Szach mat 6
Dodane przez Aquarius dnia Sierpnia 29 2011 20:15:44
***
Przyszedł kolejny dzień, który Sanus niestety musiał spędzić na uzupełnianiu ksiąg. Poprzedniego dnia trochę sobie odpuścił i dzisiejszego ranka Kirim strasznie na niego burczał. Ale co mógł innego zrobić, kiedy tak dobrze mu się rozmawiało z Lantarem? Z prawdziwą przyjemnością słuchał jego cudownego głosu. A kiedy nadszedł wieczór i żołnierz w końcu wyszedł, doradca śnił na jawie. Śnił o tym jak Lantar całuje go i pieści, jak szepce mu do ucha czułe słówka. Z każdym dniem, w którym dowiadywał się więcej o Lantarze, jego fantazje stawały się coraz śmielsze i coraz bardziej erotyczne. Także i teraz. Przypomniał sobie czytaną niedawno księgę, pamiętniki hrabiego Romani i opisaną tam ze szczegółami scenę miłości miedzy hrabią Romani a hrabią Jarulnisem. I wyobraził sobie siebie i Lantara w tej scenerii. Otoczona kwiatami altana w cichym zakatku ogrodu. Ptaki ćwierkają, wietrzyk przyjemnie wieje, a on leży na szezlągu z przymkniętymi oczami i delektuje się tą ciszą i spokojem. Nagle coś brutalnie wdziera się do jego azulu. Otwiera powoli oczy i widzi stojącego nad nim Lantara. Już cche coś zdziwiony powiedzieć, gdy nagle tamten pochyla się błyskawicznie i całuje go w usta. Ten pocałunek jest tak namiętny i gorący, że Sanus zupełnie traci siły. Nagle Lantar bez słowa przerywa pocałunek i brutalnie rozrywa koszulę Sanusa i zanim ten zdąży zareagować już pieści jego ciało, doprowadzając go do szaleństwa.
Obrazy przewijają się przed zamkniętymi oczami Sanusa. Czuje jak budzi się w nim pożądanie. Wsuwa ręce pod koszulę i zaczyna się pieścić, wyobrażając sobie, ze to ręce Lantara. Ach, jego sutki są takie wrażliwe na dotyk. Czuje jak Lantar bierze jednego z nich do ust i na przemian to przygryza to ssie, zupełnie tak jak hrabia Jarulnis w księdze. Sanus czuje jak w dole brzucha robi mu się gorąco. Wyobraża sobie jak ręka Lantara wsuwa się w jego spodnie i pieści jego męskość doprowadzając go do ekstazy. Ręka porusza się coraz szybciej i szybciej. Sanus jest już na krawędzi spełnienia. Nagle wszystko ustaje. Przed oczami Sanusa pojawia się kolejny obraz. Lantar z namaszczeniem całuje wnętrze jego nogi powoli zbliżając się do jego naprężonej męskości, aż w końcu obejmuje ją ustami. Sanus jest w siódmym niebie, jednak czegoś mu brakuje. Ostrożnie odchyla zdrową nogę ułatwiając sobie dostęp do pośladków i wbija między nie jeden ze swoich palców. Tak, właśnie o to chodziło. To palce Lantara penetrują jego wnętrze dając mu jeszcze większą rozkosz.
Już nie panował nad swoim ciałem ani głosem. Jęczał głośno, a fale rozkoszy przepływały przez jego ciało. W pewnym momencie napłynęły ze zwielokrotnioną siłą odbierając Sanusowi wszystkie zmysły. Po chwili doszedł do siebie. Westchnął i doprowadziwszy się do porządku wrócił do uzupełniania wpisów w księgach. Starał się nie myśleć o Lantarze, bo wiedział, że jak znowu zacznie, to nigdy nie skończy z tymi księgami, a Kirim będzie znowu na niego marudził. Pracował tak cały dzień robiąc jedynie przerwy na posiłki i kiedy nadszedł wieczór wszystko było już skończone. Akurat kiedy odkładał pióro, do jego komnaty wszedł Kirim.
- Świetne wyczucie czasu – uśmiechnął się Sanus.
- Czyżbyś już skończył?
- Oczywiście.
- To dobrze.
- Mam nadzieję, ze jutro dasz mi odpocząć? – spytał niepewnie Sanus. – Dzisiaj nie robiłem nic innego tylko uzupełniałem te cholerne księgi.
- Jakbyś się wczoraj nie obijał, to dzisiaj miałbyś mniej roboty – mruknął Kirim, a widząc zrezygnowaną minę przyjaciela dodał szybko: - nie bój się, na razie nie mam dla ciebie nic do roboty, chyba, że chcesz brać udział w naradzie dotyczącej tego zdrajcy De la Feyne. Chociaż osobiście uważam, iż twoja obecność nie jest konieczna.
- W takim razie zrezygnuję.
