Tango 1
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 09 2011 19:20:40
Znam twoje sztuczki. Jesteś piękny i przeklęty! I wiesz o tym. Torturujesz mnie tymi spojrzeniami, lecz niech tak będzie! Nie przeszkadza mi to wcale. Gdzie jesteś? Czekam, by cię zobaczyć. Ach. tu jesteś! Gdy wchodzisz do pokoju, wszyscy odwracają się, by na ciebie spojrzeć. Pozdrawiają cię, ty się uśmiechasz. Lekko, delikatnie. Jeden mały uśmiech, cóż za tortura! Nigdy na mnie nie patrzysz, nic dla ciebie nie znaczę..! Ale ja już wiem, czym zwrócić na siebie twoją uwagę! Pójdźmy w tango, kochanie! Rozkołyszę twój świat! Ty i ja będziemy świetną parą. Szkoda, że jeszcze nie zdajesz sobie z tego sprawy. Muszę znaleźć odpowiedni moment. Doskonały moment. Już niedługo, kochanie, odtańczymy nasze tango. Wiem, że ten czas już nadchodzi!

* * *
- Kaoru, idziemy do tego pubu na końcu ulicy. Idziesz z nami? - Die zapytał wesoło.
- A co świętujecie? - Kaoru usiłował przypomnieć sobie daty urodzin wszystkich członków zespołu Dir en grey. Po chwili jednak się poddał - pamięć to on miał dobrą, ale krótką. Wziął swój płaszcz, po czym odwrócił się do Die'a. - Dobra, nie wiem. Ale i tak idę z wami.
- To urodziny Shinyi! Nie wiedziałeś..? Kończy 21 lat! - Die patrzył na niego z uniesionymi brwiami.
- Naprawdę nie pamiętasz? Rany, Kaoru, co ty robiłeś?! - Toshiya posłał mu złośliwy uśmiech, lecz po chwili przygryzł dolną wargę.
Kyo i Die przewrócili oczami. Kaoru był obiektem westchnień basisty już od dawna. Ale jako jedyny zdawał się o tym nie wiedzieć, jak zwykle zresztą. Co on w ogóle zauważał? Jego ignorancja względem własnego wyglądu była czymś, co, paradoksalnie, czyniło go bardzo pociągającym. Czasami był poważny, czasem wytwarzał wokół siebie mur nie do przebycia. Innym razem z kolei był po prostu osobą, która świetnie dogaduje się ze wszystkimi. Toshiya kochał wszystkie te jego wcielenia, sposób, w jaki się zachowywał, i jak kawaii wyglądał, gdy się wściekał.
- Ja? Nic! Lepiej idź i znajdź sobie jakąś dziewczynę, Toshiya. Chodzisz ostatnio jakiś nagrzany. - patrzył przez chwilę spod oka na basistę, po czym przeniósł spojrzenie na solenizanta. Toshiya odwrócił się, przygaszony.
- Naprawdę, Shinya, dzisiaj są twoje urodziny? - Kaoru wprost czuł, że poczucie winy go przygniata. Jak mógł zapomnieć..?
- Nie, jutro - cichutko odpowiedział perkusista. Wskazał na Die'a. - ON chciał, abym obchodził je dzisiaj. I to w tej chwili! - wyrzucił z siebie, przeczesując palcami swoje krótkie włosy. Nagle odezwał się głośniej. - Słuchajcie!! Jutro kończę 21 lat i nie zamierzam utknąć w jakimś tanim zadymionym barze! Więc cokolwiek dla mnie planujecie, dajcie sobie spokój! Zamierzam zabrać was do jakiejś restauracji, a NIE baru czy pubu albo. mphhhh..! - przemowę tę przerwał Die, zakrywając mu usta swoją dłonią.
- Za dużo gadasz, Shin-chan. Idziemy! - rzucił czerwonowłosy, otaczając jego szczupłe barki ramieniem. Perkusista spłonął rumieńcem, jego puls przyspieszył. Gdy spojrzał w górę, ujrzał wpatrujące się w niego ciemne oczy gitarzysty. Patrzące tak głęboko w jego własne, w taki. dziwny sposób.

Kaoru szedł za nimi powoli, cieszył się, że urodziny wypadają jutro, więc ma jeszcze czas, by kupić Shinyi prezent. "Ale co?? Co ja mógłbym mu podarować?"

