. – Śmierć wskazał na klepsydrę. Ostatnie ziarenko właśnie spadało. – Chodź. – Wstał z łóżka i wyciągnął rękę.
Akirin powoli podniósł się. Uśmiechnął się zadowolony. Śmierć popatrzył na niego zdziwiony.
- Wiesz, jesteś pierwszym, który cieszy się na mój widok.
Akirin roześmiał się.
- Ja zawsze byłem inny od pozostałych.
W tym momencie na ścianie pojawiły się drzwi, które otworzyły się cicho.
- Zapraszam – Śmierć skinął ręką w stronę drzwi.
Akirin posłusznie ruszył w ich stronę. Zanim przekroczył próg, odwrócił się, żeby ostatni raz spojrzeć na komnatę. I zobaczył siebie leżącego na łóżku, tak jak się wcześniej położył.
- Dobrze wyglądam, nie uważasz? – uśmiechnął się i przekroczył próg. I znalazł się w dobrze sobie znanym miejscu. Rzeka życia i pustka wokół. – Nic się nie zmieniło.
- A co niby miało się zmienić? – burknął Śmierć.
- I co teraz? – zainteresował się Akirin.
- Teraz muszę zdecydować dokąd pójdziesz.
- To jeszcze nie koniec? – zdziwił się.
- Nie. – Pstryknął palcami i nagle przed ich oczami ukazał się para jednakowych drzwi. – Wybieraj. Jedne z nich prowadzą do miejsca w którym będziesz żył w szczęściu i spokoju, natomiast drugie do miejsca, gdzie będziesz żałował, że w ogóle się narodziłeś. Które z nich wybierasz?
- Żadne – odparł stanowczo Akirin.
- Dlaczego nie? – zdziwł się.
- Bo to nie ma zupełnego sensu – wzruszył ramionami. – Cokolwiek nie wybiorę, to i tak znajdę się tak, gdzie ty będziesz chciał.
Śmierć roześmiał się.
- Niegłupi z ciebie facet. Masz rację, twój los już jest przesądzony. Byłem po prostu ciekaw jak się zachowasz.
- Więc? Co dla mnie przygotowałeś?
Śmierć wyszczerzył zęby.
- Sam sprawdź. Po prostu przejdź przez drzwi.
Akirin tylko westchnął i złapał za klamkę. Kiedy otworzył drzwi oślepiło go jasne światło. Kiedy już znikło, a oczy przyzwyczaiły się, zobaczył coś co wprawiło go w osłupienie. Stał na dość dużym skalnym występie, w dole widać było jakieś miasteczko i jego zamek. Jednak nie to go wprawiło w zdumienie, tylko komitet powitalny. Na wprost niego stali wszyscy ci, których kiedyś znał i kochał: Solan, Kurus, wszyscy jego doradcy oraz potomkowie. Na jego widok wszyscy uklękli i pochylili głowy.
- Witamy waszą wysokość – odezwał się Solan.
Akirin nie mógł wydusić słowo. Ogromna gula wzruszenia ściskała mu gardło i wyciskała łzy z oczu.
- Solan… - wyszeptał w końcu.
- Tak, ojcze? – Solan podszedł bliżej.
Akirin dotknął jego twarzy.
- Jakiś ty młody, jakbyś miał tylko dwadzieścia lat. Kiedy cię ostatnio widziałem, byłeś strasznie stary i pomarszczony.
- Przyganiał kocioł garnkowi – odpowiedział Solan z udawaną pretensja w głosie i wesołymi ognikami w oczach, a gdy Akirin popatrzył na niego zdumiony, wyciągnął z kieszeni niewielkie lusterko i podał mu. – Sam zobacz.
Akirin przejrzał się w lusterku i zdumiał się. Znowu miał dwadzieścia lat.
- Jak to możliwie? – wyszeptał zdumiony.
- To jest twój raj – usłyszał za plecami. Odwrócił się i zobaczył Śmierć, wciąż noszącego jego własną twarz. - Dlatego też dostajesz to co najlepsze, także wygląd.
Akirin uśmiechnął się i odwrócił do Solana. Powiódł wzrokiem po zebranych i zapytał niepewnie:
- To już wszyscy?
- A kogo byś jeszcze chciał? – zapytał Solan.
Akirin uśmiechnął się przepraszająco. W tym momencie cała radość ze spotkania gdzieś uleciała i zastąpił ją ogromny smutek. Nagle poczuł jak ktoś obejmuje go od tyłu i szepcze do ucha:
- Czyżbyś kogoś szukał?
Serce zaczęło walić mu jak oszalałe, a z oczu znowu popłynęły łzy. Odwrócił się.
- Kirim… - wyszeptał i wtulił się w te tak wytęsknione ramiona. – Nawet nie wiesz jak się za tobą stęskniłem.
- Głupek – powiedział Kirim łagodnie. – Przecież mówiłem ci, że jak odejdę, to masz sobie znaleźć kogoś nowego do kochania.
- Dobrze wiesz, że nie mógłbym. Za bardzo cię kocham.
- Ja ciebie też bardzo kocham i cieszę się, że w końcu przybyłeś.
W tym momencie Akirin otworzył oczy i spojrzał na ukochaną twarz.
- Też jesteś młody – uśmiechnął się – jak wtedy gdy się poznaliśmy.
- Tak jak i ty. A wiesz co w tym wszystkim jest najlepsze?
- Co takiego?
- Że już zawsze tacy będziemy.
- Cieszę się. Przynajmniej nie będę musiał brać tych wszystkich paskudnych specyfików, którymi faszerował mnie ostatnio Konas. – Kirim roześmiał się. – A swoją drogą będzie mi go brakowało.
Nagle oczom wszystkich ukazały się drzwi, które otworzyły się. Oślepiające światło na chwilę oślepiło wszystkich. Kiedy widzenie wróciło, drzwi już nie było, a zamiast nich stał medyk.
- Konas! – Akirin wyraźnie się ucieszył. – Jak to możliwe?!
- Mówiłem, że zawsze będę przy waszej wysokości.
- To dobrze – Akirin uśmiechnął się. – Dziwnie bym się czuł gdyby ciebie przy mnie nie było. No dobrze, to co teraz robimy?
- Jak to co? Idziemy do naszego domu, do naszych poddanych – odparł Kirim z uśmiechem.
Ruszyli powoli w stronę widniejącego poniżej miasteczka. Nagle Akirin przystanął i odwrócił się w stronę milczącego Śmierci.
- Słuchaj, Kostek, skoro tak bardzo ci się nudzi, to może wpadłbyś czasami na herbatę?
- Kochanie, jak ty się do niego zwracasz? – wyszeptał z przerażeniem Kirim. – Nie wiesz, że to jest Pan Śmierci?!
Akirin lekceważąco machnął ręką.
- To jak, wpadniesz?
Śmierć popatrzył na niego z nadzieją.
- Naprawdę mógłbym?
- Oczywiście. – Śmierć uśmiechnął się szczęśliwy. – Tylko wiesz co, zmień tą gębę na jakąś inną. Jeden Akirin pierwszy w zupełności wystarczy.
Śmierć roześmiał się i posłusznie zmienił twarz na jakąś zupełnie obcą. Akirin wziął go pod rękę z jednej strony, a z drugiej Kirima i ruszył do swojego nowego starego domu. Za nim poszli pozostali.
Gdzieś tam
Jest kraina wiecznego szczęścia
Gdzie spotkamy się znowu
I żyć będziemy tylko dla siebie
KONIEC