- Rozumiem – powiedział Kirim i już chciał wyjść, gdy nagle dodał: - to dla ciebie – i położył na szafce przy łóżku niewielką szkatułkę.
- Co to? – zainteresował się Sanus i zajrzał do środka. – Pralinki –zdumiał się widząc zawartość szkatułki.
- Konas mówił, że obiecał ci jedną na pocieszenie. No i dobrze się dzisiaj spisałeś, więc stwierdziłem, ze należy ci się jakaś nagroda. Poza tym… - Kirim umilkł, a na jego twarzy Sanus wyraźnie widział zakłopotanie – pomyślałem, że może trochę ci przykro, że musisz tak leżeć w łóżku. Ale jeżeli komuś o tym powiesz, to cię zabiję! – Mruknął Kirim swoim normalnym głosem i zabrawszy księgi wyszedł z komnaty.
Sanus nie mógł uwierzyć w to, co się właśnie stało. Kirim po raz pierwszy w życiu martwił się o kogoś! Zawsze taki zimny i opanowany, nigdy nie pokazywał swoich uczuć, a teraz… Jednak nie jest takim soplem lodu, jak wcześniej myślał Sanus. Doradca uśmiechnął się jeszcze szerzej i ponownie zajrzał do szkatułki. Było tam mnóstwo pralinek najróżniejszego kształtu i koloru. Ostrożnie wziął jedną z nich i wsadził do ust. Przez chwilę delektował się smakiem czekając aż czekolada rozpuści się. To jest pyszne! Wziął następną do ust. Miała inny smak, ale była równie pyszna jak ta poprzednia. Nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Odkąd został doradcą udało mu się jeden jedyny raz skosztować pralinek importowanych dla króla. To było wtedy, gdy po którejś z kolei pijatyce król zasnął z kielichem w ręku. Wtedy Sanus razem z Ganarem przetransportowali go do łóżka. Kiedy już wychodził z królewskiej komnaty zobaczył na stole otwartą szkatułkę, a w niej pełno pralinek. Wtedy upewniwszy się, że Ganar tego nie widzi, szybko wziął jedną i schował w kieszeni. Wyjął ją stamtąd dopiero gdy dotarł do swojej komnaty. Odwinął ją z papierka i szybko włożył do ust. Chwilę stał delektując się smakiem, a im bardziej rozpuszczała się w jego ustach, tym większy uśmiech widać było na jego twarzy. Tak jak myślał, królewskie słodycze są najlepsze na świecie! Jednak mimo to iż tamta pralinka była tak cudowna, to jednak nigdy więcej już się nie odważył na wykradzenie jakiejkolwiek. Bał się, że król w końcu zauważy brak i każe go wychłostać, nie zważając na jego szlachecki stan. Dlatego też od tamtej pory jadł tylko wyrabiane w kraju słodycze i wspominał tamten smak. I teraz gdy delektował się tą pralinką od Kirima zauważył, że jej smak jest taki sam jak tamtej. Nie mógł w to uwierzyć, pomyślał, że tak bardzo myślał o tamtej pralince, ze nawet jej smak przenosił nieświadomie na inne. Żeby więc mieć pewność spróbował jeszcze jedną pralinkę i ze zdumieniem stwierdził, że smak tej też jest taki sam! Nie mógł zrozumieć jak to możliwe. Przecież Kirim nie dałby mu czegoś tak cennego jak pralinki od zagranicznych kupców. Były zbyt cenne. Chyba, że… Siedział jak skamieniały, gdy dotarło do niego, że jest jeszcze jedna możliwość. Jedna, jedyna. To są pralinki przywiezione przez Kirima z domu! A więc ten numer z pralinkami wprowadził Kirim do użytku już dawno temu! Sanusowi aż zrobiło się gorąco, gdy to sobie uświadomił. Ten Kirim to strasznie przebiegły facet! Nic dziwnego, że został głównym doradcą. Sanus uśmiechnął się. Nagle te pralinki stały się dla niego najcenniejszym skarbem. Z namaszczeniem zamknął szkatułkę. Będzie zjadał jedną co kilka dni, żeby starczyło mu na dłużej.
***
Kirim wyszedł od Sanusa i udał się do biblioteki. Królewska biblioteka podzielona była na dwie części. Większą z nich zajmowały księgi sprowadzane dla umilenia czasu władców. Do drugiej z nich przechodziło się z tej pierwszej części, ale można też było skorzystać z oddzielnego wejścia. Było ono wygodne, gdy we wcześniejszych wiekach królowie lubili przebywać w bibliotece. Wtedy doradcy, żeby nie zakłócać ich spokoju, chcąc dostać się do drugiej części biblioteki korzystali z dodatkowych drzwi. Król Lamer dziewiąty szósty ani jego kochanki zupełnie nie interesowali się księgami. Ostatnią osobą jaka korzystała z biblioteki była królowa, ale ona zmarła podczas połogu kilka lat temu. Od tamtego czasu księgi pokrywał kurz, a doradcy idąc do biblioteki korzystali z jednych i drugich drzwi, w zależności od tego jak im było wygodnie.
