I widzę ciemność... 12
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 06 2011 22:00:12
Rozdział dwunasty

Właściwie patrząc na niego nie czuję nic - myślał, siedząc przy starym stole i bezmyślnie przewracając kartkę za kartką. Gdzieś za jego plecami kilka uczennic siódmego roku szeptało coś podekscytowanymi głosami, co jakiś czas przerywając rozmowę chichotem. Gapiły się na niego. Odruchowo odgarnął z czoła kosmyk włosów.
Do cholery, spędził noc z osobą która budziła w nim niechęć - i zainteresowanie za razem. Nawet nie wiedział, czemu to zrobili. Rano próbowali rozmawiać, ale brakowało im chyba wspólnego języka. Co miał niby powiedzieć? "Zakochałem się w tobie"? A może udawać, że poprzedni wieczór i cała ta noc były snem? Zostawił w końcu Snape'a... nie, Severusa... w jego komnacie i uciekł do biblioteki próbując zebrać myśli, skupić się na tym, co było istotne, na Harrym... Ale nie mógł.
Czuł się fatalnie. Nie był w żadnym wypadku zakochany, niby w kim? W takim żałosnym stworzeniu jak Severus... jak Sanpe? Boże wielki, ten facet samego siebie traktował jak śmiecia, trudno się dziwić, że podobny miał stosunek do uczniów. Gdyby miał choć odrobinę poczucia własnej godności... wtedy, jeszcze w szkole... Przecież mógł raz się postawić, zamiast kulić się w kącie z książką przyciśniętą do chudej piersi, może wtedy zasłużyłby na większy szacunek. I wszystko potoczyłoby się inaczej. Parę osób może żyłoby do dziś. Paru osobom może zostałoby oszczędzone cierpienia. A on nie siedziałby teraz w bibliotece, bezmyślnie przewracając kartki i próbując wrócić myślami do naprawdę istotnej sprawy.
- Syriuszu.
Uniósł głowę. McGonagall stała nad nim z uśmiechem na twarzy.
- Nie spodziewałam się, że pan zostanie - powiedziała. Syriusz poczuł, jak przechodzi go dreszcz. Ile wiedziała? Musiała wiedzieć co stało się wczoraj wieczorem! Jednak jej twarz nie zdradzała niczego, nie wyrażała potępienia, po prostu uśmiechała się uśmiechem osoby, która przybiera zazwyczaj wyraz surowego perfekcjonizmu. - Proszę tak na mnie nie patrzeć.
- Och, po prostu nie wiem co teraz zrobić - oznajmił tonem zbyt swobodnym, zwarzywszy na to, że naprawdę nie wiedział. Obie zaprzątające jego myśli sprawy utknęły w martwym punkcie.
- Profesor Snape czeka w moim biurze. Przed chwilą dostał list i poszedł mi o tym powiedzieć.
- Och? I wysłał panią, żeby mnie pani znalazła? A pani posłuchała i grzecznie podreptała wykonać jego polecenie? Kto jest dyrektorem tej szkoły, pani czy on?
Minevra McGonagall uniosła jedną brew.
- Panie Black, proszę nie stawiać mnie w niezręcznej sytuacji. Pańskie stosunki - na to słowo Syriusz drgnął, lecz twarz pani dyrektor nie zmieniła się ani trochę. - z profesorem Snape'em nie interesują mnie. Proszę do mojego gabinetu.
W drodze Syriusz zastanawiał się, czy McGonagall wie. Musiała wiedzieć. To ona rządziła Hogwartem, jeśli więc gość nie opuścił murów szkoły, jej obowiązkiem było dowiedzieć się gdzie przebywa. A nawet gdyby jakimś cudem nie zauważyła, że nie wyjechał, przecież Flitch...
W mrocznym korytarzu Syriusz słyszał za swymi plecami szepty i chichoty. Umilkły gdy odwrócił głowę, udało mu się jedynie dostrzec ruch na krawędziach obrazów, w cieniach ram, w kątach namalowanych pokojów i pod osłoną olejnych krzewów. Postaci z obrazów podążały za nim, szepcąc i śmiejąc się, śledziły go i zamierały w bezruchu, gdy próbował spojrzeć im w oczy. Jak na złość. Droczyły się z nim, czy groziły mu? Miał wrażenie, że wszyscy już wiedzą, że któraś z tych namalowanych istot, tych niedocenianych szpiegów, znających Hogwart lepiej nawet niż jego woźny, lepiej, niż kiedyś poznali go Huncwoci, widziała to, co działo się wieczorem w komnacie mistrza eliksirów i że plotka rozniosła się po całym zamku. Niedługo dowiedzą się uczniowie. Zniszczą Snape'owi życie, to jasne, przecież nie raz musieli marzyć o odegraniu się na znienawidzonym nauczycielu, teraz mieliby okazję. No i oczywiście rodzice niektórych z nich nie byliby zachwyceni na wieść, że nauczyciel jednej z najbardziej prestiżowych szkół magii na świecie ma... tego typu skłonności. Nie, do cholery, Snape... Severus nie zasługiwał na to.
