Inny świat 3
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 04 2011 21:10:03
Tymczasem Kirim wrócił do swojej komnaty i rzucił się na łóżko. Zazwyczaj opanowany, teraz miał wrażenie jakby coś miało go rozerwać od środka. Dlaczego? Czy to przez to co powiedział król, czy może przez to jego ciało? Po raz pierwszy miał okazję zobaczyć go bez ubrania. Kiedy był ranny, to medyk zajmował się nim nie dopuszczając nikogo innego. Kirim mógł widzieć jedynie jego obandażowaną klatkę piersiową. Teraz gdy pływał, widział go w całości. Widział idealne proporcje jego ciała, pięknie wyrzeźbione mięśnie. Przed oczami stanęły mu jego kształtne pośladki. Serce zaczęło uderzać coraz szybciej, oddech przyspieszył.
- Akirin... - szepnął. Poczuł jak w dole, między nogami, zaczyna się zbierać prąd. - Akirin... - jego umysł podsuwał mu przed oczy coraz to śmielsze obrazy, jak pieści królewskie ciało, jak król pieści jego ciało.
Rozpiął bluzę i delikatnie pieścił swoją klatkę piersiową i brzuch przyszczypując i drażniąc sutki. Nie, to nie on, to królewskie ręce pieściły jego ciało doprowadzając je do drżenia. Opuścił spodnie. Wziął w rękę swoją pulsującą męskość.
I znowu przed oczami stanęły mu królewskie pośladki. Tym razem wypięte w jego stronę i kuszące ciasnym wejściem do raju. Pieszcząc coraz szybciej i silniej swoją męskość wyobrażał sobie jak wchodzi w króla, a ten jęczy z rozkoszy i wygina ciało doprowadzając Kirima do jeszcze większej ekstazy. Już nie mógł wytrzymać, eksplodował wykrzykując królewskie imię. Kiedy już uspokoił oddech wściekły walną pięścią w poduszkę. Jak to możliwe, że ten niepoważny gnojek doprowadził go do tego stanu? Nie znał odpowiedzieć na to pytanie. Może to dlatego, że już od tak dawna w jego łożu nie było żadnej kobiety? Może jednak król ma rację? Tak bardzo skupił się na wykonywaniu swoich obowiązków, że zupełnie zapomniał o swoich potrzebach. Może powinien zrobić tak jak król mówił? Przecież teraz, odkąd król jest oficjalnie królem, on nie może już decydować o wszystkim tak jak kiedyś, może jedynie podpowiadać królowi, naprowadzać go i przede wszystkim pomyśleć o sobie samym, o swoich potrzebach. Tak, stanowczo musi zająć się swoimi potrzebami, może wtedy nie będzie myślał o królewskich pośladkach.
Minęło kilka dni. Adam w tym czasie regularnie co rano ćwiczył na dziedzińcu zamkowym, albo w basenie, a królewscy doradcy dzielili obowiązki między sprawy codzienne, a organizowanie spotkania króla z ludem. W końcu nadszedł ten dzień. Adam ubrał się i zjadł śniadanie. Ze stojącej na stole miski wziął garść cukierków i wsadził do kieszeni spodni. Cukierki to był jeden z nielicznych importowanych towarów, które sobie zostawił. Przypominały mu cukierki z jego świata. Każdy zawinięty w kolorowy papierek, każdy o smaku jakiegoś owocu. Lubił je od czasu do czasu pogryzać, dlatego w jego komnacie stała miska codziennie uzupełniana przez służbę. Wyszedł z zamku otoczony przez królewską straż. Tuż za nim szli doradcy, a jeszcze dalej kilku żołnierzy. Już od ogrodzenia ludzie zaczęli w jego stronę rzucać kwiaty i wiwatować na jego cześć. Szedł z przyklejonym do twarzy, dokładnie wystudiowanym, uśmiechem i pozdrawiał wszystkich machając dłonią. Szedł drogą jaką utworzył szpaler strażników stojących ciasno jeden przy drugim. Każdy z nich w jednej ręce trzymał lancę a drugą trzymał w pobliżu przytroczonego do pasa miecza, gotów w każdej chwili wyciągnąć go i bronić króla. Wszystko szło po myśli doradców, aż do momentu gdy coś przedarło się między nogami żołnierzy i uderzyło w króla. Doradcy i idący za nimi żołnierze rzucili się w stronę króla, ten jednak powstrzymał ich machnięciem ręki. Spojrzał w dół i zobaczył małą, może trzyletnią dziewczynkę. Kucnął.
- Cześć - powiedział do dziecka i uśmiechnął się. Dziecko rozpłakało się. - Hej, jak przestaniesz płakać, to dam ci cukierka - powiedział i wyciągnął w stronę dziecka dłoń z kilkoma cukierkami.
Dziecko przestało płakać i zaciekawione spojrzało na rękę. Adam rozwinął jeden cukierek i wsadził sobie do buzi. Potem rozwinął drugi i dał dziecku. Te szybko wsadziło go do buzi i uśmiechnęło się.
- Dobre? - spytał Adam.
- Ble - potwierdziło dziecko i uśmiechnęło się jeszcze bardziej.
- To dobrze. A teraz powiedz mi gdzie jest twoja mama.
- Maaaa! - dziecko wykrzywiło buzię w podkówkę i zaczęło płakać.
