Tamten świat 8
Dodane przez Aquarius dnia Kwietnia 14 2012 11:35:52
Jechali w milczeniu. Panującą między nimi ciszę przerywały jedynie odgłosy przyrody i wesołe pogwizdywanie Akirina. Widać było, że jeszcze mu nie przeszła radość z odzyskania konia. Gahalanowi w sumie nie przeszkadzała ta cisza. Przypominał sobie to wszystko co się wydarzyło od momentu, gdy uciekli z więzienia, a uśmiech zadowolenia nie znikał z jego twarzy. Już prawie zapomniał jakie to przyjemne uczucie zabić kogoś, a teraz, dzięki temu gówniarzowi, wszystko sobie przypomniał. Chociaż, po tym jak został przez niego oślepiony, nie sądził, że jeszcze kiedyś poczuje te przyjemne dreszcze, że będzie skazany na egzystencję na łasce innych. No cóż, może ślepota ogranicza, ale wcale nie musi być taka tragiczna. Musi tylko nakłonić dzieciaka, żeby nauczył go jeszcze więcej. O tak! W pewnym momencie zatrzymali się.
- Co się stało? – zainteresował się Gahalan.
- Odjechaliśmy już chyba wystarczająco daleko, żeby być bezpiecznym. Poza tym dzień się kończy. Konie musza odpocząć, a nam tez się przyda sen.
- To już? – zdziwił się. Tak był zajęty własnymi myślami, że nawet nie zdawał sobie sprawy z upływającego czasu. Powoli zsiadł z konia.
- Na szczęście trafiliśmy na jakąś rzekę – odezwał się Akirin. Rozkulbaczył oba konie i poprowadził je do rzeki. – A ty czego tak stoisz? Może byś tak zadbał o swojego konia? Przydałoby się go wyszczotkować.
- Jak mam to zrobić, kiedy mi go zabrałeś? – mruknął z przekąsem ślepiec.
- No to podejdź do niego.
- Nie wkurzaj mnie, dobra? Skąd ja niby mam wiedzieć gdzie on jest?
- A czego cię uczyłem, co? Wsłuchaj się w to co słyszysz i idź za głosem.
Gahalan przez chwilę stał nieruchomo, potem powoli ruszył w stronę. Akirina wyciągając przed siebie ręce i ostrożnie stawiając stopy.
- To jest akurat mój – odezwał się Akirin, kiedy ręce ślepca natrafiły na koński zad. Złapał je i naprowadził we właściwym kierunku, po czym wcisnął w nie zgrzebło.
Gahalan przez chwilę wodził ręką po końskim ciele, jakby chciał się z nim oswoić, aż w końcu zaczął go szczotkować.
- Dobra, konie wyczyszczone, wiec teraz my możemy się odświeżyć – mruknął Akirin, kiedy już konie spokojnie pasły się nad rzeką. Rozebrał się i wskoczył do wody. – Nie wchodzisz?
- Wchodzę, wchodzę – mruknął Gahalan i zaczął się rozbierać.
Tym razem Akirin nie bawił się w naprowadzanie ślepca, tylko podszedł do niego i wziąwszy za rękę wprowadził do rzeki. Zatrzymał się kiedy woda sięgała im do pasa.
- Odwróć się, umyję ci plecy. - Gahalan posłusznie odwrócił się. – Dobra, teraz ty umyj moje – powiedział, kiedy już skończył i odwrócił się plecami do ślepca.
Gahalan wziął do księcia szmatę, którą tamten mył mu plecy i zamoczył ją porządnie. Wyciągnął rękę i niepewnie dotknął barku młodzieńca, potem powoli zsuną rękę na jego ramię. I wyczuł silne mięśnie. Przez chwilę delikatnie badał je, jakby chciał je zapamiętać, po czym przeniósł rękę na jego plecy. I od razu poczuł blizny po razach, a pod nimi stalowe mięśnie. Wodził palcami po bliznach jakby były jakimś skarbem.
- Jak to jest możliwe? – wyszeptał. – Jesteś tak młody, a masz w sobie tyle siły, tyle odwagi i determinacji. – Oparł czoło o jego kark. – Proszę daj mi je – objął go i przytulił mocno – daj mi swoja siłę, bym mógł być taki jak ty.
