Sny 4
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 06 2011 20:46:20
Tysiącem kwiatów
Płaczą umęczone dusze
Przyjmując ofiarę krwi
Z rąk bezimiennego.
- "Jego prawdziwym życzeniem nie jest to, o czym myślisz."- Słowa "mrocznego Kamui" nie dawały mu spokoju.- Zabiłem najbliższą mu osobę, zniszczyłem mu życie, czego jeszcze, oprócz zabicia mnie, może chcieć?- Rozmyślając, szedł środkiem chodnika jednej z lepszych dzielnic Tokio. Było tuż przed świtem, więc na ulicy nie było nikogo, kto mógłby zainteresować się czerwoną substancją pokrywającą dłoń Seischirou.
Nawet, gdy wszedł już do swojego apartamentu i wziął prysznic, słowa "Kamui" nie dawały mu spokoju.
- I jeszcze te sny. Sny, w których Subaru jest jak ptak ze złamanymi skrzydłami.- Myślał Sakurazukamori, patrząc na biały sufit. Był tak zamyślony, że nie zauważył, kiedy jego umysł odpłynął w sen.
Tym razem scenerią snu nie był park pełen kwitnących wiśni. Pośrodku ciemności stała Sakura. W krasie tysiąca kwiatów, piękna bólem uwięzionych dusz. Seischirou beznamiętnie spoglądał na drzewo. Owszem było piękne, ale poza tym nic do niego nie czuł. Ani nienawiści, ani przywiązania, nic. Tylko Subaru potrafił wzbudzić w nim cień emocji. Czasem swoim gniewem, czasem smutnymi oczyma, a czasem po prostu będąc. Tylko ON. Subaru. Jego Subaru.
I znów byli tylko we dwoje we śnie, patrzyli na siebie. Bez słowa. Cisza. Subaru, mimo zamglonego prawego oka, wciąż był piękny. Obserwowali się wzajemnie.
W końcu to Seischirou podszedł do młodszego mężczyzny i delikatnie położył dłoń na jego policzku. Zaskoczyło go trochę, że Subaru nie odskoczył, ani nie zmienił wyrazu twarzy. Tylko patrzył. Patrzył tym przerażającym wzrokiem martwej lalki. Seischirou zadrżał, coś było nie porządku z jego Subaru. Mag wciąż na niego patrzył.
- Co się stało?- Słowa Sakurazukamori przerwały ciszę. Subaru wolno zamrugał jakby próbując coś sobie przypomnieć.
- Saiki. On... Na kawałki... Fuma.- Powiedział urywanym szeptem mężczyzna. Pochylił głowę i jeszcze ciszej dodał.- Kamui cierpi.- Słysząc to Seischirou nieznacznie się skrzywił. Nie podobała mu się uwaga, jaką obdarzał Subaru chłopaka. Sakurazukamori przesunął dłoń z policzka na kark niższego mężczyzny. Drugą ręką objął jego ramiona i wolno przysunął go to siebie.
- Dlaczego...? Dlaczego ludzie muszą cierpieć? - Szeptał Subaru wtulając się w ramiona zabójcy. - Dlaczego chcesz abym cierpiał? -Złotooki przyglądał się magowi próbując zrozumieć uczucia, jakie ten w nim wywoływał. -Dlaczego mnie ranisz? Dlaczego tu jesteś? Dlaczego teraz jesteś taki dobry?- Subaru coraz bardziej podnosił głos, aż w końcu niemal krzyczał. Seischirou musiał mocniej objąć ramiona maga, aby powstrzymać go przed wyrwaniem się. Dłonią, która jeszcze niedawno spokojnie spoczywała na szyi maga, teraz mocno chwycił za krótkie włosy i zmusił go do odchylenia głowy.
- Czy to ci wystarczy za odpowiedź!? - Wysyczał przez zaciśnięte zęby Seischirou. Subaru patrzył zaskoczony na zabójcę. Mężczyzna nigdy wcześniej nie tracił kompletnej kontroli nad sobą. Teraz, gdy niedopasowane oczy zwęziły się, rzucając wściekłe spojrzenia spod wpół przymkniętych powiek Subaru zupełnie nie poznawał Seischirou.
- Seischirou-san.- Wyszeptał mocno zaszokowany mag. - Co?..- Sakurazukamori nie pozwolił Sumeragi dokończyć. Zamknął mu usta pocałunkiem. Tym razem dotyk jego warg nie był wcale przyjemny. Szorstki pocałunek ranił wrażliwe wargi Subaru. Seischirou przerwał pocałunek, kiedy poczuł krew, płynącą z rozciętej, dolnej wargi maga. Zabójca siłą przewrócił młodszego i unieruchomił go.
- Ponieważ jesteś moją zdobyczą. Jesteś mój na zawsze.- Seischirou ponownie zbliżył swoją twarz do twarzy Subaru i powoli zaczął zlizywać krew z ust mężczyzny. Czuł dreszcze mniejszego ciała pod sobą. Usta zabójcy zsunęły się na szyję maga, podczas gdy jego prawa dłoń wsunęła się pod czarny golf Subaru i zaczęła gładzić gładką skórę.
- Seischirou-san.- Westchnął Subaru, gdy usta Seischirou wędrowały po jego wrażliwym ciele. Zabójca podniósł głowę, aby spojrzeć na Subaru. Biała skóra nieco się zarumieniła, z lekko rozchylonych ust wydobywał się szybki oddech, a wpół przymknięte oczy patrzyły na niego zarazem pożądliwie i oskarżycielsko. Seischirou zamknął oczy, aby się uwolnić od siły tego spojrzenia. Kiedy je otworzył ponownie zobaczył nad sobą biały sufit swego apartamentu.