Inny świat 4
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 04 2011 21:10:59
Przez następne dni Adam wypełniał skrupulatnie królewskie obowiązki z niecierpliwością wyczekując powrotu Kurusa. Jednak nie przeszkodziło mu to zauważyć, że brakuje jednego z jego doradców.
- A gdzie jest Sanus?
- Eee... musiał wyjechać do rodziny, Wasza Wysokość - odparł niepewnie Kirim.
- Dlaczego ja nic o tym nie wiem? - Adam groźnie zmarszczył brwi.
- Proszę o wybaczenie, Wasza Wysokość - Kirim uklęknął - ale uznałem że coś tak trywialnego nie powinno zaprzątać myśli Waszej Wysokości.
- Żeby było jasne Kirim - warknął Adam - następny raz chcę wiedzieć o wszystkim co dotyczy moich doradców. Zrozumiałeś?
- Zrozumiałem Wasza Wysokość. I proszę o wybaczenie.
- Kiedy on wróci?
- Niestety nie wiemy, Wasza Wysokość.
W końcu Kurus wrócił. Jak zwykle wkradł się do królewskiej sypialni nocą, tak żeby nikt go nie zobaczył.
- No i co, masz?
- Mam - Kurus uśmiechnął się od ucha do ucha i wyciągną zza pazuchy malutką buteleczkę.
- Takie malutkie? - zdziwił się Adam.
- A co ty byś chciał?
- Sam nie wiem.
- Więc nie marudź.
- Dobra. To co trzeba z tym zrobić?
- Wypić. - Adam odkorkował buteleczkę i wypił całą jej zawartość jednym haustem. - Hej, co robisz?! Natychmiast to wypluj!
- Ale dlaczego? Przecież kazałeś mi to wypić - zdziwił się.
- Ale nie wszystko! Tylko kilka kropel na raz!
- Trzeba było powiedzieć zanim to wypiłem.
- Trzeba było mnie słuchać! Normalnie ten specyfik jest podawany przez miesiąc po kilka kropli. W tym czasie powoli zmienia organizm. A tak nie wiadomo co się może stać. Nikt jeszcze nie wypił tego na raz, więc nie wiadomo jakie to niesie za sobą skutki.
- Więc co teraz?
- Nie mam pojęcia. Musisz po prostu czekać i obserwować własne ciało.
- A skąd będę wiedział ile czasu mi jeszcze zostało?
- Nie mam pojęcia.
- Co? Handlujesz tym specyfikiem i nawet do końca nie wiesz jak on działa?!
- Po pierwsze to nie handluję nim, tylko kradnę, jeżeli dostanę na niego zlecenie i odpowiednią ilość kasy. Po drugie, nie jestem medykiem i nie mam nigdy zamiaru go używać, więc tak szczegółowe informacje nie są mi potrzebne. Jeżeli chcesz wiedzieć coś więcej to zapytaj się swojego medyka.
- Jak ty to sobie wyobrażasz? Że pójdę do niego i tak po prostu mu powiem: "wiesz Konas, właśnie wypiłem altavan, ale nie wiem jak on działa, więc musisz coś z tym zrobić"?
- Coś w tym stylu.
- Głupi jesteś. Nie po to chciałem żebyś mi to zdobył żeby teraz się wygadać.
- A masz jakiś inny pomysł?
- Nie.
- Wiesz że jeżeli czegoś z tym nie zrobisz to możesz umrzeć?
- Zdaję sobie z tego sprawę, ale w tym momencie mam w głowie pustkę. Myślę, że na razie nie będę nic mówił medykowi. Zobaczę jak to wszystko się potoczy, jeżeli zacznie robić się niebezpiecznie, wtedy mu powiem.
- Jak uważasz.
Następnego dnia Adam wezwał do siebie Kirima.
- Chciałbym żebyś mi powiedział jedną rzecz Kirim.
- Tak, Wasza Wysokość?
- Chodzi mi o Sanusa. On nie wyjechał do rodziny, tylko ukrywa się przede mną, prawda? - Kirim nic nie odpowiedział tylko spuścił głowę. - Powiedz mi. Tylko prawdę.
- To prawda, Wasza Wysokość.
- Powiedział ci co chciałem mu zrobić?
- Tak, Wasza Wysokość.
- Pewnie mnie teraz nienawidzi?- Adam cicho westchnął i stanąwszy przy drzwiach prowadzących do ogrodu zapatrzył się przed siebie. - Wiesz gdzie on się ukrywa?
- Wiem, Wasza Wysokość - odparł Kirim po chwili milczenia.
- Czy możesz go poprosić w moim imieniu o wybaczenie?
- Słucham, Wasza Wysokość? - Kirim spojrzał ze zdumieniem na Adama.
- Chciałbym go przeprosić. Wykorzystałem fakt, że jestem królem, nie pomyślałem nawet o jego uczuciach. Powiedz mu, że to był pierwszy i ostatni raz, więc nie musi się mnie więcej obawiać. Może spokojnie wrócić.
- Przekażę mu, Wasza Wysokość.
- Możesz mi powiedzieć jeszcze jedną rzecz?
- Tak, Wasza Wysokość?
- Nie lubisz mnie, prawda?
- Proszę o wybaczenie Wasza Wysokość, ale to czy lubię króla, czy nie, nie ma żadnego wpływu na moją pracę, więc nie uważam żeby to było istotne.
- Jak zawsze idealna odpowiedź - Adam uśmiechnął się smutno, chociaż Kirim nie widział tego. - Możesz odejść.
- Jak Wasza Wysokość każe.
Minęło kilka dni. Kirim prawdopodobnie rozmawiał z Sanusem gdyż ten w końcu wrócił, ale nie do końca wierzył Adamowi gdyż nigdy nie przebywał z nim sam na sam. Adam też starał się nie stwarzać sytuacji, które by wprawiały młodego doradcę w zakłopotanie. Zresztą miał co innego na głowie. W końcu ujawniły się skutki pośpiesznego wypicia altavanu. Najpierw okazało się iż ma wyjątkowo dużo energii. Próbując ją rozładować dużo pływał i ćwiczył Kung-fu. Jednak nie pomagało to zbytnio, gdyż królewskie obowiązki pochłaniały mu dużo czasu, więc na ćwiczenia niewiele go zostawało. Potem okazało się iż nie może spać, więc ćwiczył także w nocy. Na szczęście co rano okazywało się, iż to co spalił w nocy, pozwalało mu funkcjonować normalnie przez cały dzień. Czasami odpuszczał nocne ćwiczenia i włóczył się bez celu po zamku. Któregoś razu snując się tak po pałacowych korytarzach usłyszał jakieś głosy. Zaintrygowany poszedł cicho w kierunku z którego one dochodziły. Okazało się iż dochodzą z jednej z nieużywanych komnat. Na szczęście drzwi nie były zamknięte tylko lekko uchylone, więc mógł dobrze wszystko słyszeć. Ktoś rozmawiał. Jedną z tych osób z całą pewnością był Sanus. Drugiego głosu Adam nie rozpoznawał.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że przybyłeś - Adam zdziwił się jak bardzo czuły był głos Sanusa. - Ale przestraszyłem się kiedy zobaczyłem, że jesteś ranny.
