Gówniarz 15
Dodane przez Aquarius dnia Grudnia 03 2011 09:06:59
Po pewnym czasie Gabriel uspokoił się, ale wciąż siedział przytulony do Jaśka, który nic nie mówił, tylko przez cały czas głaskał go po głowie. W końcu drzwi sali operacyjnej otworzyły się i wyszedł z nich lekarz. Jasiek poderwał się, a za nim z lekka zdezorientowany Gabriel, który szybko otrząsnął się gdy zobaczył z kim rozmawia Jasiek. Bał się podejść bliżej. Bał się, że gdy podejdzie to usłyszy to czego tak bardzo się obawiał, że nie udało się go uratować. Stał więc i patrzył z walącym z niepokoju sercem na Jaśka i jego zmieniającą się twarz. W końcu lekarz odszedł.
- Co powiedział? – zapytał Gabriel ze ściśniętym gardłem, kiedy Jasiek z zasępioną miną usiadł na krzesełku.
- Operacja udała się, ale nie wiadomo czy przeżyje. Miał poważne uszkodzenia wewnętrzne i stracił dużo krwi. Muszę zadzwonić do pozostałych – dodał bezbarwnym głosem i wyciągnął komórkę.
Godzinę potem cała rodzina była w szpitalu. Ojciec, który zazwyczaj sprawiał wrażenie jakby nie docierało do niego nic z otoczenia, rozmawiał z lekarzem, a kobiety siedziały na krzesełkach i dodawały sobie nawzajem otuchy. W końcu ojciec skończył rozmowę.
- Michał jest po operacji, jego stan jest krytyczny. Dzisiejsza noc pokaże czy przeżyje. Niestety nie możemy go na razie zobaczyć. Nie ma sensu żebyśmy tu wszyscy siedzieli. Proponuję żeby jedna osoba została, a reszta wróci do domu.
- Jak ty to sobie wyobrażasz, tato? – zapytała z gniewem Monika. – Że będziemy sobie siedzieć w domu, kiedy Michał walczy tu o życie?!
- A co mu pomoże twoje siedzenie tutaj? Czy od tego wyzdrowieje?
- Masz rację, przepraszam – wyszeptała Monika spuszczając głowę.
- Kto dzisiaj zostanie?
- Ja – odezwał się Jasiek.
- Dobrze – powiedział ojciec. – Jakby coś się działo, to dzwoń, bez względu na godzinę.
- Dobrze.
- W takim razie chodźmy – ojciec zgarnął całą rodzinę i odeszli ciężkim i powolnym krokiem.
- Ty też powinieneś iść – powiedział Jasiek do Gabriela, kiedy już zostali sami.
- Nie.
- Nie ma sensu żebyś tu siedział – powiedział łagodnie.
- Nie – powtórzył twardo. – Będę czekał aż się obudzi.
- Gabriel…
Ale Gabriel nie słuchał go, siedział tępo wpatrzony w ścianę, z zaciśniętymi aż do bólu ustami. Jasiek widząc, ze nic nie wskóra westchnął tylko i usiadł na krzesełku obok.
- Gabriel, ja wiem, że to nieodpowiednia chwila, ale czy możemy porozmawiać? – spytał niepewnie Jasiek po jakimś czasie.
- O czym? – spytał bezbarwnym głosem Gabriel.
- O nas.
-Nie ma już „nas”, jesteś ty i jestem ja. Koniec rozmowy.
- Gabriel… - Jasiek spojrzał błagalnie na przyjaciela. – Proszę…
- Ty nie wiesz o co mnie prosisz. Myślisz, że pstrykniesz palcami i zapomnę o tym co widziałem? I że znowu będziemy sekskumplami? – widząc zdziwioną minę Jaśka dodał: - nie patrz na mnie taki zdziwiony. To prawda, byliśmy tylko sekskumplami.
- To nie prawda… - Jasiek próbował słabo odparować zarzut, ale Gabriel nie dał mu dokończyć.