*

Klub był pełny, mnóstwo ludzi coś piło, tańczyło, rozmawiało, czy nawet krzyczało. W jednym z rogów pomieszczenia Shinya leżał sam na kanapie. Spod na wpół przymkniętych powiek obserwował otoczenie. Widział zabawiającą się parę na kanapie naprzeciwko; na parkiecie kilka osób obmacywało się nawzajem. Spojrzał na swojego drinka. Był to pojedynczy Black Russian. Szklanka stała na stole, jeszcze nie była pusta. Shinya wypuścił ustami powietrze i poczuł woń alkoholu w swoim oddechu. Drink nie powinien być dla niego za mocny, ale czuł się tak, jakby miał zaraz zemdleć. "To pewnie Die! Baka!". Próbował usiąść prosto na kanapie, zamiast na niej leżeć. Jednak gdy tylko się podniósł, zaraz zrobiło mu się niedobrze. Kręciło mu się w głowie i bolał go brzuch. Shinya próbował wstać, ale nie dał rady. Upadł na dywan, zaciskając kurczowo wargi. Leżał tak przez chwilę, usilnie próbując nie zwymiotować na dywan, gdy nagle nad sobą usłyszał:
- Shin-chan źle się czuje, ne? Chce do toalety?
Wtedy silne ramiona chwyciły go i podniosły, zanosząc do łazienki. Gdy Shinya uniósł wzrok ujrzał wpatrującego się w niego Die'a. Chciał coś powiedzieć, lecz nie mógł wydusić z siebie słowa. Gdy tylko dotarli do celu, Shinya usiadł na podłodze przy muszli klozetowej i zwymiotował. Nie wiedział, że Die stoi za nim i go obserwuje.
Gdy skończył, spuścił wodę. Oparł głowę o ścianę, wciąż siedząc na podłodze. Czuł w powietrzu zapach alkoholu, wymieszany z raczej mało przyjemną wonią wymiocin. Zamknął oczy, oddychał miarowo. Nagle, gdy wziął głębszy oddech, nieprzyjemny zapach zniknął, pojawiła się jakaś nowa woń. Kojarzyła mu się z ... zapachem mężczyzny. Zaskoczony Shinya otworzył oczy i zobaczył Die'a, klęczącego na podłodze tuż przed nim. Patrzył mu w oczy, jego spojrzenie przeszywało perkusistę do głębi. Długie włosy czerwonymi pasmami opadały mu na twarz. Wyglądał tak . inaczej, jednocześnie przerażająco i .
Shinya znów przymknął oczy, niezdolny wykrztusić choć słowo. Nagle poczuł coś zimnego pocierającego jego wargi, chłodne ręce dotykały jego twarzy. Gdy po chwili zdał sobie sprawę, że język Die'a wdarł się w jego usta, było już za późno.