Syriusz zatrzymał się i spojrzał prosto w oczy namalowanej na płótnie nimfy. Zwiewna istota zamarła w zalotnej pozie, lecz w jej oczach malowało się zdenerwowanie. Mężczyzna wyciągnął różdżkę i skierował jej czubek w odzianą w niemal przeźroczysty muślin postać.
- Jeśli to się rozniesie, spalę was wszystkie, zrozumiałaś? - wysyczał przez zęby.
- Panie Black! - McGonagall spojrzała na niego przeszywającym wzrokiem - Bardzo proszę, aby nie przelewał pan swoich frustracji na osoby postronne ani na elementy wystroju szkoły. Zachowuje się pan niepoważnie i niestosownie do swojego wieku i doświadczeń.
Uśmiechnął się w głębi ducha. Miała rację, ale po prawdzie, nigdy nie był poważny. Był tylko dzieciakiem, zmuszonym do dorastania w ciemności.
Severus Snape siedział w biurze dyrektorki. Nie spojrzał nawet na Syriusza, gdy ten wszedł do pomieszczenia, mruknął tylko coś niechętnie pod nosem. Włosy miał już brudne, na odległość cuchnęły jakimś paskudztwem. Sylwetkę mistrza eliksirów spowijała obszerna, czarna szata. Dopiero teraz Syriusz zdał sobie sprawę, że Severus... Snape próbuje po prostu ukryć pod nią swoją chudą sylwetkę. To też było żałosne.
Usiadł ciężko, aż skrzypnęła sprężyna w fotelu.
- Nie mogłeś sam się do mnie zgłosić? - spytał z wyrzutem.
Snape nie podniósł głowy, podał mu tylko kawałek pergaminu.
- Czasem mam wrażenie, że jestem bohaterem jakiejś taniej powieści, Black. Czytaj.
Syriusz powstrzymał się od komentarza na temat tego, w jakiego rodzaju taniej powieści uczestniczyli poprzedniego wieczora. Po prostu wziął kartkę. Przez przypadek musnął palcami dłoń drugiego mężczyzny, która cofnęła się gwałtownie. Powstrzymał westchnienie. Nadmierna dbałość o pozory.
Spojrzał na kartkę. Musiał przeczytać kilka razy, nim naprawdę dotarło do niego znaczenie napisanych w pośpiechu słów, które miał przed oczyma.
Profesorze Snape, wiem, o co w tym wszystkim chodzi, obawiam się, że mogą być problemy, postaram się dostać do Hogwartu jak najszybciej, są ze mną Draco Malfoy i Harry Potter, Harry jest w kiepskim stanie, Klara Wójsik.
- Znalazła się twoja zguba, Black - oznajmił Snape, kiepsko maskując emocje.
Był zdenerwowany, zupełnie, jakby nagle zaczął dbać o chłopaka, którego nienawidził całe swoje życie. A może chodziło po prostu o tajemnicze "to wszystko" o którym pisała dziewczyna? Faktycznie, to zupełnie jak kiepska powieść, której autor naciąga granice prawdopodobieństwa, by połączyć wszystkie wątki w całość. Syriusz uśmiechnął się, ale jego uśmiech podszyty był niepokojem. W "złym stanie"? Co to znaczy "zły stan"?
- Mów jaśniej - ukrywanie drżenia we własnym głosie, udawanie szorstkiego drania - nie miało najmniejszego sensu. Kiepska powieść czy nie - coś ich łączyło, coś więcej niż ostatnia noc, choć Syriusz w tej chwili, wypełniony strachem o jedyną osobę na całym świecie, którą kochał, wolałby, żeby byli sobie obcy.
- W wyniku jakichś eksperymentów z czarną magią zginęła moja uczennica. Zginęła też krewna tej Polki - Snape podniósł głowę i spojrzał Syriuszowi prosto w oczy. Martwił się. Naprawdę się martwił. - Nie chcę cię straszyć, ale twój chrześniak może być w to wplątany - na moment zawiesił głos. - Na pewno jest.