- Nie wiem o czym ty mówisz – bąknął niepewnie Akirin. – Jestem tylko zwykłym bogatym paniczykiem o idealistycznych poglądach.
Gahalan roześmiał się cicho.
- I na dodatek skromny. Twoja rodzina musi być ciebie dumna.
- Raczej niespecjalnie. – Sprzeciwiłem się ojcu i uciekłem z domu żeby żyć po swojemu. Już pewnie wydziedziczyli mnie. Zresztą jak mogliby być dumni z kogoś, kto siedział w więzieniu?
- W tym więzieniu siedziało wielu niewinnych i wielu niewinnych straciło tam życie przez burmistrza. Pewnie jeszcze wielu by je tam straciło, gdybyś go nie zabił. Wprawdzie nie jest to czyn z którego można być dumnym, ale pomyśl ilu niewinnych dzięki temu ocaliłeś. A z tego należy być dumnym.
Akirin westchnął cicho.
- Nie zabiłem tego wieprzka. Zaplątał się we własne nogi, kiedy przede mną uciekał i zleciał ze schodów łamiąc sobie kark. A ja chciałem z nim tylko porozmawiać.
Gahalan przez chwilę milczał, na koniec roześmiał się.
- Jesteś niesamowity. Nie żałuję, że mnie pokonałeś.
- Poważnie? – Akirin odwrócił się przodem go rozmówcy, który wciąż go obejmował.
- Pozwól mi zostać przy tobie, iść tam gdzie ty pójdziesz, bez względu na to gdzie to miejsce będzie, uczyć się od ciebie jak być silniejszym. Proszę, pozwól mi – wyszeptał opierając czoło o czoło Akirina.
- Więc już nie chcesz mnie zabić? – zapytał cicho.
- Jakbym mógł? Zabić kogoś tak wspaniałego? – szeptał Gahalan, a jego usta przybliżały się wciąż do ust księcia, aż w końcu go pocałował.
W pierwszej chwili Akirin spiął się i chciał odepchnąć ślepca, lecz odezwało się w nim niezaspokojone do miesiąca pożądanie, które sprawiło, że po plecach przeleciały mu ciarki i skumulowały się w dole, między nogami, rozpalając wewnętrzny żar. Objął Gahalana i odwzajemnił pocałunek. Usta mordercy były ciepłe i łagodne, chociaż jego ręce błądzące po plecach księcia mówiły jak bardzo silne jest jego pożądanie. Serce Akirina przyspieszyło. Zsunął ręce na pośladki Gahalana. Poczuł jak tamten spiął się, lecz mimo to nie przerwał pocałunku. Nie zważając na to Akirin zaczął pieścić jego pośladki, aż w końcu rozluźnił je. Wtedy przeszedł z pocałunkami na szyję, jednocześnie przesuwając powoli jedną rękę w dół nogi. Zarzucił ją na swoje biodro, jednocześnie przyciągając ślepca do siebie. Ich pulsujące pożądaniem członki złączyły się. Gahalan westchnął i zarzucił drugą nogę na biodro Akirina, jednocześnie odchylając się nieco, by dać mu dostęp do własnej klatki piersiowej. Młodzieniec zrozumiał aluzję. Objął mocno kochanka i zaczął składać pocałunki na jego piersiach. W pewnym momencie odwrócił się i zaczął powoli iść w stronę brzegu. Kiedy woda sięgała mu zaledwie do kolan, powoli uklęknął i nie przestając całować kochanka, położył go na ziemi. Dopiero wtedy Gahalan puścił jego szyję i wsunął rękę między ich złączone ciała. Objął ich złączone członki i zaczął pieścić, najpierw gwałtownie i impulsywnie, potem coraz bardziej namiętnie. Akirin jęknął z rozkoszy na chwilę przerywając pocałunki. Czuł, że jeszcze chwila a eksploduje. Wyswobodził się z objęć kochanka i nie czekając na jego reakcję, rozchylił mu nogi i wszedł w niego gwałtownie i bez żadnego ostrzeżenia. Gahalan znieruchomiał z wymalowanym na twarzy zaskoczeniem pomieszanym z bólem. Akirin objął go i wyszeptał chrapliwie do ucha:
- Wybacz, ale nie mogłem już wytrzymać dłużej. To zaraz przejdzie.