- Nieprawda? A kiedy ostatnio powiedziałeś mi, że mnie kochasz? Kiedy zrobiłeś coś dla mnie, tak zupełnie bezinteresownie? Kiedy pomyślałeś o tym żeby kupić mi coś, nawet największe na świecie badziewie, tylko po to żeby sprawić mi przyjemność? Kiedy ostatnio zadzwoniłeś do mnie tylko po to by usłyszeć mój głos? No kiedy??
Jasiek nic nie odpowiedział, tylko spuścił głowę.
- Może chociaż zostaniemy przyjaciółmi? – zapytał cicho.
- Na to też nie licz. Nie potrafię śmiać się i bawić z tobą mając przed oczami cały czas ciebie całującego tą dziewczynę. Jesteśmy po prostu dwoma facetami studiującymi na tym samym roku. A tym co cię odróżnia od innych z roku jest fakt, że jesteś starszym bratem Michała. I będę wdzięczny jeśli nie będziesz więcej wracało tego tematu. – Na koniec usiadł możliwie jak najdalej od Jaśka.
Był tak wzburzony, że na chwilę zapomniał o Michale, a kiedy już się uspokoił, do oczu napłynęły mu łzy. Przypomniał sobie ten wypadek i ciało Michała leżące na noszach. Przechylił głowę do tyłu, opierając ją o ścianę i zamknąwszy oczy próbował wyrzucić z pamięci ten widok. Przypominał sobie wszystko co razem z Michałem zrobili, począwszy od momentu, gdy gówniarz zajrzał pod kołdrę przy ich pierwszym spotkaniu, poprzez korepetycje, aż do wariackich pomysłów na Mazurach. I nawet to, że ich podglądał w czasie seksu już nie budziło w nim takiej złości jak na początku. Nawet nie zauważył kiedy zasnął. Jednak jego sen był urywany i niespokojny. Obraz gówniarza leżącego w kałuży krwi wracał jak bumerang, przynosząc niepokój i budząco chwila. Również pielęgniarki co jakiś czas próbowały namówić jego i Jaśka do powrotu do domu, jednak oni uparcie odmawiali.
W końcu nadszedł ranek, a wraz z nim na szpitalnym korytarzu pokazał się Jolka. Chwilę porozmawiała z Jaśkiem, potem z pielęgniarką i na koniec, kiedy Jasiek już odszedł, podeszła do Gabriela.
- Z Michałem bez zmian. Wprawdzie noc przetrzymał bez żadnych powikłań, ale zagrożenie jeszcze nie minęło. Może jednak pójdziesz do domu, przespać się chociaż? – zapytała cicho kładąc rękę na jego ramieniu.
- Nie – odparł stanowczo zmęczonym głosem. – Muszę tu czekać aż się obudzi.
- Ale to może potrwać nie wiadomo ile.
- To nic, będę czekał tyle ile trzeba.
Jolka westchnęła ciężko.
- To może chociaż chodź do szpitalnego bufetu, kupię ci coś do jedzenia.
- Nie jestem głodny.
- Jesteś czy nie, musisz coś zjeść, żeby nie opaść z sił. Chcesz żeby Michał zaraz po przebudzeniu musiał oglądać cię na szpitalnym łóżku podłączonego do kroplówki?
- Masz rację – odparł Gabriel cicho po chwili milczenia.
- W takim razie chodźmy – wyciągnęła w jego stronę rękę.
- Nie mogę – pokręcił przecząco głową. – Jak pójdziemy, to kto tu będzie pilnował? A co jeśli w czasie gdy nas nie będzie Michał się obudzi, albo… - głos mu się załamał, nie mógł wymówić tego słowa.
- Masz rację. W takim razie pójdę ci coś kupić.
Wróciła niosąc styropianowe opakowanie. W środku były ziemniaki, jakieś mięso i surówka z kapusty i marchewki. Gabriel dziabnął widelcem parę razy i odstawił pudełko na sąsiednie krzesełko.
- Nie jestem już głodny – mruknął.
- Zapomniałeś już co mówiłam? – spytała Jolka. – Musisz wszystko zjeść.
Gabriel westchnął, ale posłusznie zabrał się za jedzenie i chociaż strasznie opornie mu to szło, to jednak w końcu zjadł wszystko. Wtedy Jolka usiadła obok, objęła go ramieniem i przyciągnęła do piersi.