- Rozumiem, zgubiłaś się? Nie płacz, pomogę ci poszukać mamy - Adam podniósł dziecko i posadził sobie na ramionach - A teraz patrz uważnie, czy gdzieś nie widzisz mamy.
Adam czuł jak dziecko wierci się, jakby kogoś wypatrywało. Nagle zaczęło podskakiwać.
- Da! Da!
- Co? Znalazłaś mamę? No to chodźmy - powiedział Adam i ruszył w stronę kłębiącego się ludu.
- Wasza Wysokość, to jest niebezpieczne! - krzyknął Kirim, ale Adam w ogóle go nie słuchał. Przełamał szpaler strażników i wszedł w tłum, który natychmiast się rozstąpił. Wszyscy klękali. Adam szedł kierując się wymachami rąk dziewczynki. W końcu dziewczynka przestała podskakiwać. Adam zatrzymał się i postawił dziewczynkę. Ta podbiegła do młodego mężczyzny i przytuliła się do niego.
- To twoje dziecko? - spytał Adam.
- Moja siostra, Wasza Wysokość - odpowiedział chłopak nie podnosząc głowy.
- A gdzie wasi rodzice?
- Nie żyją, Wasza Wysokość. Matka zmarła przy porodzie, a ojciec pół roku temu, przygnieciony przez drzewo. Od tamtego czasu ja opiekuję się siostrą.
- Z czego żyjecie?
- Robię rzeźby w drewnie, Wasza Wysokość i próbuję je sprzedawać, ale ludzie nie bardzo chcą je kupować, więc zazwyczaj brakuje nam pieniędzy.
- Pokaż mi te swoje rzeźby.
- Słucham, Wasza Wysokość? - chłopak podniósł wzrok, ale szybko go spuścił widząc wpatrzone w siebie oczy Adama.
- Wstań i pokaż mi swoje rzeźby.
Chłopak posłusznie wstał i sięgnął do przewieszonej przez ramię torby. Wyciągnął kilka drewnianych figurek i podał Adamowi. Kiedy ten je oglądał, podniósł ostrożnie wzrok.
- Podobają mi się twoje rzeźby - powiedział Adam.
- Naprawdę, Wasza Wysokość? - chłopakowi zaświeciły się oczy.
- Oczywiście, chociaż widać, że musisz jeszcze nabyć wprawy. Czy to jest wszystko co masz?
- Wszystko Wasza Wysokość. Po sprzedaniu tego miałem zamiar iść do lasu po nowe kawałki drewna.
- Wezmę je wszystkie. Kirim...
- Tak, Wasza Wysokość? - Kirim podszedł do Adama i pochylił się.
- Masz jakieś pieniądze?
- Kilka złotych monet*, Wasza Wysokość...
- Daj mi je - Adam wyciągnął przed siebie rękę. Kirim posłusznie położył na niej monety.
Adam wziął jedną z nich i dał chłopakowi.
- Tyle chyba powinno wystarczyć za wszystko?
Chłopak osłupiały patrzył na monetę.
- Złota moneta...
- Coś nie tak? - zdziwił się Adam.
Kirim podszedł do niego i szepnął mu na ucho:
- Wasza Wysokość, ten chłopak nigdy nie widział złotej monety. Biedota posługuje się grajcarami, czasami uda im się zobaczyć talara, ale nigdy złotą monetę.
- Rozumiem. W takim razie posiadanie takiej monety może być dla niego problematyczne.
- Zgadza się, Wasza Wysokość.
- Sanus.
- Tak, Wasza Wysokość? - doradca podszedł do króla.
- Zabierz chłopaka do pałacu i rozmień mu tą monetę na grajcary, a później wróć do mnie.
- Jak Wasza Wysokość każe - Sanus ukłonił się.
- A ty, młoda damo - Adam kucnął naprzeciw dziewczynki - następnym razem nie uciekaj bratu, dobrze?
Dziewczynka pokiwała głową.
- Grzeczna dziewczynka - Adam uśmiechnął się i wyciągnął do niej rękę z cukierkami - Masz.
Dziewczynka uśmiechnęła się i objęła Adama za szyję. Ten, w pierwszej chwili zaskoczony, objął ją i przytulił. Dziewczynka w końcu odczepiła się od Adama i razem z bratem poszła za Sanusem. Adam przez chwilę stał patrząc jak odchodzą, a na twarzy błąkał mu się dziwny uśmiech.
- Wasza Wysokość... - głos Kirima przywrócił go do rzeczywistości.
- A, tak. Chodźmy dalej - już chciał ruszyć gdy nagle do jego nozdrzy wdarł się jakiś zapach. Pociągnął nosem, nie miał wątpliwości. To był bardzo smaczny zapach. Pociągając cały czas nosem ruszył powoli za zapachem. Ludzie bez słowa rozstępowali się przed nim i klękali kłaniając się jednocześnie. Adam szedł powoli zagłębiając się w coraz to bardziej obskurne uliczki. W końcu staną przed jakimś niewielkim, rozpadającym się ze starości domem.
- Kto tu żyje?
- Biedota, Wasza Wysokość - odparł Kirim.
