Bezimiennie 2
Dodane przez Aquarius dnia Czerwca 30 2011 19:25:56
Wiktor przekręcił klucz w zamku i odsunął z trudem metalowe drzwi. Pomieszczenie, do którego wszedł było wilgotne i zimne. W powietrzu unosił się okropny odór a gdzieniegdzie biegały szczury. Spojrzał na skutą grubymi łańcuchami postać. Nie poruszyła się, wlepiając wzrok w przeciwległą ścianę.
Zawsze się niepokoił, czując delikatny zapach liści wokół mężczyzny. Słyszał kiedyś od Panicza, że to oznaka rzucanych niedawno zaklęć. Kazał on mu też informować, gdyby spotkał K'Chella, który posiadałby moc. Ze smutkiem nie robił tego. Nie chciał mu dawać złudnej nadziei.
- Jak się czujesz?
Bestia skierowała na niego oczy w kolorze indygo. Milczała, jak zwykle. Przyzwyczaił się, że większość z nich zna jedynie proste zwroty. Byli prymitywnym ludem, odciętym przed wieki od reszty świata, zdobyczy cywilizacji. Zaczęto ich wyłapywać, gdy tylko dowiedziano się, jak bardzo potrafią być uzdolnieni. Szybcy i silni świetnie nadawali się na ochroniarzy karawan wzbudzając postrach wśród bandytów. Lecz najbardziej pożądani i nieliczni byli szamani. Moc dawała nieograniczone możliwości, których nikt do końca jeszcze nie zgłębił.
Zawołał półgłosem Kruka, który po chwili pojawił się cicho w drzwiach. Mimo potężniej postury poruszał się niemal bezszelestnie i zgrabnie. Zdecydowanymi ruchami chwycił mocno bestię jedną ręką za łańcuchy a drugą za kark i zmusił by wstała.
Wyszli powoli z pomieszczenia i przeszli przez kamienne korytarze. Przy tylnym wyjściu stała kareta z wzmacnianymi drewnem i metalem ścianami. Takich i tylko takich używano do dalekich podróży. Ostatnimi czasy gościńce stały się jeszcze bardziej niebezpieczne. Pojawiały się grupy zwiadowców z zachodnich królestw - pierwsze znaki zbliżającej się nieuchronnie wojny. Handel stawał się trudniejszy, ceny rosły a przez burzliwe nastroje społeczne wprowadzono więcej patroli i zmniejszono wolności zwykłych mieszkańców. Powoli stawali się oni biednymi zakładnikami własnych domów. Rządzący nie przejmowali się cywilami. Ważniejsze dla nich było rozmieszczenie na granicach wojsk i wzmocnienie twierdz w poszczególnych okręgach. Plotki mówiły o potężnych oddziałach zachodu niedaleko przełęczy Kartyjskiej - ostatniej granicy na drodze do Wolnych Miast. Chciano uciekać, lecz nie było gdzie. Południowe państwa były już okupowane, mimo ich wcześniejszych deklaracjach o neutralności. Jedyna droga prowadziła do Północnych Ziem, lecz niewielu było szaleńców, którzy odważyliby się wkroczyć na to terytorium. Tam nie było szansy na przeżycie... jako człowiek.
Wiktor wyszedł naprzeciw zakutemu w zbroję przewoźnikowi i wycharczał kilka słów. Po chwili na twarzy starca pojawiło się zdumienie. Podniósł głos i wskazał palcem stojącą bestie. Przewoźnik jednak zaprzeczył głową i ukłonił się lekko wyciągając woreczek monet. Przekazał je i zwinnym ruchem wszedł do karocy. Gdy odjechali, mężczyzna odwrócił się z wyrazem zaniepokojenia na twarzy.


Zapukał w drzwi i uchylił je wchodząc do środka.
Pokój był mały i niezwykle zagracony. Wszędzie leżały resztki jedzenia, podarte papiery i niezliczone książki. Leżały dosłownie wszędzie: na półkach, meblach, czy parapecie, układając się w ogromne wieże.
Gdzieś pomiędzy nimi zauważył stojąca postać czytającą jedno z dzieł. Był to wysoki mężczyzna o siwych włosach, mimo że nie wyglądał na więcej niż trzydzieści lat.
Wydawało się jakby dopiero teraz zauważył, że ktoś jest w pokoju. Zerknął jedynie na nich i usiadł na podłodze opierając dłonie na zakurzonych tomach. Po chwili rozległ się jego zmęczony głos.
- Wiktorze, mówiłem ci żebyś ich tutaj nie przyprowadzał.
- Wiem, Paniczu, ale mamy problem.
- Co znowu? Jestem teraz zajęty.
- Oczywiście Paniczu. Chodzi o to, że przewoźnicy nie zaakceptowali naszych papierów.
Mężczyzna spojrzał na nich jeszcze raz. Wstał, powoli otrzepując spodnie.
- Dlaczego? Z poprzednimi nie było problemu.
- Powiedzieli, że straże graniczne ostatnimi czasy wzmogły kontrole. Nie mogą ryzykować wywozu K'Chella na niezaakceptowanych przez władze dokumentach.
Mężczyzna podszedł do biurka opierając się o nie dłońmi. Dłuższą chwilę milczał. Gdy podniósł wzrok starcowi przeszły po plecach ciarki. Wciąż nie potrafił przyzwyczaił się do ich pustego wyrazu - jak u lalki.
- Nie mogę go tak tutaj trzymać. Oddajcie do Monkowi za pół ceny.
Starzec ukłonił się lekko, nie ruszając jednak z miejsca. Wyprostował się charcząc niepewnie.
- Paniczu, jeśli mogę coś zasugerować. Radziłbym go jednak zostawił z racji... nowych okoliczności.