- To nic kochany. - Głos obcego był równie czuły jak głos Sanusa. -Dla żołnierza rany to normalna rzecz. Poza tym gdyby nie rany to nie mógłbym wrócić. A tak zostałem odesłany na odpoczynek, dopóki rany się nie zagoją.
- Więc trochę czasu będziemy mogli spędzić razem?
- Oczywiście.
- Ale to będzie strasznie trudne.
- To nic, zawsze jakoś sobie z tym radziliśmy, poradzimy sobie i teraz.
- Nie o to mi chodzi.
- A o co?
- O króla.
- Co on ma z nami wspólnego?
- Bo widzisz, on...
- No, wykrztuś to wreszcie.
- On próbował...
- Nie mów że coś ci zrobił! Zabiję drania!
- Nie! Proszę, nie rób nic nierozważnego! Jeżeli zabijesz króla to zostaniesz stracony. A tego bym nie przeżył. Serce by mi pękło z żalu.
- Jeszcze go bronisz? Nie rozumiem cię. Po tym co ci zrobił? Jak możesz?
- On nie jest takim złym królem. Poza tym nic mi nie zrobił. Powstrzymał się w ostatniej chwili. Ostatnio jest nawet miły dla mnie, ale boję się, że kiedyś znowu to zrobi, że nie będę w stanie mu sie oprzeć. Ojciec zawsze wpajał mi szacunek dla króla. Mówił, że bez względu na wszystko zawsze muszę go słuchać, bo jest moim władcą. Boję się, że któregoś dnia skończy to co zaczął.
- Wtedy go zabiję i uciekniemy razem do innego państwa, gdzie nikt nas nie będzie znał i będziemy mogli żyć razem długo i szczęśliwie.
- Chciałbym żeby to było możliwe tu i teraz. Ale dopóki pochodzimy z tak różnych klas społecznych to nigdy nie będzie możliwe.
- Dlatego też musimy się cieszyć każdą chwilą jaką możemy ze sobą razem spędzić. Więc nie myśli już o niczym innym tylko o mnie.
Odgłosy które później Adam usłyszał świadczyły o tym iż kochankowie zajęli się sobą we właściwy sposób. Powoli wycofał się i wrócił do swojej komnaty.
- Kurus, jesteś tam?
- Jestem, jestem - Kurus wyszedł z ogrodu. - Coś się stało? - spytał widząc nieszczególną minę Adama.
- Właśnie dostałem kosza - westchnął Adam.
- Co? Nie mów że mu powiedziałeś, że go kochasz. Przecież jeszcze tego nie sprawdziłeś.
- Nie powiedziałem mu. Widziałem, a raczej słyszałem, go z jego kochankiem.
- To jeszcze nic nie znaczy.
- Znaczy i to bardzo dużo. Po pierwsze: nigdy nie odwzajemni moich uczuć, a po drugie: okazuje się iż niepotrzebnie wypiłem ten cholerny specyfik. Nie mógł się z tym swoim kochankiem ujawnić trochę wcześniej??
- Więc co teraz zrobisz?
- A co innego mogę zrobić? Muszę doprowadzić to do końca. Chociaż w tym momencie zastanawiam się czy nie lepiej by było gdybym umarł.
- Co za głupoty pierdolisz? - zdenerwował się Kurus.
- Żadne głupoty. Po prostu nie uśmiecha mi się szukanie na siłę ojca dla mojego dziecka.
- Słuchaj, jeszcze wszystko przed tobą, przez ten czas wszystko może się wydarzyć.
- Tak myślisz?
- Tak.
- Dobrze, że chociaż ty jesteś tu optymistą - westchnął Adam. - Słuchaj, chcę żebyś coś dla mnie zrobił.
- Co?
- Dowiedz się kto jest kochankiem Sanusa. Wiem tylko, że to żołnierz i wrócił żeby wyleczyć rany.
- Jednak masz zamiar o niego walczyć?
- Nie.
- Więc po co ci to?
- Po prostu chcę wiedzieć i już.
- Doba, dobra, rozumiem ze nie chcesz mi powiedzieć. Zresztą to nie moja sprawa, tak długo jak długo mi płacisz.
- Dobrze powiedziane. Więc zdobądź mi tą informację możliwie jak najszybciej.
- Dobra. A przy okazji, jak się czujesz?
- Czyżbyś się o mnie martwił? To nie podobne do ciebie.
- Wcale się nie martwię. Jestem tylko ciekaw.
- Czuję się dobrze, oprócz tego ze nie mogę spać i mam trochę zbyt dużo energii. Poza tym wszystko inne jest w porządku.
- Czyli nie jest tak źle. A jak z ochotą na seks?
- Jeżeli masz ochotę na powtórkę to zapomnij.
- Szkoda. Było naprawdę fajnie.
- Zamiast myśleć o głupotach, lepiej zajmij się robotą jaką ci zleciłem.
- Dobra, dobra, już idę - odparł Kurus udając naburmuszonego i zniknął w ogrodzie. Następnej nocy Kurus przyniósł informacje o które prosił Adam.
- No i?
- Żołnierz nazywa się Lantar Sonusa, lat dwadzieścia cztery. Pochodzi z biednej rodziny, jest prostym żołnierzem. Dobrze walczy i jest ceniony przez przełożonych.
- Tak jak myślałem - mruknął Adam.
- Co ci chodzi po głowie? Może tym razem mi powiesz?
- Kiedy ich podsłuchiwałem mówili coś o dzielących ich klasach społecznych i że przez to nie mogą być razem tylko muszą się spotykać potajemnie.
- Skoro to podsłuchałeś to po co kazałeś mi się o nim dowiadywać?
- Po pierwsze nie widziałem jego twarzy, a dzięki tobie znam jego nazwisko, a po drugie: nie marudź. Dostałeś za to kasę.
- Nie marudzę, tylko po prostu cię nie rozumiem. Skoro nie masz zamiaru o niego walczyć, to po co ci te wszystkie informacje o jego kochanku?
- Byłeś kiedyś zakochany? Ale tak naprawdę?
- Zależy co dla ciebie znaczy "na prawdę".
