Kocia miłość 4
Dodane przez Aquarius dnia Listopada 04 2011 22:42:22
Słyszałem jak mój pan chodzi po mieszkaniu. My koty mamy bardzo dobry słuch i bardzo czujny sen.
Mój pan zawsze tak chodzi, kiedy jest zdenerwowany. A jak jest zdenerwowany, to lepiej nie wchodzić mu w drogę, lepiej poczekać. Pamiętam jak kiedyś ten zły samiec zdenerwował czymś mojego pana. Oczywiście mój pan nakrzyczał na niego. On wyszedł z domu, trzaskając drzwiami tak mocno, ze aż się wystraszyłem, a mój pan chodził w kółko po pokoju. Chciałem wtedy do niego podejść i pobawić się z nim, bo nawet nie wiedziałem, kiedy znowu będzie okazja, ale mój pan tylko na mnie nakrzyczał i nawet zbił mnie po pupci. To bolało. Bardzo bolało. Od tamtego czasu jak tylko widzę, że mój pan chodzi po całym mieszkaniu, to chowam się i czekam aż przestanie się złościć. No i teraz też stwierdziłem, że poczekam, chociaż nawet jak bym nie poczekał, to i tak nie mógłbym nic zrobić, bo te moje ludzkie łapki i nóżki w ogóle nie chciały mnie słuchać, a oczka same się zamykały.
Kiedy się obudziłem nie słyszałem już żeby mój pan chodził po mieszkaniu. Ucieszyłem się. Znaczy, że będę się mógł z nim pobawić. Już chciałem biec do niego, gdy przypomniałem sobie, ze przecież mam ludzkie łapki. A kiedy to do mnie dotarło, spadłem z łóżka i uderzyłem się w ten mój ukochany pyszczek. To zabolało, ale zanim zdążyłam się rozpłakać, do sypialni wszedł mój pan.
- Już się obudziłeś? Co się stało? Spadłeś z łóżka? Jak można spaść z tak szerokiego łóżka?
No i mój pan śmiał zaczął się ze mnie śmiać. Zrobiło mi się przykro. Dlaczego mój pan się ze mnie śmieje, podczas gdy mnie boli mój nosek? Widocznie zrozumiał jak bardzo mnie boli, bo przytulił mnie i zaczął głaskać po główce. To było takie przyjemne, że aż zacząłem mruczeć ze szczęścia. Najchętniej to bym całe życie tak się przytulał do mojego pana, ale nagle mój pan wstał i złapał mnie za łapkę, tą, na którą mówił ręka. Zrozumiałem, ze chce żebym z nim szedł. Ucieszyłem się. Skoro tak chce, to znaczy, że nie gniewa się na mnie ani nic takiego. Powoli więc wstałem i próbowałem iść i wiecie, że nawet mi się udawało? To znaczy, te ludzkie łapki wyjątkowo mnie się słuchały. Kiedy wydawało się, że upadnę, mój pan podtrzymywał mnie. No i w końcu dotarliśmy do salonu. Byłem tak tym ucieszony, ze dopiero po chwili zauważyłem, że siedzą w nim w nim jacyś ludzie, to znaczy jakiś samiec i jakaś samica. Nigdy ich u nas nie widziałem.
- To jest sierżant Marek Janowski, a to Anna Naroska z opieki społecznej. Pomogą nam dowiedzieć się kim jesteś – powiedział mój pan do mnie.
Niestety niewiele z tego zrozumiałem i szczerze mówiąc nie chciałem zrozumieć. Nie podobali mi się ci ludzie. Samiec śmierdział psem, a samica jakimś paskudnym zapachem, który drażnił mój biedny nosek. Zacząłem więc na nich prychać i chować się za moim panem. Gdybym miał swoje śliczne długie pazurki, to bym im pokazał co o nich myślę, a tak mogłem tylko prychać.