Syriusz poczuł się, jakby ktoś mocno uderzył go w głowę. Snape próbował być delikatny, ale sugestia zawisła w powietrzu jak ciemna, burzowa chmura. Siedział i patrzył w twarz drugiego mężczyzny, oniemiały od niepokoju. Rozsądek, który powinien poinformować go, że Harry jest silny, że wiele już przeszedł i że poradzi sobie na pewno i tym razem, milczał. Słowa, które ta dziewczyna napisała w swoim nerwowym liście i pełen wahania głos Snape'a - to wszystko było zbyt sugestywne. W sercu Syriusz miał bolesną pustkę. Nie po to wracał do świata żywych, by tracić to, co kochał, to, co utrzymywało go przy życiu przez te wszystkie lata. Nigdy nie kochał nikogo tak mocno, jak tego chłopca, chłopca, wokół którego zbudował cały swój świat. Myśl, że mógłby stracić Harry'ego była zbyt straszna.
- Syriusz - głos Snape'a był zaskakująco miękki. - Syriuszu, proszę.
Podniósł głowę. Musiał wyglądać strasznie, skoro zasługiwał na litość Snape'a - i na to pełne troski spojrzenie, którym właśnie został obdarzony.
- Wiesz, co można z tym zrobić?
Snape pokręcił głową.
- Co nie znaczy, że nie możemy próbować - dodał w pośpiechu. - Prawda, pani dyrektor?
Teraz dopiero Syriusz przypomniał sobie o obecności McGonagall. Kobieta była świadkiem ich rozmowy i tego, jak kompromitują się przed sobą nawzajem. Jeśli ich zachowanie naprawdę było kompromitacją, a nie zwyczajną szczerością.
- Prawda - potwierdziła.
Przez kilka najbliższych godzin podenerwowany Syriusz chodził w kółko - dosłownie. Zwiedził cały Hogwart, przypominając sobie nawet lokalizacje wszystkich tajnych przejść, których on, James, Remus i Peter używali w swoich szkolnych czasach. Odkrycie położenia tajnego przejścia do gabinetu Mistrza Eliksirów sprawiło, że Syriusz na chwile zaczął myśleć o czymś zupełnie innym, niż prawdopodobna śmierć chrześniaka. Nie były to wygodne myśli.
- Latałeś po zamku jak wariat - syknął Snape kilka godzin później, gdy spotkali się w korytarzu idąc, nie, prawie biegnąc do bramy zamku.
Przed momentem wiadomość o trojgu gości zelektryzowała całą szkołę i Flitch musiał wychodzić z siebie, aby rozpędzić ciekawskich uczniów. Mimo jego starań, dziesiątki głów kłębiły się przy oknach, zerkając na zaśnieżony dziedziniec, na którym właśnie wylądowały dwie miotły.
Jedną prowadziła dziewczyna w długim płaszczu. Nie radziła sobie chyba najlepiej z pilotażem, bo jej miotła przechylała się to na jedną, to na drugą stronę, aż wreszcie, przy akompaniamencie braw, śmiechów i gwizdów obserwatorów, osiadła ciężko w śnieżnej zaspie. Dziewczyna wstała, uniosła dumnie głowę i ruszyła w kierunku wejścia. Za nią, pomału, ruszyli obaj pasażerowie drugiej miotły. Jeden z nich opierał się na ramieniu drugiego.
Syriusz przyśpieszył kroku, przeskoczył próg i zaczął biec. W połowie drogi minął dziewczynę, niemal się z nią zderzając, ale nie zwrócił na nią większej uwagi. Przez pokryty sniegiem dziedziniec podbiegł do dwóch młodych mężczyzn. Harry uniósł głowę i spojrzał mu prosto w oczy. Jego ciało było słabe, lecz chłopak patrzył przytomnym, choć pełnym bólu wzrokiem.
- Harry! - Syriusz gwałtownym ruchem odepchnął Draco i chwycił swojego chrześniaka za ramiona. - W co ty... - zaczął, ale głos uwiązł mu w gardle. Nie mógł robić wyrzutów. Nie teraz i nie Harry'emu, pomimo całej wściekłości i rozpaczy, która wzbierała wewnątrz jego ciała. - Chodźmy - dokończył cicho, prowadząc swojego chrześniaka do szeroko otwartych drzwi.
W progu dziewczyna, Klara, i Snape stali w milczeniu, mierząc wzrokiem na przemian siebie nawzajem i sylwetki, zdążające do wnętrza zamku. Drzwi zamknęły się z hukiem, pozostawiając na zewnątrz zimno, padający powoli śnieg i szarość wczesnego, styczniowego zmierzchu. Gdzieś w górnych korytarzach słychać było tupot stóp uczniów, przeganianych przez Flitcha do dormitoriów. Przedstawienie skończone.