- Że mógłbyś dla tej osoby zrobić każde szaleństwo, nawet zrezygnować z zabijania dla pieniędzy.
- Zrezygnować? Nigdy w życiu!
- A więc nie byłeś nigdy zakochany. A skoro nie byłeś, to nie wiesz jak to jest nie móc się spotykać z ukochaną osobą. Nie wiesz jak to boli, kiedy możesz na tą osobę patrzeć tylko z daleka, kiedy nie możesz być przy niej gdy potrzebuje pomocy albo pocieszenia. Nie wiesz jak to jest.
- Masz rację, nie wiem.
- Więc nie zrozumiesz ani ich ani mnie.
- Co chcesz zrobić?
-Chciałbym im jakoś pomóc, ale nie wiem jak - westchnął smętnie i zasępił się.
- Żeby twój doradca mógł oficjalnie pokazywać się ze swoim kochankiem, to jego kochanek musi być tego samego stanu.
- W takim razie muszę zrobić z tego żołnierza szlachcica.
- Tylko jak? Nie możesz tego zrobić tak po prostu, bo szlachta by się zaczęła burzyć.
- Też tak uważam. Trzeba będzie coś wymyślić.
Jak się okazało życie samo rozwiązało ten problem. Ostatnimi dniami Adam często wyjeżdżał z zamku na konne przejażdżki. Niestety nigdy wcześniej nie siedział na koniu, więc na początku musiał się poduczyć. Oczywiście robił to w tajemnicy przed wszystkimi, nocami, kiedy nudziło go łażenie po zamku. Wymykał się wtedy do baraków i spotykał się z Samesem Kolerasem, który po pamiętnej walce z Adamem stał się jego najlojalniejszym żołnierzem. Ten cierpliwie uczył króla jeździć konno. Kiedy Adam już doszedł do wniosku, że jako tako umie jeździć postanowił w czasie wolnym od królewskich obowiązków pojeździć po okolicznych terenach. Za każdym razem towarzyszyło mu dla bezpieczeństwa kilku żołnierzy. Na szczęście nigdy nic się nie stało. Aż do tego pamiętnego dnia. Adam wraz z żołnierzami wyjechał z zamku. Zazwyczaj jeździł tymi samymi drogami, jednak tamtego dnia postanowił pojechać w innym, zupełnie nowym kierunku. Wszystko szło dobrze, gdy nagle jego koń się spłoszył. Nie wiadomo co było tego przyczyną, ale nagle staną dęba i ruszył przed siebie galopem. Adam nie mógł go zatrzymać. Słyszał jak w tyle za nim żołnierze coś krzyczą i próbują go gonić, ale jego koń był zbyt szybki żeby mogli go dogonić. Pędzili więc za nim mając nadzieję, iż koń w końcu się zmęczy. Jednak koń nie chciał się zmęczyć. Galopował jak oszalały. Mimo iż Adam ściągał lejce, za nic nie chciał się uspokoić. Jego panika powoli zaczęła się udzielać Adamowi. Nie wiedział dokąd pędzi i czy w pewnym momencie koń nie zrzuci go z grzbietu. Jedyne co mógł w tym momencie zrobić, to przytulić się do końskiego karku. Tak też zrobił. Kiedy już tak leżał przypomniał sobie jak często w telewizji widział jak uspokaja się konie głaszcząc je po szyi i szeptając coś do ucha. Postanowił spróbować. Cierpliwie i powoli głaskał konia po szyi i, chociaż sam się bał, szeptał: "dobry koń". W końcu zauważył, że daje to rezultaty i koń zaczyna zwalniać. Podniósł się wtedy do pozycji siedzącej. Myślał, że zaraz się zatrzyma, gdy z przerażeniem stwierdził, że pędzą w stronę stromego klifu. Wiedział, że koń nie zatrzyma się na czas, mimo to dalej głaskał go po szyi. Słyszał jak żołnierze powoli zbliżają się do niego. Koń już prawie się zatrzymał tuż nad samym klifem gdy nagle spod kopyt wyskoczył mu królik i koń stanął dęba. Tym razem Adam nie był w stanie utrzymać się w siodle i poleciał w przepaść. Kiedy żołnierze w końcu przybyli zobaczyli spokojnie pasącego się konia i ani śladu króla. Przerazili się. Już widzieli siebie skracanych o głowę za nieupilnowanie króla, gdy jeden z nich postanowił zobaczyć jak głęboka jest przepaść. Pochylił się ostrożnie a jego rozszerzyły się ze zdumienia.
- Hej, zobaczcie!
Wszyscy pochylili się nad przepaścią i zobaczyli niewielką półkę na której leżał król.
- Jak myślicie, żyje? - zapytał jeden.
- Cholera wie, nie rusza się.
- Trzeba wrócić do zamku po pomoc!
- Dobry pomysł! - odkrzyknęli pozostali i wsiadłszy na konie ruszyli w stronę zamku. Ruszyli wszyscy z wyjątkiem jednego, który postanowił zejść na dół i wyciągnąć króla. Czepiając się wystających kamieni i rosnących na ścianie roślin powoli zszedł na skalną półkę. Pochylił się nad Adamem i ostrożnie przekręcił go na plecy. Odetchnął z ulgą kiedy usłyszał jęk.
Oddarł ze swojej koszuli dwa wielkie pasy i obwiązał rany Adama na głowie i na nodze.
- Wasza Wysokość - pochylił się nad Adamem - Wasza Wysokość.
Adam otworzył oczy ale wszystko co widział przysłonięte było mgłą. Także to, co docierało do jego uszu, było zniekształcone. Wiedział, że pochylająca się nad nim twarz coś mówi, ale nie mógł zrozumieć co. W pewnym momencie poczuł jak coś unosi go w powietrzu. Potem był ból i ciemność. Kiedy się ocknął, pierwsze co zobaczył to był wzorzysty materiał. Chwilę zajęło mu zorientowanie się iż patrzy na baldachim zawieszony nad królewskim łożem. Próbował się podnieść, ale tylko jęknął czując ból w klatce piersiowej. Przed oczami pojawiły się czarne plamy.
- Wasza Wysokość! - usłyszał głos Kirima. Ostrożnie otworzył oczy i zobaczył pochylającą się nad nim zatroskaną twarz głównego doradcy. Gdyby go ktoś później zapytał, to przysiągłby, że w jego oczach widział łzy. W tym momencie był jednak zbyt oszołomiony i zdezorientowany żeby o tym myśleć.
- Jak ja się tu znalazłem? - jęknął. - Pamiętam, że spadłem w przepaść, kiedy ten cholerny koń stanął dęba.