Mój pan rozmawiał z tym samcem i samicą, a ja siedziałem na podłodze i prychałem na nich. Niestety oni zupełnie nie zwracali na mnie uwagi, a ja w ogóle nie rozumiałem o czym oni rozmawiają. Chyba rozmawiali coś o mnie, bo co chwila patrzyli się na mnie jakoś tak dziwnie. W końcu skończyli rozmawiać. No i bardzo dobrze, niech już sobie idą i zostawią w spokoju mojego pana!. Jeszcze zanim wyszli mój pan pomógł mi wstać. Myślałem, że może w końcu będzie chciał się ze mną pobawić. Alenie, okazało się, iż pomógł mi tylko po to żeby ta paskudnie śmierdząca samica zabrała mnie ze sobą. To znaczy złapała mnie za łapki i zaczęła ciągnąć do wyjścia. No i przez cały czas cos do mnie mówiła, a ja nawet nie rozumiałem codo mnie mówi. Ale jedno na pewno rozumiałem: ta wredna samica chce mnie zabrać od mojego pana! Nie, na to nie mogłem się zgodzić! Uwolniłem swoje łapki i rzuciłem się w stronę mojego pana. Niestety te cholerne ludzkie łapki znowu nie chciały mnie słuchać. Ja sobie muszę z nimi kiedyś poważne porozmawiać, bo to tak nie może być! No więc łapki nie chciały mnie słuchać i znowu upadłem na moją biedną pupcię. Wtedy złapał mnie ten śmierdzący psem samiec i zaczął ciągnąć. No to ja zacząłem się wyrywać i krzyczeć i prychać. I chyba nawet udało mi się podrapać tego śmierdzącego psem samca. Wychodzi na to, że ludzkie pazurki też są całkiem niezłe. W każdym razie skończyło się tym, że samiec mnie puścił krzycząc coś. Jak tylko byłem wolny to rzuciłem się na mojego pana i objąłem go wszystkimi czterema ludzkimi łapkami i płacząc prosiłem żeby nie pozwolił tym złym ludziom zabierać mnie. Przecież jestem grzecznym kotkiem. Niestety nie udało mi się jeszcze rozpracować sposobu w jaki ludzie się ze sobą porozumiewają, więc mówiłem po swojemu, no i oczywiście mój pan mnie nie zrozumiał. To znaczy, coś tam chyba zrozumiał, bo objął mnie i zaczął głaskać po główce, mówiąc:
- Nie płacz już, nie pozwolę im cię zabrać.
A potem powiedział do tego samca i samicy:
- Sami państwo widzicie. Nie mogę się od niego nawet uwolnić. Ale musze powiedzieć, ze cały czas jest bardzo spokojny, to się zdarzyło pierwszy raz.
Samiec coś tam zagadał do samicy i powiedział domowego pana:
- No dobrze, w takim razie zostawimy go u pana, ale będę musiał przyjść jeszcze raz, żeby zrobić mu zdjęcie i spisać wszystkie znaki szczególne.
- Dobrze.
Nic z tej rozmowy nie zrozumiałem, ale nie przejąłem się tym bardzo, bo samiec i samica wyszli. Byłem szczęśliwy. Nie udało im się mnie zabrać!
-I co ja mam teraz z tobą zrobić? – mój pan westchnął.
Przytuliłem się do niego jeszcze bardziej i zamruczałem zadowolony. Mój pan pogłaskał mnie po główce.
- Chcesz jeść?
To akurat rozumiałem. Pokiwałem główką, że tak, że brzusio puste. No to pan zaprowadził mnie znowu do kuchni i znowu posadził przy stole i zrobił to jedzonko zwane kanapki. Tym razem smakowało inaczej, ale tez było pyszne. Potem poszliśmy do salonu i mój pan posadził mnie na wersalce.
- No dobrze. Teraz może spróbujemy się dowiedzieć jak masz na imię. Ja jestem Michał. Michał – powtórzył mój pan i stuknął palcem w swój brzuszek. – Powtórz.
Otworzyłem pyszczek, ale żaden ludzki dźwięk nie chciał z niego wyjść.
- Miau. – Ups. Muszę spróbować jeszcze raz.
Otwierałem pyszczek i otwierałem i otwierałem aż w końcu byłem tym strasznie zmęczony, no, ale widziałem, że mój pan jest zadowolony, więc dalej próbowałem, no i chyba w końcu mi się udało:
- Mi.. ał – A jednak mi nie wyszło.