Syruiusz czuł, jak ciało Harry'ego opiera się o niego całym swoim ciężarem. Nigdy nie przypuszczał, ze chłopak może tyle ważyć. A może animagowi ciążył jego własny strach? Za jego plecami kroczyła milcząca trójka, Klara, McGonagall i Snape, gdzieś w tyle wlókł się młody Malfoy, blady i ponury niczym widmo. Obrazy zastygały w bezruchu, jakby przeczuwając, że nie należy denerwować tej szóstki, zwłaszcza idącego na przedzie ciemnowłosego mężczyzny o dzikim spojrzeniu.
Osiągnęli wreszcie cel, gabinet dyrektora. McGonagall wpuściła ich do środka, wszystkich, choć Syriusz w pewnym momencie miał ochotę wyrzucić Draco i Snape'a. Nie miał ochoty, żeby syn Śmierciożercy i... Żeby oglądali jego stan. Znów jednak nie powiedział nic, jakiś wewnętrzny głos podpowiedział mu, że obie kobiety mają w tej chwili o wiele więcej zdrowego rozsądku. Seve... Snape też go miał.
- Kto zda pełną relację? - spytała McGonagall, patrząc na trójkę byłych uczniów wzrokiem surowej nauczycielki.
- Myślę, że on - rzekła Klara, ruchem głowy wskazując Harry'ego. - On się w to wpakował.
Snape oparł łokcie o stół. Coś nieprzyjemnego czaiło się w jego oczach, ale miał wystarczająco dużo taktu, by nie wypuścić tego na zewnątrz.
Harry spojrzał na Syriusza wzrokiem kogoś, kto desperacko potrzebuje wsparcia. Animagowi wydawało się, że za moment serce wyskoczy mu z piersi. Zacisnął zęby. Dziewczyna powiedziała prawdę, chłopak sam się w to wpakował. Eksperymenty z czarną magia, dobry Boże... w pewien sposób był nawet wściekły. Wydawało mu się, że Harry był z nim szczery, jak widać jednak chłopak wiele zataił. W milczeniu, z uczuciem suchości w ustach, Syriusz słuchał długiej opowieści o niechcianej mocy, która odpycha i zarazem fascynuje. O strachu, narastającym z dnia na dzień, o koszmarnych snach, nie pozwalających spać. Harry od niemal roku znajdował się na granicy obłędu i był zbyt przerażony, aby komukolwiek zaufać. Wolał przeszukiwać podejrzane biblioteki, wyciągać informacje od oskarżonych o praktykowanie czarnej magii. Wierzył, że moc, która tak go przerażała, była też lekarstwem. W końcu od zarania dziejów rodzą się ludzie obdarzeni talentem do czarnej magii. Musi być sposób, by to kontrolować.
Kilka miesięcy temu podczas śledztwa młody Auror odkrył rękopis, którego istnienie zataił przed przełożonymi. Rękopis był tłumaczeniem pracy niejakiego Mortena Sigurdsena, norweskiego maga, zajmującego się kontrowersyjnym zagadnieniem "transferu mocy". Około dwudziestu lat temu młody Morten wysnuł hipotezę, że zdolności magiczne powiązane są z pewnym zasobem "mistycznej energii", który można przenosić z jednego organizmu do drugiego. Zafascynowany teorią, Harry nawiązał korespondencję, zaś Sigurdsen wykazał czysto naukowe zainteresowanie współpracą z osobą twierdzącą, że posiada dwa rodzaje owej "mistycznej energii". Ponieważ chłopak nalegał, zdecydowali się, pomimo poprzednich porażek Sigurdsena, przeprowadzić eksperyment.
- Nawet gdybym zginął - zakończył opowieść Harry - to i tak byłoby lepsze. Jeśli mam do wyboru żyć z... tym... Albo żyć bez mocy... to wolę...
Draco, siedzący dotąd z policzkiem przyciśniętym do obitego aksamitem oparcia fotela, poderwał się.
- Idiota! - wrzasnął. Jego porcelanowej barwy twarz stała się czerwona ze złości. -Kretyn! Palant! Myślisz, ze jeśli dasz się zabić, świat będzie lepszy? Że komuś pomożesz? - zerwał się z krzesła i stanął naprzeciwko Harry'ego. - Że ktoś się ucieszy? Naprawdę w to wierzysz.
- Punkt dla ciebie, żmijko - Klara uśmiechnęła się gorzko. - Z twojej śmierci, Harry, naprawdę nic dobrego nie wyniknie. Jeśli nie wierzysz, spytaj. Syriusza chociażby.