- Na szczęście Wasza Wysokość spadł na skalną półkę a nie w przepaść. Jeden z żołnierzy z narażeniem życia zszedł i wyciągnął Waszą Wysokość. Myśleliśmy, że Wasza Wysokość nie przeżyje. Pięć dni leżał Wasza Wysokość bez życia.
- Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz - mruknął Adam i, mając wrażenie, że powieki ma z ołowiu, przymknął oczy.
Ostatnie co zanotowała jego świadomość to był głos Kirima wołającego cały czas: "Wasza Wysokość!".
- Uspokój się - odezwał się nagle jakiś głos. Kirim obejrzał się i zobaczył stojącego nad nim medyka.
- Król nie żyje - szepnął Kirim zbielałymi wargami.
Medyk pochylił się nad Adamem.
- Żyje.
- Żyje? - w głosie doradcy słychać było nadzieję pomieszaną z niepewnością.
- Tak. Po prostu zasnął.
Kirim odetchnął z ulgą.
- Tak w ogóle to skąd ty się tu znalazłeś?
- Właśnie szedłem sprawdzić jak ma się król. Okazuje się, że przyszedłem we właściwym momencie.
- On na pewno śpi? - upewniał się doradca.
- Oczywiście. Może ty też byś w końcu poszedł spać? Siedzisz tu cały ten czas. Królowi to nic nie pomoże, a tobie zaszkodzi.
- Nie mogę. Muszę być przy nim kiedy się obudzi.
- Nie musisz. Kiedy król się obudzi, bardziej będę potrzebny ja niż ty. Więc idź spać. W razie czego powiadomię cię.
- Słowo?
- Słowo.
- W takim razie pójdę się trochę przespać - powiedział Kirim i wyszedł z królewskiej komnaty.
Przez kolejne dni Adam powoli wracał do zdrowia. Rany goiły się nad wyraz szybko. W końcu nadszedł dzień kiedy mógł wyjść z łóżka.
Pierwsze co zrobił, jak tylko wstał, było wezwanie Kirima.
- Wasza Wysokość wzywał? - spytał Kirim kłaniając się nisko.
- Podobno jakiś żołnierz z narażeniem własnego życia wyciągnął mnie z tej przepaści?
- Zgadza się, Wasza Wysokość.
- Co to za żołnierz?
- Zwykły żołnierz, Wasza Wysokość.
- Jak się nazywa?
- O ile dobrze pamiętam, to Lantar Sonusa, Wasza Wysokość.
Adam ze zdumieniem otworzył oczy. Na szczęście był akurat odwrócony tyłem do Kirima, więc ten niczego nie zauważył.
- Trzeba by go jakoś wynagrodzić - powiedział kiedy już doszedł do siebie.
- Jak Wasza Wysokość zdecyduje.
- Gdzie on się w tej chwili znajduje?
- Z tego co mi wiadomo, Wasza Wysokość, to jeszcze jest w zamku, ale za trzy dni ma ruszać na północną granicę.
- W takim razie za dwa dni, jak już wysłucham wszystkich skarg i rozstrzygnę wszystkie spory, wynagrodzę tego żołnierza.
- Rozumiem Wasza Wysokość.
Dwa dni minęły. Kiedy już Adam uporał się ze wszystkimi codziennymi sprawami, drzwi od sali tronowej otworzyły się i wszedł przez nie młody żołnierz. Adam w końcu mógł się przyjrzeć kochankowi Sanusa. Długie czarne włosy opadały mu luźno na ramiona. Czarne oczy, ładnie wykrojone usta. Mięśnie, których nie mógł ukryć pod kaftanem. Nic dziwnego, że Sanus się w nim zakochał, pomyślał Adam. Żołnierz podszedł i klęknął przed tronem.
- Czytaj - powiedział Adam do Kirima.
Kirim rozwinął jeden z trzymanych zwojów i zaczął czytać.
- Za uratowanie królewskiego życia, z narażeniem własnego, my niżej podpisani, król Akirin pierwszy, niniejszym nadajemy Lantarowi Sonusa tytuł szlachecki oraz przekazujemy na własność jego i jego potomkom ziemię leżącą na zachód od stolicy. Podpisano: Akirin pierwszy - Kirim skończył czytać i zwinął zwój.
Adam wstał i wyciągnął rękę. Kirim podał mu zwój który przed chwilę czytał oraz ten, który trzymał pod pachą.
- Powstań. - Żołnierz posłusznie wstał. Adam podał mu pierwszy zwój. - Oto królewskie rozporządzenie na dowód, iż od dzisiejszego dnia możesz używać szlacheckiego tytułu. A to - podał żołnierzowi drugi zwój - akt nadania ziemi. Mam nadzieję, iż będziesz z dumą i honorem reprezentował stan szlachecki oraz przestrzegał wszelkich zasad, hrabio Sonusie.
- To wielki honor i zaszczyt dla mnie bronić królewskiego życia. Póki życia starczy będę stał przy królewskim boku, nawet jeżeli przyjdzie mi poświęcić własne życie. Będę z dumą i honorem reprezentował stan szlachecki i przestrzegał wszelkich zasady tak, by nie przynieść hańby, ani nie zawieść królewskiego zaufania - po czym ucałował królewski pierścień.
Kiedy już było po wszystkim, żołnierz wyszedł a Adam podszedł do Sanusa.
- Sanus.
- Wasza Wysokość?
- Dzisiaj wieczorem masz przyjść do mojego łoża, zrozumiałeś? - spojrzał groźnie na Sanusa.
- Jak Wasza Wysokość każe - wyszeptał Sanus.
Adam odszedł bez słowa.
Kiedy nadszedł wieczór Sanus ze łzami w oczach stanął prze drzwiami królewskiej komnaty. Stał przez chwilę ciężko oddychając. W końcu uspokoił się i wszedł. W komnacie panowała ciemność rozświetlana jedynie niewielka ilością księżycowej poświaty.
- Wasza Wysokość? - zapytał cicho, ale nikt mu nie odpowiedział. Za to coś się poruszyło w łóżku.
Sanus opanowując cisnące się do oczu łzy podszedł do łóżka, rozebrał się i wsunął pod kołdrę. Od razu poczuł obejmujące go ręce. Serce zaczęło mu bić z przerażenia jak oszalałe.
- Wasza Wysokość...
- Nie zgadłeś - usłyszał nagle obok ucha głos.
- Lantar? - zamiast odpowiedzi usłyszał śmiech. Zapalił stojącą przy łożu lampkę naftową. W jej świetle zobaczył uśmiechniętą twarz ukochanego. - Co ty tu robisz?
- A jak myślisz? Czekam na ciebie.
- Ale król... Myślałem, że on...