Ale mój pan myślał chyba inaczej, bo uśmiechnął się jeszcze bardziej i pogłaskał mnie po główce. Byłem wniebowzięty. Zacząłem mruczeć i łasić się, a mój pan głaskał mnie i głaskał. Przewróciłem się na plecki, żeby mój pan pogłaskał mnie po brzuszku, tak jak lubię najbardziej. No i pogłaskał mnie, po brzuszku, po pyszczku i po główce. Ech, czego więcej można chcieć. Mógłbym teraz nawet umrzeć. Niestety wszystko co dobre kiedyś się kończy. Mój pan przestał mnie głaskać i powiedział:
- To spróbuj jeszcze raz.
- Mi… chchch…ał. M i ch a ł. Michał – Hura! W końcu mi się udało.
- Bardzo dobrze! – mój pan uśmiechnął się jeszcze bardziej, a ja zacząłem powtarzać w kółko:
- Michał, Michał, Michał, Michał, Michał – żeby tylko mój pan nie przestawał się uśmiechać.
- No dobrze, już wystarczy. Teraz powiedz mi jak ty masz na imię, żebym wiedział jak mam do ciebie mówić.
Zacząłem wykrzywiać pyszczek, żeby znowu udało mi się coś powiedzieć.
- Ka… Ka… Ka…mil – uf, udało mi się.
- Kamil? To tak jak mój kot. Choroba, zupełnie o nim zapomniałem – mój pan nagle zrobił się smutny. – Siedź tutaj i się nigdzie nie ruszaj. Muszę go poszukać – powiedział jeszcze i wybiegł z domku.
Przestraszyłem się, że mnie zostawi i znowu będę sam. Chciałem za nim pobiec, ale kiedy w końcu udało mi się dojść do drzwi stanąłem przerażony. Nie, te ludzkie łapki zachowały się bardzo w porządku i współpracowały ze mną. Chodzi o to, że zwyczajnie się bałem wyjść dalej. Pamiętam jak to było zanim mój pan mnie znalazł i nie chciałem żeby znowu się to stało. Ale co ja mam w takim razie robić?? Nagle usłyszałem głos mojego pana, jak mnie wołał. Był bardzo cichy, ale i tak go usłyszałem. Zacząłem nasłuchiwać i iść powoli w kierunku głosu mojego pana i na koniec wyszedłem na balkon. I zobaczyłem mojego pana jak chodzi w koło i woła mnie. Zacząłem uradowany machać łapkami, tymi zwanymi „ręce” i wołać:
- Michał! Michał! Michał!
Mój pan mnie zauważył i podszedł bliżej.
- Siedź spokojnie, Kamil, jak tylko znajdę mojego kota, to się tobą zajmę – i odszedł.
Byłem zawiedziony. Usiadłem na balkonie i patrzyłem smutno jak mój pan chodzi i mnie woła. Nie wiem jak długo tak chodził, ale w końcu przyszedł do domku i usiadł na kanapie. Był strasznie smutny. Jak na niego patrzyłem to mnie też się zrobiło smutno. Chciałem go pocieszyć, więc podszedłem i zacząłem się do niego łasić i mruczeć. I chociaż pan głaskał mnie po główce, tak jak zawsze, to jednak widziałem, że wciąż jest smutny.
- Wybacz Kamil, ale nie mam nastroju. Chciałbym się na chwilkę położyć. Obiecaj, że będziesz przez ten czas grzeczny, dobrze?
Pokiwałem twierdząco główką. Mój pan uśmiechnął się smutno i poszedł do sypialni. Położył się na łóżeczku. Szczerze mówiąc, nie wiedziałem co mam robić, więc pomyślałem, że położę się z moim panem. Zawsze lubił jak się z nim kładłem do łóżeczka. Poszedłem do sypialni. Mój pan leżał z zamkniętymi oczami na boczku. Cicho położyłem się tez na boczku, tak żeby móc patrzeć na mojego pana. No i wtedy mój pan obudził się.
- Co ty tu robisz? – zapytał, ale nie był zły.