Kirim wszedł do biblioteki przez drzwi prowadzące bezpośrednio do tej drugiej części. W tej części gromadzone były księgi w których skrupulatnie prowadzono wszelkie rachunki oraz odnotowywano wszystkie umowy handlowe i pakty z innymi państwami. Kirim odłożył księgi na odpowiednie miejsce i przeszedł do drugiej części biblioteki. Tędy było szybciej dojść do sali obrad. Kiedy wychodził z biblioteki miał wrażenie, że zobaczył kogoś znikającego za rogiem korytarza. Podbiegł w tamtą stronę. Niestety ten ktoś znowu zniknął za następnym zakrętem. Jednak kiedy tam podbiegł nie było już nikogo. Jedyne co mógł zobaczyć to czerwona peleryna. Nie miał wątpliwości do kogo ona należała. Tylko jedna osoba na zamku zakładała czerwoną pelerynę – szpieg króla. Służący, który przez przypadek uratował życie królowi i który potem stał się jego człowiekiem od czarnej roboty. Tylko co on tu robił? W bibliotece go nie było, zresztą był na to zbyt głupi. Jedyna możliwość to była sala obrad. Tylko co on by tam robił? Kirim szybko przeszedł do sali obrad. Pozostali doradcy siedzieli pochyleni nad jakimiś papierami.
- Dobrze, że jesteś – powiedział Mares. – Warnek ma ciekawe informacje.
- Czekaj. Zanim mi je zdradzicie, powiedz, czy wychodził stąd przed chwilą jakiś służący? – zapytał Kirim.
- Nie. A dlaczego pytasz?
- Nie, nic. Coś mi się wydawało.
- Jesteś chyba za bardzo przepracowany. Powinieneś był zostać dłużej u rodziny i odpocząć – mruknął Mares.
- Nie ma takiej potrzeby. Więc co to za ciekawe informacje, Warnek? – Kirim szybko zmienił temat.
- No więc, nie wiem czy wiesz…
- Pewnie nie wiem – mruknął Kirim sarkastycznie.
- … ale postanowiłem wynająć człowieka, który by znalazł jakieś ciemne sekrety rodziny De la Feyne, które moglibyśmy wykorzystać przeciwko temu zdrajcy.
- Niegłupi pomysł – Kirim spojrzał na Warneka z uznaniem w oczach.
- No i dzisiaj rano ten mój człowiek doniósł mi, że hrabia De La Feyne ma małżonka.
Kirim nic nie powiedział, tylko rozszerzył oczy ze zdumienia. Ganar roześmiał się.
- My też tak zareagowaliśmy.
- I kto to jest?- Kirim w końcu odzyskał głos.
- Hrabia Kornelus Harumow.
- Czyli wystarczy, że pojmiemy hrabiego Harumow, a ten zdrajca sam do nas przyjdzie – powiedział Ganar.
- Po pierwsze, nie pojmiemy, bo hrabia Harumow nie jest przestępcą, tylko zaproponujemy mu gościnę…
- Jak ty to ładnie ująłeś – mruknął sarkastycznie Warnek, ale umilkł pod karcącym spojrzeniem Kirima.
- … a po drugie, skąd wiemy, że hrabia Harumov nie przebywa w tej chwili z hrabią De Le Feyne?
- A stąd, że oczekuje dziecka – odparł Warnek. – Podobno De la Feyne nie chciał go narażać i nie zabrał go ze sobą. Jednak z tego, co mi powiedział mój człowiek, rozwiązanie będzie już niedługo, więc musimy się śpieszyć.
- To faktycznie musimy się spieszyć – mruknął Kirim, jednak jego uwagę zaprzątał nie fakt szybkiego rozwiązania, a pytanie, co ten padalec pracujący dla króla ma zamiar zrobić z tą informacją. Bo to, że podsłuchiwał jest pewne. Trzeba będzie szybko udać się z tym do króla. – Więc co proponujecie?
- Mój człowiek próbuje zlokalizować hrabiego Harumow – powiedział Warnek. – Mam nadzieję, że uda mu się to w miarę szybko.
- W takim razie czekamy – powiedział Kirim.
Na tym skończyli naradę i wyszedłszy z sali obrad rozeszli się każdy w swoją stronę.
Kirim natychmiast udał się do królewskiej komnaty.