- Ja też tak myślałem, ale król powiedział mi, że to taki mały prezent od niego dla nas. To nasz pierwszy raz kiedy nie musimy się ukrywać. Postanowił z tej okazji oddać nam swoje łoże. Oprócz tego na stole stoi trochę specjałów, które tylko król może jeść.
- Ale dlaczego? Nie rozumiem tego. Skąd on wiedział, że ty i ja...
- Ja też nie rozumiem. Ale czy to istotne? Ważne, że w końcu nie musimy się ukrywać. Mam teraz tytuł szlachecki i ziemię. Będziemy mogli żyć razem i mieć dzieci. Tak jak zawsze o tym marzyliśmy.
Sanus nic nie powiedział tylko rozpłakał się. Lantar zgasił lampkę i zaczął scałowywać łzy kochanka. Kiedy scałował już wszystkie przeniósł się na pozostałe części ciała.
Tymczasem Adam siedział na balkonie w sali obrad. Usiadł tak jak często siadał w domu. Bezpośrednio na podłodze, z nogami miedzy barierkami balkonu. Siedział i majtając nogami patrzył przed siebie.
-Wasza Wysokość? - usłyszał nagle zdumiony głos Kirima.
- Wiem, wiem. Takie zachowanie nie przystoi królowi, nie musisz mi przypominać - westchnął Adam.
- Nie to chciałem powiedzieć, Wasza Wysokość.
- A co?
- Proszę o wybaczenie, Wasza Wysokość, ale myślałem, że w tej chwili Wasza Wysokość i Sanus...
- Myślałeś, że właśnie korzystając ze swojej pozycji wykorzystuję go w łóżku?
- Coś w tym stylu, Wasza Wysokość - mruknął Kirim.
Adam zaśmiał się.
- Nawet przez myśl mi to nie przeszło. Chciałem go tylko troszkę nastraszyć, żeby później miał miłą niespodziankę kiedy zamiast mnie znajdzie swojego kochanka.
- Proszę o wybaczenie, ale skąd Wasza Wysokość wiedział?
- Przecież jestem królem, nie? Muszę wiedzieć o wszystkim co dotyczy mojego kraju.
- W dalszym ciągu nie mogę zrozumieć dlaczego Wasza Wysokość to zrobił.
- Miłość to najpiękniejsza rzecz na świecie. Szczęśliwy ten kto może się nią dzielić z drugą osobą. Wiem, że oni się kochają. Już dosyć wycierpieli, musząc się ukrywać przed światem. Odrobina przyjemności to dobra rzecz na ich nowej drodze życia. Może będzie dla nich jak szczęśliwy talizman? - Adam zamilkł wpatrzony gdzieś przed siebie. - Powiedz mi Kirim, dlaczego im człowiek ma wyższą pozycję tym bardziej samotny jest?
- Nie wiem, Wasza Wysokość.
- Co z tego, że jestem królem i mam władzę i pieniądze, skoro jestem sam? Otaczają mnie ludzie, mnóstwo ludzi, ale komu z nich tak naprawdę zależy na mnie? Czy ktoś z nich mnie kocha? Czy gdybym nie był królem, to ktoś z nich by mnie kochał?
Adam wstał i spojrzał na Kirima, a w jego oczach błyszczały łzy.
- Nie potrafię odpowiedzieć na te pytania, Wasza Wysokość.
- Ja też nie - westchnął cicho Adam. Nagle coś go zabolało. Jęknął i odruchowo skulił się.
- Wasza Wysokość! - krzyknął przestraszony Kirim i podbiegł do Adama. Złapał go chroniąc przed upadkiem.
- To nic - powiedział Adam prostując się. Kirim cały czas go trzymał jakby bał się, że jednak upadnie. Kiedy Adam wyprostował się jego twarz znalazła się blisko twarzy doradcy. Spojrzał mu w oczy. Te zazwyczaj zimne brązowe oczy były teraz łagodne, pełne ciepła i niepokoju.
- Wasza Wysokość... - wyszeptał Kirim. Jego usta powoli przybliżały się do ust Adama. Adam czuł bijący od nich gorąc. Czuł jego oddech na twarzy. Delikatnie ją pieścił doprowadzając serce Adama do szybszego bicia. Przymknął oczy i wtedy usta Kirima zetknęły się z jego ustami. Najpierw delikatnie niczym muśnięcia wiatru, drażniąc wszystkie zmysły Adama, potem coraz bardziej łapczywie. W pewnym momencie Kirim oderwał się od Adama i wziął go na ręce. Przeszedł przez drzwi, które prowadziły do sąsiedniej komnaty. Stało tam ogromne łoże. Kirim ostrożnie położył na nim Adama i wrócił do całowania. Z ust przeniósł się na szyję w międzyczasie rozpinając jego bluzę. Powoli schodził coraz niżej na przemian całując i przygryzając, drażniąc zmysły Adama. Zanim jego zmysły zdążyły się uspokoić Kirim błyskawicznie rozebrał się i powrócił do całowania. Powoli schodził coraz niżej aż w końcu dotarł do krocza. Omijając naprężony członek przeniósł się z pocałunkami na wewnętrzną stronę uda. Doprowadzone do szaleństwa ciało Adama wygięło się w łuk. Kirim szybko złapał Adama za pośladki, rozchylił je i zaczął lizać doprowadzając Adama do szaleństwa. Jęki rozkoszy wydobywały się z jego gardła bez jakiejkolwiek kontroli z jego strony. Widząc co się dzieje z Adamem Kirim przeniósł się w końcu na jego członka. Wziął go w usta i najpierw powoli, później coraz szybciej stopniowo doprowadzał Adama do orgazmu, jednocześnie drażniąc palcami jego prostatę. Kiedy Adam był już bliski spełnienia Kirim wszedł w kochanka. Objął go i wpił się w jego usta. Zaczął ruszać biodrami. Najpierw powoli i delikatnie, a wraz z rozpływającym się po jego ciele pożądaniem coraz szybciej i namiętniej. W końcu jego pożądanie osiągnęło apogeum i wytrysnął. Chwilę potem Adam także doszedł. Kirim ostrożnie zszedł z Adama i położył się obok niego. Nic nie mówiąc przyciągnął go do siebie i przytulił. Adam czuł jego szybko bijące serce i przyspieszony oddech. Jednak nie przeszkadzało mu to, wręcz uspokajało. Tak bardzo, że w końcu zasnął. Kiedy się obudził był już ranek, a Kirim jeszcze spał, przez cały czas obejmując Adama. Adam ostrożnie przesunął rękę Kirima. Ten przekręcił się na plecy i cicho wyszeptał:
- Akirin...