Sam nie wiem dlaczego to zrobiłem, ale postanowiłem pocieszyć mojego pana tak jak zawsze. Zacząłem go lizać po twarzy. Rozgniewał się. Nie rozumiem dlaczego, przecież jak go wcześniej lizałem, to od razu mu się poprawiał humor, a przynajmniej śmiał się. No to postanowiłem spróbować inaczej. Pamiętam jak kiedyś, kiedy mój pan był smutny, ten zły samiec, który z nami mieszkał pocieszał go, a potem się parzyli. I mój pan wtedy był bardzo ucieszony i zadowolony, bo mruczał tak samo jak ja mruczę, kiedy mój pan głaszcze mnie po brzuszku. Postanowiłem zrobić tak samo jak ten samiec. Skrzywiłem śmiesznie buzię i przytknąłem do buzi mojego pana. Na początku był zaskoczony i chciał mnie odepchnąć, ale ja trzymałem go mocno. I w końcu mój pan przestał mnie odpychać i chyba zaczęło mu się to podobać, bo objął mnie i zaczął lizać tak samo jak wtedy kiedy parzyli się z tym złym samcem. I im więcej mój pan mnie lizał, tym bardziej mi się to podobało. Nagle mój pan przestał. Przestraszyłem się, że już nie chce się ze mną bawić, ale okazało się, że tylko zdjął ubranie. No i ze mnie też zdjął ten miły kocyk zwany szlafrokiem. No i wrócił do zabawy. I bawił się moim ogonkiem, a ja jego i było mi dobrze jak nigdy dotąd. Chociaż muszę przyznać, że jeszcze nigdy się tak nie czułem, ale to było wspaniałe. Chciałem tego więcej i więcej. W pewnym momencie poczułem jak mój pan bawi się moją pupcią i nagle coś w nią wsuwa. Przestraszyłem się. Przypomniało mi się jak parzyłem się z Czarnym i to nie było przyjemne. Chciałem uciec, ale mój pan złapał mnie i powiedział:
- Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy.
I trzymał mnie i trzymał, aż w końcu przestałem się wyrywać. I mój pan znowu zaczął mnie lizać. I lizał mnie i lizał i bawił się moim ogonkiem i pupcią i wsadzał coś do niej. Dalej się balem, ale to wszystko było zupełnie inne niż z Czarnym i było takie bardzo, bardzo przyjemne. I nawet sam nie wiem kiedy, ale chciałem żeby mój pan bawił się więcej moim ogonkiem i pupcią. Nagle poczułem jak mój pan wsadza mi do pupci tego swojego siusiaczka. I dosięgnąłem kosmosu. Z Czarnym robiliśmy to tyle razy, ale za każdym razem było to bardzo bolesne, a z moim panem było cudowne. Tak cudowne, że aż z tego mojego ludzkiego siusiaczka pociekła jakaś dziwna woda. Zupełnie jak z sisusiaczka mojego pana, kiedy się z nim bawiłem, gdy mój pan spał. Byłem strasznie wykończony tą zabawą z moim panem, nie miałem już siły na nic, więc tylko przytuliłem się do mojego pana i zasnąłem.
Kiedy się obudziłem strasznie się przestraszyłem, bo mojego pana nie było w łóżeczku. Wyszedłem z sypialni i zacząłem wołać:
- Michał! Michał! – o dziwo ludzkie łapki zachowywały się poprawnie i mówiłem już o wiele lepiej niż wczoraj.
I zobaczyłem mojego pana. Wyszedł z kuchni i zapytał:
- Co się stało?
Tak się ucieszyłem, że mnie nie zostawił, że aż rozpłakałem się. Mój pan objął mnie i pogłaskał po główce.
- Czemu płaczesz? Śniło ci się coś złego? – Nic nie odpowiedziałem, tylko mocno wtuliłem się w mojego pana. – Nie bój się, jestem przy tobie. Jesteś głodny?
Pokiwałem twierdząco główką, bo właśnie zaczęło mi burczeć w brzuszku. No i mój pan dał mi znowu pysznego ludzkiego jedzonka. Ale najpierw musiałem stoczyć z nim walkę o ubrania. Ja nie rozumiem dlaczego mój pan tak bardzo się upiera, żebym nosił te ludzkie ubrania. Przecież my koty ich nie potrzebujemy. No ale w końcu się zgodziłem. Sam nie wiem dlaczego. Może dlatego, że mój pan zrobił taką smutną minę i uśmiechnął się dopiero jak już założyłem te ludzkie ubrania? Okazało się iż nawet nie były takie złe. No i nawet było mi cieplej. Zapomniałem, że ludzie nie mają takiego ciepłego futerka jak my, koty i musza zakładać na siebie różne rzeczy. Jak już założyłem te ludzkie rzeczy, to mój pan dał mi pyszne ludzkie jedzonko, a potem bawił się ze mną. Nie, nie bawił się moim siusiaczkiem ani pupcią. Uczył mnie mówić tak jak mówią ludzie, robiąc przy tym różne śmieszne rzeczy. Bardzo mi się to podobało. I powiem wam, że nawet udało mi się nauczyć różnych ciekawych rzeczy. I bawiliśmy się tak przez kilka kolejnych dni, ale nie zawsze wychodziło mi tak dobrze. Ale mój pan nie gniewał się o to. No i oczywiście parzyliśmy się. Nie codziennie. Raz na jakiś czas. I było to bardzo przyjemne. A ja kochałem mojego pana coraz bardziej.