- Pewnie nic nie spałeś. Skoro nie chcesz iść do domu wyspać się, to spróbuj chociaż tak.
- Nie dam rady zasnąć, za bardzo się denerwuję. Ale dzięki – powiedział wtulając twarz w obojczyk dziewczyny.
- Bardzo go lubisz, co? – spytała po chwili milczenia Jolka.
- Na początku mnie wkurzał, a potem kiedy go bardziej poznałem, nawet nie zauważyłem kiedy go polubiłem. I nie zdążyłem mu o tym powiedzieć, teraz leży tu i w każdej chwili może umrzeć i nigdy się nie dowiedzieć… - głos mu się załamał, a z oczu pociekły łzy.
- Powiesz mu kiedy się w końcu obudzi – powiedziała cicho Jolka obejmując jeszcze mocniej Gabriela. – Musisz w to wierzyć, bo jeżeli przestaniemy, to co mu zostanie? – z oczu dziewczyny pociekły łzy. – Musimy wierzyć – wyszeptała cicho.
Po trzech dniach, kiedy na korytarzu, wraz z Gabrielem siedziała matka Michała, podszedł do nich lekarz i powiedział iż zagrożenie minęło, chociaż chłopak wciąż nie odzyskał przytomności. I pozwolił im wejść do niego, ale tylko na pięć minut. Kiedy weszli na salę ich oczom ukazał się nieprzytomny, poowijany bandażami Michał z maską tlenową na twarzy i podłączony różnymi przewodami i rurkami do stojących wokół łóżka maszyn, których zastosowania Gabriel mógł się jedynie domyślać. Ledwo przekroczyli próg, a matka ze łzami w oczach dopadła do łóżka i tuląc do piersi zdrową rękę coś do niego szeptała pochylając się. Gabriel stanął pod ścianą, nie chcąc przeszkadzać. W pewnym momencie matka kiwnęła na niego żeby podszedł bliżej.
- Powiedz coś. Może jak usłyszy jak do niego mówimy, to szybciej do nas wróci.
Gabriel nakrył ręką jego dłoń, pochylił się i delikatnie pocałował go w policzek, a potem szepnął mu na ucho.
- Wróć do mnie, potrzebuję cię. Obiecuję, że jak wrócisz, to kupię ci całą górę lodów.
Po zapewnieniach lekarza, że pacjentowi nie grozi już śmierć, Gabriel w końcu dał się namówić na powrót do akademika.
Kiedy przejrzał się w lustrze, przeraził się. Kilkudniowy zarost, wory pod oczami, tłuste włosy, ziemista cera. No tak, spanie na krzesełkach i jedzenie ze szpitalnego bufetu zrobiły swoje. Szybko doprowadził się do porządku i wyszedł kupić coś do zjedzenia. Teraz, kiedy całe napięcie odeszło, wszystko inne przypomniało o sobie ze zdwojoną siłą. Żołądek domagał się porządnego posiłku, a organizm łóżka. Po skromnym i szybkim obiedzie położył się spać. Zasnął momentalnie. Obudził się dopiero następnego dnia rano. Przerażony spojrzał na telefon, czy przypadkiem nie przegapił połączenia od rodziny Michała, ale na szczęście nie było żadnych nieodebranych połączeń ani SMSów. Chcąc się upewnić, że wszystko jest w porządku zadzwonił do Jaśka. Dowiedział się, że w stanie Michała nic się nie zmieniło. Odetchnął z ulgą. Jeszcze przez chwilę siedział na łóżku, aż w końcu stwierdził, że wypadałoby się w końcu pokazać na zajęciach. Jednak mimo szczerych chęci nie mógł się skupić na tym co mówili wykładowcy. Jego myśli wciąż zaprzątał Michał. Mimo to jakoś dotrwał do końca zajęć, a potem z duszą na ramieniu i sercem walącym niczym kowalski młot, pojechał do szpitala. I siedział przy łóżku wciąż nieprzytomnego Michała aż do wieczora, cały czas coś opowiadając. Oczywiście ktoś z rodziny też przychodził codziennie, ale dziwnym trafem zawsze, gdy tylko Gabriel przychodził, okazywało się, iż coś nagle wypadło i musi szybko wracać do domu, albo do pracy. W ten sposób zawsze Gabriel zostawał sam z Michałem.