Adam pchnął drzwi i wszedł do środka. Izba do której wszedł była tak mała, że zmieścił się w niej tylko on i doradcy. Żołnierze musieli zaczekać na zewnątrz. Zapach zaprowadził Adama do drugiej, równie małej izby. Stał w niej jakiś człowiek i mieszał łyżką w garnku stojącym na palenisku. Zobaczywszy Adama rozszerzył oczy ze zdumienia i padł na kolana. Adam podszedł do garnka i zajrzał do niego. Tak, to był ten zapach.
- Chyba jestem głodny - mruknął.
- Wasza Wysokość, to tylko zwykła zupa z warzyw - powiedział właściciel domu nie podnosząc głowy.
- Jestem głodny - powtórzył Adam, na co gospodarz wstał z klęczek, wziął glinianą miskę i nalał do niej zupy. Nie podnosząc wzroku podał ją Adamowi.
Adam wziął miskę i usiadł przy ławie.
- Masz chleb? - gospodarz bez słowa podszedł do jednej z szafek i wyciągnął z niej chleb. Nie podnosząc wzroku położył przed Adamem.
Adam zaczął jeść. Smakowało zupełnie tak samo jak zupa robiona przez jego matkę.
- Bardzo dobrą zupę zrobiłeś - powiedział Adam, kiedy już skończył jeść.
- Wasza Wysokość jest zbyt łaskawy. To zwykła zupa z warzyw dla mojej chorej żony.
- Na co choruje?
- Nie wiem, Wasza Wysokość. Nie stać nas na medyka.
- Kirim.
- Tak, Wasza Wysokość ? - doradca skłonił się.
- Wezwij mojego medyka, żeby obejrzał tę kobietę.
- Ale Wasza Wysokość... - zaczął Kirim, ale umilkł widząc spojrzenie Adama. - Jak Wasza Wysokość każe - ukłonił się i wyszedł.
- Warnek.
- Tak Wasza Wysokość? - doradca ukłonił się.
- Chcę żeby od dzisiaj ten człowiek dla mnie gotował.
- Proszę o wybaczenie, Wasza Wysokość, ale na zamku jest już dwóch kucharzy, którzy gotują dla Waszej Wysokości.
- Więc ich odpraw. Od dzisiaj ten człowiek ma dla mnie gotować.
- Jak Wasza Wysokość każe - Warnek ukłonił się.
- Chleb też sam piekłeś? - spytał Adam chłopa, który stał z szeroko otwartymi oczami i rozdziawionymi ustami.
- Ależ nie, Wasza Wysokość. Kilka domów stąd mieszka piekarz, to on wypieka ten chleb.
- Zaprowadź mnie do niego.
- Ależ Wasza Wysokość, to jest niebezpieczne. Nie wiemy kto tu mieszka - powiedział Ganar. - Nie będziemy w stanie nic zrobić jeżeli coś się przytrafi Waszej Wysokości.
- Siedź cicho Ganar - warknął Adam, a do chłopa rzekł: - prowadź. Chłop posłusznie wyszedł z domu i co chwila się kłaniając zaprowadził Adama przed stojący trochę dalej dwupiętrowy dom.
- Hej, Korsu, wyłaź! Król do ciebie przyszedł! - krzyknął chłop waląc w drzwi pięścią.
- I co jeszcze stary kawalarzu? - Adama dobiegł śmiech i odgłos otwieranych drzwi. Jednak śmiech szybko umilkł gdy jego właściciel zobaczył kto stoi przed jego drzwiami.
- Wasza Wysokość wybaczy, myślałem, że Mareus robi sobie ze mnie żarty - powiedział z przestrachem w głosie gruby piekarz klękając.
- Podobno to ty upiekłeś ten chleb? - spytał Adam pokazując trzymany w ręce bochenek chleba. Piekarz ostrożnie podniósł wzrok, ale szybko go opuścił.
- To prawda, Wasza Wysokość.
- Co jeszcze pieczesz?
- Kilka rodzajów chleba, ponadto słodkie bułki.
- Chcę spróbować.
- Których, Wasza Wysokość?
- Wszystkiego.
Piekarz bez słowa wyszedł do sąsiedniej izby, by po chwili wrócić niosąc wiklinowy koszyk z różnego rodzaju pieczywem.
- Świeżo upieczone, Wasza Wysokość.
Adam ułamał kawałek każdego pieczywa i spróbował.
- Warnek...
- Tak, Wasza Wysokość?
- Od dzisiaj ten człowiek ma piec chleb na królewski stół. I nie mów mi, że mamy już piekarza - dodał widząc jak Warnek otwiera usta żeby coś powiedzieć. - Odpraw tamtego. Od dzisiaj ten człowiek będzie dla mnie piekł. Daj im obu odpowiednie wynagrodzenie i ustal szczegóły.
- Jak Wasza Wysokość każe.
- Mares...
- Tak, Wasza Wysokość?
- Wracajmy. Inni mieszkańcy też mają prawo zobaczyć swojego króla.
- Jak Wasza Wysokość karze.
Wrócili na trasę jaką zaplanowali doradcy. Tym razem Adam nie zbaczał już z wyznaczonej ścieżki, więc wszystko przebiegało bez zakłóceń.
Kiedy wrócili, wyczerpany Adam położył się spać, a doradcy zebrali się w sali obrad.
- Wiecie, że dzięki zmianie kucharza i piekarza udało się zaoszczędzić znowu trochę kasy? - powiedział Warnek.
- Poważnie? Ciekawe czy król zrobił to kierując się pieniędzmi.
- Myślę, że zrobił to dla własnej wygody - powiedział Kirim.