***
Jaralis uśmiechnął się pod nosem. Wiedział, że szpiegowanie królewskich doradców się kiedyś opłaci. Teraz właśnie stał pod drzwiami sali obraz i uważnie nasłuchiwał. Udało mu się niepostrzeżenie uchylić drzwi, tak, że wyraźnie słyszał o czym rozmawiają. I nie mógł uwierzyć, w to co właśnie usłyszał. Jak król się o tym dowie to znowu sypnie szczodrze złotem. Tamtego dnia uratował królewskie życie przez zupełny przypadek i na początku wyrzucał to sobie, bo przecież gdyby nie on, to skończyłyby się rządy tyrana. Ale szybko zmienił zdanie, gdy król nagrodził go złotem i przywilejami. I chociaż oficjalnie wciąż był tylko służącym, to jako jedyny miał dostęp do króla o każdej porze dnia i nocy. Usłyszawszy tą cenną informację szybko wycofał się spod drzwi sali obrad i udał do królewskiej komnaty.
- Jego Wysokość jest u siebie? – Zapytał jednego ze strażników stojących pod drzwiami królewskiej komnaty.
- Jest - odpowiedział żołnierz.
- I jest trochę… zajęty – dodał z uśmiechem na twarzy drugi.
- A wiecie może z którą z nich? – zapytał Jaralnis.
- Hrabina Kołomynov.
Jaralnis uśmiechnął się. Nie lubił tej kobiety. Król miał w sumie sześć kochanek. Wszystkie równie rozpustne i łase na bogactwa jak król. I wszystkie tak samo jak król lubowały się w dręczeniu służby, a hrabina Kołomynov przodowała w tym. I chociaż Jaralnis miał teraz nieograniczone przywileje, to jednak pamiętał okres, kiedy był jednym z wielu i jak był wtedy traktowany i szczerze nienawidził tej kobiety. Dlatego teraz z dziką satysfakcją wszedł do królewskiej komnaty. Wiedział, że hrabina będzie na niego wściekła, ale także wiedział, że jak tylko król usłyszy z czym przychodzi, to nie tylko go nie ukarze, a nawet wyprosi hrabinę. Na szczęście żołnierze już dawno się nauczyli, że gdy ten służący chce wejść do króla, to mają go wpuścić bez względu na okoliczności. Dlatego też nie przeszkadzali mu, gdy otwierał drzwi. Jaralnis wszedł do środka i chociaż kotary wokół królewskiego łoża były zasłonięte, to jednak dobrze wiedział co się tam wyprawia. Dochodzące do niego głosy nie pozostawiały co do tego żadnej wątpliwości. Jaralnis głośno chrząknął. Odgłosy ucichły i dało się słyszeć wściekły głos króla:
- Nie widzisz, że jestem zajęty? Czy może chcesz, żeby cię wybatożyć?
- Uniżenie proszę, o łaskę, Wasza Wysokość, ale mam pilne wieści.
- To może poczekać.
- Obawiam się, że nie, Wasza Wysokość. Mam informacje dotyczące tego zdrajcy De la Feyne.
Zapadła cisza. W pewnym momencie Jarulnis usłyszał warknięcie:
- Wynoś się – a chwilę potem zobaczył wychodzącą z królewskiego łoża hrabinę Kołomynov. Jej mina wyraźnie pokazywała co kobieta sądzi oJarulnisie, ale on się tym w ogóle nie przejął.
Chwilę potem Jarulnis zobaczył króla. Szybko pochylił głowę.
- Gadaj.
- Wasza Wysokosć, właśnie udało mi się podsłuchać królewskich doradców, jak rozmawiali o tym, iż ten zdrajca zostawił w kraju swojego małżonka, który na dodatek spodziewa się jego dziecka.
- Co?! – zdumiał się Lamer dziewiąty.
- To prawda, Wasza Wysokość.
- I moi doradcy zataili to przede mną?! – Jaralnis widział, jak król robi się coraz bardziej czerwony z opanowującej go, coraz większej, wściekłości.
- Na to wychodzi, Wasza Wysokość – odparł służący, dziwnym trafem „zapomniawszy” nadmienić, że doradcy też dopiero co się o tym dowiedzieli.
- Każę ich wychłostać!
- Jak Wasza Wysokość sobie życzy. – Jaralnis uśmiechną się szatańsko. – A jeżeli chodzi o tego zdrajcę, to jakie jest życzenie Waszej Wysokości? Czy mam się tym zająć?
- Oczywiście.
- Czy Wasza Wysokość ma coś konkretnego na myśli? – zapytał Jaralnis. Wprawdzie, gdy przychodziło do załatwiania brudnych spraw, król dawał mu wolną rękę, jednak na wszelki wypadek zawsze wolał się upewnić.
- Kto jest małżonkiem tego zdrajcy? – spytał król myśląc nad czymś intensywnie.
- Podobno hrabia Kornelus Harumov, Wasza Wysokość.
- A więc idź i zabij go. On też pewnie spiskuje przeciwko mnie. A jak już go zabijesz wtedy usuń tego zdrajcę.
- To może trochę potrwać, Wasza Wysokość.
- Co chcesz przez to powiedzieć? – król spojrzał groźnie na służącego. – Masz zamiar nie wykonać rozkazu twojego władcy?