***



Skrzypnięcie drzwi. Smuga światła, która wpadła do mrocznego pokoju, chwilę potem została przesłonięta przez wysoką, ciemną sylwetkę. Długa szata zaszeleściła, a chude, blade palce zacisnęły się na ramieniu Syriusza. Animag uniósł głowę, wyrwawszy się z półsennego otępienia. Na łóżku przed nim ciemnowłosy chłopiec spał głębokim, wywołanym magią snem.
- Black, chodź - polecił szorstki głos.
Mężczyzna wstał i posłusznie wyszedł na korytarz. Snape zamknął drzwi pokoju.
- Wieści nie są takie złe - zaczął. - Jego obecny stan to bardziej szok psychiczny. Owszem, skutki utraty mocy będą coraz bardziej widoczne, ale wydaje mi się, że Potter jest póki co dalej niż bliżej śmierci. Możemy spróbować coś zrobić. A tobie radziłbym iść się przespać.
- Z tobą?
- Black. Mówię o śnie, nie o głupotach, o których potem chciałbyś zapomnieć. Idź spać, bo siedzenie przy nim nic nie pomoże.
- A co pomoże? Macie przynajmniej jakąś koncepcję, co?
- Posłaliśmy sowę do ministerstwa, ale obawiamy się, że cały ten Sigurdson rzeczywiście ma błogosławieństwo skandynawskiego rządu. Malfoy sugeruje, żebyśmy wybrali się tam osobiście.
- Bardzo mu nagle zaczęło zależeć - Syriusz oparł się o ścianę korytarza. - Jakie plany ma ten mały Śmierciojad, co?
Snape wciągnął powietrze przez zaciśnięte zęby.
- Posłuchaj, wczoraj miałeś mniej uprzedzeń, więc radzę ci pozbyć się ich i teraz. Draco Malfoy jest kompetentnym aurorem, profesjonalistą, naprawdę czuje do tego powołanie. Harry'emu pomógł już nie raz, kiedy ciebie przy nim nie było. Nie oceniaj go na podstawie tego, kim był jego ojciec. Wiem, że to łatwe, ale, do cholery, wysil się raz, Black i spróbuj pomyśleć inaczej. Nie zniżaj się do mojego poziomu.
Syriusz zamknął oczy i odetchnął głęboko. Argument był... był...
- Severus... słuchaj, jeśli mam już spać, to zrób mi coś na uspokojenie...
- Dobrze. Przyniosę do twojego pokoju.
- Tak prędko wykopałeś mnie od siebie?
- To tobie nagle zabrakło języka w gębie, Black. A ja nie jestem namolny. Stało się to co się stało, możemy o tym zapomnieć - twarz Snape'a, przed chwilą niezwykle łagodna, znów była kamienna i nieprzenikniona jak zawsze. Syriusz z trudem powstrzymywał chęć krzyknięcia czegoś, uderzenia go, pocałowania, zrobienia czegokolwiek, byleby zmienić ten paskudny wyraz. - Idź do swojego pokoju. Wyśpij się.
- Mścisz się na mnie, prawda? - znów zamknął oczy. Byleby nie widzieć tej miny. Byleby łatwiej było mu powstrzymać emocje. - Bawisz się moimi uczuciami. Mścisz się za to, co ja ci kiedyś zrobiłem. Severus, słuchaj, możesz się ze mną bawić, jeśli chcesz. Nie ma sprawy. Ale jeśli mam spać, to nie chcę spać sam. I nie chodzi mi o seks - powiedział szybko. - Chcę z kimś pogadać dziś wieczorem, żeby nie myśleć. Żeby móc zasnąć. Albo pozwolisz mi pójść do ciebie, albo zostanę tutaj. Nie będziesz musiał mi nawet robić miejsca w łóżku. Fotel mi wystarczy. Tylko potrzebuję towarzystwa - otworzył oczy i spojrzał na niego błagalnie.
Zapadła cisza. Ta część zamku, oddalona od dormitoriów, gdzie uczniowie właśnie odrabiali lekcje, rozmawiali, lub po prostu przygotowywali się do snu, była pusta i przeraźliwie wręcz cicha. Teraz słychać było jedynie oddechy dwóch stojących na korytarzu mężczyzn. Ich sylwetki, skąpane w świetle pochodni, rzucały długie cienie na podłogę i ściany.
Pomału, Snape odwrócił się i ruszył w stronę najbliższych schodów. W pewnym momencie spojrzał na siebie. Jego wzrok wyrażał zgodę.