- Tak myślisz?
- Aha. Proste jedzenie smakowało mu bardziej niż to podawane na królewski stół, więc po prostu zmienił kucharza. Zresztą nie dziwię mu się. Ten sprowadzony z zagranicy kucharz często gotował zbyt ciężkostrawne potrawy. Sam czasami musiałem korzystać z usług medyka. Może ten kucharz będzie lepszy.
- Jest jeszcze jedna rzecz którą zrobił nie zdając sobie z tego sprawy - powiedział Mares.
- Jaka? - spytał Ganar.
- Zdobył serca biedoty.
- To chyba dobrze, nie?
- To zależy - mruknął Kirim.
- To znaczy?
- Zależy jak ma zamiar dalej postępować. Czy faktycznie jest taki jak pokazał przed tymi ludźmi, czy może robi to żeby zdobyć ich zaufanie i dopiero później pokazać swoje prawdziwe oblicze.
- Nie wyglądał na takiego co by robił to z wyrachowaniem - powiedział niepewnie Warnek.
- To o niczym nie świadczy.
- Więc co mamy robić?
- Obserwować - powiedział Kirim - i w razie konieczności odpowiednio zareagować.

Minęło kilka dni. Adam wypełniał swoje królewskie obowiązki, a gdy nie siedział na tronie to ćwiczył Kung-fi, albo oddawał się innym rozrywkom, jak słuchanie grajków, czy gra w szachy z Sanusem. Nic nie zakłócało spokoju.
Którejś nocy nagle się obudził. Nie wiedział co go do tego skłoniło, czy może jakieś przeczucie, czy coś co mu się śniło. Nie wiadomo. W każdym razie obudził się i poczuł dziwy ciężar na swoim brzuchu. Próbował poruszyć się, ale ciężar nie zniknął, za to pojawiło się coś nowego - metal przy jego gardle.
- Widzę, że Wasza Wysokość się obudził - usłyszał kpiący głos tuż przy swojej twarzy.
- Kim jesteś? - spytał Adam wytężając wzrok. W świetle księżyca wpadającym do komnaty zobaczył twarz intruza. Ciemne oczy, czarne włosy i kpiący uśmiech na twarzy.
- Ja? Nikim szczególnym, Wasza Wysokość.
- Przyszedłeś mnie zabić?
- Zgadza się.
- Więc dlaczego tego nie zrobiłeś jak spałem?
- Lubię patrzeć w oczy swojej ofiary.
- Właśnie patrzysz mi w oczy, a mimo to w dalszym ciągu nie kończysz tego po co tu przybyłeś. A tak w ogóle to jak odzywasz się do swojego króla? - Adam groźnie zmarszczył brwi. - Nie okazujesz mi należytego szacunku.
- I co mi zrobisz? Każesz wychłostać? A może ściąć głowę? Twoje słowa nie mają w tym momencie żadnego znaczenia. Bez względu na to jak się będę do ciebie zwracał i tak niedługo będziesz martwy.
- Więc dlaczego tego nie kończysz?
- W twoich oczach nie widzę strachu.
- Więc podnieca cię strach?
- Lubię kiedy ofiara ma strach w oczach. Lubię słuchać jak błaga mnie o litość.
- W takim razie muszę cię rozczarować. Nie mam zamiaru błagać cię o litość.
- Zamierzasz tak po prostu dać się zabić? - skrytobójca był tak zdziwiony, że aż zabrał nóż sprzed gardła Adama.
- Tego nie powiedziałem. Po prostu nie boję się śmierci. Prędzej czy później dopadnie ona każdego z nas.
- Dziwny z ciebie człowiek. Inny na twoim miejscu już by dawno błagał mnie o darowanie życia.
- Jak widzisz ja taki nie jestem. Jeżeli jest mi pisane umrzeć dzisiaj, to umrę bez względu na to co bym nie robił. Jeżeli jednak jest mi przeznaczone życie, to będę żył, bez względu na to co ty byś nie zrobił.
- Cholera - westchnął skrytobójca i zszedł z ofiary. Usiadł na brzegu łóżka, tyłem do Adama. - Nie będę miał żadnej przyjemności z zabicia ciebie.
- To ty robisz to dla przyjemności? Myślałem, że zapłacono ci za to.
- Bo zapłacono. Ale kto powiedział, że nie mogę mieć z tego przyjemności?
- Pokręcony człowiek z ciebie.
- Nic na to nie poradzę - skrytobójca zaśmiał się.
Adam usiadł spuszczając nogi za krawędź łóżka. Skrytobójca spiął się i wyciągnął nóż, ale widząc, że Adam nie ma zamiaru nic robić, opuścił go.
- I co teraz masz zamiar zrobić?
- A co innego mogę? Odejść - skrytobójca wstał i podszedł do drzwi prowadzących do ogrodu.
- Nie boisz się?
- Czego?
- Że na przykład wezwę teraz straż.
- Zanim zdążą przybiec mnie już dawno nie będzie. Poza tym nie zrobisz tego.
- Dlaczego tak uważasz?
- Ktoś kto nie ma strachu w oczach, gdy śmierć przed nim stoi, nie zrobił by czegoś takiego.
- Niegłupi z ciebie facet. Co byś powiedział na to żeby pracować dla mnie?
- Jestem wolnym człowiekiem. Nie mam zamiaru być królewskim psem.