Adam uśmiechnął się i delikatnie pogłaskał Kirima po policzku. Kiedy spał jego twarz wyglądała tak spokojnie. Wstał i ubrał się. Kiedy Kirim w końcu się obudził Adam stał przy oknie, tyłem do łoża.
- Obudziłeś się już - było to raczej stwierdzenie niż pytanie.
- Wasza Wysokość...
- Czy wiesz, że to co zrobiłeś, to zamach na królewskie życie? A za to jest tylko jedna kara. - Kirim milczał. - Nie powiesz nic na swoje usprawiedliwienie? - Adam odwrócił się i popatrzył na Kirima. - Nie masz zamiaru błagać mnie o litość?
- Nie, Wasza Wysokość - odparł Kirim z dziwną zaciętością na twarzy. - Nawet jeżeli Wasza Wysokość zachce mnie stracić, to i tak nie będę żałował tego co zrobiłem, ani błagał o litość.
- Rozumiem. W takim razie nie pozostawiasz mi wyboru - powiedział Adam i wyszedł na korytarz. - Chcę widzieć wszystkich moich doradców w sali tronowej - powiedział do służącego siedzącego pod drzwiami.
Idąc do sali tronowej zastanawiał się jak to jest, że służący wiedział, że ma siedzieć pod tymi drzwiami. Przecież ta komnata nie jest nigdy używana, a poza tym wszedł do niej przez salę obrad, a nie z głównego korytarza. Właściwie to mało istotne, pomyślał i wszedł do sali tronowej. Czekali już tam na niego Mares, Warnek i Ganar.
- A gdzie Sanus?
- Niestety nie wiemy Wasza Wysokość.
W tym momencie do sali tronowej wpadł Sanus pośpiesznie zapinając guziki.
- Uniżenie proszę o wybaczenie Wasza Wysokość. Dopiero co wstałem - powiedział zasapany.
- Czyżbyś kiepsko spał w nocy? - spytał Adam podchodząc do Sanusa. Ten tylko zaczerwienił się. Adam uśmiechnął się - tym razem ci daruję.
- Zostałem zmuszony do wprowadzenia pewnych zmian - powiedział Adam siadając na tronie. - Od dzisiaj moim głównym doradcą będzie Mares.
- Proszę o wybaczenie Wasza Wysokość, ale głównym doradcą jest Kirim.
- Już nie. - W tym momencie do sali tronowej wszedł Kirim. - Jeszcze dzisiaj Kirim uda się do naszego wschodniego sąsiada jako ambasador naszego królestwa. Poprzedni ambasador zmarł w dniu wczorajszym. Mares zajmie miejsce Kirima.
- Czy mogę zapytać Wasza Wysokość na jak długo Kirim tam się udaje? - spytał Ganar.
- Na zawsze.
Doradcy popatrzyli zdziwieni na siebie nawzajem, ale nic nie odpowiedzieli.
- To wszystko co miałem do powiedzenia - powiedział Adam i wyszedł.
Nie wiedzieć dlaczego, ale miał wrażenie że się dusi w tych murach. Poszedł do stajni. Wziął konia i wyjechał. Nie zastanawiał się dokąd jedzie. Nie obchodziło go to, chciał tylko czuć powietrze we włosach. Galopował już jakiś czas gdy nagle, nie wiadomo skąd, pod końskie kopyta wyskoczył królik. "Znowu?" zdążył pomyśleć zanim spadł i stracił przytomność. Kiedy ją w końcu odzyskał okazało się iż leży w jakiejś izbie.
- Ojcze, ojcze, obudził się! - usłyszał dziecięcy głos i tupot nóg.
Chwilę potem zobaczył pochylającego się nad nim mężczyznę około czterdziestki.
- Jak się czujecie panie?
Adam podniósł się do pozycji siedzącej.
- Chyba dobrze. - Chciał wstać z łóżka, ale ledwo postawił nogi na podłodze upadł z jękiem na kolana.
- Proszę uważać panie - powiedział mężczyzna podnosząc Adama i sadzając na łóżku.
- Z moimi nogami jest coś nie tak - jęknął Adam z bólem w głosie.
- Spójrzmy - mruknął mężczyzna i zaczął obmacywać nogi Adama.
Kiedy doszedł do kostek Adam syknął. Okazało się iż obie kostki ma spuchnięte, a każdy ruch, nawet dotknięcie, sprawia mu ból.
- No i wszystko jasne - powiedział mężczyzna. - Zaraz się tym zajmiemy.
Mężczyzna wyszedł.
- Jak masz na imię? Ile masz lat? - spytał Adam dziewczynki, która ciekawie się na niego patrzyła.
- Jestem Samila, panie. Mam sześć lat.
- Ładne masz imię. - Dziewczynka uśmiechnęła się.
W tym momencie wrócił mężczyzna niosąc bandaże i jakieś słoiczki. Najpierw posmarował obie kostki Adama maściami ze słoiczków, potem obwinął je bandażami.
- Za parę dni powinno być wszystko w porządku.
- Jesteś medykiem?
- Nie panie. Ale potrafię zająć się drobnymi zranieniami. Jeżeli czujecie się panie na siłach, to mój ojciec chciałby porozmawiać. Od dawna nie mieliśmy gości i ojciec czuje się nieco samotny.
- Oczywiście, bardzo chętnie.
- Pozwólcie panie, zaniosę was - mężczyzna wziął Adama na ręce i wyszedł z izby.
Przeszedł do ogrodu, gdzie w obrośniętej pnączami altance siedział starszy mężczyzna.
Młodszy mężczyzna posadził Adama naprzeciw starszego.
- Wybaczcie panie, że nie wstaję na wasze powitanie, ale choroba mi nie pozwala.
- Proszę się nie kłopotać, sam chwilowo nie mogę chodzić.
- Jestem Torus Nawarti, a to mój syn Guser. Zaś ta młoda dama to moja wnuczka Samila - starzec pogłaskał dziewczynkę po głowie.
- Już zdążyłem się z nią zapoznać - Adam uśmiechnął się. - Bardzo miła i dobrze wychowana z niej dziewczynka.
Starzec słysząc to uśmiechnął się.
- Możesz nas zostawić synu?
- Oczywiście ojcze.
- I przynieś nam coś do picia.
Mężczyzna zabrał dziewczynkę i odszedł zostawiając ojca razem z gościem.
- Nawarti? Już gdzieś słyszałem to nazwisko - Adam udał, że próbuje sobie coś przypomnieć.
- Jeżeli byliście panie na zamku to może spotkaliście mojego młodszego syna Kirima. Jest królewskim doradcą.
- No tak! Faktycznie spotkałem doradcę o tym nazwisku. Więc to wasz syn?