Przez chwilę obserwował twarz ślepca i gdy zobaczył jak jego mięśnie rozluźniają się powoli, zaczął się poruszać. Najpierw powoli i delikatnie, potem coraz szybciej i mocniej, aż w pewnym momencie trafił w ten wrażliwy punkt. Ciało Gahalana nagle znieruchomiało wygięte w łuk, w tej niemej ekstazie, która go właśnie ogarnęła. To jeszcze bardziej podnieciło Akirina. Poruszał biodrami raz po raz uderzając w ten czuły punkt, jednocześnie uniemożliwiając kochankowi wydanie jakiegokolwiek dźwięku, zamykając mu usta pocałunkami. Resztkami świadomości splótł dłoń z dłonią Gahalana zaciśniętą na jego własnym członku i zaczął go pieścić. Chwilę potem ciało ślepca znieruchomiało, a Akirin poczuł na swoim brzuchu efekt pożądania kochanka. Kilka pchnięć później sam też doszedł, tracąc na chwilę zmysły. Chwilę mu zajęło zanim doszedł do siebie. Oddech jeszcze przez chwilę miał urywany, a mięśnie słabe niczym dziecko. Jednak w końcu zebrał resztkę sił i wysunąwszy się z kochanka, położył się obok niego.
- Zmieniłem zdanie – odezwał się Gahalan urywanym głosem. – Jednak chcę cię zabić. Drugi raz ten numer ci nie przejdzie. To ja będę na górze.
Akirin roześmiał się.
- Nie ma takiej opcji.
- To się jeszcze okaże.
- Nie sądziłem, że jesteś taki jurny – morderca przekręcił się na bok i objąwszy młodzieńca w pasie, przytulił się do niego.
- No wiesz, dla kogoś w twoim wieku, ktoś taki jak ja zawsze będzie jurny – bąknął niedbale książę.
- Chcesz powiedzieć, że niby facet w moim wieku już nie może?
- Ty to powiedziałeś, nie ja – bąknął niedbale Akirin.
- zaraz cofniesz te słowa – mruknął Gahalan i rzucił się na młodzieńca. Chwilę potem przepychali się wzajemnie całując i pieszcząc. Na koniec Akirin znowu doszedł we wnętrzu ślepca.
- Musze przyznać, że jak na swój wiek, też jesteś całkiem żywotny – stwierdził Akirin ze śmiechem. – Jednak nie licz na to, że kiedykolwiek będziesz na górze. To ja mam tutaj przewagę siły.
- Cholera – mruknął Gahalan. – Czyli nie mam wyjścia, muszę się jeszcze podszkolić, aż w końcu będę mógł cię pokonać.
Akirin roześmiał się.
- Dobra, czas chyba wleźć z tej wody, bo jeszcze trochę, a się nam wszystko pomarszczy niczym uschnięta śliwka.
- Masz rację.
Ubrali się szybko. Akirinm podprowadził ślepca do miejsca w którym rozłożyli swoje rzeczy.
- Pilnuj naszych rzeczy, a ja pójdę nazbierać drzewa na ognisko. Jakby co, to nie krępuj się, możesz zabić złodzieja.
Gahalan roześmiał się. Akirin odszedł w stronę lasu. Żaden z nich nawet nie zdawał sobie sprawy, z tego, iż od momentu, kiedy się zatrzymali na postój, byli obserwowani i nie był to wysłannik króla.
***
Szedł powoli pałacowymi korytarzami. Już dawno temu przestał się śpieszyć. W końcu doszedł do celu. Zapukał i nie czekając na odpowiedź wszedł.
- Przeszkadzam, Konas?
- Ależ skąd , wasza wysokość – medyk uśmiechnął się. Odstawił na bok trzymany właśnie słoiczek. – W czym mogę pomóc mojemu panu?
- Chciałbym się dowiedzieć jak idzie naszemu buntownikowi.