- A kto powiedział, że masz być królewskim psem? - Spytał Adam i wstał z łoża. Podszedł do skrytobójcy. -Jeżeli tak bardzo kochasz swoją wolność, to bądź wolny i wykonuj dla mnie zadania za odpowiednia opłatą.
- Właśnie użyłeś magicznego słowa - skrytobójca uśmiechnął się. - Więc kogo mam dla ciebie zabić?
- Na razie nikogo, ale chcę żebyś w najbliższym czasie został w pobliżu.
- Dlaczego?
- Skoro ty nie wykonałeś zadania, mogą przyjść następni. Z nimi mogę nie mieć takiego szczęścia.
- To będzie kosztować więcej niż normalne zabójstwo.
- Wiesz przecież, że to dla mnie żaden problem.
- W takim razie zgoda - skrytobójca już wychodził gdy Adam powiedział:
- Nie powiedziałeś mi nawet jak masz na imię.
- Kurus - odparł skrytobójca i zniknął w nocy tak samo cicho jak cicho się pojawił.
Adam poszedł spać. Już nic nie zakłócało jego snu. Ani tej nocy, ani żadnej innej. Kurus zgodnie z umową pilnował żeby nikt nie zakłócał królewskiego snu. A zanim Adam poszedł spać często przesiadywał w królewskiej komnacie prowadząc rozmowy z Adamem. Dni mijały. Jednak dla Adama nie były już takie spokojne jak wcześniej. Seksualna absencja doprowadzała go do frustracji. Odkąd znalazł się w tym kraju jedyne co mógł robić to masturbacja. W nocy, gdy Kurus znikał albo w basenie podczas kąpieli. Zaczynało go to już męczyć. Starał się robić wszystko żeby tylko nie myśleć o seksie. Jednym ze sposobów były ćwiczenia pod wodą. Zanurzał się w basenie i tak długo jak mógł wstrzymać oddech siedział tam i wykonywał ćwiczenia. Siła jaką musiał włożyć w ich prawidłowe wykonanie pozwalała mu chociaż na chwilę zapomnieć o problemie. Któregoś razu siedział pod wodą medytując gdy nagle poczuł, że coś go szarpie i ciągnie do góry. Kiedy był już na powierzchni, otworzył oczy i zobaczył Sanusa. Siedział w wodzie i opierał się o brzeg basenu. Oddychał ciężko a woda skapywał z jego długich włosów na ubranie.
- Myślałem, że Wasza Wysokość utopił się.
- Wszystko w porządku, Sanus.
- Proszę o wybaczenie, Wasza Wysokość.
- Nie musisz. Przynajmniej wiem, że nie jestem aż takim złym królem i na pewno będzie ktoś, kto będzie mnie po śmierci żałował.
Sanus nic nie powiedział tylko się zaczerwienił. Adam wyszedł z basenu i zaklaskał z dłonie. Weszły służące z ręcznikami i zaczęły wycierać Adama. Sanus także wyszedł. Pozwolił się rozebrać z mokrego ubrania i wytrzeć. Zajęty rozbieraniem i wycieraniem nawet nie zauważył, że Adam przez cały czas patrzy się na niego. Kiedy służące skończyły wycieranie ubrały obydwóch w szlafroki. Dopiero wtedy Sanus spojrzał na Adama Spojrzał i przeraził się. Adam patrzył na niego dziwnie nieprzytomnym wzrokiem. Serce waliło mu jak oszalałe, a oddech niebezpiecznie przyspieszał.
- Wasza Wysokość, wszystko w porządku? - spytał niepewnie Sanus.
Adam bez słowa podszedł do niego. Przez chwilę patrzył mu w oczy. Nagle złapał go za rękę i pociągnął za sobą. Przeszli do królewskiej komnaty. Tam Adam bez słowa rzucił Sanusa na łóżko.
- Wasza Wysokość... - głos Sanusa zaczął niebezpiecznie drgać, a serce podeszło mu do gardła.
Adam bez słowa pochylił się nad Sanusem i wpił się w jego usta. Kiedy nie mógł już oddychać oderwał się i zaczął całować go po szyi.
- Wasza Wysokość, proszę, nie - jęknął rozdzierająco Sanus, ale Adam nie zwracał na niego uwagi. Całował go po szyi i obojczyku. Rozchylił poły szlafroka odsłaniając klatkę piersiową Sanusa. Przez chwilę delikatnie pieścił ją nie zwracając uwagi na to ża Sanus odwrócił twarz. Przerwał pieszczoty i zaczął delikatnie całować. Nagle przestał. Chociaż Sanus nic nie mówił ani nie zrobił nic by odepchnąć Adama, to jednak ten czuł iż pierś doradcy unosi się spazmatycznie od tłumionego szlochu. Dopiero wtedy popatrzył na jego twarz i zobaczył łzy oraz cierpienie. Zaklął pod nosem i zszedł z Sanusa. - Zjeżdżaj - powiedział krótko. Sanus błyskawicznie wstał i uciekł z komnaty. - Cholera - mruknął wściekły na samego siebie Adam.
Doszło do niego, że o mało co nie zgwałcił drugiego faceta. Nigdy tak się nie zachowywał. Nigdy też nie czuł tak potężnego napięcia. Wsadził rękę pod szlafrok, jednak szybko ją wyciągnął.