Przez kolejnych kilka dni dzień Gabriela wyglądał tak samo: rano zajęcia, reszta dnia w szpitalu, a wieczorami nauka.
Któregoś dnia gdy Gabriel przyszedł do szpitala zastał salę pustą. Przeraził się. Z bijącym sercem podbiegł do dyżurki pielęgniarek.
- Dlaczego nikt do mnie nie zadzwonił? Gdzie jest Michał? Co się z nim stało? – pytał gorączkowo, czując, że zaraz się rozpłacze.
- Proszę się uspokoić – odparła spokojnie pielęgniarka. – Pana przyjaciel w nocy odzyskał przytomność i został przewieziony na sale ogólną.
Przez chwilę Gabriel stał jak skamieniały.
- Odzyskał przytomność? – wyszeptał, jakby nie wierzył w to co usłyszał.
- Oczywiście. – Pielęgniarka uśmiechnęła się. – Przewieziono go do sali numer 7 na pierwszym piętrze.
- Dziękuję bardzo! – Gabriel z radości aż wycałował pielęgniarkę i pobiegł.
- Wariat – stwierdziła kobieta uśmiechając się.
Gabriel zatrzymał się przed salą gdzie miał leżeć Michał. Czuł jak serce wali mu, jakby chciało wyskoczyć z piersi. Nie wiedział czy to z radości, czy może od tego szalonego biegu. Przez chwilę stał, czekając aż się uspokoi, aż w końcu wszedł do środka. Michał leżał na łóżku pod oknem. Spał. Gabriel po cichu usiadł przy łóżku i wziął jego dłoń w swoją rękę, i siedział tak wpatrując się w twarz śpiącego. Siedział tak nie wiadomo jak długo, ale dla niego to nie miało znaczenia, gdy nagle Michał otworzył oczy.
- Cześć – odezwał się cicho Gabriel.
Michał powoli odwrócił głowę i uśmiechnął się. Otworzył usta jakby chciał cos powiedzieć, ale żaden dźwięk się z nich nie wydobył. Gabriel pochylił się tak, że prawie przytykał ucho do jego ust. Dopiero wtedy usłyszał wyszeptane z wysiłkiem słowa:
- Pamiętaj, że obietnic się dotrzymuje.
Spojrzał zdziwiony na gówniarza. Czyżby jednak wszystko wtedy słyszał?
- Oczywiście – uśmiechnął się.
Michał odwzajemnił uśmiech i zamknął oczy. Znowu spał. Przez resztę dnia budził się co chwilę i zasypiał, ale Gabrielowi to nie przeszkadzało. Cieszył się, że gówniarz wraca do zdrowia, a nagadać się jeszcze zdążą.
Dwa dni później postanowił zrobić gówniarzowi przyjemność.
- Mam coś dla ciebie, tylko cii – powiedział konspiracyjnym szeptem, z palcem na ustach, nachylając się nad leżącym.
- Co takiego? – odszepnął Michał.
Gabriel podniósł się i uważnie rozejrzał się na boki, a stwierdziwszy, że nikt na sali nie zwraca na nich uwagi, wyciągnął z reklamówki małe pudełko lodów.
- Lody! – ucieszył się Michał. – Super!
- Mówiłem ci, że masz być cicho! – Gabriel zatkał choremu usta. – Bo jeszcze nam zabiorą. Przecież jeszcze nie wolno ci tego.
- Będę cicho, tylko nie pozwól żeby zabrali.
Gabriel wziął leżą na szafce łyżeczkę i zaczął karmić Michała.
- Mmmm, mniaaam, niebo w gębie – westchnął Michał zamknąwszy oczy już po pierwszej łyżeczce. – Nawet nie wiesz jak mi tego brakowało.
- Domyślam się – Gabriel uśmiechnął się. – Niestety będziesz musiał jakoś wytrzymać. Nie chcę żeby wyrzucili mnie za przynoszenie zakazanych rzeczy.