- Nie o to mi chodziło, Wasza Wysokość – odparł szybko Jaralnis czując, że jego życie wisi na włosku. - Chodzi o to, że nawet doradcy Waszej Wysokości nie wiedzą gdzie jest hrabia Harumow, wiec znalezienie go może zająć kilka dni.
- Nie obchodzi mnie to ile to zajmie!! Masz zabić ich obu i nie pokazywać mi się na oczy dopóki tego nie zrobisz, rozumiesz!!
- Oczywiście, Wasza Wysokość
- Więc na co jeszcze czekasz?! Wynoś się, ale już!!
Jarlanis ukłonił się i bez słowa wyszedł.
***
Kirim doszedł pod drzwi królewskiej komnaty, ale został zatrzymany przez pilnujących ich żołnierzy.
- Bardzo mi przykro, wasza miłość, ale Jego Wysokość jest zajęty.
- Ale ja mam ważne informacje!
- Każdy tak mówi, wasza miłość – odparł flegmatycznie żołnierz uniemożliwiając Kirimowi przejście. – Rozkazy Jego Wysokości były jasne: nie wpuszczać nikogo, chyba, że chcecie poczuć bat na swoich plecach. A tego niestety nie chce żaden z nas. Dlatego też wasza miłość musi zaczekać, aż Jego Wysokość wyjdzie z komnaty.
Kirim sapnął gniewnie.
- W takim razie zaczekam – i stanął w pewnej odległości od drzwi.
Przez chwilę stał nieruchomo, potem zaczął chodzić nerwowo tam i z powrotem. Miał nadzieję, że ta glizda nie zdążyła jeszcze donieść królowi, o tym co usłyszał, bo jeżeli tak, to może być za późno i wszyscy stracą głowy. Chodził tak nie wiadomo jak długo, gdy nagle drzwi otworzył się. Gwardziści wyprostowali się jak struny, a Kirim ukląkł i spuścił głowę.
- Wasza Wysokość… - zaczął niepewnie.
- Czego chcesz?! Zajęty jestem! – Głos króla jak zwykle brzmiał wściekle, a to nie wróżyło nic dobrego.
- Uniżenie proszę o wybaczenie, Wasza Wysokość, ale mam wieści, które zainteresują Waszą Wysokość.
- Niby jakie?
- Odnośnie tego zdrajcy De la Feyne – odparł szybko Kirim.
- Mów – kolejne warknięcie.
„A więc zdążyłem!” Kirim odetchnął w duchu.
- Wynajęty przez nas człowiek właśnie przed chwilą doniósł nam, iż ten zdrajca poślubił hrabiego Kornelusa Harumov i że jest on jeszcze gdzieś w kraju. Niestety na chwilę obecną nie wiem gdzie, więc jeżeli Wasza Wysokość zezwoli wyślę wojsko żeby go szukali. A jak już go znajdziemy, wtedy tez zdrajca sam się odda w ręce Waszej Wysokości.
- Zrób tak – powiedział król trochę łagodniej, lecz wciąż na tyle groźnie, że Kirimowi serce drżało ze strachu. – Masz na to czas do końca tygodnia. Zrozumiałeś?!
- Oczywiście, Wasza Wysokość.
Uznawszy rozmowę za skończoną król bez słowa odszedł. Kirim jeszcze przez chwilę klęczał próbując uspokoić rozszalałe serce. Biedny nie wiedział, że król już o wszystkim wiedział, a cała ta rozmowa była przeprowadzona tylko dla zachowania pozorów, że król postąpił jak należy wysyłając wojsko, a że niestety jacyś bandyci zabili kolejnego hrabiego… Cóż, wypadki chodzą po ludziach, nawet tych szlachetnie urodzonych.
W końcu Kirim wstał i smętnie powlókł się do swojej komnaty. Jak on ma wykonać to zadanie w ciągu czterech dni?! Chyba w końcu straci życie. Westchnął ciężko.
Kirim tak był pogrążony w tych niewesołych myślach, że nawet nie zauważył jak na kogoś wpadł.
- Przepraszam - mruknął nie patrząc nawet z kim się zderzył i chciał iść dalej, ale czyjeś silne ręce zatrzymały go w miejscu.
- Hej, Kirim, co się dzieje? Czemuś taki markotny? – Doradca w końcu podniósł głowę i zobaczył uśmiechającego się ciepło medyka. – Chory jesteś? – zapytał tamten z troską w głosie.
- Nie, wszystko w porządku.
- Więc czemu masz taką zdołowaną minę? Pierwszy raz ją widzę u ciebie. – Kirim tylko westchnął ciężko. – Wiesz co? Chodźmy do mojej komnaty, napijesz się wina i powiesz co cię smuci. Dobra?
- Czemu nie – powiedział Kirim i ruszył za medykiem.