- Nie dzieje się nic niepokojącego, ale jeśli wasza wysokość chce, to mogę pokazać.
- Wasza wysokość chce – Akirin uśmiechnął się.
Przeszli do tajemnej komnaty i medyk pokazał wszystko co się wydarzyło od momentu ucieczki z więzienia.
- No proszę, nieźle się bawi – stwierdził król z rozbawieniem, gdy oglądali walkę ślepca ze złoczyńcami. – Jednak Akirin sprawił, że odzyskał chęć życia. Może teraz doceni to wszystko przeciw czemu się tak buntował. O, a to kto? – zainteresował się kiedy zobaczył czającego się w krzakach człowieka, uważnie obserwującego biwakujących. – Sprawdź to Konas, nie chciałbym, żeby okazało się, że będą z tego znowu jakieś kłopoty, bo młody może tego nie udźwignąć.
- Już to zrobiłem, wasza wysokość. – Medyk podał królowi pergamin.
- O, ty chyba żartujesz? – powiedział król, kiedy już przeczytał jego zawartość.
- W żadnym wypadku, wasza wysokość. Sprawdziłem to wszystko dwa razy.
- No patrzcie, kto by pomyślał, że to się tak potoczy?
- Czy ewentualnie ma przekazać te informacje opiekunowi księcia?
- Nie ma takiej potrzeby. Wierzę w jego inteligencję.
- Rozumiem, wasza wysokość, że mam w dalszym ciągu obserwować? – medyk upewniał się co do poleceń króla.
- Oczywiście, oczywiście. A teraz zrób mi czekolady. Podwójną porcję. Właśnie poprawiłeś mi humor.
- Cieszę się, że mogłem być przydatny – medyk uśmiechnął się.
- Ty zawsze jesteś przydatny Konas, zawsze – poklepał medyka po ramieniu i przeszedł do sypialni nucąc coś pod nosem.
***
Jedzenie grzało się nad ogniem. Gahalan mieszał w kociołku nucąc coś pod nosem.
- Co ci tak wesoło? – zainteresował się Akirin. Czekając na jedzenie oczyszczał z kory i zbędnych gałęzi kawałek drzewa, który miał służyć ślepcowi za laskę.
- Ja? A jakoś tak.
Akirin roześmiał się rozbawiony.
- Jutro od rana zaczniemy dalszą naukę. Co ty na to?
- Pasuje mi – Gahalan wyszczerzył się w uśmiechu. – Im szybciej się nauczę jak cię pokonać, tym lepiej.
- Kochany, na to to tobie całego życia nie starczy.
- Nie bądź tego taki pewny – odszczeknął ślepiec. – Jeszcze pieluchę w zębach nosiłeś kiedy ja już ludzi… - zamilkł, jakby nagle zdał sobie sprawę z tego, że powiedział coś czego nie powinien był powiedzieć. Wrócił do mieszania potrawy. – Dobrze, że wpadłeś na pomysł by kupić ten kociołek – bąknął, żeby tylko coś powiedzieć, żeby zatrzeć to niemiłe wrażenie. – Przynajmniej będziemy mogli zjeść coś gorącego.
- Wiesz, to, że jestem paniczykiem z bogatego domu, nie oznacza, że nie wiem nic o życiu, czy nie potrafię sensownie myśleć. – Odłożył na bok gotową już laskę. – Tak po prawdzie, to nigdy nie byłem wychowywany jak bogaty paniczyk.
- Jak to? - Zainteresował się Gahalan. Na chwilę odłożył łyżkę i przysiadł na ziemi.
- To prawda, że zawsze miałem wszystko co zapragnąłem, pobierałem nauki od najlepszych nauczycieli, ale jednocześnie byłem zmuszany do robienia rzeczy, które zazwyczaj robi służba i do nauki rzeczy, które uważałem, że nigdy mi się nie przydadzą w życiu. Wszakże od tego będę miał służbę, czyż nie? Niestety nie miałem na to żadnego wpływu, byłem uzależniony od innych. Cierpliwie to znosiłem, aż do momentu, gdy kazano mi się wziąć ślub z zupełnie obcym facetem. Wtedy stwierdziłem, że to koniec i uciekłem z domu. Chciałem żyć swoim własnym życiem, sam o sobie decydować. Największą ironią w tym wszystkim jest to, ze dopiero to więzienie uświadomiło mi jaki głupi i naiwny byłem. I jak mądrym człowiekiem był ten, którego wiecznie przeklinałem, który zmuszał mnie do nauki tych wszystkich rzeczy. Niestety nie będę w stanie już mu tego powiedzieć.