- No co ty – obruszył się Michał – mam pozwolić żeby pozbawili mnie jedynej przyjemności jaką tu mam? Już wolę jakoś przecierpieć brak lodów niż nie móc się z tobą widywać.
- Mnie też by ciebie brakowało – Gabriel uśmiechnął się.
- Naprawdę? – Chory wyraźnie ucieszył się.
- No pewnie. Jesteś jak nałóg.
Michał roześmiał się. Przez jakiś czas siedzieli w ciszy.
- Wiesz, lekarz powiedział, że będę sparaliżowany od pasa w dół – powiedział nagle Michał, takim tonem jakby mówił „ładną mamy dzisiaj pogodę”
Słysząc to Gabriel zdrętwiał, z łyżeczką z lodem w połowie drogi.
- Jak to „sparaliżowany”? – zapytał.
- Ej no, daj tego loda, bo się zaraz rozpuści – mruknął Michał wyciągając jednocześnie głowę na ile pozwalały mu opatrunki i próbując dosięgnąć łyżeczki. – Zwyczajnie. Podobno coś mi tam gdzieś w środku chrupnęło, czy się przerwało i nie będę mógł chodzić. No dawaj tego loda! – zniecierpliwiony wyciągnął zdrową rękę, złapał łyżeczkę i wsadził ją sobie do ust.
- I mówisz to tak spokojnie?
- A jak niby mam mówić? Histeryzowanie jest bez sensu. Mogę ryczeć, rozpaczać, dołować się, ale to i tak nie zwróci mi nóg. Nie mam zamiaru marnować czasu na coś, co nic nie przyniesie. No chyba, że chciałbym się z tego powodu zabić. Spoko, nie zamierzam – dodał szybko widząc dziwną minę Gabriela. – Przecież to jeszcze nie koniec świata. Przecież żyję, nie? Jedyna różnica będzie w tym, że niektóre czynności będę miał trochę utrudnione, ale wiesz, to też ma swoje korzyści. Będę w końcu mógł iść na siłownię. Wcześniej jakoś nigdy nie było czasu, a teraz to się przyda, żebym wyrobił sobie bicepsy. Musze mieć siłę do rozkręcenia kółek. No i jeszcze będę mógł sobie wykupić karnet na basen. Lekarz powiedział, że to między innymi w ramach rehabilitacji. Może jakąś zniżkę dzięki temu dostanę? Ej, czemu płaczesz? – spytał zdziwiony widząc łzy cieknące po policzkach Gabriela.
- Wybacz, to jakoś tak samo – odparł Gabriel wycierając łzy. – A ty jesteś niepoprawnym optymistą.
- Nic na to nie poradzę – Michał wyszczerzył się. – Poza tym do jedzenia lodów nogi mi są niepotrzebne.
Gabriel roześmiał się.
- Jesteś niemożliwy.
- Nie gadaj tyle, tylko dawaj tego loda, bo zaraz naprawdę się roztopi.
Gabriel widząc wesołą minę gówniarza nie wspominał już nigdy więcej o jego kalectwie, chociaż przez cały czas bolało go serce.
W końcu nadszedł dzień kiedy Michał wyzdrowiał. Kiedy Już jasiek pomógł mu się ubrać, a ojciec załatwiał wszelkie formalności związane z wypisem, Michał z niecierpliwością kręcił się na łóżku czekając aż pielęgniarka przyprowadzi wózek na którym miał zostać dowieziony do wyjścia.
- Szybciej, szybciej – niecierpliwie poganiał pielęgniarkę, kiedy jechali przez szpitalne korytarze. – Pani wie ile tam lodów właśnie mi się topi? No co? – zapytał zadziornie słysząc rozbawiony śmiech kobiety. – Muszę przecież nadrobić te dwa miesiące, które tutaj zmarnowałem.
Przed wejściem do szpitala czekała na Michała reszta rodziny oraz Gabriel. Ojciec przesadził chłopaka do samochodu i odjechali, rozpoczynając nowy rozdział w życiu Michała. Chociaż on sam twierdził, że nic się nie zmieniło.
CDN