- Długo masz jeszcze zamiar się tam chować? - rzucił w powietrze.
Z ogrodu wyszedł Kurus.
- Skąd wiedziałeś że tam jestem?
- Wyczułem twój zapach. - Słysząc te słowa Kurus zaśmiał się - Przyszedłeś dzisiaj wyjątkowo wcześnie. Strażnicy mogliby cię zauważyć.
- Nie zauważyli by mnie nawet gdybym stanął im przed nosem.
- Chcesz powiedzieć że mam kiepskie wojsko?
- I tak i nie. Jeżeli chodzi o walkę to są całkiem dobrzy, ale jeżeli chodzi o przemykanie się niezauważonym, to nie mają ze mną szans.
- Jesteś dość pewny siebie.
- Muszę być, inaczej długo bym się nie utrzymał w tym zawodzie.
- Rozumiem. Po co dzisiaj przyszedłeś?
- Tak sobie. Ostatnio nie mam zbyt wiele zleceń. Miałem nadzieję, że może ty będziesz coś dla mnie miał. Ale widzę że jesteś zajęty.
- Byłem.
- Czemu przerwałeś? Zapowiadało się całkiem ciekawie.
- Żebyś miał z tego radochę? Nic z tego.
Kurus zaśmiał się.
- A tak naprawdę?
Adam westchnął.
- Tak się zapomniałem, że nawet nie pomyślałem, że on może tego nie chcieć. Wykorzystałem swoją pozycję. To wszystko przez to, że odkąd tu jestem nie uprawiałem seksu. Moje ciało już jest na granicy wytrzymałości.
- Więc dlaczego nie weźmiesz sobie kochanki?
- Nie lubię kobiet. Wolę mężczyzn.
- Więc weź sobie oficjalnie kochanka. Założę się, że niejeden szlachcic się na to zgodzi, mając nadzieję na to że dzięki temu będzie mógł się wzbogacić i może nawet rządzić królem i krajem.
- I właśnie w tym problem. Oni wszyscy chcą tylko władzy i pieniędzy. Gotowi są na wszystko żeby tylko to osiągnąć. Ja nie jestem taki jak oni.
- Dlatego przerwałeś w ostatniej chwili?
- Zgadza się.
- Więc co masz zamiar teraz zrobić? To samo tak po prostu nie przejdzie.
- Sam skończę.
- A dlaczego sam?
- Coś sugerujesz?
- Mogę ci pomóc.
- A konkretnie?
- A jak myślisz?
- Jaki masz w tym cel?
- Sam nie wiem. Może po prostu mam na ciebie ochotę.
- Tak po prostu?
- Tak po prostu.
- Czemu ja ci nie wierzę?
- Nic na to nie poradzę. Więc?
- Daj mi bardziej przekonujący powód.
- Nigdy nie rżnąłem się z królem.
- Też jakiś argument.
- Czyli zgadzasz się?
- Powiedzmy, że jestem bardziej skłonny zgodzić się niż wcześniej.
- Więc jak mam cię przekonać?
- Załóżmy że się prześpię z tobą. I co dalej?
- To znaczy?
- Co masz zamiar później robić? Zabić mnie w końcu? Żądać spełniania zachcianek w zamian za milczenie? A może coś innego?
- Mówiłem ci już, że nie interesuje mnie zabicie ciebie. Co do zachcianek to to co mam z zabijania w zupełności wystarczy na ich spełnianie.
- Więc?
- Sam nie wiem. Czy to oznacza że się nie zgodzisz?
- Może ten jeden raz się zgodzę.
- A jeżeli będę chciał więcej?
- A jeżeli się nie zgodzę? Wracamy do punktu wyjścia?
- Ciężko się z tobą pertraktuje - Kurus podszedł do Adama i przybliżył twarz do jego twarzy. - Może na razie damy sobie spokój z tą dyskusją i po prostu to zrobimy?
Usta Kurusa musnęły usta Adama, a jego ręka wsunęła się pod szlafrok i zatrzymała pieszcząc udo i przy okazji drażniąc wciąż nabrzmiały członek. Adam zamknął oczy. Dotyk Kurusa przyprawiał go o dreszcze. Rozbudzone wcześniej zmysły dały znać o sobie ze zdwojoną siłą. Jęknął i zaczął szybciej oddychać. Widząc to Kurus delikatnie pchnął go zmuszając do położenia się. Rozchylił szlafrok odsłaniając nagie ciało Adama. Kiedy je zobaczył oczy zajarzyły mu się dziwnym blaskiem. Szybko rozebrał się i pochylił nad Adamem. Poruszając biodrami drażnił nabrzmiałą męskość Adama. Jednocześnie obserwował jego twarz, jak zmienia się pod wpływem przepływających przez jego ciało impulsów. Ten widok podniecił Kurusa. Poczuł jak robi mu się gorąco , a serce zaczyna mocniej bić. Wpił się w usta Adama. Ten odwzajemnił pocałunek bardziej łapczywie. Był tak bardzo pobudzony, że nie pozwolił Kurusowi przestać kiedy ten chciał oderwać się od niego. W końcu mu się to udało gdy Adamowi zabrakło powietrza.
- Hej, nie tak ostro.
- Zamknij się - wystękał Adam.
Kurus uśmiechnął się. Wziął rękę Adama, wsadził sobie do ust i obficie poślinił.