- Dlaczego? Nie żyje?
- Żyje, ale pewnie już mnie wykluczył z rodziny. Przynajmniej ja bym tak zrobił, gdybym był na jego miejscu – mruknął Akirin i objął kolana rękami.
- Jak to?
- A jak ty byś postąpił, gdyby twój potomek, w którym pokładałeś nadzieję, że przejmie rodzinny interes, zawiódł twoje zaufanie, stał się człowiekiem wyjętym spod prawa? – Gahalan nie odpowiedział. – Po prostu nie mam już po co wracać. No, ale widocznie tak już musi być. Wiesz, ja nie chcę być niemiły, ale przypadkiem nasze jedzenie się nie przypala? – szybko zmienił temat.
- Łaaa! – wykrzyknął Gahalan i rzucił się w stronę kociołka. Na szczęście udało mu się uratować jego zawartość przed całkowitym spaleniem.
- Nie żałujesz, że nie możesz już więcej grabić i mordować? – spytał Akirin, kiedy już po posiłku leżeli przy ogniu czekając na sen,
- Żałuję – odparł Gahalan po chwili milczenia. – jakby nie patrzeć miałem z tego całkiem niezłe pieniądze i … - zawahał się przez chwilę, czy właściwym będzie powiedzenie tego co naprawdę czuł - … zabawę. Ale z drugiej strony… Widzisz, mordowanie i grabież, to było jedyne co umiałem. Tylko takie życie znałem. Moi rodzice byli bandytami, wiec to naturalne, że ja poszedłem tez w ich ślady. Ale kiedy znalazłem się w tym więzieniu, kiedy spotkałem ciebie, zobaczyłem, że są też inne rzeczy, które mogę robić i które też mogą sprawić przyjemność. Chcę poznać ich jak najwięcej, chcę posmakować tego życia, które wcześniej było dla mnie czymś odległym. Ale żeby było jasne – dodał szybko – to, ze ci coś zawdzięczam, nie oznacza, ze zrezygnowałem z zabicia ciebie.
Akirin roześmiał się.
- Mam nadzieję, że nie zrezygnowałeś. Inaczej nudno by było.
Gahalan także roześmiał się. Chwilę potem obaj spali.
Otaczający ich mrok oraz gęsta roślinność skutecznie ukryły przed ich oczami dwa niewielkie ogniska rozpalone w pewnej odległości, niezależnie od siebie.
Następnego dnia, ledwo słońce wstało, Akirin, po raz pierwszy od wielu lat, zabrał się z własnej woli za poranne ćwiczenia. Do tej pory wkurzał się na króla, że musi mu zawsze towarzyszyć, że nie może pospać sobie jeszcze dłużej. Teraz zrozumiał jak bardzo ważna była systematyczność. Mięśnie odwykłe od ćwiczeń odmawiały współpracy, ale po krótkiej chwili intensywnych ćwiczeń przypomniały sobie swoją dawną sprawność. Uśmiechnął się zadowolony. Po skończonych ćwiczeniach obudził niezbyt przyjemnie Gahalana.
- Hej, może byś już tak wstał, co? Czas na twoją naukę.
- Masz szczęście, że cię nie widzę, bo inaczej oddałbym ci za tego kopniaka – warknął Gahalan rozmasowując bolący bok. Akirin tylko roześmiał się.
- Trzymaj, od teraz to będzie twoja broń – rzucił w stronę ślepca przygotowaną wcześniej laskę.
- Ał! Cholera jasna, chcesz mnie zabić, czy co?! – wrzasnął Gahalan rozcierając miejsce w które uderzył kij. – Jakbyś nie zauważył, to się dopiero co obudziłem.