Któregoś razu mój pan powiedział, że pójdę z nim na spacer. Przeraziłem się. Nigdy nie wychodziłem z domku. Na dworze były te złe psy. Bałem się, że mogą mi coś zrobić. Wolałem żeby mój pan sam wychodził z domku. Bo mój pan codziennie wychodził z domku. Czasami nie było go dłużej, a czasami szybko wracał, ale za każdym razem przynosił pyszne jedzonko. No więc z każdym razem jak wychodził cierpliwie czekałem aż wróci. I byłem grzeczny. Bo ja jestem grzeczny kotek. No i teraz mój pan chciał żebym wyszedł razem z nim. Ale ja nie chciałem. Tak się tego przestraszyłem, że aż schowałem się w szafie. Miałem nadzieję, że mój pan zrezygnuje z tego pomysłu, ale niestety nie zrezygnował. Wyciągnął mnie z szafy i chociaż opierałem się wszystkimi czterema łapkami to i tak znalazłem się na dworze. Przerażony przylgnąłem do mojego pana, który cały czas się ze mnie śmiał. Było mi strasznie przykro. No i popłakałem się. I wtedy mój pan zaprowadził mnie na takie dziwne coś co nazwał „ławka”. Było to strasznie twarde, ale mój pan powiedział, że można na tym siedzieć. No więc siedziałem, a mój pan głaskał mnie po główce tak długo aż w końcu przestałem płakać. Później mój pan tłumaczył mi, że nie mam się czego bać, bo na dworze jest bardzo przyjemnie, a jak będzie działo się coś złego, to mój pan mnie obroni. Strasznie się z tego ucieszyłem. Znaczy, że mój pan mnie kocha! Więc wychodziłem z moim panem na dwór codziennie i poznawałem dużo różnych rzeczy i zapachów. I ani się spostrzegłem jak bardzo mi się to spodobało i nie mogłem się doczekać aż wyjdziemy na dwór. I było nam bardzo dobrze. Po jakimś czasie nawet stwierdziłem, że bycie człowiekiem wcale nie jest takie złe. No bo dostawałem dużo pysznego ludzkiego jedzonka i mój pan bawił się tylko ze mną. Już nie przychodziły do niego żadne samice ani samce. To znaczy przychodzili, ale z żadnym z nich mój pan już się nie parzył, tylko ze mną. Osi siedzieli i rozmawiali z moim panem, pili tą dziwna wodę na którą mój pan mówił „herbata”, albo „kawa” i wychodzili. Kiedyś spróbowałem tej dziwnej wody i stwierdziłem, że jest obrzydliwa. Zdecydowanie najlepsza jest czyściutka świeżutka woda.
I tak sobie mieszkaliśmy z moim panem i bawiliśmy się i jedliśmy pyszne jedzonko i wychodziliśmy na dwór, a w nocy parzyliśmy się. I byłem szczęśliwy. Mój pan też był szczęśliwy, uśmiechał się cały czas i bardzo często mówił do mnie:
- Kocham cię, Kamil.
Ja też często mówiłem mojemu panu, że go kocham, bo ja naprawdę kocham mojego pana. I widziałem jak mój pan był szczęśliwy gdy to mówiłem. To dobrze, bo chcę żeby mój pan był szczęśliwy.