- Musisz jeszcze wytrzymać. Też chcę mieć z tego przyjemność.
- To da się załatwić - mruknął Adam i wbił w Kurusa palec. Ten jęknął i naprężył się. Widząc wyraz jego twarzy Adam zaczął ruszać palcem jednocześnie pozostałymi palcami pieszcząc jego jądra. Kurus nie mógł już się powstrzymać. Jęczał i poruszał się coraz bardziej drażniąc nabrzmiałą do granic wytrzymałości męskość kochanka. Adam czując, że nie wytrzyma już zbyt długo, do pierwszego palca dołączył drugi a chwilę potem trzeci, doprowadzając Kurusa do szaleństwa. Widząc, że Kurus też już jest na skraju wytrzymałości wyciągnął palce i łapiąc go za pośladki naprowadził na swoją męskość. Kurus jęknął. Czując w sobie Adama zaczął poruszać biodrami. Adam złapał męskość kochanka i zaczął ją pieścić nieświadomie dostosowując rytm pieszczot do rytmu z jakim poruszał się Kurus. Zamknął oczy i poddał się temu rozlewającemu po całym ciele potężnemu ładunkowi podniecenia. Chwilę potem eksplodował równocześnie z Kurusem.
- Więc, co dalej? - Spytał Kurus kiedy już po wszystkim leżeli wpatrując się w baldachim.
- To znaczy?
- Chcesz żebym był twoim kochankiem?
- Nie.
- Dlaczego? Przecież mówiłem ci, że nie zależy mi ani na pieniądzach ani na władzy.
- Nie o to chodzi.
- A o co?
- Wolałbym robić to z kimś kogo kocham.
- Tak? A przed chwilą zrobiłeś to z kimś kogo nie kochasz, więc jak to jest?
- To była twoja nieczysta zagrywka. Wykorzystałeś fakt, że jestem na granicy i wykorzystałeś mnie.
- Jakbyś tego nie chciał to byś się nie dał.
- Moje ciało zareagowało szybciej niż moje myśli. To było jednorazowe. Ja jednak wolałbym to robić z kimś kogo kocham.
- Nie mów że jesteś taki sentymentalny.
- Jestem, i co z tego? Coś w tym złego?
- Nie. Po prostu nie posądzałem cię o to. Ale czekaj, skoro tak mówisz to czy to znaczy, że zakochałeś się w tym swoim doradcy?
- Nie wiem - wzruszył ramionami. - Może faktycznie coś do niego czuję, może to było tylko spowodowane tym, że długo nie uprawiałem seksu i mój organizm zareagował przyćmiewając zdrowy rozsądek. Jakby nie patrzeć Sanus ma całkiem niezłe ciało.
- Więc musisz sprawdzić co to faktycznie jest.
- Tylko jak? Żeby mieć stuprocentową pewność musiałbym być seksualnie zrelaksowany a to oznacza regularne uprawianie seksu. A to z kolei oznacza posiadanie kochanka. Czyli coś czego nie chcę. Beznadziejna sprawa - westchnął Adam.
- Niekoniecznie.
- To znaczy?
- Słyszałeś o środku zwanym altavan?
- Nie, a co to jest?
- Środek dzięki któremu można przystosować męskie ciało do rodzenia dzieci.
- A, słyszałem o nim. Medyk wspominał. Ale co on ma z tym wspólnego?
- Jedną z jego właściwości jest to, że jak już go spożyjesz to twoje ciało przestaje wariować z powodu braku seksu.
- Poważnie?
- No. W tym momencie twoje ciało przygotowuje się do przyjęcia nasienia i wyłącza się na wszystkie inne potrzeby.
- Jak długo to trwa?
- Dopóki nasienie innego mężczyzny nie zostanie w tobie zasadzone.
- Czyli właściwie może to trwać całą wieczność.
- Nie.
- Dlaczego?
- Zażycie środka powoduje skutki uboczne, które mogą nawet doprowadzić cię do śmierci. Dlatego środek ten może być stosowany wyłącznie pod ścisłą kontrolą medyków.
- Jakie skutki uboczne?
- Organizm działa przez cały czas na najwyższych obrotach oczekując na przyjęcie nasienia. Jego naturalne funkcje zostają zakłócone. Utrzymywanie takiego stanu przez zbyt długi okres czasu może prowadzić do wycieńczenia i w rezultacie do śmierci. Jedynie zasadzenie nasienia może to zmienić. Wtedy twój organizm przestawia się wyłącznie na podtrzymanie kiełkującego w tobie życia. Dlatego też środek ten jest bardzo niebezpieczny i może być stosowany jedynie przez medyków.
- Czyli jeżeli zażyję ten środek to prędzej czy później będę musiał dać się zapłodnić jakiemuś facetowi, żeby nie umrzeć?
- W skrócie to tak wygląda.
- Idiotycznie wymyślone. Nie można było tego wymyślić jakoś inaczej?
- Nie wiem, nie znam się na tym.
- To skąd wiesz tyle o tym środku?
- Miałem parę razy zlecenie na zdobycie go. Lubię wiedzieć w co się pakuję, więc trochę się dowiedziałem.
- A więc jesteś nie tylko skrytobójcą, ale i złodziejem?
- No wiesz, czasy ostatnio bywają ciężkie, trzeba sobie jakoś radzić.