*

Kaoru szedł w stronę stolika z papierosem w ustach. W ręce trzymał szklankę z drinkiem. Jego wzrok był nieco zamglony. "Uch, już jestem zalany.". Słyszał Kyo, wrzeszczącego coś wśród tłumu. "Ten skurczybyk pewnie wygrał jakiś zakład!". Kaoru uparcie podążał do stolika, przepychając się przez tłum. Chciał sprawdzić, co z Shinyą, w końcu zostawili go tam samego, a przecież to była jego impreza urodzinowa! Wtem usłyszał jakieś krzyki na parkiecie. Gdy się odwrócił, zobaczył Toshiyę, otoczonego przez grupkę ludzi. Fioletowowłosy szybko podszedł do stolika, ale nikogo przy nim nie było. Zobaczył szklankę Shinyi z niedokończonym drinkiem. Rozejrzał się, ale nigdzie nie dostrzegł nawet śladu perkusisty. "O cholera..!" Nagle poczuł szturchnięcie. Odwrócił się i zobaczył łkającego Toshiyę.
- Toshiya? Co się stało? - zapytał.
- Ten facet próbował mnie pocałować. - odparł cicho basista, nie patrząc na niego. Wskazał na mężczyznę trzymanego przez dwóch ochroniarzy. Wśród głośnej muzyki słychać było jego wrzaski, ale Kaoru nie zdołał rozróżnić słów. Po chwili intruz zniknął za drzwiami lokalu.
Fioletowowłosy spojrzał na Toshiyę, który wciąż pociągał nosem. Uśmiechnął się i przyciągnął basistę bliżej. Otoczył ręką jego talię i przytulił delikatnie do siebie.
- Już w porządku, zobacz, wyrzucili go stąd!
Toshiya oparł głowę na ramieniu starszego mężczyzny. To było tak niesamowite uczucie, że właśnie w nim znajduje oparcie, że aż musiał się uśmiechnąć. Kaoru delikatnie gładził jego włosy i popychał lekko w stronę kanapy, by się na niej położył. Po chwili czekał już, aż basista zaśnie w jego ramionach. Gdy uścisk Toshiyi rozluźnił się, wiedział, że basista zapadł w sen.
Fioletowowłosy patrzył na niego, na jego zamknięte powieki, ładnie ukształtowany nos i lekko otwarte usta. Toshiya wyglądał tak pięknie w tym niebieskawym świetle. Jego ręka wciąż zaciskała się na dłoni gitarzysty. Kaoru podniósł ją do ust i delikatnie ucałował, myśląc: "Nie musisz ciągle ze wszystkimi flirtować, Toshiya. Tak bardzo chciałbym pokazać ci, że miłość istnieje.". Kaoru delikatnie przesunął palcem po jego policzku i uśmiechnął się łagodnie, czując, jak miłość do tej pięknej istoty wzrasta coraz bardziej w jego sercu. Siedział tak przez chwilę, obserwując śpiącego basistę. Wiedział jednak, że nie może tu dłużej zostać, ma jeszcze coś do zrobienia. Po upewnieniu się, że Toshiya będzie tu bezpieczny, wstał, by poszukać najmłodszego członka zespołu. "Shinya musi być teraz nieźle pijany, zrobili mu mocniejszego drinka niż zwykle".
Rozejrzał się ostrożnie, ale wzrok mu się nieco mącił. Postanowił poszukać perkusisty w toalecie. Gdy zbliżył się do WC i już wyciągał rękę do klamki, drzwi nagle otworzyły się i stanął w nich Die. Wyglądał na pijanego, palcami dotykał swoich ust. Kaoru położył mu rękę na ramieniu.
- Hej, Die, nie widziałeś tam Shinyi? - uśmiechał się, myśląc, że nie będzie musiał wchodzić do pomieszczenia. Jednak czerwonowłosy zupełnie go zignorował. Syknął tylko, starając się wyzwolić ramię z uścisku. Przez chwilę patrzył na Kaoru, jednak jego spojrzenie było obce, fioletowowłosy nigdy go takim wcześniej nie widział. Uniósł brwi, czuł się zupełnie zbity z tropu. Już otwierał usta, by zapytać, co się stało, ale Die już zniknął, jakby wessany przez tłum.
Kaoru wszedł do toalety, ale nikogo tam nie dostrzegł. Zresztą było na to zbyt ciemno. Nagle usłyszał jęk. Ktoś ciężko oddychał w jednej z kabin. Gitarzysta uchylił drzwi i znalazł Shinyę, skulonego na podłodze. Miał zamknięte oczy i rozchylone usta. Jego ubranie było w nieładzie, a spodnie rozpięte. Kaoru próbował nie myśleć o najgorszym z możliwych scenariuszy, ale myśl o tym, że Shinyi stało się coś złego, sama przychodziła mu do głowy. Przystanął obok perkusisty na lepiącej się od brudu podłodze. Przyklęknął i uniósł twarz przyjaciela, by móc przyjrzeć się jej dokładnie.
- Shinya! - poklepał go delikatnie po policzku, starając się go obudzić.
Brak reakcji.
- Shinya, to ja, Kaoru! Ocknij się! - potrząsnął jego ramionami. Perkusista wreszcie otworzył oczy, Kaoru potrząsnął nim jeszcze mocniej.