Konas miał do swojej dyspozycji dwie komnaty, nie licząc tej tajemnej, o której nie wiedział nikt zupełnie. Obie komnaty były ze sobą połączone, ale także każda z nich miała osobne drzwi skrupulatnie zamykane przez medyka na klucz. Nie chciał żeby ktoś niepowołany grzebał w jego medykamentach, albo, co gorsza, odkrył jego tajemną komnatę. Weszli do komnaty. Konas ze stojącego na stole dzbana nalał wina do dwóch kielichów, jednocześnie wsypując do jednego z nich jakiś proszek. Szybko zamieszał wino i podał Kirimowi, który na szczęście nic nie zauważył.
- Więc powiedz mi co cię dręczy.
Doradca westchnął ciężko i łyknął wina. Przez chwilę siedział w ciszy wpatrując się w bliżej nieokreślony punkt. W końcu odezwał się cicho.
- Został mi jeszcze tylko cztery dni życia.
- Jak to? – zdumiał się medyk. Kirim streścił mu słowo w słowo przebieg obrad oraz rozmowę z królem. – Faktycznie, ciężka sprawa. Ale nie martw się tym teraz, cztery dni to kawał czasu. Wszystko może się jeszcze zdarzyć.
- W tym skrócenie mnie o głowę – mruknął Kirim. – Jak ja niby mam znaleźć hrabiego Harumow w tak krótkim czasie, jeżeli już samo zdobycie informacji o nim zajęło tyle czasu?? Wybacz, ale nie jestem cudotwórcą.
- Cuda też się czasami zdarzają, nawet jeżeli nie jesteś cudotwórcą. Musisz tylko wierzyć – medyk uśmiechnął się ciepło. – Tak jak mówiłem, cztery dni to spory kawał czasu i wszystko może się zdarzyć, wiec na razie nie myśl o tym, odpocznij.
- Nie mogę – powiedził Kirim wstając. – Muszę pilnować… - nie dokończył zdania. Nagle poczuł jak kręci mu się w głowie, coraz bardziej i bardziej. – Co się ze mną dzieje? Co było w tym winie? – Odwrócił się w stronę Konasa, którego postać rozpływała się coraz bardziej i bardziej. – Coś ty mi zrobił? – zdążył zapytać zanim upadł nieprzytomny na podłogę.
- Nic takiego – powiedział medyk, chociaż Kirim już go nie słyszał. – To tylko niegroźny środek nasenny, po którym będziesz spał przez kilka dni. – Po czym podniósł Kirima i położył na łóżku.
Wyszedł z komnaty i zamknąwszy drzwi na klucz udał się do Sanusa, sprawdzić jak goi się noga. Kiedy wszedł do jego komnaty zobaczył, że chory gra w szachy z Maresem.
- Dobrze, że cię widzę Mares.
- Coś ci potrzeba?
- Będziesz musiał przez kilka najbliższych dni zastąpić Kirima.
- Dlaczego? Coś się stało? – zainteresował się Sanus.
- Nic takiego – uspokoił go medyk. – Po prostu zaleciłem mu kilka dni odpoczynku. Był zbytnio przemęczony.
- Wiedziałem – mruknął Mares. – Ale jak mu powiedziałem, że powinien zostać dłużej u rodziny, to tylko warknął na mnie. Jak ci się udało go namówić do odpoczynku?
Konas tylko uśmiechnął się szatańsko.
- Rozumiem - powiedział Mares. – Na niektóre pytania lepiej jest nie znać odpowiedzi.
- Dokładnie – potwierdził medyk wciąż się uśmiechając. – Jak tam noga, Sanus?
- A skąd niby mam wiedzieć? Ty jesteś medykiem, nie ja.
- W takim razie pokaż ją.
Mares ostrożnie odstawił szachy na stół i Konas usiadłszy na łóżku zaczął odwijać opatrunek. Kiedy skończył, przez chwilę oglądał uważnie nogę dotykając ją w różnych miejscach. Na koniec wyciągnął z kieszeni szaty niewielki słoiczek i rozsmarował znajdującą się w niej maść na całej powierzchni nogi, po czym zawinął z powrotem opatrunek.
- Wszystko dobrze. Niestety tak, jak mówiłem, jeszcze przez kilka dni będziesz musiał leżeć w łóżku.
- Trudno - westchnął Sanus.
- A głowa jak? Nie boli?
- Nie.
- Pokaż – podszedł do doradcy od tyłu i ostrożnie rozchylił jego włosy. Strup na ranie był już o wiele mniejszy niż ostatnim razem. – Szybko się goi. To dobrze. Na szczęście nie muszę używać żadnych maści. Z kilka dni zniknie całkowicie. Skoro wszystko w porządku, to nie będę przeszkadzał. – Zamykając za sobą drzwi zdążył jeszcze zauważyć jak Mares kładzie szachy z powrotem na łóżko.