Aż któregoś dnia stało się coś strasznego. Wyszliśmy wtedy na dwór. Jak zawsze szliśmy przed siebie i mój pan pokazywał mi różne rzeczy i mówił jak się nazywają, a ja powtarzałem za nim. Nagle mój pan zobaczył jak jakieś ludzkie szczenię wbiegło na jezdnię tuż przed jadącym samochodem. Nie lubiłem jezdni ani samochodów. Czarny mi kiedyś opowiadał jak jakiś samochód zabił jego matkę. A poza tym te samochody były strasznie hałaśliwe i śmierdzące. No i nagle jeden z takich samochodów jechał w stronę tego ludzkiego szczenięcia. Mój pan rzucił się w jego stronę i złapał je, a potem wyrzucił je w powietrze. Strasznie się zdziwiłem, dlaczego mój pan chce się bawić z tym ludzkim szczenięciem, przecież ma mnie. Ale mój pan nie zdążył się z nim pobawić, bo ten samochód nagle w niego uderzył i mój pan przewrócił się i poleciał bardzo daleko. Przestraszyłem się. Mój pan nie wstawał! Podbiegłem do niego i szturchnąłem go w rękę, ale mój pan nie odpowiadał. Polizałem go tak jak zawsze to robiłem, ale tym razem mój pan nie uśmiechnął się, nawet nie otworzył oczek. Zacząłem łasić się do niego, żeby pogłaskał mnie po główce albo po brzuszku, ale on w ogóle nie reagował. Dlaczego? Dlaczego nagle zaczął spać? Jacyś obcy ludzie do mnie podeszli i próbowali mnie odciągnąć od mojego pana, mówiąc, że on nie żyje. Nie rozumiałem tego i nie chciałem ich słuchać. Chciałem żeby mój pan się obudził, uśmiechnął się do mnie, pogłaskał po główce i zabrał do domku. Ale on się nie ruszał. Zacząłem płakać. Płakałem i płakałem przytulając się do mojego pana aż nawet nie wiem kiedy, zasnąłem.
Kiedy się obudziłem ze zdziwieniem zobaczyłem, ze jestem w domku i leżę na łóżeczku mojego pana. A więc mój pan w końcu się obudził i zabrał mnie do domku! Tak się tym ucieszyłem, że chciałem pobiec i poszukać mojego pana i przytulić się do niego. No i spadłem z łóżeczka. I zabolała mnie pupcia. Wyciągnąłem łapkę żeby pomasować pupcię i się zdziwiłem, bo nagle zobaczyłem, że nie mam ludzkiej łapki tylko swoją kocią, porośniętą futerkiem. Obejrzałem wszystkie pozostałe łapki i brzuszek i całą resztę i zobaczyłem, że znowu jestem sobą! Znaczy kotem. Tak byłem tym zdziwiony, że nawet nie zauważyłem jak do sypialni wszedł mój pan i powiedział:
- Co się stało Kamil, coś złego ci się śniło? – i wziął mnie na ręce i zaczął drapać po brzuszku. – Nie martw się, już wszystko w porządku. To był tylko zły sen.
A więc to wszystko było snem? To że miałem ludzkie łapki, że jadłem to pyszne ludzkie jedzonko, że parzyłem się ze swoim panem? To było snem?! Nie mogłem w to uwierzyć. No, ale skoro mój pan tak mówił, to faktycznie tak musiało być. Trochę mi smutno było, bo to znaczyło, ze nie będę się mógł parzyć więcej z moim panem. Ale z drugiej strony mogłem zwijać się w kłębek na kolanach mojego pana i mruczeć z przyjemności kiedy drapał mnie po brzuszku.
Więc żyliśmy sobie znowu spokojnie ja i mój pan. Aż nadszedł ten dzień zwany przez mojego pana „Boże narodzenie” To właśnie wtedy pojawia się to drzewo zwane „choinka”, a ja dostaję nową zabawkę, albo jakiś strasznie pyszniutki smakołyk. Dlatego bardzo lubię ten dzień. I za każdym razem nie mogę się doczekać kiedy dostanę swoją nową zabawkę.
W końcu zjedliśmy kolację, pan swoją, a ja swoją i mój pan dał mi nową zabawkę. Właśnie się nią bawiliśmy, gdy nagle mój pan powiedział:
- Wiesz, Kamil, chciałbym żebyś był człowiekiem.
Że co proszę?! Znowu to samo?! Nie! Ja się nie zgadzam!!
Koniec