- Shinya, co się stało?!? - pytał, przestraszony. Młodszy mężczyzna uniósł głowę i spojrzał na niego, nadal siedząc na podłodze. Westchnął, po czym zapytał, unosząc brwi:
- Co się stało?
Kaoru zdał sobie sprawę, że od Shinyi niczego się nie dowie. Podniósł go więc i trzymając za ramiona wyprowadził z toalety.
- Wracamy! - wykrzyczał mu do ucha, gdy weszli do sali, wypełnionej głośną muzyką. Oczy Shinyi były wciąż zamknięte, położył głowę na ramieniu gitarzysty.
- Kaoru! Co. co się stało Shinyi? - wrzasnął na ich widok Kyo. Na jego twarzy pojawił się przebiegły uśmieszek, snuł domysły, co też się mogło wydarzyć, że perkusista tak uwiesił się na ramieniu fioletowowłosego, z ubraniem w nieładzie. Oczy miał wciąż zamknięte.
Kaoru rozejrzał się, ale nigdzie nie było Die'a.
- Kyo, gdzie się podział Die?
- Poszedł gdzieś zapalić. A przecież mógł to zrobić tutaj, baka Die! - Kyo wytknął język. - A Toshiya śpi, patrz! - wskazał na basistę, wciąż śpiącego w najlepsze tam, gdzie Kaoru go zostawił. - Co za nudziarz! - rzucił się ciężko na kanapę, budząc tym Toshiyę.
- Aaa..! Ja chcę spać! Kyo baka! - basistą sapnął, po czym kopnął winowajcę. Za chwilę podniósł głowę, mrugając. Ujrzał stojącego obok Kaoru, co wywołało uśmiech na jego twarzy. Jednak zniknął on równie szybko, jak się pojawił, gdy Toshiya dostrzegł opierającego się o ramię gitarzysty Shinyę. Oczy zwęziły mu się w szparki, pojawiła się w nich złość i zazdrość. "Co on wyprawia z MOIM Kaoru?!". Wstał szybko i uwiesił się na drugim ramieniu fioletowowłosego. Ten krzyknął, wystraszony, że półprzytomny Shinya może się przewrócić.
- Toshiya..! Co ty wyprawiasz?! - patrzył na niego, zły i zmieszany.
- Kaoru, zostań ze mną! Tak się boję! - oczy basisty wypełniły się łzami, usiłował pociągnąć ukochanego na kanapę. Kaoru miał dylemat, bardzo chętnie zostałby z Toshiyą. Chciał usiąść przy nim, trzymać go w ramionach i szeptać mu do ucha uspokajające słowa. Jednak ledwo zdążył o tym pomyśleć, Shinya nagle zgiął się w pól i puścił pawia wprost na podłogę, nie omijając przy tym butów Kaoru.
- Uaa! Shinya! Czasami potrafisz być naprawdę obrzydliwy! - Kyo z odrazą marszczył nos. Po chwili uciekł w stronę baru.
Kaoru w osłupieniu wpatrywał się bez słowa w swoje niegdyś eleganckie czarne buty.
- Shin. ya..! - jęknął.
Perkusista skulił się, wyglądał naprawdę niedobrze. Kaoru spojrzał w dół na jego twarz i zdał sobie sprawę, że Shinya wygląda prawie jak trup.
- Shinya? - lider Dir en grey'a zaczął się naprawdę martwić. Nagle chwycił go za ramiona i odwrócił się do basisty.
- Toshiya. przepraszam! Zobaczymy się jutro, dobrze? Shinya jest naprawdę chory - po czym poprowadził "zwłoki" do wyjścia. Zagryzł wargę, myśląc o Toshiyi. "Przepraszam. ale tobie nic nie będzie. Wiem o tym, Toshiya".
W tym czasie basista również bił się z myślami. Wyglądał na naprawdę zranionego. Chwilę później wrócił Kyo, niosąc kilka butelek piwa.
- O! Poszli sobie?
Spojrzał na Toshiyę, który płakał cicho. Podał mu jedną z przyniesionych butelek.
- Masz! Potrzebujesz tego. Ach! Tu jesteś, Die! - krzyknął, uśmiechając się szeroko do czerwonowłosego, który nagle pojawił się przy nich. - Nie zauważyłem cię. Kaoru cię szukał. Masz, napij się! - podał mu piwo.
Nagle Toshiya zakrzyknął.
- Tak! Napijmy się! Pieprzyć ich! To będzie szalona noc!
Jego oczy wciąż były pełne łez. Chwycił butelkę i przytknął do ust, wycierając szybko ślady łez z policzków. Potem skinął na gitarzystę.
- Chodź, Die! To przecież był twój pomysł. Zapomnijmy o nich, bawmy się!
"Widzisz, Kaoru? Będziemy się bawić!"
Kyo chwycił szklankę z niedokończonym drinkiem solenizanta i spróbował.
- Ergh! Mocne! I jakie gorzkie! - otrząsnął się.
Toshiya wyrwał mu napój i wziął potężnego łyka. "Pieprzyć Shinyę! Mam wszystko w dupie!"
Die patrzył z niepokojem na basistę.
- Toshiya. to jest naprawdę mocne! Może nie.
- Chcę się dzisiaj naprawdę upić! - brunet nie dał mu dokończyć.
- Yeah! Urżnijmy się! Chodź, Die, wyzywam cię! - Kyo odebrał basiście szklankę i podał ją Die'owi. Toshiya roześmiał się, posyłając czerwonowłosemu spojrzenie pod tytułem: "nie-dasz-rady!". W odpowiedzi Die wypił wszystko duszkiem.
"Będziemy się bawić, Kaoru! JA będę się świetnie bawił nawet bez ciebie!"


koniec części pierwszej