- Tak panie. Jestem z niego bardzo dumny. Ciężko pracował żeby to osiągnąć. A wy panie?
- Przybyłem z misją dyplomatyczną do waszego króla. Byłem na przejażdżce, ale koń mnie zrzucił. Szczerze mówiąc nawet nie wiem gdzie jestem.
- Mieszkamy kilka godzin od stolicy. Mój syn was tam panie zawiezie, ale jeżeli wybaczycie mi moją samolubność, chciałbym żebyście jeszcze zostali. Niezbyt często mamy gości z którymi mógłbym porozmawiać.
-Oczywiście. Moi towarzysze poradzą sobie beze mnie, więc chętnie z wami porozmawiam.
- Więc...
Starzeć nie zdążył skończyć zdania gdy wbiegła Samila.
- Dziadku, dziadku!
- Kochanie, mogłabyś nam nie przeszkadzać?
- Ale dziadku... - zaaferowane czymś dziecko nie dawało za wygraną.
W tym momencie do Torusa podszedł jakiś mężczyzna i klęknąwszy powiedział:
- Witaj, ojcze. - Adam poznał Kirima, chociaż ten go nie widział, gdyż odwrócony był do Adama tyłem.
- Witaj, synu. Cieszę się, że cie widzę. Tak rzadko do nas przyjeżdżasz. Właśnie mamy gościa.
Kirim odwrócił się, a gdy zobaczył kim jest gość jego ojca, oczy rozszerzyły mu się ze zdumienia. Pochylił głowę.
- Wasza Wysokość?!
- Król?! - zdumiał się starzec - Proszę o wybaczenie, Wasza Wysokość, nie poznałem - starzec chciał wstać i paść na kolana, ale Adam go powstrzymał.
- Proszę siedzieć, przecież macie chore nogi.
- Dziękuję Wasza Wysokość - starzec schylił głowę.
- Wybaczcie, że was oszukałem, ale czasami mam ochotę odpocząć od tego wszystkiego i porozmawiać z kimś jak z równym sobie.
- Doskonale to rozumiem, Wasza Wysokość.
- Wasza Wysokość, co się stało? Wszyscy szukają Waszej Wysokości. Koń Waszej Wysokości wrócił sam do zamku - powiedział Kirim cały czas klęcząc z pochyloną głową.
- Znowu nie miałem szczęścia. Konie mnie chyba nie lubią, bo znowu trafił mi się płochliwy.
- Czy Wasza Wysokość jest ranny?
- Chwilowo nie mogę chodzić, ale to nic poważnego.
- To dobrze, że Waszej Wysokości nic nie jest.
- Powiedz mi synu, co ty tu właściwie robisz? - wtrącił się starzec.
- Przybyłem pożegnać się.
- Pożegnać? - Zdziwił się starzec.
- Tak ojcze. Jego Wysokość wysyła mnie do sąsiedniego państwa. Nie wiem kiedy wrócę, więc przed wyjazdem chciałem was zobaczyć.
- To wielki zaszczyt synu. Mam nadzieję, że będziesz godnie reprezentował nasz kraj i nie przyniesiesz wstydu swojej rodzinie.
- Oczywiście ojcze - Kirim odwrócił się do Adama. - Wasza Wysokość, powinniśmy już wrócić do zamku. Niedługo słońce zajdzie, a wtedy będzie trudniej wracać.
- Chyba masz rację. Tylko trochę ciężko mi będzie wrócić, skoro nie mogę chodzić.
- Pozwólcie Wasza Wysokość, żeby mój syn przygotował powóz.
- Nie trzeba ojcze. Będzie później problem z jego powrotem. Przyjechałem konno, tak będzie prościej wrócić.
- Jak uważasz synu.
- Wasza Wysokość, proszę o wybaczenie - Kirim wstał i wziął Adama na ręce.
Wyszli przed dom, gdzie stał osiodłany koń. Kirim posadził na nim Adama.
- Jesteś pewien? A jeżeli znowu mnie zrzuci? - spytał Adam niepewnie.
- Nie zrzuci, Wasza Wysokość - powiedział Kirim i wsiadł na konia, tuż za Adamem.
Powoli ruszyli. Jechali jakiś czas w milczeniu, aż w końcu posiadłość Nawarti zniknęła im z oczu.
- Masz miłą rodzinę - powiedział Adam.
- Dziękuję, Wasza Wysokość.
- Dlaczego to robisz?
- Co robię, Wasza Wysokość?
- Po tym jak cię potraktowałem ty nadal jesteś dla mnie miły.
- Nie jestem miły, Wasza Wysokość. Po prostu wykonuję swoje obowiązki.
- Już nie jesteś doradcą, poza tym wygnałem cię.
- Jestem po to by służyć mojemu królowi. Jeżeli jego wolą jest bym służył mu poza granicami kraju, to tak zrobię. Jeżeli król zdecyduje żebym służył mu jako doradca, wtedy będę doradzał najlepiej jak potrafię.
Adam tylko westchnął. Przez cała drogę do zamku nie powiedział już ani słowa. Kiedy wjechali na zamkowy dziedziniec podbiegli do nich służący. Jednak Kirim oddalił ich wszystkich. Zsiadł z konia i wziął Adama na ręce. Zaniósł go do królewskiej komnaty. Chwilę potem przyszedł medyk.
- Wasza Wysokość ma stanowczo zbyt dużo energii - powiedział kiedy już skończył oglądać kostki Adama. - Nie ma dnia żebym nie martwił się o zdrowie Waszej Wysokości.
- Znowu zrzędzisz Konas.
- Ktoś musi, Wasza Wysokość. Wygląda na to, że za kilka dni wszystko powinno być w porządku.
- To dobrze. Konas...
- Tak, Wasza Wysokość?
- Czy Kirim już wyruszył w drogę?
- Jeszcze nie, Wasza Wysokość.
- Możesz mu powiedzieć, że nie musi wyruszać dzisiaj? Myślę, że nic się nie stanie jeżeli na kilka dni pojedzie do rodziny.
- Przekażę mu, Wasza Wysokość.
Konas wyszedł.
- Wyłaź Kurus.
- Znowu za bardzo poszalałeś - Kurus wyszedł z ogrodu.
- To nie ja tylko koń - mruknął Adam.
- Coś nie masz szczęścia do koni.
- Na to wychodzi - Adam zaśmiał się.
- A tak w ogóle jak się czujesz?
- Całkiem dobrze. Czemu pytasz? - zdziwił się Adam.
- Zapomniałeś o altavanie?
- Faktycznie, zapomniałem.
- Więc? Jak się czujesz? Jakieś nowe objawy?