Mężczyzna przeszył go spojrzeniem. Gdyby te oczy nie były tak martwe, to pewnie wypełnione byłby teraz wściekłością.
- Co...? - jego głos wyraźnie drżał. Wiktor wiedział, że czeka go za to niezła kara, może nawet straci pracę, lecz musiał chociaż spróbować. Chciał pomóc Paniczowi. Był ostatnią osobą, która przy nim została. Wszyscy opuścili go po tym... incydencie. Przestraszyli się. A w tamtym okresie wsparcie, było dla niego najbardziej potrzebne. Widział, że zawiódł się na ludziach. Już nigdy nie był taki jak przedtem.
- Paniczu, Kruk już sobie nie radzi z Pana... atakami. Potrzebuje pomocy.
Mężczyzna zacisnął pięści przenosząc powoli wzrok na bestię. Zauważył, że K'Chell mu się przygląda. Jego oczy przybrały zimny kolor serca lodowca. Dłuższą chwilę stali w ciszy przerywanej jedynie ogłosem tykającego zegara.
- Zgoda - wypluł niemal te słowa - ale nie mamy pewności, że nas nie zaatakuje.
Westchnął ciężko siadając w fotelu. To wszystko komplikowało. Przez tych tchórzy nie mógł się pozbyć tej cholernej bestii. Zastukał palami o blat stołu.
Spojrzał na starca i powiedział nie ukrywając niezadowolenia.
- Ciekawe jak chcesz teraz mu przekazać tę... wiadomość?
Znów spojrzał na bestię. Jego skóra była ciemna niczym noc. Przeorana w wielu miejscach jasnymi bliznami, które przypominały teraz pajęczą sieć. Rysy miał ostre, niczym wrzeźbione z marmuru. Był wysoki i niezwykle potężny. Jego długi ogon leżał na ziemi, delikatnie uderzając w posadzkę. Spojrzał mu w twarz zaciskając usta. Najchętniej zabiłby go a ciało zakopał w pobliskim lesie. Zbyt dużo problemów. I tak nie zostało mu wiele czasu. Znów zauważył, że K'Chell patrzy wprost na niego.
Nagle zgiął się w pół, łapiąc się za głowę. Czuł, jakby miała ona być zaraz zostać rozsadzona od środka. Zacisnął mocno powieki dysząc głośno. Nie był to ból, lecz coś innego. Jakby jakaś siła, próbowała dostać się do jego czaszki, nie znajdując wystarczająco dużo miejsca.
Z trudem spojrzał na bestie, która stała spokojnie, nie odrywając jednak od niego wzroku. Jej oczy przybrały szmaragdowy odcień.
Nie były to słowa, lecz jakby strumień świadomości. Nadawał kształt jego myślom, prowadząc w określonym kierunku.
Wiktor ruszył w jego kierunku przerażony, lecz zatrzymał go unosząc rękę.
Dyszał ciężko, starając się ogarnąć to co się działo z jego ciałem. Trochę to trwało. Wyszedł z prawy. Skupił się na najwyraźniejszej nici dając się ponieść. Próbował opanować chaos izolując własną świadomość. Lata jakie spędził na treningu nie poszły całkiem na marne. Zaczął powtarzać w myślach pojedyncze słowa, które pomogły mu zatrzymać własną jaźń. Potem zaczął nią kierować. Powoli.
Wstał chwiejnie, kiedy poczuł, że wszystko opanował.
- Rozkuj go.
Kruk zawahał się, lecz posłusznie zaczął ściągać łańcuchy z bestii. Po chwili metal uderzył o ziemię. Charles podszedł stając kilka kroków od niego. Spojrzał na niego spod półprzymkniętych powiek.
- Wybrałeś życie mojego sługi, Treach. Oni nie mają praw do zadawania pytań. Przyzwyczajaj się do tego. Aha - zastukał palcem w swoją skroń - więcej nie właź mi do głowy. Nie lubię tego.
Mężczyzna zmarszczył brwi gdy bestia skłoniła się lekko z nieodgadnionym wyrazem na twarzy.
- Wiktorze, zabierz go. Potem przyjdź do mnie - dodał twardym tonem - musimy pogadać.

Starzec zamknął cicho drzwi, gdy tylko cała trójka wyszła. Westchnął z ulgą w duchu. Nie przypuszczał, że to możliwe. Spojrzał na bestię, która stanęła pod ścianą. Obawiał się tego co stało się przed chwilą. Czy Panicz zorientował się, że może on posiadać moc? Jeśli tak, to nie dał tego po sobie poznać. I co właściwie się stało? Co zrobił ten K'Chell?
Skinął na Kruka, który podszedł do bestii. Chwycił ją za rękę, lecz zaraz cofnął się, gdy ta wyszczerzyła zęby. Ugiął się lekko na kolanach i sprawnie położył dłoń na rękojeści krótkiego miecza zawieszonego przy pasie. Wyglądał teraz jak tygrys szykujący się do skoku.
Wiktor nie spuszczał oczu z bestii. Czarna postać nawet nie drgnęła, jakby w ogólnie niezainteresowana zachowaniem Kruka. Zaniepokojony zatrzymał mężczyznę. Wiedział jak dobrym był szermierzem, lecz tym razem martwił się o zdrowie sługi. Jedynego jaki pozostał prawdziwie lojalny. Po chwili odesłał go stanowczo do stajen. Gdy tylko zniknął za rogiem odwrócił się stając twarzą w stronę drzwi. Niepewnie zerknął na postać obok, zastanawiając się czy może ją zostawić samą. Wolał Krukowi nie kazać go pilnować - mężczyzna potrafił być porywczy. A do tego był niezwykle pamiętliwy. Westchnął ciężko patrząc z powrotem na drzwi.