- Przestań jęczeć jak baba. Jesteś ślepy, więc musisz cały czas być czujny i obserwować otoczenie.
- Sam jesteś baba – warknął Gahalan i zaczął macać w koło w poszukiwani tego, co go uderzyło.
- Bardziej w prawo – podpowiedział książę.
- Zamknij się, sam znajdę – warknął ślepiec, lecz mimo to posłusznie przesunął się w wskazanym kierunku. – Co to jest, do cholery? Jakiś pieprzony kij?- zapytał, kiedy w końcu wymacał długi na jakieś dwa metry, okorowany, w miarę prosty drąg.
- To będzie twoja laska, żebyś nie był całkowicie uzależniony ode mnie. Nie zawsze będę mógł cię prowadzać pod rękę. Tą laska będziesz mógł macać w koło, dzięki czemu unikniesz zderzenia z ludźmi i przedmiotami stojącymi ci na drodze. Poza tym to będzie twoja broń.
- Jaka niby broń? Przestań pieprzyć, dobra? Broń, to nóż, miecz, topór. A to jest zwykły, pieprzony kawał drewna!
- Czyżby? A co powiesz na to? – w tym momencie Gahalan poczuł mocne uderzenie w ramię. Zanim zdążył się zorientować co to było, kolejne, tym razem w brzuch, zgięło go w pół, a chwilę potem następne podcięło mu nogi, powalając na plecy. – Mam taki sam drąg jak ty. Jak widzisz, można nim też zrobić krzywdę człowiekowi – powiedział przystawiając koniec drąga do twarzy ślepca. – Przyjdzie czas na naukę z ostrą bronią. Najpierw naucz się jak z twojej ślepoty zrobić twoją broń. Nikt nie będzie się spodziewał, że zwykły kij służący ślepcowi za laskę, może być niebezpieczną bronią. To ci kiedyś może uratować życie. Rozumiesz?
- Rozumiem – warknął Gahalan odtrącają drąg sprzed twarzy. Wstał. – Co mam robić?
- No, to rozumiem – Akirin uśmiechnął się. – Musisz uruchomić swoje pozostałe zmysły. Musisz się przyzwyczaić do tego, że teraz one będą twoimi oczami. Dobra, koniec gadania, zaczynajmy.
Zaczęła się nauka. Niestety Gahalanowi nie szło zbyt dobrze i gdyby nie złośliwe uwagi księcia, rzucane raz po raz, pewnie poddałby się po kolejnym razie, jaki oberwał. Na szczęście po każdej złośliwości młodzieńca odzywały się w nim wściekłość i duma dawnego mordercy, zmuszając go do gwałtownej reakcji.
- No dobra, na dzisiaj starczy – stwierdził Akirin w pewnym momencie. – Teraz możemy zabrać się za śniadanie.
- Przez ciebie ledwo się ruszam – warknął Gahalan siadając ciężko na ziemi. – Obiłeś mnie całego, a ja ciebie ani razu.
- Nie przejmuj się tym. Ja też tak miałem za pierwszym razem. Na początku będzie ci trudno, ale potem ani się spostrzeżesz jak będzie ci szło coraz lepiej.
- Mam nadzieję – mruknął ślepiec wyciągając się na ziemi. – Bo inaczej nie będę mógł cię zabić.
Akirin roześmiał się.
- Odpocznij teraz trochę, a ja przygotuję coś do jedzenia.
W tym momencie w ich stronę powiał wiatr. Pasący się do tej pory spokojnie Semen parsknął i zaczął się dziwnie zachowywać, co chwilę parskając i bijąc kopytem o ziemię.
- A tej kobyle co znowu? – zainteresował się Gahalan.
Akirin nie odpowiedział, tylko złapał jeden z drągów i rzucił się pędem z stronę pobliskich zarośli. Do uszu ślepca doszły przytłumione odgłosy, jakby ktoś się szamotał. Chwilę potem odgłosy umilkły, a obok niego na ziemię zwaliło się coś ciężkiego.
- Ktoś nas szpiegował – odezwał się Akirin. – Na szczęście udało mi się go złapać. I nie mów o Semenie „kobyła”. On tego nie lubi.