Zapadła cisza. Po chwili Kurus zapytał:
- To jak? Decydujesz się?
- Sam nie wiem. Dać się zapłodnić tylko po to, żeby sprawdzić co czuję do drugiego faceta, to trochę dziwaczne. Chociaż z drugiej strony... Kiedy tu przybyłem pomogłem dwóm facetom. Jeden z nich rodził a drugi bronił go przed zbirami. Coś do mnie mówili, ale nie wiem co bo nie rozumiałem ich. Ale nie potrzebowałem ich rozumieć gdy widziałem szczęście na ich twarzach kiedy dziecko w końcu przyszło na świat. Trochę mu w tym pomogłem. I czułem się jakoś tak przyjemnie, mimo iż to nie było moje dziecko. Nie wiem, czy to wyrazy ich twarzy tak na mnie podziałały, czy fakt że przez chwilę miałem wpływ na to kruche życie, że dzięki mnie pojawiło się coś cudownego. Nie wiem. Czy gdybym miał swoje dziecko też bym się tak czuł, czy może lepiej? A może nie lepiej tylko inaczej, ale równie wspaniale? Może jednak posiadanie dziecka nie było by takie złe? Jest tyle pytań na które nie potrafię odpowiedzieć, że po prostu sam nie wiem - westchnął.
- Jedyny sposób żeby na nie odpowiedzieć, to zażyć ten środek i zrobić sobie dziecko. Upieczesz przy tym dwie pieczenie na jednym ogniu. A właściwie trzy.
- Tak?
- Tak. Odpowiesz na te wszystkie nurtujące cię pytania i będziesz wiedział czy czujesz coś do tego swojego doradcy. Jeżeli w czasie działania środka w dalszym ciągu będziesz miał na niego ochotę, to będzie oznaczało, że jednak ci na nim zależy. Tak bardzo, że mimo otępienia twoje ciało wysyła ci sygnały. A wtedy będziesz miał pewność i będziesz mógł go zdobywać.
- A jeżeli okaże się iż jednak to nie było to?
- Wtedy zostanie ci jeszcze trzecia pieczeń.
- Czyli co?
- Dziecko. Następca tronu. Sam przed chwilą mówiłeś, że to było dla ciebie coś wspaniałego.
- To prawda. Jest tylko jeden problem.
- Jaki?
- Skąd wezmę nasienie?
- Na pewno chętnych nie zabraknie. Jeżeli się rozniesie, że król szuka mężczyzny na ojca swego dziecka to będą się zjeżdżać z najdalszych zakątków kraju i oferować swoje nasienie.
- Nie wątpię. Tylko co będzie nimi powodowało? Pewnie to samo co zawsze: władza i pieniądze. Nie chcę takiego ojca dla mojego dziecka.
- Więc weź moje nasienie. Mnie nie zależy ani na jednym ani na drugim.
- Jeszcze czego. A jeżeli dziecko odziedziczy po tobie złodziejskie skłonności? Albo wybierze zawód skrytobójcy, a nie króla? Stanowczo dziękuję.
- Nie to nie, chciałem być tylko pomocny.
- Wiem i dziękuję za to.
- Więc jak? Decydujesz się na to? Może jednak uda ci się znaleźć w międzyczasie kogoś kogo pokochasz.
- A ile będę miał na to czasu?
- Od momentu w którym wypijesz ten środek do momentu, kiedy zaczną występować pierwsze efekty uboczne masz około pół roku. Może przez ten czas znajdziesz kogoś kogo pokochasz na tyle żeby został ojcem twojego dziecka.
- W takim razie zgadzam się.
- Więc poproś swojego medyka o ten środek.
- W żadnym wypadku! - krzyknął Adam i poderwał się do pozycji siedzącej.
- Dlaczego?
- Nie chcę żeby ktokolwiek o tym wiedział.
- Dlaczego? Przecież posiadanie dziecka przez króla to nic złego. To jest wręcz wskazane żeby utrzymać ród.
- Nie o to chodzi.
- A o co?
Adam westchnął ciężko.
- Jako król jestem cały czas obserwowany. Co bym nie zrobił zawsze czyjeś oczy mnie śledzą. Albo doradcy, albo służba. Nawet w kąpieli mnie podglądają. Zero prywatności. Gdyby jeszcze doszło do tego dziecko... Zaraz zapewne zaczęłoby się szukanie odpowiedniego kandydata na dawcę nasienia. W tym momencie moje uczucia zeszły by na dalszy plan. Najważniejsze by było dobro kraju i tym podobne bzdety. Dlatego też chciałbym chociaż raz zrobić coś sam. Rozumiesz?
- Rozumiem. Też nie lubię gdy ktoś mnie obserwuje.
- Więc zdobędziesz dla mnie ten środek?
- Zdobędę, ale to może trochę potrwać, no i będzie sporo kosztować.
- Wiesz, że pieniędzy mi nie brakuje. A jeżeli chodzi o czekanie to jakoś wytrzymam.
- W takim razie zaraz wyruszam - Kurus wstał z łóżka i zaczął się ubierać.
- Już teraz?
- Im szybciej tym lepiej, no nie? - powiedział Kurus i wyszedł.




*Podstawową jednostką monetarną jest grajcar. 100 grajcarów to 1 talar. 100 talarów to 1 madryl, zwany złotą monetą z racji tego iż w całości wykonany jest ze złota.


CDN