- Nic nowego. Po prawdzie mówiąc to wczoraj nawet spałem spokojnie i już nie rozpiera mnie energia tak jak ostatnio.
- A ile to już dni minęło od momentu kiedy tak nierozważnie wypiłeś go?
Adam liczył pomagając sobie palcami.
- Jeżeli dobrze policzyłem to 33 dni.
- A co to oznacza?
- A skąd ja mogę wiedzieć?? - wzruszył ramionami.
- Pomyśl.
Adam chwilę patrzył się na Korusa.
-O, kurwa.
- Czyżbyś zrozumiał?
- Mówiłeś, że gdybym brał ten specyfik tak jak trzeba, to trwałoby to miesiąc.
- Dokładnie.
- A potem środek powinien już spełniać swoją rolę.
- Na to wychodzi.
- Więc wtedy gdy ja i Kirim...
- O, czyżbym coś przegapił? Nie chcesz chyba powiedzieć, że zrobiłeś kochanka ze swojego doradcy?
- Zaraz kochanka - mruknął zawstydzony. - Zrobiliśmy to tylko raz. Sam nawet nie wiem jak to się stało.
- Powiedz mi kto kogo? - Kurus usiadł obok Adama tak, że ich twarze prawie się stykały. - Ty jego czy on ciebie?
- Nie twój interes - mruknął Adam czerwieniąc się.
- Och, a więc on ciebie. A wiesz co to oznacza? - popatrzył znacząco na rozmówcę.
- Nie.
Kurus nic nie powiedział tylko z dziwnym uśmiechem na twarzy pogłaskał Adama po brzuchu.
- Niemożliwe - szepnął Adam.
- A jednak, mamusiu.
- Może jednak się nie udało? Przecież to tylko jeden raz. Kobiety nie zawsze za pierwszym razem zapładniają się.
- W tym wypadku jest inaczej. Medycy chcieli mieć pewność, że środek będzie miał stuprocentową skuteczność i zrobili tak, że już za pierwszym razem nasienie się zagnieżdża.
- Więc tam... - Adam postukał się po brzuchu.
- Zgadza się, mamusiu - Kurus wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- O cholera.
- Co masz zamiar z tym zrobić?
- A co mogę? Teraz musze jedynie czekać na rozwiązanie.
- A co powiesz kiedy ktoś cię zapyta kto jest ojcem?
- A niby dlaczego miałbym coś mówić? Jestem królem, nie musze się tłumaczyć z tego co robię.
- Niby tak, ale wiesz, trochę to dziwnie będzie wyglądać kiedy okaże się że król, który nawet nie ma kochanka, nagle będzie miał dziecko.
- Więc wezmę sobie kochanka. To chyba powinno zamknąć wszystkim usta.
- Niby tak, ale co z tym co mi wcześniej mówiłeś? Że niby nie chcesz tego robić z kimś kogo nie kochasz? Czyżbyś jednak kłamał?
- Nie kłamałem.
- Więc teraz mnie okłamujesz.
- Może zmieniłem zdanie?
- Zmieniłeś się. Co się stało?
- Nic się nie stało. Po prostu przemyślałem kilka spraw i doszedłem do wniosku, że muszę się zmienić.
- Nie wiem czy mi się to podoba.
- To akurat najmniej mnie obchodzi.
- Ty naprawdę się zmieniłeś. Nigdy się tak do mnie nie odzywałeś.
- Będę się do ciebie odzywał tak jak mi się podoba. Nie masz na to żadnego wpływu.
- Masz rację, nie mam. Ale mogę mieć wpływ na coś innego.
- Ciekawe na co? Czyżbyś jednak zamierzał mnie w końcu zabić?
- Nie w tym stanie, nie zabijam dzieci. Poczekam aż urodzisz dziecko - warknął skrytobójca.
- Już nie mogę się doczekać - powiedział Adam z drwiną w głosie.
- A żebyś wiedział.
- A do tego czasu lepiej nie pokazuj mi się na oczy.
- Jak sobie życzysz, Wasza Wysokość - Kurus drwiąco ukłonił się i ruszył w stronę drzwi do ogrodu.
- Zanim odejdziesz musisz coś dla mnie zdobyć.
- Nie muszę.
- A więc nie chcesz tych pieniędzy? - Adam wyciągnął spod poduszki sakiewkę z pieniędzmi i potrząsnął nią.
- Nie muszę brać każdego zlecenia.
- Jesteś pewien? - powiedział Adam i znowu potrząsnął sakiewką.
- Cholera - westchnął Kurus. - Dawaj. Co mam zdobyć?
- Środek nasenny.
- Co chcesz z nim zrobić?
- Nie twój interes.
- Masz racje, nie mój interes. Zdobędę tylko to co zamówiłeś i już się więcej nie zobaczymy, aż nie urodzisz dziecka.
Kurus wziął pieniądze i wyszedł. Następnego dnia wieczorem dostarczył środek i nie zamieniwszy z Adamem ani słowa wyszedł.
Minęło kilka dni. Skręcone kostki Adama wydobrzały. Któregoś dnia Adam przywołał do siebie Maresa.
- Wasza Wysokość wzywał?
- Tak. Chcę żebyś znalazł mi kochanka.
- Słucham, Wasza Wysokość? - zdumiał się doradca.
- Czy ja mówię niewyraźnie? Chcę żebyś znalazł mi kochanka.
- Oczywiście Wasza Wysokość. Czy to ma być jakiś konkretna osoba?
- Wszystko mi jedno kto to będzie. Ma być tylko na jedną noc.
- Rozumiem, Wasza Wysokość. Jeszcze dzisiaj jakiegoś przyprowadzę.
- Świetnie. A na kolejną noc masz mi znaleźć innego. I tak co noc, dopóki się nie znudzę.
- Rozumiem, Wasza Wysokość.
- Jeżeli rozumiesz, to możesz odejść.
Mares skłonił się i wyszedł z królewskiej komnaty. Kiedy nadszedł wieczór w drzwiach komnaty pojawił młody chłopak w stroju służącego.
- Czego chcesz? - mruknął Adam.
- Wasza Wysokość życzył sobie mojej obecności dzisiejszej nocy.
- Ach, rozumiem - Adam podszedł do służącego i obszedł go dookoła uważnie oglądając. - Jesteś całkiem ładny.
- Mam nadzieję, że Wasza Wysokość będzie ze mnie zadowolony.
- Też mam taką nadzieję. Podejdź. - Służący posłusznie podszedł do stołu. - Napij się. To wino sprowadzane wyłącznie dla króla - Adam podał służącemu kielich z winem.
Kiedy służący wypił więcej niż połowę, Adam przyciągnął go do siebie i zaczął całować po szyi.



CDN