Wrócił do swojej komnaty. Sprawdził czy z Kirimem wszystko w porządku, a gdy stwierdził, że śpi jak zabity i oddycha spokojnie, przeszedł do swojej tajemnej komnaty. Przebrał się i chwilę potem był w swoim wynajętym mieszkaniu w innym świecie. Pierwszym co zrobił, po przeniesieniu się, było wejście pod prysznic. Prysznic to był jeden z wynalazków tego świata, które Konas uwielbiał. Nieskończony strumień ciepłej wody, której nie trzeba było podgrzewać i była na każde twoje zawołanie.
Odświeżony wyszedł z łazienki z zadowoleniem na ustach. Wziął do ręki zielony kryształ i wymówił odpowiednie zaklęcie. Tak jak poprzednio kryształ rozbłysnął niewielkim światłem.
- Czas wyruszyć na poszukiwania – mruknął i zawiesiwszy, wciąż świecący kryształ na szyi, wyszedł z mieszkania. Na szczęścia koszula, którą nosił była ciemna i z w miarę gęsto utkanego materiału, więc nie można było przez nią zobaczyć, że kryształ świeci.
Ruszył przed siebie powoli, uważnie obserwując mijających go ludzi. Niestety kryształ milczał cały czas. Przez cały czas świecił jednakowym światłem i wydzielał taką samą temperaturę. Włóczył się tak, aż do wieczora. Niestety nie znalazł tego, którego szukał. Wrócił więc do mieszkania i położył się spać. Nie było sensu wracać do własnego świata, skoro jego łóżko zajmował Kirim.
***
Był środek dnia, gdy Lantar skończył zapełnianie literkami kolejnego pergaminu. Popatrzył na niego i uśmiechnął się z zadowoleniem. Tym razem literki wychodziły mu o wiele lepiej. Wrócił do izby sypialnej i schował do kufra pióro i atrament. Wziął pergaminy, które zapełnił przez te dwa ostatnie dni i pobiegł w stronę pałacu, żeby jak najszybciej zobaczyć swego ukochanego i pochwalić mu się postępami swojej nauki. Kiedy już był przed drzwiami komnaty Sanusa przystanął na chwilę żeby uspokoić oddech. W końcu wszedł.
– Witaj. Cieszę się, że przyszedłeś. – Sanus uśmiechnął się widząc kto jest jego gościem. Lantarowi zrobiło się ciepło na sercu na widok tego uśmiechu. Widział, że doradca naprawdę ucieszył się widząc jego osobę.
- A, tak pomyślałem, że przyjdę pokazać jak idzie mi pisanie… - bąknął niepewnie, czując, że się czerwieni.
- Więc pokaż – Sanus odłożył na bok czytaną księgę i spojrzał z wyczekiwaniem na żołnierza.
Ten podszedł bliżej i niepewnie podał pergamin.
- Bardzo dobrze! Nie sądziłem, że tak dobrze ci będzie szło – powiedział Sanus. – Myślę, że jeszcze jeden pergamin i będziesz już stawiał całkiem zgrabne literki.
- Naprawdę? – Lantar ucieszył się z tej pochwały niczym małe dziecko.
- Oczywiście – skinął twierdząco głową. – I wiesz co, w nagrodę dam ci coś.
- Co takiego? – zainteresował się Lantar.
- To niespodzianka. Usiądź tu – poklepał łóżko obok siebie – i zamknij oczy.
Lantar posłusznie usiadł na brzeżku łóżka i zamknął oczy.
- A teraz otwórz usta – usłyszał szept tuż przy swojej twarzy. Posłusznie otworzył usta i nagle poczuł jak doradca coś do nich wkłada. Zanim zdążył zaprotestować doradca zamknął mu usta i powiedział:
- A teraz przez chwilę poczekaj aż się rozpuści.
Więc Lantar czekał. A im dłużej czekał, tym jego oczy stawały się coraz bardziej okrągłe. Sanus powoli zdjął palce z ust żołnierza.
- I jak? Dobre?
- To jest… to jest… - Lantarowi brakowało słów. – Jeszcze nigdy w życiu nie jadłem nic tak dobrego! Co to jest?
- To są pralinki przywiezione specjalnie dla króla – odparł doradca z uśmiechem. – I jak się dzisiaj ładnie spiszesz, to dostaniesz kolejną.
- A co mam zrobić? – Lantar przestraszył się z lekka.
- Dzisiaj zaczniemy naukę czytania.
- A pisanie? Mówiłeś, że muszę zapisać jeszcze jeden pergamin.
- Jedno drugiemu nie przeszkadza. Poza tym jak zmęczysz się pisaniem wtedy pouczysz się czytania i na odwrót.
- Rozumiem – Lantar uśmiechnął się.
- W takim razie zacznijmy. Daj mi pergamin.
- Który?
- Któryś z tych, które pisałeś. Obojętnie który i tak na każdym są te same literki.
Lantar posłusznie podał Sanusowi jeden z pergaminów, a ten rozłożył go tak, żeby żołnierz widział wszystko poprawnie, a on do góry nogami.
- To jest literka „a” – wskazał Sanus palcem pierwszą napisaną przez siebie literę. – Powtórz.
Lantar posłusznie powtórzył. Potem Sanus objaśniał po kolei każdą następną literkę. Po kilku literkach robił mały sprawdzian prosząc Lantar by wskazał konkretną literkę. Na początku żołnierz mylił się, ale im dłużej powtarzali, tym mniej błędów robił.
- Znasz już dziesięć literek – powiedział w pewnym momencie Sanus . – A teraz czas na całe słowa. – Wyjmij z sekretarzyka czysty pergamin, pióro i atrament – wskazał ręką wspomniany mebel.
Lantar posłusznie wszystko przyniósł i chwilę potem patrzył jak doradca wypisuje na pergaminie różne słowa, a potem kładzie pergamin tuż przed oczami żołnierza.
- Przeczytaj pierwszy wyraz.
- Ale jak? - Lantar spojrzał bezradnie na doradcę.
- Te słowa zbudowane są z literek, które przed chwilą poznałeś, wiec nie powinieneś mieć problemu z przeczytaniem tego. Co to za litera? – Sanus wskazał pierwszą literę w pierwszym słowie.
- J – odparł po chwili zastanowienia Lantar.
- A ta?
- A.
- Kolejna? – Sanus po kolei wskazywał literki w danym słowie
- M.
- Następna?
- A.
- A teraz wypowiedz wszystkie te literki po kolei nie zatrzymując się.
- J A M A – wystękał niepewnie żołnierz.
- Już lepiej, ale to jeszcze nie dobrze – Sanus uśmiechnął się. – Spróbuj jeszcze raz, tym razem jeszcze szybciej.
- Jama.
- Widzisz, udało ci się przeczytać pierwszy wyraz – Sanus uśmiechnął się szeroko.
- Naprawdę? – W tym momencie ten dwudziestodwuletni mężczyzna wyglądał niczym pięcioletnie dziecko, które właśnie dostało nową zabawkę.
- W nagrodę dostaniesz jedną czekoladkę – powiedział doradca i wyciągnął ze szkatułki pralinkę. – Proszę – podał Lantarowi na wyciągniętej dłoni.
Żołnierz popatrzył z namaszczeniem na słodkość i ostrożnie wziął ją do ręki, a potem powoli wsadził do ust.
- Ta jest inna – stwierdził ze zdumieniem po chwili nabożnego skupienia.
- Oczywiście, że inna – Sanus roześmiał się. – Te pralinki mają różne smaki. Gdybyś ciągle jadł ten sam smak to w końcu by ci się znudził.
- Nigdy by mi się nie znudziło coś tak pysznego!
Sanus zaśmiał się.
- No to dostaniesz jeszcze jedną, jak przeczytasz poprawnie wszystkie wyrazy na tym pergaminie.
Lantar pochylił się nad pergaminem i marszcząc śmiesznie czoło i brwi próbował czytać. Oczywiście nie szło mu to najlepiej i Sanus musiał go raz po raz poprawiać. Powtarzali wszystkie wyrazy po kilka razy aż w końcu zapadł zmierzch.
- Uf, ale to trudne – jęknął Lantar wykończony. – Chyba najgorsza bitwa nie była taka ciężka jak czytanie.
Sanus roześmiał się.
- To tylko na początku tak się wydaje. Później, kiedy już się swoich z literkami, wszystko będzie przychodziło łatwiej.
- Naprawdę?
- Oczywiście. Zresztą sam możesz się przekonać – wziął do ręki księgę leżącą boku, na łóżku. – Przeczytam ci fragment księgi, którą obecnie czytam.
- Naprawdę??
- Oczywiście. Usiądź wygodnie.
Lantar zszedł z łóżka i usiadł na podłodze opierając rękę na łóżku, a na rękach brodę, tak żeby widzieć twarz doradcy.
- Księga nosi tytuł „Wspomnienia hrabiego Koralini z podróży do egzotycznych krajów” – i zaczął czytać:
Trzeciego dnia podróży nasza karawana dotarła do miasta zwanego Ajstere. Szczerze mówiąc, gdyby nie nasz przewodnik, to zupełnie straciłbym głowę. Kiedy tylko wjechaliśmy w bramy miasta otoczył nas tłum ludzi, do naszych uszu wdarły się najróżniejsze dźwięki, oczy oślepiły tysiące barw, a do nosów wdarły się miliony egzotycznych zapachów
Sanus przerwał i spytał:
- No i jak ci się podoba? – Jednak nie otrzymał odpowiedzi. Spojrzał w stronę żołnierza i zobaczył zamknięte oczy i lekko rozchylone usta.
Z rozczuleniem pogłaskał śpiącego po głowie. Biedaczek tak się zmęczył nauką, że aż zasnął. Ponieważ Sanus nie był jeszcze senny, więc wziął się za czytanie księgi, w międzyczasie dzwoniąc na służącego żeby przyniósł mu kolację.
CDN